Rozdział osiemnasty

Wersja (link) w dokumentach Google, gdzie nie ma przesunięć tekstu.

Draco szedł w tylko sobie znanym kierunku, kiedy za jego plecami rozległo się wołanie:
 — Och, panie Malfoy! Mój drogi, mogę ciebie prosić na minutkę do mnie?
Odwrócił się, by zobaczyć machającą do niego ochoczo profesor Babbling.
 — Chodź, chodź, mój drogi — otworzyła szerzej drzwi do swojego gabinetu — siadaj.
Pomieszczenie było całkiem przytulne. Kamienne podłogi przysłonięto soczyście zielonym dywanem, który łudząco przypominał wiosenną trawę, zwłaszcza kiedy za ogromnym oknem jasno świeciło słońce. Po lewo znajdowało się rozklekotane biurko, które trzęsło się za najmniejszym dotknięciem. Draco miał szczerą nadzieję, że krzesła były stabilniejsze. Z wahaniem usiadł na jednym i poza niepokojącym skrzypnięciem obyło się bez żadnych niepożądanych niespodzianek.
W tym czasie pani profesor przeszukiwała kolejne stosy ksiąg, mrucząc pod nosem coraz wymyślniejsze tytuły. Draco zauważył z zaskakującą obojętnością, że oprócz biurka i dwóch krzeseł w gabinecie nie stało więcej mebli, a księgozbiory Babbling walały się najzwyczajniej po podłodze.
 — Mam! — krzyknęła i zaraz doskoczyła do swojego ucznia, który ledwie zauważalnie się wzdrygnął. Wyciągnęła różdżkę i machnęła nią. Srebrzysta mgiełka otuliła książkę, by po chwili opaść. — Wszystkie pozycje znajdujące się pod moją pieczą są zabezpieczone specjalnym zaklęciem, które chronią ją przed większością uszkodzeń — wyjaśniła, podając mu książkę. — Wątpię, czy cokolwiek by tu przetrwało, gdyby nie ono — dodała z mimowolnym zawstydzeniem.
Draco chwycił za książkę, nieświadomie wstrzymując oddech. Czyżby w końcu znalazł swoją przepustkę do życia?


