Terry
Bott wodził oczyma po kolejnych tytułach, klnąc w duchu na
McGonagall. Spędzał kolejny dzień w bibliotece, ale jego
wypracowanie nie zostało nawet zaczęte. A to wszystko przez
szalenie trudny temat, obejmujący zagadnienia owutemowe i to takie
ze zdecydowanie wyższej półki. Chłopak wypuścił ciężko
powietrze i przeczesał palcami jasne kosmyki włosów. W takim
tempie odda nauczycielce następnego dnia pusty pergamin.
Nagle
jego piwne oczy napotkały drobną sylwetkę, znikającą za
następnymi regałami. Nie zastanawiając się, szybko ruszył w
tamtą stronę.
– Witam
– odezwał się, kiedy w końcu dorównał jej kroku. Przesłał
jej szeroki uśmiech, kiedy odpowiedziała mu skinieniem. – Czyżbyś
nie zrealizowała swoich planów i teraz odrabiasz zadanie z
transmutacji? – zapytał, starając się brzmieć nonszalancko, ale
zdradził go rozpaczliwy błysk w oku.
Hermiona
podniosła brwi z rozbawieniem.
– Jeszcze
trochę, a stracę wiarę w ciebie i wszechwiedzę Krukonów –
parsknęła, po czym usiadła na drewnianym krześle. Otworzyła
torbę i wyciągnęła z niej potężną księgę. – Ja swój już
skończyłam i nie rozumiem, dlaczego wszyscy tak panikują. Przecież
nie było to takie trudne.
– Trudne?
– powtórzył, nieświadomie układając usta w literkę „o”,
ale szybko odzyskał rezon. – Kiedyś się dowiem, czym udało ci
się przekupić Tiarę Przydziału – przekomarzał się Bott.
– Podobno
mam w sobie więcej odwagi i brawury niż zdrowego rozsądku –
wyznała szatynka konspiracyjnym szeptem. Zaraz podsunęła mu
tomiszcze, które zaledwie chwilę wcześniej opuściło ciemne
zakamarki jej torby. – Przejrzyj rozdział dwunasty – poradziła,
uśmiechając się nieznacznie.
Piwne
oczy zajaśniały radośnie, widząc idealny materiał pod
wypracowanie.
– Jesteś
niesamowita – wyszeptał, kręcąc mimowolnie głową z
niedowierzaniem.
– Po
prostu Hermiona. – Ukłoniła się lekko i wyciągnęła najnowsze
wydanie „Magicznych tajemnic”.
Kolejne
minuty przeminęły im w ciszy, wypełnianą od czasu do czasu
skrzypieniem pióra czy szelestem przewracanych kartek. Dziewczyna
całkowicie zatraciła się w czytanym tekście, nie zwracając uwagi
na równie zajętego Krukona.
„Jednak
powinno się pamiętać, że niektóre magiczne przedmioty nie są
same w sobie magiczne. A przynajmniej tak twierdzi Australijski
Ośrodek Badań nad Magią.
Od
wielu pokoleń czarodzieje starali się lepiej zgłębić naturę
tychże przedmiotów z różnym skutkiem. Najbliżej wyjaśnienia
owego zagadnienia był uczony żyjący prawdopodobnie w XIX
wieku, który nazywał sam siebie „diamentowym proszkiem”,
jednakże jego prawdziwego imienia nigdy nie zdołano odkryć.
Jedynie zapiski znalezione w szczelinach rozpadającego się domu
wskazują na istnienie prawdziwego geniusza tysiącleci. Zdołał
zarejestrować wątły strumień magii przebiegający
pomiędzy ognistą marysieńką (uzdrawiająca roślina rosnąca
w żarzących się węgielkach; bardzo rzadka) a magicznym szkiełkiem
pokazującym dowolne miejsce na świecie. Czarodziej nie zdążył
jednak nic więcej zaobserwować – jego zapiski urywają się,
a czarodziejski świat nauki utknął i zdawało się, że nic
tego nie zmieni.
