I
ludzie są tak naprawdę aktorami, którym powierzono dożywotnio
role do odegrania. A Przeznaczenie reżyseruje tę bardzo
złożoną sztukę, która częściej polega na improwizacji
i nieznajomości tekstu, niż na prawdziwej grze. Żaden
człowiek nie jest świadomy swojego prawdziwego udziału
w spektaklu. Może się okazać, że w tej scenie straci
wszystko, by w następnej stać się zwycięzcą.
*****
Piękna,
dość duża sowa wleciała do Wielkiej Sali. Jej pióra pławiły
się w chłodnych promieniach słońca, mieniąc się tysiącem
barw, lecz pozostając przy tym ciemne niczym noc. Ptak spokojnie
krążył nad głowami jeszcze nie do końca rozbudzonych uczniów,
by przycupnąć przy złotym pucharku pewnego blondwłosego
młodzieńca. Spojrzał on nieprzytomnie na dumnie wyglądającego
zwierza, którego żółte ślepia żywo obserwowały każdy jego
ruch. Po chwili, jakby coś postanowił, wyciągnął nóżkę
z przywiązaną do niej wiadomością. Draco mimowolnie uniósł
brwi w zdumieniu, widząc grację, z jaką sówka zrobiła,
wydawałoby się, zwykłą czynność.
– Co
to?
Ślizgon
mimowolnie spojrzał w bok. W ciemnych oczach ujrzał
zaciekawienie i coś, czego nie chciał widzieć. Miłość.
– Pansy,
nie teraz – mruknął, chowając pergamin do kieszeni. Po chwili
wstał. – Zobaczymy się na lekcji.
– Do
zobaczenia – szepnęła dziewczyna, próbując ukryć rozczarowanie
w głosie. Podążyła wzrokiem za oddalającą się sylwetką
chłopaka, uśmiechnąwszy się z goryczą. Była świadoma, że
nie mogła na nic liczyć. Ale jak przekonać serce, by przestało
szybciej bić?
– Hej,
idziesz na starożytne runy? – rozległ się męski głos za jej
plecami.
– Jasne
– odpowiedziała, zakładając za ucho nieposłuszny kosmyk włosów.
– Dawno nie rozmawialiśmy – dodała.
Teodor
Nott spojrzał na brunetkę przepraszającym wzrokiem.
– Wiem,
ale ostatnio skupiłem się na egzaminach. Zostało do nich niewiele
czasu i... Rozumiesz – zaczął się tłumaczyć, przygryzając
przy tym delikatnie dolną wargę – tak jakoś wyszło.
– Chyba
nie potrafię się na ciebie gniewać. – Roześmiała się, czując
rozpływające się ciepło w środku.
Bladoniebieskie
oczy przywodzące na myśl bezchmurne, letnie niebo zalśniły
radośnie.
– Co
powiesz na wspólną naukę dziś wieczorem?
Dziewczyna
zamyśliła się na moment, próbując przepędzić to dziwne
uczucie.
– Przykro
mi, ale mam się spotkać z Draco – skłamała.
Chłopak
kiwnął głową, chociaż chciał wykrzyczeć całemu światu, za co
los go tak nienawidzi. Wiedział, że Ślizgonka nie spotka się
z Malfoyem. Od początku roku szkolnego praktycznie nie widywał
go w Pokoju Wspólnym, gdzie zazwyczaj przesiadywała brunetka.
Przełknął ślinę, starając się nie zdradzić swoich prawdziwych
emocji.
– To
może innym razem?
– Pomyślę
– mruknęła, myślami będąc już gdzieś indziej.
*****
Severus
Snape był kimś, kto nie zajmował się życiem innym. Przeważnie
trzymał się z daleka od problemów, które go nie dotyczyły.
Przeważnie.
Omiótł
wzrokiem swój gabinet. Za chwilę miał mieć lekcje z siódmym
rokiem. Mimowolnie jego kąciki ust podniosły się lekko, by zaraz
opaść. W pewnym sensie lubił uczyć. Od czasu do czasu
pojawiały się nieoszlifowane diamenty, które mogą stać się kimś
wartościowym w przyszłości. Wystarczyła jedynie odpowiednia
obróbka. I to właśnie dla takich klejnotów nadal pozostawał
na stanowisku. Ale zdarzały się one raz na kilkadziesiąt uczniów
Hogwartu. A czasem nawet na kilkaset.
Ciche
acz stanowcze pukanie wyrwało profesora z zamyślenia.
– Proszę
– rzekł, prostując się w fotelu.
– Dzień
dobry – przywitał się Draco. – Ojciec napisał, że mam
przyjechać do domu na dzień lub dwa.
Onyksowe
oczy zatrzymały się na chwilę na pozornie silnej sylwetce. To on
był problemem, który od dłuższego czasu nie dawał
Severusowi wytchnienia.
– Lucjusz
wspominał mi o tym. Już powiadomiłem dyrektora o twojej
nieobecności, więc, jeżeli to nie kłopot, możesz się od razu
udać do Malfoy Manor.
Uczeń
skinął głową, zaciskając mimowolnie szczękę. Miał nadzieję,
że trochę to potrwa.
– Dziękuję
– wycedził z trudem, kiwając nieznacznie głową.
Blada
dłoń sięgnęła do pękatego garnuszka z proszkiem Fiuu, by
po chwili murowany kominek rozświetlił się zielonym płomieniem.
Severus
westchnął cicho. Nigdy nie chciał, by kogokolwiek spotkał taki
los. Zaraz skrzywił się, ale musiał przyznać, że nawet Black nie
zasługiwał na bycie Śmierciożercą. Miał świadomość, że
jedynie wyjątki były zadowoleni ze swojego życia. Chociaż może
lepszym słowem byłaby egzystencja?
– A może
podły żart tych z góry? – mruknął do siebie, uśmiechając
się ironicznie.
Mistrz
Eliksirów po chwili podniósł się i podszedł do drzwi.
Odetchnął głęboko i, przybierając nieskazitelną maskę pogardy,
wyszedł na korytarz.
*****
Przełknął
ślinę i zapukał do misternie zdobionych drzwi. Nie czekając
na wezwanie, złapał za srebrną klamkę. Zamarł w progu,
widząc ją leżącą w łóżku. Jej śnieżnobiała skóra
przypominała w tamtym momencie chłodny marmur, a, zwykle
wyraziste i pełne życia, oczy w tamtym momencie zdawały
się tracić swój blask, jakby z każdą chwilą były gotowe
znieruchomieć i nigdy więcej się nie poruszyć.
