Rozdział siódmy

I ludzie są tak naprawdę aktorami, którym powierzono dożywotnio role do odegrania. A Przeznaczenie reżyseruje tę bardzo złożoną sztukę, która częściej polega na improwizacji i nieznajomości tekstu, niż na prawdziwej grze. Żaden człowiek nie jest świadomy swojego prawdziwego udziału w spektaklu. Może się okazać, że w tej scenie straci wszystko, by w następnej stać się zwycięzcą.

*****

Piękna, dość duża sowa wleciała do Wielkiej Sali. Jej pióra pławiły się w chłodnych promieniach słońca, mieniąc się tysiącem barw, lecz pozostając przy tym ciemne niczym noc. Ptak spokojnie krążył nad głowami jeszcze nie do końca rozbudzonych uczniów, by przycupnąć przy złotym pucharku pewnego blondwłosego młodzieńca. Spojrzał on nieprzytomnie na dumnie wyglądającego zwierza, którego żółte ślepia żywo obserwowały każdy jego ruch. Po chwili, jakby coś postanowił, wyciągnął nóżkę z przywiązaną do niej wiadomością. Draco mimowolnie uniósł brwi w zdumieniu, widząc grację, z jaką sówka zrobiła, wydawałoby się, zwykłą czynność.
 – Co to?
Ślizgon mimowolnie spojrzał w bok. W ciemnych oczach ujrzał zaciekawienie i coś, czego nie chciał widzieć. Miłość.
– Pansy, nie teraz – mruknął, chowając pergamin do kieszeni. Po chwili wstał. – Zobaczymy się na lekcji.
 – Do zobaczenia – szepnęła dziewczyna, próbując ukryć rozczarowanie w głosie. Podążyła wzrokiem za oddalającą się sylwetką chłopaka, uśmiechnąwszy się z goryczą. Była świadoma, że nie mogła na nic liczyć. Ale jak przekonać serce, by przestało szybciej bić?
 – Hej, idziesz na starożytne runy? – rozległ się męski głos za jej plecami.
 – Jasne – odpowiedziała, zakładając za ucho nieposłuszny kosmyk włosów. – Dawno nie rozmawialiśmy – dodała.
Teodor Nott spojrzał na brunetkę przepraszającym wzrokiem.
 – Wiem, ale ostatnio skupiłem się na egzaminach. Zostało do nich niewiele czasu i... Rozumiesz – zaczął się tłumaczyć, przygryzając przy tym delikatnie dolną wargę – tak jakoś wyszło.
– Chyba nie potrafię się na ciebie gniewać. – Roześmiała się, czując rozpływające się ciepło w środku.
Bladoniebieskie oczy przywodzące na myśl bezchmurne, letnie niebo zalśniły radośnie.
 – Co powiesz na wspólną naukę dziś wieczorem?
Dziewczyna zamyśliła się na moment, próbując przepędzić to dziwne uczucie.
 – Przykro mi, ale mam się spotkać z Draco – skłamała.
Chłopak kiwnął głową, chociaż chciał wykrzyczeć całemu światu, za co los go tak nienawidzi. Wiedział, że Ślizgonka nie spotka się z Malfoyem. Od początku roku szkolnego praktycznie nie widywał go w Pokoju Wspólnym, gdzie zazwyczaj przesiadywała brunetka. Przełknął ślinę, starając się nie zdradzić swoich prawdziwych emocji.
 – To może innym razem?
 – Pomyślę – mruknęła, myślami będąc już gdzieś indziej.

*****

Severus Snape był kimś, kto nie zajmował się życiem innym. Przeważnie trzymał się z daleka od problemów, które go nie dotyczyły.
Przeważnie.
Omiótł wzrokiem swój gabinet. Za chwilę miał mieć lekcje z siódmym rokiem. Mimowolnie jego kąciki ust podniosły się lekko, by zaraz opaść. W pewnym sensie lubił uczyć. Od czasu do czasu pojawiały się nieoszlifowane diamenty, które mogą stać się kimś wartościowym w przyszłości. Wystarczyła jedynie odpowiednia obróbka. I to właśnie dla takich klejnotów nadal pozostawał na stanowisku. Ale zdarzały się one raz na kilkadziesiąt uczniów Hogwartu. A czasem nawet na kilkaset.
Ciche acz stanowcze pukanie wyrwało profesora z zamyślenia.
 – Proszę – rzekł, prostując się w fotelu.
 – Dzień dobry – przywitał się Draco. – Ojciec napisał, że mam przyjechać do domu na dzień lub dwa.
Onyksowe oczy zatrzymały się na chwilę na pozornie silnej sylwetce. To on był problemem, który od dłuższego czasu nie dawał Severusowi wytchnienia.
 – Lucjusz wspominał mi o tym. Już powiadomiłem dyrektora o twojej nieobecności, więc, jeżeli to nie kłopot, możesz się od razu udać do Malfoy Manor.
Uczeń skinął głową, zaciskając mimowolnie szczękę. Miał nadzieję, że trochę to potrwa.
 – Dziękuję – wycedził z trudem, kiwając nieznacznie głową.
Blada dłoń sięgnęła do pękatego garnuszka z proszkiem Fiuu, by po chwili murowany kominek rozświetlił się zielonym płomieniem.
Severus westchnął cicho. Nigdy nie chciał, by kogokolwiek spotkał taki los. Zaraz skrzywił się, ale musiał przyznać, że nawet Black nie zasługiwał na bycie Śmierciożercą. Miał świadomość, że jedynie wyjątki były zadowoleni ze swojego życia. Chociaż może lepszym słowem byłaby egzystencja?
 – A może podły żart tych z góry? – mruknął do siebie, uśmiechając się ironicznie.
Mistrz Eliksirów po chwili podniósł się i podszedł do drzwi. Odetchnął głęboko i, przybierając nieskazitelną maskę pogardy, wyszedł na korytarz.

