Rozdział szesnasty

Kryształki lodu osadziły się na młodych źdźbłach trawy, iskrząc się w mdłym świetle księżyca. Długie gałęzie drzew rzucały smętne cienie na zmarzniętą ziemię, cierpliwie czekając na pierwsze liście. Pohukiwanie sów co raz zakłócało nocną ciszę, ale tym razem dołączył jeszcze lekki szelest, dochodzący gdzieś z Zakazanego Lasu. Albus Dumbledore zatrzymał się na jego krawędzi, nadstawiając uszu, jakby chciał usłyszeć coś szczególnego. Po chwili wąskie usta wygięły się w szerokim uśmiechu, a on sam ruszył raźnym krokiem pomiędzy drzewa. Nagle jego oczom ukazała się wysoka sylwetka spowita czarną peleryną. Dyrektor nie zmartwił się obecnością nowego towarzysza, wręcz przeciwnie, rozłożył szeroko ramiona i zawołał:
 — Już się bałem, że nie zdążę, Severusie.
Spod cienia drzewa wyłoniła się blada twarz.
 — Twoje wyczucie czasu, Albusie, jest, jak dotąd, niezawodne. Godne podziwu — sarknął, pochylając nieznacznie głowę.
Ogniki w błękitnych oczach nieznacznie przygasły.
 — Wolałbym cię bez tej ironii — stwierdził i opuścił dłonie. — Jak przebiegło spotkanie? — zapytał, a w jego głosie pojawiła się żelazna nuta, tak niepodobna do poczciwego staruszka, na którego kreował się na co dzień.
Severus rozejrzał się bystro, podnosząc różdżkę, i wyszeptał:
 — Homenum Revelio.
Kiedy zaklęcie nie ujawniło nikogo niepożądanego, powrócił wzrokiem na niego, a jego twarz stężała.
 — A jak miało być? Czarny Pan nie ma na razie żadnych większych planów, oczywiście poza tymi, które już znamy — dodał szybko.
 — Czyli nie wzywał cię po nic szczególnego? — dopytywał się starszy mężczyzna, przewiercając go wzrokiem.
 — Tylko raport — odpowiedział krótko, po czym zawahał się, ale zaraz kontynuował: — Chciał się dowiedzieć, jak radzi sobie Draco. Nie był zbyt zadowolony, ale jednocześnie wydawał się być tego spodziewać — powiedział, starając się na jak najbardziej beznamiętny ton.
 — Z tego, co mi mówiłeś, chłopiec nie chce żadnej pomocy.
Albus z roztargnieniem zauważył, że pocierał dłoń, która została obarczona klątwą. Mistrz Eliksirów zahaczył spojrzeniem o zwęgloną rękę, ale nie chciał poruszać tej sprawy. Przynajmniej na razie.
 — Nie wiem, co się dzieje z tym chłopakiem — warknął, pozwalając, by gniew nim zawładnął. — Jestem niemal stuprocentowo pewny, że nie ma pojęcia, od czego zacząć. Śmiem twierdzić, że już całkowicie postradał rozumy, co mi przypomina o Granger, następnej idiotce, której wydaje się, że wojna jej nie dotyczy.
 — A co wspólnego ma z tym panna Granger? — Albus udał zdziwienie, ale zdradziły go gwałtownie namnożone iskierki w oczach.
Snape wycelował w niego palcem, marszcząc groźnie brwi.
 — Przestań to robić; rozumiem, że my wszyscy mamy jakąś rolę w twoim cudownym planie, ale nie waż się bawić uczuciami mojego chrześniaka — wycedził, z ledwością powstrzymując się od dosadniejszych słów.
Dumbledore uśmiechnął się zadziornie.