– Matko?
– wyszeptał z ledwością. Młodzieniec nie był przygotowany
na ten widok. Co prawda, dostał wiadomość, że zachorowała,
ale...
– Draco...
Skarbie, chodź tutaj – wychrypiała, a jej słaby głos
sprawił, że młody Ślizgon miał ochotę uciec, byle nie patrzeć
na zanikającą sylwetkę osoby, która chyba jako jedyna go naprawdę
kochała.
Powoli
usiadł na skraju wielkiego łoża. Delikatnie chwycił za papierową
dłoń, jakby bał się, że zaraz się ona rozpadnie.
Uśmiechnęła
się delikatnie.
– Spokojnie,
to tylko przejściowe. Przecież wiesz, że jestem słabego zdrowia,
a nie jestem już najmłodsza. Wyzdrowieję – starała się
uspokoić syna.
Ale
czy nie próbowała przekonać i samą siebie?
– Nawet
nie biorę pod uwagę innej opcji – powiedział po chwili, kiedy
przeszedł mu szok. W jego głosie pojawiła się nawet ta
nierozłączna nutka arogancji. – Działo się coś ciekawego?
– Nie
– zaprzeczyła, rozumiejąc, o co tak naprawdę pyta. –
Raczej myślę, że pracuje nad tym, by mieć
silniejsze fundamenty pod swój pałac.
Srebrne
oczy kobiety omiotły twarz Dracona, by zaraz się spotkać z tak
podobnymi i zarazem odmiennymi tęczówkami. Pozwoliła, by mgła
wspomnień otuliła jej umysł. Nadal pamiętała to uczucie, kiedy
po raz pierwszy przytuliła do siebie maleńkie zawiniątko.
Pamiętała te ulotne chwile szczęścia spędzone we trójkę, które
później były jedyną pociechą, kiedy jej mąż szedł na
spotkanie z Czarnym Panem, a nigdy nie był pewny, czy
wróci.
Narcyza
starała się wytrwale trwać przy jego boku, jednak... Czasem miała
ochotę uciec. Wstydziła się tych myśli, gdyż wiedziała, że to
nie jego wina, że dał się omotać żądzy władzy i potęgi,
a potem nie potrafił tego przerwać. Ale kiedy patrzyła w te
na pozór stalowe i chłodne tęczówki swojego syna, który
musiał tyle przecierpieć z powodu, zdaje się, błahej
przyczyny, jednego błędu młodości, to była gotowa nawet oddać
życie, jeżeli to dałoby jakieś szanse na jego lepszą przyszłość.
Bez cierpienia i ciągłego strachu. Jedynie z problemami
każdego normalnego nastolatka.
Kiedy
była na szóstym roku nauki w Hogwarcie, w domu Slytherina
zaczynało wrzeć. Głównym tematem rozmów był tajemniczy Lord
Voldemort, który swoją charyzmą i niezwykłym urokiem
potrafił owładnąć każde wahające się serce. Ona nigdy w pełni
nie popierała tych drastycznych rozwiązań dotyczących obecności
mugoli w czarodziejskim świecie. Co innego Lucjusz, który
oczarowany starszym mężczyzną, lgnął do niego niczym bezbronna
ćma, odsłaniając swoją duszę – wszystkie marzenia, lęki
i myśli. Szkoda tylko że w końcowym rozrachunku spłonie
w szalejącym ogniu.
Co
za ironia...
Jako
panna Black była dumna ze swojej nieskazitelnej krwi. Jej uroda
przyćmiewała inne mieszkanki domu Slytherina, a na tle jej
dwóch starszych sióstr wyglądała niczym delikatny, piękny kwiat,
który wydawał się podatny na każdy najlżejszy podmuch
złowróżebnego wiatru.
Ale
kim ona naprawdę była w porównaniu z nimi?
Bellatrix
może nie była równie piękna, co Narcyza, ale potrafiła jednym
spojrzeniem spod ciężkich powiek powalić na kolana całe pokolenia
chłopców i mężczyzn. Już wtedy była niezrównoważona
i infantylna, nigdy nie potrafiła trzymać się ściśle
nudnych zasad. I mimo swojej nieprzewidywalności potrafiła
uzależnić innych od siebie. Żałowała swojej siostry, bo kiedy
przystąpiła do zwolenników Czarnego Pana, straciła pewną cząstkę
siebie. Oczywiście nadal w pewnym stopniu pozostała starą
Bellą, ale... Z mijającymi latami zatraciła się w swoim
szaleństwie. Odrzucając niewinność, stała się osobą, która
wzbudzała w większości czarodziejskiego społeczeństwa
obrzydzenie i pogardę, nie zafascynowanie.
Natomiast
Andromeda była silną, niezależną dziewczyną, która mogła
jednym słowem sprawić, że inni nie potrafili nawet w najmniejszym
stopniu się jej sprzeciwić. Matka Dracona zastanawiała się
czasem, jakim cudem siostra nie trafiła do Gryffindoru. Jej odwaga
i nieposkromiony charakter był sławny wśród wszystkich
czterech domów. Każdy starał się unikać sprzeczek z nią,
bo każdy był świadomy, że po zwykłych kilku minutach jej
perswazyjny sposób wypowiedzi zawładnie umysłem nieszczęśnika
i odtąd zacznie myśleć dokładnie tak, jak ona tego chce.
Była urodzoną przywódczynią, ale po drodze gdzieś się pogubiła.
Narcyza, co prawda, nie utrzymywała z nią kontaktu, ale
wiedziała, że nie jest już tą samą dziewczyną co w Hogwarcie.
Może to skutek kłótni z rodzicami i późniejszy ślub
z tym mugolem, Tedem?
Pani
Malfoy spuściła wzrok na swoje słabe dłonie. Czuła, jak siły
z każdym kolejnym dniem coraz bardziej ją opuszczają.
Mimowolnie gorzki uśmiech pojawił się na cienkich wargach kobiety.
I co z tego, że pochodziła z legendarnego rodu
Blacków, który szczycił się czystą krwią od niepamiętnych
czasów, jeśli spotkał ją taki los? Przynajmniej Andromeda ocknęła
się z tego snu na jawie we właściwym momencie. Bo czymże
innym było arystokratyczne życie jak nie piękną lecz chwiejną
iluzją?
