– Hermiono!
Otwórz! Wiem, że tam jesteś!
Przygryzłam
delikatnie wargę, słysząc coraz głośniejsze nawoływania.
Zerknęłam jeszcze na zegar wiszący nad zabytkowym sekretarzykiem,
który udało mi się kiedyś kupić na pchlim targu. Był kwadrans
po szesnastej. Westchnęłam ze zrezygnowaniem, kiedy do krzyków
dołączyło pukanie. Dość głośne pukanie.
– Jeżeli
zaraz nie wyjdziesz, przysięgam, że... – Dłoń zaciśnięta w
pięść zawisła w powietrzu, kiedy drzwi nagle się otworzyły.
Uśmiechnęłam się mimowolnie na widok ogłupiałego wyrazu twarzy
Pottera. – Cześć – przywitał się po chwili, odzyskując
rezon. Na jego policzki wpłynął uroczy rumieniec.
– Czy
coś było naprawdę ważne, by przyjść tutaj i, z braku lepszego
słowa, walić w
moje piękne, drewniane drzwi?
– Ciebie
też miło widzieć.
Oparłam
się chęci przewrócenia oczami i spojrzałam na niego z
politowaniem.
– Harry...
Wiesz, że nie wyciągnę pierwsza ręki na zgodę.
– A
ja od ciebie tego nie wymagam – odparł spokojnie. – Chciałem
się tylko spytać, czy nie chciałabyś może pójść ze mną na
spacer?
Nie
mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem.
– I
to, według ciebie, jest sprawą, która nie może poczekać?
– Oj,
no weź – jęknął brunet. – Kiedy ostatnio gdzieś wyszliśmy?
Tak sami?
– W
zeszłym tygodniu piliśmy kawę w tej nowej kawiarni naprzeciwko
ministerstwa.
Zamrugał
kilka razy, nie spodziewając się odpowiedzi. Po chwili nachmurzył
się, wydymając komicznie wargi.
– Jeżeli
chciałaś powiedzieć, że nie chcesz ze mną spędzać czasu,
wystarczyło powiedzieć.
– A
teraz poważnie, czy jest jakiś konkretny powód, dla którego
przyszedłeś?
– Odpowiem,
jak ubierzesz coś na siebie i pójdziesz ze mną do pobliskiego
parku. Może też pogadamy jak za dawanych lat?
Zawahałam
się. Byłam pewna w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach, że
ta rozmowa nie do końca mi się spodoba. Ale jutro był dwudziesty
piąty grudnia. I wychodziło na to, że to jedyna szansa, by nie
spędzić tych świąt całkowicie samotnie.
– Czasami
zastanawiam się, jakim cudem cię jeszcze nie przeklęłam, byś w
końcu uszanował to, że nie jestem na każde twoje zawołanie
– stwierdziłam
z rozbawieniem, sięgając po ciemny płaszcz. Złapałam jeszcze za
klucze i wyszłam z mieszkania.
– Co
u Ginny?
– zapytałam,
by rozpocząć jakiś temat.
– Aktualnie
próbuje ugotować coś w miarę zjadliwego na obiad. Kiedy zapytałem
się, czy jej pomóc, wygoniła mnie z kuchni.
Zauważyłam,
że Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu. Coś w środku boleśnie
mnie zakuło. Odwróciłam się, by zamknąć drzwi, jednocześnie
próbując ukryć zaszklone oczy. Czy byłam złą przyjaciółką,
że nie cieszyłam się z ich szczęścia tak, jak powinnam? Nie,
odpowiedziałam sobie w duchu. Nie, kiedy cały świat stracił dla
mnie barwy.
– To
nie ty przypadkiem byłeś zawsze przeciwny, by Ginny miała
jakąkolwiek styczność z jedzeniem przed podaniem go na stół? –
Byłam dumna, że mój głos ani razu się nie załamał.
– Uparła
się – to
było jedyne, co powiedział.
Wzięłam
głęboki wdech i uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Po moim
irracjonalnym, ale chwilowym, załamaniu nie pozostał ślad.
Roześmiałam się krótko, kiedy krzyknął:
– Kto
pierwszy na dole wygrywa!
Pokręciłam
głową z pobłażaniem i mimowolnie przyspieszyłam kroku,
przeskakując po kilka stopni na raz. Po niecałej minucie zeszłam
ze schodów. Harry opierał się nonszalancko o framugę drzwi
wyjściowych, ostentacyjnie spoglądając na zegarek. Podeszłam do
niego i mało delikatnie uderzyłam w ramię.
