Rozdział piętnasty

Nieznośna wilgoć w kącikach oczu nasilała się z każdym kolejnym krokiem, ale Lavender była zbyt zatracona w swoich myślach, by to zauważyć. Długo powstrzymywane niepewności natarły na nią z całą mocą niczym wygłodniałe sępy. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Ron się tak zachowywał. Czy to ona zrobiła coś źle? A może paradoksalnie nie miała nic z tym wspólnego? Przecież przez te miesiące nie zachowywała się specjalnie inaczej, to on powoli się od niej oddalał. Nie była już nawet pewna, czy chciała wiedzieć dlaczego. Przez samą narastającą oziębłość chłopaka czuła, jakby brakowało jej powietrza. Bała się zranienia, jeszcze większego niż go doświadczała. Pomimo tego jakoś nie mogła przegonić sprzed oczu bladej twarzy okalanej strzechą czegoś na kształt włosów.
 — Coś się stało?
Brown zerknęła lekko nieprzytomnie na dość wysoką dziewczynę, zapewne Puchonkę — mgliście sobie przypomniała, że chodziły razem na zielarstwo. Szeroko otwarte oczy wpatrywały się w nią ze źle ukrytą ciekawością. Krótkie, mysie włosy ledwie wystawały zza odstających uszu. Z niesmakiem zerknęła jeszcze na pstrokatą koszulę wciśniętą w jasne dzwony, zanim postanowiła cokolwiek powiedzieć.
 — Nic, co powinno cię interesować — warknęła, a jej twarz wykrzywiła się w dziwnym grymasie. Ruszyła szybko do przodu, jednak zanim zdążyła oddalić się choć na parę metrów, poczuła zadziwiająco silny uścisk na swoim ramieniu. — Czego chcesz?
 — Chciałam tylko pomóc, nie musisz być taka niemiła — odpowiedziała dziewczyna lekko protekcjonalnym tonem. Policzki miała pokryte bladym rumieńcem. — Właściwie to chciałabym, byś się zapytała Hermiony, czy zwróciła już książkę Westa. Muszę coś sprawdzić, a...
 — Hermiona i Hermiona — prychnęła Lavender. — Z całą pewnością nie będę czyjąś sową, bo jakaś — urwała, po czym spojrzała na nią z kpiną lśniącą w oczach. — A tak w ogóle, to kim jesteś? Nie przypominam sobie, byśmy się znały.
Dziewczyna mimowolnie wysunęła wyżej podbródek.
 — Hannah — wycedziła cicho — Hannah Abbott.
Gryfonka przechyliła delikatnie głowę, jakby się zastanawiała.
 — Nie kojarzę — powiedziała z fałszywym uśmieszkiem.
 — Nie musisz — odparowała szybko, pochylając się nieświadomie w jej stronę. — Zapewne jest to dla ciebie zbyt duży wysiłek, by zapamiętać kilka nazwisk, ale przynajmniej pamiętaj, by zapytać Hermionę o książkę. Ach! I mam nadzieję do niezobaczenia! — krzyknęła jeszcze na odchodnym.
Brown zacisnęła usta, patrząc, jak ta odchodziła. Nie mogła uwierzyć, że jakaś puchońska, więc i zapewne mdła dziewczyna miała czelność...!
 — Spokojnie — mruknęła, ledwie nad sobą panując. — Nie każdy ma w sobie na tyle ogłady, by zrozumieć, że nie powinno się tak odzywać do lepszych do siebie! — powiedziała podniesionym głosem, doskonale zdając sobie sprawę, że Hannah była w stanie ją jeszcze usłyszeć.
Nie czekała na odpowiedź. Odwróciła się, przez co jasne loki uderzyły o jej wręcz bordowe policzki, i ruszyła do wieży Gryffindoru. Reszta drogi zlała się w jedną barwną plamę, kiedy to Lavender próbowała uspokoić buzujące emocje. Wpadła do dormitorium, mając cichą nadzieję, że nikogo w nim nie będzie. Wystarczyło krótkie rozejrzenie się, by fala gorzkiego rozczarowania zalała jej ciało. Przywołała jednak na swoje pudrowe usta szeroki uśmiech, który zwróciła w stronę Parvati. Początkowo chciała zignorować zasunięte kotary wokół łóżka Hermiony, ale była taka zła i, co najważniejsze, zraniona, że odrzuciła jakiekolwiek skrupuły. Opadła na krzesło przy toaletce, pozwalając, by z ciała wydobył się lekki chichot.
 — Ron jest cudowny! — zaakcentowała. Mimowolnie spojrzała w lustro i poprawiła lśniące loki okalające rumianą twarz. — Już się nie mogę doczekać kolejnego wyjścia do Hogsmeade. Może pójdziemy do tej Herbaciarni Madame Puddifoot?
Uśmiech nadal trwał na wargach dziewczyny, która całą siłą woli starała się nie myśleć. To był jedyny sposób, by nie rozpaść się na kawałki.
 — To wspaniale — mruknęła niezbyt entuzjastycznie Patil, gdy cisza zaczęła robić się zbyt ciężka. Przebiegła palcami po okładce najnowszej „Czarownicy”. — Czytałaś ostatni artykuł o najlepszych kurortach Wielkiej Brytanii? — zapytała, chwytając z ulgą w miarę bezpieczny temat. Jeżeli Lavender nie przejmowała się ich wspólną współlokatorką, to ona robiła to za nie dwie.
 — Myślisz, że Ron byłby zadowolony z takiej wycieczki? — wysunęła niewinnie Brown, z satysfakcją rejestrując głuchy stukot, jakby ktoś zbyt mocno odłożył ciężką książkę.
 — Wątpię — wtrąciła Hermiona przytłumionym głosem. Odsunęła kotary i wstała z materaca, uśmiechając się przy tym sztucznie do pozostałych dziewczyn. Uniosła nieświadomie podbródek i chwytając jakąś książkę, dokończyła: — Ja nie byłabym zbyt zachwycona wizją utraty reszty swoich szarych komórek, do czego niezgubnie doprowadziłaby dłuższa obecność w twoim niebywale uroczym towarzystwie.
I nie dając jej szans na odpowiedź, zatrzasnęła za sobą drzwi.
 — Co za zołza — prychnęła Lavender.
 — M-hm — przytaknęła automatycznie Parvati, po czym otworzyła gazetę na pierwszej stronie.