Ostatnio nastąpił jednak przełom
godny „diamentowego proszku”. Australijski Ośrodek Badań
nad Magią nie zdradza zbyt wiele, ale wywiad przeprowadzony z jednym
z szanowanych pracowników owej placówki, Albertem Johansonem, daje
nam wyraźne wskazania, byśmy nie odrzucali teorii, jakoby
magiczne przedmioty pobierały magię z zewnątrz, na stos naukowego
bełkotu.”
– Hmm...
– mruknęła Hermiona, zamykając czasopismo. Oparła dłonią
podbródek i nieświadomie zaczęła przebierać paznokciami o
drewniany blat stołu. Terry zmarszczył brwi, słysząc irytujący
dźwięk zakłócający ciszę. Podniósł głowę i wbił natarczywy
wzrok w koleżankę. – Co? – zdziwiła się, zauważając dopiero
po chwili, że była uważnie obserwowana.
– Stukasz
– odpowiedział, kiwając głową w stronę jej ręki.
Zdezorientowana
zamrugała, po czym skierowała oczu ku zdradzieckim palcom.
Mimowolnie dorodny rumieniec pokrył jej policzki.
– Przepraszam
– powiedziała, zerkając kątem oka na zegarek na nadgarstku. –
Wybacz, ale muszę coś sprawdzić w jednej książce, którą mam w
dormitorium. Zostawiam tutaj tę od transmutacji, dobrze? Oddasz ją
za mnie pani Pince? – poprosiła, podnosząc się z krzesła z
charakterystycznym zgrzytem.
– Nie
ma sprawy – zgodził się, szczerząc po raz kolejny swoje
nieskazitelnie białe zęby. – Do zobaczenia.
– Do
zobaczenia – powtórzyła, a jej malinowe usta wykręciły się w
uśmiechu.
*****
Panna
Granger wsłuchała się w otaczającą ją ciszę, pozwalając
myślom błądzić po swojej mentalnej bibliotece, a dokładniej w
dziale dotyczącym magii. Wzięła głęboki wdech, przymykając
delikatnie powieki. To powietrze było wręcz przesączone magią.
Młoda kobieta miała wrażenie, jakby otulała ją ze wszystkich
stron, można nawet powiedzieć, że napierała na nią, ale w ten
przyjemny sposób.
Hogwart
był niezwykłym miejscem. Wiedziała o tym już na pierwszym roku,
kiedy przekroczyła jego bramy. I za każdym razem, kiedy opuszczała
te stare mury, czuła się dziwnie osamotniona. Żadne inne miejsce
nie potrafiło dorównać niezwykłości tego zamku, nawet budynek
Ministerstwa. Szatynka nie była pewna, dlaczego tak się działo,
mogła jedynie snuć domysły, że była to sprawka potężnej mocy
Założycieli, która umacniała się w kolejnych wiekach.
Czarodziejski
świat tak naprawdę nigdy nie potrafił do końca zgłębić
tajemnic magii. Czasem, gdy wydawało się, że nastąpił jakiś
przełom, zaraz emocje opadały i okazywało się, że byli jeszcze
bardziej zagubieni niż wcześniej. Wśród najskrytszych ale i
najbardziej niedorzecznych marzeń chowała chęć zgłębiania
natury magii. Wiedziała jednak, że musiałaby poświęcić się
temu całkowicie. To nie byłaby praca, którą kończy się o
określonej godzinie. Trwałaby, dopóty nie znalazłaby odpowiedzi
na zagadki świata.
Dziewczęcy
chichot rozbrzmiał echem po opustoszałym korytarzu. Gryfonka
mimowolnie wzdrygnęła się, słysząc nagły dźwięk. Zawahała
się przez moment. Miała okropne przeczucie, że w tym momencie
powinna zignorować swoją odznakę prefekta. Wbrew sobie ruszyła w
tamtą stronę, czując dziwne podenerwowanie.
– Spokojnie,
czego się boisz? – szepnęła do siebie, prostując się. – Nie
ma czego – dodała pewnie, chociaż nie była tego do końca
przekonana.
