Draco
potarł zesztywniały kark, wpatrując się w czysty pergamin
majaczący przed nim. Nie wiedział. Zwyczajnie nie wiedział, jak
napisać pytanie o książki, które delikatnie,
ale tak bardzo-bardzo
delikatnie,
zakrawały o czarną magię.
Do
chłopca w końcu dotarło, że w zwykłych publikacjach nie
znalazłby nic wartego uwagi. Musiałby poszukać gdzieś w trudniej
dostępnych miejscach, gdzieś, gdzie autorzy nie mieliby skrupułów
przed użyciem pewnych środków. Co prawda szafka zniknięć nie
była stricte mrocznym artefaktem, w końcu jakoś znalazła
się w Hogwarcie pełnym uczniów, ale ani przez chwilę nie pomyślał
o niej jako o czymś, co było bezpieczne i miłe. Nie, kiedy
wyczuwało się to ciężkie powietrze, znajdując się w pobliżu.
Draco
westchnął, odkładając z rezygnacją pióro na stolik. Wysłanie
prośby o poszukanie książek związanych jakkolwiek z czymkolwiek
mroczniejszym byłoby samobójstwem. Niestety Filch nadal stał na
straży.
—
Starożytne
runy? Od kiedy tak się nimi interesujesz?
Drgnął,
kiedy jakaś postać pojawiła się przy stoliku. Znajdował się w
rogu pokoju wspólnego i nie spodziewał się, że ktokolwiek
chciałby do niego podejść i mu przeszkodzić. Widocznie Blaise nie
miał z tym żadnych problemów.
—
Słucham?
— wycedził Draco, podnosząc wzrok na chłopaka.
— Nie
udawaj, że nie słyszałeś — mruknął, opadając na krzesło
naprzeciwko. Postukał palcem w okładkę z jednej przytarganych
przez Malfoya książek. — Czy to nie ty ciągle narzekałeś na
bezużyteczność tego przedmiotu? Było coś o...
—
Nie
muszę się uczyć jakichś durnych run, kiedy angielski jest o wiele
lepszą i bardziej funkcjonalną alternatywą. Nie rozumiem, jaka
różnica byłaby w korzystaniu z run, kiedy bez większego wysiłku
można znaleźć gotowe już tłumaczenie i zamiennik zaklęcia
— dokończyła
Pansy przesadnie naburmuszonym i przepełnionym wyniosłością
głosem.
— Co
tutaj robicie? — zapytał Draco.
Ledwie
hamował wybuch gniewu, chociaż nie był pewny, skąd on się wziął.
—
Uznaliśmy,
księżniczko, że troszeczkę skopaliśmy sprawę jako przyjaciele —
powiedział w końcu Blaise, ale nie patrzył mu w oczy. — W końcu
to nie tak, że nie wiedzieliśmy wcześniej, że masz paskudny
charakter, a i ostatnie wydarzenia nie były zbyt... Eee... Ciekawe?
Pansy
prychnęła, słysząc te marne próby wysłowienia się. Założyła
nogę na nogę i pochyliła się w stronę Draco, kładąc mu dłoń
na ramieniu. Oczy miała szeroko otwarte, w których odbijało się
zielonkawe światło, zapewne przedzierające się przez zamulone
jezioro nad nimi.
—
Chcieliśmy
pogadać. Tak po prostu. I nie mam na myśli rozmowy o niektórych
— zaakcentowała
— sprawach, ale... Nie chcę, by to wszystko tak się skończyło.
Draco
poczuł uścisk gdzieś w środku, jednak nie zamierzał go
interpretować. Mimowolnie odetchnął głębiej, co nie uszło
uwadze Pansy, która trochę wymuszonym tonem zaczęła:
— A
więc runy? Może będę mogła jakoś pomóc? Ostatecznie chodzimy
na te same zajęcia — dodała z niepewnym uśmiechem.
Draco
zawahał się niezauważalnie.
