— Odwal
się, Malfoy,
to moja choinka!
Scorpius
zamrugał z zaskoczeniem, kiedy ktoś chwycił za jego drzewko i
mocno pociągnął. Wydął policzki, zapierając się jeszcze
bardziej, ale wtem zauważył burzę rudych loków.
Do
jego uszu dobiegło prychnięcie doskonale słyszalne w
przepychającym się tłumie.
— A
któż inny uprzykrzałby ci życie, blondasku? A teraz zjeżdżaj!
Zanim
zdążył jakkolwiek na to zareagować, rozległ się oburzony głos,
który był
za wysoki
o blisko oktawę:
— Rose!
Jak ty się, dziecko, wyrażasz?!
— Dzień
dobry, pani Weasley — przywitał się podejrzanie miło
Scorpius.
Rose
spojrzała na niego spod uniesionych brwi.
— I
tak nie wkupisz się do rodziny, jesteś na to zbyt...
— Tylko
spróbuj dokończyć to zdanie, słońce, a nie wyjdziesz z domu
przez calutkie święta — ostrzegła Hermiona,
podpierając się pod boki. W tamtym momencie niebezpiecznie bardzo
przypominała babcię Molly. — A
gdzie twoi rodzice, Scorpius?
Chłopak
na tyle wzruszył ramionami, na ile mógł, nadal walcząc o swoją
choinkę z podstępną Wiewiórką.
— Oboje
stwierdzili, że powinien sam
sobie
poradzić z wyborem drzewka.
Rose
prawie wypuściła pień, kiedy to usłyszała.
— Widzisz,
mamo? Nawet
jego
rodzice
ufają swojemu
jedynemu dziecku!
— A
Hugo? — przypomniała rozbawionym tonem.
— Jedynej
córce,
lepiej? — burknęła. Nagle poczuła nacisk na swojej
głowie. — Nie dotykaj włosów...!
Ale
było już za późno — głowę przyozdobiła gruba,
wełniana czapka w biało-czerwone
gwiazdki.
— Szkoda
byłoby, żebyś się przeziębiła, słoneczko — powiedział
Ron, zjawiając się znikąd i dając pstryczka w nos Rose. Scorpius
uśmiechnął się szeroko na ten widok. — O, i młody
Malfoy — mruknął, ale już z mniejszym entuzjazmem.
— Dzień
dobry! — wykrzyknął, zanim dostał gałęzią w twarz
od nieźle już wkurzonej dziewczyny. — Ostrożniej,
kobieto, chcesz mnie zabić?
— Dobry,
dobry. — Ron
skinął
z
roztargnieniem
głową, odwracając się do żony. — Jak idą zakupy?
— Została
choinka i ozdoby — odpowiedziała z niemałą ulgą. — Mam
wrażenie, że nogi mi zaraz odpadną, a
jeszcze trzeba coś ugotować!
— Ej!
Nie patrz tak na mnie, jakby to była moja wina! To nie ja wpadłem
na genialny pomysł robienia wszystkiego na ostatnią
chwilę — obruszył się, co wyglądało komicznie w
akompaniamencie z bordowymi od mrozu policzkami i iście gryfońskim
szalikiem zakrywającym pół twarzy.
Hermiona
przewróciła oczyma.
— Ale
to my będziemy słuchać narzekań twojej matki, że nic nie jest
gotowe. — Nie wyglądała jednak na zbytnio przejętą.
— Czasami
mam wrażenie, że robisz to specjalnie, moja ślizgońska
żono — zarzucił Ron, zarzucając jedną rękę na jej
talię.
— Nie
wiem, o czym mówisz.
— Za
to
ja wiem doskonale, o czym...
— Ha!
I co teraz, mięczaku?
Państwo
Weasley solidarnie spojrzeli w tę samą stronę, by ujrzeć pewnego
rudzielca dumnie dzierżącego choinkę w swoim ramionach. Scorpius
leżał w śniegu parę kroków dalej z bezbrzeżnym zdumieniem
wymalowanym na zarumienionej twarzy.
— Nasze
słoneczko z dnia na dzień coraz bardziej promienieje — wyszeptał
Ron do ucha Hermiony. — Patrz, nawet włosy sterczą
dokładnie tak samo jak tobie. — To była prawda, ruda
strzecha nastroszyła się pod wpływem bitwy, zyskując tym samym
dwa razy większą objętość. — Jestem dumny,
słońce! — krzyknął do córki, zdobywając pochmurne
spojrzenie od Scorpiusa.
— Uczyłam
się od mistrza. — Wyszczerzyła zęby.
Hermiona
popatrzyła na nich z dezaprobatą, ale już nawet nie próbowała
przywrócić ich do porządku.
— Scorpius — zawołała
niezbyt głośno — rozumiem,
że wpadniesz do Potterów?