Wyszła
za następny róg, a jej samokontrola przeszła prawdziwą próbę.
– Hermiona...
– wyrwało się Ronowi, patrząc prosto w zaszklone oczy
dziewczyny. Zerknął na przytuloną do niego Lavender i poczuł się
jak świnia. – Ja...
– Radzę
udać się do Pokoju Wspólnego, niedługo cisza nocna się zacznie –
przerwała mu Prefekt, jakimś cudem utrzymując spokój. – Nie
chciałabym, żebyśmy tracili punkty przez jakieś przechadzki.
Brown
uśmiechnęła się triumfalnie i przylgnęła mocniej do boku
swojego chłopaka.
– Dziękujemy
za troskę – rzekła, a w jej błękitnych oczach zalśniło
wyzwanie. – W końcu zakochani często zapominają o
tak przyziemnych sprawach.
Hermiona
zacisnęła usta w cienką linę i, nic nie mówiąc, przeszła obok
nich, kierując się w stronę siódmego piętra. Rudzielec
nieświadomie podążył za nią wzrokiem, czując tępy ból w
sercu. Ale czy zasługiwał na współczucie?
– Mon-Ron?
– zapytała zmartwiona. – Coś się stało?
– Musiałaś
być taka niemiła? – nie mógł powstrzymać pełnego wyrzutu
tonu.
– Przecież
jesteście pokłóceni – przypomniała mu dziewczyna.
– Dzisiaj
się pogodziliśmy, ale sądzę, że dzięki tobie długo to nie
potrwa – wyjaśnił Weasley, po czym odsunął się od niej. –
Chcę pobyć sam – mruknął, zanim zniknął w ciemności
korytarza.
Blondynka
zmarszczyła brwi, widząc jego dziwne zachowanie, a kiedy chciała
za nim pobiec, nie była w stanie go znaleźć. Zignorowała wyrzuty
sumienia, które od dłuższego czasu nie dawały jej spokoju, i
ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego. Może tam go znajdzie.
*****
– Co
się stało?
Ginny
wbiła wzrok w niewzruszoną Hermionę, która, nie reagując, dalej
pisała coś na pergaminie. Młodsza z Gryfonek zmrużyła delikatnie
oczy.
– Nie
ignoruj mnie – ostrzegła.
Szatynka,
słysząc niebezpieczną nutę w głosie przyjaciółki, podniosła
głowę i spojrzała na nią z udawanym znużeniem.
– Mam
do odrobienia wypracowanie z transmutacji, a chciałabym jeszcze
pouczyć się z zaklęć na jutrzejsze zajęcia, więc wybacz, ale
mam z lekka napięty grafik.
– Tak?
– powątpiewanie było dość dobrze słyszalne w tym jednym
słowie. – Kiedy nie mogłam cię znaleźć, poszłam do Harry'ego,
który akurat męczył się z tym samym zadaniem, a wiesz, co mi
powiedział? – zapytała, a widząc rozprzestrzeniający się
rumieniec na twarzy Granger, uśmiechnęła się. – No właśnie.
– Przepraszam
– mruknęła, wypuszczając ciężko powietrze. Odłożyła pióro
i schowała głowę w dłoniach. – Po prostu życie mnie
przytłacza.
– Życie
cię przytłacza – powtórzyła rudowłosa, przeciągając głoski,
jakby nie była pewna, co mówiła. – Mogę wiedzieć, co jest tego
powodem?
Starsza
dziewczyna podniosła głowę, unosząc delikatnie kąciki ust w
smutnym uśmiechu.
– To
coś, z czym muszę się sama uporać, ale dzięki za chęci.
Ulotne
iskierki zrozumienia zajaśniały w orzechowych tęczówkach.
– Ron?
Szatynka,
nie kryjąc się, przewróciła oczami, próbując jednocześnie
ukryć zmieszanie.
– Czy
moje życie musi się obracać wokół twojego brata? – spytała,
starając się wyglądać jak najmniej podejrzanie.