—
Zainteresowało
mnie łączenie ich z innymi gałęziami magii. Wiesz, runy nie są
jedynie formą komunikacji, ale jakby przewodnikiem dla magii — im
dalej, tym mówił z większym zapałem.
Blaise
uniósł brwi, widząc nagły entuzjazm, ale to Pansy się odezwała:
— Czy
to przypadkiem nie Granger się o to wykłócała na poprzednich
zajęciach?
Zabini
zaczął chichotać, brzmiąc zdecydowanie niemęsko. Draco spojrzał
ze zdradą w oczach na dziewczynę.
— Nawet
nie zaczynaj — syknął.
Miał
wielką ochotę zostawić to wszystko i pójść gdzieś daleko bez
tych...
— Ale
przyznaj, że to podchodzi pod kompleks — wydukał Blaise,
ocierając łzy. — Jakby nie patrzeć, zawsze kończysz przy
książkach, gderając, jaka to Granger jest irytująca i aż sam się
wzdrygasz z obrzydzenia na samą myśl o niej.
— Ej!
Może on jest masochistą? — zastanowiła się Pansy.
Draco
zaciskał mocno pięści i ktoś postronny mógłby przysiąc, że
powietrze nagle się ochłodziło. Ślizgonka odwróciła się w jego
stronę z uśmieszkiem.
—
Albo...
Albo on chce ukryć jakieś głębsze uczucia do...
Nie
zdołała dokończyć; kolejne słowa przecięły powietrze niczym
brzytwa.
— Nawet
się nie waż kończyć tego zdania.
— Czy
mi się wydaje, czy to zabrzmiało jak groźba? — wysunęła, a
niewinność się wręcz z niej wylewała. — Czyżbyśmy trafili
na...
—
Pansy.
„Oho,
księżniczka ma wyjątkowo paskudny humor, jeżeli dała się
sprowokować” pomyślał z niepokojem Blaise.
Parkinson
zabrała rękę. Księżniczka zdecydowanie nie miała dobrego
dnia; byłby gotów ich zabić samym spojrzeniem.
—
Naprawdę
sądzicie, że jak przyjdziecie tutaj po tygodniach nieodzywania się,
będę udawać, że nic nie miało miejsca? — wręcz
syczał; niespecjalnie miał ochotę na fałszywą uprzejmość i
konwenanse. Możliwe
też, że coś w nim w końcu pękło. — Ach,
no tak, bo przecież jest
ustanowiony limit słów na dzień, żeby przypadkiem nie rozmawiać
ze mną dłużej niż to koniecznie.
Pansy
nadęła policzki, ale wiedziała, że nie będzie łatwo; jakby nie
patrzeć, interesowała się nim, kiedy znajdował się alarmująco
długo poza pokojem wspólnym czy dormitorium. Przyszedł jednak
czas, by wziąć się w garść.
Machnęła
różdżką, zanim ktokolwiek się odezwał, jednak żadne zaklęcie
nie wypłynęło spomiędzy jej ust.
— Nikt
nas teraz nie podsłucha — wyjaśniła, chowając różdżkę. —
I nie, nie sądzimy — odpowiedziała na z pozoru retoryczne pytanie
Draco, który wyprostował się na jej słowa. — Ale musisz
przyznać, że ty też nie zachowałeś się jak przykładny
przyjaciel.
— Nie
wiem, o czym mówisz — wymamrotał, ale
niezbyt przekonywująco.
Dziewczyna
jednak była nieubłagana. Jasne, mogli to ignorować, ale wtedy cała
ich trójka by cierpiała. Już odrzucając jej głupie zakochanie w
Draco — byli przyjaciółmi, na Merlina! Może nieidealnym, bo im
samym było do tego daleko, ale mimo wszystko przyjaciółmi. A ona z
Blaise'em nie zrobili nic. Unieśli się dumą, zamiast walczyć.
— Czemu
do nas nie przyszedłeś? Czemu nie chciałeś z nami rozmawiać? —
szeptała, a tylko jej drżące dłonie zdradzały, jak wiele to ją
kosztowało.