*****

Hermiona wręcz przeskoczyła schody prowadzące do Pokoju Wspólnego. Usta miała mocno zaciśnięte, przez co praktycznie nie było ich widać. Miodowe oczy nabrały ciemniejszej barwy, przywodząc na myśl nieokiełznany ogień. A to wszystko w akompaniamencie uroczej czerwieni rozprzestrzenionej po całej twarzy dziewczyny. Nawet nie zauważyła, kiedy opadła na kanapę obok Harry'ego.
 — Czasem nienawidzę życia.
 — Eee... — Potter spojrzał na przyjaciółkę spod zmarszczonych brwi. — Coś się stało?
 — Zupełnie nic — sarknęła, ściskając mocno książkę w dłoniach.
 — Czyli coś się stało — powiedział powoli, zdobywając tym samym szczyty dedukcji. — Powiesz coś więcej?
Skrzywiła się lekko, po czym westchnęła.
 — Nie wiem, jeszcze rok temu bez mrugnięcia okiem byłam w stanie słuchać odmóżdżającej paplaniny Lavender, a teraz... Mam ochotę zrobić komuś krzywdę — przyznała cicho.
Chłopak przechylił głowę w bok, zamyślając się, ale nic nie odpowiedział na jej słowa. Gryfonka poruszyła się, czując się niezręcznie pod przeszywającym wzrokiem przyjaciela.
 — Może przejdziemy się do Hagrida? — zaproponował po chwili.
Granger uśmiechnęła się lekko, kiwając głową na znak zgody, by dokładnie w tym samym momencie za ich plecami rozległ się męski głos.
 — Hermiona, słoneczko ty moje, masz chwilkę?
Owe „słoneczko” odkręciło się w stronę Cormaca, który z godną siebie nonszalancją opierał się o oparcie kanapy.
 — W jakiej sprawie?
 — Wiesz, kiedyś obiecałaś mi rozmowę, ale chyba zapomniałaś o niej, bo już marzec za pasem, a ty nadal nic — wyjaśnił, wzruszając ramionami. Błysnął zębami, po czym wskoczył na wolne miejsce obok dziewczyny. Ta mimowolnie odsunęła się od niego, ale nie wydawał się tego zauważyć. — To jak?
 — Przepraszam, ale muszę coś zrobić z Harrym — zaczęła nieporadnie.
Uciszyła nieznośny głosik w swojej głowie, który drwił z jej iście gryfońskiej odwagi.
 — Wątpię — odparł spokojnie, zakładając ręce pod głowę. — Nie wydawaliście się rozmawiać o jakichś ważnych rzeczach. Myślę raczej, że byłaś zbyt zdenerwowana, by myśleć o czymkolwiek innym.
 — Zdenerwowana? — powtórzyła za nim zdziwiona, że zdołał to zauważyć.
 — No, wtedy te twoje włosy jeszcze śmieszniej się kręcą — mówiąc, zakręcił na palec jeden z loków oniemiałej Hermiony. — To jak?
Harry z ledwością powstrzymał parsknięcie. Nagle jego oczy wychwyciły pewną sylwetkę lawirującą wśród wchodzących uczniów.
 — Neville! — zawołał.
 — Chciałeś coś, Harry? — zapytał ów Gryfon, kiedy się do nich zbliżył.
 — Pamiętasz, że mieliśmy razem się pouczyć?
 — Pouczyć? — zdziwił się, opadając na fotel obok kanapy.
Z widoczną na twarzy ulgą odłożył wypchaną po brzegi torbę z książkami.
 — Tak, pouczyć — brunet kiwnął nieznacznie w stronę skrępowanej dziewczyny i zbyt wyluzowanego Cormaca.
 — W końcu po to tu przyszedłem, prawda? — mruknął niewyraźnie, po czym wstał. — T-to idziecie? — zapytał, pocierając dłonią kark.
Czuł się dziwnie. Nigdy nie sądził, że będzie ratować swoich przyjaciół z niepożądanego towarzystwa.
 — Gdzie idziecie? — wtrącił się McLaggen, patrząc na wszystkich po kolei.
 — Do biblioteki, w końcu mówiłam, że mam pewne ważne rzeczy do zrobienia. — Mrugnęła do chłopaka, po czym złapała Harry'ego pod ramię. W drugiej dłoni mocno ściskała książkę. — Wybaczysz mi? Jutro mam...
 — Tak, tak — przerwał jej Cormac z dziwną nutką w głosie — idź, w końcu możemy później porozmawiać.

