Kryształki
lodu osadziły się na młodych źdźbłach trawy, iskrząc się
w mdłym świetle księżyca. Długie gałęzie drzew rzucały
smętne cienie na zmarzniętą ziemię, cierpliwie czekając na
pierwsze liście. Pohukiwanie sów co raz zakłócało nocną ciszę,
ale tym razem dołączył jeszcze lekki szelest, dochodzący gdzieś
z Zakazanego Lasu. Albus Dumbledore zatrzymał się na jego
krawędzi, nadstawiając uszu, jakby chciał usłyszeć coś
szczególnego. Po chwili wąskie usta wygięły się w szerokim
uśmiechu, a on sam ruszył raźnym krokiem pomiędzy drzewa.
Nagle jego oczom ukazała się wysoka sylwetka spowita czarną
peleryną. Dyrektor nie zmartwił się obecnością nowego
towarzysza, wręcz przeciwnie, rozłożył szeroko ramiona i zawołał:
Spod
cienia drzewa wyłoniła się blada twarz.
— Twoje
wyczucie czasu, Albusie, jest, jak dotąd, niezawodne. Godne
podziwu — sarknął, pochylając nieznacznie głowę.
Ogniki
w błękitnych oczach nieznacznie przygasły.
— Wolałbym
cię bez tej ironii — stwierdził i opuścił
dłonie. — Jak przebiegło spotkanie? — zapytał,
a w jego głosie pojawiła się żelazna nuta, tak
niepodobna do poczciwego staruszka, na którego kreował się na co
dzień.
Severus
rozejrzał się bystro, podnosząc różdżkę, i wyszeptał:
— Homenum
Revelio.
Kiedy
zaklęcie nie ujawniło nikogo niepożądanego, powrócił wzrokiem
na niego, a jego twarz stężała.
— A jak
miało być? Czarny Pan nie ma na razie żadnych większych planów,
oczywiście poza tymi, które już znamy — dodał szybko.
— Czyli
nie wzywał cię po nic szczególnego? — dopytywał się
starszy mężczyzna, przewiercając go wzrokiem.
— Tylko
raport — odpowiedział krótko, po czym zawahał się,
ale zaraz kontynuował: — Chciał się dowiedzieć, jak
radzi sobie Draco. Nie był zbyt zadowolony, ale jednocześnie
wydawał się być tego spodziewać — powiedział,
starając się na jak najbardziej beznamiętny ton.
— Z tego,
co mi mówiłeś, chłopiec nie chce żadnej pomocy.
Albus
z roztargnieniem zauważył, że pocierał dłoń, która
została obarczona klątwą. Mistrz Eliksirów zahaczył spojrzeniem
o zwęgloną rękę, ale nie chciał poruszać tej sprawy.
Przynajmniej
na razie.
— Nie
wiem, co się dzieje z tym chłopakiem — warknął,
pozwalając, by gniew nim zawładnął. — Jestem niemal
stuprocentowo pewny, że nie ma pojęcia, od czego zacząć. Śmiem
twierdzić, że już całkowicie postradał rozumy, co mi przypomina
o Granger, następnej idiotce, której wydaje się, że wojna
jej nie dotyczy.
— A co
wspólnego ma z tym panna Granger? — Albus udał
zdziwienie, ale zdradziły go gwałtownie namnożone iskierki
w oczach.
Snape
wycelował w niego palcem, marszcząc groźnie brwi.
— Przestań
to robić; rozumiem, że my wszyscy mamy jakąś rolę w twoim
cudownym
planie, ale nie waż się bawić uczuciami mojego
chrześniaka — wycedził, z ledwością
powstrzymując się od dosadniejszych słów.
Dumbledore
uśmiechnął się zadziornie.
— Wbrew
pozorom, nie zrobiłem nic. To wszystko jest bardziej dziełem
kapryśnego losu — wytłumaczył. Jego uśmiech zniknął,
kiedy dodał: — Ale wiedz, że nie zamierzałem ani nie
zamierzam bawić się ludzkimi emocjami.
