Rozdział dwudziesty piąty

Słońce znikało za linią drzew Zakazanego Lasu, mimo to dało się czuć całkiem ciepłe podmuchy wiatru jak na raczkującą wiosnę. Harry uśmiechnął się kącikiem ust, zamykając schowek ze sprzętem do quidditcha. To był dobry trening, zwłaszcza kiedy Katie Bell wróciła do drużyny. A fakt, że zastąpiła Deana, sprawiał, że humor zdecydowanie się go trzymał. Nie, że coś miał do swojego współlokatora. Jedynym problemem był jego wybór dziewczyny.

Byłej dziewczyny. Uśmiech Gryfona mimowolnie się powiększył. Pokręcił głową, sprawdzając, czy dobrze zamknął drzwiczki. To było głupie. W końcu nie zamierzał wiązać się z Ginny. Nie, kiedy na jego głowę spadły horkruksy, nie mówiąc, że Ron chyba by go zabił razem z resztą klanu Weasleyów. Ale nie mógł się powstrzymać przed cichutkim nuceniem, kiedy chwytał za swoją miotłę dotąd opartą o ścianę schowka.
Coś jednak nie dawało mu spokoju. Gdzieś w środku czuł dziwny smutek. Wiedział, że on nie miał szans na bycie z nią. I jeżeli była jedna jedyna rzecz na tym świecie, której pragnął całym sercem, to jej szczęście. Nie żałował, że zerwała z Deanem. Żałował, że przez to nie uśmiechnęła się przez cały poranek.
Nie, że jakoś dokładnie się przypatrywał. Tak tylko rzuciło mu się w oczy.
— Knut za twoje myśli?
Harry pokręcił głową, zanim się odwrócił. Wszędzie poznałby ten głos.
„Merlinie, jestem żałosny” — pomyślał, czując ciepło na policzkach.
— Z pewnością są warte o wiele więcej — zażartował, spoglądając na Ginny z błyskiem w tych cudownych zielonych oczach.
Dziewczyna uniosła brwi, dając mu do zrozumienia, że szczerze w to wątpiła.
— Zatem jakie szanse na wygraną, kapitanie­­?
— Z tak genialnym szukającym nie martwiłbym się niczym.
W odpowiedzi dostał niezbyt delikatne szturchnięcie w ramię.
— Potter, uważaj, bo jeszcze nie zmieścisz się na miotle ze swoim ego — mruknęła, ale nie potrafiła powstrzymać uśmiechu.
Harry poczuł się o wiele lepiej, widząc ją bez tego zamyślonego wyrazu twarzy. Oparł miotłę o swoje ramię i kiwnął głową w stronę zamku, mówiąc:
— Czy panna Weasley pozwoli się odprowadzić?
— Doceniam wysiłki, ale jeszcze długa droga, żebyś bajerował tym dziewczyny — parsknęła, ruszając jednak w stronę jeziora.
Harry patrzył przez chwilę tępo na oddalającą się Gryfonkę, by zaraz ją dogonić z oburzeniem ujawniającym się w zmarszczonych brwiach.
— Ja nie bajeruję dziewczyn, wypraszam sobie.
— Ach tak? Zatem muszę się poważnie zastanowić, czy przypadkiem nie ogłuszyć cię i nie uciec jak najszybciej do zamku, bo to zabrzmiało dość niepokojąco.
Chłopak zamrugał, nie będąc do końca pewien, co na to odpowiedzieć. Ginny przewróciła oczami.
— Po prostu nie gadaj, jakbyś miał ochotę mnie zamordować w ustronnym miejscu.
— Oczywiście, panno Ginewro — przytaknął potulnie, by zaraz znowu zostać zaatakowanym przez niską, ale nadzwyczaj silną osóbkę.
— Nie waż się używać tego imienia! Ja nie wiem, co mieli w głowie moi rodzice, gdy tak mnie nazwali. — Pokręciła głową z obrzydzeniem. — Całkowity brak gustu!
— Nie przesadzaj, Ginewra brzmi całkiem ładnie — mruknął, wyglądając przy tym kompletnie niewinnie.
Spojrzała na niego ze zdradą w oczach.
— Ty — machnęła mu palcem przed twarzą — przestań.
Harry przesłał jej tylko szeroki uśmiech.
— I pomyśleć, że jeszcze cię znoszę — niedowierzała, kopiąc jakiś kamyk na drodze.