—
Uwierz
mi, że nie mogłem — powiedział w końcu, brzmiąc na o wiele
starszego, niż był w rzeczywistości. — Teraz też nie mogę. Nie
chciałem was w to wszystko wpakować, dobra? Zwłaszcza że nie
wykazywaliście zbyt dużego entuzjazmu, gdy dochodziliśmy do tych
tematów.
Jasne, byliście podekscytowani, kto by nie był? Ale nie chcieliście
znać szczegółów, zamknęliście się w tej swojej utopijnej
bańce, oczekując, że wszystko stanie się bez waszego udziału.
Draco
patrzył przez chwilę, jak Blaise starał wyzuć się z emocji, a
Pansy zaciskała dłonie, by odzyskać choć trochę kontroli nad
ciałem.
Nagle
coś w niego uderzyło. Oni nie byli gotowi. Byli tylko nastolatkami,
którzy nie powinni mieć nic wspólnego z wojną. Nikt nie powinien
przygniatać ich decyzją, w imię jakich poglądów lepiej umrzeć.
Draco zrozumiał już, dlaczego był najmłodszym śmierciożercą w
szeregach i dlaczego następny był dopiero dwudziestojednoletni
Marcus Flint. Widocznie nawet Czarny Pan zdawał sobie sprawę z
tego, jak bardzo chwiejni byli nastolatkowie, jak niepewnymi
poplecznikami mogliby być. Zrobili wyjątek tylko dla niego; miał
być tylko karą za niewykonanie zadania, niczym więcej.
—
Draco?
Dlaczego się uśmiechasz w ten sposób?
Pansy
zaniepokoiła się, kiedy ten nie odzywał się przez dłuższy czas,
nie mówiąc już, gdy na jego twarzy wykwitło jakieś... gorzkie?
rozbawienie.
Chłopak
pokręcił głową.
— To
nic, coś sobie przypomniałem.
Parkinson
wydawała się bardziej niż chętna, by dowiedzieć się czegoś
więcej, ale odpuściła. Powiodła spojrzeniem po pozornie spokojnej
sylwetce Draco, mimowolnie zatrzymując wzrok na lewym przedramieniu.
—
Czyli...
— zaczęła z wahaniem, ale kiedy zobaczyła zainteresowanie w
oczach obydwu Ślizgonów, kontynuowała: — Coś się ruszyło,
prawda? Stąd te nerwy.
Malfoy
uniósł brwi na tak bezpośrednie nawiązanie, ale musiał się tego
spodziewać po swoim wybuchu.
— Nie
mam ci nic do powodzenia, możesz jedynie odhaczać dni w kalendarzu.
— Do
czego? — Zmarszczyła brwi.
Draco
jednak milczał, bawiąc się piórem.
—
Prawdopodobnie
do zwycięstwa Czarnego Pana — odpowiedział za przyjaciela Blaise
dość posępnym tonem.
Nadal
czuł się nieswojo, w końcu uważali się za braci, prawda? A on go
zostawił, uniósł się dumą w najmniej odpowiednim momencie. A
może... A może byli tylko kolegami, z którymi dobrze spędzało
się czas, ale gdy przychodziły problemy... Może nie był w stanie
być czyimkolwiek przyjacielem?
Potrząsnął
delikatnie głową. Powinien wziąć się w garść, nie użalać nad
sobą. Nie on jeden kogoś kiedyś zawiódł i
nie powinien się czuć przez to wyjątkowy.
— Nie
podoba mi się twój ton, Blaise — syknęła Pansy, podnosząc
podbródek. Miała bezdenne oczy, w których odbijała się nicość,
i to chyba ona
tak
przeraziła
Zabiniego. — Dlaczego nie staniesz po stronie, gdzie są twoi
przyjaciele?
— Nie
mieszaj w to przyjaźni.
Co
dziwne, to nie Blaise to powiedział, a Draco. Pansy jakby straciła
rezon.