Severus
milczał przez chwilę.
— Draco
w tym momencie jest nieobliczalny, nie jestem w stanie nim
kierować w jakikolwiek stopniu, a ty nie robisz nic, by
spróbować to zakończyć? Skąd wiesz, czy ta gryfońska dziewucha
nie palnie czegoś w jego obecności, a Draco zauważy
swoją szansę w zdobyciu względów u Czarnego Pana?
Zwłaszcza że mówimy o najlepszej przyjaciółce Pottera, bez
której nasz drogi Wybraniec nie przeżyłby dnia.
Albus
przypatrzył się uważnie drugiemu mężczyźnie.
— Myślę,
że zbytnio to wyolbrzymiasz — stwierdził lekkim
tonem. — Nietrudno zauważyć, że temu chłopcu nie
podoba się rola śmierciożercy, więc panna Granger jest całkowicie
bezpieczna. Wierzę też w jej intelekt i rozsądne
podejście do całej tej sprawy.
— I wszystko
to opierasz na wierze? — wydarło
się Severusowi, ale nie mógł pojąć, dlaczego dyrektor był
w stanie czemuś ślepo zaufać.
Twarz
mężczyzny poszarzała, a on sam westchnął głęboko.
— Niestety,
nadeszły mroczne czasy, kiedy to nie można być niczego pewnym.
Mnóstwo osób nie chce tego zrozumieć, a jestem zdziwiony, że
i ty postanowiłeś do nich dołączyć.
— Zamierzasz
tak sobie tłumaczyć każdą, nawet tę najbardziej nierozsądną
i wręcz śmieszną, decyzję? — zapytał, ale nie
czekał na odpowiedź. — Draco wierzy w czystość
krwi, Lucjusz o to zadbał, a Granger jest mugolaczką.
Zakładam, że nie muszę ci wyjaśniać, o co mi chodzi?
Albus
przewrócił oczyma, zaplatając dłonie za plecami. Pochylił się
nieznacznie i powiedział:
— Niesamowite,
że pomimo tylu różnic potrafią razem współpracować. — Severus
wciągnął gwałtownie powietrze, słysząc te słowa, ale
przełożony pozornie zmienił temat: — Zdajesz sobie
doskonale sprawę z tego, że to Harry będzie musiał zabić
Voldemorta.
— Na
nasze nieszczęście — prychnął pod nosem.
— Z twojej
poprzedniej wypowiedzi wynika też, że zdajesz sobie sprawę z roli
panny Granger w życiu pana Pottera.
— Inaczej
obchodzilibyśmy kolejną rocznicę śmierci Chłopca, Który Był
Idiotą.
— Dlatego — ciągnął
dalej, nie zwracając nawet minimalnej uwagi na jego
wtrącenia — muszę zadbać, by panna Granger miała jak
najlepsze przygotowanie.
Severus
zagapił się na moment na dyrektora, by po chwili krzyknąć:
— Ty
już do reszty zgłupiałeś!
Albus
podniósł brwi w zdziwieniu na słowa swojego pracownika.
— Myślę
raczej, że to był całkiem dobry pomysł — wyznał
strapionym tonem.
Snape
przemielił w ustach przekleństwo.
— Oszalałeś.
Nawet nie wiesz, nad czym pracują.
— W pewnym
sensie wszyscy jesteśmy wariatami, więc i ja nie powinienem
być wyjątkiem — wysnuł Dumbledore, ale zaraz
spoważniał. — I prawda, nie wiem, nad czym
pracują, ale pragnę przypomnieć, że to tylko szóstoklasiści,
którzy może i są błyskotliwi czy inteligentni, ale nie są
w stanie jakkolwiek poważnie nam zaszkodzić. Chociaż muszę
przyznać, że obecność młodego pana Malfoya trochę niszczy moje
plany.
— Plany? — podchwycił
Severus, ale ten automatycznie pokręcił głową.
— Nic,
co powinno cię na chwilę obecną interesować, mój
chłopcze — powiedział tylko. — Zboczyliśmy
trochę z tematu, czy Voldemort mówił coś jeszcze?