 — Wbrew pozorom, nie zrobiłem nic. To wszystko jest bardziej dziełem kapryśnego losu — wytłumaczył. Jego uśmiech zniknął, kiedy dodał: — Ale wiedz, że nie zamierzałem ani nie zamierzam bawić się ludzkimi emocjami.
Severus milczał przez chwilę.
 — Draco w tym momencie jest nieobliczalny, nie jestem w stanie nim kierować w jakikolwiek stopniu, a ty nie robisz nic, by spróbować to zakończyć? Skąd wiesz, czy ta gryfońska dziewucha nie palnie czegoś w jego obecności, a Draco zauważy swoją szansę w zdobyciu względów u Czarnego Pana? Zwłaszcza że mówimy o najlepszej przyjaciółce Pottera, bez której nasz drogi Wybraniec nie przeżyłby dnia.
Albus przypatrzył się uważnie drugiemu mężczyźnie.
 — Myślę, że zbytnio to wyolbrzymiasz — stwierdził lekkim tonem. — Nietrudno zauważyć, że temu chłopcu nie podoba się rola śmierciożercy, więc panna Granger jest całkowicie bezpieczna. Wierzę też w jej intelekt i rozsądne podejście do całej tej sprawy.
 — I wszystko to opierasz na wierze? — wydarło się Severusowi, ale nie mógł pojąć, dlaczego dyrektor był w stanie czemuś ślepo zaufać.
Twarz mężczyzny poszarzała, a on sam westchnął głęboko.
 — Niestety, nadeszły mroczne czasy, kiedy to nie można być niczego pewnym. Mnóstwo osób nie chce tego zrozumieć, a jestem zdziwiony, że i ty postanowiłeś do nich dołączyć.
 — Zamierzasz tak sobie tłumaczyć każdą, nawet tę najbardziej nierozsądną i wręcz śmieszną, decyzję? — zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. — Draco wierzy w czystość krwi, Lucjusz o to zadbał, a Granger jest mugolaczką. Zakładam, że nie muszę ci wyjaśniać, o co mi chodzi?
Albus przewrócił oczyma, zaplatając dłonie za plecami. Pochylił się nieznacznie i powiedział:
 — Niesamowite, że pomimo tylu różnic potrafią razem współpracować. — Severus wciągnął gwałtownie powietrze, słysząc te słowa, ale przełożony pozornie zmienił temat: — Zdajesz sobie doskonale sprawę z tego, że to Harry będzie musiał zabić Voldemorta.
 — Na nasze nieszczęście — prychnął pod nosem.
 — Z twojej poprzedniej wypowiedzi wynika też, że zdajesz sobie sprawę z roli panny Granger w życiu pana Pottera.
 — Inaczej obchodzilibyśmy kolejną rocznicę śmierci Chłopca, Który Był Idiotą.
 — Dlatego — ciągnął dalej, nie zwracając nawet minimalnej uwagi na jego wtrącenia — muszę zadbać, by panna Granger miała jak najlepsze przygotowanie.
Severus zagapił się na moment na dyrektora, by po chwili krzyknąć:
 — Ty już do reszty zgłupiałeś!
Albus podniósł brwi w zdziwieniu na słowa swojego pracownika.
 — Myślę raczej, że to był całkiem dobry pomysł — wyznał strapionym tonem.
Snape przemielił w ustach przekleństwo.
 — Oszalałeś. Nawet nie wiesz, nad czym pracują.
 — W pewnym sensie wszyscy jesteśmy wariatami, więc i ja nie powinienem być wyjątkiem — wysnuł Dumbledore, ale zaraz spoważniał. — I prawda, nie wiem, nad czym pracują, ale pragnę przypomnieć, że to tylko szóstoklasiści, którzy może i są błyskotliwi czy inteligentni, ale nie są w stanie jakkolwiek poważnie nam zaszkodzić. Chociaż muszę przyznać, że obecność młodego pana Malfoya trochę niszczy moje plany.