*****

Hermiona wpatrywała się w nieskazitelną biel strony, jakby oczekiwała jakiegoś objawienia. W końcu chwyciła za pióro i maczając wcześniej stalówkę, nakreśliła pierwsze słowa.
 — Udało się — wyszeptała, kiedy zobaczyła to samo zdanie w drugim notesie. — Naprawdę się udało! — pisnęła zdecydowanie niehermionowato.
 — Panno Granger! Proszę o ciszę, to biblioteka! — syknęła pani Pince, ujawniając się nagle zza regałów.
Na policzki dziewczyny wpłynął delikatny rumieniec, ale szeroki uśmiech nie zniknął z ust. Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą, zanim skryła się z powrotem za półkami. Hermiona wypuściła powietrze ze świstem, spoglądając na czarny atrament wyraźnie odznaczający się od kartki.
 — Naprawdę się udało — powtórzyła, nie mogąc w to uwierzyć.
 — Co tam masz, Hermiono?
Zamknęła gwałtownie dziennik, odwracając się do Terry'ego. Chłopak przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko dziewczyny, patrząc z zaciekawieniem na rozłożone książki.
 — Przestraszyłeś mnie — szepnęła, wysilając się na uśmiech.
Krukon podparł dłonią podbródek, unosząc brwi w zdziwieniu.
 — Jakoś nie mogę uwierzyć, że zdołałem tak łatwo przestraszyć Gryfonkę.
 — Może Tiara Przydziału się pomyliła? — wysnuła, zaciskając palce na okładce notesu.
 — Ha! — krzyknął. — Wiedziałem, że ją czymś przekupi... — Zakrył sobie komicznie usta, kiedy w zasięgu wzroku pojawiła się pewna sylwetka.
 — To jest biblioteka — syknęła pani Pince, po raz kolejny pojawiając się znikąd.
Widocznie kręciła się niedaleko, ani myśląc wrócić za biurko.
 — Przepraszamy, madame — mruknęła Hermiona, gromiąc spojrzeniem swojego towarzysza.
 — To już drugie upomnienie w ciągu niecałych pięciu minut, panno Granger — powiedziała z rozczarowaniem i pewnym niedowierzaniem.
 — Och, tym razem to byłem ja — odezwał się Bott wesoło.
Pani Pince zacisnęła tylko usta, nadając swojej twarzy surowszy wygląd, po czym odwróciła się i pognała w dział o leczniczych eliksirach.
 — Gdybym był Gryfonem z tą całą waszą brawurą, to zwróciłbym jej uwagę, że ona też nam przeszkadza zbędnym napominaniem.
Hermiona przewróciła oczami.
 — Z pewnością — bąknęła. — Szukałeś tutaj czegoś konkretnego?
 — Szczerze mówiąc, to nie — wyszeptał w końcu z nikłym uśmiechem. — Po prostu moje życie kręci się jedynie wokół nauki i szwendaniu się po zamku. Ale zakładam, że w przeciwieństwie do mnie masz trochę więcej ambicji. I życia towarzyskiego — dodał po chwili namysłu.
 — Chyba mnie przeceniasz, bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że w wolny wieczór siedzę nad tomiszczami?
 — Zgaduję, że te tomiszcza są z kategorii tych ciekawszych. Mogę? — zapytał, wskazując na notes. — Z twoich notatek wyciągnę więcej niż z tej cegły. — Nie mógł powstrzymać się od wzdrygnięcia, widząc księgą liczącą co najmniej tysiąc stron.
Hermiona zawahała się. Nie chciała dzielić się na razie z nikim swoim odkryciem. Co jeśli krótkie zdanie było zbyt dużym wyzwaniem dla zaklęcia? Co jeśli nie będzie w stanie tego powtórzyć? W końcu na galeonach pojawiała się tylko data i godzina, natomiast dzienniki powinny przekazywać o wiele bardziej złożone wiadomości. Było zbyt wiele niewiadomych, nie była też pewna trwałości tego wszystkiego.
