Nieznośna
wilgoć w kącikach oczu nasilała się z każdym kolejnym krokiem,
ale Lavender była zbyt zatracona w swoich myślach, by to zauważyć.
Długo powstrzymywane niepewności natarły na nią z całą mocą
niczym wygłodniałe sępy. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Ron się
tak zachowywał. Czy to ona zrobiła coś źle? A może paradoksalnie
nie miała nic z tym wspólnego? Przecież przez te miesiące nie
zachowywała się specjalnie inaczej, to on powoli się od niej
oddalał. Nie była już nawet pewna, czy chciała wiedzieć
dlaczego. Przez samą narastającą oziębłość chłopaka czuła,
jakby brakowało jej powietrza. Bała się zranienia, jeszcze
większego niż go doświadczała. Pomimo tego jakoś nie mogła
przegonić sprzed oczu bladej twarzy okalanej strzechą czegoś na
kształt włosów.
Brown
zerknęła lekko nieprzytomnie na dość wysoką dziewczynę, zapewne
Puchonkę — mgliście sobie przypomniała, że chodziły
razem na zielarstwo. Szeroko otwarte oczy wpatrywały się w nią ze
źle ukrytą ciekawością. Krótkie, mysie włosy ledwie wystawały
zza odstających uszu. Z niesmakiem zerknęła jeszcze na pstrokatą
koszulę wciśniętą w jasne dzwony, zanim postanowiła cokolwiek
powiedzieć.
— Nic,
co powinno cię interesować — warknęła, a jej twarz
wykrzywiła się w dziwnym grymasie. Ruszyła szybko do przodu,
jednak zanim zdążyła oddalić się choć na parę metrów, poczuła
zadziwiająco silny uścisk na swoim ramieniu. — Czego
chcesz?
— Chciałam
tylko pomóc, nie musisz być taka niemiła — odpowiedziała
dziewczyna lekko protekcjonalnym tonem. Policzki miała pokryte
bladym rumieńcem. — Właściwie to chciałabym, byś się
zapytała Hermiony, czy zwróciła już książkę Westa. Muszę coś
sprawdzić, a...
— Hermiona
i Hermiona — prychnęła Lavender. — Z całą
pewnością nie będę czyjąś sową, bo jakaś — urwała,
po czym spojrzała na nią z kpiną lśniącą w oczach. — A
tak w ogóle, to kim jesteś? Nie przypominam sobie, byśmy się
znały.
Dziewczyna
mimowolnie wysunęła wyżej podbródek.
— Hannah — wycedziła
cicho — Hannah Abbott.
Gryfonka
przechyliła delikatnie głowę, jakby się zastanawiała.
— Nie
kojarzę — powiedziała z fałszywym uśmieszkiem.
— Nie
musisz — odparowała szybko, pochylając się
nieświadomie w jej stronę. — Zapewne jest to dla ciebie
zbyt duży wysiłek, by zapamiętać kilka nazwisk, ale przynajmniej
pamiętaj,
by zapytać Hermionę o książkę. Ach! I mam nadzieję do
niezobaczenia! — krzyknęła jeszcze na odchodnym.
Brown
zacisnęła usta, patrząc, jak ta odchodziła. Nie mogła uwierzyć,
że jakaś puchońska, więc i zapewne mdła dziewczyna
miała czelność...!
— Spokojnie — mruknęła,
ledwie nad sobą panując. — Nie każdy ma w sobie na
tyle ogłady, by zrozumieć, że nie powinno się tak odzywać do
lepszych do siebie! — powiedziała podniesionym głosem,
doskonale zdając sobie sprawę, że Hannah była w stanie ją
jeszcze usłyszeć.
Nie
czekała na odpowiedź. Odwróciła się, przez co jasne loki
uderzyły o jej wręcz bordowe policzki, i ruszyła do wieży
Gryffindoru. Reszta drogi zlała się w jedną barwną plamę, kiedy
to Lavender próbowała uspokoić buzujące emocje. Wpadła do
dormitorium, mając cichą nadzieję, że nikogo w nim nie będzie.
