[M] Słowa przyjdą z czasem

Dla Kite Millie


Draco uśmiechnął się kącikiem ust, kiedy jego oczy wychwyciły drobną sylwetkę w kącie pomieszczenia. Złapał za szklankę z ognistą whisky i pewnie skierował się w tamtą stronę. Usiadł naprzeciw kobiety, szykując się do zagajenia rozmowy, kiedy ta gwałtownie podniosła głowę.
A on o mały włos nie wylał na siebie alkoholu. Zaklął paskudnie w myślach.
Olbrzymia blizna ciągnęła się przez cały jej prawy policzek, zahaczając o podbródek, by w końcu zjechać na szyję i schować się za biały kołnierz koszuli. Draco nie mógł nic poradzić na to, że po prostu się gapił.
Kobieta uniosła brwi na jego widok, jakby ją szczerze zaskoczył. Mężczyzna mimowolnie poczuł dziwny dreszcz wzdłuż kręgosłupa, gdy zobaczył jej delikatny uśmiech, przez który blizna wykrzywiła się jeszcze bardziej.
— Jestem ciekawa, co cię tutaj przygnało — zainteresowała się, kiedy cisza stawała się coraz i coraz bardziej niezręczna.
Jej wzrok przewiercał go do głębi. Draco odchrząknął w końcu, ale nie mógł się pozbyć tego nagłego braku pewności siebie.
— Zaintrygowałaś mnie — rzucił, brzmiąc zadziwiająco spokojnie.
Kobieta nie potrafiła powstrzymać kpiącego uśmieszku, który wyostrzył jej rysy.
— No proszę, jaki szarmancki, jestem pod wrażeniem — wymruczała. Pochyliła się nieznacznie nad stolikiem. — Czym sobie zasłużyłam na twoją uwagę, Malfoy?
Słowa wyrwały mu się spomiędzy ust, zanim zdołał się zastanowić:
— Znamy się?
Tym razem to kobieta wyglądała na zaskoczoną, ale zaraz odzyskała rezon.
— To wyjaśnia, dlaczego podszedłeś do mnie z własnej woli — parsknęła i pokręciła głową.
Draco prześlizgnął spojrzeniem po króciutkich brązowych sprężynkach okalających pociągłą twarz, okrągłe oczy i niewielki nos, ale nie był w stanie dopasować ich do żadnej osoby, jaką znał.
— Hermiona Granger — powiedziała, kiedy uznała, że mężczyzna nie miał bladego pojęcia, kim była.
— Słucham?
Nazywam się Hermiona Granger — powtórzyła śpiewnym tonem.
Nie uśmiechała się już jednak. Malfoy spojrzał na nią, ale już w trochę inny sposób; starał się odnaleźć w niej denerwującą Gryfonkę sprzed lat. Ostatecznie stwierdził, że może gdzieś się kryła. Mimo to była... Całkiem przyjemnym widokiem dla oczu, co więcej ta szrama na policzku nie potrafiła przekonać go do zmiany zdania. Mógłby nawet powiedzieć, że dodawała jej drapieżności.
Mężczyzna wiedział, że teraz nadeszła chwila na jego ruch. I mimo że nie spodziewał się jej tutaj, to... Nie chciał tego spieprzyć.
— Draco Malfoy, miło mi — przedstawił się, wyciągając do niej dłoń.
Hermiona popatrzyła najpierw na rękę, by następnie przenieść wzrok na jej właściciela.
— Mi natomiast miło patrzeć, jak dziedzic Malfoyów postradał zmysły. Naprawdę sądzisz, że możemy zacząć tak od nowa?
Draco opuścił dłoń, ale coś kazało mu się nie poddawać, a on dzisiejszego wieczora był bardziej niż skłonny słuchać swojej podświadomości. Chociaż mogła być to też liczba wypitych procentów.
— Dlaczego nie? Jesteśmy dorośli, chyba możemy zostawić za sobą to wszystko i zwyczajnie spotkać się jutro w południe w tej kawiarni na rogu?
Ona patrzyła na niego, jakby oczekiwała, że ten zaraz się roześmieje i stwierdzi, że to był tylko żart. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
— Bądź zdrów, Malfoy — mruknęła, podnosząc się.
On miał inne plany, toteż wstał szybko i zagrodził jej drogę.
— To tylko jedna kawa.
Hermiona zadarła głowę, by spojrzeć mu z zastanowieniem w oczy. Mimowolnie zauważyła, że były ciemne jak wzburzone morze.
— Nic nie obiecuję, ale — urwała, jakby nie chciała do końca tego mówić — myślę, że i tak niedługo się spotkamy w Ministerstwie.
Draco zmarszczył brwi. Nagłe zrozumienie spłynęło na niego — okrągła, bo dziesiąta, rocznica drugiej bitwy o Hogwart miała mieć miejsce za jakieś dwa tygodnie. Jednak zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, kobieta przemknęła koło jego ramienia, znikając wśród dość sporego tłumku tańczącego na parkiecie.

