– I jak,
Granger? Masz już coś? – zapytał Draco, patrząc uważnie na
skuloną sylwetkę dziewczyny.
Hermiona
siedziała przed stolikiem, który był
zasłany mnóstwem pojedynczych pergaminów zapisanych drobnym
pismem.
– Chwila...
– odpowiedziała zamyślonym głosem.
Nieświadomie zagryzła wargę, skrobiąc się końcówką pióra po policzku. Przekręciła kartkę, marszcząc delikatnie brwi. – Chyba już mam – mruknęła, dopisując coś na do połowy zapisanym pergaminie. Po chwili pokiwała głową, czując napływający uśmiech satysfakcji, kiedy postawiła ostatnią kropkę. – Voila, panie arystokrato, zrobiłam.
Nieświadomie zagryzła wargę, skrobiąc się końcówką pióra po policzku. Przekręciła kartkę, marszcząc delikatnie brwi. – Chyba już mam – mruknęła, dopisując coś na do połowy zapisanym pergaminie. Po chwili pokiwała głową, czując napływający uśmiech satysfakcji, kiedy postawiła ostatnią kropkę. – Voila, panie arystokrato, zrobiłam.
– Zaraz
zobaczymy, czy zrobiłaś – poprawił ją ze złośliwym uśmiechem,
sięgając po plik pergaminów.
Szatynka
przewróciła oczami w odpowiedzi, ale się nie odezwała.
Popatrzyła na chłopaka z wyczekiwaniem. Już wiedziała,
o czym była tamta książka i niezbyt się jej to
podobało, ale pytanie czy Malfoyowi była potrzebna właśnie
taka
wiedza.
Oczy
Dracona mimowolnie zalśniły, kiedy przeczytał pierwszy akapit
notatek Granger. Nie pozwolił jednak, by na jego usta wpłynął
uśmiech pełen ulgi. Nie zwracając uwagi na uważny wzrok koleżanki
przypominający chciwe spojrzenie sępa krążącego nad ledwie
dychającą zwierzyną, sięgnął po lnianą torbę. Schował tam
plik zapisanych pergaminów i zaczął kierować się do
wyjścia. Nie odszedł nawet kilka metrów dalej od stolika, kiedy
poczuł ucisk drobnej dłoni na swoim przedramieniu. Odwrócił
szybko głowę, otwierając już usta, by powiedzieć coś niezbyt
odpowiedniego dla wrażliwych uszu, kiedy Hermiona z niezwykłym
ogniem czającym się za miodowymi tęczówkami zaczęła:
– Nawet
sobie nie myśl, że pozwolę ci teraz odejść – syknęła,
wbijając nieświadomie paznokcie w nagą skórę chłopaka.
Blondyn przełknął mimowolnie ślinę, mrużąc powieki. – Z tej
książki czarna magia aż wypływa strumieniami. Nie będę patrzeć
bezczynnie, jak ty dobrowolnie się w niej zanurzasz, nie chcąc
wypływać na powierzchnię.
– Niezwykła
metafora, Granger. – Ślizgon uśmiechnął się kpiąco. – Masz
jakiś słownik czy sama je wymyślasz?
– Słownik
kupiłam w księgarni „Moja cierpliwość się kończy,
zapchlony arystokrato” – warknęła dziewczyna. Czuła, że jej
oddech staje się coraz cięższy, a na policzki wpływa gorący
rumieniec.
– Urocza
nazwa – mruknął, nie siląc się na powagę.
– Wiesz,
że w każdej chwili mogę pójść do Dumbledore'a?
– Nie
pójdziesz – odpowiedział ten z nagłym przekonaniem
w głosie.
Ona
zaś zmrużyła oczy, podnosząc brwi w niemym pytaniu.
– Nie
pójdziesz – powtórzył blondyn, patrząc ze złośliwym błyskiem
w oku na jej poczerwieniałą ze złości twarz. – Wiesz
dlaczego? Gdybyś miała taki zamiar, od razu byś do niego zwróciła,
kiedy przeczytałaś pierwszy akapit.
Byłaś w równym stopniu zainteresowana książką, co ja
teraz, więc oszczędź mi i sobie moralnych wywodów.
Cisza,
która zapadła po tych słowach, uderzyła boleśnie wychowankę
domu Gryffindora. Chociaż walczyła, jak tylko mogła, nie potrafiła
powstrzymać myśli.