Wystarczyło krótkie rozejrzenie się, by fala gorzkiego
rozczarowania zalała jej ciało. Przywołała jednak na swoje
pudrowe usta szeroki uśmiech, który zwróciła w stronę Parvati.
Początkowo chciała zignorować zasunięte kotary wokół łóżka
Hermiony, ale była taka zła i,
co najważniejsze, zraniona,
że odrzuciła jakiekolwiek skrupuły. Opadła na krzesło przy
toaletce, pozwalając, by z ciała wydobył się lekki chichot.
— Ron
jest cudowny! — zaakcentowała.
Mimowolnie spojrzała w lustro i poprawiła lśniące loki okalające
rumianą twarz. — Już się nie mogę doczekać kolejnego
wyjścia do Hogsmeade. Może pójdziemy do tej Herbaciarni Madame
Puddifoot?
Uśmiech
nadal trwał na wargach dziewczyny, która całą siłą woli starała
się nie myśleć. To był jedyny sposób, by nie rozpaść się na
kawałki.
— To
wspaniale — mruknęła niezbyt entuzjastycznie Patil, gdy
cisza zaczęła robić się zbyt ciężka. Przebiegła palcami po
okładce najnowszej „Czarownicy”. — Czytałaś
ostatni artykuł o najlepszych kurortach Wielkiej
Brytanii? — zapytała, chwytając z ulgą w miarę
bezpieczny temat. Jeżeli Lavender nie przejmowała się ich wspólną
współlokatorką, to ona robiła to za nie dwie.
— Myślisz,
że Ron byłby
zadowolony z takiej wycieczki? — wysunęła niewinnie
Brown, z satysfakcją rejestrując głuchy stukot, jakby ktoś zbyt
mocno odłożył ciężką książkę.
— Wątpię — wtrąciła
Hermiona przytłumionym głosem. Odsunęła kotary i wstała z
materaca, uśmiechając się przy tym sztucznie do pozostałych
dziewczyn. Uniosła nieświadomie podbródek i chwytając jakąś
książkę, dokończyła: — Ja nie byłabym zbyt
zachwycona wizją utraty reszty swoich szarych komórek, do czego
niezgubnie doprowadziłaby dłuższa obecność w twoim niebywale
uroczym towarzystwie.
I
nie dając jej szans na odpowiedź, zatrzasnęła za sobą drzwi.
— Co
za zołza — prychnęła Lavender.
— M-hm — przytaknęła
automatycznie Parvati, po czym otworzyła gazetę na pierwszej
stronie.
*****
Hermiona
wręcz przeskoczyła schody prowadzące do Pokoju Wspólnego. Usta
miała mocno zaciśnięte, przez co praktycznie nie było ich widać.
Miodowe oczy nabrały ciemniejszej barwy, przywodząc na myśl
nieokiełznany ogień. A to wszystko w akompaniamencie uroczej
czerwieni rozprzestrzenionej po całej twarzy dziewczyny. Nawet nie
zauważyła, kiedy opadła na kanapę obok Harry'ego.
— Czasem
nienawidzę życia.
— Eee... — Potter
spojrzał na przyjaciółkę spod zmarszczonych brwi. — Coś
się stało?
— Zupełnie
nic — sarknęła, ściskając mocno książkę w
dłoniach.
— Czyli
coś się stało — powiedział powoli, zdobywając tym
samym szczyty dedukcji. — Powiesz coś więcej?
Skrzywiła
się lekko, po czym westchnęła.
— Nie
wiem, jeszcze rok temu bez mrugnięcia okiem byłam w stanie słuchać
odmóżdżającej paplaniny Lavender, a teraz... Mam ochotę zrobić
komuś krzywdę — przyznała cicho.
Chłopak
przechylił głowę w bok, zamyślając się, ale nic nie
odpowiedział na jej słowa. Gryfonka poruszyła się, czując się
niezręcznie pod przeszywającym wzrokiem przyjaciela.