*****

— Nudzą mnie te bankiety — wzdychał Blaise, rozwalając się na krześle przy stoliku.
Draco omiótł wzrokiem smętnie wiszący krawat i niedbale zarzuconą marynarkę na ramiona. Skrzywił się z niesmakiem.
— Trochę kultury — wymknęło mu się niezbyt przyjemnym tonem.
Ale to nie jego wina, że miał tak zepsuty humor! I otwarcie obwiniał o to Granger, bo śmiała się nie pojawić na jednej z ważniejszych imprez w Ministerstwie! Draco zmrużył oczy i jeszcze raz prześwietlił salę pełną rozmawiających ze sobą ludzi. Z marnym skutkiem.
— Nie nadymaj się już tak — mruknął Blaise, przecierając twarz. — Moja matka zdążyła mi nagadać, że przynoszę wstyd. Ja jej na to odpowiedziałem, że to nie ja się puszczam ze wszystkimi facetami z większą ilością galeonów. A ona mi na to, że przynajmniej ona ma z kim spać...
— Blaise — syknął, czując napływający ból głowy — nie obchodzą mnie twoje dziecinne przepychanki z matką, która, bądź co bądź, powinna być bardziej dojrzała.
— Ale to ona zaczyna! — krzyknął rozemocjonowany i prawie przewrócił jakiś biedny wazon z mizernymi kwiatkami. — To ona zawsze wywleka temat mojej przyszłej żony, jakbym, cholera, nie mógł być bez niej szczęśliwy!
Draco z ledwością powstrzymał się od wstania właśnie w tamtej chwili od stolika i ucieczki gdzieś z dala od tego... kogoś, kto potocznie był nazywany jego przyjacielem.
— Merlinie, masz prawie trzydzieści lat, postaw się jej i nie denerwuj mnie.
Blaise wyglądał, jakby go zmroziło.
— To ty będziesz nudnym trzydziestolatkiem. Ja nadal będę wiecznie młodym dwudziestolatkiem — zaakcentował.
— Co dziwne, mam wrażenie, że rozmawiam z dwunastolatkiem — wymruczał, wygładzając niewidzialną fałdkę na białym obrusie. — Do następnego.
Nie pozwolił Blaise'owi jakkolwiek na to odpowiedzieć. Wstał i niemal przypadkowo podszedł do wysokiego żylastego mężczyzny, który przypominał bardziej pająka niż istotę ludzką. Zmusił się do nikłego uśmiechu.
— Dobry wieczór, panie Huckelberry.
Ten odwrócił się od powykrzywianej rzeźby, która miała być chyba przykładem jakiegoś modernistycznego nurtu w sztuce. Coś zaostrzyło się na jego twarzy, gdy zobaczył, kto się z nim przywitał.
— Och, pan Malfoy, jak miło pana widzieć.
Miał nieprzyjemny, szorstki głos, ale jednocześnie coś takiego, co zmuszało cię, by go uważnie słuchać. Może to ogólna aura niebezpiecznego człowieka? Zwracając uwagę na jego wręcz przerażający uśmiech, mogło tak być. Draco wbrew wszystkiemu się rozluźnił; lawirowanie w słownym tańcu i to jeszcze z wyraźnie wskazanym partnerem? Nic prostszego.
— Może nie powinienem dzisiaj wywlekać spraw związanych z pracą... — zaczął sugestywnym tonem.
Huckelberry przerwał mu z lekką kpiną w głosie.
— Nie nauczył pana ojciec, że takie uroczystości są najlepszym miejscem dla polityków?
Draco patrzył przez moment na wyzywającą twarz wiceministra — nie było tajemnicą, że kochany Lucjusz siedział w Azkabanie, a nawiązanie do niego miało... No właśnie co? Wyprowadzić go z równowagi?
Nie musiał jednak nic odpowiadać. W tym samym momencie podeszła do nich starsza kobieta z mysimi włosami upiętymi w finezyjny warkocz.
— Dobry wieczór, panowie — przywitała się dziarsko, oddając z niezłą siłą uścisk dłoni. — Czyżbyście uzgadniali już szczegóły rozmów z czeskim rządem?
— Właśnie ucinaliśmy pogawędkę o... — urwał Huckelberry, pozwalając, by to Draco poprowadził rozmowę.
— Strategii — podchwycił, czując się mimowolnie ostrzeżony nagłą uprzejmością. — Pozwoliłem sobie zacząć nad nią prace, patrząc, że to nie będzie łatwe zadanie. Czesi nie zyskają tyle, ile my, może to nawet nie przynieść im żadnych korzyści.
— Wierzę, że sobie pan poradzi, w końcu nie został pan moim zastępcą za nic — powiedziała kobieta, uważnie śledząc najmniejszy gest Draco. Musiała chyba coś zauważyć, bo uśmiechnęła się szczerze. — Ile ja bym dała, by wszyscy pracownicy w Ministerstwie brali pana za przykład.
— A pani Granger? — wysunął Huckelberry na pozór znudzonym tonem.
Zainteresowanie Draco wzrosło mimowolnie.
— Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, prawda? Szkoda, że nie poszła do międzynarodowej współpracy. Ktoś, kto wywalczył dla nas traktat z centaurami, które są chyba najmniej skore do zawiązywania sojuszy, musi mieć talent.
Myśli Draco wirowały jak szalone.
— Pozwolą państwo? Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.
Nie był pewien, czy cokolwiek odpowiedzieli. Przez jego umysł przewijało się tylko pytanie, jakim cudem Granger się tam uchowała, a on nic o tym nie wiedział?