– Draco
– szepnęła, nagle sobie coś przypominając.
Młodzieniec
poderwał głowę, kiedy po dobrych paru minutach matka w końcu
się odezwała.
–Tak?
– Podejdź
do tego sekretarzyka i wyjmij z szuflady taką małą,
drewnianą szkatułkę – mówiąc, wskazała na niewielkie biurko,
na którym znajdowało się kilka zwojów pergaminu. – Tutaj masz
kluczyk.
Kobieta
sięgnęła pod koszulę nocną i wyciągnęła stary, żeliwny
klucz zawieszony na kawałku sznurka. Młody dziedzic Malfoyów
zawahał się tylko na chwilę, by zaraz wstać. Wysunął szufladę
i pierwszy raz w życiu ujrzał to niezwykle proste
pudełko. Podniósł je i przyjrzał się. Jasna, zapewne
błękitna, farba odprysła, ukazując zszarzałe drewno. Lekko
zardzewiały zamek skrzypnął, kiedy przekręcił klucz.
– Andromeda
właśnie kończyła naukę w Hogwarcie – kobieta zaczęła
opowiadać, nieświadomie zaciskając dłonie na jedwabnej pościeli.
– Długo zastanawiałam się nad prezentem dla niej. Ciocia Bella,
kiedy ją o to zapytałam w liście, napisała, że też
nie ma żadnego pomysłu. Zignorowałam dziwne zdenerwowanie i żal
przelewający się pomiędzy kolejnymi wersami. – Wzięła oddech,
wyglądając jak człowiek, który potrzebuje mnóstwa odwagi, by
mówić dalej. – Wracając, siedziałyśmy razem w przedziale.
Stwierdziłyśmy, że skoro to ostatnia podróż Andy tym pociągiem,
to powinniśmy spędzić ją razem. Przez całą drogę była jakaś
nieobecna, jednak pomyślałam, że pewnie trudno jej się rozstać
z Hogwartem, który był dla niej przez tak długi czas drugim
domem. Kiedy lokomotywa zaczęła zwalniać, powiedziała, że... Że
zawsze chciała mieć taką siostrę i żebym pamiętała, że,
bez względu na wszystko, zawsze będzie mnie kochać. – Po
popielatych, zapadniętych policzkach zaczęły spływać perłowe
łzy, pozostawiając na nich mokre ślady. – Później przytuliła
mnie i nie chciała puścić. Po raz pierwszy w jej
nieprzeniknionych oczach zobaczyłam jakieś emocje. – Kąciki
cienkich ust uniosły się w delikatnym uśmiechu. – Kiedy
dotarłyśmy do dworu, sylwetka Andy wyprostowała się, podbródek
podniósł, a w ciemnych tęczówkach pojawił się jakiś
niezłomny blask, którego jeszcze u niej nie widziałam. To
tego dnia Dromeda została wyklęta, wykrzykując matce, że spędziła
w rodzinnym domu najgorsze chwile. Matka tylko zacisnęła usta,
ale widziałam po niej, że była w stanie szybko wybaczyć
córce jej wybuch. Czarę przelała wiadomość, że Andy... –
urwała, chwytając ciężko powietrze.
– Zaręczyła
się z mugolem? – dokończył za nią.
Kobieta
pokiwała głową, nie mogąc wykrztusić słowa. Kochała Andromedę.
Wbrew pozorom bardzo dobrze się z nią dogadywała. Bella była
zbyt... Nierozsądna. Nie mogła usiedzieć w miejscu
w przeciwieństwie do statecznej Andy. To ona potrafiła
wysłuchać, doradzić i pocieszyć w odpowiednim momencie.
Bellatrix żyła chwilą, nie miała w sobie ani grama empatii.
Oczywiście nie znaczy to, że była złą siostrą. Jeżeli sytuacja
tego wymagała, okazywała się bardzo inteligentną i dojrzałą
osobą. Tylko zazwyczaj problemy były zbyt błahe, by roztrzepany
umysł Belli się nimi zainteresował.
– Czasem
chciałabym cofnąć czas – wykrztusiła Narcyza. Wzięła drżącymi
ustami haust powietrza. – Chciałabym, byśmy znowu były tymi
beztroskimi dziewczynkami, których jedynym zmartwieniem jest to,
w co mają się dzisiaj pobawić.
Blondyn
popatrzył na zrozpaczoną matkę i poczuł, jak coś tępego
cięło jego serce. Mimo że jego twarz pozostawała bez wyrazu, to
w środku szalał huragan, który dążył do tego, by zniszczyć
wszystko na swojej drodze, pozostawiając po sobie niezrozumiałe
i zarazem sprzeczne emocje, które szargały jego duszę.
Odłożył
szkatułkę, którą do tego momentu ściskał w swoich
dłoniach, i wyciągnął jedwabną chustkę.
– Mamo...
Nie
wiedział, dlaczego to powiedział. Kobieta spojrzała na syna
z zaskoczeniem. Nigdy nie słyszała, by kiedykolwiek się tak
do niej zwrócił. Pociągnęła żałośnie nosem tak, jak nie
powinna osoba urodzona w starym, arystokratycznym rodzie,
i sięgnęła po nieskazitelnie białą chustkę.
– Dziękuję
– szepnęła, próbując się opanować.
Po
chwili jej wzrok powędrował do otwartej szkatułki. Podniosła ją
i ostrożnie wyjęła z niej srebrną broszkę.
– Pomyślałam
sobie, że to byłby idealny prezent. – Uśmiechnęła się
delikatnie. – Feniks to symbol odrodzenia, a ona kończyła
szkołę. Od kilku miesięcy wydawała się zatracać w sobie.
Wszyscy uważali, że po prostu dorasta, ale ja im nie wierzyłam.
Zbyt długo ją znałam, by dać się nabrać. I pewnej soboty,
kiedy było wyjście do Hogsmeade, ujrzałam przepiękną broszkę. –
Pogładziła opuszkami palców misternie wyżłobione skrzydła. –
Wtedy wiedziałam, że to będzie idealny podarunek. Coś się
zaczyna i coś się kończy – to nierozerwalne koło.
Chciałam, by sobie uświadomiła, że trzeba być jak feniks,
powstać z popiołów, zostawić za sobą przeszłość i żyć.
I chociaż nigdy mi nie powiedziała, co ją trapiło, mogłam
się jedynie tego domyślać, to wiedziałam, że feniks jej pomoże.
