— To co chcesz wiedzieć?
Draco nie mógł się powstrzymać od delikatnego uniesienia kącików ust.
— Wyjaśnij, co robią.
Hermiona odpędziła od siebie wszelkie nieprzyjemne myśli, które kręciły się głównie wokół ciekawości, czy posiada jeszcze jakikolwiek mózg zdolny do racjonalnego rozumowania. Odetchnęła głęboko, jakby chciała dodać sobie odwagi, i przesunęła w jego stronę jeden z dzienników.
— Otwórz i obserwuj — powiedziała, sięgając po pióro. Sprawnym ruchem nakreśliła „Hogwart” na kartce. — Wszystko, co napiszę w jednym notesie, pojawi się w drugim. Jednakże dopiero dzisiaj rzuciłam zaklęcie i nie jestem pewna, jakie są ograniczenia. Wiem tylko, że po jakimś czasie atrament zanika.
Draco oderwał wzrok od czarnych liter, które — w niewytłumaczalny sposób — kuły go w oczy. Spojrzał na zamyśloną dziewczynę siedzącą przed nim i nie mógł powstrzymać podziwu. To wszystko było po prostu... Niesamowite. Odchrząknął z niewielkim zakłopotaniem.
— I sama na to wpadłaś? — zapytał, starając się, by jego głos brzmiał beznamiętnie.
— To tylko delikatnie przekształcone zaklęcie, nic więcej. — Wzruszyła ramionami, jednak zdradził ją szerzący się uśmiech pełen dumy.
Po krótkiej chwili ciszy chłopak kontynuował:
— Jakie zaklęcie? Bo wątpię, żeby to było coś, co znajduje się w podstawie programowej — dodał.
— Zaklęcie Proteusza — odparła szybko, czując napływające ciepło na policzki — powoduje...
— Ach! No tak — przerwał jej i kiwnął głową z roztargnieniem. — Czytałem gdzieś o nim. Bodajże łączy przedmioty, które stają się zależne od siebie.
— Zgadza się — szepnęła i spojrzała na niego z czymś nieokreślonym w oczach. — Pierwszy raz spotykam osobę, która wiedziałaby coś o tego typu rzeczach.
Draco prychnął, uśmiechając się kącikiem ust.
— Zapomniałaś, że ja w przeciwieństwie do niektórych mam pewne ambicje, a moje zainteresowania nie zatrzymują się na quidditchu.
Hermiona zmrużyła oczy na tak oczywisty przytyk do jej przyjaciół, ale nic na to nie powiedziała. Natomiast Ślizgon powrócił spojrzeniem na niewinnie wyglądające dzienniki. W jego głowie pojawiła się śmiesznie głupia myśl, czy czysta krew była naprawdę tak dużo warta, jeżeli zwykła szlama brała się za projekty, które zdobyłyby uznanie na pierwszym lepszym uniwersytecie. I chociaż starał się ze wszystkich sił, by się jej pozbyć, to powracała jak natrętna mucha.
A może... A może Granger nie była do końca szlamą? Może jej rodzice byli charłakami? Albo została adoptowana? Rozpaczliwie trzymał się tych pomysłów, bo choć niedorzeczne, to nie skreślały tego wszystkiego, co wyniósł z domu. Już wcześniej zdawał sobie sprawę, że Gryfonka nie dostawała dobrych ocen za nic, ale wykuć na pamięć akurat potrafił każdy. A eksperymentować z zaklęciami? Ledwie powstrzymał się od parsknięcia śmiechem, myśląc o Gregorym i Wincentym dyskutującymi nad potężnymi księgami.
— Masz jeszcze jakieś pytania? — zapytała Hermiona, a jej głos leniwie wtoczył się do świadomości chłopaka.
Zmarszczył brwi w zastanowieniu.
— Masz już jakieś teorie, dlaczego atrament zanika?
Hermiona niechętnie potrząsnęła głową.
— Nie mam zielonego pojęcia.