*****

— Milli — zawołał cicho Draco.
Opierał się o ścianę w archiwum Ministerstwa, jedynym miejscu, gdzie mógłby zdobyć każdą informację. Ktoś wyjrzał zza biurka, gdzie stały równo poukładane stosy papierów. Była to niższa od niego, ale nadal wysoka kobieta o pyzatych policzkach. Zadarła głowę, unosząc grube brwi. Draco nie polubił jej złośliwego uśmiechu.
— Czegoż sobie życzysz? — zapytała; miała przyjemne dla uszu brzmienie głosu.
— Informacji — odpowiedział krótko, może odrobinę idiotycznie, bo inaczej nie byłoby go tutaj.
Millicenta chyba to zauważyła, bo bordowe usta wygięły się jeszcze bardziej.
— Wiesz, że nie robię niczego za darmo, prawda?
Draco powstrzymał się od cierpiętniczego westchnięcia.
— Ile?
— To zależy od informacji.
Wyglądał, jakby to go wiele kosztowało, co tylko zaostrzyło Bulstrode apetyt.
— Granger, gdzie ją wysłano?
Kobieta zamarła na moment, ale szybko odzyskała rezon.
— Skąd pomysł, że ją gdzieś wysłano?
Wzruszył ramionami zdecydowanie niearystokratycznie.
— Przypuszczenie.
— Cholernie dobre przypuszczenie, chciałeś zaznaczyć — mruknęła, ale bardziej do siebie.
Jej uśmiech gdzieś zniknął.
— Więc ile?
— Powiedzmy, że to będzie w ramach naszej przyjaźni — powiedziała po chwili, obserwując go z czymś dziwnym w ciemnych oczach.
— Nie chcesz nic w zamian? — Draco czuł się zaalarmowany.
Milli oparła dłonie na biodrach, jakby przybierała bojową pozycję, co zdecydowanie nie spodobało się mężczyźnie.
— Och, moje „w zamian” będzie obserwowanie, jak Granger wbija cię w ziemię — wymruczała, czerpiąc nieprzyzwoitą przyjemność ze swoich słów.
Na pozór, bo coś w jej oczach nadal się czaiło.
— Co przez to rozumiesz?
— Że nie jest już tą Gryfonką sprzed lat.
— Mówisz, że będzie wyzwaniem?
Roześmiała się szczerze.
— Nie będzie wyzwaniem, bo to sugerowałoby, że masz jakiekolwiek szanse.
Draco jakby nie rozumiał.
— Za wysokie progi dla ciebie, blondasku, nie będziesz miał tyle jaj — wyjaśniła uniżenie, ale Malfoy postanowił tego nie komentować.
— Informacja? — przypomniał jej.
— Wysłano ją w Grampiany.
Coś przeskoczyło w jego pamięci.
— Czy to nie tam jest wydzielony rezerwat dla wampirów?
Uśmiech Millicenty nie pomagał.

