[M] Wschód słońca

Hermiona zachłysnęła się powietrzem, rozglądając się panicznie po uśpionym dormitorium w poszukiwaniu podobieństw ze swojego snu. Po chwili, która zdawała się trwać wieczność, Gryfonka podniosła trzęsącą się dłoń do piersi w marnej próbie uspokojenia szalejącego serca. Nie musiała się nawet wysilać, by poczuć jego nierówne i zdecydowanie przyspieszone bicie przez cienką warstwę bawełny.
– Nic ci nie grozi – szept wydostał się spomiędzy spękanych i bladych ust. Drugą ręką podparła się i podniosła do pozycji siedzącej. – Już nie – dodała, jakby to miało cokolwiek jej pomóc.
Przymknęła zaraz powieki, biorąc głęboki wdech. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że przygryzała dolną wargę, dopóki nie poczuła miedzianego smaku, rozpływającego się po jej języku. Hermiona wzdrygnęła się mimowolnie, a jej rozbiegane oczy ponownie się roztworzyły. Zsunęła się z łóżka, doskonale wiedząc, że sen nie będzie na tyle łaskawy i nie ukoi jej skołatanej duszy.
Wtem zazwyczaj przestronny pokój wydał się być niewystarczający. Dziewczyna miała wrażenie, jakby coś na nią napierało, jakaś mieszanka niezrozumiałych emocji, a ona nie potrafiła im się przeciwstawić. Zacisnęła zęby, wykrzywiając przy tym twarz w dziwnym grymasie. Pchnięta nagłą myślą wstała, może nazbyt gwałtownie, i podeszła do starej, drewnianej komody, z której wyjęła gruby, bordowy sweter. Po chwili stanęła przed niewielkim lustrem i związała włosy w gruby warkocz.
Zignorowała pogłębiające się cienie pod oczami i niezdrowy odcień skóry.
Gryfonka zamknęła za sobą drzwi dormitorium, nieświadomie gładząc opuszkami palców pozłacaną klamkę. Zeskakując z kolejnych stopni schodów, zaczęła odczuwać dziwną ulgę, ale wraz z nią nadeszło otępienie. Nawet nie zorientowała się, w którym momencie dotarła na Wieżę Astronomiczną. Dopiero lodowate szpilki powietrza przenikające przez dziergany sweter nieco ją otrzeźwiły. Panna Granger wzdrygnęła się, a jej dłonie mimowolnie znalazły się na ramionach, chcąc zachować choć odrobinę ciepła. Jednak, wbrew sobie, zrobiła kilka kroków w przód, pozwalając, by porywisty wiatr targał jej ciałem. Oparła się o jeszcze zimniejszą barierkę i, utkwiwszy wzrok w ciemną, grubą linię znaczącą Zakazany Las, dała się poprowadzić zagubionym myślom.
Pierwsze promienie słońca wychylały się znad horyzontu, oznajmiając naturze, że nadszedł nowy dzień. Nieboskłon mienił się tysiącami barw, przemijającymi i zmieniającymi się z zaledwie silniejszym podmuchem wiatru. Kłęby białych obłoków otaczały wznoszące się słońce, towarzysząc mu już od pierwszej sekundy jego mozolnej wędrówki po niebie. Kąciki ust Hermiony mimowolnie podniosły się odrobinę do góry.
– Ciebie też męczą gnębiwtryski?
– Luna? – Starsza dziewczyna odkręciła się szybko, zaskoczona, że spotkała kogokolwiek o tak wczesnej porze. – Co ty tutaj robisz?
– Zapewne to samo, co ty – odpowiedziała, jakby to wszystko wyjaśniało. Krukonka przekręciła delikatnie głowę w bok, wyglądając, jakby się nad czymś zastanawiała. – Jestem tylko ciekawa, dlaczego rozsiewasz wokół siebie taką mroczną aurę. I to chyba nawet nie jest sprawka gnębiwtrysków – dodała po chwili, nieznacznie marszcząc zadarty nos.
– Ja... – zaczęła zdezorientowana Gryfonka. Zamrugała szybko powiekami, jakby miała nadzieję, że to tylko przewidzenie. Nie miała ochoty na rozmowę. Nie wtedy. – Nie mogłam spać, to wszystko – wyrzuciła z siebie, decydując się na półprawdę.
W błękitnych oczach błysnęło coś na krótką chwilę, sprawiając, że Hermiona poczuła się niepewnie. Nieświadomie zagryzła dolną wargę. Luna zaraz oderwała spojrzenie od sylwetki szatynki, kierując je na coraz jaśniejsze niebo.
– Mama kiedyś mi opowiadała, że Słońce i Księżyc byli dwójką zakochanych w sobie ludzi, ale nigdy nie mogli być razem. Po swojej śmierci trafili na nieboskłon, przez co nadal nie mogą się spotkać. Jedno z nich musi umrzeć, by drugie mogło na powrót zaczerpnąć powietrza – wyjaśniła, a jej aksamitny głos niósł się daleko na wietrze. – Smutne, prawda?