Terry musiał zauważyć, że dziewczyna miała opory przed pokazaniem swojej pracy.
 — Jak nie chcesz, to nie pokazuj — powiedział, starając się, by brzmieć przekonywająco; ciekawość zżerała go od środka. — Zakładam, że to pewnie jakieś rzeczy, które mają uratować świat czy coś.
 — Przykro mi, Terry, ale to zbyt chwiejny projekt, by się nim dzielić — szepnęła, zakładając kosmyk włosów za ucho. — Kiedyś ci o nim opowiem.
Kącik ust chłopaka drgnął ku górze.
 — Trzymam za słowo. — Terry dopiero zdał sobie sprawę, że cera dziewczyny była dziwnie szarawa. — Dobrze się czujesz?
 — Tak — odpowiedziała ostrożnie, ale chłopakowi nie umknęło nagłe spięcie jej ramion.
 — Wyglądasz na kogoś, kto potrzebuje odpoczynku na świeżym powietrzu. Co prawda, temperatura na zewnątrz nie zachęca, ale słońce...
 — Nie, Terry, naprawdę dobrze się czuję. Muszę lecieć, nie pogniewasz się? — zapytała, podnosząc się.
Krukon wahał się przez moment, ale w końcu pokiwał głową.
 — Świat w końcu nie może czekać, prawda? Leć.
 — Do zobaczenia później! — mruknęła jeszcze, zanim zniknęła za regałami.
Starając się nie myśleć o tym, jak duże istniało prawdopodobieństwo spotkania pewnego osobnika, skierowała się na trzecie piętro. Z ledwością powstrzymała się od przekleństwa, kiedy naprzeciwko tej szczególnej ściany na parapecie siedziała drobna osóbka schowana za ogromnym szkicownikiem. Zanim Hermiona zdążyła zrobić kolejny krok, spojrzenie wiecznie zdziwionych oczu padło na nią. Luna uśmiechnęła się szerzej i przywołała ją dłonią. Gryfonka podeszła do niej powoli. Spojrzała mimowolnie na szkicownik. Groteskowy stwór przypominający muchę obrośniętą futrem beztrosko fruwał wokół płonącej pochodni. Jakkolwiek by nie patrzeć, Luna miała zadziwiający talent do odwzorowywania najmniejszych szczegółów.
 — Nie wiedziałam, że potrafisz rysować — mruknęła Hermiona, śledząc z pozoru niedbałe linie. — Co to jest? — zaryzykowała, chociaż czuła, że tego pożałuje.
 — Nie znam jego nazwy — odpowiedziała niefrasobliwie. — Ale jestem pewna, że lubi dezorientować ludzi. Znajdziesz ich więcej przy schodach, szczególnie upodobały sobie te prowadzące do sowiarni.
Hermiona parsknęła cicho, ale musiała przyznać, że to miałoby sens. Szkoda tylko, że takie istoty nie istniały.
 — Och, chyba mnie nie słuchałaś ostatnim razem. Nie zawsze to, co możesz zobaczyć, jest prawdą. Ona lubi się ukrywać.
Wypowiedziała to na głos?
 — Nie rozumiem — wypaliła, czując gorąco na policzkach. — Co masz na myśli?
 — Tak naprawdę, to nic szczególnego — mówiła Luna śpiewnym głosem — ale mam silne przekonanie, że jest ci to potrzebne.
Hermiona czuła się coraz bardziej zdezorientowana, co nie przeszkodziło jej jednak w kolejnym głośnym prychnięciu.
 — Silne przekonanie? Zgaduję, że to sprawka gnębiwtrysków.
Luna pokręciła głową, przez co różdżka wepchnięta w dziwny nieporządek na głowie, co od biedy można by nazwać niedbałym kokiem, delikatnie się wysunęła.
 — Gnębiwtryski wpływają tylko na samopoczucie i są zbyt złośliwe, by pomagać ludziom — wytłumaczyła niczym krnąbrnemu dziecku, które uparcie nie chciało przyjąć do świadomości oczywistości.
W tamtym momencie Hermiona wyglądała, jakby usilnie starała się powstrzymać przed powiedzeniem czegoś. Zaciskała usta tak mocno, że ktoś postronny mógłby zacząć poważnie martwić się, czy przypadkiem nie zniknęły.