*****

 — Znowu go wystawiłaś — zauważył przyjaciel, kiedy tylko znaleźli się w bibliotece.
Hermiona przewróciła oczami, ale nie powstrzymała rumieńca zażenowania.
 — Naprawdę powinnam z nim porozmawiać — wymamrotała, spuszczając głowę. — Ale bierze mnie paraliż na samą myśl, do dzisiaj ciarki mnie przechodzą, jak pomyślę o tym nieszczęsnym przyjęciu u profesora Slughorna.
 — To była chyba twoja najgorsza decyzja.
Dziewczyna uniosła głowę tylko po to, aby zgromić Pottera wzrokiem.
 — Ty się lepiej nie odzywaj na temat najgorszych decyzji — zripostowała, nie zastanawiając się zbytnio nad tym, co mówiła.
Chłopak zbladł lekko, ale nie odpowiedział. Cisza przedłużała się. W końcu odezwał się Neville, czując się coraz bardziej niezręcznie:
 — Raczej tak nie myślisz, Hermiono, prawda?
Granger ocknęła się nagle, gdy tylko przetworzyła ostatni moment.
 — Harry — zaczęła, ale urwała, kiedy Potter podniósł dłoń, by ją uciszyć.
 — Nic mi nie jest, masz w sumie rację — przyznał, po czym zaśmiał się, ale jej to nie uspokoiło, zbyt sztucznie zabrzmiało.
Neville popatrzył na swoich przyjaciół, nie wiedząc, jak zareagować. Po chwili sięgnął do torby i wyjął podręcznik od obrony.
 — Jak już tu jesteśmy...
Hermiona zerknęła na książkę, kiwając głową. Odchrząknęła, nie ufając zbytnio swojemu głosowi, po czym mruknęła:
 — Później wam pomogę, wcześniej muszę doczytać o teoriach Jonathana Westa na temat fizyczności magii. Całkiem ciekawy temat — dodała, kiedy nie zobaczyła za dużego zainteresowania.
Trochę już mniej blady Harry spojrzał na nią spod podniesionych brwi, by zaraz potem schować głowę w ramionach.
 — Dobranoc, kujony, nie zamierzam martwić się jakąś tam fizycznością czy obroną na zapas — powiedział. — Nawiasem mówiąc, to Snape i tak mnie obleje, cokolwiek bym nie zrobił.
 — Może by cię nie oblał, gdybyś się wziął do pracy i napisał porządnie choć jedną pracę? Ale nie, lepiej jest zwalić całą winę na nauczyciela — prychnęła.
 — Ten nauczyciel — chłopak z blizną nie mógł się powstrzymać od ironicznego tonu — od kilku lat stawia mi same Okropne i Nędzne, sporadycznie trafi się Zadowalający, mogę się jednak założyć, że robi to tylko dlatego, by nie musiał się ze mną użerać dłużej niż się od niego wymaga.
 — Szkoda, że nie uczy już eliksirów — odezwał się niepewnie Neville, ale w jego głosie można było usłyszeć pewne rozmarzenie. — Zanim wszedłem do Wielkiej Sali byłem taki szczęśliwy, że mój największy koszmar się skończył.
 — Nie przesadzaj, przynajmniej możesz zabłysnąć wiedzą i pokazać, że przynależność do Gwardii Dumbledore'a to nie byle co. — Hermiona mrugnęła do niego znad książki.
 — Ciszej tam, ludzie próbują spać — zawołał cicho Harry, nie podnosząc ani na chwilę głowy.
Neville westchnął cierpiętniczo, ale schylił się, by wyciągnąć czysty arkusz pod wypracowanie. Niefortunnie z torby wysypała się także reszta pergaminów. Chłopak przeklął w duchu, za co automatycznie się skarcił — babcia zbyt długo mu powtarzała, jak bardzo to świadczy o czyimś niewychowaniu — ale zaraz jego myśli zajęła inna sprawa.
 — Hermiono?
 — Hmm?