Czarna
magia zawsze obiecywała potęgę, władzę, niezwyciężoność...
Wydawała się być niezwykle kuszącym owocem, który zdawał się
zostać zakazany przez słabych ludzi, zbyt ograniczonych, by
dostrzec jej moc. Nie można było zauważyć jej niewidzialnych,
uzależniających macek, które powoli docierały do serc, panosząc
się po ich zakamarkach. Obezwładniały, dając złudne poczucie
wolności, by po przekroczeniu granicy, zorientować się, że nie ma
powrotu. Mrok rozpowszechni się po całym ciele, gnieżdżąc się
w sercu i umyśle, więżąc je w stalowych celach,
zabierając tym samym jakiekolwiek źródło zbawiennego światła.
Hermiona
przełknęła ciężko ślinę. Przecież ta książka opisywała
jedynie średniowieczny artefakt. Nie była zła, prawda?
– Co
chcesz, Malfoy? – Pytanie zawisło w gęstym powietrzu.
Miodowe oczy nieprzerwanie patrzyły w czarne źrenice wroga,
chcąc wychwycić jakikolwiek przebłysk, który zdradziłby
prawdziwe myśli chłopaka. – Do czego jest ci potrzebne?
– Nie
twoja sprawa, Granger – odpowiedział, wyrywając ramię z jej
uścisku. Posłał kpiący uśmiech w stronę Gryfonki, zanim
odwrócił się z zamiarem odejścia.
– I jak
planujesz to wykorzystać? – Teraz zatrzymał się, ale nie
spojrzał na stojącą dziewczynę. Ta natomiast przygryzła wargę
i z wahaniem w oczach stanęła przed arystokratą. –
Przetłumaczyłam jedynie wstęp, a to tak naprawdę nie daje
nic.
– Widzę,
że mój nieodparty urok działa także na ciebie – powiedział,
przybierając złośliwą maskę na twarz. – Nie wyobrażasz sobie,
by dobrowolnie odejść ode mnie.
– Nie
pochlebiaj sobie, jasne? - warknęła w odpowiedzi na jego
kpiny. Założyła niesforny, mahoniowy kosmyk za ucho, machinalnie
zaciskając pięści. – To nie jest zwykła książka.
– Och...
Czyżby zainteresowana? – Draco zacmokał, patrząc z fałszywą
naganą. – Nie podejrzewałem, że będziesz łaknąć takiej
wiedzy.
– To
nie może być złe...
– Że
co?
Brązowooka
uświadomiła sobie, że wypowiedziała te słowa na głos. Poczuła
zdradzieckie ciepło na policzkach, ale stwierdziła, że się nie
wycofa. Nie bez powodu Tiara Przydziału przydzieliła ją do domu
Gryffindora.
– Ta
książka nie może być sama w sobie zła, prawda? Wiedza nigdy
nie jest ani dobra, ani zła. To jej wykorzystanie o tym
decyduje.
Ślizgon
uśmiechnął się w duchu. Granger próbowała się
usprawiedliwić, chociaż jednocześnie nie chciała przyznać, że
mogła w jakimkolwiek stopniu być zaciekawiona czarną magią.
To wielce ułatwiało sprawę.
– To
może układ? – zapytał niewinnie, zmywając złośliwy uśmiech
z twarzy.
– Układ?
– powtórzyła, patrząc na niego nieufnie.
– Będziesz
pracować ze mną nad tłumaczeniem książki – powiedział blondyn
poważnie, Uważnie obserwując dziewczynę, która nie potrafiła
ukryć błysku zainteresowania w oczach. – Jednocześnie
zaspokoisz swój głód wiedzy i będziesz czuwać nad moją
moralnością.
– Haczyk?
– Przysięga,
że nie polecisz z tym do nauczycieli.
– Boisz
się, Malfoy? – zapytała przekornie, chcąc uzyskać trochę czasu
do namysłu.
– Spokojnie,
Granger – zaczął, jakby czytając w myślach Gryfonki. –
Masz czas do jutra; jeżeli się zdecydujesz, to przyjdź tutaj jutro
po obiedzie. Twoja nieobecność będzie się równać z twoją
odmową.
Hermiona
spuściła wzrok, zagryzając wargę. Chłopak patrzył na nią przez
chwilę, by zaraz opuścić obserwatorium, zostawiając ją pogrążoną
w swoich myślach.