— Stara
się tego nie pokazywać, ale robi się nerwowy. — Mężczyzna
otulił się mocniej peleryną, czując przenikliwe zimno
w kościach. — Planuje werbunek wśród tegorocznych
siódmorocznych, ale zdaje sobie sprawę, że nie będą przydatni,
przynajmniej dopóki nie zadba się o ich wytrenowanie, czym mam
zająć się ja. — Skrzywił się. — Nie
wydał jednak żadnego rozkazu, zdaje się, że czeka, dopóki nie
uda mu się postawić solidniejszych fundamentów.
— Czyli
nie powinieneś się tym przejmować, zapewne zaczeka do następnego
roku, kiedy wkroczy do Hogwartu. — Severusa chyba
zszokowała jego bezpośredniość, co z łatwością zauważył.
Wyciągnął zwęgloną dłoń. — Klątwa postępuje,
czuję się z dnia na dzień coraz słabszy, a z twoich
obliczeń jasno wynika, że nie dotrwam następnej wiosny — urwał,
wzdychając. Zaraz opuścił rękę i przygwoździł swojego
towarzysza wzrokiem. Ogniki całkowicie zniknęły, ustępując
dziwnej twardości w błękitnych oczach. — Mam
nadzieję, że pamiętasz, co mi obiecałeś.
Snape
zacisnął szczękę, przez co z ledwością warknął:
— Może
nie chcę pamiętać?
Albus
zbliżył się do młodszego mężczyzny, nieznacznie nad nim
górując.
— Przysięga
została już zawarta, Severusie, nie możesz się wycofać. Pogódź
się z tym i przestań...
— A może
ja nie chcę się z tym pogodzić? — wyszeptał,
pierwszy raz od początku tej rozmowy porzucając wszystkie maski.
W oczach przebrzmiewał zwykły strach. — Nie
uważasz, że mam jakieś prawo do chociaż minimalnego
dysponowania własnym życiem?
— Nie
próbuj wzbudzać we mnie wyrzutów sumienia — odparował
gniewnie. — Jest wojna i każdy z nas ma
w niej swoją rolę do odegrania.
Severus
zobaczył, że będąc szczerym, nic nie zdziała, więc na powrót
zmusił, by jego twarz się wygładziła i nie zdradzała
żadnych emocji. Nie potrafił jednak pozbyć się wściekłości
w głosie.
— Rolę
do odegrania w twoim
planie
chciałeś dodać — poprawił go, podnosząc nieznacznie
głos. — I może to ty oczekujesz zbyt wiele?
Albus
nie zdążył odpowiedzieć, kiedy to za jego plecami rozległ się
szmer. Severus już stał obok niego, trzymając wysoko różdżkę.
— Kto
tam? — zapytał dyrektor.
— Ekhem — odchrząknął
basowy głos. Spomiędzy drzew wyłoniła się niewielka lampa
naftowa, a zaraz za nią potężny mężczyzna. — Przepraszam
psorów, że przeszkodziłem w rozmowie, ale bałem się,
cholibka, że to jacyś zagubieni uczniowie — wytłumaczył
Hagrid, drapiąc się drugą ręką po kędzierzawej głowie.
Czerwone policzki pomimo tłoczącego się zewsząd mroku były
doskonale widocznie. — To może ja już pójdę — mruknął,
po czym poprawił pokaźną kuszę zawieszoną na ramieniu i ruszył
głębiej w las.
— Dokończymy
tę rozmowę później — powiedział Albus, zerkając
przelotnie na beznamiętną twarz mężczyzny. — Idź się
prześpij, przed nami kolejny dzień.
*****
Hermiona
odetchnęła z ulgą, kiedy opadła na krzesło przy swoim
stoliku w bibliotece. Przesunęła opuszkami po gładkiej
powierzchni blatu, unosząc nieznacznie kąciki ust.
— Nareszcie — mruknęła,
po czym schyliła się do torby i wyciągnęła kilka książek
i plik pergaminów. — Zatem zabierzmy się do
roboty.