—
Dlaczego
nie starasz się nas przekonać? Sądziłam raczej, że będziesz się
starał, byśmy byli po właściwej stronie — skończyła, ale nie
wydawała się zbyt pewna.
Popatrzył
na nich z dziwnym błyskiem w oku. Dziewczyna miała przeczucie, że
ten nie powtórzy już tego, co za chwilę będzie dane jej usłyszeć.
—
Jeżeli
decyzja o przyłączeniu nie należała do mnie, to dlaczego miałbym
kogokolwiek namawiać? — wyrzucił z siebie w końcu, kurcząc się
minimalnie w fotelu.
—
Draco,
co ty... — wydusiła.
— Nie
— przerwał jej — nie chodziło mi, że mam inne poglądy. Po
prostu chcę, żeby to była wyłącznie wasza decyzja, niczyja
więcej. Żebyście nie wymawiali się przyjaźnią; że
dołączyliście nie przez wzgląd na innych, tylko przez swoją
wiarę w Czarnego Pana.
Wzrok
chłopaka prześwietlał ich przez moment. Pansy popatrzyła na
Blaise'a, ale on pokręcił głową, niemo pokazując, że to ich
rozmowa, nie jego.
— Zdaję
sobie sprawę, że nie byłoby to łatwe...
Draco
mimowolnie parsknął śmiechem.
—
Łatwe?
Czy ty wiesz, co mówisz? — zapytał, ale nie dał jej szansy na
odpowiedź. — Musisz być gotowa poświęcić wszystko dla dobra
sprawy, swoją reputację, przyjaciół, rodzinę, siebie...
Przestajesz być odrębną jednostką, stajesz się częścią
organizmu i musisz być świadoma, że nie zawahają się cię
usunąć, kiedy okażesz się skazą, defektem, czymś, co spowolni
ten cały mechanizm.
Słowa
zawisły w ciężkiej ciszy. Dziewczyna nie chciała jednak tak
zakończyć tej rozmowy.
— Ale
raczej nie mamy alternatywy, prawda? Czarny Pan to przyszłość, nie
oszukujmy się, Potter nic nie zdziała, nawet jeśli okaże się, że
naprawdę jest tym Wybrańcem — rzuciła trochę opryskliwie.
— Nie
musicie przyłączać się od razu do szeregów, możecie po prostu
być, pokazując, że jesteście po odpowiedniej stronie.
Draco
dziwił się, jak te słowa łatwo układały się na języku. Ale
czemu miałyby nie? Ostatecznie były prawdą. Racja?
Czarny
Pan był jedyną opcją, Potter nic nie mógłby zdziałać przeciw
niemu, to absurdalne. Czas się obudzić i przyjąć to do
świadomości. Tylko gdyby potrafił sam siebie oszukać, że to było
coś, czego naprawdę pragnął.
— Ale
na wojnie będzie potrzebna każda różdżka — wtrącił Blaise;
pochylił się i oparł łokcie na stolik, jakby chciał ich lepiej
słyszeć.
— W
Hogwarcie raczej was nie dosięgnie, jakby nie patrzeć, nikogo nie
zainteresuje nastolatek, który nie radzi sobie z niewerbalnymi —
zakpił z minimalnym uśmiechem.
Zabini
nie dał się jednak sprowokować.
— Ty
chyba nie sądzisz, że to wszystko skończy się w ciągu... półtora
roku? — dokończył, ale nawet nie starał się ukryć zdziwienia.
—
Właśnie,
Draco, przeciwnicy Czarnego Pana, jakkolwiek by mi się to nie
podobało, nadal mają zbyt dużą władzę. Nie wspominając już o
naszym drogim dyrekto...
— Nie,
czekaj, Pansy — przerwał jej Blaise; wzrok miał utkwiony w
niewzruszonym
chłopaku.
— Ty coś wiesz, Draco, coś, czego nie chcesz nam mówić.
Ten
popatrzył na nich jakby ze znudzeniem.
—
Odrobiliście
już referat na zaklęcia?