*****
Zapach
świeżo zaparzonej kawy dotarł do wrażliwych nozdrzy dziewczyny.
Przymknęła mimowolnie powieki, wciągając upajającą woń czarnej
jak noc, parującej cieczy.
– Mój
bohater – mruknęła, otwierając oczy. Wzięła ostrożnie łyk
napoju, obejmując zmarzniętymi dłońmi gorący kubek.
– A czy
twój bohater może prosić o pomoc w napisaniu eseju?
Hermiona
spojrzała kątem oka na Harry'ego. Niepewny uśmiech na przystojnej
twarzy przyjaciela potrafił zmiękczyć każde serce, nie wyłączając
siedzącej obok szatynki. Gryfonka westchnęła cicho.
– Mógłbyś
któregoś pięknego dnia sam odrobić pracę domową i przynieść
mi ją jedynie, by się nią pochwalić?
– Ale
co byś wtedy zrobiła? Nie mógłbym ci odebrać tytułu Panny
Wszechwiedzącej. – Wybraniec rozłożył bezradnie ręce,
wywołując chichot koleżanki.
– Myślę,
że jakoś bym to przeżyła – powiedziała z czającym się
uśmiechem na ustach.
– Uwielbiam
wasze kłótnie.
Przeszywające
spojrzenie szmaragdowych oczu w połączeniu z uważnym
wzrokiem miodowych było zabójczą mieszanką. Nie wspominając, że
dla Neville'a to było za wiele. Zaokrąglona twarz chłopaka
poczerwieniała aż po czubki uszu, a czekoladowe oczy komicznie
się rozszerzyły.
– Prze-przepraszam...
– Nie
masz za co przepraszać, Neville. – Harry posłał szeroki uśmiech
w stronę chłopaka. Ten nie wydawał się być za bardzo
przekonany, więc dodał: – Nikt ci głowy nie urwie, jeżeli się
odezwiesz.
– Jesteś
naszym przyjacielem – dodała dziewczyna.
Neville
nic nie odpowiedział, uśmiechając się niepewnie.
– Chcesz
do nas dołączyć? Mam do napisania esej z zielarstwa,
a Hermiona nie podchodzi do tego
zbytnio entuzjastycznie – mruknął brunet, patrząc na wyżej
wymienioną osóbkę.
– Zamilknij,
póki ci życie miłe – ostrzegła, uderzając go delikatnie
w ramię.
– Pokój?
– Wiesz,
że jesteś na przegranej pozycji? – zapytała z pobłażliwym
uśmiechem.
– To
mały szczegół. – Wybraniec podrapał
się po karku. – To jak?
– Przemyślę
to, a teraz chodźmy do biblioteki! – wykrzyknęła, podnosząc
się gwałtownie z ławki. Upiła jeszcze ostatni łyk letniej
już kawy i spojrzała wyczekująco na chłopaków.
– Neville?
– zapytał Harry chłopaka, który
patrzył niepewnie na Hermionę.
– Tak?
– Mamy
jeszcze szansę na ucieczkę – szepnął konspiracyjnie, zakrywając
usta.
– Nie
macie – powiedziała bezlitośnie Gryfonka.
– Czy
tylko według mnie zabrzmiało to złowieszczo? – Chłopiec, który
przeżył, przełknął ciężko ślinę. Wymienił przerażone
spojrzenie z kumplem, który nie wiedział, jak zareagować.
– Chodź
i przestań błaznować. – Dziewczyna przewróciła oczami
i pociągnęła za ramię przyjaciela. – Ty, Neville, też
idziesz – krzyknęła, kierując się w stronę wyjścia.
Szatyn
spojrzał na plecy odchodzącej dwójki i nie mógł powstrzymać
uśmiechu. Cieszył się, że ma takich przyjaciół.
*****
Kilka
grubych ksiąg uderzyło głucho o drewniany blat biurka.
Neville popatrzył na woluminy, by powoli podnieść wzrok na
Hermionę.
– Jesteś
pewna, że będzie potrzebne aż tyle książek? – zapytał
niepewnie, wskazując na pokaźną wieżę.
– Książek?
Chyba cegieł – mruknął Potter, ale na szczęście został
zignorowany przez pozostałą dwójkę.