*****

Draco szedł, chociaż można by by powiedzieć, że prawie biegł, przemierzając kolejne metry chodnika. Ściskał w ręku jakąś czarną teczkę niczym swoją ostatnią nadzieję. Oczywiście, los stwierdził, że podłoży mu przeszkodę pod nogi, by nie mógł bez bólu dotrzeć do Ministerstwa. Dosłownie.
— Uważaj! — krzyknął ktoś koło jego ucha.
Może los nie był taki zły?
— Dzień dobry, panno Granger — przywitał się, nie powstrzymując uśmiechu.
Zauważył z dziwnym niepokojem, że miała lekko szarawą skórę. Ale to w żadnym wypadku nie przeszkadzało jej w mordowaniu go wzrokiem.
— Nie tak dobry, jeżeli cię w ciągu niego spotkałam — mruknęła i chciała przejść, ale on jej na to nie pozwolił.
— Słuchaj...
— Nie, Malfoy, nie będę słuchać — warknęła i spojrzała na jego dłoń zaciśniętą na jej ramieniu. — Puść mnie ładnie i może obejdzie się bez użycia siły.
— Chcę tylko powiedzieć...
— Próbuj dalej moją cierpliwość, która już i tak jest nadszarpnięta przez paskudny weekend. No dalej.
Jej głos był tak zimny, że aż ogarnął go podziw.
— Pójdź ze mną na kawę — wypalił, żeby nie zdążyła mu przerwać.
Hermiona popatrzyła na niego z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy; miała wtedy tak śmiesznie zmarszczone brwi.
— Jesteś popieprzony.
— Może to prawda, ale też i niesamowicie uparty.
Kobieta umilkła, szukając czegoś w jego twarzy. Miał nieprzyjemne wrażenie, że starała się wykryć jakikolwiek fałsz.
— Wiesz, że byłabym w stanie cię teraz przekląć tak, że musiałoby interweniować św. Mungo, a jednocześnie nie złamałabym w widoczny sposób kodeksu tajności?
Przytaknął niechętnie.
— Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
Zmusił się, by nie poruszyć się ani odrobinę pod wpływem tego badawczego spojrzenia.
— Za tydzień w kawiarence „Sol”, nie spóźnij się.

*****

— Więc... — zaczął Draco.
— Więc? — ponagliła go Hermiona, gdy cisza się zbytnio przedłużała.
Zadziwiające, jak w niektórych momentach znika cała wiedza i umiejętności, pozostawiając sparaliżowaną masę, niezdolną do skontruowania jakiegokolwiek zdania.
— Jak poszły negocjacje?
Hermiona wyprostowała się na krześle, odkładając kubek z parującą kawą na stolik.
— Negocjacje z kim? — zapytała, jakby była mowa o niedzielnym wypadzie na miasto, ale dało się wyczuć ten nagły chłód.
Draco zastanowił się, czy warto było kontynuować — mógł nie zyskać nic, a stracić... chyba też nic, bo Granger widocznie za nim nie przepadała. Wzruszył ramionami, opierając łokcie na blacie.
— Założyłem, że musiałaś zostać gdzieś wysłana, nie było cię na rocznicy — powiedział trochę spięty.
Hermiona mimowolnie się rozluźniła.
— Już myślałam, że mnie śledzisz — mruknęła chyba żartobliwie, ale Draco wiedział, że to było bardzo bliskie prawdy.
Ale nie musiała tego wiedzieć, prawda? Uśmiechnął się do niej. Nie przejął się, że ta zmarszczyła brwi w odpowiedzi, nie unosząc ani trochę kącików ust. Był przekonany, że nie da rady tego zepsuć, że uda mu się ją do siebie przekonać. Potrzebował tylko czasu.
I cierpliwości.