 — Przypadkiem nie zgubiłaś jakichś notatek? Kiedyś, jak się uczyliśmy, chyba je zostawiłaś — wyjaśnił, podając jej plik wykaligrafowanych zapisków. — Jest w nich coś o artefaktach — dodał.
Harry podniósł głowę, nagle się rozbudzając.
 — Artefakty? — upewniał się, po czym wyciągnął dłoń po pergaminy. — Mogę zobaczyć?
Granger spojrzała to na chłopaka, to na nieszczęsne notatki, jednocześnie próbując opanować zdradzieckie rumieńce.
 — To nic ważnego, zanudziłbyś się na śmierć. — Machnęła lekceważąco ręką, by zaraz ukryć zapiski za okładkę czytanej książki.
 — Dasz nam chwilkę, Neville? Musimy o czymś porozmawiać — stwierdził Potter, wstając. Złapał dziewczynę za ramię i lekko pociągnął, by się ruszyła. — Zaraz wrócimy.
 — Ale — chciała zaprotestować, jednak nie zdołała nic więcej zrobić, niż tylko dać się mu pokierować. Kiedy tylko skryli się w jakimś zaułku, naparła na niego: — Mogę wiedzieć, co ty wyczyniasz? Nie jestem jakąś lalką, byś mógł mnie ot tak przenosić z miejsca na miejsce.
 — Czy te artefakty mają jakiś związek z prezentami dla starych przyjaciół? — zapytał nieznacznie agresywnym tonem.
 — Prezentami? — Zaskoczenie Hermiony było aż nadto widoczne. — Nie! — krzyknęła, może trochę za głośno, w końcu nadal byli w bibliotece. — To był mój prywatny projekt, niezwiązany z niczym szczególnym, po prostu zainteresował mnie temat klątw, a najczęściej pojawiają się w połączeniu z jakimiś przedmiotami — skłamała bez mrugnięcia okiem, chociaż już wyczuwała napływające gorące na policzkach. Modliła się tylko do wszystkich znanych bóstw, by Harry nie pomyślał, że mogłaby być to nie do końca prawda.
Ten prześwietlał ją wzrokiem jeszcze przez chwilę, po czym przeczesał palcami krucze włosy.
 — Jakbyś się na coś natknęła, to od razu mów — odezwał się w końcu. — Przecież nie jest niemożliwe, by i Dumbledore'owi coś umknęło.
Profesorowi Dumbledore'owi — upomniała z przyzwyczajenia, ale nie wyglądała, jakby zbytnio się tym przejmowała. — I, jakbyś zapomniał, to nadal nie wiem, czego powinnam szukać. Czyżbyś zdobył w końcu to wspomnienie? Z tego, co się orientuję, to nie, a nie zamierzam szukać na ślepo. Co prawda, jest dość wysokie prawdopodobieństwo — zamyśliła się — że to właśnie artefakt utrzymuje go przy życiu. Ale równie dobrze może to być coś zupełnie innego. Dodatkowo o sposobach na nieśmiertelność bardzo trudno znaleźć jakąkolwiek wzmiankę. Przeszukuję czasem księgi pod tym kątem, ale powoli kończą mi się alternatywy, mogłabym jeszcze coś sprawdzić — powiedziała, myśląc o księgach w obserwatorium — ale nie jestem pewna, czy znajdę cokolwiek z tym związanego.
Potter uśmiechnął się z zakłopotaniem i trącił ją łokciem.
— Nie przejmuj się tym aż tak. W końcu to nie tak, że ta wiedza jest ogólnie dostępna, bo wtedy musielibyśmy się użerać z masą zdeprawowanych i, co najgorsze, nieśmiertelnych czarodziei — mruknął, krzywiąc się mimowolnie. Wepchnął dłonie do kieszeni, nie wiedząc, co mógłby więcej powiedzieć. — Wracamy?
 — Chodźmy, napiszemy razem to nieszczęsne wypracowanie dla profesora Snape'a.
Harry jedynie jęknął z rozpaczą.