*****
Hermiona
z nieziemską przyjemnością otworzyła książkę na odpowiedniej
stronie. Nie mogła powstrzymać ekscytacji — oksfordzkie
badania! Coś jednak przeszkadzało jej w tej słodkiej chwili. Jakaś
myśl uparcie nadciągała gdzieś z głębin umysłu, ale Gryfonka
nie miała sił jej roztrząsać. Spychała ją więc raz za razem,
starając się skupić na tekście. Daremnie.
Jak
wielkim nierozsądkiem się pokierowała, zdobywając dostęp do tych
badań? Oddała w ręce swojego bądź co bądź wroga przedmiot,
który mógłby w jakiś sposób dać przewagę jednej ze stron w tej
wojnie! Ta forma komunikacji mogłaby być niezauważalna i
niemożliwa do przechwycenia, gdyby tylko poświęcić jej trochę
więcej uwagi!...
Z
drugiej strony to mogłoby zająć zbyt wiele czasu, gdy potrzebowali
tego na wczoraj. Dlaczego więc miała tak wielkie wątpliwości?
Hermiona musiała wiedzieć to gdzieś w skrycie, że to mogłoby ją
zwyczajnie przerosnąć, a ona straciłaby cenny czas, kiedy to mogła
zdobyć wiedzę potrzebną do przetrwania ich wszystkich. W końcu
Harry był ich nadzieją, a ona już w pierwszej klasie stanęła za
nim murem.
„Ach,
Harry” warknęła w myślach, czując nagły gniew.
Nie
mogła uwierzyć, że wykorzystał biedne skrzaty i to jeszcze nie do
czegoś ważnego, a do śledzenia drugiego ucznia!... Dziewczyna
zawzięcie ignorowała fakt, że drugim uczniem był Malfoy, a
informacje, które zdobył Harry, delikatnie, ale to
bardzo-bardzo delikatnie wzbudzały podejrzenia. Wcześniej
sądziła, że potajemne schadzki Ślizgona ograniczały się tylko
do obserwatorium — to był całkiem logiczny wniosek,
patrząc na to, że owe pomieszczenie nie zostało naniesione na mapę
Huncwotów.
Ale,
oczywiście, jej jedyna teoria — jedyna bezpieczna i optymistyczna
— legła w gruzach zaraz po usłyszeniu, że Malfoy zawieruszał
się gdzieś w okolicach siódmego piętra, a dokładniej Pokoju
Życzeń.
To
jednak nie wskazywało, że był od razu śmierciożercą, prawda?
„Bądźmy
rozsądni” uspokajała się w myślach, „Po co Voldemortowi jakiś
nastolatek, który ani nie jest jakiś wybitny, ani tym bardziej
nadzwyczaj lojalny?”.
Dziewczyna
skłaniała się ku opcji, że Malfoy ćwiczył potajemnie
mroczniejsze zaklęcia, które mogłyby wzbudzić podejrzenia u
każdej normalnej osoby. Ostatecznie jego zainteresowanie tą książką
o artefaktach nie wzięło się znikąd. A może sam próbował coś
tworzyć?
Hermiona
uśmiechnęła się nieświadomie. Według niej Malfoy miał smykałkę
do badań, a jeżeli planował skupić się na magicznych
przedmiotach, nie miała prawa mu tego zabraniać. Wydawał się tak
zafascynowany dziennikami...
Gryfonka
przymknęła książkę, odkładając ją na łóżko. Przygryzła
dolną wargę, aż do krwi, ale nie pomogło jej to podjąć decyzji.
Powolutku zsunęła się z posłania, stawiając stopy odziane w
bawełniane skarpety na wzorzysty dywan. Niepewnie sięgnęła w
stronę torby leżącej tuż obok szafki nocnej. Czarny notes
przyciągał jej wzrok, jednocześnie go odpychając.
—
Jesteś
cholerną Gryfonką czy nie? — wymamrotała do siebie, ale nie
dodało jej to odwagi.