— Jakby nie patrzeć, to ty wybrałaś okrężną drogę wokół jeziora — przypomniał jej z rozbawieniem, które naprawdę starał się ukryć, ale, Merlinie, wystarczyło parę minut, żeby śmiał się jak idiota!
Ginny obruszyła się lekko, ale widać było, że niezbyt jej to przeszkadzało.
— Cóż poradzić, miałam ochotę pospacerować, a ty się napatoczyłeś.
Harry szturchnął ją lekko ramieniem.
— Wypraszam sobie, jestem całkiem przyzwoitym współspacerowiczem.
— Nie ma takiego słowa, Potter.
— Neologizm? — bardziej zapytał, ale sam wyraz poradził sobie z wybiciem z rytmu Ginny.
— Widzę, że Hermiona nie próżnuje — zakpiła. — No proszę, kto by się spodziewał. Może dotrzymujesz jej towarzystwa w czytaniu słowników po nocach?
— Bardzo śmieszne — burknął.
Nawet nie zauważyli, kiedy doszli do linii Zakazanego Lasu. Oboje ucichli na chwilę, patrząc na cienie przebiegające między pniami.
— Zawsze uwielbiałam wymykać się z łóżka wieczorami i siedzieć pod takim starym drzewem przed domem — wspominała Ginny.
Harry kiwnął głową odruchowo, spoglądając odrobinę nerwowo na złowieszczo — przynajmniej w jego mniemaniu — szumiące liście. Sam las nie był czymś strasznym, ale to, co w sobie krył, już tak. A on zdecydowanie nie czuł się na siłach, by bez poważnego powodu znowu się tam pakować.
— Chyba pora zawrócić, nie lubię być w pobliżu miejsca, gdzie znajduje się tak wiele istot chcących mnie zabić.
Dziewczyna zerknęła na niego, unosząc brwi.
— Czyżby strach cię obleciał, Potter?
— Że będę musiał marnować czas na ratowanie cię? — odparł spokojnie, by zaraz dodać konspiracyjnym szeptem: — Wiesz, mam umówioną sesję z Hermioną na czytanie słowników. Naprawdę nie chciałbym tego przegapić, więc może przenieśmy się dalej?
Ginny roześmiała się mimowolnie, ale zgodnie ruszyła brzegiem jeziora. Mimo że żadne z nich nic więcej nie powiedziało, czuli się całkiem komfortowo. Przedłużająca się cisza przysłużyła się jednak temu, że oboje pogrążyli się w niezbyt kolorowych myślach.
— Wiesz, może to głupie, ale… — zaczęła Ginny, ale przygryzła wargę, jakby chciała się ukarać, że w ogóle otworzyła usta.
— Nikomu nic nie powiem — obiecał Harry, brzmiąc przy tym całkowicie poważnie.
— Nie układało nam się od dawna, ale mam wrażenie, że może nie do końca dobrze zrobiłam, zrywając z nim — wyrzuciła z siebie w końcu, spuszczając wzrok na leniwe fale wpływające na piasek, po którym szła.
Harry poczuł, jakby dostał potężny cios w brzuch. Zebrał się w sobie, by chociaż jego głos brzmiał normalnie.
— Jeśli męczyłaś się w tym związku, dlaczego miałabyś go ciągnąć?
Ginny nic nie odpowiedziała. Skuliła ramiona, kiedy powiał mroźniejszy wiatr. Jednak nie chciała jeszcze iść do zamku. Musiała odetchnąć świeżym powietrzem.
— Mam wrażenie, że sama siebie oszukiwałam. Tak naprawdę byłam z nim, żeby zająć czymś czas, jakkolwiek okrutnie to brzmi. Po prostu pomagał mi nie myśleć, co może być za rok, że mogę nie dożyć…
— Nie, Ginny — przerwał ostrym głosem, przytrzymując ją za ramię. — Nie możesz myśleć w ten sposób. W końcu to nie tak, że Voldemort przyjdzie do Hogwartu. A Nora jest bardzo dobrze chroniona. Tak naprawdę nie masz się czego obawiać.
Ginny mimowolnie poczuła gniew wzbierający się w całym ciele.