*****

Profesor McGonagall marszowym krokiem przemierzała kolejne korytarze. Zgromiła wzrokiem trójkę drugorocznych, którzy wyglądali zbyt podejrzanie, kręcąc się koło jednego ze składzików na miotły, by zaraz skręcić za przeraźliwie skrzypiącą zbroją. Zatrzymała się przed parą drzwi i nieświadomie wstrzymując powietrze, zastukała. Automatycznie rozległ się przytłumiony głos.
 — Wejść!
Nie zwlekając, sięgnęła po klamkę, by po chwili jej oczom ukazał się nieduży gabinet. Na gołej kamiennej posadzce nie było żadnego dywanu, ściany przysłonięto regałami z podejrzanie wyglądającymi woluminami, a tuż obok kominka stała dziwna szafka — w końcu rzadko kiedy spotyka się szereg run wyżłobionych na drzwiczkach zwykłego mebla. Znajdowały się tam jeszcze dwa fotele, wyściełane ciemnym aksamitem, i zabytkowe biurko, przy którym siedział blady mężczyzna.
 — Czym zawdzięczam twoją wizytę, Minerwo? — zapytał cicho, przeszywając ją onyksowymi oczyma.
Profesor dzielnie wytrzymała jego spojrzenie. Usiadła sztywno w fotelu, trzymając przy tym wysoko podbródek.
 — Przyszłam po eliksir.
Severus podniósł leniwie brwi.
 — O ile pamiętam, nie zajmuję się żadnymi eliksirami, odkąd Horacy przybył do Hogwartu.
Minerwa zacisnęła mocniej zęby i wycedziła:
 — Wiesz, że w tej kwestii ufam tylko tobie, Severusie. Myślałam, że masz niezawodną pamięć — dodała, nie mogąc się powstrzymać. W odpowiedzi uzyskała kpiąco uniesione kąciki ust. — Musisz to niepotrzebnie przeciągać?
Snape milczał. Po chwili wstał, podszedł do tej dziwnej szafki i otworzył jej drzwiczki, które rozbłysły niebieskim światłem. Wyłonił się zaraz z niewielką fiolką amarantowego eliksiru. Postawił ją na biurku z cichym brzdękiem, po czym ponownie zasiadł w fotelu.
 — Cały? — zdziwiła się, kiedy nie uczynił dalej żadnego ruchu.
 — Wolałbym, abyś nie przychodziła tu co chwilę, bo skończył się twój cenny eliksir — sarknął, przechylając delikatnie głowę.
Kobieta wyprostowała się jeszcze bardziej w fotelu, ale nie sięgnęła po fiolkę.
 — Masz mi coś do powiedzenia?
 — A powinienem mieć? — odparł zaraz jedwabistym tonem.
Jeszcze przez moment mierzyli się wzrokiem. W końcu Minerwa złapała za naczynie, chowając je nieporadnie w dłoniach.
 — Dziękuję — odezwała się szorstkim tonem, kiwając przy tym głową.
 — Proszę — odpowiedział, nie starając się jednak na uprzejmy ton.
Nauczycielka transmutacji dalej obserwowała beznamiętną twarz mężczyzny, nie zamierzając jak na razie wychodzić.
 — Coś jeszcze? — mruknął, unosząc delikatnie brwi, jakby naprawdę był zaciekawiony.
 — Może nie powinnam się wtrącać...
 — Racja, nie powinnaś — uciął, ale ta niewiele sobie z tego zrobiła.
 — Nie będę stać spokojnie z boku, kiedy za drzwiami czarodziejski świat jest na skraju wszystkiego — warknęła, nie dbając już o zachowanie jakichkolwiek pozorów spokoju. — Nikt nic nie wie od dłuższego czasu, przepływ informacji zatrzymuje się na szczątkowych informacjach czy może bardziej rozkazach. Każdy jest podenerwowany, napięcie jest zbyt wyczuwalne, co chwilę padają podejrzenia, a to nie jest czas na brak zaufania.
 — Dlaczego mi to mówisz? Dlaczego nie rozmawiasz z Albusem?
Usta kobiety mocno się zacisnęły.
 — Może dlatego, że prawie nigdy go nie ma w zamku? — wycedziła, z ledwością artykułując.
Severus znowu zamilkł na moment.
 — Widzę, że ty też nie masz zamiaru nic powiedzieć.
McGonagall wstała gwałtownie, po czym ruszyła do drzwi. Zatrzymał ją jednak cichy, ale doskonale słyszalny głos.
 — Już jest wojna, Minerwo, a zaufanie to coś, na co nie można sobie pozwolić. Nawet jeśli znasz jakąś osobę od dawna, w czasie wojny jest dla ciebie potencjalnym wrogiem.
Trzask drzwi odpowiedział mu o wiele dobitniej, niż jakiekolwiek słowa.