 — Chociaż, jak na ciebie patrzę, to gnębiwtryski rzeczywiście mogły cię dopaść.
 — Luna — jęknęła, brzmiąc nadzwyczaj bezsilnie.
Dziewczyna w odpowiedzi westchnęła lekko. Zeskoczyła z parapetu, dociskając mocno do piersi szkicownik, jakby miał zaraz odfrunąć. Spojrzała po raz ostatni na Hermionę.
 — Nie wiem, co znajduje się za tą ścianą, ale musi to być bardzo ważne dla ciebie — szepnęła.
Policzki Gryfonki całkowicie poddały się wręcz bordowemu rumieńcowi.
 — A ja nie wiem, o czym mówisz — odparowała, przeklinając w duchu fakt, że była fatalnym kłamcą.
Luna nic więcej nie powiedziała. Omiotła wzrokiem nagą ścianę, jakby oczekując, że zdradzi swe sekrety, po czym zniknęła za rogiem. Hermiona zacisnęła pięści, nie do końca rozumiejąc swoją reakcję. Odetchnęła głęboko i rozejrzała się. Tym razem była sama na korytarzu, ale miała świadomość, że to może się zaraz zmienić. Podeszła szybko do pochodni, stuknęła w nią różdżką, szepcząc „Astronomiae”. Sekundy zdawały jej się godzinami; dopiero gdy usłyszała ciche trzaśnięcie drzwi za plecami, czas jakby wrócił do swojego rytmu.
Hermiona nie zdołała się tym jednak nacieszyć. Dziwny, niezrozumiały potok emocji gwałtownie zalał jej ciało. Dziewczyna ostrożnie stawiała kolejne kroki, jednocześnie próbując odzyskać jasność umysłu. Zrzuciła torbę na podłogę, ale głuchy dźwięk umknął w nasilającym się szumie. Nagle wszystko ucichło, a Hermiona zdała sobie sprawę, że klęczy przed stolikiem.
Szept wydobył się spomiędzy pobladłych warg.
 — Co się stało?
Nikt jej nie odpowiedział. Gryfonka zebrała w sobie całą wolę i podniosła się z zimnej posadzki, co nie było łatwym zadaniem — dłonie drżały jej jak jeszcze nigdy, a nogi wydawały się zbyt kruche, by utrzymać ciężar ciała. Krzesło stało zaledwie dwa kroki od niej, ale ta odległość zakrawała o jej prywatny Mount Everest. Z cichym westchnieniem ulgi opadła w końcu na krzesło.
W tym samym czasie drzwi uchyliły się, a przez nie wkroczył Draco. Hermiona nieprzytomnie pomyślała, że los bywa nadzwyczaj przekorny.
 — Granger?
 — Co ty tu robisz? — Z narastającą paniką uświadomiła sobie, że poruszyła jedynie ustami, a głos odmówił jej całkowicie posłuszeństwa.
 — Może trochę głośniej, co? — parsknął. Zaraz jego spojrzenie padło na torbę pozostawioną pod jego stopami. — Weź to stąd, Granger. Cywilizowani ludzie znają pojęcie porządku.
Hermiona nie poruszyła się.
 — Mówię do ciebie, Granger.
Draco stanął przed dziewczyną, zaplatając ręce na torsie. Kiedy nie doczekał się żadnej reakcji, z widocznym wahaniem szturchnął ją w ramię. Hermiona wzdrygnęła się, ale nadal czuła się niesamowicie słaba, jakby ktoś wyssał z niej całą energię.
 — Granger — warknął z dziwną nutką w głosie — ocknij się!
Nie wiedział co robić. Dziewczyna zdawała się obojętna na wszelkie bodźce z zewnątrz. Już miał wyjść i poszukać pomocy — nie zastanawiał się nawet, jak by wytłumaczył obserwatorium i znalezienie w nim Granger — ale cichy jęk dobiegł do jego uszu.
 — Jasna cholera — stęknęła, masując palcami skronie.
 — Język — mruknął, ale jakoś bez przekonania. Ani na moment nie spuszczał oczu z drżącej sylwetki. — Nawdychałaś się czegoś? A może to tylko twój szla-am — zająknął się, kiedy dziewczyna gwałtownie podniosła wzrok na niego.