— Jeśli myślisz, że będę się chować za osłonami, to się grubo mylisz. Ta wojna jest też moja, odkąd zostałam opętana na pierwszym roku — syknęła, stojąc twardo naprzeciw jego spojrzeniu. — I niczyje słowa tego nie zmienią, nawet twoje.
Harry zacisnął zęby i wziął głęboki wdech, byleby uspokoić chociaż odrobinę gotującą się krew w żyłach.
— Nie myślisz chyba, że pozwolą ci walczyć?
— Mogę zobaczyć, jak próbują nie pozwolić — powiedziała z naciskiem.
— Nie obchodzi cię, że możesz zginąć? W końcu jesteś tylko… — zatrzymał kolejne słowa, wiedząc, że i tak powiedział za dużo.
— No? Dalej? Jestem tylko kim? — dopytywała, ale Harry nie zamierzał kończyć. — Małą dziewczynką? Dzieckiem? Pragnę ci przypomnieć, że nie byłeś sam w Ministerstwie, ja też tam…
— I prawie zginęłaś przez moją głupią decyzję!
— O nie, Harry, to ja sama zdecydowałam iść z tobą i nie masz prawa myśleć inaczej! — krzyknęła w odpowiedzi.
Zapadła nagle cisza co raz przerywana trochę przyspieszonymi oddechami. Dwójka młodych ludzi stała naprzeciw siebie, próbując zmusić wzrokiem drugą osobę do ustąpienia. Ostatecznie Harry przymknął powieki, wypuszczając ciężko powietrze.
— Uparta, co? — szepnął, dostając w odpowiedzi jeszcze intensywniejsze spojrzenie, pod którym uginały mu się nogi. — Nie obchodzi cię, że możesz zginąć?
— A czy ciebie obchodzi, że ty możesz? — odparła cicho.
Harry oderwał wzrok od jej twarzy, czując się niezręcznie. Nie musiał odpowiadać, oboje znali odpowiedź.
— Właśnie — mruknęła Ginny, podążając oczyma do majestatycznego zamku. — Jeżeli ceną tysięcy dzieci bezpiecznie uczących się tutaj jest moje życie, nie chcę się wahać.
Harry spojrzał na nią ukradkiem.
— Brzmisz teraz melodramatycznie — wymruczał, by zaraz dodać z uśmiechem, który nie należał do tych wesołych i beztroskich: — Niczym prawdziwy Gryfon.
Ginny zignorowała tę uwagę.
— Chcę po prostu, żeby to skończyło się jak najszybciej — powiedziała z nagłą determinacją. Spojrzała na swojego towarzysza i ujrzała odbicie tego, co sama czuła. — I chcę kiedyś obudzić się z myślą o nowym, pięknym dniu, a nie czy moja rodzina jest nadal bezpieczna. W końcu zdrajcy krwi są pierwsi do odstrzału, może nawet wcześniej niż ktokolwiek inny.
Na twarzy chłopaka pojawiła się pewna gorycz, której Ginny nigdy nie chciała zobaczyć. I to jej uświadomiło, że jednak istniała ta jedna osoba, która miała za sobą list gończy już od urodzenia. A jego życie było o wiele bardziej zagrożone niż jakiejś tam biednej rodziny z niewielkimi wpływami.
— To wszystko jest takie niesprawiedliwe!
Jej krzyk potoczył się po błoniach, ale nie przejęła się tym. Odetchnęła głęboko, wsłuchując się w cichy szum wiatru. Harry poszedł za jej przykładem, biorąc haust powietrza. Miał nadzieję, że pomoże mu się to uspokoić. I podziałało; zawsze działało.
— Odkąd pamiętam, zawsze uciekałem na zewnątrz, w domu się wręcz dusiłem — wyznał Harry, kiedy zatracił się w myślach. — Czułem się dziwnie wolny, kiedy nie otaczały mnie ściany. Wiesz, to zabawne, bo kiedyś to był mój jedyny cel, by wyrwać się jak najszybciej z domu, nawet jeśli oznaczałoby, że musiałbym się zająć trawnikiem czy czymkolwiek innym. A teraz… Boję się, że nie podołam i zamiast po prostu chwytać się tych chwil, które mam, to myślę tylko, jak zniszczyć Voldemorta.
— W ciągu paru lat przejść od marzenia o świeżym powietrzu w płucach do planowania zabójstwa? Mówiłam już, że brzmisz niepokojąco? — zapytała, próbując rozluźnić atmosferę.