– Naprawdę
tak myślisz? – Dziewczyna
przekręciła głowę, zagryzając dolną wargę.
– To
oczywiste, że tak myśli – westchnął zielonooki, opierając
dłonią podbródek.
Neville
z wahaniem przytaknął. Ona spojrzała na nich, by opaść po
chwili ciężko na najbliższe krzesło. Potarła palcami skronie,
marszcząc delikatnie brwi.
– Może
i macie rację.
Szmaragdowe
oczy zwróciły się szybko w kierunku bladej twarzy Gryfonki.
– Ty
– powiedział Harry z naciskiem – przyznajesz komuś rację
bez wcześniejszej dyskusji?
– Możesz
przestać? – warknęła, nie odrywając dłoni od twarzy.
– Przepraszam
Pannę Wrażliwą – mruknął, przewracając oczami. – Co się
dzieje?
– Skąd
masz pewność, że coś się dzieje? Może jestem jedynie zmęczona?
– Teraz
już naprawdę zaczynam się zastanawiać, co się stało.
– Spokojnie.
– Hermiona uśmiechnęła
się słabo. – Gdyby to było coś poważnego, pierwszy byś o tym
wiedział.
– Nigdy
nie umiałaś kłamać.
– Czy
ty się zawsze musisz doszukiwać jakichś teorii spiskowych?!
– O,
teraz ci to przeszkadza?!
– Nie
kłóćcie się.
Szatynka
spojrzała na Neville'a. Mimo gorącego
rumieńca na pucołowatych policzkach
patrzył na pozostałą dwójkę
z powagą. Gryfonka przygryzła
wargę i uśmiechnęła się przepraszająco do Harry'ego.
– To
naprawdę nic poważnego. Nie masz się czym martwić.
– Boję
się o ciebie. – Było widać, ile kosztowały go te słowa. –
Jesteś taką moją młodszą siostrą.
– Jestem
starsza od ciebie – zauważyła.
– Mały
szczegół. – Harry wzruszył
ramionami, nie mogąc
nie odpowiedzieć przyjaciółce szerokim uśmiechem.
– Możemy
już wrócić do pracy? – wtrącił się Neville.
– Przepraszamy
– mruknął brunet i sięgnął
po najbliższą księgę.
Młoda
kobieta z uśmiechem obserwowała pracę przyjaciół. Z czystym
sercem mogła stwierdzić, że nie oddałaby tego za nawet największe
skarby świata. To oni sprawiali, że miała ochotę wstać z łóżka
i stawić czoła szaremu dniu. To oni sprawiali, że mogła
z uśmiechem jeść śniadanie, kiedy w gazecie pojawiały
się kolejne informacje o tajemniczych zgonach. To oni
sprawiali, że potrafiła zobaczyć jakiekolwiek światełko w wojnie
rozgrywającej się tuż za murami bezpiecznego zamku.
Niektórzy
mogliby stwierdzić, że Hermiona Granger była słabą osobą,
jedynie zawadzającą, która nie byłaby w stanie się przydać.
Ale czy ktokolwiek jest w stanie pozostać sobą i przetrwać
wojnę? Złudna nadzieja.
Niesamowite,
że nie jesteś potrzebny w wojnie, kiedy nie trzeba porzucić
człowieczeństwa i zamienić się w istoty gorsze od
najokrutniejszych zwierząt. Aczkolwiek to nie jest najsmutniejsze...
Jak odzyskać tę cząstkę siebie, kiedy wojna się zakończy? Jak
ją odszukać wokół ciemności?
Hermiona
zacisnęła powieki, ciesząc się, że jej twarz jest zasłonięta
przez szorstkie od zimna dłonie. Jak ona ma przetrwać? Nie była
w stanie sobie wyobrazić, że mogłaby utracić swoją słodką
niewinność. Patrzeć bez żadnych emocji na człowieka, w którym
życie wygasa niczym wątły płomień ukryty za grubą ścianką
słoika. Patrzeć, jak strumienie czerwonej krwi tworzą groteskowo
malowniczy obrazek, rozjaśniając ciemne korytarze pełne gruzów;
jak rumieńce powoli znikają z brudnych od kurzu twarzy,
ustępując miejsca bieli, która tym razem nie będzie kojarzona
z radością, a z oczu znika ten charakterystyczny
błysk, stają się puste. Martwe.