 — Plany? — podchwycił Severus, ale ten automatycznie pokręcił głową.
 — Nic, co powinno cię na chwilę obecną interesować, mój chłopcze — powiedział tylko. — Zboczyliśmy trochę z tematu, czy Voldemort mówił coś jeszcze?
 — Stara się tego nie pokazywać, ale robi się nerwowy. — Mężczyzna otulił się mocniej peleryną, czując przenikliwe zimno w kościach. — Planuje werbunek wśród tegorocznych siódmorocznych, ale zdaje sobie sprawę, że nie będą przydatni, przynajmniej dopóki nie zadba się o ich wytrenowanie, czym mam zająć się ja. — Skrzywił się. — Nie wydał jednak żadnego rozkazu, zdaje się, że czeka, dopóki nie uda mu się postawić solidniejszych fundamentów.
 — Czyli nie powinieneś się tym przejmować, zapewne zaczeka do następnego roku, kiedy wkroczy do Hogwartu. — Severusa chyba zszokowała jego bezpośredniość, co z łatwością zauważył. Wyciągnął zwęgloną dłoń. — Klątwa postępuje, czuję się z dnia na dzień coraz słabszy, a z twoich obliczeń jasno wynika, że nie dotrwam następnej wiosny — urwał, wzdychając. Zaraz opuścił rękę i przygwoździł swojego towarzysza wzrokiem. Ogniki całkowicie zniknęły, ustępując dziwnej twardości w błękitnych oczach. — Mam nadzieję, że pamiętasz, co mi obiecałeś.
Snape zacisnął szczękę, przez co z ledwością warknął:
 — Może nie chcę pamiętać?
Albus zbliżył się do młodszego mężczyzny, nieznacznie nad nim górując.
 — Przysięga została już zawarta, Severusie, nie możesz się wycofać. Pogódź się z tym i przestań...
 — A może ja nie chcę się z tym pogodzić? — wyszeptał, pierwszy raz od początku tej rozmowy porzucając wszystkie maski. W oczach przebrzmiewał zwykły strach. — Nie uważasz, że mam jakieś prawo do chociaż minimalnego dysponowania własnym życiem?
 — Nie próbuj wzbudzać we mnie wyrzutów sumienia — odparował gniewnie. — Jest wojna i każdy z nas ma w niej swoją rolę do odegrania.
Severus zobaczył, że będąc szczerym, nic nie zdziała, więc na powrót zmusił, by jego twarz się wygładziła i nie zdradzała żadnych emocji. Nie potrafił jednak pozbyć się wściekłości w głosie.
 — Rolę do odegrania w twoim planie chciałeś dodać — poprawił go, podnosząc nieznacznie głos. — I może to ty oczekujesz zbyt wiele?
Albus nie zdążył odpowiedzieć, kiedy to za jego plecami rozległ się szmer. Severus już stał obok niego, trzymając wysoko różdżkę.
 — Kto tam? — zapytał dyrektor.
 — Ekhem — odchrząknął basowy głos. Spomiędzy drzew wyłoniła się niewielka lampa naftowa, a zaraz za nią potężny mężczyzna. — Przepraszam psorów, że przeszkodziłem w rozmowie, ale bałem się, cholibka, że to jacyś zagubieni uczniowie — wytłumaczył Hagrid, drapiąc się drugą ręką po kędzierzawej głowie. Czerwone policzki pomimo tłoczącego się zewsząd mroku były doskonale widocznie. — To może ja już pójdę — mruknął, po czym poprawił pokaźną kuszę zawieszoną na ramieniu i ruszył głębiej w las.
 — Dokończymy tę rozmowę później — powiedział Albus, zerkając przelotnie na beznamiętną twarz mężczyzny. — Idź się prześpij, przed nami kolejny dzień.