– Tak – mruknęła starsza z dziewczyn, ale nie wyglądała, jakby naprawdę słuchała. – Wiesz co? Chyba wrócę do dormitorium, trochę chłodno się zrobiło – dodała koślawo, próbując wyglądać przy tym jak najbardziej wiarygodnie.
Panna Wiem-To-Wszystko odepchnęła się od barierki i, posyłając niewielki uśmiech w stronę blondynki, ruszyła w stronę schodów. Wtem zatrzymała się, kiedy poczuła na swoim ramieniu słaby uścisk drobnej dłoni.
– Nie duś tego w sobie, nie daj im się – poradziła cicho Luna, prześwietlając Granger wzrokiem.
– Im? – wykrztusiła Hermiona, czując, że zaczynała pękać.
Wspomnieniom – wytłumaczyła, a jej cienkie usta nieprzerwanie wyginały się ku górze. – Myślę, że to one mieszają ci w głowie jeszcze bardziej niż gnębiwtryski.
Cisza, która zagarnęła je w swoje objęcia, przygniatała Hermionę. Z trudem przychodził jej kolejny oddech.
– Do czego dążysz? – zapytała Gryfonka, a w jej głosie można było usłyszeć rozpaczliwą prośbę, by tamta nie szła w tę stronę.
– Wiesz, jakie jest moje najgorsze wspomnienie z wojny? – wysunęła z pozoru bez związku. Nie czekając na odpowiedź, powiedziała: – Kiedy Harry pokonał Lorda Voldemorta, przyszedł czas na ocenę strat. Nigdy nie zapomnę tej ulotnej chwili euforii, która szybko została przyćmiona przez płacz i krzyk tych, co stracili swoich najbliższych.
– Luna... – dziewczyna chciała jej przerwać, ale Krukonka zdawała się dać poprowadzić swoim własnym demonom w ten zgubny taniec.
– Mój tata nie miał tej przyjemności zasmakowania tego zwycięstwa i wątpię, by kiedykolwiek miał.
– Mamy najlepszych mago...
– Sama w to nie wierzysz, Hermiono, wiem to. Nikt nie zna tej klątwy, a próbowali już wszelkich sposobów, by obudzić tatę. Nadaremnie – dodała. Delikatny uśmiech jednak nadal nie znikał z jej warg. – Przynajmniej może porozmawiać z mamą.
Wiatr muskał zaróżowione policzki Luny, plącząc jasne kosmyki prostych włosów. Hermiona spuściła wzrok. Nagle zdecydowanym ruchem podciągnęła lewy rękaw swetra, ukazując oszpecone przedramię napisem „szlama”. Dotąd nie wiedziała, co ją skusiło, by odsłonić wszystko, co do tamtej pory w sobie kryła.
– Kiedy trafiłam do dworu Malfoyów, bałam się. Ale nie o mnie, tylko o Harry'ego. Nawet o Rona tak się nie bałam, jak o niego, bo to on był naszą jedyną nadzieją – roześmiała się cicho, z nutką histerii. – Spodziewałam się bólu, jednak Bellatrix przeszła moje najśmielsze wyobrażenia, a ja nadal mam o tym koszmary. – Pozwoliła ręce opaść wzdłuż jej ciała, kontynuując: – Czasem te sny witam z otwartymi ramionami, bo czasem wracam do wydarzeń z maja poprzedniego roku – jej głos coraz bardziej się ściszał, a powieki zakryły zasnute mgłą tęczówki – jeśli zamknę oczy, to mogę nawet teraz poczuć żar gorąca na policzku i to powietrze przesycone ziemią i kurzem. Mam wrażenie, że zaraz oślepi mnie blask tej feerii zaklęć wymykających z marnych kawałków drewna. Pod stopami wyczuję trzęsący się zamek, a adrenalina pobudzi się w moich żyłach urwała gwałtownie, biorąc potężny wdech. Najgorsze jednak coraz głośniejsze krzyki ludzi. I ciało poruszające się jak gdyby za sprawą cienkich sznureczków w zdolnych dłoniach marionetkarza. Nie jestem... Nie byłam w stanie się zmusić, by odwrócić wzrok od tych dziwnie powyginanych kończyn jakichś pechowców ostatnie słowa wręcz wyrzuciła z siebie, chcąc pozbyć się tego balastu, ale nie wyglądało, jakby pomogło.
Hermiona w jednej chwili poczuła, że pękła, a z jej piersi wyrwał się szloch. Jednak poczuła też oplatające ją ciepłe ramiona.
Trzymaj w sobie te wspomnienia szepnęła Luna, brzmiąc nadzwyczaj poważnie. I walcz, by to się nigdy nie powtórzyło.
– To nie czas na ideały burknęła szatynka, jednocześnie próbując się uspokoić.
– Nie czas zgodziła się. Nie możesz jednak zapomnieć, chociaż nie wiem, jak bardzo pompatycznie to brzmi, że wspomnienia to ty, bez nich ciebie by nie było.
Słońce już całkowicie wzeszło nad horyzont, oświetlając dwie tak różne i zarazem tak podobne młode kobiety. A wiatr poniósł ostatnie słowa blondynki na cztery strony świata.