Miedź
rozpłynęła się na języku, kiedy cienka warga Gryfonki została
zbyt mocno przygryziona. To był jej sposób, by utrzymać emocje na
wodzy, nie zdradzić się i nie wybuchnąć, pozostając
pozornie spokojna jak te morze, zanim rozpęta się sztorm.
Dotychczas działało, ale zbyt wiele historii ludzkich było
opieranych na podobnym motywie, że przy zbyt mocnym przyciśnięciu
wszystkie myśli wymykały się spod nagle przeciętych więzów,
pozostawiając po sobie jedynie pustą skorupę. Hermiona naiwnie
wierzyła, że jej to nie dotyczyło. Nie dopuszczała nawet
zagubionej myśli, że jej mur mógłby chociaż odrobinę się
ukruszyć.
Szelest
przekręcanych stron przywrócił ją do rzeczywistości. Podniosła
głowę, ukazując nienaturalnie zarumienione policzki, i rozejrzała
się wokół. Harry skrupulatnie przepisywał któryś fragment
z książki, a Neville z delikatnym uśmiechem
zaczytywał się w kolejnym rozdziale poświęconym roślinom.
Nagle szatyn zmarszczył brwi i, przystawiając zgrubiały palec na
odpowiednią część tekstu, przekręcił
księgę i pokazał ją Harry'emu. Hermiona nie mogła nie
pozwolić, by na jej popękane usta wpłynął czuły uśmiech.
Wtem
rozbrzmiały dzwony, przyzywając uczniów do odpowiednich sal.
– Chyba
pierwszy raz się wyrobiłem z zadaniem – powiedział
z rozbawieniem wybraniec, wiążąc pergamin kawałkiem
szorstkiego sznurka. – Dzięki, stary, bez ciebie bym zginął.
– Ale
ja nic nie zrobiłem... – Cichy protest wydobył się spomiędzy
ust szatyna, dla którego abstrakcyjne linie na kamiennej podłodze
wydawały się w tamtym momencie, jakby były jakimiś
niezwykłymi dziełami sztuki.
Nagle
czyjeś delikatne ramiona otoczyły chłopaka. Zaskoczony podniósł
wzrok, by ujrzeć masę niepoukładanych, mahoniowych kosmyków,
które zdawały się mieć za cel, by zawładnąć jak największą
częścią przestrzeni.
– Jesteś
słodki, kiedy tak się zachowujesz – mruknęła Gryfonka,
odsuwając się od niego po chwili. Na jej malinowe usta wpłynął
piękny uśmiech, który mógłby być zapowiedzią rozkwitnięcia
wszystkich krwistych róż pławiących się w blasku radosnego
słońca, które byłoby w stanie przegonić nawet najmniejsze,
bieliste obłoki z nieboskłonu.
– Ja–ja...
– Do
zobaczenia! – krzyknęła i, nie przejmując się nagannym
spojrzeniem pani Pince, wybiegła z biblioteki, ciągnąc za
sobą Harry'ego.
– Do
zobaczenia – szepnął Neville.
Po
chwili szatyn pokręcił głową, jakby próbując wyrzucić myśli
ze swojej głowy, ale nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu
pojawiającego się na jego wąskich wargach. Podszedł do stolika,
chcąc zabrać swoją torbę smętnie wiszącą na poręczy fotela,
kiedy jego wzrok przykuł pojedynczy pergamin zwinięty w rulon.
Chłopak rozejrzał się w nadziei, że przyjaciele jednak
zostali lub przypomnieli sobie o zgubie, jednak nie zauważył
nikogo. Czując wzrastające poczucie winy, sięgnął po pergamin
i rozwinął go.
– „Sekrety
średniowiecznych artefaktów”... – W jego głosie
mimowolnie pojawiła się nuta zaciekawienia.
*****
– Wybitny
mam w garści.
Hermiona
nie mogła się powstrzymać i przewróciła oczami.
– Och,
dziękujemy ci, o wielmożny, że zechciałeś być tutaj
i rozmawiać
jedynie ze zwykłą sługą, która nigdy nie dorówna ci w wielkości
twej wiedzy. – Szatynka wykonała parodię ukłonu. – I nie
staraj się mnie przekonywać, że jest inaczej, o wszechwiedzący.