Jeżeli oczekiwała kpiny z jego strony, to się rozczarowała. Draco postukał paznokciami o blat, mając ten dziwnie poważny wyraz twarzy. Na czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka, którą często widziała na czole swojego ojca, kiedy siedział do późna nad jakąś książką. Mimowolnie uśmiechnęła się, wyobrażając sobie chłopaka z zakolami i w świątecznym swetrze, przy którym upierałby się każdego wieczoru. Zaraz jednak dała sobie mentalny policzek — czy ona naprawdę o tym pomyślała?
Draco, całkowicie nieświadomy, że był punktem rozmyślań swojej towarzyszki, przysunął do niej książkę od profesor Babbling. W oczach Hermiony pojawił się błysk głodu.
— Strona dziewiętnasta — podpowiedział, kiedy niemal z czułością otworzyła księgę.
Skinęła głową i zagłębiła się w tekst, odcinając się od otaczającej jej rzeczywistości. Ślizgon uniósł brwi, zauważając, z jaką łatwością jej to przyszło. Jednocześnie z pewnym odczuciem ulgi zauważył, że przestała być tak chorobliwie blada. Mimowolnie zastanowił się, czy dziewczyna miała kiedykolwiek jakiekolwiek problemy ze zdrowiem, i musiał z zaskoczeniem przyznać, że nigdy nie opuściła zajęć z powodu jakiegoś przeziębienia czy czegoś podobnego. Już dał sobie spokój z powodem, dlaczego myślał akurat o tym. Dawno uznał, że ze względu na ciężkie przeżycia jego mózg poszukiwał coraz dziwniejszych, ale zdecydowanie lżejszych tematów do roztrząsania. A przynajmniej nie chciał się zastanawiać nad mniej bezpiecznymi powodami, dlaczego tak się... Martwił? Nie potrafił powstrzymać wzdrygnięcia na tę myśl.
— Dałbyś już spokój.
— Pardon?
Hermiona przewiercała go wzrokiem przez dobrą chwilę, by w końcu potrząsnąć głową.
— Nieważne — mruknęła, spuszczając głowę.
— Po prostu się zamyśliłem — warknął obronnie, nie wiedząc do końca, dlaczego czuł aż tak silną potrzebę wytłumaczenia się.
— Malfoy — rzuciła cicho — odpuść.
Draco przytaknął, nie chcąc się kłócić o takie głupoty. Merlinie, nawet nie wiedział, o co jej chodziło!
— To co? — zapytał, wskazując na książkę.
Dziewczyna spojrzała na nią, jakby widziała ją pierwszy raz, ale szybko się otrząsnęła.
— Myślę, że to ma sens — powiedziała. — Chociaż nie byłabym taka odważna z eliksirami bez rękawic ochronnych.
— Nie wszystkie eliksiry są toksyczne czy żrące — odparł spokojnie. — A nie jestem pewien, czy wyniki byłyby takie same, gdyby był jakiś izolator pomiędzy eliksirem a dłonią.
Hermiona zmarszczyła nos, drapiąc się końcówką pióra po policzku.
— Oczywiście, że nie wszystkie, ale po przeczytaniu tych badań pomyślałam o pewnym eliksirze, który dodaje się przy łączeniu dwóch kolejnych. Wiesz, żeby połączyły się ze sobą bez niechcianych niespodzianek.
— Eliksir Równowagi?
— Tak.
— Ale on jest dość...
— Wybuchowy i niestabilny? Wiem, ale to właśnie na nim oparłabym te badania. Co prawda, trzeba by było przekształcić jego recepturę tak, by mógł reagować z samą magią — urwała, ważąc słowa, które przed chwilą powiedziała. — Albo wiesz co? Zignoruj to. Żeby się udało, musiałabym wiedzieć coś więcej o magii. I uprzedzając twoje pytania, nie wiem, co mam dokładnie na myśli, mówiąc „coś więcej”.
Zapadła krótka cisza. Draco spojrzał na Hermionę.
— Może udałoby ci się po dłuższej nauce nad eliksirami. Naukowcy zaczynają odkrywać tajemnice magii, słyszałaś przecież o tym przełomie w Australii.