Z
dziecięcą radością w oczach odnalazła notatki, które
gromadziły dość sporą wiedzę o magii, a którą
dziewczyna zdołała zdobyć z tak naprawdę niewielu źródeł.
Wbrew pozorom, hogwarcka biblioteka nie była dostatecznie dobrze
zaopatrzona, jeżeli nie chodziło o bardziej przyziemne
woluminy o transmutacji, zaklęciach czy eliksirach.
Z trudem — o ile w ogóle — można
było znaleźć księgi z bardziej kontrowersyjnymi teoriami czy
badaniami, a właśnie takie ją
interesowały.
W końcu — czyż w tym wszystkim nie było choć
ziarnka prawdy?
— Tu
cię mam — mruknęła pod nosem, wysuwając na górę
zapisany drobnym pismem pergamin. „Solis” grzmiał tytuł
podkreślony pojedynczą linią.
Nadal
nie mogła uwierzyć, że Hogwart nie był zaopatrzony w tego
typu pozycje. Może i Alfred von Borcke nie miał racji, ale
w pewien sposób udało mu się zmienić spojrzenie na magię.
A fakt, że brakowało ów książki w jednej z większych
bibliotek w Wielkiej Brytanii, gorszył pannę Granger, która
jednocześnie nie mogła się pozbyć nieznośnej myśli, że coś
było nie tak. Przecież przez wieki przewijało się tysiące
światłych i inteligentnych osób, ale, jak dotąd, nie
posunięto się ani trochę do przodu w zrozumieniu istoty
magii. Oczywiście nie można było zignorować co rusz nowych
wzmianek o różnych badaniach i, zaiste,
nadzwyczajnych przełomach,
które i tak w końcu prowadziły donikąd. Dopiero teraz
pojawiło się światełko w tunelu, ale było ono jeszcze zbyt
odległe. A może ten trop, który podarował im, czarodziejom,
australijski ośrodek badań był kolejną skuchą?
— Nie — wyrwało
się jej. Potarła palcami skronie. — Jestem ponad te
głupie teorie spiskowe, nie zaśmiecam sobie umysłu takimi
sprawami — wyszeptała, mając nadzieję, że
wypowiedziane słowa doprowadzą ją do porządku.
Wypuściła
ciężko powietrze i jakby skurczyła się na krześle.
Spojrzała zza rzęs na stosik porzuconych pergaminów, utrzymując
na nich bezmyślnie wzrok. Zaraz jednak wyprostowała się, karcąc
się w duchu za marnowanie czasu. Sięgnęła po nieszczęsne
notatki, ale zamiast je czytać i analizować po raz wtóry,
schowała je do torby. Zostawiła jednak książki, biorąc pierwszą,
która nawinęła się jej pod rękę. Łakomie zagłębiła się
w tekst, chcąc zająć myśli czymś innym, niż pielęgnowanie
już i tak istniejących zalążków nieufności do
czarodziejskiej inteligencji.
Hermiona
wychowała się w świecie mugoli, gdzie przepływ informacji
był kosmicznie szybki i nadal przyspieszał. Wrzucona nagle do
zupełnie innej rzeczywistości poczuła się oszołomiona brakiem
tej łączności z całym światem. Może to właśnie przez
brak ciągłych wiadomości o postępach tak ją irytował?
Zanim
zdążyła skończyć czytać kolejny rozdział, ktoś nagle usiadł
na krześle naprzeciwko niej. Podniosła głowę, a jej oczom
ukazała się szeroko uśmiechnięta Luna.
— Dawno
się nie widziałyśmy — zauważyła, nakręcając kosmyk
włosów na palec.
Starsza
z dziewczyn odchrząknęła, zanim odpowiedziała:
— Wiem,
ale ostatnio jestem trochę zapracowa...
— Myślę,
że przydałby ci się kapelusz — przerwała jej Luna
poważnym tonem.
— Kapelusz? — zapytała
bezmyślnie i zmarszczyła brwi.