Szkoda, że się spóźniłam.
Rubinowe
oczy zalśniły pod wpływem zbłąkanego promienia słońca. Drżące
palce zacisnęły się nagle na broszce.
– Weź
to – powiedziała, a jej głos przepełniony był
determinacją.
– Ale
to twoja pamiątka...
– Nie
przyjmuję odmowy. – Wcisnęła biżuterię do dłoni syna. –
I pamiętaj, by na koniec powstać z popiołów. Jak
feniks.
*****
Czasem
ma się ochotę cofnąć czas. Powrócić do beztroskich chwil
dzieciństwa, gdzie największym zmartwieniem była zła pogoda na
zewnątrz. Ale niektórzy nie mieli nawet tyle szczęścia. Musieli
pobierać lekcje dobrego wychowania, historii swojego rodu, nie
wspominając już, że uczestnictwo w częstych i sztywnych
przyjęciach było obowiązkowe. To dołujące, że dzieci, które
dopiero co stanęły na dwóch nogach, zaczęły chodzić na
arystokratyczne imprezy, gdzie jeden zły ruch mógł zniweczyć
przyszłość.
– Cudownie
– mruknął Draco, opadając na łóżko.
Podniósł
na wysokość oczu broszkę, którą dosłownie przed chwilą dostał
od schorowanej matki. Musiał przyznać, że jest przepiękna.
Majestatyczny ptak rozpościerał skrzydła, jakby był gotowy do
lotu w każdym momencie. Misterne wykończenia dodawały jedynie
biżuterii jakiegoś rodzaju nieuchwytnego uroku. Srebro w żadnym
stopniu nie spowodowało, że całość wyglądała gorzej, wręcz
przeciwnie, miało się wrażenie, że metal idealnie komponuje się
z naturalną dostojnością zwierzęcia. A rubinowe ślepia
dodawały całości drapieżności. Hipnotyzowały, jednocześnie
ostrzegając. Ślizgon nie był do końca pewien, przed czym.
– Draconie?
Młodzieniec
wzdrygnął się na dźwięk chłodnego głosu ojca. Szybko zacisnął
palce na broszce, podnosząc się do siadu. Nie zauważył jego lekko
zachrypniętego głosu.
– Tak,
ojcze?
– Z tego,
co wiem, rozmawiałeś z matką – zaczął, siadając
w fotelu, którego wartość spokojnie mogłaby zapewnić
zwykłej rodzinie wyżywienie na rok.
Blondyn,
nie będąc pewien, dokąd prowadziła ta rozmowa, przytaknął.
– Niektórzy
mogą nie być zbytnio zadowoleni z twojego przywiązania do
niej – kontynuował, ważąc ostrożnie słowa. – Nie jestem
w stanie powiedzieć teraz, jakie skutki może przynieść takie
zachowanie.
– Ojcze
– urwał, by nasycić się kpiącym wybrzmieniem tego wyrazu. –
Jeżeli chcesz, bym urwał kontakty z moją matką, możesz od
razu przestać o tym myśleć. Nie zgadzam się – dodał,
a pewność w jego głosie nie pozostawiała wiele do
interpretacji.
Mężczyzna
zmrużył delikatnie powieki, jednocześnie zaciskając pięść
wokół ozdobnego uchwytu różdżki.
– Tu
nie chodzi o ciebie – warknął. – Nie będę bezczynnie
patrzył, jak Narcyza zanika, bo ty masz taki kaprys.
– To
dlaczego mnie tu wezwałeś? – zapytał, nie mogąc się
powstrzymać od pełnego pogardy uśmiechu. – Jeżeli nie chcesz,
bym się z nią widział, to dlaczego wysłałeś list, bym
przybył do posiadłości?
– Nie
ukrywam, że gdyby nie było to potrzebne, nie byłoby cię tutaj.
Ale nie możemy pozwolić, by rozprzestrzeniły się plotki
o jakimkolwiek rozłamie w naszej rodzinie.
A nieobecność jedynego syna nawet na krótki dzień u chorej
matki nie jest czymś pożądanym.
– No
tak – mruknął. – Przecież reputacja jest ważniejsza niż
cokolwiek innego.
– Nie
zapominaj się – ostrzegł go, wstając. – Nadal pozostaję twoim
ojcem i wymagam chociaż minimalnego szacunku do mojej osoby.
– Oczywiście, ojcze.
Cichy
trzask drzwi zabrzmiał w głuchej ciszy niczym wystrzał.
Młodzieniec opadł ponownie na łóżko, zaciskając palce na
włosach. Czemu jego życie musiało być takie popieprzone?
Lucjusz
zaś spojrzał zimno na pięknie wykonane drzwi. Zacisnął zęby,
biorąc przy tym głęboki oddech. Los bywa przewrotny. I ma
dziwne poczucie humoru. Bo jak wytłumaczyć to, że w jego
głowie pojawiło się to samo pytanie, co w głowie jego
jedynego syna?
*****
Hermiona
pewnym krokiem przeszła przez próg obserwatorium. Nie rozglądając
się, od razu podeszła do biurka i zaczęła rozkładać
zapisane pergaminy, które przyniosła ze sobą.
– Myślałam
nad jednym rozwiązaniem, które mogłoby pomóc wytłumaczyć
istotną kwestię dotyczą... – urwała, kiedy zorientowała się,
że nikogo oprócz niej nie ma w pomieszczeniu. – Malfoy? –
zapytała, chociaż wiedziała, że i tak nikt jej nie odpowie.
– No pięknie, ja tutaj się staram wepchnąć te potajemne
spotkania do mojego napiętego harmonogramu, a on je ignoruje –
wymamrotała, siadając ciężko na krześle.
Zapadła
cisza. Gryfonka omiotła spojrzeniem puste obserwatorium. Mimowolnie
westchnęła z zachwytem. Pomimo tego, że przebywała tutaj już
jakiś czas, to nadal nie mogła się od tego powstrzymać. Nawet
jeżeli ktoś nie był aż tak żądny wiedzy i nie widział nic
szczególnego w tamtym ogromie różnych tytułów, to musiał
przyznać, że architektura pomieszczenia wzbudzała podziw. A te
misterne wykończenia dodawały obserwatorium tę dozę tajemnicy
i magicznej atmosfery. Nie wspominając już o przeszklonym
suficie w kształcie kopuły, który był jej odwiecznym
marzeniem.