Coś burzyło się w jej oczach, zmuszając go, by zamilkł. Draco po raz pierwszy spotkał się z czymś takim — po raz pierwszy samo spojrzenie było w stanie na niego wpłynąć.
Ale Hermiona tego nie zauważyła.
 — Nie mam pojęcia, co to było, więc byłabym wdzięczna, gdybyś ograniczył takie komentarze. Zaskakujące, wiem, ale to w żaden sposób nie pomaga — wychrypiała.
W odpowiedzi Draco usiadł na krześle naprzeciwko niej.
 — Mogę wiedzieć, co tu robisz? — naskoczyła, nie wytrzymując jego przenikliwego spojrzenia.
Czuła, jakby maleńkie szpileczki przyszpilały ją w jednym miejscu, a każdy ruch wymagał od niej nieludzkiego wysiłku.
 — Nie — odparł krótko, unosząc kąciki ust.
Hermiona przewróciła oczami.
 — Naprawdę chcesz się bawić w te gierki?
 — A dlaczego miałbym nie?
 — Ponieważ to do niczego nie prowadzi?
 — A myślisz, że mnie to obchodzi?
Hermiona mrugnęła dla pewności, że to działo się naprawdę. Kiedy przed jej oczami nadal siedział Malfoy, mrugnęła jeszcze raz.
 — Teraz jeszcze wzrok straciłaś?
 — Czy ty się właśnie przyznałeś, że lubisz...
 — Nie! — zaprzeczył szybko. — Żadnego „lubisz” czy innych idiotyzmów, które są zbyt irracjonalne, żeby je zastosować w stosunku do mnie.
 — Ale właśnie... — Hermiona nie dawała za wygraną.
 — Powiedziałem nie.
Dziewczynie zadrżały usta.
 — Czy ty śmiejesz, Granger?
 — Po prostu... — westchnęła.
 — Wiedziałem, że za mną tęskniłaś. W końcu to dzięki mnie twoje życie stało się mniej szare i zaszlamione.
 — Brzmisz jak zdarta płyta — zauważyła, unosząc brwi. Nie czekając, dodała: — Naprawdę jestem ciekawa, czego tu szukasz.
Draco wzruszył ramionami.
 — Mam takie samo prawo do przebywania tutaj jak ty, więc nie rozumiem twojej, jak to ujęłaś, ciekawości.
 — Obrażasz mnie — stwierdziła sucho. — Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Chodziło mi raczej o to, czy ma to coś wspólnego z tamtą książką o artefaktach.
Hermiona nie mogła powstrzymać uśmiechu, kiedy twarz Malfoya odrobinę zbladła.
Chłopak pochylił się nieznacznie w jej stronę.
 — Czyżby zainteresowana kolejnymi czarnomagicznymi zagadnieniami?
Dziewczyna przełknęła ciężko ślinę i tym razem to ona nie mogła zapanować nad krążeniem krwi; parę piegów wyraźnie odznaczało się na wręcz przezroczystej cerze.
 — Przeprowadzaliśmy już tę rozmowę i...
 — Nie, Granger, to ty wygłosiłaś górnolotny monolog, jak to wiedza sama w sobie nie jest zła — przytoczył jej słowa z wyraźną lubością w głosie. — Zastanawiam się tylko, czy pokusa była aż tak silna, że przygnałaś tutaj, trzymając się ledwie na nogach.
Hermionie zdążyła nawiedzić myśl, czy Malfoy kiedykolwiek mrugał, zanim wycedziła:
 — Nie martw się tak o mnie. Twoja troska jest zbyteczna.
 — Nie za wysoko się cenisz? — leniwie wyartykułował. Odepchnął się delikatnie i zahuśtał na krześle. — Moja uwaga dotyczyła bardziej tego, że gdybyś tutaj zdechła, to obserwatorium nie nadawałoby się już do niczego.
Zacisnęła pięści, niemal jęcząc w duchu, kiedy zakręciło jej się w głowie. Nie powstrzymało jej to jednak przed warknięciem:
 — Przestań, Malfoy!
 — Czyżbyś czuła się urażona? — zapytał z dziecięcą radością.
 — Co tu robisz? — powtórzyła.
Draco jedynie uniósł brwi, układając dłonie w piramidkę.