*****

Hermiona odetchnęła z ulgą, kiedy opadła na krzesło przy swoim stoliku w bibliotece. Przesunęła opuszkami po gładkiej powierzchni blatu, unosząc nieznacznie kąciki ust.
 — Nareszcie — mruknęła, po czym schyliła się do torby i wyciągnęła kilka książek i plik pergaminów. — Zatem zabierzmy się do roboty.
Z dziecięcą radością w oczach odnalazła notatki, które gromadziły dość sporą wiedzę o magii, a którą dziewczyna zdołała zdobyć z tak naprawdę niewielu źródeł. Wbrew pozorom, hogwarcka biblioteka nie była dostatecznie dobrze zaopatrzona, jeżeli nie chodziło o bardziej przyziemne woluminy o transmutacji, zaklęciach czy eliksirach. Z trudem — o ile w ogóle — można było znaleźć księgi z bardziej kontrowersyjnymi teoriami czy badaniami, a właśnie takie interesowały. W końcu — czyż w tym wszystkim nie było choć ziarnka prawdy?
 — Tu cię mam — mruknęła pod nosem, wysuwając na górę zapisany drobnym pismem pergamin. „Solis” grzmiał tytuł podkreślony pojedynczą linią.
Nadal nie mogła uwierzyć, że Hogwart nie był zaopatrzony w tego typu pozycje. Może i Alfred von Borcke nie miał racji, ale w pewien sposób udało mu się zmienić spojrzenie na magię. A fakt, że brakowało ów książki w jednej z większych bibliotek w Wielkiej Brytanii, gorszył pannę Granger, która jednocześnie nie mogła się pozbyć nieznośnej myśli, że coś było nie tak. Przecież przez wieki przewijało się tysiące światłych i inteligentnych osób, ale, jak dotąd, nie posunięto się ani trochę do przodu w zrozumieniu istoty magii. Oczywiście nie można było zignorować co rusz nowych wzmianek o różnych badaniach i, zaiste, nadzwyczajnych przełomach, które i tak w końcu prowadziły donikąd. Dopiero teraz pojawiło się światełko w tunelu, ale było ono jeszcze zbyt odległe. A może ten trop, który podarował im, czarodziejom, australijski ośrodek badań był kolejną skuchą?
 — Nie — wyrwało się jej. Potarła palcami skronie. — Jestem ponad te głupie teorie spiskowe, nie zaśmiecam sobie umysłu takimi sprawami — wyszeptała, mając nadzieję, że wypowiedziane słowa doprowadzą ją do porządku.
Wypuściła ciężko powietrze i jakby skurczyła się na krześle. Spojrzała zza rzęs na stosik porzuconych pergaminów, utrzymując na nich bezmyślnie wzrok. Zaraz jednak wyprostowała się, karcąc się w duchu za marnowanie czasu. Sięgnęła po nieszczęsne notatki, ale zamiast je czytać i analizować po raz wtóry, schowała je do torby. Zostawiła jednak książki, biorąc pierwszą, która nawinęła się jej pod rękę. Łakomie zagłębiła się w tekst, chcąc zająć myśli czymś innym, niż pielęgnowanie już i tak istniejących zalążków nieufności do czarodziejskiej inteligencji.
Hermiona wychowała się w świecie mugoli, gdzie przepływ informacji był kosmicznie szybki i nadal przyspieszał. Wrzucona nagle do zupełnie innej rzeczywistości poczuła się oszołomiona brakiem tej łączności z całym światem. Może to właśnie przez brak ciągłych wiadomości o postępach tak ją irytował?
Zanim zdążyła skończyć czytać kolejny rozdział, ktoś nagle usiadł na krześle naprzeciwko niej. Podniosła głowę, a jej oczom ukazała się szeroko uśmiechnięta Luna.