Brązowowłosa
uwielbiała patrzeć w bezkresne niebo, które zachwycało swoją
paletą barw. Rankiem, kiedy słońce dopiero rozpoczynało swoją
mozolną wędrówkę po nieboskłonie, jasny błękit mieszał się
razem z ciemnym granatem i złocistą łuną gwiazdy.
Południem lazur nieba zasłaniały porcelanowe kłęby chmur,
rzucając cienie na pokryte śnieżnym puchem błonia. Wieczorem
atrament powoli przejmował władzę i jedynie maleńkie
gwiazdy, które dzielnie trwały ze swoją królową, księżycem,
były w stanie rozświetlić mrok nocy. Tak, świat sam w sobie
był niezwykle piękny. A człowiek, niestety, czasem tego nie
chce dostrzec.
Dziewczyna
potrząsnęła głową, wybudzając się z rozmyślań. Powinna
wziąć się do pracy. Przecież po to tutaj przyszła, prawda? Nie
mogła się jednak na niczym skupić. Jej głowa od dłuższego czasu
zaprzątała tajemnicza nieobecność blondyna. Na początku nie
zwróciła uwagi na to, ale nie widziała go od rana. Nie była nawet
pewna, czy uczestniczył w śniadaniu w Wielkiej Sali.
I wiedziała, że mimo że Malfoy ma dość lekceważący
stosunek do nauki, to nie opuszczał zajęć z błahych powodów.
Przeczesała
dłonią włosy, wzdychając przy tym ciężko. Wzbraniała się
przed tym, jak tylko mogła, ale zawsze uważała, że okłamywanie
samego siebie jest najgorszym ze wszystkich oszustw. A szatynka
musiała przyznać, że naukowe spotkania ze Ślizgonem przyniosły
jej coś, czego od dawna szukała – stałości.
Odkąd
przybyła do Hogwartu, życie zaczęło jej uciekać, zmieniając się
w chłodną wodę wypływającą spod zaciśniętych palców.
Lekcje przemijały jej zbyt szybko, a pozyskana wiedza napędzała
ją do jeszcze większego wysiłku, co sprowadzało się do tego, że
nagle zaczynało jej brakować na wszystko czasu.
Ona
tylko chciała poznać jak najlepiej świat, w który została
rzucona bez wcześniejszego przygotowania. Czasem żałowała, że
przed pójściem do szkoły nie zostały zorganizowane żadne zajęcia
wprowadzające, które przybliżyłyby przyszłym uczniom mechanizm
działania czarodziejskiego świata. Dodając do tego fakt, że
kolejne lata nauki były pewnym kursem przetrwania, kiedy to
niezłomnie stała przy boku swojego przyjaciela, to mogła z czystym
sumieniem stwierdzić, że takie lekcje wyszłyby na dobre dla
wszystkich.
Dziewczyna
nigdy nie była pewna, co wydarzy się kolejnego dnia. Harry i Ron,
którzy, co tu oszukiwać, byli z lekka narwani i robili
coś, zanim to przemyśleli, mogli zawsze wpakować
się w dość poważne kłopoty. I to ona musiałaby ich
z nich wyciągać. A z roku na rok utwierdzała się
w przekonaniu, że wiedza o czarodziejskim społeczeństwie
jest, była i będzie w tym niezwykle pomocna. Może
brzmiała arogancko, ale wiedziała, że bez niej chłopcy byliby
skazani na porażkę już w pierwszych latach.
Perłowe
zęby przygryzły delikatnie malinową wargę. Chciała,
naprawdę chciała, by jej życie było zwyczajne
i normalne. Teraz przynajmniej była współwinna i nie
mogła się wymigać przypadkiem losowym. Przecież mogła wyjść,
wcześniej przeklinając Malfoya tak, by zapamiętał, by jej nie
wciągać w podejrzane układy. Ale... Ale pracując nad
kolejnymi książkami, zaczytując się w następne skarbnice
wiedzy i, w końcu, tłumacząc wolumin, z którego czarna
magia aż zionęła, poczuła spokój. Kiedy zamykała za
sobą drzwi i siadywała na surowo wyglądającym, ale wygodnym,
krześle, wyłączała się na wszystko. W tamtych momentach
zapominała, że w Pokoju Wspólnym czekali na nią przyjaciele,
którym trzeba pomóc w napisaniu jakiegoś eseju. Nie pamiętała
o swoich obowiązkach prefekta. A tym bardziej nie
pamiętała, że za bezpiecznymi murami zamku zaczynało wrzeć
i wystarczyłaby tylko iskra, by rozpętać piekło.
– Chyba
on już nie przyjdzie... – mruknęła szatynka, wzdrygając się na
zachrypnięty wydźwięk swojego głosu.
Podniosła
się i przeciągnęła. Spojrzała mimowolnie na zegarek wiszący
na nadgarstku. Skrzywiła się, widząc, że za kilka minut
rozpocznie się kolacja. A miała nadzieję, że ominie ją
niewątpliwie wspaniała konkurencja nosząca równie wzniosłą
nazwę: „Kto zdoła bardziej wepchnąć język do gardła drugiej
osoby?”. Zignorowała palące uczucie w sercu. Przekręciła
klamkę i znalazła się na pustym korytarzu, starając się, by
żadna niepożądana emocja nie wymsknęła się spod misternej
maski.
*****
– Hermiono!
Wstawaj! Spóźnisz się na lekcje!
Czyjeś
krzyki nad jej uchem sprawiły, że ta miała ochotę przekląć.
– Która
godzina? – warknęła, ale nie poczuła z tego powodu żadnego
ukłucia wstydu. Wiedziała, że nadchodzący dzień będzie
koszmarny.
– Właśnie
wróciłam ze śniadania, na którym cię nie wiedziałam, chociaż
jakieś pół godziny temu – tu Parvati zerknęła na zegarek –
zarzekałaś się, że już wstajesz – dokończyła z rozbawieniem.
Teraz
zerwała się do pionu.
– Powiedz, proszę,
że nie mamy pierwszej obrony – jęknęła szatynka, wstając
z łóżka.
Koleżanka
popatrzyła na wyraźnie przerażoną dziewczynę. Po chwili
uśmiechnęła się szeroko, a współlokatorka mimowolnie
odetchnęła z ulgą.
– Transmutacja
– odpowiedziała, podając jej mundurek, który wisiał na
wieszaku. – Idź szybko się przebrać. Zaczekam na ciebie –
mruknęła, a w jej brązowych oczach pojawiły się wesołe
iskierki.