– Niby
nie, ale zazwyczaj, a tak dokładniej od początku tego roku
szkolnego, chodzi o niego. – Wzruszyła ramionami, po czym
podciągnęła nogi do piersi. Znajdowały się w rogu pokoju, gdzie
umiejscowiona została niewielka kanapa, idealna dla dwóch drobnych
osób. Młodsza kobieta pogładziła dłonią szorstką fakturę
starego koca. – Jeżeli nie chcesz mówić, to nie mów, ale
pamiętaj, że mój brat to palant i nie warto się nim przejmować.
Zastanawia mnie tylko, czym zdążył ci podpaść, jeżeli jeszcze
dzisiaj się z nim pogodziłaś.
– Och,
wiesz – zaczęła, wysilając swoje szare komórki –
rozmawialiśmy, zaraz zmieniliśmy temat na bardziej burzliwy i nie
trzeba było długo czekać, aż się pokłóciliśmy.
Orzechowe
oczy omiotły twarz przyjaciółki, doszukując się fałszu. W
nadziei, że to coś pomoże, Hermiona przesłała jej uspokajający
uśmiech.
– Jak
będzie to coś poważnego, obiecuję, że jako pierwsza się o tym
dowiesz – przyrzekła, nie mogąc dłużej wytrzymać pod
oceniającym spojrzeniem zainteresowanej.
Ta
w końcu pokiwała wolno głową.
– Nie
wierzę ci, ale dobra, możemy udawać, że nic się nie stało. Jak
tam kurs teleportacji? – zmieniła temat.
– Poza
tym, że nijak mi to wychodzi? – zirytowała się Panna
Wiem-To-Wszystko. – Pocieszam się, że na chwilę obecną nikt nie
jest dalej ode mnie. No, może Susan Bones, która się rozszczepiła
– mówiąc to, wzdrygnęła się. – Nigdy więcej nie chcę tego
widzieć.
– Och,
ja chyba też – przyznała rudowłosa i skrzywiła się. Nie minęła
jedna chwila, kiedy szeroko ziewnęła. – Przepraszam, wczoraj
siedziałam do późna nad książkami z eliksirów. Wybaczysz, że
pójdę do dormitorium? – zapytała niepewnie Weasleyówna.
– Nie
no, co ty, idź. – Dziewczyna lekko ją popchnęła. – Ja jeszcze
chwilę tutaj posiedzę.
– Pamiętaj,
nie warto się nim przejmować – mruknęła jeszcze Ginny, po czym
zniknęła za drzwiami.
Kąciki
malinowych ust uniosły się, by równie szybko opaść, kiedy
zauważyła pogardliwy wzrok Lavender.
– Nie
ma się czym przejmować – powtórzyła głucho słowa koleżanki,
zasłaniając się pustym pergaminem. Po rumianym policzku spłynęła
pojedyncza łza, którą zaraz starła. – Nie ma – wyszeptała,
przygryzając dolną wargę aż do krwi.
*****
Blaise,
walcząc z opadającymi powiekami, opadł na ławę koło pewnego
blondwłosego Ślizgona. Nic nie mówiąc, sięgnął po pękaty
dzbanek pełen czarnej kawy.
– Dlaczego
nie moglibyśmy mieć lekcji o jakichś normalnych godzinach? –
wyrzucił z siebie, po czym pociągnął porządny łyk aromatycznego
napoju. Kiedy po upływie dobrej chwili nie doczekał się żadnej
reakcji ze strony kumpla, niepewnie powiedział: – Myślałem, że
po tym wyjaśnieniu sobie paru kwestii będziemy chociaż normalnie
się do siebie odzywać.
Draco
dopiero po chwili zauważył, że ktoś coś do niego mówił.
Odłożył gazetę i sięgnął po ostatni łyk soku.
– Tak
– odpowiedział z roztargnieniem, odkładając szklankę z
charakterystycznym brzdęknięciem. – Spotkamy się na zaklęciach
– mruknął jeszcze, zanim podniósł się, chwytając jeszcze
szybko za tost z wiśniowym dżemem.