 — Dawno się nie widziałyśmy — zauważyła, nakręcając kosmyk włosów na palec.
Starsza z dziewczyn odchrząknęła, zanim odpowiedziała:
 — Wiem, ale ostatnio jestem trochę zapracowa...
 — Myślę, że przydałby ci się kapelusz — przerwała jej Luna poważnym tonem.
 — Kapelusz? — zapytała bezmyślnie i zmarszczyła brwi.
 — Kapelusz — powtórzyła powoli Lovegood, jakby bała się, czy Gryfonka na pewno za nią nadążała. — Przed gnębiwtryskami — dodała, kiwając głową, a jej usta nieświadomie się wydęły. Chyba nieświadomie.
Hermionę trafił szlag.
 — Słuchaj, Luna, mam do przeczytania tę książkę o klątwach, a ona do najlżejszych nie należy, więc jeśli nie masz nic ważnego mi do przekazania, proszę, daj mi chwilę — powiedziała, siląc się na spokojny ton.
Krukonka albo nie usłyszała niemego wyproszenia z prywatnej czytelni Hermiony Granger, albo postanowiła to zignorować. Oparła łokcie o stolik i podparła policzki pięściami, nieprzerwanie się na nią patrząc. Jednak nic nie powiedziała. Gryfonka odwzajemniała spojrzenie przez chwilę, ale czując się coraz bardziej niezręcznie, spuściła oczy na książkę. Przez parę minut usilnie starała się czytać, ale litery za nic nie chciały złączać się w wyrazy ani tym bardziej w zdania. W końcu westchnęła po raz drugi tego dnia i zamykając gwałtownie książkę z niewielkim hukiem, zapytała:
 — Wiesz, że bardzo cię lubię, ale mogłabyś mnie zostawić samą? Obiecuję, że złapię cię jutro po obiedzie i pogadamy — dodała szybko, podnosząc minimalnie kąciki ust, ale wyszedł jej bardziej dziwny grymas niż pogodny uśmiech.
 — Och, jasne — odparła Luna, zabierając ręce z blatu. Poprawiła różdżkę tkwiącą za uchem i wstała, ale nie odeszła. Granger spojrzała na nią z coraz większą irytacją w oczach, co ta musiała zauważyć. Uśmiechnęła się jednak szeroko i szczerze. — Nie martw się, Hermiono, bo gnębiwtryski widzą w tobie łatwiejszą ofiarę — poradziła, a Gryfonka mimowolnie zastanowiła się, czy blondynka kiedykolwiek mrugała. Pokręciła się na siedzeniu, kiedy poczuła wyrzuty sumienia przez tak okropne zbywanie dziewczyny. — I nie wierz bezmyślnie we wszystko, co przeczytasz, czasem prawda ukrywa się pomiędzy wierszami.
Zanim szatynka zdołała przetworzyć ostatnie słowa Luny, ta już zniknęła za regałami. Otworzyła usta, nie wiedząc dokładnie, co chciała zrobić. Nie minęła jednak chwila, a wyciągnięte książki zostały szybko schowane w torbie, a ich właścicielka pognała ku wyjściu na korytarz, całkowicie ignorując głos pani Pince.
 — Jaka dzisiejsza młodzież jest niewychowana — wymamrotała kobieta, po czym zacisnęła mocno usta.
Hermiona nie miała już szansy tego zobaczyć, bo próbowała lawirować w tłumie uczniów zmierzających na śniadanie.
 — Przepraszam... Przepraszam — mruczała kolejne słowa, przepychając się pomiędzy kolejnymi osobami, jednak nie zdołała dogonić jasnej głowy niknącej za rogiem.
 — O, panno Granger! Proszę zaczekać.
Szorstki głos rozległ się za jej plecami.
 — Dzień dobry, pani profesor — przywitała się, próbując odrzucić rozczarowanie przebrzmiewające w jej kolejnych słowach. — Mogę w czymś pomóc?