– Dzięki!
Starsza
Gryfonka mocno przytuliła do siebie brunetkę, zaskakując tym i ją,
i siebie samą.
– No,
leć. – Patil popchnęła koleżankę w stronę łazienki.
Po
kilku minutach szybkim krokiem przemierzały pustoszejące korytarze.
– Tak
mi głupio, że przeze mnie się spóźnimy na lekcję – jęknęła
któryś raz z kolei Hermiona.
Druga
z nich zaś jedynie przewróciła oczami, poprawiając ramię
skórzanej torby. Od jakiegoś czasu zaczęła inaczej postrzegać
otoczenie. Dawniej jej jedynymi zainteresowaniami były plotki.
Szczerze mówiąc, nadal była zorientowana w bardziej ważnych
i tych mniej ważnych wydarzeniach z życia codziennego
szkoły, ale nie przejmowała się tym teraz tak, jak wcześniej.
Parvati nie mogła odnaleźć głównego bodźca. Może po prostu
dorosła? Albo zachowanie Lavender, jej najbliższej przyjaciółki,
sprowadziło ją na dół, dzięki czemu uświadomiła sobie, że
świat nie kręcił się wokół niej.
Brunetka
była dość dobrym obserwatorem. Wolała cień niż centrum uwagi.
To pozwalało jej analizować sposób bycia innych. Wbrew pozorom
była dość inteligentną osobą ale, niestety, leniwą. Zdawała
sobie sprawę z tego, że gdyby poświęciła trochę więcej
czasu nauce, to miałaby o wiele lepsze oceny. Ale jak zmusić
się do zmiany stylu życia? A ona nie była pewna, czy
potrafiłaby spędzać czas w bibliotece, kiedy mogła
poflirtować z tym przystojnym Krukonem, Anthonym.
Ale,
wracając, Lavender zachowała się po prostu podle. Ona nie miała
nic przeciwko jej zauroczeniu w rudowłosym chłopaku, nawet im
po cichu kibicowała, jednak nie chciała, by odbywało się to
kosztem ich współlokatorki. Hermiona bardzo dobrze ukrywała swoje
emocje. Ale w niektórych momentach się zapominała i ból
w jej oczach był wyraźnie widoczny. Panna Patil widziała jej
pobielałe knykcie, kiedy Ron trzymał za rękę swoją dziewczynę.
Widziała jej zaciśnięte usta, kiedy para wymieniała, ich zdaniem,
czułe słówka, a które u wszystkich innych wywoływały
mdłości. I widziała jej pełne łez miodowe oczy, kiedy
znikali w którejś z pustych klas.
– Dobrze
się czujesz?
Patil
mimowolnie zamrugała. Starsza Gryfonka patrzyła na nią, a w jej
tęczówkach odbijało się zmartwienie. Brunetka założyła za ucho
nieposłuszny kosmyk, który wydobył się z jej pięknego
warkocza.
– Zamyśliłam
się – odparła, chociaż w jej głosie można było usłyszeć
zawahanie.
Szatynka
jedynie podniosła brwi z rozbawieniem.
– Co
było takie ważne, że postanowiłaś dokładniej zbadać fakturę
ściany?
– Co...?
– zdziwiła się, nagle zobaczywszy, że stały na rozwidleniu
dróg, a przed nią wznosiła się dość twarda ściana. –
Przepraszam, teraz ciągle chodzę w chmurach.
– Zakochana?
– mruknęła niewinnie panna Granger, a widząc niewielki
rumieniec na śniadej skórze hinduski, zaśmiała się.
– Nie
zakochałam się, po prostu... – tłumaczyła Parvati, przeklinając
jednocześnie w myślach swoją zdolność do szybkiego
zawstydzania się.
– Spokojnie,
nikomu nie pisnę ani słówka.
Brunetka
otworzyła usta, by zaprzeczyć, ale po chwili je zamknęła. Miodowe
oczy skrzyły się pod wpływem milionów iskierek igrających wśród
brązowych plamek na tęczówkach. Wiśniowe usta rozciągnęły się
w nieśmiałym uśmiechu.
– Ale
nie powiesz? – zarzekła, nie mogąc się pozbyć przykrego
uczucia, że okłamuje współlokatorkę.
– Obiecuję
– powiedziała Hermiona, łapiąc ją za ramię i prowadząc
w stronę klasy. – Pospieszmy się. Może zdążymy zanim
wszyscy się rozpakują?
*****
– Do
widzenia.
Lucjusz
poklepał syna po ramieniu. Jego twarz nie wyrażała niczego,
nasuwając na myśl doskonałą maskę bez skaz.
– Do
widzenia, ojcze – mruknął młodzieniec, po czym chwycił garść
proszku.
Chłodne
oczy obserwowały ruchy młodego dziedzica Malfoyów. Przez jeden
krótki moment coś w nich zabłysło. Zawahanie? Zniknęło ono
jednak tak szybko, jak się pojawiło. A sylwetka chłopaka
zatonęła w szmaragdowych językach ognia.
*****
Witam!
I jak tam święta? Bo ja czułam się, wbrew pozorom, jeszcze
bardziej zmęczona niż przed nimi. Ale teraz mogę sobie to odbić.
W notce z życzeniami (link)
zadałam pewne pytanie i chętnie poznałabym Wasze zdanie.
Możecie też wspomnieć, co najchętniej byście przeczytali (coś
bardziej z dreszczykiem, z wątkiem miłosnym, a może
o wiecznej przyjaźni?). Jak się ogarnę z tym wszystkim
(a to może chwilę potrwać), to dam Wam krótkie opisy z tytułami
i wtedy wybralibyście, co wolicie najpierw (mam 6 pomysłów na
krótsze i 3 na dłuższe, ale z nich mogą wyjść
prawdziwe kolosy). No nic, pozostało życzyć Wam szczęśliwego
Nowego Roku i mieć nadzieję, że ten rok będzie jednym
z najlepszych. ;)
Wpędziłaś mnie w kompleksy, wstydź się :| Z chęcią bym poszukała jakiegoś małego błędziku, ale jestem pod takim wrażeniem, że ślina skapuje mi na podłogę, tworząc pokaźną kałużę (przepraszam za ten drastyczny obraz, ale chciałam dokładnie wyrazić swoje odczucia) :D Jak ty to robisz?! Jesteś jakimś Cudownym Dzieckiem, czy co? :') Brak słów. Komentuję blogi, by pomóc jak najlepiej autorkom, przekazać moje przemyślenia, całą wiedzę... A Ty w tym jednym rozdziale, zresztą niezbyt długim (!), zgniatasz moje powołanie w drobną miazgę. Niszczysz mi życie, haha :D Nie potrafię się złościć na przyszłą laureatkę Nobla :* o rozdziale powiem chłodno i z umiarem: podoba mi się...