– Gdzie
idziesz? – zainteresował się brunet, zdając sobie sprawę z
tego, że śniadanie dopiero się rozpoczęło, a lekcje mają za
jakieś pół godziny. Nie dostał jednak żadnego słowa
wyjaśnienia. Najmłodszy z rodu Malfoyów zniknął w gąszczu
uczniów udających się do Wielkiej Sali. – Co ty znowu
czytasz? – szepnął, sięgając po „Magiczne
tajemnice”.
Z
gracją godną arystokraty lawirował wśród sylwetek swoich
rówieśników, zmierzając do jedynie sobie znanego celu. Przełknął
ostatni kęs tosta, krzywiąc się jednocześnie w duchu na zwyczaj
jedzenia w pośpiechu. Prawie poczuł na sobie pełen nagany wzrok
matki.
Prawie.
– Crabbe,
Goyle – zawołał cicho, ale na tyle głośno, by ta dwójka
Ślizgonów go usłyszała. Odwrócili się szybko, jak ktoś
przyłapany na gorącym uczynku. – Za mną – powiedział Draco,
mierząc ich nieodgadnionym wzrokiem, a w jego głosie pojawiła się
żelazna nuta.
Chłopcy
posłusznie ruszyli, nie zadając żadnych pytań. Zatrzymali się
dopiero przy wnęce w jednym z mało uczęszczanych korytarzy. Dla
pewności Malfoy machnął różdżką, tworząc wokół siebie
delikatną siatkę magii, nieprzepuszczającej żadnego dźwięku na
zewnątrz.
– Po
lekcjach chcę was widzieć w Pokoju Wspólnym, a później
niepostrzeżenie ruszymy do łazienki Jęczącej Marty. Musimy
zachowywać teraz minimum pozorów, że nadal obchodzi nas życie
społecznie toczące się w naszym domu. Niektórzy zaczynają
nabierać podejrzeń – wyznał, w duchu jęcząc nad faktem, że ci
dwaj nie mają za knut rozumu i rozsądku, a on musiał im tłumaczyć
najmniejszy szczegół.
– Znowu
będziemy musieli się przebierać? – skrzywił się Crabbe.
– Ktoś doceni
wasze wysiłki. – Blondyn nie wiedział, jakim cudem udało mu się
wykrzywić usta w na pozór szczery i obiecujący uśmiech.
– Mówisz
tak od początku roku szkolnego. Czasami myślę – Brawo,
sarknął w myślach Draco – że nas wykorzystujesz, a później
nic o nas nie wspomnisz – wysunął, na początku niepewnie ale
później stanowczo, Goyle.
– Słuchajcie
– zaczął, niemal krzywiąc się na swój oczywiście
pretensjonalny ton – wiem, że możecie mi nie ufać jak dawniej,
ale nie zapominajcie, że stawka jest zbyt wysoka, a trochę ryzyka
nikomu nie zaszkodziło.
– A
co ma się ryzyko do nas? – zapytał Wincenty, marszcząc
nieznacznie czoło.
– A
gdyby ktoś odkrył, że podszywacie się pod jakieś biedne
dziewczyny? To byłaby już kwestia czasu, kiedy ten ktoś odkryłby,
po co to robicie.
– Ale
równie dobrze moglibyśmy się podszyć pod kogoś innego
niż dziewczyny – ostatnie słowo
wypowiedział, jak gdyby sama myśl o nich miała spowodować u niego
jakąś rzadką i nieuleczalną chorobę.
– Będąc
małymi dziewczynkami, nie wzbudzacie nawet najmniejszej ilości
podejrzeń – wyjaśnił cierpliwie, chociaż nie był do
końca pewien, który raz z kolei prowadził tę rozmowę. – Jest
coś jeszcze? Zaraz zaczną się zajęcia.
– A
długo to będzie jeszcze trwało? – W piwnych oczach na krótko
pojawił się błysk nadziei.
Malfoy
nie odpowiedział, jedynie uśmiechnął się z goryczą. Opuścił
niewidzialną siatkę zaklęcia, by zaraz ruszyć w głąb korytarza.