– Nawet
nie zaczynaj – ostrzegłam, kiedy zobaczyłam jego już-już
otwierające się usta. – Czasem mi się wydaje, że twoja psychika
zatrzymała się na poziomie rozwojowym pięciolatka.
– Ale
przegrałaś. – Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, widząc
surowy wyraz na mojej twarzy. – A ja czasem mam wrażenie, że to
ty postarzałaś się o kilka dekad, stając się...
– Pamiętasz,
że, mimo że pracujesz jako auror, ja nadal znam więcej zaklęć, w
tym klątw?
Brunet
popatrzył na mnie.
– Nie
wiedziałem, że jesteś aż tak zaawansowana, by walczyć ze mną
jedynie za pomocą magii bezróżdżkowej i wygrać – stwierdził,
nie odrywając ode mnie przeszywającego spojrzenia szmaragdowych
oczu.
Zacisnęłam
szczękę, kiedy w mojej cudownej pamięci odszukałam piękny
obrazek przedstawiający moją kochaną różdżkę na blacie
szklanego stolika.
– Mieliśmy
iść na spacer, prawda? – spytałam, przechodząc koło
przyjaciela.
Za
plecami usłyszałam jego śmiech, kiedy przekroczyłam próg.
Momentalnie owiało mnie mroźne powietrze, przyprawiając mnie o
dreszcze. Wzdrygnęłam się, stawiając kołnierz płaszcza, chcąc
bardziej się osłonić.
– Zimno?
– Jesteś
sadystą – mruknęłam, chowając już zziębnięte dłonie do
kieszeni. – Wyciągnąłeś mnie z ciepłego domu, wiedząc, jaka
jest pogoda na zewnątrz.
– Żyjemy
w Wielkiej Brytanii, nie na Karaibach – powiedział, dołączając
do mojego boku. Zaczęliśmy powoli poruszać się w dół ulicy. –
Nie wiem jak ty, ale z chęcią wstąpiłbym do tej kawiarni za
rogiem i kupił kawę na wynos.
– Ale
ty stawiasz – ostrzegłam, uśmiechając się przekornie.
Zapadła
cisza. Poczułam jego wzrok na sobie. Przełknęłam ślinę, czując
się coraz bardziej niezręcznie.
– Widzisz
coś ciekawego? – szepnęłam, nie wytrzymując. Zerknęłam w jego
stronę. – Wiesz, to trochę krępujące.
– On
żałuje. Nie mówi o niczym innym niż o tym, jakim to on jest
idiotą.
Cichy
dzwonek zamontowany przy drzwiach sprawił, że mimowolnie
odetchnęłam z ulgą.
– Poproszę
dwie czarne kawy na wynos. – Usłyszałam głos przyjaciela. Stał
przed niewielką ladą, opierając się o nią dłonią. Jakaś młoda
dziewczyna uśmiechnęła się do niego zalotnie, jednak brunet
spojrzał na nią jedynie z wymuszoną uprzejmością. – Dziękuję
– mruknął po chwili, rzucając garść monet i odbierając
zamówienie.
– Proszę.
Zobaczyłam
tylko zawiedziony wzrok szatynki, zanim wróciliśmy na ulicę.
Odebrałam kubek i wzięłam ostrożnie łyk parującego napoju.
Przymknęłam powieki, rozkoszując się jego gorzkim smakiem.
– Zadziwiające,
że kawa ma takie magiczne właściwości. Potrafi poprawić ci humor
w zaledwie parę sekund.
– Harry,
proszę cię, jutro są święta i nie chciałabym ich niszczyć
przez tę rozmowę.
– I
ty naprawdę sądzisz, że od tak odpuszczę? Znasz mnie już od
jakiś kilkunastu lat i powinnaś wiedzieć, że nie mogę siedzieć
bezczynnie, kiedy dwójka moich najlepszych przyjaciół jest
pokłócona.
Spuściłam
głowę, czując podejrzaną wilgoć zbierającą się w kącikach
oczu.
– Myślisz,
że o tym nie myślę? Ale to on zawinił. A ja... A ja nie mogę od
tak mu wybaczyć – jęknęłam, porzucając wszelkie maski.
Kryształowe łzy spłynęły powoli po moich różanych policzkach.
– Dlaczego nie przyjdzie porozmawiać?
Poczułam
silne ramiona obejmujące moją nagle kruchą i słabą sylwetkę.
– Ron...
Ron nigdy nie był domyślny w takich sprawach. – Westchnął. –
I mimo że staram się mu wbić do tego zakutego łba, że przez
waszą rozłąkę cierpisz jeszcze mocniej, on...