OdpowiedzUsuńCo do opowiadania Twojego autorstwa, muszę ostrzec, że nigdy w życiu nie przeczytam horroru, więc nawet o tym nie myśl. Pozostałe gatunki - jak najbardziej. Tylko żeby historia nie była szablonowa, żeby było dużo zwrotów akcji, a bohaterowie nie lśnili jak jednorożce, tylko wyglądali jak normalni ludzie z wieloma wadami (jestem na tym punkcie tego przewrażliwiona - dlaczego nie można przekazać najważniejszych wartości w normalnym człowieku, tylko nadawać mu jak najniezwyklejszy, nieosiągalny wygląd?!) Ekhm, wracając do tematu, po prostu nie idź za tym, co modne i popularne, tylko za tym, co dobre. Ja z chęcią przeczytam wszystko, co napiszesz (z wyjątkiem wspomnianego powyżej gatunku), a jak chcesz się w czymś poradzić, to pisz śmiało :)
Wow, całkiem długi komentarz. Wróciłam do formy!
Szczęśliwego Nowego Roku, weny i czasu :*
Dziękuję! ❤
UsuńZa horrorami też nie przepadam, więc nie masz się o co martwić. A tzw. "Mary Sue" nie cierpię, więc z tym też nie powinno być problemów. :')
Rozdział powinien mieć jeszcze jakieś dwie sceny, ale stwierdziłam, że i tak jest długi (calutkie dziesięć stron!), więc nie ma, co przedłużać. ;)
Rozdział wspaniały! Idealny! Strasznie mnie wciągnął. Czekam nie cierpliwie na następny. Pozdrawiam cię ciepło i życzę dużo, dużo weny oraz szczęścia w nowym roku.
OdpowiedzUsuńArya V.
Dziękuję! ❤
UsuńRozdział jak zwykle cudowny i napisany wspaniałym stylem :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobały mi się wspomnienia Narcyzy... W książce jakoś za wiele nie było o relacjach pomiędzy siostrami Black, a twoja wersja wydarzeń jest bardzo prawdopodobna :)
Hermiona martwiąca się o Draco, cóż za nowość :) Nic tylko czekac na rozwój wydarzeń :)
Czekam na next
Pozdrawiam i życzę weny
Anna-medium
Jak zawsze niesamowicie ;). Co do pytania to chętnie przeczytam wszystko co napiszesz! Mogę się mylić ale ja Cię widzę jako autorkę fantasy lub przygodówki, mimo, że w takiej wersji jeszcze się nie ukazałaś. Czekam na następny rozdział z zapartym tchem!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Chelsea
opowiescichelsea.blogspot.com
P.S. na blog niedawno wjechał nowy rozdział, zapraszam!
Strasznie spodobała mi się historia broszki z feniksem. Jeszcze to z jakimi emocjami Narcyza opowiadała o swojej siostrze - coś pięknego.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się również postać Parvati, jest tak dojrzalsza i czuję, że teraz mogą z Hermioną znaleźć nić porozumienia.
Gorzej z rodziną Malfoyów. Każde z nich boryka się z jakimś problemem, co jest naprawdę przykre. Mam nadzieję, że uda im się jakoś poukładać swoje życie.
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Najbardziej podobała mi się część z Narcyzą. Naprawdę genialnie piszesz. Po prostu uwielbiam twój styl :)
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością wyczekuję kolejnego (pewnie równie świetnego) rozdziału :)
Pozdrawiam i weny! ;)
Lili^^
Część z Narcyzą zdecydowanie spodobała mi się najbardziej.
OdpowiedzUsuńJak już wcześniej zauważyłam, piszesz pięknym językiem.
Jeszcze raz gratuluję wygranej w konkursie i dziękuję za ,,obronę'' posta w komentarzu! :)
Wysłałam już dyplom na Twój e-mail
Obiecałam komentarz... I jestem dopiero teraz. Ale Ty dobrze wiesz, czemu.
OdpowiedzUsuńRozdział super, sama wiesz, jak uwielbiam postać Narcyzy (zawsze ma u mnie rolę :D). I czekam najbardziej na to, jak przedstawisz Snape'a. Bo od teraz już cały świat HP będzie inny...
Całuję i obiecuję następny skomentować lepiej :)
eMKa
milosc-dopadnie-cie-i-tak.blogspot.com
Historia która mnie niezwykle intryguje, chociaż na razie nie mogę się w niej połapać, ale zwalam to na karb zmęczenia :). Bardzo mi się podoba i nie mogę się doczekać kolejnej części!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zuza z dramione-badzkolomnie.blogspot .com
Kiedy napiszesz nowy rozdział ? :D
OdpowiedzUsuńJest właśnie w trakcie tworzenia - mam siedem stron i zaraz zaczynam ósmą, więc dzisiaj wieczorem (około 20-22, bo w końcu trzeba jeszcze sprawdzić). No chyba że się nie wyrobię, to jutro po południu. ;)
UsuńOki bardzo się ciesze ; D fajnie , że zapytałam ;)
OdpowiedzUsuń“I ludzie są tak naprawdę aktorami, którym powierzono dożywotnio role do odegrania” - po co ten spójnik na początku?
OdpowiedzUsuń“Bladoniebieskie oczy przywodzące na myśl bezchmurne, letnie niebo zalśniły radośnie” - czy Ty masz jakiś fetysz oczu? Twoi bohaterowie są pozbawieni jakichkolwiek innych reakcji. xD
“Narcyza starała się wytrwale trwać przy jego boku” - wytrwale trwać?
“to była gotowa nawet oddać życie, jeżeli to dałoby jakieś szanse na jego lepszą przyszłość” - powtórzenie, oddać, dałoby
“Już wtedy była niezrównoważona i infantylna, nigdy nie potrafiła trzymać się ściśle nudnych zasad. I mimo swojej nieprzewidywalności potrafiła uzależnić innych od siebie” - powtórzenie “potrafiła”
W tym rozdziale dużo mniej jest wznioslosci. Opisy są bardziej skupione na tym, aby coś nam przekazać, a nie nakreslic 547384 krajobraz lub 9762 raz opisać kolor oczu Granger lub Malfoya.