*****

— Granger, ktoś do ciebie.
Kobieta popatrzyła najpierw na zegarek, na którym widniała dziewiąta rano, dopiero potem na gościa.
— Nie poddajesz się? Przecież miałeś dać mi spokój, gdy tylko wyszliśmy z tamtej kawiarni.
Draco uśmiechnął się tylko, stawiając na jej biurku kawę. Jej ulubioną gorącą kawę. Hermiona wbiła spojrzenie w papierowy kubek, tym razem nie mogąc powstrzymać zdradliwych kącików ust.

*****

Spotkali się znowu w tej samej kawiarni. Słońce świeciło jasno, przemykając przez gęste gałązki drzewka spokojnie rosnącego obok okna przy ich stoliku. Hermiona odwróciła głowę w jego stronę, patrząc tępo na zieleń igrającą ze złocistymi promieniami. W dłoniach ściskała mocno kubek z letnią już kawą.
— Wysyłają mnie — powiedziała w końcu, odrywając wzrok od okna. — Nie będzie mnie przez następne trzy tygodnie.
Draco westchnął, zmuszając się do uśmiechu.
— Przynajmniej odpoczniesz od mojego towarzystwa — mruknął.
Niezręczność tej rozmowy osiągała apogeum, co oboje wyczuwali. Hermiona odchrząknęła.
— A ty od mojego — starała się zapełnić tę ciszę.
Spoglądali sobie w oczy, niemo próbując przekazać, że on będzie się martwić, a ona tęsknić. Żadne słowo już więcej nie padło.

*****

— Jesteś szurnięta.
Korzystali z ostatnich podrygów lata, przechadzając się po parku. Liście zaczęły już żółknąć, wprowadzając ten specyficzny klimat jesieni. Oczywiście, Draco nie mógł się powstrzymać przed wywleczeniem po raz kolejny, jak bardzo niebezpieczną pracę miała Hermiona.
— Bo myślę inaczej niż ty? — odparła spokojnie, ale ostrzegawcza nuta wtargnęła między słowa.
— Bo wolisz ryzykować życie dla jakichś marnych umów — poprawił, nie ukrywając swojego niezadowolenia.
Zacisnął dłonie w kieszeniach swojego płaszcza. Dawno nie opanowała go taka bezsilność. Pytanie tylko dlaczego? Chyba gdzieś podświadomie czuł, że Hermiona została już przemianowana z niezbyt lubianej znajomej ze szkoły na kogoś... ważniejszego.
— Widocznie mam małego samobójcę w sobie — wymruczała, kopiąc jakiś kamyk. Draco coś ukłuło, ale nie dał nic po sobie poznać. Bo czemu miałby? — Ale nie martw się — dodała po chwili; coś kazało jej to dopowiedzieć: — oddaję mu głos jedynie w pracy.
Draco przytaknął z roztargnieniem, spoglądając na swoją towarzyszkę.
— Ładnie wyglądasz w błękicie — stwierdził, omiatając wzrokiem jej długi jasny płaszcz.
Twarz Hermiony stężała. Zatrzymała się na ścieżce. Promienie zachodzącego słońca padały na jej pozornie kruchą sylwetkę, nadając jej boskiego wyglądu.
„Tak, zdecydowanie ładnie jej w błękicie” utwierdził się w myślach, z przyjemnością na nią patrząc.
Delikatny uśmiech czaił się na jego ustach.
— To nie jest śmieszne — wyrzuciła w końcu. Jej głos brzmiał dziwnie szorstko. — Wiem, że nie wyglądam pięknie, ale nie musisz się ze mnie nabijać.
— O czym ty mówisz?
Dezorientacja Draco wydawała się prawdziwa, ale Hermiona była zwyczajnie zmęczona. Uniosła dłoń i przyłożyła ją do policzka, śledząc palcami raz po raz szkaradną bliznę.
— Już wcześniej nie wyglądałam jak piękność, a to coś nie pomaga — powiedziała cicho, jakby chciała ukryć tę gorycz wylewającą się z niej.
Draco patrzył, jak odchodziła, niezdolny do pobiegnięcia za nią i wyznania, że była najbardziej zjawiskową istotą, jaką spotkał.