— No właśnie nic nie słyszałam, Malfoy, bo nie napisali o żadnych konkretach. Równie dobrze mogła być to pokazówka dla reszty ośrodków — burknęła.
— Och, proszę cię, Granger, nawet jeśli teraz nie jesteś w stanie nic zdziałać, to w przyszłości z pewnością coś...
— Czy ty mnie pocieszasz? — przerwała mu w połowie zdania wyraźnie rozbawiona.
Draco popatrzył na nią skonsternowany.
— Mówiłeś, że byłabym w stanie, czyli uważasz, że...
— Przeinterpretowujesz — uciął, nieświadomie zaciskając palce na kancie stolika. — Nie sądzisz, że to by miało sens? — zmienił szybko temat. — Posłużmy się przypadkiem tego Wellsa. Drzewo mogło potrzebować dodatkowego zastrzyku energii w postaci magii zawartej w eliksirze, a to by potwierdzało teorię z Australii.
Hermiona zamyśliła się na moment. Australijczycy wyraźnie wskazywali, że magiczne przedmioty nie były same w sobie magiczne. Przypominały raczej pojemniki na magię, którą pobierały od różnych źródeł wokół siebie.
— Jakie to było drzewo? — spytała dziwnie tryumfującym tonem.
Chłopak zawahał się na moment, ale w końcu odpowiedział:
— Wierzba płacząca, podobna do tej rosnącej na błoniach.
— Więc przedmioty z rdzeniem magicznym również pobierają magię z otoczenia? To by znaczyło, że wszystko jest ze sobą powiązane, a magia płynie. Ej! To Heraklit i „panta rhei” nabiera nowego sensu! — krzyknęła podekscytowana.
— Spasuj trochę, Granger, możesz równie dobrze pójść w złym kierunku.
— Ale przyznaj, że to dopiero by miało sens.
Draco wzruszył ramionami. Nie chciał obierać żadnej ze stron.
— Nie masz żadnych dowodów na to i myślę, że właśnie w tym jest największy problem. Nawet nie wiemy, czy ten cholerny diamentowy proszek, na którego zapiskach opierali się Australijczycy, nie był szalony i najzwyczajniej sobie nie wyobraził tego cholernego strumienia!
Jego słowa zdawały się zabrać cały zapał Hermiony. Tak naprawdę nie mogli nic zrobić, a przynajmniej nie wtedy z minimalną wiedzą i w szkolnym obserwatorium.
Dziewczyna przesunęła opuszkami po blacie, jednocześnie walcząc z nagłym rozczarowaniem.
— W końcu to nie tak, że dokonamy wiekopomnego odkrycia w kilka chwil — mruknęła pod nosem, ale wystarczająco głośno i wyraźnie, by Draco to usłyszał.
Nic jednak na to nie odpowiedział. Hermiona westchnęła, poprawiając się na krześle, gdy nagle coś wpadło jej do głowy. Zawahała się, ale powoli wstała.
— Granger, co ty... — zaczął Ślizgon, ale dziewczyna machnęła ręką, niemo prosząc, by jej nie rozpraszał.
Ostrożnie stawiała kolejne kroki i kiedy już miała minąć chłopaka, zachwiała się niebezpiecznie. Prawie by upadła, gdyby nie blada dłoń podtrzymująca jej ramię. Uniosła wzrok, a ciało się jakby zamroziło. Nie wiedziała, ile tak trwała, ale... Nie mogła przestać patrzeć prosto w te oczy przywodzące na myśli chłodną stal ostrza.
Nagle Draco odchrząknął i odsunął się trochę, nie wiedząc, kiedy wstał z krzesła.
— Mówiłem, że nie będę cię zbierał z podłogi — powiedział, a głos był dziwnie przytłumiony. — Mogę wiedzieć, po co postanowiłaś zrobić sobie spacerek wokół stolika?
— Chciałam zobaczyć pewną książkę...
— Ach, no tak, książki.