Z
moich ust nieświadomie wydobył się chichot. Podniosłam wzrok. I
mimo że musiałam żałośnie wyglądać z opuchniętymi oczami i
zasmarkanym nosem, powiedział:
– Ron
musi się jeszcze dużo nauczyć. A mając taką cudowną,
inteligentną i niezwykle piękną narzeczoną, nigdy nie będzie
miał łatwo – stwierdził, po czym schylił się i pocałował
mnie w czoło. – A teraz chodźmy do mnie i sprawdźmy, czy Ginny
przypadkiem nie wysadziła połowy kuchni.
– Nie
chciałabym przeszkadzać – mruknęłam, odsuwając się od
dających poczucie bezpieczeństwa ramion.
– Ta...
Przeszkadzać? A kto przed chwilą się przechwalał, że zna więcej
zaklęć niż auror najlepszej klasy? – zapytał, trącając mnie
łokciem. Uśmiech mimowolnie zakwitł na moich popękanych wargach.
– I obowiązkowo przychodzisz jutro do Nory. Nie pozwól, by
kłótnia z Ronem zepsuła ci święta.
Nie
odpowiedziałam. Spojrzałam jedynie w niebo, uświadamiając sobie
nagle, jak się zrobiło późno. A na atramentowym niebie zabłysła
pierwsza gwiazda.
*****
– Hermiona!
Jak ty dzisiaj pięknie wyglądasz! – wykrzyknęła pani Weasley,
kiedy przekroczyłam próg Nory. – Ron już na ciebie czeka –
mruknęła mi do ucha, przytulając mnie na powitanie.
Na
moje policzki zakwitł mimowolnie dorodny rumieniec. Po chwili
odsunęłam się i wygładziłam brzeg mojej krwistoczerwonej
sukienki, uśmiechając się niepewnie. Ginny godzinę przed kolacją
wpadła do mojego mieszkania, stwierdzając, że musi zrobić ze mnie
bóstwo, by mój kochany narzeczony zobaczył, co tracił,
zwlekając.
– Dziękuję,
pani Weasley – odpowiedziałam, starając się brzmieć beztrosko.
– A teraz, jeśli pani wybaczy, to pójdę przywitać się z
innymi.
– Oczywiście,
kochanie! Idź. – Popchnęła mnie delikatnie w stronę salonu,
skąd dobiegały donośne głosy zabarwione śmiechem. – Mam
nadzieję, że znajdziesz chwilkę później, chciałabym z tobą o
czymś porozmawiać.
Kiwnęłam
głową i przeszłam przez korytarz. Pierwszym, co zobaczyłam, był
ogromny stół, wokół którego siedziało kilkanaście roześmianych
osób. No, może poza jedną. Ron spojrzał na mnie, a w jego oczach
zobaczyłam ten dziwny blask, który zawsze sprawiał, że miękły
mi kolana. Po chwili odwróciłam od niego wzrok, ignorując dziwne
ukłucia w sercu.
– Wesołych
świąt! – krzyknęłam, uśmiechając się trochę wymuszenie.
Przeszłam
koło wolnego miejsca przy moim narzeczonym i siadłam na krześle
obok Ginny. Część zgromadzonych spojrzała na mnie dziwnie.
– Coś
się stało? – zapytał niepewnie pan Weasley.
– Przepraszam,
muszę wyjść – mruknął po chwili Ron i, nie czekając na
reakcję innych, wyszedł z pomieszczenia.
W
tym momencie wzrok wszystkich skupił się na mnie. Machinalnie
zaczęłam się bawić moim skromnym, ale pięknym, pierścionkiem
zaręczynowym. Nie sądziłam, że to spotkanie będzie źródłem
tylu sprzecznych emocji – chciałam pobiec do Rona i po prostu być
razem, jednocześnie pragnąc, by jak najszybciej wydostać się z
Nory i nie wracać.
– Mała
sprzeczka – powiedziałam. Widziałam po ich minach, że nie
przekonałam ich ani trochę. – Naprawdę, nie musicie się niczym
martwić. Potrzebujemy tylko trochę czasu.
Przełknęłam
ciężko ślinę, czując narastającą gulę w gardle. Pod stołem
poczułam, jak ktoś ścisnął moją dłoń. Uśmiechnęłam się z
wdzięcznością do Ginny.
– Zapraszam
do stołu! – Donośny głos zawisł w ciężkiej ciszy. Pani
Weasley zatrzymała się w pół kroku i popatrzyła po kolei na
wszystkich. – Coś nie tak?
Zacisnęłam
zęby i wstałam. W jednej sekundzie podjęłam decyzję.