*****

Witam! Mam wrażenie, że w powyższym rozdziale wszyscy się wściekają (pewnie udzielił im się mój nastrój, kiedy pisałam jedną scenę po kilka razy, a i tak wszystko było takie sztuczne i ogólnie ble). Wybywam też na parę dni, ale nie rozpaczajcie, wrócę i wezmę się za następny rozdział (a w nim będzie wiosennie, bo w końcu marzec się zaczyna). Nie rzucam żadną datą. I, niestety, myślę, że będziemy się spotykać co miesiąc. Oczywiście, będę się starać publikować rozdziały częściej, ale już tyle razy zawodziłam, że nie mam co mamić Was następnymi obietnicami. Zrozumcie tylko, że Cassie też człowiek i lubi pobyć egoistką (tj. nie robić nic). Ale za to mogę Wam obiecać, że z całą pewnością spotkamy się jeszcze w tym miesiącu.


Do następnego!

8 komentarzy:

  1. Hej!
    Cieszę się, że opublikowałaś kolejny rozdział. Trochę na niego czekałam, ale było warto.
    Dialogi są bardzo naturalne, ciekawe i przyjemnie się je czyta. Nie lubię jak ktoś naciąga rzeczywistość, a u Ciebie jest świetnie. Starasz się być wyważona i roztropna :D Dla mnie bomba!
    Skoro następny post jeszcze w sierpniu to nie mogę się już doczekać!
    http://precious-fondness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz świetnie :D życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeej! :D
    Co tu dużo mówić - piszesz świetnie! Nawet jeśli potrzebujesz trochę więcej czasu na napisanie rozdziału, efekt końcowy zawsze mnie zachwyca :)
    Życzę miłego wyjazdu i już nie mogę się doczekać kolejnej notki ;)
    Ściskam mocno i ślę buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjazd się udał, teraz pozostało pracować nad notką.

      Dziękuję! :*

      Usuń
  4. No witam moją najdroższą Cassie! :)
    Przeczytałam właśnie rozdział czternasty i piętnasty i, cholerka jasna, znowu sie wciągnęłam.
    Mówiłam ci już, że tylko twoje opowiadanie tak naprawdę śledzę z takim zainteresowaniem.
    W obu rozdziałach brakuje scen dramione, ale jakoś w ogóle nie odczuwałam smutku z tego powodu, ponadto bardzo przyjemnie czytali mi sie rozważania Dracona oraz rozterki miłosne Lavender i Rona. Przez chwile nawet jej współczułam! Naprawdę, cuda sie zdarzają :D
    Czytając rozdział czternasty przyznam, że bardzo podobał mi sie opis uczuć Dracona, nic nie było wymuszone. Perfekcyjnie oddałaś jego emocje a jako czytelnik czułam współczucie co do jego osoby.
    Z niecierpliwoscią czekam na twój powrót i kolejny rozdział!
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki miałam plan, by Lavender nie była do końca tą złą - w końcu to tylko dziewczyna, która się zakochała (a przynajmniej tak uważała) i miała troszku więcej egoizmu w sobie niż przeciętny człowiek.

      Wspaniale jest czytać, że udało mi się wykreować tak postacie, by były realistyczne - miód na serce, normalnie! :D

      Dziękuję (❤) i mam nadzieję, że terminu (który sobie założyłam) dotrzymam.

      Usuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)