— Nie przerywaj mi! — warknęła, wyrywając ramię. — I łaski bez, sama dam radę dojść do odpowiedniej półki.
— Z chęcią poobserwuję twoje zmagania. — Uśmiechnął się sztucznie. — Liczę, że nie obejdzie się bez widowiskowego spotkania z podłogą.
Hermiona zacisnęła usta, powtarzając w myślach, że przemoc do niczego nie prowadziła. Zignorowała ciemne plamki przed oczami i szybko podeszła do odpowiedniego regału. Chwyciła za cienką książkę z żółtą okładką. Draco zaplótł ręce na torsie, patrząc na to wszystko spod zmarszczonych brwi.
— Co to za książka?
— Nagle jesteś zainteresowany? — mruknęła z kpiną, kiedy z mimowolną ulgą opadła na krzesło; jeszcze chwila i byłaby w stanie poczuć nieznośne trzęsienie nóg.
— Jak nie chcesz, to nie mów — powiedział obojętnie i również usiadł, ale po drugiej stronie stolika.
Hermiona nie wytrzymała długo.
— To „Solis”.
Draco poderwał się z miejsca.
— Żartujesz — wypalił, ale już znalazł się obok Gryfonki. — Nie żartujesz — szepnął.
Popatrzyła na niego z szerokim uśmiechem. Nic nie mogła poradzić na to, że czuła się nadzwyczaj dumna, jakby to ona sama napisała tę książkę.
— Któregoś dnia znalazłam ją przypadkiem. Z tego, co wiem, drugi egzemplarz leży w ministerskiej bibliotece.
Ale Draco zdawał się jej nie słuchać.
— Mogę? — szepnął, wskazując palcem na „Solis”.
Kiwnęła głową, ale nie mogła pozbyć się pewnej podejrzliwości. Czy Malfoy naprawdę aż tak bardzo chciał to przeczytać, że tracił kontakt z rzeczywistością?
„Może jednak mamy coś wspólnego” pomyślała rozbawiona.
— Nigdy nie sądziłem, że uda mi się do niej dobrać, dopóki nie zacznę pracować w Ministerstwie — powiedział, nadal wpatrując się w żółtą okładkę. — Ale w sumie się nie dziwię, ta teoria...
— Ta teoria nie jest bardziej niedorzeczna niż pozostałe, które kiedykolwiek powstały — warknęła obronnie Hermiona.
A powstawały naprawdę przeróżne. Każdy chciał być tym, kto wyjaśnił zagadkę wieków — zagadkę magii.
Dawniej wierzono, że czarodzieje i inne magiczne istoty były przedłużeniem jakiegoś większego bóstwa. I mimo że w bardziej współczesnych czasach mało kto naprawdę wierzył, że istniał ktoś więcej w tym wszechświecie, to jednocześnie nie potrafił wyzbyć się myśli, że magia nie brała się znikąd. Jakby była ona jakimś boskim pierwiastkiem, który krążył wśród ludzi.
Alfred von Borcke był skłonny temu, że to Słońce ponosiło winę. W „Solis” mówił, jak to magia została skondensowana w kuli ognia i miarowo uwalniała się, docierając do Ziemi. Następnie miała opadać na wszystko, co żyło, ale zostać „wchłonięte” przez wybrane jednostki. Niestety nauka nie była w stanie ani potwierdzić, ani odrzucić słonecznej teorii, jak ją później nazywano, co niezmiernie sfrustrowało całą czarodziejską inteligencję.
Za to fanatycy teorii spiskowych twierdzili, że jak zwykle to rząd znał prawdę i utrzymywał wszystko w sekrecie.
— Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego dostęp do tego typu ksiąg jest taki utrudniony — mruknęła Hermiona. — W mugolskim świecie masz dostęp, szczerze mówiąc, do wszystkiego, co jest w stanie przyjść ci do głowy.
— Ale to nie jest mugolski świat, Granger — uciął Draco, próbując się skupić na czytanym tekście.