Przemknęła
jej myśl, że marcowa pogoda była dla niej łaskawa, dzięki czemu
została sama w dormitorium. Jakoś nie miałaby ochoty gnieździć
się z
współlokatorkami,
a zwłaszcza pewną
blond osóbką.
Opuściła
powieki, biorąc głęboki wdech.
„Czym
się tak denerwuję?” zapytała w myślach, starając się
zignorować narastające
dziwne
podekscytowanie.
Nagle
otworzyła oczy i zdecydowanym ruchem wzięła do ręki notes. Nie
zastanawiając się, zerknęła do środka. Tym razem to
rozczarowanie przejęło pełnię władz w ciele. Ale to chyba
lepiej, racja? Może zapomniał. Albo go spalił.
Białe
stronice prześladowały ją jednak jeszcze przez dłuższy czas.
*****
Witam!
Rozdział miał być tydzień temu, ale jakoś tak wyszło, że jest
dopiero dzisiaj. Myślę, że kolejny będzie pod koniec marca (tj.
koło 26 marca 2017), ale zobaczymy. W każdym razie jak Wam się
podobało? Chodzi mi głównie o odczucia związane z pierwszą
częścią (tą zdecydowanie bardziej ślizgońską). Jestem ciekawa,
co o niej sądzicie. Ale już bez przynudzania — do zobaczenia za
dwa (?) tygodnie!
Co ze mnie za czytelnik... Tak dawno nie komentowałam. A szkoda. Bo Twoje opowiadanie z rozdziału na rozdział robi się coraz lepsze, chociaż mam wrażenie, że to niemożliwe. Gdybym tylko mogła, chciałabym przeczytać już opowiadanie do końca, trafić na nie przy epilogu. Pewnie nie spałabym wtedy całą noc. A z drugiej strony, cieszę się, że mogę je odkrywać rozdział po rozdziale. I jestem z Ciebie bardzo, bardzo dumna, bo tworzysz niesamowitą historię. A jeśli kiedyś zachce Ci się napisać książkę, ja będę pierwsza w kolejce do jej kupienia.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci weny, moja zginęła śmiercią nienaturalną jakieś cztery miesiące temu...
W każdym razie, całuję i pozdrawiam z Hiszpanii :*
Nigdy nie mam pojęcia, co odpisać na coś takiego, bo zwykłe "dziękuję" wydaje się niewystarczające. Bardzo mi miło (chociaż to maciupki eufemizm), że zdołałam Cię porwać aż tak (tym bardziej, że zawsze mam lekkiego stresa, czy rozdział zostanie dobrze przyjęty). Mam nadzieję, że będziesz do końca i dalej! ❤
UsuńWłaśnie widzę, że zaginęła, przez co bardzo żałuję. Ale może jak wrócisz z Hiszpanii? W ogóle to mam nadzieję, że ciepło tam i jakoś dajesz radę. :D
Całusy!
I ja w komentowaniu trochę się opuściłam, ale już wracam!
OdpowiedzUsuńJestem mile zaskoczona, że rozdział pojawił się tak szybko, bo chyba przy poprzednich były większe przerwy (albo po prostu już mi się mylą opowiadania :D).
Tak jak moja poprzedniczka, podpisuję się pod jej komentarzem nogami i rękami, z rozdziału na rozdział widać progres, co jest w sumie dziwne, bo już od pierwszych rozdziałów pisałaś bardzo dobrze.
Strasznie mi się spodobała rozmowa naszej trójki Ślizgonów. Mimo że poruszyli w niej ciężkie tematy, bo jest nim wojna, Czarny Pan, to tak gładko poprowadziłaś tą konwersację, że nie dało się odczuć jakiś 'spięć' w dialogach. Nie rozmawiają jak znużeni życiem czterdziestolatkowie, jak niestety często zdarza się w opowiadaniach (nawet pewnie w moim :')), ale po prostu jak młodzi ludzie. Brakowało mi między nimi takiej rozmowy, więc nasyciłaś moją niecierpliwość! :D
Rozmyślania Hermiony — IDEALNIE opisane. Jakbym czytała o sobie, tyle że z innym tematem rozważań. Taka wewnętrzna burza mózgu, no miód na me serce. I na końcu trochę się zawiodłam, że Hermiona ostatecznie nie napisała żadnej wiadomości do Malfoya przez notatnik, ale pewnie jeszcze się zdarzy okazja nie raz, nie dwa!