McGonagall spojrzała na swoją podopieczną z czymś na kształt współczucia, a tej mimowolnie szybciej zabiło serce.
 — Nie chcę z panią o tym rozmawiać na korytarzu, więc pozwoli pani za mną — powiedziała w końcu, odwracając się.
 — Dokąd idziemy, pani profesor? — zapytała, nie ruszając się z miejsca.
Kobieta zawahała się na moment, ale odrzekła sucho:
 — Do skrzydła szpitalnego. Będzie miała pani czas na pytania — dodała, naprawdę nie chcąc rozmawiać o tym na korytarzu.
Przytaknęła, zrównując krok z nauczycielką. Nie wiedziała, co myśleć. Czyżby Harry'emu coś się stało? A może Ginny? Albo... Ronowi?
Przystanęły przed drzwiami do królestwa pani Pomfrey.
 — Panno Granger — zaczęła McGonagall, patrząc uważnie na swoją uczennicę — rankiem pan Weasley został otruty. Nie znamy wszystkich szczegółów, ale z pewnością to nie on był potencjalnym celem sprawcy — wyjaśniła cicho. Omiotła spojrzeniem jej pobladłą twarz podopiecznej, by dodać ostrzejszym tonem: — Weź się w garść, dziewczyno, pan Weasley nie umiera, jest jedynie nieprzytomny. Pani Pomfrey pozwoliła, byście mogli czekać przy jego łóżku, dopóki się nie obudzi.
Hermiona potaknęła, kierując mimowolnie wzrok na drzwi. Minerwa zauważyła to i popchnęła ją delikatnie w tamtą stronę, mówiąc:
 — Idź już, dziecko, o ile się nie mylę, są tam już pan Potter i reszta Weasleyów.
I znikła za rogiem, zostawiając uczennicę samą. Ta wstrzymała oddech i przeszła przez próg sali. Jej oczy automatycznie padły na grupkę czterech osób otaczających jedno z łóżek. Harry przerwał w połowie zdania, odkręcając się w jej stronę.
 — Dopiero się dowiedziałam — powiedziała, lekko chrypiąc.
Chłopak uśmiechnął się lekko i przesunął się, a jej oczom ukazała się dziwnie krucha sylwetka spowita cienką kołdrą. Rude włosy wyraźnie się odznaczały na tle całej tej bieli, a Hermiona nie mogła się pozbyć narastającej guli w gardle. Podeszła do nich i opadła na krzesło, czując nagłą słabość w nogach.
 — Co się stało? — wyszeptała, nie odrywając wzroku od Rona.
 — Przypadkiem zjadł czekoladowe kociołki naszpikowane eliksirem miłosnym, więc poszliśmy do Slughorna po antidotum — Potter westchnął, mierzwiąc włosy ręką. — Slughorn poczęstował nas miodem pitnym, ale wcześniej chciał wygłosić toast, a Ron... Ron po prostu wypił szklankę i zaraz zwalił się na podłogę.
 — Na całe szczęście Harry złapał bezoar i wepchnął mu do ust — wtrąciła Ginny, kiedy Gryfon nie kontynuował.
Ten zarumienił się mimowolnie pod jej spojrzeniem. Odchrząknął, nie wiedząc, gdzie podziać oczy.
 — Eee... Slughorn pobiegł po pomoc, a nas dopiero co wpuszczono do skrzydła. Miałem po ciebie przyjść, kiedy tylko zobaczyłem, że z Ronem jest na pewno wszystko w porządku.
 — Spokojnie, Hermiono — odezwali się chórem bliźniacy, których początkowo zignorowała. Jeden z nich klepnął ją w plecy i mówił dalej:
 — Ron jest naszym bratem...
 — I tak łatwo się nie da jakiejś tam truciźnie.
Ale szatynka zdawała się już ich nie słuchać. Cała jej uwaga była poświęcona nienaturalnie bladej twarzy poznaczonej przez tysiące piegów, a którą — miała wrażenie — znała na pamięć.