— Nie rozumiem właśnie tej mentalności czarodziei — kontynuowała, nie zrażając się. — Nie będziemy mówić o rzeczach, które są dla nas niewiadomą — zironizowała. — No co? — spytała, kiedy chłopak nie spuszczał z niej wzroku.
— Ucisz się chociaż na chwilę i daj mi przeczytać.
— Ale zdajesz sobie sprawę, że zajmie ci to co najmniej godzinę? Zwłaszcza że momentami jest troszeczkę pokrętnie napisane.
Draco nadymał policzki i już-już miał wygłosić, o ile nie wykrzyczeć, że jak jej to bardzo przeszkadzało, to nikt jej tu nie trzymał, kiedy nagle coś sobie uświadomił.
— Granger — zawołał, mrugając szybko. Wyglądał, jakby coś go uderzyło. — Dostęp do obserwatorium ma ktoś jeszcze.
Hermiona momentalnie spoważniała. Wyprostowała się na krześle.
— Skąd to przypuszczenie?
— Niektóre książki są zbyt nowe, by mogły powstać za czasów założycieli. A to oznacza, że ktoś... — urwał, jakby nie chciał wypowiedzieć tych słów.
— Że ktoś cały czas tu zagląda. — Hermiona nie miała z tym problemu. — Możliwe, że regularnie korzysta czy przesiaduje. Ale dlaczego jeszcze nikogo tutaj nie spotkaliśmy?
Ślizgon przejechał dłonią po twarzy. Wyglądał, jakby coś go wręcz przygniotło.
— Nie podoba mi się to.
— Och, przestań... — zaczęła zirytowanym tonem.
— Nie, Granger, ten ktoś musiał się domyślić, że tutaj jesteśmy, ale nijak nie zareagował. To znaczy, że chce byśmy tu byli — wycedził, pochylając się w jej stronę.
— A może po prostu temu komuś to nie przeszkadza? — spróbowała, ale nie potrafiła ukryć zwątpienia w głosie.
— Nawet jeśli, to raczej by nie zrezygnował z tego miejsca dla dwójki jakichś uczniów. Ma w tym jakiś cel.
Draco z każdym słowem wyglądał na coraz bardziej zaniepokojonego.
— Wątpię, żeby to było coś niebezpiecznego. Siedzimy tutaj już od dłuższego czasu i nic. — Gryfonka uparcie trwała przy swoim. Co prawda, nie można było zignorować czegoś takiego, ale... — Nie popadajmy w paranoję, Malfoy.
Chłopak nie wyglądał na przekonanego, ale nie drążył dalej. Przysunął do siebie książkę, kiedy w tym samym czasie Hermiona spojrzała na zegarek.
— Przegapiliśmy kolację — zauważyła.
— Cholera — zaklął, wstając gwałtownie od stolika. — Muszę już iść, bo Pansy się pewnie martwi — wytłumaczył, nie będąc pewnym, dlaczego to robił.
— Och, też muszę się zbierać — mruknęła, pakując dzienniki do torby.
Draco zatrzymał się i spojrzał na nią, marszcząc czoło.
— Dasz radę dojść na siódme piętro?
Hermiona zamarła, ale zaraz odpowiedziała z niewielką złością w głosie:
— Wbrew pozorom znam parę tajnych przejść, dziękuję za troskę.
Na potwierdzenie swych słów wstała i... Z ledwością powstrzymała się przed podtrzymaniem się o blat. Draco omiótł ją badawczym spojrzeniem.
— Stąd widzę, jak się trzęsiesz.
— Dam radę — syknęła, unosząc dumnie głowę. — Nie rozpadnę się, najwyżej zrobię sobie więcej przerw na odpoczynek, ale dojdę — dodała łagodniej.
Może uznała, że pora na inną taktykę? Chłopak w końcu kiwnął głową, podchodząc do drzwi.
— To do zobaczenia, Granger.
Hermiona spięła się widocznie na jego słowa, co z łatwością wyłapał. Nie mógł nie zapytać:
— Coś nie tak?
— Nie planuję widzieć się z tobą więcej poza zajęciami.