*****

— Milli!
— Granger? — westchnęła z rozbawieniem, nawet się nie witając.
Draco skinął sztywno głową.
— Powiedz mi, gdzie mieszka.

*****

— Skąd masz mój adres? — syknęła, przykładając mu różdżkę do gardła. Jej czoło wygładziło się w ciągu zaledwie sekundy, jakby sobie coś uświadomiła. — Czyżbyś korzystał z usług Bulstrode?
— Masz ochotę na whisky? — zaproponował, pokazując pełną butelką.
Hermiona wyklinała się za bycie słabą i sentymentalną, ale otworzyła szerzej drzwi. A Draco miał wrażenie, jakby zdobył szczyt najwyższej góry o własnych siłach. Ale było warto.

*****

— Nie możesz być aż takim ignorantem.
— Nie oczekujesz chyba, że będę znał jakichś mugolskich muzyków — mruknął, odkładając pustą szklankę.
Przekręcił głowę jak zaciekawione dziecko, które usłyszało coś po raz pierwszy. Przysunął się prawie niezauważalnie do Hermiony, która mówiła z oburzeniem wymieszanym z prawdziwą pasją:
— Ale Bach! Mozart! Chopin! Beetho...
Draco naparł na jej usta swoimi. Nie wiedział, co go podkusiło, ale... Jego rozsądek wyłączył się kompletnie, gdy odpowiedziała mu z podobnym ogniem. Po chwili odsunęła się od niego, na co zareagował mimowolnym jękiem zawodu. Powaga na jej twarzy trochę go otrzeźwiła.
— Nie bawię się w związki — zastrzegła.
Draco nie pozwolił jej nic więcej powiedzieć. Bo wiedział, że przyjmie wszystko, co ona zaoferuje, byle tylko była obok.

*****

Draco patrzył, jak Hermiona czytała gazetę, popijając gorzką kawę. Pomyślał, że mógłby się przyzwyczaić do takiego widoku.

*****

Hermiona zerknęła jeszcze raz w przepis na spaghetti. Odsuwała od siebie myśli, które błądziły przy całkiem ważnej kwestii — dlaczego tak się starała? Z nikłym uśmiechem postawiła drugi talerz, czekając na dzwonek do drzwi.