*****

Witam! Zaskoczeni? Ja bardzo, bo tym oto tworem zdobyłam pierwsze miejsce na Katalogu Granger! Hurra! :D
Piszcie swoje opinie (nawet zwykła buźka wystarczy, bo wiem, że przybyliście, zobaczyliście i spodobało się Wam), bo trzeba nakarmić wena (może coś wyskrobię na niedzielę, ale będzie trudno, niemniej, postaram się, więc trzymajcie za mnie kciuki). ❤

8 komentarzy:

  1. A ja tam wcale się nie dziwię, że wygrałaś, bo sama przyznałam ci dużo punktów i lałam och i achy (pod nickiem Galadriel Black).
    Lunowata Luna, ale nie wykreowana na zasadzie - wepchnę gdzieniegdzie "posłała rozmarzone spojrzenie" ale jako ta krukonka, czyli mądra. Krotko, ale zdecydowanie na temat.
    Nie lubię Hermiony i może dlatego tak bardzo mi się to podoba, bo pierwszoplanowa rola należy jednak do Luny, mimo że patrzymy na wydarzenia przez pryzmat Granger.
    Dziękuję za wspaniały tekst i życzę weny na więcej, Galadriel

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobało mi się :) totalnie oryginalne, Luna chyba była ostatnią osobą jakiej się spodziewałam. Pisz dalej! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Powtórzę, to co już napisałam na Katalogu Granger - napisałaś historię, która mnie ujęła. Idealnie odwzorowane charaktery Hermiony i Luny. Tekst bardzo kanoniczny – taka scena naprawdę mogłaby mieć miejsce. Wpleciona opowieść o Słońcu i Księżycu, jako dwójce kochanków była bardzo interesująca.
    Od początku byłaś jedną z moich faworytem!
    Z chęcią zapoznam się z pozostałą Twoją twórczością.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozpływam się... Dosłownie. Ta scena tchnęła melancholią i polotem. Podobało mi się, naprawdę. Wypowiedzi Luny były niezwykle głębokie, a otworzenie się Hermiony wzruszające.
    Życzę weny,
    Coco Deer!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, gratuluję zasłużonego zwycięstwa :) Obiecałam, że spojrzę, więc jestem, kiedy tylko znalazłam czas :) Rozdział przepełniony emocjami, które można wyczuć nawet przed monitorem. Kreacja Luny bardzo przypadła mi do gustu, widać, że nie jest wciśnięta na siłę jako przerywnik i ma swoją głębię. Dobra kończę achać i ochać, bo się rozpłynę :P Nawet nie rzuciły mi się w oczy żadne błędy, które mogłabym powytykać jak to mam w zwyczaju ;) Zakładam, że tekst jest tak dobry, że ich po prostu nie ma, a do tego i tak zapewne bym ich nie widziała. Niech Wen się nasyca, bo czekam na ciąg dalszy ;)
    Erel

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochana Cassie, witam Cię.
    Tak dawno już nic nie czytałam ze świata blogów, tak dawno sama już nic nie pisałam.
    A tym czasem zupełnie przypadkowo trafiłam na twojego bloga na którego już "od wieków" mam ciągły zamiar zajrzeć.
    Jesteś bezbłędna. Widać i czuć to w każdym twoim zdaniu. Każde słowo układa się z pozostałymi w idealny ideał.
    Malujesz obraz, jak w epoce romantyzmu, pełen smutku, melancholii ale także tego ukrytego ciepła.
    Dobrze mi zrobiło przeczytać tą miniaturkę. Prosta, ale w prostocie tkwi tak wiele.

    Wiesz, mam nadzieję, że nie długo znów coś napiszę, co będziesz mogła przeczytać i podzielić się twoją dla mnie bardzo cenną opinią.
    Chcę poruszać ludzi, czytelników. A ty jak widzę, też to robisz i umiesz :)
    Uścisk.
    PS> Co to są gnębiwtryski, lub co ty sobie pod nimi wyobrażasz?

    V. Ferrom
    broken-wings-are-flying.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początek dziękuję za komentarz! ❤
      Chciałam, żeby nie była przesadzona i widzę, że mi się to udało. Nawet nie wiem, co mogłabym dodać - dziękuję! :D
      I mam nadzieję, że szybko powrócisz, bo się stęskniłam. Naprawdę. :")
      A "gnębiwtryski" to polski odpowiednik "wrackspurt" (czy jak to tam leci), takie zwierzątka wymyślone (albo i nie :D) przez Lunę, a które powodują złe samopoczucie (w bodajże piątej części jest o tym wzmianka). Niestety, nie są moje, tylko pani Rowling, od której je zapożyczyłam. ;)
      Również ściskam i czekam na kolejny rozdział (lub cokolwiek innego Twojego autorstwa)!

      Usuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)