– Zaraz
wrócę. – Spuściłam głowę, by nie musieć widzieć tych
oskarżających spojrzeń. – Smacznego życzę.
Zerknęłam
jeszcze na rozczarowaną i zarazem zaskoczoną minę pani domu.
Skierowałam się w stronę schodach, próbując zignorować stukot
obcasów odbijających się echem w przytłaczającej ciszy.
Skrzywiłam się lekko, kiedy usłyszałam skrzypnięcie drewna pod
moimi butami. Rozejrzałam się. Korytarz był pochłonięty w
mrocznym półmroku, sprawiając, że mimowolnie się wzdrygnęłam.
Potarłam ramiona dłońmi, czując pojawiającą się gęsią
skórkę. Po chwili wahania ruszyłam w kierunku przymkniętych
drzwi. Popchnęłam je delikatnie i weszłam do niewielkiego pokoju
skąpanego w nikłym świetle świecy.
– Hermiona?
Usłyszałam
zdziwiony głos. Spojrzałam na postać leżącą na łóżku.
Ogniste włosy w nieładzie i zadręczony wyraz twarzy sprawił, że
moje serce zabiło boleśnie, przypominając tym samym o czasie
spędzonym oddzielnie.
– Jestem
– powiedziałam, czując się nagle bardzo głupio. Po co tutaj
przyszłam? – Znaczy...
– Ja...
Zaczęliśmy
w tym samym momencie. Roześmiałam się cicho i spojrzałam
roziskrzonymi oczami na Rona.
– Tęskniłam
– stwierdziłam najzwyczajniej w świecie, a mój głos delikatnie
zadrżał.
Ron
wstał i podszedł do mnie. Popatrzył na mnie tymi swoimi
orzechowymi tęczówkami i po chwili wahania mocno przytulił.
– Przepraszam
– szepnął, a ja poczułam, jak jego gorący oddech owiewa moją
szyję. – Byłem takim idiotą... Wiem, że przeprosiny to za mało,
ale...
– Och,
bądź cicho – warknęłam, odsuwając się od niego.
Poczułam,
jak jego ciało zamarło na moment, by potem rozluźnić się, kiedy
wpiłam się w jego wargi, przelewając w ten pocałunek wszystkie
uczucia, które nagromadziły się w tamtym momencie w moim ciele: od
smutku do szczęścia i bezgranicznej miłości. Uśmiechnęłam się
nieświadomie. Po raz pierwszy poczułam, że święta naprawdę
nadeszły. Bo czasem wystarczyła sama obecność drugiej osoby.
*****
Witam!
Tą miniaturką za to zajęłam II miejsce, ale organizowanym już na
Katalogu Granger. Wiem, wiem, święta już dawno minęły, ale
stwierdziłam, że jakoś muszę Wam umilić czekanie na rozdział
jedenasty, który notabene
nawet nie zaczęłam, chociaż zaczęłam już prace nad jego fabułą
(i mogę zdradzić, że będzie się działo w następnych
częściach!). Gdyby ktoś nie widział, to wczoraj pojawiła inna
miniaturka pt. „Żółte ślepia” (link). Do następnego (być może nawet za tydzień)!
Jesteś jedyną znaną mi osobą, która tak pięknie i szczegółowo opisuje relację Hermiony i Harry'ego (no, może oprócz Rowling, pff :D). Kiedy o nich tutaj czytam, przypominają mi się moi przyjaciele i aż się cieplej na serduchu robi. Cieszę się, że napisałaś Romione, bo uwielbiam kanon i ubolewam nad tym, że historie o nich tak rzadko pojawiają się w blogosferze. Naprawdę dobra robota i oczywiście gratuluję drugiego miejsca!
OdpowiedzUsuńCzas umilony, ale nadal nie mogę się doczekać następnego rozdziału (hipokrytka ze mnie :D)
Pozdrawiam ;*
Hej hej hej :) z przyjemnością pragnę poinformować, że wracam do blogosfery :D
OdpowiedzUsuńReaktywacja http://hogwartmynewschool-drastine.blogspot.com/ już nastąpiła :D
Zapraszam serdecznie na pierwszy rozdział pt.: "Niech się wstydzi ten, kto widzi" oraz do zakładki "Występują" gdzie przedstawieni są bohaterowie :)
Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za spam
Annabeth
PS. Gdy przeczytam wszystkie rozdziały, zostawię komentarz z opinia ;)
Juz się nie mogłam doczekać :D Bardzo ci zazdroszczę tego jak piszesz, twoje opowiadanie jest cudowne, jedno z moich ulubionych :D
OdpowiedzUsuń