*****

Przełknął ślinę i zapukał do misternie zdobionych drzwi. Nie czekając na wezwanie, złapał za srebrną klamkę. Zamarł w progu, widząc ją leżącą w łóżku. Jej śnieżnobiała skóra przypominała w tamtym momencie chłodny marmur, a, zwykle wyraziste i pełne życia, oczy w tamtym momencie zdawały się tracić swój blask, jakby z każdą chwilą były gotowe znieruchomieć i nigdy więcej się nie poruszyć.
 – Matko? – wyszeptał z ledwością. Młodzieniec nie był przygotowany na ten widok. Co prawda, dostał wiadomość, że zachorowała, ale...
 – Draco... Skarbie, chodź tutaj – wychrypiała, a jej słaby głos sprawił, że młody Ślizgon miał ochotę uciec, byle nie patrzeć na zanikającą sylwetkę osoby, która chyba jako jedyna go naprawdę kochała.
Powoli usiadł na skraju wielkiego łoża. Delikatnie chwycił za papierową dłoń, jakby bał się, że zaraz się ona rozpadnie.
Uśmiechnęła się delikatnie.
 – Spokojnie, to tylko przejściowe. Przecież wiesz, że jestem słabego zdrowia, a nie jestem już najmłodsza. Wyzdrowieję – starała się uspokoić syna.
Ale czy nie próbowała przekonać i samą siebie?
 – Nawet nie biorę pod uwagę innej opcji – powiedział po chwili, kiedy przeszedł mu szok. W jego głosie pojawiła się nawet ta nierozłączna nutka arogancji. – Działo się coś ciekawego?
 – Nie – zaprzeczyła, rozumiejąc, o co tak naprawdę pyta. – Raczej myślę, że pracuje nad tym, by mieć silniejsze fundamenty pod swój pałac.
Srebrne oczy kobiety omiotły twarz Dracona, by zaraz się spotkać z tak podobnymi i zarazem odmiennymi tęczówkami. Pozwoliła, by mgła wspomnień otuliła jej umysł. Nadal pamiętała to uczucie, kiedy po raz pierwszy przytuliła do siebie maleńkie zawiniątko. Pamiętała te ulotne chwile szczęścia spędzone we trójkę, które później były jedyną pociechą, kiedy jej mąż szedł na spotkanie z Czarnym Panem, a nigdy nie był pewny, czy wróci.
Narcyza starała się wytrwale trwać przy jego boku, jednak... Czasem miała ochotę uciec. Wstydziła się tych myśli, gdyż wiedziała, że to nie jego wina, że dał się omotać żądzy władzy i potęgi, a potem nie potrafił tego przerwać. Ale kiedy patrzyła w te na pozór stalowe i chłodne tęczówki swojego syna, który musiał tyle przecierpieć z powodu, zdaje się, błahej przyczyny, jednego błędu młodości, to była gotowa nawet oddać życie, jeżeli to dałoby jakieś szanse na jego lepszą przyszłość. Bez cierpienia i ciągłego strachu. Jedynie z problemami każdego normalnego nastolatka.
Kiedy była na szóstym roku nauki w Hogwarcie, w domu Slytherina zaczynało wrzeć. Głównym tematem rozmów był tajemniczy Lord Voldemort, który swoją charyzmą i niezwykłym urokiem potrafił owładnąć każde wahające się serce. Ona nigdy w pełni nie popierała tych drastycznych rozwiązań dotyczących obecności mugoli w czarodziejskim świecie. Co innego Lucjusz, który oczarowany starszym mężczyzną, lgnął do niego niczym bezbronna ćma, odsłaniając swoją duszę – wszystkie marzenia, lęki i myśli. Szkoda tylko że w końcowym rozrachunku spłonie w szalejącym ogniu.
Co za ironia...
Jako panna Black była dumna ze swojej nieskazitelnej krwi. Jej uroda przyćmiewała inne mieszkanki domu Slytherina, a na tle jej dwóch starszych sióstr wyglądała niczym delikatny, piękny kwiat, który wydawał się podatny na każdy najlżejszy podmuch złowróżebnego wiatru.
Ale kim ona naprawdę była w porównaniu z nimi?
Bellatrix może nie była równie piękna, co Narcyza, ale potrafiła jednym spojrzeniem spod ciężkich powiek powalić na kolana całe pokolenia chłopców i mężczyzn. Już wtedy była niezrównoważona i infantylna, nigdy nie potrafiła trzymać się ściśle nudnych zasad. I mimo swojej nieprzewidywalności potrafiła uzależnić innych od siebie. Żałowała swojej siostry, bo kiedy przystąpiła do zwolenników Czarnego Pana, straciła pewną cząstkę siebie. Oczywiście nadal w pewnym stopniu pozostała starą Bellą, ale... Z mijającymi latami zatraciła się w swoim szaleństwie. Odrzucając niewinność, stała się osobą, która wzbudzała w większości czarodziejskiego społeczeństwa obrzydzenie i pogardę, nie zafascynowanie.
Natomiast Andromeda była silną, niezależną dziewczyną, która mogła jednym słowem sprawić, że inni nie potrafili nawet w najmniejszym stopniu się jej sprzeciwić. Matka Dracona zastanawiała się czasem, jakim cudem siostra nie trafiła do Gryffindoru. Jej odwaga i nieposkromiony charakter był sławny wśród wszystkich czterech domów. Każdy starał się unikać sprzeczek z nią, bo każdy był świadomy, że po zwykłych kilku minutach jej perswazyjny sposób wypowiedzi zawładnie umysłem nieszczęśnika i odtąd zacznie myśleć dokładnie tak, jak ona tego chce. Była urodzoną przywódczynią, ale po drodze gdzieś się pogubiła. Narcyza, co prawda, nie utrzymywała z nią kontaktu, ale wiedziała, że nie jest już tą samą dziewczyną co w Hogwarcie. Może to skutek kłótni z rodzicami i późniejszy ślub z tym mugolem, Tedem?
Pani Malfoy spuściła wzrok na swoje słabe dłonie. Czuła, jak siły z każdym kolejnym dniem coraz bardziej ją opuszczają. Mimowolnie gorzki uśmiech pojawił się na cienkich wargach kobiety. I co z tego, że pochodziła z legendarnego rodu Blacków, który szczycił się czystą krwią od niepamiętnych czasów, jeśli spotkał ją taki los? Przynajmniej Andromeda ocknęła się z tego snu na jawie we właściwym momencie. Bo czymże innym było arystokratyczne życie jak nie piękną lecz chwiejną iluzją?