*****

Draco nie wiedział, czy kiedykolwiek wcześniej miał styczność z taką ilością ksiąg w tak krótkim czasie.
 — Cholera! — syknął, kiedy zaciął się w palec.
Popatrzył z wyrzutem na pozornie niewinnie wyglądające tomiszcze, jednak „Magia regeneracyjna” nic sobie nie zrobiła z gniewnego spojrzenia jakiegoś tam chłopaka. Draco westchnął przeciągle, zerkając na maleńką kroplę krwi formującą się na opuszce, ale nie potrafił skupić myśli na niczym innym, niż na tym, że znowu wylądował w punkcie wyjścia. Do tej pory zdołał przekopać się przez najróżniejsze woluminy z różnych działów, takich jak eliksiry, transmutacja, zaklęcia, a nawet zielarstwo, jednak nie udało mu się znaleźć niczego przydatnego.
Szafka zniknięć nadal nie działała.
A zegar tykał.
Zadarł głowę do góry, by za przeszkloną kopułą ujrzeć zachmurzone niebo. Widocznie marzec nie zamierzał rozpieszczać dobrą pogodą, ale Ślizgon lubił deszcz, zwłaszcza w ostatnim czasie. Dzięki lodowatym kroplom spływającym po jego ciele czuł, że żył. W takich momentach jak nigdy był świadom gorącej krwi płynącej w żyłach. Czarne myśli nie opuszczały go jednak ani na chwilę — niemal słyszał ten szept, że nie będzie dane mu cieszyć się tym zbyt długo.

Draco dopiero w tamtej chwili zdał sobie sprawę, że zaciskał dłoń na kawałku pergaminu znajdującym się w kieszeni. Z buzującymi w nim uczuciami wyjął go i rozwinął, by jego oczom na powrót ukazało się schludne pismo jego matki. Nie czytał go jednak po raz kolejny, nie widział w tym sensu, zwłaszcza że pani Malfoy nie starała się przekazać nic ważnego. Mimo to wpatrywał się w równe linijki tekstu, jakby skrywały w sobie coś więcej niż tylko suche słowa. 

*****

Witam! Któż by się tego spodziewał, prawda? Ale udało się, napisałam rozdział i teraz pozostało Wam go skomentować (byłoby mi bardzo miło). Cóż mogę rzec... Jestem całkiem zadowolona z powyższych wypocin (chociaż miałam kilka razy ochotę wyrzucić to wszystko za okno). Chyba pierwszy raz nie mam nic więcej do powiedzenia. Może to też wynik godziny (00:57). Co do kolejnego rozdziału, to we wrześniu z pewnością się pojawi, ale nie mam pojęcia którego. Myślę jednak, że nastąpi to szybciej niż później, bo wiem, co mam napisać. W każdym razie komentujcie, kto nie widział, niech zajrzy też tu i widzimy się pod następnym rozdziałem!


Ach! Zapomniałabym! Jeżeli ktoś nie zauważył, to po prawej stronie wisi button „Dramione Awards Poland” — tak, ktoś zgłosił „Będę”! Nikogo nie zmuszam, wolna wola, ale jeśli komuś podoba się ta historia, to niech głosuje. :)

7 komentarzy:

  1. Uwielbiam!
    Podoba mi się, że w twoim opowiadaniu Hermiona nadal pozostaje dziewczyną, która nienawidzi gdy ktoś przeszkadza jej w nauce.. W niektórych opowiadaniach autorzy zmieniają odrobinę charakter i przyzwyczajenia Panny Granger, Ty się jednak go trzymasz.
    Podoba mi się również, że nie omijasz faktów, które wydarzyły się w prawdziwej historii, na przykład takich, jak zatrucie Rona czekoladkami należącymi do Harry'ego.
    Cudo, kocham twoje opowiadanie.
    I szybciutko lecę oddawać swój głos na twojego bloga, przesyłam buziaki i życzę weny, oraz bardzo gorąco zapraszam do siebie!

    BS.

    http://granger-and-malfoy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, kanoniczność u mnie na pierwszym miejscu i cieszę się, że da się to zauważyć.

      I dziękuję - od razu lepiej się pisze ze świadomością, że komuś naprawdę to się podoba. ❤

      A na bloga zajrzę, nie wiem tylko kiedy, bo ostatnio mam straszne tyły we wszystkim, więc z góry przepraszam, jeżeli minie spory kawałek czasu (znaczy w najbliższej wolnej chwili postaram się wpaść, ale kiedy ją znajdę :D).