 — Och — westchnęła ciężko — bądź przynajmniej cicho, jeżeli nie chcesz odpowiedzieć.
Kiedy zorientowała się, że Malfoy rzeczywiście się jej posłuchał, uśmiechnęła się prawie niezauważalnie. Spuściła głowę na swoje kolana. Podniosła dłonie, a jej uśmiech powiększył się; prawie już nie drżały. Zastanowiła się, czy dałaby radę wstać i wziąć torbę z podłogi. Zanim jednak zdołała dojść do jakiejkolwiek konkluzji, usłyszała szelest kartek.
 — Co czytasz? — palnęła bezmyślnie.
Draco spojrzał na Granger znad staro wyglądającej książki i przewrócił oczyma.
 — Czyli milczenie zobowiązuje tylko mnie, tak?
 — Mógłbyś choć raz podarować sobie to wszystko i spróbować rozmawiać.
 — Dlaczego miałbym?
Hermiona zauważyła, że Draco brzmiał na szczerze zaciekawionego. Nie potrafiła jednak znaleźć dobrej odpowiedzi.
 — Dobra, zapomnij — mruknęła.
Draco nic więcej nie powiedział. Gryfonka zebrała w sobie całą odwagę i ostrożnie wstała, ale zachwiała się niebezpiecznie, zanim zrobiła krok do przodu.
 — Siedź, Granger, bo nie będę cię później zbierał.
 — Ale muszę zabrać torbę! — jęknęła mimowolnie, trzymając się mocno blatu stolika. Draco parsknął. — No co?
 — Pomijając, że jesteś nieczystej krwi, to jakimś cudem dostałaś się do Hogwartu, a tutaj nie przyjmują mugoli.
Błyskawicznie pojęła, co miał na myśli.
 — Jest tylko jeden problem — szepnęła w końcu.
 — Nie mów, że zapomniałaś inkantacji. — Kiedy nie odpowiedziała, otworzył szerzej oczy. — Nie masz różdżki.
Hermiona ledwie powstrzymała chęć ukrycia się przed tym przeszywającym spojrzeniem.
 — Zdajesz sobie sprawę z tego, że byłbym w stanie zrobić z tobą wszystko, a ty nie miałabyś ani siły, ani magii do obrony? — wręcz wymruczał, przez co dziewczyna wzdrygnęła się. — Boisz się mnie — dodał po chwili z czymś nieuchwytnym w głosie.
 — Daj spokój, Malfoy, nic mi nie zrobisz — powiedziała, starając się brzmieć pewnie.
Draco przez boleśnie dłużące się sekundy obserwował dziewczynę. Leniwym ruchem wyjął różdżkę.
 — Malfoy — szepnęła, patrząc na niego — zastanów się, jak trudno będzie to wyjaśnić, kiedy coś mi się stanie.
Wydawał się ignorować jej słowa. Hermiona pomyślała, dlaczego gdy ten jeden jedyny raz nie miała przy sobie różdżki, musiało ją spotkać coś takiego. Może zdołałaby zrobić unik? Albo udałoby jej się przewrócić stolik, zyskując przy tym efekt zaskoczenia, dzięki czemu dotarłaby do torby i... Nie, była zbyt słaba, by szybko doskoczyć do różdżki. A może wyrwać mu różdżkę z dłoni?
Nagle szept dotarł do jej uszu, ale nogi jakby zastygły. Jakież było jej zdziwienie, gdy zorientowała się, jakie zaklęcie rozbrzmiało w upiornej ciszy.
 — Accio torba Granger. — Nie minęła chwila, a w jego dłonie trafiła nieszczęsna torba. — Nie panikuj tak, Granger, to do ciebie niepodobne.
Hermiona tępo wpatrywała się w chłopaka. Draco przewrócił na to oczyma i zaczął przeglądać, co nosiła ze sobą dziewczyna. To chyba wreszcie ją otrzeźwiło.
 — Zostaw to! — krzyknęła.
Draco przerzucał kolejne książki, będąc głuchym na jakikolwiek sprzeciw. Wyciągnął czarny notes, a Hermionie osunął się grunt pod nogami.
 — Uszanuj cudzą własność i nie czytaj — syknęła, ale chłopak nic sobie z tego nie zrobił.
Otworzył na pierwszej stronie.
 — Naprawdę, Granger? — odezwał się po chwili wpatrywania się w pustą stronę. — Przecież nic tu nie masz, wyluzuj.