I chyba jej się to udało, bo Harry parsknął śmiechem.
— Jesteśmy nienormalni — westchnął ze fałszywym zmartwieniem.
— Jesteśmy czarodziejami, nienormalność jest w nas wpisana.
Chłopak nie potrafił odpowiedzieć inaczej niż szczerym uśmiechem. I rzeczywiście, napięcie znikło i w przyjemnej ciszy dotarli do bram zamku.
— Dziękuję.
Harry zamarł, patrząc na nią z oszołomieniem.
— Za co? Przecież nic nie zrobiłem. No, może oprócz kłócenia się, ale to równie dobrze możesz przerobić z Ronem.
Ginny pokręciła głową, czując, że traciła odwagę. Ale Gryfonką chyba była, prawda? I to nie zobowiązywało tylko do wzniosłych słów, ale i do czynów. Przynajmniej w teorii.
— Wiesz, za… Po prostu dziękuję, jesteś najlepszym przyjacielem — dokończyła w końcu i zanim by się rozmyśliła, stanęła na palcach i pocałowała chłopaka w policzek.
Harry najpierw skupił się na tępym bólu w środku, gdy usłyszał to cholerne słowo na „p”, by później prześledzić opuszkami, zdawałoby się, żarzący policzek.
Nawet nie zorientował się, kiedy Ginny zniknęła za drzwiami zamku ani jak długo tam stał.
*****
Draco tylko siłą woli powstrzymał się przed rzuceniem swojej różdżki gdzieś w głąb komnaty, by już na zawsze przepadła wśród ukrytych tu rzeczy. Zaklęcia nie działały, nawet te z Zakazanego Działu, dokąd udało mu się przeszmuglować pewnej nocy. Oczywiście istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że coś ominął. W końcu hogwarcka biblioteka należała do jednych z największych i najlepiej wyposażonych w Wielkiej Brytanii i lata by mu zajęły jej dokładne przeszukanie.
Chłopak jednak wątpił, żeby istniało takie zaklęcie, które rozwiązałoby jego problem. Tutaj raczej chodziło o ich sekwencję, a on nie miał najmniejszego pojęcia, od czego mógłby zacząć.
„Może mam szansę uciec? Jeżeli zrobiłbym to dostatecznie szybko i bez żadnych świadków, to może by się udało” — rozważył w myślach.
— Oczywiście odejmując fakt torturowania przez Mroczny Znak. I bardzo wysokiego prawdopodobieństwa, że rodzice umarliby bardzo bolesnym sposobem — dokończył ze zmęczeniem dosłyszalnym w głosie.
Rozejrzał się z rozpaczą ujawniającą się w jego każdym ruchu. Nagle jego oczy wyhaczyły widocznie starą pozytywkę podobną do jednej, którą miała jego matka. Podszedł tam i chwycił metalową zabawkę, ledwie odczuwając jej chłód. Przesunął opuszkami po zniekształconych już wyżłobieniach. Czując się absurdalnie sentymentalnie, nakręcił ją.
Nic się jednak nie stało.
A Draco wpadł na pewien pomysł, który mógł go kosztować wszystko. Albo też i wszystko zwrócić. Potrzebował tylko…
Granger?
*****
Witajcie kochani moi! Wiecie, co jest zabawne? Że to nieważne, czy mam zepsuty komputer (i w międzyczasie dwa zastępcze, z czego ten teraźniejszy ma najcudowniejszą klawiaturę na świecie), czy nie, i tak rozdział pojawia się jakoś w odstępie miesiąca. Tak nie może być! Oficjalnie zaczęłam wakacje, żadnych planów na wyjazdy nie mam, a moja wena z wyobraźnią szaleją jak nigdy, zatem… Nie chcę niczym rzucać, bo znowu się okaże, żem niesłowna dziewucha, ale następny rozdział za miesiąc być na pewno nie będzie! To wiem na pewno. I tak już spoza — jak podobał Wam się rozdzialik? Piszcie, co sądzicie, co podobało Wam się najbardziej, a co wyrzucilibyście, bo to to złe czy coś. Jestem zgłodniała Waszych opinii, więc się nie krępować!