      Usuń
  2. Hejka!
    Znalazłam niedawno Twojego bloga i bardzo mi się podoba. Pomyślałam, że skomentuję, żebyś wiedziała, że czytam. No więc komentuję :) Nie jestem żadnym znawcą ani nic, ale uważam, że to opowiadanie różni się od innych w Hogwarcie. Fajne jest to, że nie pomijasz faktów z książki i twoi bohaterowie nie są zupełnie nowymi postaciami, którym zostaje tylko imię(mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli).
    Zapraszam do mnie. Dopiero zaczynam z pisaniem
    dramione-ja-to-ja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, cieszę się! ❤ I dobrze pomyślałaś - komentarze napędzają o wiele lepiej do pisania niż sama wena. I nie trzeba być znawcą, by móc wyrazić o czymś opinię - staram się trzymać kanonu, co podkreślam pod chyba każdą notką, ale taki ustawiłam sobie cel i będę się go trzymać, dopóki nie skończę "Będę".

      Z przyjemnością zerknę, ale dopiero jak znajdę chwilkę - może w weekend? Zobaczę. ;)

      Usuń
  3. Ostatnio zauważyłam, że naprawdę pięknie dobierasz słowa,które razem brzmią naprawdę cudownie. Szczególnie początek - majstersztyk! Dzięki wyrazom takim jak kryształki, źdźbła, księżyca, w ogóle całe zdanie ,,Długie gałęzie drzew rzucały smętne cienie na zmarzniętą ziemię, cierpliwie czekając na pierwsze liście."... Właśnie przeżywam katharsis!
    No więc pogratulować ;) Jak zwykle się zachwycam, nuda... Chyba przestanę komentować... :D
    Pozdrawiam i do następnego! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadna nuda! A jak Ty przestaniesz komentować, to ja... Ja przestanę pisać! I o. xD

      Ale na poważnie - cieszę się, że robię postępy i jest to zauważalne. Cieszę się (i szczerzę przy tym jak głupia), że dzięki moim paru słowom ktoś może odpoczywać, czerpać zwykłą przyjemność z czytania - to wiele znaczy dla autora, zwłaszcza dla tak młodego jak ja. ❤

      Usuń
  4. Niestety, nie wyszło mi komentowanie każdego rozdziału z osoba, bo większość czytam na telefonie, a nienawidzę komentować z komórki :/... Nie potrafię się z nią w takich chwilach dogadać XD

    Na początek odniosę się do poprzednich rozdziałów: naprawdę dużo się działo... Przede wszystkim podoba mi się ta powolnie rozwijająca się relacja Draco i Hermiony. Cieszę się też, że Hermiona 'chwyta dzień' tak jak radził jej Dumbledore. No i też super, że nie skupiasz się tylko na Dramione, ale jest też tutaj dużo Harry'ego, Rona, Ginny i nawet przyjaciół Draco.
    Podobają mi się też częste przemyślenia i wewnętrzne rozterki Draco. Widać w nich ból i bezsilność chłopaka, a takie klimaty są moimi ulubionymi ;)
    Nie mogę też nie wspomnieć o tym jak bardzo zaskoczona byłam gdy Ron i Hermiona się pocałowali! Co więcej ja nie wiedziałam czy się w tym momencie śmiać czy płakać... Całe szczęście, naprawdę WIELKIE szczęście, że postanowili udawać, że ta sytuacja nigdy nie miała miejsca, że postanowili wrócić do sytuacji, kiedy to byli pokłóceni.
    Co do tego rozdziału to oczywiście bardzo mi się podobał. Czy ja wyczułam w początkowej scenie, w słowach Severusa - troskę? W każdym razie ja tak to odebrałam...
    Pod wieczór wpadnę dokończyć czytanie ;) ( Jak mówiłam w tym tygodniu skończę wszystko ^^ )
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)