 – Draco – szepnęła, nagle sobie coś przypominając.
Młodzieniec poderwał głowę, kiedy po dobrych paru minutach matka w końcu się odezwała.
 –Tak?
 – Podejdź do tego sekretarzyka i wyjmij z szuflady taką małą, drewnianą szkatułkę – mówiąc, wskazała na niewielkie biurko, na którym znajdowało się kilka zwojów pergaminu. – Tutaj masz kluczyk.
Kobieta sięgnęła pod koszulę nocną i wyciągnęła stary, żeliwny klucz zawieszony na kawałku sznurka. Młody dziedzic Malfoyów zawahał się tylko na chwilę, by zaraz wstać. Wysunął szufladę i pierwszy raz w życiu ujrzał to niezwykle proste pudełko. Podniósł je i przyjrzał się. Jasna, zapewne błękitna, farba odprysła, ukazując zszarzałe drewno. Lekko zardzewiały zamek skrzypnął, kiedy przekręcił klucz.
 – Andromeda właśnie kończyła naukę w Hogwarcie – kobieta zaczęła opowiadać, nieświadomie zaciskając dłonie na jedwabnej pościeli. – Długo zastanawiałam się nad prezentem dla niej. Ciocia Bella, kiedy ją o to zapytałam w liście, napisała, że też nie ma żadnego pomysłu. Zignorowałam dziwne zdenerwowanie i żal przelewający się pomiędzy kolejnymi wersami. – Wzięła oddech, wyglądając jak człowiek, który potrzebuje mnóstwa odwagi, by mówić dalej. – Wracając, siedziałyśmy razem w przedziale. Stwierdziłyśmy, że skoro to ostatnia podróż Andy tym pociągiem, to powinniśmy spędzić ją razem. Przez całą drogę była jakaś nieobecna, jednak pomyślałam, że pewnie trudno jej się rozstać z Hogwartem, który był dla niej przez tak długi czas drugim domem. Kiedy lokomotywa zaczęła zwalniać, powiedziała, że... Że zawsze chciała mieć taką siostrę i żebym pamiętała, że, bez względu na wszystko, zawsze będzie mnie kochać. – Po popielatych, zapadniętych policzkach zaczęły spływać perłowe łzy, pozostawiając na nich mokre ślady. – Później przytuliła mnie i nie chciała puścić. Po raz pierwszy w jej nieprzeniknionych oczach zobaczyłam jakieś emocje. – Kąciki cienkich ust uniosły się w delikatnym uśmiechu. – Kiedy dotarłyśmy do dworu, sylwetka Andy wyprostowała się, podbródek podniósł, a w ciemnych tęczówkach pojawił się jakiś niezłomny blask, którego jeszcze u niej nie widziałam. To tego dnia Dromeda została wyklęta, wykrzykując matce, że spędziła w rodzinnym domu najgorsze chwile. Matka tylko zacisnęła usta, ale widziałam po niej, że była w stanie szybko wybaczyć córce jej wybuch. Czarę przelała wiadomość, że Andy... – urwała, chwytając ciężko powietrze.
 – Zaręczyła się z mugolem? – dokończył za nią.
Kobieta pokiwała głową, nie mogąc wykrztusić słowa. Kochała Andromedę. Wbrew pozorom bardzo dobrze się z nią dogadywała. Bella była zbyt... Nierozsądna. Nie mogła usiedzieć w miejscu w przeciwieństwie do statecznej Andy. To ona potrafiła wysłuchać, doradzić i pocieszyć w odpowiednim momencie. Bellatrix żyła chwilą, nie miała w sobie ani grama empatii. Oczywiście nie znaczy to, że była złą siostrą. Jeżeli sytuacja tego wymagała, okazywała się bardzo inteligentną i dojrzałą osobą. Tylko zazwyczaj problemy były zbyt błahe, by roztrzepany umysł Belli się nimi zainteresował.
 – Czasem chciałabym cofnąć czas – wykrztusiła Narcyza. Wzięła drżącymi ustami haust powietrza. – Chciałabym, byśmy znowu były tymi beztroskimi dziewczynkami, których jedynym zmartwieniem jest to, w co mają się dzisiaj pobawić.
Blondyn popatrzył na zrozpaczoną matkę i poczuł, jak coś tępego cięło jego serce. Mimo że jego twarz pozostawała bez wyrazu, to w środku szalał huragan, który dążył do tego, by zniszczyć wszystko na swojej drodze, pozostawiając po sobie niezrozumiałe i zarazem sprzeczne emocje, które szargały jego duszę.
Odłożył szkatułkę, którą do tego momentu ściskał w swoich dłoniach, i wyciągnął jedwabną chustkę.
 – Mamo...
Nie wiedział, dlaczego to powiedział. Kobieta spojrzała na syna z zaskoczeniem. Nigdy nie słyszała, by kiedykolwiek się tak do niej zwrócił. Pociągnęła żałośnie nosem tak, jak nie powinna osoba urodzona w starym, arystokratycznym rodzie, i sięgnęła po nieskazitelnie białą chustkę.
 – Dziękuję – szepnęła, próbując się opanować.
Po chwili jej wzrok powędrował do otwartej szkatułki. Podniosła ją i ostrożnie wyjęła z niej srebrną broszkę.
 – Pomyślałam sobie, że to byłby idealny prezent. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Feniks to symbol odrodzenia, a ona kończyła szkołę. Od kilku miesięcy wydawała się zatracać w sobie. Wszyscy uważali, że po prostu dorasta, ale ja im nie wierzyłam. Zbyt długo ją znałam, by dać się nabrać. I pewnej soboty, kiedy było wyjście do Hogsmeade, ujrzałam przepiękną broszkę. – Pogładziła opuszkami palców misternie wyżłobione skrzydła. – Wtedy wiedziałam, że to będzie idealny podarunek. Coś się zaczyna i coś się kończy – to nierozerwalne koło. Chciałam, by sobie uświadomiła, że trzeba być jak feniks, powstać z popiołów, zostawić za sobą przeszłość i żyć. I chociaż nigdy mi nie powiedziała, co ją trapiło, mogłam się jedynie tego domyślać, to wiedziałam, że feniks jej pomoże. Szkoda, że się spóźniłam.
Rubinowe oczy zalśniły pod wpływem zbłąkanego promienia słońca. Drżące palce zacisnęły się nagle na broszce.
 – Weź to – powiedziała, a jej głos przepełniony był determinacją.
 – Ale to twoja pamiątka...
 – Nie przyjmuję odmowy. – Wcisnęła biżuterię do dłoni syna. – I pamiętaj, by na koniec powstać z popiołów. Jak feniks.