Twoja szczodrość i miłosierdzie czasem przeważają nad twoją
sprawiedliwością i uczciwością, a nikt nie chciałby, żebym
zapomniała, gdzie miejsce uniżonej sługi.
– Cieszę
się, że w końcu to zrozumiałaś – powiedział Harry,
przybierając na twarz zdeformowaną maskę wyższości. – A jeżeli
nie masz nic przeciwko, z chęcią bym teraz coś przekąsił.
– Tak
jest. – przyjaciółka wyprostowała się gwałtownie
i zasalutowała.
– Ile
wy macie lat? – Opryskliwy głos rozbrzmiał niedaleko nich.
Niska,
szczupła dziewczyna stanęła przed nimi, zaciskając usta w cienką
linię. Jej ciemne, duże oczy wydawały się nie mieć dna,
upodabniając się do czarnych, głębokich tuneli. Delikatne
zmarszczki wokół ust, uwydatniły się jeszcze bardziej, kiedy na
delikatnie zaróżowioną, okrągłą twarz wpłynął grymas
obrzydzenia. Krucze, proste włosy zostały upięte w wysoki kucyk,
z którego uwolniło się parę nieposłusznych kosmyków.
Zielono – srebrny krawat mocno zawiązany pod szyją aż nadto
rzucał się w oczy, sprawiając, że wyglądała jeszcze bardziej
dostojnie i władczo. Gryfon nie mógł powstrzymać myśli, że
bez tego grymasu Parkinson byłaby całkiem ładna.
– Och,
przepraszamy, Pansy,
nie zauważyliśmy cię – powiedziała uczennica domu Godryka
Gryffindora, starając się ze wszystkich sił, by w jej głosie nie
pojawiła się nawet najlżejsza nutka sztuczności.
Brunetka
spojrzała tylko na nich z politowaniem i, podnosząc wysoko
podbródek, przeszła obok, skręcając do Wielkiej Sali.
– Nie
lubię jej – mruknęła dziewczyna.
– A
to ci nowość. – Harry nie mógł powstrzymać chichotu, który
bezlitośnie wyrwał się z jego gardła.
– Czy
twój humor nigdy się nie psuje?
– Jestem
synem jednego z czterech Huncwotów. – Potter wzruszył
ramionami. – Śmiech mam zakodowany w genach.
– Hermiona...?
– Nieśmiałe pytanie zdziwiło szatynkę, że nawet nie zdążyła
rozpoznać znajomego głosu, kiedy ognistorude włosy zawładnęły
nad ciemnością korytarza.
– To
może ja was zostawię – powiedział brunet, znikając w tłumie
uczniów spieszących się na obiad.
– Możemy
porozmawiać? Na osobności? – dodał Ron, nie ukrywając
zdenerwowania w swoim głosie.
– Tak
– odpowiedziała ostrożnie Hermiona, uważnie obserwując byłego
przyjaciela.
Rudzielec
próbował się uśmiechnąć, ale gdy z jego ust uformował się
jakiś dziwny grymas, zrezygnował i zamiast
tego ruszył korytarzem, nie pozostawiając stojącej dziewczynie
wiele do wyboru. Skręcili za rogiem w jeden z odłamów
korytarza i zatrzymali się przed solidnymi, dębowymi drzwiami.
Żeliwne nawiasy skrzypnęły lekko za nimi, zamykając się z
głuchym dźwiękiem. Ona usiadła na najbliższej ławce
i skierowała swoje miodowe oczy na jego poczerwieniałą
twarz.
– Dlaczego
mnie tu przyprowadziłeś? – Gryfonka stwierdziła, że nie będzie
mu niczego ułatwiać.
– Bo...
Hermiono, widzisz, ja... – jąkał się chłopak, próbując
uporządkować myśli. Nagle wszystkie przemowy, które wcześniej
tak skrupulatnie ćwiczył wyparowały z jego głowy,
pozostawiając jedynie niezmierzoną pustkę.
Szatynka
popatrzyła na niego przez chwilę i uśmiechnęła się z
rozczuleniem, czego rudzielec nie zauważył. Zanim przeszła przez
próg tamtej sali, obiecała sobie, że się nie złamie, ale...
tęskniła za nim. I nie mogła powstrzymać rozkosznego ciepła
rozpływającego się po jej ciele, które dodawało jej skrzydeł.