— Kapelusz — powtórzyła
powoli Lovegood, jakby bała się, czy Gryfonka na pewno za nią
nadążała. — Przed gnębiwtryskami — dodała,
kiwając głową, a jej usta nieświadomie się wydęły. Chyba
nieświadomie.
Hermionę
trafił szlag.
— Słuchaj,
Luna, mam do przeczytania tę książkę o klątwach, a ona
do najlżejszych nie należy, więc jeśli nie masz nic ważnego mi
do przekazania, proszę, daj mi chwilę — powiedziała,
siląc się na spokojny ton.
Krukonka
albo nie usłyszała niemego wyproszenia z prywatnej czytelni
Hermiony Granger, albo postanowiła to zignorować. Oparła łokcie
o stolik i podparła policzki pięściami, nieprzerwanie
się na nią patrząc. Jednak nic nie powiedziała. Gryfonka
odwzajemniała spojrzenie przez chwilę, ale czując się coraz
bardziej niezręcznie, spuściła oczy na książkę. Przez parę
minut usilnie starała się czytać, ale litery za nic nie chciały
złączać się w wyrazy ani tym bardziej w zdania. W końcu
westchnęła po raz drugi tego dnia i zamykając gwałtownie
książkę z niewielkim hukiem, zapytała:
— Wiesz,
że bardzo cię lubię, ale mogłabyś mnie zostawić samą?
Obiecuję, że złapię cię jutro po obiedzie i pogadamy — dodała
szybko, podnosząc minimalnie kąciki ust, ale wyszedł jej bardziej
dziwny grymas niż pogodny uśmiech.
— Och,
jasne — odparła Luna, zabierając ręce z blatu.
Poprawiła różdżkę tkwiącą za uchem i wstała, ale nie
odeszła. Granger spojrzała na nią z coraz większą irytacją
w oczach, co ta musiała zauważyć. Uśmiechnęła się jednak
szeroko i szczerze. — Nie martw się, Hermiono, bo
gnębiwtryski widzą w tobie łatwiejszą ofiarę — poradziła,
a Gryfonka mimowolnie zastanowiła się, czy blondynka
kiedykolwiek mrugała. Pokręciła się na siedzeniu, kiedy poczuła
wyrzuty sumienia przez tak okropne zbywanie dziewczyny. — I nie
wierz bezmyślnie we wszystko, co przeczytasz, czasem prawda ukrywa
się pomiędzy wierszami.
Zanim
szatynka zdołała przetworzyć ostatnie słowa Luny, ta już
zniknęła za regałami. Otworzyła usta, nie wiedząc dokładnie, co
chciała zrobić. Nie minęła jednak chwila, a wyciągnięte
książki zostały szybko schowane w torbie, a ich
właścicielka pognała ku wyjściu na korytarz, całkowicie
ignorując głos pani Pince.
— Jaka
dzisiejsza młodzież jest niewychowana — wymamrotała
kobieta, po czym zacisnęła mocno usta.
Hermiona
nie miała już szansy tego zobaczyć, bo próbowała lawirować
w tłumie uczniów zmierzających na śniadanie.
— Przepraszam...
Przepraszam — mruczała kolejne słowa, przepychając się
pomiędzy kolejnymi osobami, jednak nie zdołała dogonić jasnej
głowy niknącej za rogiem.
— O,
panno Granger! Proszę zaczekać.
Szorstki
głos rozległ się za jej plecami.
— Dzień
dobry, pani profesor — przywitała się, próbując
odrzucić rozczarowanie przebrzmiewające w jej kolejnych
słowach. — Mogę w czymś pomóc?
McGonagall
spojrzała na swoją podopieczną z czymś na kształt
współczucia, a tej mimowolnie szybciej
zabiło
serce.
— Nie
chcę z panią o tym rozmawiać na korytarzu, więc pozwoli
pani za mną — powiedziała w końcu, odwracając
się.
— Dokąd
idziemy, pani profesor? — zapytała, nie ruszając się
z miejsca.