*****

— Gdzie ona jest? — wymruczał Draco, obserwując tłum.
Kolejna rocznica, dokładniej jedenasta, była tak samo nieznośnie nudna i napuszona jak wszystkie poprzednie. I znowu siedział przy stoliku z Blaise'em, który nadal nie odnalazł ani jednej korzyści w ożenku. Przynajmniej nie zdążył jeszcze rozwiązać krawata.
— Kto? — zainteresował się.
Malfoy pokręcił głową. Nie chciał mówić nikomu o swoich kontaktach z byłą Gryfonką. Miał wrażenie, jakby to wszystko było snem. Jakby mówienie o tym było niczym innym jak bełkotem budzącego się człowieka, który nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że zapomni o wszystkim w ciągu najbliższych paru chwil.
Wiedział, że nie powinien dużo oczekiwać, ale, na litość Merlina, miała się pojawić! Nawet nie zorientował się, kiedy się tak zaangażo...
— Nie czekaj na mnie — powiedział, odsuwając się gwałtownie od stolika.
Minął jakichś oburzonych ludzi, możliwe, że użył siły, by przejść, ale nie przejmował się tym. Wyskoczył na zewnątrz i nie zastanawiając się wiele — prawdopodobnie wtedy uświadomiłby sobie, jak niebezpieczne było działanie pod wpływem emocji — teleportował się. Znalazł się w uroczej okolicy, parę domów na krzyż, otoczonych zewsząd urokliwym lasem.
Draco nawet się nie rozejrzał. Wręcz podbiegł do tych jednych jedynych dębowych drzwi i zapukał. Próbował uspokoić swój oddech, gdy Hermiona otworzyła mu prawie natychmiast, jakby czekała właśnie na niego. Obserwowali siebie nawzajem w ciszy. Ona jednak zaraz spuściła wzrok. Draco nie pozwolił jej na to. Doskoczył do niej i uniósł jej podbródek, niemo każąc patrzeć mu w oczy.
— Mówiłaś, że nie bawisz się w związki. Dlaczego? — wypowiedział myśl, która od dłuższego czasu krążyła mu po głowie.
Hermiona zacisnęła jedynie mocniej palce na krawędzi drzwi.
— Odpowiedz — niemal warknął.
W jej oczach pojawił się gwałtownie żar, który zmusiłby każdego do cofnięcia się. Ale nie jego; nie, gdy wiedział, po co tu przyszedł.
— Boję się — wyszeptała, ledwie poruszając wargami, a Draco przez moment myślał, że mu się przewidziało.
Oparł swoje czoło o jej i opuścił powieki. Ich oddechy mieszały się ze sobą.
— Daj mi szansę. Daj szansę sobie, nam.
Czysta desperacja rozbrzmiewała w jego głosie. Kobieta zadrżała, ale rozluźniła palce dotąd wbijające się w drzwi. Niepewnie otoczyła go ramionami. Z całych sił starała się ignorować głos wrzeszczący w jej głowie, że będzie żałować.
— Bez ryzyka nie ma zabawy? — wyszeptała, a ich spojrzenia się spotkały.
— To było słabe, nawet jak na ciebie — stwierdził, ale nie potrafił powstrzymać szerokiego uśmiechu.
Poradzą sobie, on to wiedział. I będzie ją zapewniał o tym do końca, mimo że nie padły jeszcze te konkretne, z pozoru proste słowa.


*****
Zastanawiacie się pewnie, skąd mnie przygnało i to jeszcze z miniaturką? W sumie to ten pomysł krążył mi po głowie już od listopada poprzedniego roku, ale ciągle nie miałam jakiejś motywacji, by jej skończyć. Ale nagle zorientowałam się, że nadchodzą urodzinki pewnej osóbki i oto jestem (jeszcze raz wszystkiego najlepszego, kochana! ❤). W każdym razie, co o niej myślicie? Ja jestem z niej całkiem zadowolona, jeszcze ma całkiem przyzwoitą długość! I napomknę, że rozdział dwudziesty drugi zaplanowałam na ten weekend, więc jak będziecie mieli chwilę, to zajrzyjcie w niedzielę (prawdopodobnie wieczorkiem). 

6 komentarzy:

  1. Bardzo fajna miniaturka, możesz takie pisać częściej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! ❤ A pisać będę, jak znajdę czas, bo jednak nie mam go za dużo, niestety.

      Usuń
  2. #MagiczneSmakołyki #DyniowePaszteciki

    Witaj ponownie! Tak, ta miniaturka przypadła mi bardziej do gustu! Przede wszystkim zmiana Granger- jej blizna, szorstkość i bezpośredniość. Lubię, gdy Hermiona tak się zmienia, bo życie rzadko oszczędza ludzi. Malfoy, który zaintrygowany biega za dawną gryfonką, zdecydowanie łączy ze sobą kanoniczność i Twój pomysł na tę postać, co jest niesamowite! Całe te podchody budowały stopniowo napięcie, a poza tym mogliśmy obserwować rozsnące uczucie bohaterów. A teraz przejdę do największej niesamowitości- sceny końcowej. Nie mogę powiedzieć, że lubię, gdy na romantycznym wątku opiera się cała opowieść, ale zdecydowanie uwielbiam dramatyzm. Ta cała desperacja Draco i powrót dawnej niepewnej Granger świetnie podsumywowały całą miniaturkę. Bardzo mi się podobała i życzę więcej takich sukcesów.