— Może
przejdziemy się do Hagrida? — zaproponował po chwili.
Granger
uśmiechnęła się lekko, kiwając głową na znak zgody, by
dokładnie w tym samym momencie za ich plecami rozległ się męski
głos.
— Hermiona,
słoneczko ty moje, masz chwilkę?
Owe
„słoneczko” odkręciło się w stronę Cormaca, który z godną
siebie nonszalancją opierał się o oparcie kanapy.
— W
jakiej sprawie?
— Wiesz,
kiedyś obiecałaś mi rozmowę, ale chyba zapomniałaś o niej, bo
już marzec za pasem, a ty nadal nic — wyjaśnił,
wzruszając ramionami. Błysnął zębami, po czym wskoczył na wolne
miejsce obok dziewczyny.
Ta mimowolnie odsunęła się od niego, ale nie wydawał się tego
zauważyć. — To jak?
— Przepraszam,
ale muszę coś zrobić z Harrym — zaczęła nieporadnie.
Uciszyła
nieznośny głosik w swojej głowie, który drwił z jej iście
gryfońskiej odwagi.
— Wątpię — odparł
spokojnie, zakładając ręce pod głowę. — Nie
wydawaliście się rozmawiać o jakichś ważnych rzeczach. Myślę
raczej, że byłaś zbyt zdenerwowana, by myśleć o czymkolwiek
innym.
— Zdenerwowana? — powtórzyła
za nim zdziwiona, że zdołał to zauważyć.
— No,
wtedy te twoje włosy jeszcze śmieszniej się kręcą — mówiąc,
zakręcił na palec jeden z loków oniemiałej Hermiony. — To
jak?
Harry
z ledwością powstrzymał parsknięcie. Nagle jego oczy wychwyciły
pewną sylwetkę lawirującą wśród wchodzących uczniów.
— Neville! — zawołał.
— Chciałeś
coś, Harry? — zapytał ów Gryfon, kiedy się do nich
zbliżył.
— Pamiętasz,
że mieliśmy razem się pouczyć?
— Pouczyć? — zdziwił
się, opadając na fotel obok kanapy.
Z
widoczną na twarzy ulgą odłożył wypchaną po brzegi torbę z
książkami.
— Tak, pouczyć — brunet
kiwnął nieznacznie w stronę skrępowanej dziewczyny i zbyt
wyluzowanego Cormaca.
— W
końcu po to tu przyszedłem, prawda? — mruknął
niewyraźnie, po czym wstał. — T-to idziecie? — zapytał,
pocierając dłonią kark.
Czuł
się dziwnie. Nigdy nie sądził, że będzie ratować swoich
przyjaciół z niepożądanego towarzystwa.
— Gdzie
idziecie? — wtrącił się McLaggen, patrząc na
wszystkich po kolei.
— Do
biblioteki, w końcu mówiłam, że mam pewne ważne rzeczy
do zrobienia. — Mrugnęła do chłopaka, po czym złapała
Harry'ego pod ramię. W drugiej dłoni mocno ściskała
książkę. — Wybaczysz mi? Jutro mam...
— Tak,
tak — przerwał jej Cormac z dziwną nutką w
głosie — idź, w końcu możemy później porozmawiać.
*****
— Znowu
go wystawiłaś — zauważył przyjaciel, kiedy tylko
znaleźli się w bibliotece.
Hermiona
przewróciła oczami, ale nie powstrzymała rumieńca zażenowania.
— Naprawdę
powinnam z nim porozmawiać — wymamrotała, spuszczając
głowę. — Ale bierze mnie paraliż na samą myśl, do
dzisiaj ciarki mnie przechodzą, jak pomyślę o tym nieszczęsnym
przyjęciu u profesora Slughorna.
— To
była chyba twoja najgorsza decyzja.
Dziewczyna
uniosła głowę tylko po to, aby zgromić Pottera wzrokiem.