Kobieta
zawahała się na moment, ale odrzekła sucho:
— Do
skrzydła szpitalnego. Będzie miała pani czas na pytania — dodała,
naprawdę nie chcąc rozmawiać o tym na korytarzu.
Przytaknęła,
zrównując krok z nauczycielką. Nie wiedziała, co myśleć.
Czyżby Harry'emu coś się stało? A może Ginny? Albo...
Ronowi?
Przystanęły
przed drzwiami do królestwa pani Pomfrey.
— Panno
Granger — zaczęła McGonagall, patrząc uważnie na
swoją uczennicę — rankiem pan Weasley został otruty.
Nie znamy wszystkich szczegółów, ale z pewnością to nie on
był potencjalnym celem sprawcy — wyjaśniła cicho.
Omiotła spojrzeniem jej pobladłą twarz podopiecznej, by dodać
ostrzejszym tonem: — Weź się w garść,
dziewczyno, pan Weasley nie umiera, jest jedynie nieprzytomny. Pani
Pomfrey pozwoliła, byście mogli czekać przy jego łóżku, dopóki
się nie obudzi.
Hermiona
potaknęła, kierując mimowolnie wzrok na drzwi. Minerwa zauważyła
to i popchnęła ją delikatnie w tamtą stronę, mówiąc:
— Idź
już, dziecko, o ile się nie mylę, są tam już pan Potter
i reszta Weasleyów.
I
znikła za rogiem, zostawiając uczennicę samą. Ta wstrzymała
oddech i przeszła przez próg sali. Jej oczy automatycznie
padły na grupkę czterech osób otaczających jedno z łóżek.
Harry przerwał w połowie zdania, odkręcając się w jej
stronę.
— Dopiero
się dowiedziałam — powiedziała, lekko chrypiąc.
Chłopak
uśmiechnął się lekko i przesunął się, a jej oczom
ukazała się dziwnie krucha sylwetka spowita cienką kołdrą. Rude
włosy wyraźnie się odznaczały na tle całej tej bieli, a Hermiona
nie mogła się pozbyć narastającej guli w gardle. Podeszła
do nich i opadła na krzesło, czując nagłą słabość
w nogach.
— Co
się stało? — wyszeptała, nie odrywając wzroku od
Rona.
— Przypadkiem
zjadł czekoladowe kociołki naszpikowane eliksirem miłosnym, więc
poszliśmy do Slughorna po antidotum — Potter westchnął,
mierzwiąc włosy ręką. — Slughorn poczęstował nas
miodem pitnym, ale wcześniej chciał wygłosić toast, a Ron...
Ron po prostu wypił szklankę i zaraz zwalił się na podłogę.
— Na
całe szczęście Harry złapał bezoar i wepchnął mu do
ust — wtrąciła Ginny, kiedy Gryfon nie kontynuował.
Ten
zarumienił się mimowolnie pod jej spojrzeniem. Odchrząknął, nie
wiedząc, gdzie podziać oczy.
— Eee...
Slughorn pobiegł po pomoc, a nas dopiero co wpuszczono do
skrzydła. Miałem po ciebie przyjść, kiedy tylko zobaczyłem, że
z Ronem jest na pewno wszystko w porządku.
— Spokojnie,
Hermiono — odezwali się chórem bliźniacy, których
początkowo zignorowała. Jeden z nich klepnął ją w plecy
i mówił dalej:
— Ron
jest naszym bratem...
— I tak
łatwo się nie da jakiejś tam truciźnie.
Ale
szatynka zdawała się już ich nie słuchać. Cała jej uwaga była
poświęcona nienaturalnie bladej twarzy poznaczonej przez tysiące
piegów, a którą — miała wrażenie — znała
na pamięć.
*****
Draco
nie
wiedział, czy kiedykolwiek wcześniej miał styczność z taką
ilością ksiąg w tak krótkim czasie.
— Cholera! — syknął,
kiedy zaciął się w palec.