Musiał
pogadać z Granger.
*****
– Dzisiaj
zrobimy sobie powtórkę z lat poprzednich. Czy ktoś mógłby nam
przypomnieć inkantację zaklęcia zmniejszającego? Może ktoś
oprócz panny Granger – dodał po chwili profesor Flitwick,
uśmiechając się z dumą do swojej najlepszej uczennicy.
– A
ta szlama znowu się podlizuje – prychnęła Pansy, patrząc
zawistnie w stronę Gryfonki. – Mam nadzieję, że któregoś dnia
ta ręka jej odpadnie.
– Skąd
u ciebie takie mordercze zapędy? – sarknął Draco, leniwie
spoglądając w stronę Panny Doskonałej. – Myślałem, że jesteś
ponad nią i nie jest warta nawet najmniejszej ilości uwagi z twojej
strony.
– Och,
denerwuje mnie to, jak bardzo brakuje jej charakteru. Wszyscy widzą,
jak klei się do Pottera, starając się utrzymać tę podróbkę
przyjaźni, jaką jej zaoferował – wyjaśniła, zaciskając
mocniej palce na piórze. – Pomyślałby kto, że Potter miałby
choć trochę więcej oleju w głowie i nie zadawał się z gorszymi
od siebie.
– Pansy,
dobrze się czujesz? Potter nie jest wcale lepszy od Granger –
powiedział, czując się trochę surrealistycznie. Jakim cudem dał
się wciągnąć w tę głupią dyskusję? – Notuj, bo nuda zaczyna
ci niekorzystnie działać na mózg.
– Już
się robi, paniczu Malfoy – odpowiedziała, uśmiechając się
sztucznie, ale zaczęła zapisywać słowa nauczyciela.
Ślizgon
zerknął na przyjaciółkę, która po kilku chwilach w pełni
skoncentrowała się na Flitwicku, nie zwracając na niego uwagi.
Złapał za kawałek papieru i napisał, chociaż może prawdziwiej
byłoby powiedzieć wykaligrafował, wiadomość.
Niezauważalnie machnął krótko różdżką, a karteczka pojawiła
się przed samym nosem Granger. Blondyn wyciągnął się na krześle,
uśmiechając się nieznacznie.
Pozostało
tylko czekać.
*****
Witam,
moi kochani! Niezbyt dobrze się czuję, oddając Wam tak krótki
rozdział, ale mam dzisiaj tyle do zrobienia, że... Ach, kwiecień
to okropny miesiąc (a przynajmniej dla mnie), bo egzaminy zbliżają
się nieubłaganie, a dotarło do mnie, że mam do powtórzenia dwa
lata. Następny rozdział pojawi się dopiero pod koniec kwietnia
2016. Naprawdę nie macie co liczyć na wcześniejszy termin (chyba
że nastąpi cud). Mam nadzieję, że nie zawiedziecie mnie i
skomentujecie ten rozdział jak najliczniej, bym wiedziała, że mam
dla kogo pisać (nie ma to jak wymuszanie komentarzy :D). Napiszcie,
co sądzicie o tym wszystkim. Do następnego!
Oczywiście, że masz dla kogo pisać :D Rozdział był fajny, ale za krótki, mam niedosyt. :/ Dla twojego opowiadania warto czekać :D
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem, jakich słów użyć. ,,Wow" chyba jest jedynym, które tu pasuje.
OdpowiedzUsuńNie mam ostatnio dużo czasu ani chęci na czytanie lub pisanie, ale to opowiadanie jest jednym z nielicznych, do których, gdy autorka do mnie napisze, od razu siadam i je pochłaniam.
Podziwiam Cię, że w tak trudnym czasie -EGZAMINY - potrafisz spiąć się i jednak coś napisać. Ja już tak dawno nie widziałam mojego opowiadania, że aż zastanawiam się, czy to naprawdę JA pisałam. Totalnie się zapomniałam... Dlatego kończę komentarz i natychmiast siadam i piszę!