 — Nic? — pisnęła.
Draco uniósł brwi, ale podał jej notes, który zaczęła szaleńczo kartkować.
 — Robi się coraz dziwniej — mruknął do siebie, gdy wyciągnął drugi identyczny. — Ten też jest pusty?
 — Nie, to niemożliwe — powiedziała, brzmiąc, jakby miała się za chwilę załamać. — Podaj mi cholerne pióro i nie zadawaj pytań — dodała ostrzej.
Ślizgon z zauważalnym rozbawieniem przesunął torbę w jej stronę.
 — Nie sądziłem, że uda mi się dotrwać do dnia, kiedy postradasz zmysły.
 — Podaj mi ten drugi notes — rozkazała.
Draco zastanowił się, dlaczego jej się słucha, ale zrzucił to wszystko na swoją ciekawość. Hermiona chwyciła mocno za pióro i zaczęła pisać. „Zaklęcia werbalne są łatwiejsze do opanowania, jednak nie dają takiego momentu zaskoczenia jak niewerbalne” przeczytał. Już otworzył usta, by zapytać o powód pisania takich oczywistości, kiedy dziewczyna otworzyła szybko notes leżący po jej lewej.
 — Co ty wyrabiasz, Granger?!
Nie mógł nic poradzić, że zabrzmiał trochę piskliwie, ale w końcu nieczęsto się widzi samoistnie pojawiające się litery na kartce. Hermiona spojrzała na niego i uśmiechnęła się szeroko. Draco poczuł dziwny ciężar gdzieś tam w środku.
 — Bałam się, że zaklęcie się wyczerpało — wyjaśniła, po czym zmieszała się, nagle coś sobie uświadamiając. — Nie wiem, dlaczego ci to mówię. Merlinie! Nie powinnam ci tego mówić! — jęknęła, zamykając notes.
 — Znowu panikujesz — zaważył sucho. — W końcu to nie tak, że to w ogóle mnie obchodzi.
Na tak oczywiste kłamstwo Hermiona przewróciła oczyma, prychając:
 — Jeżeli tak uważasz.
Chłopak poruszył się na krześle, czując się nagle niezręcznie.
 — Może wymiana? — zaproponował cicho.
 — Wymiana czego? — zapytała ostrożnie, mrużąc oczy na tak szybką zmianę w jego zachowaniu.
 — Informacji — odparł lakonicznie.
 — Mógłbyś rozwinąć?
Draco odchrząknął, ale uparcie kontynuował:
 — Wyjaśnisz, o co chodzi z notesami, a ja pokażę ci badania z Oksfordu dotyczące związku pomiędzy eliksirami a runami.
 — Skąd je masz? — zapytała, chcąc zyskać trochę czasu do namysłu.
 — Tego nie musisz wiedzieć — odpowiedział szybko; za szybko, ale Hermiona nie zwróciła na to uwagi.
 — Zgaduję, że profesor Babbling pomogłaby mi je znaleźć. Zwłaszcza że to ona sama o nich wspomniała — dodała z błyskiem w oku.
 — Już z nią rozmawiałem na ten temat — powiedział najbardziej nonszalancko, jak tylko mógł. — Mówiła, że byłaby trudność z ich znalezieniem.
Teoretycznie nie skłamał, prawda? Babbling musiała ich poszukać, a to pewnego rodzaju trudność.
 — Dlaczego miałabym ci wierzyć? Jakie istnieje prawdopodobieństwo, że mnie nie okłamujesz?
 — Na to musisz sobie odpowiedzieć sama.
Zapadła cisza. Draco uważnie obserwował spiętą sylwetkę, co nie pomagało Hermionie się skupić. Rozsądek wręcz wrzeszczał, dlaczego w ogóle tyle nad tym myślała. Powinna była od razu go wyśmiać. Jednak pozostała część umysłu nie była tak zdecydowana. Jakby było na co — to ona by na tym straciła, z pewnością te badania nie były zakazane. Dodatkowo Malfoy znalazł je w dość krótkim czasie, nie minął nawet tydzień! Dlaczego więc się zastanawiała?
„Jestem nierozsądną masochistką” pomyślała, zanim odezwała się niepewnie:
 — To co chcesz wiedzieć?