Popatrzył
z wyrzutem na pozornie niewinnie wyglądające tomiszcze, jednak
„Magia regeneracyjna” nic sobie nie zrobiła z gniewnego
spojrzenia jakiegoś tam chłopaka. Draco westchnął przeciągle,
zerkając na maleńką kroplę krwi formującą się na opuszce, ale
nie potrafił skupić myśli na niczym innym, niż na tym, że znowu
wylądował w punkcie wyjścia. Do tej pory zdołał przekopać
się przez najróżniejsze woluminy z różnych działów,
takich jak eliksiry, transmutacja, zaklęcia, a nawet
zielarstwo, jednak nie udało mu się znaleźć niczego przydatnego.
Szafka
zniknięć nadal nie działała.
A
zegar tykał.
Zadarł
głowę do góry, by za przeszkloną kopułą ujrzeć zachmurzone
niebo. Widocznie marzec nie zamierzał rozpieszczać dobrą pogodą,
ale Ślizgon
lubił deszcz, zwłaszcza w ostatnim czasie. Dzięki lodowatym
kroplom spływającym po jego ciele czuł, że żył. W takich
momentach jak nigdy był świadom gorącej krwi płynącej w żyłach.
Czarne myśli nie opuszczały go jednak ani na chwilę — niemal
słyszał ten szept, że nie będzie dane mu cieszyć się tym zbyt
długo.
Draco
dopiero w tamtej chwili zdał sobie sprawę, że zaciskał dłoń
na kawałku pergaminu znajdującym się w kieszeni. Z buzującymi
w nim uczuciami wyjął go i rozwinął, by jego oczom na
powrót ukazało się schludne pismo jego matki. Nie czytał go
jednak po raz kolejny, nie widział w tym sensu, zwłaszcza że
pani Malfoy nie starała się przekazać nic ważnego. Mimo to
wpatrywał się w równe linijki tekstu, jakby skrywały w sobie
coś więcej niż tylko suche słowa.
*****
Witam!
Któż by się tego spodziewał, prawda? Ale udało się, napisałam
rozdział i teraz pozostało Wam go skomentować (byłoby mi bardzo
miło). Cóż mogę rzec... Jestem całkiem zadowolona z powyższych
wypocin (chociaż miałam kilka razy ochotę wyrzucić to wszystko za
okno). Chyba pierwszy raz nie mam nic więcej do powiedzenia. Może
to też wynik godziny (00:57). Co do kolejnego rozdziału, to we
wrześniu z pewnością się pojawi, ale nie mam pojęcia którego.
Myślę jednak, że nastąpi to szybciej niż później, bo wiem, co
mam napisać. W każdym razie komentujcie, kto nie widział, niech
zajrzy też tu i widzimy się pod następnym rozdziałem!
Ach!
Zapomniałabym! Jeżeli ktoś nie zauważył, to po prawej stronie
wisi button „Dramione Awards Poland” — tak,
ktoś zgłosił „Będę”! Nikogo nie zmuszam, wolna wola, ale
jeśli komuś podoba się ta historia, to niech głosuje.
:)
Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, że w twoim opowiadaniu Hermiona nadal pozostaje dziewczyną, która nienawidzi gdy ktoś przeszkadza jej w nauce.. W niektórych opowiadaniach autorzy zmieniają odrobinę charakter i przyzwyczajenia Panny Granger, Ty się jednak go trzymasz.
Podoba mi się również, że nie omijasz faktów, które wydarzyły się w prawdziwej historii, na przykład takich, jak zatrucie Rona czekoladkami należącymi do Harry'ego.
Cudo, kocham twoje opowiadanie.
I szybciutko lecę oddawać swój głos na twojego bloga, przesyłam buziaki i życzę weny, oraz bardzo gorąco zapraszam do siebie!
BS.
http://granger-and-malfoy.blogspot.com/
Tak, kanoniczność u mnie na pierwszym miejscu i cieszę się, że da się to zauważyć.
UsuńI dziękuję - od razu lepiej się pisze ze świadomością, że komuś naprawdę to się podoba. ❤
A na bloga zajrzę, nie wiem tylko kiedy, bo ostatnio mam straszne tyły we wszystkim, więc z góry przepraszam, jeżeli minie spory kawałek czasu (znaczy w najbliższej wolnej chwili postaram się wpaść, ale kiedy ją znajdę :D).