Z niecierpliwością czekam na spotkanie Hermiomy i Draco. Mam nadzieję, że nie zabraknie iskier między nimi!
Weny, czasu, czasu, czasu i do następnego <3
Bardzo podoba mi się ten rozdział.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa o co dokładniej chodzi ze sprawą z gorylami Malfoya.. i oczywiście, o czym Draco chce pogadać z Hermioną?
Czekam na następny rozdział i życzę powodzenia w egzaminach! 💖💕
Rozdział już dawno przeczytany, ale bardzo przepraszam za tak późny komentarz. Wczoraj wróciłam z mojego super urlopu na Majorce i teraz wszystko nadrabiam.
OdpowiedzUsuńNie martw się, ja też nienawidzę kwietnia i to chyba nigdy się nie zmieni.
A co do rozdziału - mimo braku dramione, bardzo przypadł mi do gustu, bo zawierał wszystko, o czym tak dużo autorek zapomina. A mianowicie inne postacie, które są tak ważne we wszystkich opowiadaniach.
Tysiąc pytań naszło mi do głowy, gdy Draco zaczął prowadzić tą jakże dziwną konwersacje z Crabbem i Goylem. Jestem ciekawa co tam wykombinowałaś i nie mogę się doczekać następnego rozdziału no i akcji dramione!
Pozdrawiam serdecznie i powodzenia w egzaminach! :)
Ojeju :( nie było mnie w tych stronach internetów tyle miesięcy i takie nadległości sobie narobiłam :O przeczytam wszystko w weekend i wtedy skomentuje (albo nawet jutro jak znajdę czas) ^^
OdpowiedzUsuńNadrobiłam dzisiaj wszystko jednym tchem *-* (no... W zasadzie byłoby jednym tchem, gdyby nie masa prac domowych, którymi zostałam obarczona). Musiałam zacząć od początku, bo tak dawno mnie tu nie było, że nie pamiętałam nawet,o czym jest to opowiadanie. Czy było warto? Jak najbardziej. Piszesz lekko i przyjemnie. Nie chce mi się odnosić do całej fabuły (jestem na telefonie, ale obiecuję, że jak tylko będę miała czas skomentuje wszystko obszernej), ale bardzo podobała mi się rozmowa Hermiony z Terrym Bottem, szczególnie to porównanie ust chłopaka do literki "o". Niby mała rzecz, ale zdumiewająco może wpłynąć na całe opowiadanie w aspekcie brzmieniowo - stylistycznym. Od teraz obiecałam sobie, że bd tu zaglądać regularnie, oczekując na spotkanie Hermiony i Draco. Ciekawe, o czym on tam chce z nią porozmawiać... Lubię te elementy tajemnicy w tym ff, naprawdę. Tak dalej!
UsuńPozdrawiam,
Coco Deer!
P.S. Mam nadzieję, że jest w miarę spójnie. Jak mówiłam pisałam na telefonie :)
Spójnie, niespójnie - ważne, że jest! :D
UsuńWidzę, że wszystkich nurtuje ta przyszła rozmowa z Hermioną i Draco. Niestety, nie mogę zdradzić, o czym będzie, ale mogę powiedzieć, że w dość dużym stopniu wpłynie na dalszą fabułę. ;)
Ach, dziękuję za komentarz!
Hej ho, Cassie, serdecznie zapraszam na szósty rozdział u mnie na blogu! :)
OdpowiedzUsuńhttp://slodki-listopad-dramione.blogspot.com
Hejka kiedy będzie nowy rozdział ?
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, wstyd mi, ale się nie mogę zorganizować. Postaram się na za tydzień (nie linczować mnie). ;)
Usuń„Spędzał kolejny dzień w bibliotece, ale jego wypracowanie nie zostało nawet zaczęte” — bardzo jestem ciekawa, dlaczego zdecydowałaś się na taką bezosobową formę w drugiej części zdania?
OdpowiedzUsuń„Przesłał jej szeroki uśmiech” — a nie „posłał”?