— Ty
się lepiej nie odzywaj na temat najgorszych decyzji — zripostowała,
nie zastanawiając się zbytnio nad tym, co mówiła.
Chłopak
zbladł lekko, ale nie odpowiedział. Cisza przedłużała się. W
końcu odezwał się Neville, czując się coraz bardziej
niezręcznie:
— Raczej
tak nie myślisz, Hermiono, prawda?
Granger
ocknęła się nagle, gdy tylko przetworzyła ostatni moment.
— Harry — zaczęła,
ale urwała, kiedy Potter podniósł dłoń, by ją uciszyć.
— Nic
mi nie jest, masz w sumie rację — przyznał, po czym
zaśmiał się, ale jej to nie uspokoiło, zbyt sztucznie zabrzmiało.
Neville
popatrzył na swoich przyjaciół, nie wiedząc, jak zareagować. Po
chwili sięgnął do torby i wyjął podręcznik od obrony.
— Jak
już tu jesteśmy...
Hermiona
zerknęła na książkę, kiwając głową. Odchrząknęła, nie
ufając zbytnio swojemu głosowi, po czym mruknęła:
— Później
wam pomogę, wcześniej muszę doczytać o teoriach Jonathana Westa
na temat fizyczności magii. Całkiem ciekawy temat — dodała,
kiedy nie zobaczyła za dużego zainteresowania.
Trochę
już mniej blady Harry spojrzał na nią spod podniesionych brwi, by
zaraz potem schować głowę w ramionach.
— Dobranoc,
kujony, nie zamierzam martwić się jakąś tam fizycznością czy
obroną na zapas — powiedział. — Nawiasem
mówiąc, to Snape i tak mnie obleje, cokolwiek bym nie zrobił.
— Może
by cię nie oblał, gdybyś się wziął do pracy i napisał
porządnie choć jedną pracę? Ale nie, lepiej jest zwalić całą
winę na nauczyciela — prychnęła.
— Ten nauczyciel — chłopak
z blizną nie mógł się powstrzymać od ironicznego tonu — od
kilku lat stawia mi same Okropne i Nędzne, sporadycznie trafi się
Zadowalający, mogę się jednak założyć, że robi to tylko
dlatego, by nie musiał się ze mną użerać dłużej niż się od
niego wymaga.
— Szkoda,
że nie uczy już eliksirów — odezwał się niepewnie
Neville, ale w jego głosie można było usłyszeć pewne
rozmarzenie. — Zanim wszedłem do Wielkiej Sali byłem
taki szczęśliwy, że mój największy koszmar się skończył.
— Nie
przesadzaj, przynajmniej możesz zabłysnąć wiedzą i pokazać, że
przynależność do Gwardii Dumbledore'a to nie byle co. — Hermiona
mrugnęła do niego znad książki.
— Ciszej
tam, ludzie próbują spać — zawołał cicho Harry, nie
podnosząc ani na chwilę głowy.
Neville
westchnął cierpiętniczo, ale schylił się, by wyciągnąć czysty
arkusz pod wypracowanie. Niefortunnie z torby wysypała się także
reszta pergaminów. Chłopak przeklął w duchu, za co automatycznie
się skarcił — babcia zbyt długo mu powtarzała, jak
bardzo to świadczy o czyimś niewychowaniu — ale zaraz
jego myśli zajęła inna sprawa.
— Hermiono?
— Hmm?
— Przypadkiem
nie zgubiłaś jakichś notatek? Kiedyś, jak się uczyliśmy, chyba
je zostawiłaś — wyjaśnił, podając jej plik
wykaligrafowanych zapisków. — Jest w nich coś o
artefaktach — dodał.
Harry
podniósł głowę, nagle się rozbudzając.
— Artefakty? — upewniał
się, po czym wyciągnął dłoń po pergaminy. — Mogę
zobaczyć?
Granger
spojrzała to na chłopaka, to na nieszczęsne notatki, jednocześnie
próbując opanować zdradzieckie rumieńce.