*****

Czasem ma się ochotę cofnąć czas. Powrócić do beztroskich chwil dzieciństwa, gdzie największym zmartwieniem była zła pogoda na zewnątrz. Ale niektórzy nie mieli nawet tyle szczęścia. Musieli pobierać lekcje dobrego wychowania, historii swojego rodu, nie wspominając już, że uczestnictwo w częstych i sztywnych przyjęciach było obowiązkowe. To dołujące, że dzieci, które dopiero co stanęły na dwóch nogach, zaczęły chodzić na arystokratyczne imprezy, gdzie jeden zły ruch mógł zniweczyć przyszłość.
 – Cudownie – mruknął Draco, opadając na łóżko.
Podniósł na wysokość oczu broszkę, którą dosłownie przed chwilą dostał od schorowanej matki. Musiał przyznać, że jest przepiękna. Majestatyczny ptak rozpościerał skrzydła, jakby był gotowy do lotu w każdym momencie. Misterne wykończenia dodawały jedynie biżuterii jakiegoś rodzaju nieuchwytnego uroku. Srebro w żadnym stopniu nie spowodowało, że całość wyglądała gorzej, wręcz przeciwnie, miało się wrażenie, że metal idealnie komponuje się z naturalną dostojnością zwierzęcia. A rubinowe ślepia dodawały całości drapieżności. Hipnotyzowały, jednocześnie ostrzegając. Ślizgon nie był do końca pewien, przed czym.
 – Draconie?
Młodzieniec wzdrygnął się na dźwięk chłodnego głosu ojca. Szybko zacisnął palce na broszce, podnosząc się do siadu. Nie zauważył jego lekko zachrypniętego głosu.
 – Tak, ojcze?
 – Z tego, co wiem, rozmawiałeś z matką – zaczął, siadając w fotelu, którego wartość spokojnie mogłaby zapewnić zwykłej rodzinie wyżywienie na rok.
Blondyn, nie będąc pewien, dokąd prowadziła ta rozmowa, przytaknął.
 – Niektórzy mogą nie być zbytnio zadowoleni z twojego przywiązania do niej – kontynuował, ważąc ostrożnie słowa. – Nie jestem w stanie powiedzieć teraz, jakie skutki może przynieść takie zachowanie.
 – Ojcze – urwał, by nasycić się kpiącym wybrzmieniem tego wyrazu. – Jeżeli chcesz, bym urwał kontakty z moją matką, możesz od razu przestać o tym myśleć. Nie zgadzam się – dodał, a pewność w jego głosie nie pozostawiała wiele do interpretacji.
Mężczyzna zmrużył delikatnie powieki, jednocześnie zaciskając pięść wokół ozdobnego uchwytu różdżki.
 – Tu nie chodzi o ciebie – warknął. – Nie będę bezczynnie patrzył, jak Narcyza zanika, bo ty masz taki kaprys.
 – To dlaczego mnie tu wezwałeś? – zapytał, nie mogąc się powstrzymać od pełnego pogardy uśmiechu. – Jeżeli nie chcesz, bym się z nią widział, to dlaczego wysłałeś list, bym przybył do posiadłości?
 – Nie ukrywam, że gdyby nie było to potrzebne, nie byłoby cię tutaj. Ale nie możemy pozwolić, by rozprzestrzeniły się plotki o jakimkolwiek rozłamie w naszej rodzinie. A nieobecność jedynego syna nawet na krótki dzień u chorej matki nie jest czymś pożądanym.
 – No tak – mruknął. – Przecież reputacja jest ważniejsza niż cokolwiek innego.
 – Nie zapominaj się – ostrzegł go, wstając. – Nadal pozostaję twoim ojcem i wymagam chociaż minimalnego szacunku do mojej osoby.
 – Oczywiście, ojcze.
Cichy trzask drzwi zabrzmiał w głuchej ciszy niczym wystrzał. Młodzieniec opadł ponownie na łóżko, zaciskając palce na włosach. Czemu jego życie musiało być takie popieprzone?
Lucjusz zaś spojrzał zimno na pięknie wykonane drzwi. Zacisnął zęby, biorąc przy tym głęboki oddech. Los bywa przewrotny. I ma dziwne poczucie humoru. Bo jak wytłumaczyć to, że w jego głowie pojawiło się to samo pytanie, co w głowie jego jedynego syna?