„Kiedyś się dowiem, czym udało ci się przekupić Tiarę Przydziału” — <3
„Kolejne minuty przeminęły im w ciszy, wypełnianą od czasu do czasu skrzypieniem pióra czy szelestem przewracanych kartek” — w ciszy „przerywanej” (nie to słowo i nie ta forma gramatyczna ;))
Fajnie stylizujesz język we fragmencie pisanym kursywą.
„zaczęła przebierać paznokciami o drewniany blat stołu” — przebierać…? O.o
„Mimowolnie dorodny rumieniec pokrył jej policzki” — no tak, przecież Hermiona to ten typ rumieniących się lasek…
„przerwała mu Prefekt” — „prefekt” małą literą.
„Hermiona zacisnęła usta w cienką linę i, nic nie mówiąc, przeszła obok nich” — http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/przecinek-a-imieslow-przyslowkowy;9794.html
„– Dzisiaj się pogodziliśmy, ale sądzę, że dzięki tobie długo to nie potrwa” — a on nie miał nikomu nie mówić? O.o
„ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego” — „pokój wspólny” małymi :)
„Ginny wbiła wzrok w niewzruszoną Hermionę, która, nie reagując, dalej pisała coś na pergaminie” — tu znów to samo, co przytoczyłam w powyższym linku PWN.
„Znajdowały się w rogu pokoju, gdzie umiejscowiona została niewielka kanapa” — podmiotem domyślnym są nogi.
„– A ta szlama znowu się podlizuje – prychnęła Pansy, patrząc zawistnie w stronę Gryfonki” —
Zaczyna się robić naprawdę ładnie. Ciekawa jestem co planujesz z Terrym, podoba mi się to, że chciało Ci się posiedzieć i napisać fragment artykułu, poza tym fajnie zaczyna się kreować ta sytuacja związana z rozkminą magii. Jestem ciekawa, co wymyślisz w związku z tą księgą.
Na pewno zwróciłam jeszcze uwagę na to, jak Draco dzielnie bronił Granger na końcu, jakie to było urocze i jak głupio się z tym czuł. <3 Myślałam, że spadnę z krzesła. :D
No i świetne były te rozmowy Dracona z gorylami, te teksty o dziewczynkach. :D
Ooo, nowy avek! *.*
Usuńbardzo jestem ciekawa, dlaczego zdecydowałaś się na taką bezosobową formę w drugiej części zdania?
Nie za bardzo ogarniam, o co chodzi. xD
„Przesłał jej szeroki uśmiech” — a nie „posłał”?
A wiesz, że nie wiem? Ale rzeczywiście - "posłać" lepiej brzmi.
„zaczęła przebierać paznokciami o drewniany blat stołu” — przebierać…? O.o
http://www.wsjp.pl/index.php?id_hasla=16757&id_znaczenia=5141468&l=20&ind=0
no tak, przecież Hermiona to ten typ rumieniących się lasek…
W tym prześciga ją tylko Ron. :D
„ruszyła w stronę Pokoju Wspólnego” — „pokój wspólny” małymi :)
Cholera, a ja całe życie pisałam dużą. xD
A z tym imiesłowem się niedawno dowiedziałam, jak to się pisze, tylko czasu brak, żeby w poprzednich to wszystko popoprawiać. :(
Mówisz więc, że zaczyna się robić naprawdę ładnie? Mam nadzieję, że będzie się to utrzymywało do samiusieńkiego końca. :D A rozkmina magii będzie się ciągnąć i ciąąągnąąąć, bo to jednak jeden z najpotężniejszych wątków tej historii, może trochę zawiły - wierzę, że tego nie zknocę, bo będę się starała ogarnąć działanie czarodziejskiego świata. A ten fragment artykułu był taki trudny do napisania! Nie mogłam napisać nic konkretnego, a jednocześnie tyle informacji, by mógł to opublikować jakiś poważniejszy magazyn - zdecydowanie się nie polubiłam z gatunkiem publicystycznym. I też lubię te rozmowy z gorylami - to akurat pisało się świetnie!