Ron
skrzywił się wymownie, ale nie zaoponował. Chyba pogodził się
już z obecnością
Malfoyów na corocznym obiedzie u Harry'ego, odkąd Albus wyżebrał
zgodę od rodziców na wizytę swojego najlepszego
kumpla.
— Nie
mógłbym tego przegapić, pani Weasley — odpowiedział
z szerokim uśmiechem, próbując zignorować tępy ból dolnych
partii ciała. — Zwłaszcza
że będę mógł zobaczyć państwa piękną córkę.
— Pomyślałby
kto, że usychasz z tęsknoty — prychnęła
pod nosem Rose, ale wystarczająco głośno, by wszyscy usłyszeli.
Uszy
chłopaka zaróżowiły się jeszcze bardziej, ale dzielnie odparł:
— Zawsze,
gdy cię widzę, najdroższa.
Rose
zmarszczyła brwi.
— Coś
ci chyba nie wyszło, wiesz?
Niewinny
uśmiech Scorpusa wzbudził w niej najgorsze przeczucie, ale było
już za późno.
— Usycham
za błogą ciszą nieprzerywaną przez jazgot wydobywający się
spomiędzy tych różanych usteczek — mruknął,
by zaraz pobiec w szaleńczym tempie w stronę ulicy w
obawie o swoje jedyne życie,
zostawiając
Rose w stanie bardziej niż zdezorientowanym.
— Różanych
usteczek? — Ron
wzdrygnął się.
— Przynajmniej
nie wychodzą poza wyzwiska. Albo przynajmniej módlmy się, aby to
nie
wyszło
poza wyzwiska — wyszeptała
ze zgrozą w oczach Hermiona. — Mogę
przeżyć Malfoya jako przyjaciela Potterów, ale zięć...?
— Nawet
tak nie żartuj — mruknął
Ron, wpychając dłonie do kieszeni kurtki. — Wtedy
nasze słoneczko już w ogóle by się nie zamykało.
*****
Witam!
I nie pytajcie, co to jest, bo sama nie wiem. Tak jakoś powstało,
kiedy miałam pisać rozdział, który notabene nadal się pisze (choroba nie wybiera). Nie
potrwa to jednak długo. Dajcie mi jakieś dwa dni po świętach,
żebym go skończyła (wybaczcie, ale w święta raczej nie tknę
klawiatury, a przynajmniej tego się spodziewam). W każdym razie
wesołych świąt! I niech to coś poprawi Wam humor, bo chyba tylko
do tego się nadaje.
Cassie... Cudowne! Uśmiałam się do łez, a właśnie tego potrzebowałam, biorąc pod uwagę, jak mocno pokomplikowało mi się życie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię i to, jak piszesz.
Do następnego, kochana! :)
Dziękuję! I właśnie o to chodziło! O zwykły uśmiech. ❤
UsuńMam nadzieję, że życie się szybko odkomplikuje i nie będzie trzeba długo czekać, aż coś skrobniesz tam u siebie. Jeszcze raz dziękuję!
#MagiczneSmakołyki #DyniowePaszteciki
OdpowiedzUsuńWitaj! Bardzo się cieszę, że trafiłam na komentowanie miniaturek i to z pairingami, których zwykle nie czytam. Twoje opowiadanie było bardzo lekkie i odprężające, a to naprawdę wielkie osiągnięcie, gdy tuż obok leży podręcznik do historii, a siedemnastowieczne wojny same się nie powtórzą. Cieszę się, że wprowadziłaś do opowiadania postacie kanoniczne, ponieważ dodało to autentyczności- czytałam o osobach, które znałam. Rose i Scorpius lekko nie pasują mi do moich wyobrażeń arystokraty i kujonki, ale nikt nie powiedział, że wdadzą się w rodziców, prawda? Ich przekomarzania były naprawdę urocze, chociaż trzymałam stronę Malfoya, a walka o drzewko wręcz rozbrajająca. Zakończenie chyba podobało mi się najbardziej, już widzę to przerażenie spowodowane wizją Malfoya jako zięcia i jeszcze większe- perspektywą niezamykającą się Rose. Ogólnie bardzo przyjemna miniatura, długość w sam raz, dowiedziałam się wszystkiego, czego chciałam i nie znalazłam niepotrzebnych informacji.
Pozdrawiam, BellatriX
Na bloga trafiłam/em dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”. Więcej szczegółów w linku: http://katalog-granger.blogspot.com/p/akcja-komentatorska-magiczne-sodkosci.html.
Ach, jak się cieszę! ❤ Z Rose i Scorpiusem można postępować różnie. Ale ja jestem zwolenniczką, że dzieci nie są sobowtórami swoich rodziców, raczej ich dziwną mieszanką. A patrząc, że oni raczej nie musieli się martwić wojną za młodu... No cóż, powstało takie coś. I właśnie chodziło mi, żeby ta miniaturka była dla poprawy humoru, raczej niewymagająca. Tak się cieszę, że mi się to udało! :D
Usuń