Coś w jego oczach stężało.
— Ja też nie planowałem — powiedział, a może bardziej warknął.
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
— Proszę cię! Ciągle to mówisz, a i tak kończymy tutaj.
— Może warto by było być bardziej asertywnym? — zapytał.
Jego policzki zabarwiły się na lekki róż, a i jego oddech stał się cięższy.
„Ktoś tu się chyba zdenerwował” pomyślała z satysfakcją.
— Nie sądzę, byś tego chciał.
Przez jeden kruchy moment walczyli na spojrzenia, by w końcu to Draco spuścił wzrok. Nie było co się oszukiwać, to on ciągle inicjował spotkania. Hermiona wbrew pozorom nie poczuła jakiegoś wielkiego zadowolenia ze swojego mini-zwycięstwa.
— Do widzenia, Malfoy — pożegnała się, stając naprzeciwko niego przy drzwiach.
Nie zareagował od razu. Spojrzeniem błądził gdzieś w dole, a Gryfonka czuła się coraz bardziej niezręcznie.
— A dzienniki? — zapytał cicho, unosząc głowę.
Oczy mu dziwnie błyszczały.
— Co dzienniki?
— Moglibyśmy się porozumiewać za pomocą dzienników.
Hermiona z ledwością powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem.
— A o czym niby chciałbyś rozmawiać?
— Tego jeszcze nie wiem, ale jednego jestem pewien — powiedział z nagłą pewnością siebie.
— Doprawdy? — zakwestionowała, opierając się niby przypadkiem o kamienną ścianę.
Cholerne zawroty głowy!
— Też z chęcią byś podyskutowała o magii i tym podobnym, a wątpię, by wokół ciebie znalazły się osoby, które...
Dziewczyna podniosła dłoń, przerywając mu.
— Załapałam, nie musisz kończyć — burknęła.
— To jak, Granger? Jesteś zainteresowana? — naciskał, zniżając głos.
— Asertywność wydaje się być bardzo ciekawą opcją — szepnęła, patrząc na niego z niechęcią.
— Ale przyznaj, że jest niesamowicie przereklamowana — odparował i uśmiechnął się zachęcająco.
Hermiona nie odpowiedziała.
— Pomyśl, będziesz mogła testować zaklęcie do woli.
— A skąd mam pewność, że nie przywłaszczysz sobie mojego pomysłu? — nadal oponowała, ale brzmiała dość słabo.
— Znowu chcesz przysięgę?
— Obejdzie się.
— Więc jak będzie?
Hermiona westchnęła, wymamrotała coś pod nosem — coś podobnego do „jestem idiotką” — i wyciągnęła dziennik z torby. Ważyła go w dłoni przez moment, by w końcu wyciągnąć rękę w stronę Ślizgona.
— Mam nadzieję, że nie będę tego żałować.
— Nie masz się o co martwić, to pozostanie między nami — obiecał, by błyskawicznie zniknąć za drzwiami.
Po chwili osunęła się na ziemię, przyciągając kolana do piersi. Miała nieprzyjemne wrażenie, że zawarła pakt z samym diabłem.
— Co ja najlepszego zrobiłam?
*****
Harry ożywił się nagle, zwracając uwagę Rona, który właśnie usiadł obok niego na kanapie w Pokoju Wspólnym Gryffindoru.
— Co robisz? — spytał Ron, ale przyjaciel go zignorował. Weasley spojrzał na Mapę Huncwotów rozłożoną na jego kolanach. — Powiedz, że dostałem na łeb i tak naprawdę nie śledzisz Malfoya.
— Straciłem go z oczu na parę godzin, a teraz nagle pojawił się w swoim dormitorium.
— Masz obsesję, stary — stwierdził śmiertelnie poważnie.
Potter poruszył się, ale nie zamierzał na to odpowiadać.
— Pilnuj, żeby Hermiona się o tym nie dowiedziała, bo dopiero wtedy ci się dosta-aa... — zająknął się, bo uosobienie czystej furii doskoczyło do nich.