*****

Witam moich kochanych Czytelników! Troszeczkę się zeszło, wiem, ale macie za to świeżutki kawałek z Hermioną i Draco w roli głównej. Miałam w planach jeszcze się rozpisać (tj. napisać całą ich późniejszą rozmowę), ale stwierdziłam, że nie będę kazać Wam dodatkowo czekać. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z rozdziału, bo muszę przyznać, że szło trochę topornie. Ale to pewnie dlatego, że czas mnie gonił, a ja tylko martwiłam się o termin. Następny powinien być szybciej (z naciskiem na „powinien”), jednak wszyscy wiemy, jak to u mnie bywa. Miejmy nadzieję, że spotkamy się jeszcze z co najmniej dwa razy przed świętami (chciałabym, bo tu tak pusto ostatnio, że łojej).

Do następnego!

PS Zignorujcie te dziwne przesunięcia tekstu, bo już szlag mnie trafia. Poprawię to, jak blogger się odobrazi. Nie linczujcie. Ewentualnie możecie poradzić, co z tym zrobić, bom ciemna w takich sprawach (wiem tylko, że jak próbowałam z kodem HTML, to było jeszcze gorzej — o ile to możliwe).

7 komentarzy:

  1. Mi przesunięcia nie przeszkadzały,przy czytaniu. Lubie spotkania Hermiony z Draco są zawsze ciekawe:D Mogłaś dokończyć ich rozmowę mam niedosyt ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że te przesunięcia nie są jakieś bardzo niewygodne, ale jednak może ciężej się czytać, zwłaszcza że na telefonie w ogóle tekst jest poucinany. xD

      Też je lubię, zwłaszcza kiedy zaczynają się do siebie powoli przekonywać. A rozmowę mogłam dokończyć, ale wtedy rozdział mógłby być nawet w następnym tygodniu, więc stwierdziłam, że urwę i dokończę w kolejnym rozdziale, coby nie kazać Wam za długo czekać. :D

      Usuń
  2. Cieszę się, że skończyłaś rozdział.
    Jest jednym z moich ulubionych, Hermiona wymiata. Zwłaszcza z tym, jak dała się podpuścić Draco. A on nieładnie nagiął prawdę. Chociaż miał w tym swój cel...
    Ja już bardzo czekam, aż dojdziesz do sytuacji z prologu. Bo to moja ulubiona i absolutny faworyt.
    Duży buziak i powodzenia w pisaniu dalej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym ulubionym rozdziałem się nie rozpędzaj, bo nie wiesz, co może się szykować dalej. :D
      Taa, Hermiona jeszcze nie raz będzie wymiatać (już chyba nawet w następnym rozdziale). A naginanie prawdy to specjalność Draco, a przynajmniej u mnie i jeszcze się pojawi.

      Na sytuację z prologu będziesz musiała troszeczkę poczekać, ale myślę, że za około dziesięć rozdziałów będzie (chociaż wątpię, bo lubię się rozpisywać, a mamy parę pobocznych wątków).

      Dziękuję! ❤

      Usuń
    2. Poczekam, poczekam. Nauczyłam się ostatnio, że na rzeczy dobre warto czekać. I na pewno będzie warto :)
      Owocnego wykorzystania weny, kochana :)

      Usuń
  3. Długo czekałam, ale warto było. Rozdział świetny, ale czuję niedosyt. Ja chcę wiedzieć, co będzie dalej!
    Pozdrawiam i życzę duuuuużo weny
    Ja to Ja
    dramione-ja-to-ja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff, jak dobrze jest słyszeć, że warto było tyle czekać - niemniej, zdecydowanie było to za długo. I mam nadzieję, że szybko uda mi się ten niedosyt zaspokoić, bo mam jeszcze parę wydarzeń w zanadrzu. :D

      Usuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)