— To
nic ważnego, zanudziłbyś się na śmierć. — Machnęła
lekceważąco ręką, by zaraz ukryć zapiski za okładkę czytanej
książki.
— Dasz
nam chwilkę, Neville? Musimy o czymś porozmawiać — stwierdził
Potter, wstając. Złapał dziewczynę za ramię i lekko pociągnął,
by się ruszyła. — Zaraz wrócimy.
— Ale — chciała
zaprotestować, jednak nie zdołała nic więcej zrobić, niż tylko
dać się mu pokierować. Kiedy tylko skryli się w jakimś zaułku,
naparła na niego: — Mogę wiedzieć, co ty wyczyniasz?
Nie jestem jakąś lalką, byś mógł mnie ot tak przenosić z
miejsca na miejsce.
— Czy
te artefakty mają jakiś związek z prezentami dla starych
przyjaciół? — zapytał nieznacznie agresywnym tonem.
— Prezentami? — Zaskoczenie
Hermiony było aż nadto widoczne. — Nie! — krzyknęła,
może trochę za głośno, w końcu nadal byli w bibliotece. — To
był mój prywatny projekt, niezwiązany z niczym szczególnym, po
prostu zainteresował mnie temat klątw, a najczęściej pojawiają
się w połączeniu z jakimiś przedmiotami — skłamała
bez mrugnięcia okiem, chociaż już wyczuwała napływające gorące
na policzkach. Modliła się tylko do wszystkich znanych bóstw, by
Harry nie pomyślał, że mogłaby być to nie do końca prawda.
Ten
prześwietlał ją wzrokiem jeszcze przez chwilę, po czym przeczesał
palcami krucze włosy.
— Jakbyś
się na coś natknęła, to od razu mów — odezwał się
w końcu. — Przecież nie jest niemożliwe, by i
Dumbledore'owi coś umknęło.
— Profesorowi Dumbledore'owi — upomniała z przyzwyczajenia, ale nie wyglądała, jakby zbytnio się tym przejmowała. — I, jakbyś zapomniał, to nadal nie wiem, czego powinnam szukać. Czyżbyś zdobył w końcu to wspomnienie? Z tego, co się orientuję, to nie, a nie zamierzam szukać na ślepo. Co prawda, jest dość wysokie prawdopodobieństwo — zamyśliła się — że to właśnie artefakt utrzymuje go przy życiu. Ale równie dobrze może to być coś zupełnie innego. Dodatkowo o sposobach na nieśmiertelność bardzo trudno znaleźć jakąkolwiek wzmiankę. Przeszukuję czasem księgi pod tym kątem, ale powoli kończą mi się alternatywy, mogłabym jeszcze coś sprawdzić — powiedziała, myśląc o księgach w obserwatorium — ale nie jestem pewna, czy znajdę cokolwiek z tym związanego.
Potter uśmiechnął się z zakłopotaniem i trącił ją łokciem.
— Nie przejmuj się tym aż tak. W końcu to nie tak, że ta wiedza jest ogólnie dostępna, bo wtedy musielibyśmy się użerać z masą zdeprawowanych i, co najgorsze, nieśmiertelnych czarodziei — mruknął, krzywiąc się mimowolnie. Wepchnął dłonie do kieszeni, nie wiedząc, co mógłby więcej powiedzieć. — Wracamy?
— Chodźmy,
napiszemy razem to nieszczęsne wypracowanie dla profesora Snape'a.
Harry
jedynie jęknął z rozpaczą.
*****
Profesor
McGonagall marszowym krokiem przemierzała kolejne korytarze.
Zgromiła wzrokiem trójkę drugorocznych, którzy wyglądali zbyt
podejrzanie, kręcąc się koło jednego ze składzików na miotły,
by zaraz skręcić za przeraźliwie skrzypiącą zbroją. Zatrzymała
się przed parą drzwi i nieświadomie wstrzymując powietrze,
zastukała. Automatycznie rozległ się przytłumiony głos.
— Wejść!