6 komentarzy:

  1. No kochana!!! To to ja rozumiem :) cieszę sie ogromnie, że masz takie chęci do tego żeby pisać częściej :) nawet nie wiesz jak na to czekałam... rozdział przyjemny. Nawet bardzo, do niczego nie mogę sie doczepić. chociaż stęskniłam sie za relacją Draco i Hermiony... mam nadzieje, że w kolejnym rozdziale będzie ich troszkę więcej. Ciekawa jestem cóż to wymyślił nasz Draco ;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach! Od razu większa motywacja - dziękuję! ❤

      Chęci są i to wielkie, tylko żeby nic nie wypadło - błagam! A Hermiona i Draco będą w następnym, może nie do końca w wersji, jakiej można się spodziewać, ale będą. A Draco wymyślił cuda, tyle powiem. :D

      Usuń
  2. Bardzo mi się podobał! :D Teraz będę sie zastanawiala ,co wymyślił Draco :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że kolejny rozdział przypadł do gustu! ❤
      A co Draco wymyślił, pokaże się w następnym rozdziale - ale próbuj swoich sił, myślę, że można to w jakiś sposób wywnioskować, chociaż nie ukrywam, że to trochę pokręcone. :D

      Usuń
  3. Jestem jak najbardziej zachwycona tym, że postanowiłaś tak rozbudować scenę Harry'ego i Ginny. Uwielbiam ich i to chyba jedyny pairing, który naprawdę lubię i toleruję w książce. Reszta to wręcz...eh, co ja się będę rozpisywać... Jeszcze się tylko zdenerwuję xd.
    Rozmowa Ginny i Harry'ego miała bardzo ciekawy przebieg. Niby zwyczajna, ale jednak ma w sobie to coś, co sprawiło, ze uśmiechałam się z zadowoleniem przez cały czas, gdy czytałam ;)
    Natomiast końcówka, tu już czuję lekką niepewność. Nie ukrywajmy, często zdarza się, że Draco jest nieprzewidywalny. jestem ciekawa, czym tym razem nas - mnie - zaskoczy.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :D!
    Życzę słońca i weny,
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się, że uwielbiam ten pairing - w sensie Harry&Ginny - i nie mogłabym się oprzeć, żeby jakoś nie rozbudowywać ich relacji. :D

      Draco jest jak najbardziej nieprzewidywalny i mam zamiar go takim utrzymać - jakby nie patrzeć ma nad sobą wyrok śmierci swój i rodziców, a jakby już sobie z zadaniem nie radził, to jeszcze dodajmy do tego przymusowe dorośnięcie i zobaczenie paru spraw, które wcześniej sobie wesoło ignorował lub lubił je negować wbrew rozsądkowi.

      Rozdział planuję w niedzielę wieczorkiem. Wierzę, że się uda (błagam, niech nic nie wyskoczy - zaskakujące jak wiele rzeczy muszę zrobić w wakacje).

      Usuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)