    Pozdrawiam, BellatriX

    Na bloga trafiłam/em dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”. Więcej szczegółów w linku: http://katalog-granger.blogspot.com/p/akcja-komentatorska-magiczne-sodkosci.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się właśnie martwiłam, że Hermiona może mi nie wyjść - w sensie, że nie będzie naturalna w tej przemianie, że przedobrzę. I ja też nie mogę tego powiedzieć, że lubię, gdy romantyczny wątek przyćmiewa całą resztę, ale do odważnych świat należy i trzeba próbować różnych rzeczy - co prawda, nadal nie czuję się pewnie w ich opisywaniu, ale dobrze wiedzieć, że mi się to udało. Chociaż z tym dramatyzmem to ja trochę go nadużywam. No ale, mówi się trudno. xD

      Dziękuję! ❤

      Usuń
  3. Heja, wpadłam tu przy okazji akcji #MagiczneSmakołyki #DyniowePaszteciki :D

    Muszę powiedzieć, że nie bardzo wiem, co czuć względem tej mini. Z jednej strony brakuje tu porządnego początku i ugruntowania ich pierwszych decyzji, ale z drugiej od połowy jest naprawdę dobrze. Zupełnie nie rozumiem, jak Malfoy mógł nie poznać Hermiony TYLKO za sprawą blizny. (A właśnie, blizna, skąd się wzięła?) To było dość dziwne, że niemal od razu zaproponował jej kawę, od samego początku próbując to przekształcić w coś więcej. Tak bezinteresownie i zbyt spokojnie - to jak nie Malfoy. Rozumiesz, co mam na myśli?
    Z drugiej strony motyw Milli jest genialny! Blaise jak zawsze przedstawiony czarująco, wręcz przezabawnie - i właśnie to Cię uratowało. Nadrobiłaś tak od połowy miniaturki.
    Na moje oko, brakuje tu takiego porządnego wstępu, początku. Bo odnoszę wrażenie, jakbym zaczęła czytać opowiadanie od środka. Że brakuje bohaterom motywów. Zwłaszcza Draco. Wyszedł bardzo nienaturalnie (jakkolwiek naturalnie może wyjść czyjaś postać z książki xd).
    Na koniec jeszcze pochwalę Cię za poprawność. Bo napisane jest naprawdę bardzo zgrabnie, przyjemnie i przede wszystkim dobrze. Kocham Cię za stosowanie pauz. I to poprawne ich stosowanie. ;)
    Podsumowując, jest napisane bardzo dobrze, przyjemnie się czyta, ale z początkiem coś nie pykło. ;)

    Pozdrawiam,
    Koneko {short-stories-koneko.blogspot.com}

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy to nie była tylko blizna - nie zapominajmy, że Hermiona ścięła również włosy na krótko, a i te lata, kiedy się nie widzieli (a mam nadzieję, że można wyczytać, że trochę tych lat było), mogły sprawić, że może i było coś znajomego, ale Draco nie dałby rady przypasować twarzy. Ludzie jednak się mogą niesamowicie zmienić, zwłaszcza gdy już dorosną.

      A Malfoy... No cóż, przyznaję rację, troszku (ale tak tylko ociupinkę :D) jest niekanoniczny, ale też nie oczekujmy, że będzie się zachowywał tak samo jak będąc nastolatkiem (a jedynie jako nastolatka go znamy z książek). Możliwe, że zmieniłby się nie do poznania tak samo jak Hermiona. Ale może rzeczywiście brakuje tutaj takiego początku - w sumie to nie chciałam też zbytnio rozwlekać tej miniaturki - i już nawet myślałam o jakimś dodatku czy czymś takim. W sumie bardziej zależało mi, żeby nie było zbytniego zagłębiania się, raczej zanurzenie się w pewnym momencie i wynurzenie w następnym. Może trochę pogmatwałam, no ale człowiek się uczy przez cały czas. :D

      A poprawność to mój taki konik (chociaż czasem potrafię strzelić jakiegoś byka, jednak komu się nie zdarza), więc tym bardziej się cieszę, że wszystko pod tym względem gra.

      I dziękuję za szczerą opinię! ❤ W sumie już słyszałam, że w krótkich tekstach za mało dopowiadam, a za dużo chcę zostawić domysłom. xD

      Usuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)