Nie
zwlekając, sięgnęła po klamkę, by
po chwili jej oczom ukazał się nieduży gabinet. Na gołej
kamiennej posadzce nie było żadnego dywanu, ściany przysłonięto
regałami z podejrzanie wyglądającymi woluminami, a tuż obok
kominka stała dziwna szafka — w końcu rzadko kiedy
spotyka się szereg run wyżłobionych na drzwiczkach zwykłego
mebla. Znajdowały się tam jeszcze dwa fotele, wyściełane ciemnym
aksamitem, i zabytkowe biurko, przy którym siedział blady
mężczyzna.
— Czym
zawdzięczam twoją wizytę, Minerwo? — zapytał cicho,
przeszywając ją onyksowymi oczyma.
Profesor
dzielnie wytrzymała jego spojrzenie. Usiadła sztywno w fotelu,
trzymając przy tym wysoko podbródek.
— Przyszłam
po eliksir.
Severus
podniósł leniwie brwi.
— O
ile pamiętam, nie zajmuję się żadnymi
eliksirami, odkąd Horacy przybył do Hogwartu.
Minerwa
zacisnęła mocniej zęby i wycedziła:
— Wiesz,
że w tej kwestii ufam tylko tobie, Severusie. Myślałam, że masz
niezawodną pamięć — dodała, nie mogąc się
powstrzymać. W odpowiedzi uzyskała kpiąco uniesione kąciki
ust. — Musisz to niepotrzebnie przeciągać?
Snape
milczał. Po chwili wstał, podszedł do tej dziwnej szafki i
otworzył jej drzwiczki, które rozbłysły niebieskim światłem.
Wyłonił się zaraz z niewielką fiolką amarantowego eliksiru.
Postawił ją na biurku z cichym brzdękiem, po czym ponownie zasiadł
w fotelu.
— Cały? — zdziwiła
się, kiedy nie uczynił dalej żadnego ruchu.
— Wolałbym,
abyś nie przychodziła tu co chwilę, bo skończył się
twój cenny eliksir — sarknął,
przechylając delikatnie głowę.
Kobieta
wyprostowała się jeszcze bardziej w fotelu, ale nie sięgnęła po
fiolkę.
— Masz
mi coś do powiedzenia?
— A
powinienem mieć? — odparł zaraz jedwabistym tonem.
Jeszcze
przez moment mierzyli się wzrokiem. W końcu Minerwa złapała za
naczynie, chowając je nieporadnie w dłoniach.
— Dziękuję — odezwała
się szorstkim tonem, kiwając przy tym głową.
— Proszę — odpowiedział,
nie starając się jednak na uprzejmy ton.
Nauczycielka
transmutacji dalej obserwowała beznamiętną twarz mężczyzny, nie
zamierzając jak na razie wychodzić.
— Coś
jeszcze? — mruknął, unosząc delikatnie brwi, jakby
naprawdę był zaciekawiony.
— Może
nie powinnam się wtrącać...
— Racja,
nie powinnaś — uciął, ale ta niewiele sobie z tego
zrobiła.
— Nie
będę stać spokojnie z boku, kiedy za drzwiami czarodziejski świat
jest na skraju wszystkiego — warknęła, nie dbając już
o zachowanie jakichkolwiek pozorów spokoju. — Nikt nic
nie wie od dłuższego czasu, przepływ informacji zatrzymuje się na
szczątkowych informacjach czy może bardziej rozkazach. Każdy jest
podenerwowany, napięcie jest zbyt wyczuwalne, co chwilę padają
podejrzenia, a to nie jest czas na brak zaufania.
— Dlaczego
mi to mówisz? Dlaczego nie rozmawiasz z Albusem?
Usta
kobiety mocno się zacisnęły.
— Może
dlatego, że prawie nigdy go nie ma w zamku? — wycedziła,
z ledwością artykułując.
Severus
znowu zamilkł na moment.
— Widzę,
że ty też nie masz zamiaru nic powiedzieć.