Hejka!
OdpowiedzUsuńZnalazłam niedawno Twojego bloga i bardzo mi się podoba. Pomyślałam, że skomentuję, żebyś wiedziała, że czytam. No więc komentuję :) Nie jestem żadnym znawcą ani nic, ale uważam, że to opowiadanie różni się od innych w Hogwarcie. Fajne jest to, że nie pomijasz faktów z książki i twoi bohaterowie nie są zupełnie nowymi postaciami, którym zostaje tylko imię(mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli).
Zapraszam do mnie. Dopiero zaczynam z pisaniem
dramione-ja-to-ja.blogspot.com
Ojej, cieszę się! ❤ I dobrze pomyślałaś - komentarze napędzają o wiele lepiej do pisania niż sama wena. I nie trzeba być znawcą, by móc wyrazić o czymś opinię - staram się trzymać kanonu, co podkreślam pod chyba każdą notką, ale taki ustawiłam sobie cel i będę się go trzymać, dopóki nie skończę "Będę".
UsuńZ przyjemnością zerknę, ale dopiero jak znajdę chwilkę - może w weekend? Zobaczę. ;)
Ostatnio zauważyłam, że naprawdę pięknie dobierasz słowa,które razem brzmią naprawdę cudownie. Szczególnie początek - majstersztyk! Dzięki wyrazom takim jak kryształki, źdźbła, księżyca, w ogóle całe zdanie ,,Długie gałęzie drzew rzucały smętne cienie na zmarzniętą ziemię, cierpliwie czekając na pierwsze liście."... Właśnie przeżywam katharsis!
OdpowiedzUsuńNo więc pogratulować ;) Jak zwykle się zachwycam, nuda... Chyba przestanę komentować... :D
Pozdrawiam i do następnego! :*
Żadna nuda! A jak Ty przestaniesz komentować, to ja... Ja przestanę pisać! I o. xD
UsuńAle na poważnie - cieszę się, że robię postępy i jest to zauważalne. Cieszę się (i szczerzę przy tym jak głupia), że dzięki moim paru słowom ktoś może odpoczywać, czerpać zwykłą przyjemność z czytania - to wiele znaczy dla autora, zwłaszcza dla tak młodego jak ja. ❤
Niestety, nie wyszło mi komentowanie każdego rozdziału z osoba, bo większość czytam na telefonie, a nienawidzę komentować z komórki :/... Nie potrafię się z nią w takich chwilach dogadać XD
OdpowiedzUsuńNa początek odniosę się do poprzednich rozdziałów: naprawdę dużo się działo... Przede wszystkim podoba mi się ta powolnie rozwijająca się relacja Draco i Hermiony. Cieszę się też, że Hermiona 'chwyta dzień' tak jak radził jej Dumbledore. No i też super, że nie skupiasz się tylko na Dramione, ale jest też tutaj dużo Harry'ego, Rona, Ginny i nawet przyjaciół Draco.
Podobają mi się też częste przemyślenia i wewnętrzne rozterki Draco. Widać w nich ból i bezsilność chłopaka, a takie klimaty są moimi ulubionymi ;)
Nie mogę też nie wspomnieć o tym jak bardzo zaskoczona byłam gdy Ron i Hermiona się pocałowali! Co więcej ja nie wiedziałam czy się w tym momencie śmiać czy płakać... Całe szczęście, naprawdę WIELKIE szczęście, że postanowili udawać, że ta sytuacja nigdy nie miała miejsca, że postanowili wrócić do sytuacji, kiedy to byli pokłóceni.
Co do tego rozdziału to oczywiście bardzo mi się podobał. Czy ja wyczułam w początkowej scenie, w słowach Severusa - troskę? W każdym razie ja tak to odebrałam...
Pod wieczór wpadnę dokończyć czytanie ;) ( Jak mówiłam w tym tygodniu skończę wszystko ^^ )
Charlotte