No właśnie, czekam na więcej sytuacji między nimi, daj nam coś, bo już się niecierpliwię! :D
W każdym razie — rozdział bardzo mi się spodobał i czekam z niecierpliwością na kolejny! Mam nadzieję, że pojawi się równie szybko, jak ten. :) Wysyłam więc wirtualnie mnóstwo weny i... czekam!
PS. Ile planujesz opublikować w sumie rozdziałów?
M.
Oj, zdecydowanie były przerwy, ale jak wiosna przyszła, to stwierdziłam, że się przeorganizuję i częściej rozdziały wstawiać będę (zdradzę, że planuję rozdział na weekend i coś dodatkowego w trakcie tygodnia). :D
UsuńAch, cieszę się tak bardzo, że rozmowa Ślizgonów wyszła tak dobrze. Trochę się jej obawiałam, czy wszystko się ładnie obroniło i zamknęło. A co do Hermiony - z nią miałam właśnie problem, żeby płynnie te myśli mi przechodziły! Ileż ja się przeredagowałam. Na dzienniki długo nie będziesz czekać, może nawet w następnym rozdziale coś będzie, ale nie obiecuję, bo muszę sprawdzić, co ja sobie porozplanowywałam. Ale gwarantuję, że nudy (raczej) nie będzie.
W każdym razie - dziękuję! Z całego mojego serduszka! ❤
PS Planuję nie przekroczyć czterdziestki w tej pierwszej części, ale mogę się rozpisać. Co do drugiej - prawdopodobnie będzie obszerniejsza niż pierwsza, bo spuszczę wyobraźnię ze smyczy (teraz muszę wszystko uzgadniać z książką, ale kiedy wyjdę poza Hogwart...). Myślę jednak, że całość będzie miała te sto (może mniej, może więcej, bo nie jestem pewna, jaki kształt to wszystko ostatecznie przyjmie - postacie w końcu żyją i są czasami nieprzewidywalni) rozdziałów, więc jeszcze długa droga przed nami. :D
Ha! Powracam do grona komentujących! Trochę mnie tu nie było, ale obiecuję, że taki przestój się już więcej nie powtórzy :D Ja nawet nie żałuję, bo nie musiałam czekać na tych parę rozdziałów, ale wiem, że ty musiałaś tęsknić bardzo za mną xD Przepraszam, jakoś tak wpadłam w śmieszkowy nastrój. Chyba dlatego, że udało mi się załatwić (czyt. nadrobić twoją historię) przynajmniej jedną rzecz w tym miesiącu, ale to później ci napiszę, hahah.
OdpowiedzUsuńA tak już na poważnie, to bardzo podoba mi się kierunek, w którym idzie ta opowieść. Mnoży się coraz więcej spraw ze świata magii i w sumie dobrze, że Dramione tego nie przysłania.
Nie wiem w sumie, co napisać, bo jestem świeżo po paru rozdziałach naraz, ale w następnej notce będę się już rozwodzić nad fabułą <3
Pozdrawiam cieplutko :*
Oj, tęskniłam! ❤ I wierzę, że więcej nie będzie takich przestojów, nawet jeśli byś miała mnie kiedyś opierniczać, co ja tu wypisuję. :D
UsuńI Dramione raczej w ogóle nie da rady przytłoczyć tej historii, bo nie wiem, czy już wspominałam, czy nie, ale nie czuję się dobrze w romansach. Takiż już mój los. :')
Następny będzie albo dzisiaj, albo w przyszły piątek - w zależności, jak bardzo nie będzie mi się chciało uczyć historii. xD