McGonagall
wstała gwałtownie, po czym ruszyła do drzwi. Zatrzymał ją jednak
cichy, ale doskonale słyszalny głos.
— Już jest
wojna, Minerwo, a zaufanie to coś, na co nie można sobie pozwolić.
Nawet jeśli znasz jakąś osobę od dawna, w czasie wojny jest dla
ciebie potencjalnym wrogiem.
Trzask
drzwi odpowiedział mu o wiele dobitniej, niż jakiekolwiek słowa.
*****
Witam!
Mam wrażenie, że w powyższym rozdziale wszyscy się wściekają
(pewnie udzielił im się mój nastrój, kiedy pisałam jedną scenę
po kilka razy, a i tak wszystko było takie sztuczne i ogólnie ble).
Wybywam też na parę dni, ale nie rozpaczajcie, wrócę i wezmę się
za następny rozdział (a w nim będzie wiosennie, bo w końcu marzec
się zaczyna). Nie rzucam żadną datą. I, niestety, myślę, że
będziemy się spotykać co miesiąc. Oczywiście, będę się starać
publikować rozdziały częściej, ale już tyle razy zawodziłam, że
nie mam co mamić Was następnymi obietnicami. Zrozumcie tylko, że
Cassie też człowiek i lubi pobyć egoistką (tj. nie robić nic).
Ale za to mogę Wam obiecać, że z całą
pewnością spotkamy się
jeszcze w tym miesiącu.
Do
następnego!
Hej!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że opublikowałaś kolejny rozdział. Trochę na niego czekałam, ale było warto.
Dialogi są bardzo naturalne, ciekawe i przyjemnie się je czyta. Nie lubię jak ktoś naciąga rzeczywistość, a u Ciebie jest świetnie. Starasz się być wyważona i roztropna :D Dla mnie bomba!
Skoro następny post jeszcze w sierpniu to nie mogę się już doczekać!
http://precious-fondness.blogspot.com/
A dla mnie bomba czytać takie komentarze! :D
UsuńPiszesz świetnie :D życzę dużo weny ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję! ❤
UsuńJeej! :D
OdpowiedzUsuńCo tu dużo mówić - piszesz świetnie! Nawet jeśli potrzebujesz trochę więcej czasu na napisanie rozdziału, efekt końcowy zawsze mnie zachwyca :)
Życzę miłego wyjazdu i już nie mogę się doczekać kolejnej notki ;)
Ściskam mocno i ślę buziaki ;*
Wyjazd się udał, teraz pozostało pracować nad notką.
UsuńDziękuję! :*
No witam moją najdroższą Cassie! :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam właśnie rozdział czternasty i piętnasty i, cholerka jasna, znowu sie wciągnęłam.
Mówiłam ci już, że tylko twoje opowiadanie tak naprawdę śledzę z takim zainteresowaniem.
W obu rozdziałach brakuje scen dramione, ale jakoś w ogóle nie odczuwałam smutku z tego powodu, ponadto bardzo przyjemnie czytali mi sie rozważania Dracona oraz rozterki miłosne Lavender i Rona. Przez chwile nawet jej współczułam! Naprawdę, cuda sie zdarzają :D
Czytając rozdział czternasty przyznam, że bardzo podobał mi sie opis uczuć Dracona, nic nie było wymuszone. Perfekcyjnie oddałaś jego emocje a jako czytelnik czułam współczucie co do jego osoby.
Z niecierpliwoscią czekam na twój powrót i kolejny rozdział!
Pozdrawiam serdecznie :)
Taki miałam plan, by Lavender nie była do końca tą złą - w końcu to tylko dziewczyna, która się zakochała (a przynajmniej tak uważała) i miała troszku więcej egoizmu w sobie niż przeciętny człowiek.
UsuńWspaniale jest czytać, że udało mi się wykreować tak postacie, by były realistyczne - miód na serce, normalnie! :D
Dziękuję (❤) i mam nadzieję, że terminu (który sobie założyłam) dotrzymam.