*****

Hermiona pewnym krokiem przeszła przez próg obserwatorium. Nie rozglądając się, od razu podeszła do biurka i zaczęła rozkładać zapisane pergaminy, które przyniosła ze sobą.
 – Myślałam nad jednym rozwiązaniem, które mogłoby pomóc wytłumaczyć istotną kwestię dotyczą... – urwała, kiedy zorientowała się, że nikogo oprócz niej nie ma w pomieszczeniu. – Malfoy? – zapytała, chociaż wiedziała, że i tak nikt jej nie odpowie. – No pięknie, ja tutaj się staram wepchnąć te potajemne spotkania do mojego napiętego harmonogramu, a on je ignoruje – wymamrotała, siadając ciężko na krześle.
Zapadła cisza. Gryfonka omiotła spojrzeniem puste obserwatorium. Mimowolnie westchnęła z zachwytem. Pomimo tego, że przebywała tutaj już jakiś czas, to nadal nie mogła się od tego powstrzymać. Nawet jeżeli ktoś nie był aż tak żądny wiedzy i nie widział nic szczególnego w tamtym ogromie różnych tytułów, to musiał przyznać, że architektura pomieszczenia wzbudzała podziw. A te misterne wykończenia dodawały obserwatorium tę dozę tajemnicy i magicznej atmosfery. Nie wspominając już o przeszklonym suficie w kształcie kopuły, który był jej odwiecznym marzeniem.
Brązowowłosa uwielbiała patrzeć w bezkresne niebo, które zachwycało swoją paletą barw. Rankiem, kiedy słońce dopiero rozpoczynało swoją mozolną wędrówkę po nieboskłonie, jasny błękit mieszał się razem z ciemnym granatem i złocistą łuną gwiazdy. Południem lazur nieba zasłaniały porcelanowe kłęby chmur, rzucając cienie na pokryte śnieżnym puchem błonia. Wieczorem atrament powoli przejmował władzę i jedynie maleńkie gwiazdy, które dzielnie trwały ze swoją królową, księżycem, były w stanie rozświetlić mrok nocy. Tak, świat sam w sobie był niezwykle piękny. A człowiek, niestety, czasem tego nie chce dostrzec.
Dziewczyna potrząsnęła głową, wybudzając się z rozmyślań. Powinna wziąć się do pracy. Przecież po to tutaj przyszła, prawda? Nie mogła się jednak na niczym skupić. Jej głowa od dłuższego czasu zaprzątała tajemnicza nieobecność blondyna. Na początku nie zwróciła uwagi na to, ale nie widziała go od rana. Nie była nawet pewna, czy uczestniczył w śniadaniu w Wielkiej Sali. I wiedziała, że mimo że Malfoy ma dość lekceważący stosunek do nauki, to nie opuszczał zajęć z błahych powodów.
Przeczesała dłonią włosy, wzdychając przy tym ciężko. Wzbraniała się przed tym, jak tylko mogła, ale zawsze uważała, że okłamywanie samego siebie jest najgorszym ze wszystkich oszustw. A szatynka musiała przyznać, że naukowe spotkania ze Ślizgonem przyniosły jej coś, czego od dawna szukała – stałości.
Odkąd przybyła do Hogwartu, życie zaczęło jej uciekać, zmieniając się w chłodną wodę wypływającą spod zaciśniętych palców. Lekcje przemijały jej zbyt szybko, a pozyskana wiedza napędzała ją do jeszcze większego wysiłku, co sprowadzało się do tego, że nagle zaczynało jej brakować na wszystko czasu.
Ona tylko chciała poznać jak najlepiej świat, w który została rzucona bez wcześniejszego przygotowania. Czasem żałowała, że przed pójściem do szkoły nie zostały zorganizowane żadne zajęcia wprowadzające, które przybliżyłyby przyszłym uczniom mechanizm działania czarodziejskiego świata. Dodając do tego fakt, że kolejne lata nauki były pewnym kursem przetrwania, kiedy to niezłomnie stała przy boku swojego przyjaciela, to mogła z czystym sumieniem stwierdzić, że takie lekcje wyszłyby na dobre dla wszystkich.
Dziewczyna nigdy nie była pewna, co wydarzy się kolejnego dnia. Harry i Ron, którzy, co tu oszukiwać, byli z lekka narwani i robili coś, zanim to przemyśleli, mogli zawsze wpakować się w dość poważne kłopoty. I to ona musiałaby ich z nich wyciągać. A z roku na rok utwierdzała się w przekonaniu, że wiedza o czarodziejskim społeczeństwie jest, była i będzie w tym niezwykle pomocna. Może brzmiała arogancko, ale wiedziała, że bez niej chłopcy byliby skazani na porażkę już w pierwszych latach.
Perłowe zęby przygryzły delikatnie malinową wargę. Chciała, naprawdę chciała, by jej życie było zwyczajnenormalne. Teraz przynajmniej była współwinna i nie mogła się wymigać przypadkiem losowym. Przecież mogła wyjść, wcześniej przeklinając Malfoya tak, by zapamiętał, by jej nie wciągać w podejrzane układy. Ale... Ale pracując nad kolejnymi książkami, zaczytując się w następne skarbnice wiedzy i, w końcu, tłumacząc wolumin, z którego czarna magia aż zionęła, poczuła spokój. Kiedy zamykała za sobą drzwi i siadywała na surowo wyglądającym, ale wygodnym, krześle, wyłączała się na wszystko. W tamtych momentach zapominała, że w Pokoju Wspólnym czekali na nią przyjaciele, którym trzeba pomóc w napisaniu jakiegoś eseju. Nie pamiętała o swoich obowiązkach prefekta. A tym bardziej nie pamiętała, że za bezpiecznymi murami zamku zaczynało wrzeć i wystarczyłaby tylko iskra, by rozpętać piekło.
 – Chyba on już nie przyjdzie... – mruknęła szatynka, wzdrygając się na zachrypnięty wydźwięk swojego głosu.
Podniosła się i przeciągnęła. Spojrzała mimowolnie na zegarek wiszący na nadgarstku. Skrzywiła się, widząc, że za kilka minut rozpocznie się kolacja. A miała nadzieję, że ominie ją niewątpliwie wspaniała konkurencja nosząca równie wzniosłą nazwę: „Kto zdoła bardziej wepchnąć język do gardła drugiej osoby?”. Zignorowała palące uczucie w sercu. Przekręciła klamkę i znalazła się na pustym korytarzu, starając się, by żadna niepożądana emocja nie wymsknęła się spod misternej maski.