— Harry! — krzyknęła, patrząc to na przyjaciela, to na mapę. — Czy to jest to, co myślę, że jest?
— Zależy, co myślisz — odparł ostrożnie i leniwym ruchem zwinął mapę.
Dziewczyna zmrużyła oczy na ten widok.
— Ja rozumiem, że możesz odczuwać pewnego rodzaju frustrację, że siedzisz tutaj, zamiast bezpośrednio walczyć z Voldemortem — syknęła. — Ale zrozum, że szukanie na siłę jego popleczników w niczym ci nie pomoże. Zaufaj choć raz dyrektorowi i nie rób żadnych głupich rzeczy.
Harry to bladł gwałtownie, to na powrót odzyskiwał kolory.
— Herm... Eee... Może nie bądź taka ostra dla niego — zaczął Ron, ale Hermiona mu przerwała.
— Przepraszam, ale może tym razem coś przedrze się przez tę jego iście gryfońską brawurę.
— Ale gdy on naprawdę zachowuje się podejrzanie! — wyrzucił z siebie Harry.
Twarz Hermiony złagodniała. I mimowolnie poczuła się winna. Czy to przypadkiem nie ona „bratała się” — z braku lepszego słowa — z wrogiem? Chociaż miała dowód, że Malfoy nie robił niczego złego.
— Harry, skup się na Voldemorcie, to on jest największym zagrożeniem dla nas wszystkich.
— Hermiona ma rację — poparł ją Ron. — Malfoya zostaw dyrektorowi, w końcu to nie tak, że ta fretka może tak naprawdę cokolwiek zrobić.
*****
Witam Was, moi kochani! Specjalnie dla Was (prawie) caaaluuutki rozdzialik z naszą parką. Może trochę się szybko to wszystko dzieje, ale kanon nie pomaga. W każdym razie mam nadzieję, że podobało się i macie zamiar czekać na kolejny rozdział. Nie wiem jednak, kiedy się on ukaże. Żadnych obietnic nie będę składać. Chyba jesteśmy skazani na comiesięczne spotkania. Ale nadal będę próbować. I możliwe, że czeka Was jakaś niespodzianka po drodze (która jest w powijakach, więc... Eee... Też za dużo nie oczekujcie).
Do zobaczenia!
O, jak wiele Miony i Dracona!
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się rozdział, nie tylko z tego względu, oczywiście. Pomysł z tymi notatnikami-bardzo ciekawy. Malfoy się zdziwił i to pozytywnie. Ciekawe jak by zareagowała Hermiona gdyby poznała jego myśli :D
Poza tym jego.. troska o Pannę Granger. Jeju, nie chce się do tego przyznać, a pomimo to widać, że interesuje się jej zdrowiem, co jest.. miłe i dziwne. Ale podoba mi się.
Co do sytuacji z Harrym-ach ten nasz uparty Pan Potter! Gdyby nie te notatniki, które wymyśliła Hermiona bardzo możliwe, że szybko by odkrył między innymi z kim spotyka się król węży.
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział. :3
No, w tym rozdziale to poszalałam z Mionką i Draczem, ale radzę się nie przyzwyczajać, bo wkraczamy na grząskie grunty. I cieszę się, że pomysł dziennikami przypadł do gustu - przyznam, że trochę się go bałam. A ta troska... No cóż, do wszystkiego trzeba dotrzeć małymi kroczkami, żeby się nie wywalić po drodze. :D A pan Potter się łatwo nie podda i możliwe jest, że może trochę napsuć.
UsuńRównież pozdrawiam i mam nadzieję, że nie będę kazać długo czekać. ❤
No tak, czlowiek sobie mysli, ze zaraz bedzie w polowie, a tu taka przychodzi i nowy rozdzial dodaje. :D
OdpowiedzUsuńNiedobra, ja nie wiem, jak tak można!
UsuńBardzo fajny rozdział :D lubię momęty w których Draco i Hermiona się spotykają.:D
OdpowiedzUsuńA kto ich nie lubi? :D Dziękuję! ❤
Usuń