Bardzo ciekawym zabiegiem było opisanie sióstr Black i na ich tle przedstawienie Narcyze.
Kompletnie nie trafia do mnie obraz Belli, który przedstawiasz, bo jest zupełnie niespójny. Z jednej strony robisz z niej wariatke, a potem piszesz, ze w zasadzie byla dojrzala. Jedyne usprawiedliwienie, jakie przychodzi mi do glowy, to to, ze przedstawiony charakter Belli moze byc przedstawiony oczami Narzcyzy, ale to trzeba by wyrazniej zaznaczyc, ze to jedynie Narcyzowa opinia.
Ciekawa jestem tego, ze w tej czesci pojawia sie broszka z prologu. Skoro Malfoy dostal ja teraz, a potem znalazl na bloniach, to co wydarzylo sie w miedzyczasie? Ciekawosc zzera.
“Nadal pozostaję twoim ojcem i wymagam chociaż minimalnego szacunku do mojej osoby” - myslisz ze Lucjusz wymagalby MINIMALNEGO szacunku? Mnie sienraczej wydaje, ze bezwzglednego.
“Cichy trzask drzwi zabrzmiał w głuchej ciszy niczym wystrzał” - eeeee?
W opisach z tego rozdzialu widac, ze starasz sie jeszcze bardziej wzbogacac jezyk… Tylko czasami przeginasz z wyszukanym slownictwem.
No i ten opis nieba widzianego z obserwatorium… Fajnie, ze sie pojawil, fajnie, ze postanowilas przystanac i poswiecic mu czas, ale znow jeszcze za duzo w tym kiczu.
“Jej głowa od dłuższego czasu zaprzątała tajemnicza nieobecność blondyna” - jej glowe
“Dodając do tego fakt, że kolejne lata nauki były pewnym kursem przetrwania” - mowimy o obozie, szkole przetrwania, nie o kursie
“że takie lekcje wyszłyby na dobre dla wszystkich” - wszystkim
“Perłowe zęby przygryzły delikatnie malinową wargę” - ;_____;
“》Kto zdoła bardziej wepchnąć język do gardła drugiej osoby?《” - nie rozumiem, co masz na mysli?
“Parvati nie mogła odnaleźć głównego bodźca” - …? O.o zgubila punkt gie?
“I widziała jej pełne łez miodowe oczy, kiedy znikali w którejś z pustych klas” - to Ron znow wrocil do Lavender?
Powroce na moment do tematu oczu, tym razem moze nie samych teczowek i zrenic, ale do nadprzyrodzonej zdolnosci, ktora posiadaja wszyscy Twoi bohaterowie: do odczytywania swoich uczuc ze zwyklego spojrzenia. Po pierwsze w dzisiejszym swiecie nie wszyscy patrza sobie w oczy. Po drugie, nawet jak patrza, druga strona moze odwracac wzrok. Po trzecie naprawde albo trzeba bardzo dobrze kogos znac, zeby po wyrazie oczu odczytac jego emocje, albo mieć taki dar. Niektorzy tak maja, ze potrafia czytac ludzi albo od razu dobrze ich oceniac. No ale wlasnie: niektorzy. A u Ciebie nawet dwie randomowe kolezanki z roku wyczytuja sobie z teczowek ich prawdziwe uczucia. To troche nienormalne.
Nie wiem, czy to sluszne wrazenie, ale czy Parvati zabujala sie w Hermionie???
Sorcia za brak polskich znakow, ale pozbawiono mnie kompa, a jak pisze komcie na tablecie z autokorekta, to wiecej czasu marnuje na poprawianie tych idiotyzmow, niz zyskuje :p
*pisząc idiotyzmy, miałam na myśli durne wyrazy autokorekty typu Grande zamiast Granger :D
UsuńDojrzałości Belli... Była najstarszą córką i myślę, że jak każde pierworodne dziecko starała się być tym najpoważniejszym, najdoroślejszym. Wątpię, by od początku była taka sfiksowana, że raczej (jakby się tego od niej wymagało) to byłaby w stanie zachować się jak dziedziczka wielkiego rodu. Trzeba też zwrócić uwagę, że to było przed Azkabanem i w ogóle przed służbą u Voldemorta, a to po tym poznajemy naszą drogą Bellę. Chociaż przyznaję, mogło tu zaważyć subiektywne spojrzenie Narcyzy.
UsuńSkoro Malfoy dostal ja teraz, a potem znalazl na bloniach, to co wydarzylo sie w miedzyczasie?
Oj, się trochę wydarzy i miejmy nadzieję, że nie będzie naciąganie (a przynajmniej nie bardzo).
myslisz ze Lucjusz wymagalby MINIMALNEGO szacunku? Mnie sienraczej wydaje, ze bezwzglednego
Dobra, przekonałaś mnie. Tak naprawdę to chyba każdy ojciec by tego wymagał.
Kto zdoła bardziej wepchnąć język do gardła drugiej osoby? - nie rozumiem, co masz na mysli?
Och, chodziło o Rona i Lavender, którzy lubili ogłaszać wszem i wobec, jak to są razem. Niekoniecznie używając przy tym jakichkolwiek słów. I Ron jest z Lavender, to będzie się jeszcze trochę ciągnąć.
Ja nie wiem, co miałam z tymi oczami! Chyba uważałam to za bardzo tajemnicze, romantyczne, dramatyczne i inne -czne, jakie przyjdzie Ci do głowy. Nawet nie zwracałam wtedy uwagi, że kolor oczu jest ostatnią rzeczą, jaką człowiek zapamiętuje, gdy kogoś spotyka. Nie wiem, czy to sluszne wrazenie, ale czy Parvati zabujala sie w Hermionie??? Nic mi o tym nie wiadomo. xD
Ej, autokorekta to baaardzo fajna rzecz.
Bo co do Parvati i Hermiony, tam jest taki moment...
Usuń" – Zakochana? – mruknęła niewinnie panna Granger, a widząc niewielki rumieniec na śniadej skórze hinduski, zaśmiała się.
– Nie zakochałam się, po prostu..."
A wtedy Parvati myślała o Hermionie, więc pomyślałam, że to jakaś sugestia czy coś. :D
Ej, zaczęłam to rozważać. xD
Usuń