*****

 – Hermiono! Wstawaj! Spóźnisz się na lekcje!
Czyjeś krzyki nad jej uchem sprawiły, że ta miała ochotę przekląć.
 – Która godzina? – warknęła, ale nie poczuła z tego powodu żadnego ukłucia wstydu. Wiedziała, że nadchodzący dzień będzie koszmarny.
 – Właśnie wróciłam ze śniadania, na którym cię nie wiedziałam, chociaż jakieś pół godziny temu – tu Parvati zerknęła na zegarek – zarzekałaś się, że już wstajesz – dokończyła z rozbawieniem.
Teraz zerwała się do pionu.
 – Powiedz, proszę, że nie mamy pierwszej obrony – jęknęła szatynka, wstając z łóżka.
Koleżanka popatrzyła na wyraźnie przerażoną dziewczynę. Po chwili uśmiechnęła się szeroko, a współlokatorka mimowolnie odetchnęła z ulgą.
 – Transmutacja – odpowiedziała, podając jej mundurek, który wisiał na wieszaku. – Idź szybko się przebrać. Zaczekam na ciebie – mruknęła, a w jej brązowych oczach pojawiły się wesołe iskierki.
 – Dzięki!
Starsza Gryfonka mocno przytuliła do siebie brunetkę, zaskakując tym i ją, i siebie samą.
 – No, leć. – Patil popchnęła koleżankę w stronę łazienki.
Po kilku minutach szybkim krokiem przemierzały pustoszejące korytarze.
 – Tak mi głupio, że przeze mnie się spóźnimy na lekcję – jęknęła któryś raz z kolei Hermiona.
Druga z nich zaś jedynie przewróciła oczami, poprawiając ramię skórzanej torby. Od jakiegoś czasu zaczęła inaczej postrzegać otoczenie. Dawniej jej jedynymi zainteresowaniami były plotki. Szczerze mówiąc, nadal była zorientowana w bardziej ważnych i tych mniej ważnych wydarzeniach z życia codziennego szkoły, ale nie przejmowała się tym teraz tak, jak wcześniej. Parvati nie mogła odnaleźć głównego bodźca. Może po prostu dorosła? Albo zachowanie Lavender, jej najbliższej przyjaciółki, sprowadziło ją na dół, dzięki czemu uświadomiła sobie, że świat nie kręcił się wokół niej.
Brunetka była dość dobrym obserwatorem. Wolała cień niż centrum uwagi. To pozwalało jej analizować sposób bycia innych. Wbrew pozorom była dość inteligentną osobą ale, niestety, leniwą. Zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby poświęciła trochę więcej czasu nauce, to miałaby o wiele lepsze oceny. Ale jak zmusić się do zmiany stylu życia? A ona nie była pewna, czy potrafiłaby spędzać czas w bibliotece, kiedy mogła poflirtować z tym przystojnym Krukonem, Anthonym.
Ale, wracając, Lavender zachowała się po prostu podle. Ona nie miała nic przeciwko jej zauroczeniu w rudowłosym chłopaku, nawet im po cichu kibicowała, jednak nie chciała, by odbywało się to kosztem ich współlokatorki. Hermiona bardzo dobrze ukrywała swoje emocje. Ale w niektórych momentach się zapominała i ból w jej oczach był wyraźnie widoczny. Panna Patil widziała jej pobielałe knykcie, kiedy Ron trzymał za rękę swoją dziewczynę. Widziała jej zaciśnięte usta, kiedy para wymieniała, ich zdaniem, czułe słówka, a które u wszystkich innych wywoływały mdłości. I widziała jej pełne łez miodowe oczy, kiedy znikali w którejś z pustych klas.
 – Dobrze się czujesz?
Patil mimowolnie zamrugała. Starsza Gryfonka patrzyła na nią, a w jej tęczówkach odbijało się zmartwienie. Brunetka założyła za ucho nieposłuszny kosmyk, który wydobył się z jej pięknego warkocza.
 – Zamyśliłam się – odparła, chociaż w jej głosie można było usłyszeć zawahanie.
Szatynka jedynie podniosła brwi z rozbawieniem.
 – Co było takie ważne, że postanowiłaś dokładniej zbadać fakturę ściany?
 – Co...? – zdziwiła się, nagle zobaczywszy, że stały na rozwidleniu dróg, a przed nią wznosiła się dość twarda ściana. – Przepraszam, teraz ciągle chodzę w chmurach.
 – Zakochana? – mruknęła niewinnie panna Granger, a widząc niewielki rumieniec na śniadej skórze hinduski, zaśmiała się.
 – Nie zakochałam się, po prostu... – tłumaczyła Parvati, przeklinając jednocześnie w myślach swoją zdolność do szybkiego zawstydzania się.
 – Spokojnie, nikomu nie pisnę ani słówka.
Brunetka otworzyła usta, by zaprzeczyć, ale po chwili je zamknęła. Miodowe oczy skrzyły się pod wpływem milionów iskierek igrających wśród brązowych plamek na tęczówkach. Wiśniowe usta rozciągnęły się w nieśmiałym uśmiechu.
 – Ale nie powiesz? – zarzekła, nie mogąc się pozbyć przykrego uczucia, że okłamuje współlokatorkę.
 – Obiecuję – powiedziała Hermiona, łapiąc ją za ramię i prowadząc w stronę klasy. – Pospieszmy się. Może zdążymy zanim wszyscy się rozpakują?

*****

 – Do widzenia.
Lucjusz poklepał syna po ramieniu. Jego twarz nie wyrażała niczego, nasuwając na myśl doskonałą maskę bez skaz.
 – Do widzenia, ojcze – mruknął młodzieniec, po czym chwycił garść proszku.
Chłodne oczy obserwowały ruchy młodego dziedzica Malfoyów. Przez jeden krótki moment coś w nich zabłysło. Zawahanie? Zniknęło ono jednak tak szybko, jak się pojawiło. A sylwetka chłopaka zatonęła w szmaragdowych językach ognia.

*****

Witam! I jak tam święta? Bo ja czułam się, wbrew pozorom, jeszcze bardziej zmęczona niż przed nimi. Ale teraz mogę sobie to odbić. W notce z życzeniami (link) zadałam pewne pytanie i chętnie poznałabym Wasze zdanie. Możecie też wspomnieć, co najchętniej byście przeczytali (coś bardziej z dreszczykiem, z wątkiem miłosnym, a może o wiecznej przyjaźni?). Jak się ogarnę z tym wszystkim (a to może chwilę potrwać), to dam Wam krótkie opisy z tytułami i wtedy wybralibyście, co wolicie najpierw (mam 6 pomysłów na krótsze i 3 na dłuższe, ale z nich mogą wyjść prawdziwe kolosy). No nic, pozostało życzyć Wam szczęśliwego Nowego Roku i mieć nadzieję, że ten rok będzie jednym z najlepszych. ;)

19 komentarzy:

  1. Wpędziłaś mnie w kompleksy, wstydź się :| Z chęcią bym poszukała jakiegoś małego błędziku, ale jestem pod takim wrażeniem, że ślina skapuje mi na podłogę, tworząc pokaźną kałużę (przepraszam za ten drastyczny obraz, ale chciałam dokładnie wyrazić swoje odczucia) :D Jak ty to robisz?! Jesteś jakimś Cudownym Dzieckiem, czy co? :') Brak słów. Komentuję blogi, by pomóc jak najlepiej autorkom, przekazać moje przemyślenia, całą wiedzę... A Ty w tym jednym rozdziale, zresztą niezbyt długim (!), zgniatasz moje powołanie w drobną miazgę. Niszczysz mi życie, haha :D Nie potrafię się złościć na przyszłą laureatkę Nobla :* o rozdziale powiem chłodno i z umiarem: podoba mi się...
    Co do opowiadania Twojego autorstwa, muszę ostrzec, że nigdy w życiu nie przeczytam horroru, więc nawet o tym nie myśl. Pozostałe gatunki - jak najbardziej. Tylko żeby historia nie była szablonowa, żeby było dużo zwrotów akcji, a bohaterowie nie lśnili jak jednorożce, tylko wyglądali jak normalni ludzie z wieloma wadami (jestem na tym punkcie tego przewrażliwiona - dlaczego nie można przekazać najważniejszych wartości w normalnym człowieku, tylko nadawać mu jak najniezwyklejszy, nieosiągalny wygląd?!) Ekhm, wracając do tematu, po prostu nie idź za tym, co modne i popularne, tylko za tym, co dobre. Ja z chęcią przeczytam wszystko, co napiszesz (z wyjątkiem wspomnianego powyżej gatunku), a jak chcesz się w czymś poradzić, to pisz śmiało :)
    Wow, całkiem długi komentarz. Wróciłam do formy!
    Szczęśliwego Nowego Roku, weny i czasu :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! ❤
      Za horrorami też nie przepadam, więc nie masz się o co martwić. A tzw. "Mary Sue" nie cierpię, więc z tym też nie powinno być problemów. :')
      Rozdział powinien mieć jeszcze jakieś dwie sceny, ale stwierdziłam, że i tak jest długi (calutkie dziesięć stron!), więc nie ma, co przedłużać. ;)

      Usuń
  2. Rozdział wspaniały! Idealny! Strasznie mnie wciągnął. Czekam nie cierpliwie na następny. Pozdrawiam cię ciepło i życzę dużo, dużo weny oraz szczęścia w nowym roku.
    Arya V.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle cudowny i napisany wspaniałym stylem :)
    Bardzo podobały mi się wspomnienia Narcyzy... W książce jakoś za wiele nie było o relacjach pomiędzy siostrami Black, a twoja wersja wydarzeń jest bardzo prawdopodobna :)
    Hermiona martwiąca się o Draco, cóż za nowość :) Nic tylko czekac na rozwój wydarzeń :)
    Czekam na next
    Pozdrawiam i życzę weny
    Anna-medium

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze niesamowicie ;). Co do pytania to chętnie przeczytam wszystko co napiszesz! Mogę się mylić ale ja Cię widzę jako autorkę fantasy lub przygodówki, mimo, że w takiej wersji jeszcze się nie ukazałaś. Czekam na następny rozdział z zapartym tchem!
    Pozdrawiam,
    Chelsea
    opowiescichelsea.blogspot.com

    P.S. na blog niedawno wjechał nowy rozdział, zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie spodobała mi się historia broszki z feniksem. Jeszcze to z jakimi emocjami Narcyza opowiadała o swojej siostrze - coś pięknego.
    Podoba mi się również postać Parvati, jest tak dojrzalsza i czuję, że teraz mogą z Hermioną znaleźć nić porozumienia.
    Gorzej z rodziną Malfoyów. Każde z nich boryka się z jakimś problemem, co jest naprawdę przykre. Mam nadzieję, że uda im się jakoś poukładać swoje życie.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Najbardziej podobała mi się część z Narcyzą. Naprawdę genialnie piszesz. Po prostu uwielbiam twój styl :)
    Z niecierpliwością wyczekuję kolejnego (pewnie równie świetnego) rozdziału :)
    Pozdrawiam i weny! ;)
    Lili^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Część z Narcyzą zdecydowanie spodobała mi się najbardziej.
    Jak już wcześniej zauważyłam, piszesz pięknym językiem.
    Jeszcze raz gratuluję wygranej w konkursie i dziękuję za ,,obronę'' posta w komentarzu! :)
    Wysłałam już dyplom na Twój e-mail

    OdpowiedzUsuń
  8. Obiecałam komentarz... I jestem dopiero teraz. Ale Ty dobrze wiesz, czemu.
    Rozdział super, sama wiesz, jak uwielbiam postać Narcyzy (zawsze ma u mnie rolę :D). I czekam najbardziej na to, jak przedstawisz Snape'a. Bo od teraz już cały świat HP będzie inny...
    Całuję i obiecuję następny skomentować lepiej :)
    eMKa
    milosc-dopadnie-cie-i-tak.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Historia która mnie niezwykle intryguje, chociaż na razie nie mogę się w niej połapać, ale zwalam to na karb zmęczenia :). Bardzo mi się podoba i nie mogę się doczekać kolejnej części!
    Pozdrawiam
    Zuza z dramione-badzkolomnie.blogspot .com

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy napiszesz nowy rozdział ? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest właśnie w trakcie tworzenia - mam siedem stron i zaraz zaczynam ósmą, więc dzisiaj wieczorem (około 20-22, bo w końcu trzeba jeszcze sprawdzić). No chyba że się nie wyrobię, to jutro po południu. ;)

      Usuń
  11. Oki bardzo się ciesze ; D fajnie , że zapytałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. “I ludzie są tak naprawdę aktorami, którym powierzono dożywotnio role do odegrania” - po co ten spójnik na początku?
    “Bladoniebieskie oczy przywodzące na myśl bezchmurne, letnie niebo zalśniły radośnie” - czy Ty masz jakiś fetysz oczu? Twoi bohaterowie są pozbawieni jakichkolwiek innych reakcji. xD
    “Narcyza starała się wytrwale trwać przy jego boku” - wytrwale trwać?
    “to była gotowa nawet oddać życie, jeżeli to dałoby jakieś szanse na jego lepszą przyszłość” - powtórzenie, oddać, dałoby
    “Już wtedy była niezrównoważona i infantylna, nigdy nie potrafiła trzymać się ściśle nudnych zasad. I mimo swojej nieprzewidywalności potrafiła uzależnić innych od siebie” - powtórzenie “potrafiła”
    W tym rozdziale dużo mniej jest wznioslosci. Opisy są bardziej skupione na tym, aby coś nam przekazać, a nie nakreslic 547384 krajobraz lub 9762 raz opisać kolor oczu Granger lub Malfoya.
    Bardzo ciekawym zabiegiem było opisanie sióstr Black i na ich tle przedstawienie Narcyze.
    Kompletnie nie trafia do mnie obraz Belli, który przedstawiasz, bo jest zupełnie niespójny. Z jednej strony robisz z niej wariatke, a potem piszesz, ze w zasadzie byla dojrzala. Jedyne usprawiedliwienie, jakie przychodzi mi do glowy, to to, ze przedstawiony charakter Belli moze byc przedstawiony oczami Narzcyzy, ale to trzeba by wyrazniej zaznaczyc, ze to jedynie Narcyzowa opinia.
    Ciekawa jestem tego, ze w tej czesci pojawia sie broszka z prologu. Skoro Malfoy dostal ja teraz, a potem znalazl na bloniach, to co wydarzylo sie w miedzyczasie? Ciekawosc zzera.
    “Nadal pozostaję twoim ojcem i wymagam chociaż minimalnego szacunku do mojej osoby” - myslisz ze Lucjusz wymagalby MINIMALNEGO szacunku? Mnie sienraczej wydaje, ze bezwzglednego.
    “Cichy trzask drzwi zabrzmiał w głuchej ciszy niczym wystrzał” - eeeee?
    W opisach z tego rozdzialu widac, ze starasz sie jeszcze bardziej wzbogacac jezyk… Tylko czasami przeginasz z wyszukanym slownictwem.
    No i ten opis nieba widzianego z obserwatorium… Fajnie, ze sie pojawil, fajnie, ze postanowilas przystanac i poswiecic mu czas, ale znow jeszcze za duzo w tym kiczu.
    “Jej głowa od dłuższego czasu zaprzątała tajemnicza nieobecność blondyna” - jej glowe
    “Dodając do tego fakt, że kolejne lata nauki były pewnym kursem przetrwania” - mowimy o obozie, szkole przetrwania, nie o kursie
    “że takie lekcje wyszłyby na dobre dla wszystkich” - wszystkim
    “Perłowe zęby przygryzły delikatnie malinową wargę” - ;_____;
    “》Kto zdoła bardziej wepchnąć język do gardła drugiej osoby?《” - nie rozumiem, co masz na mysli?
    “Parvati nie mogła odnaleźć głównego bodźca” - …? O.o zgubila punkt gie?
    “I widziała jej pełne łez miodowe oczy, kiedy znikali w którejś z pustych klas” - to Ron znow wrocil do Lavender?
    Powroce na moment do tematu oczu, tym razem moze nie samych teczowek i zrenic, ale do nadprzyrodzonej zdolnosci, ktora posiadaja wszyscy Twoi bohaterowie: do odczytywania swoich uczuc ze zwyklego spojrzenia. Po pierwsze w dzisiejszym swiecie nie wszyscy patrza sobie w oczy. Po drugie, nawet jak patrza, druga strona moze odwracac wzrok. Po trzecie naprawde albo trzeba bardzo dobrze kogos znac, zeby po wyrazie oczu odczytac jego emocje, albo mieć taki dar. Niektorzy tak maja, ze potrafia czytac ludzi albo od razu dobrze ich oceniac. No ale wlasnie: niektorzy. A u Ciebie nawet dwie randomowe kolezanki z roku wyczytuja sobie z teczowek ich prawdziwe uczucia. To troche nienormalne.
    Nie wiem, czy to sluszne wrazenie, ale czy Parvati zabujala sie w Hermionie???
    Sorcia za brak polskich znakow, ale pozbawiono mnie kompa, a jak pisze komcie na tablecie z autokorekta, to wiecej czasu marnuje na poprawianie tych idiotyzmow, niz zyskuje :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *pisząc idiotyzmy, miałam na myśli durne wyrazy autokorekty typu Grande zamiast Granger :D

      Usuń
    2. Dojrzałości Belli... Była najstarszą córką i myślę, że jak każde pierworodne dziecko starała się być tym najpoważniejszym, najdoroślejszym. Wątpię, by od początku była taka sfiksowana, że raczej (jakby się tego od niej wymagało) to byłaby w stanie zachować się jak dziedziczka wielkiego rodu. Trzeba też zwrócić uwagę, że to było przed Azkabanem i w ogóle przed służbą u Voldemorta, a to po tym poznajemy naszą drogą Bellę. Chociaż przyznaję, mogło tu zaważyć subiektywne spojrzenie Narcyzy.

      Skoro Malfoy dostal ja teraz, a potem znalazl na bloniach, to co wydarzylo sie w miedzyczasie?
      Oj, się trochę wydarzy i miejmy nadzieję, że nie będzie naciąganie (a przynajmniej nie bardzo).

      myslisz ze Lucjusz wymagalby MINIMALNEGO szacunku? Mnie sienraczej wydaje, ze bezwzglednego
      Dobra, przekonałaś mnie. Tak naprawdę to chyba każdy ojciec by tego wymagał.

      Kto zdoła bardziej wepchnąć język do gardła drugiej osoby? - nie rozumiem, co masz na mysli?
      Och, chodziło o Rona i Lavender, którzy lubili ogłaszać wszem i wobec, jak to są razem. Niekoniecznie używając przy tym jakichkolwiek słów. I Ron jest z Lavender, to będzie się jeszcze trochę ciągnąć.

      Ja nie wiem, co miałam z tymi oczami! Chyba uważałam to za bardzo tajemnicze, romantyczne, dramatyczne i inne -czne, jakie przyjdzie Ci do głowy. Nawet nie zwracałam wtedy uwagi, że kolor oczu jest ostatnią rzeczą, jaką człowiek zapamiętuje, gdy kogoś spotyka. Nie wiem, czy to sluszne wrazenie, ale czy Parvati zabujala sie w Hermionie??? Nic mi o tym nie wiadomo. xD

      Ej, autokorekta to baaardzo fajna rzecz.

      Usuń
    3. Bo co do Parvati i Hermiony, tam jest taki moment...
      " – Zakochana? – mruknęła niewinnie panna Granger, a widząc niewielki rumieniec na śniadej skórze hinduski, zaśmiała się.
      – Nie zakochałam się, po prostu..."
      A wtedy Parvati myślała o Hermionie, więc pomyślałam, że to jakaś sugestia czy coś. :D

      Usuń
    4. Ej, zaczęłam to rozważać. xD

      Usuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)