Dziewczyna stwierdziła z dziwnym smutkiem, że mogłaby unieść
się w stronę nieba, podziwiając te wszystkie cuda natury
rozcierające się pod jej stopami, kierując się w stronę
niezmierzonych jeszcze krańców ziemi i krzyczeć aż do utraty
głosu. Niesamowite, że potrafiła mu wszystko przebaczyć, te
miesiące tępego bólu w sercu, te noce pełne kryształowych łez
czy dnie ze sztucznym uśmiechem na ustach. Wszystko, byle był znowu
„ich”.
– Ron?
– Uśmiechnęła się szerzej. – Weź głęboki wdech i zacznij
od początku.
Piegowate
policzki komicznie się nadymały, a orzechowe oczy schowały
się za bladymi powiekami. Wydawało się, jakby Gryfon z całych
sił starał się zignorować tworzące się napięcie i spokojnie
powiedzieć to, co dawno powinno zostać powiedziane.
– Bo
widzisz... – Ron przerwał na moment, by zaraz z jego
ust wydostał się niekontrolowany potok słów. – Lavender
jest piękną dziewczyną, ale jest nudna, a ty, chociaż nie
dorównujesz jej urodą, bo bądźmy szczerzy, twoje włosy są
tragiczne, masz jakieś inne zainteresowania. Czasem jesteś jednak
przemądrzała, uważasz, że umiesz wszystko najlepiej...
Hermiona
czuła, jak z każdym kolejnym słowem słoneczna mgiełka
znikała z jej umysłu, przez co krwista czerwień gniewu
zaczęła się panoszyć. Nie mogła uwierzyć, że zamiast ją
przeprosić, on wymienia jej wady, w dodatku porównując do
Lavender!
– … gdybyś
tylko umiała czasem słuchać, może potoczyłoby się to inaczej...
– Czekaj
– przerwała mu, nie wierząc własnym uszom. – Obwiniasz mnie za
tą sytuację?
– Eee...
– Była to jedyna reakcja zdezorientowanego chłopaka.
– Po
co mnie tutaj przyprowadziłeś? Jeżeli tylko po to, by wytknąć
moje błędy, które, nie wspominając, są o wiele mniejsze od
twoich, to wybacz, ale pójdę zjeść obiad – ostrzegła,
zeskakując z ławki. Otrzepała się z niewidzialnego pyłku
i skrzyżowała ręce na piersi.
– Nie!
– krzyknął Ron, machając gwałtownie dłońmi, jakby próbując
ją odwieść od tego pomysłu. Ona jedynie uniosła brwi. – To
wszystko poszło nie tak... Chciałem powiedzieć, że gdybyś
spojrzała czasem w dół i nie unosiła się, wtedy
zauważyłabyś może, że ja...
– Przepraszam
Ron, ale to dla mnie za wiele. – Dziewczyna zadarła wyżej głowę,
patrząc prosto w orzechowe oczy, których pierwszy raz nie
potrafiła odczytać. Pokręciła delikatnie głową, jakby
z rozczarowaniem, i ruszyła w stronę drzwi. – Mam
nadzieję, że kiedyś coś zrozumiesz i wrócisz.
– Hermiono...
– Cichy szept chłopaka został jednak zagłuszony przez głośny
trzask drzwi.
Gryfonka oparła
się ciężko o drzwi, badając przez chwilę opuszkami palców
szorstką fakturę dębowego drewna i chłód żeliwnych
zawiasów. Wypuściła powoli powietrze, zdając sobie nagle sprawę,
jak długo je wstrzymywała. Jednocześnie poczuła, jak
rozczarowanie uderzyło w nią, dodając kolejną bliznę na jej
sercu. Z wysiłkiem wygięła usta w dziwnej imitacji
uśmiechu i zaczęła iść w głąb korytarza, zapominając
o brzuchu, który coraz głośniej domagał się posiłku,
a został zagłuszony przez szum rozlewającej się ciemności.
Dziewczynie wydawało się jakby to ona pochłaniała całe
szczęście, stając się przez to jeszcze silniejsza i mocniejsza.
Jakby wszystko straciło nagle barwy, a czerń zdała się
wygrać zaciekły pojedynek, przez co mogła zasiedlić umysł
Hermiony wszelkimi jej odcieniami.
Szatynka
nawet nie zorientowała się, kiedy zatrzymała się przed nagą,
kamienną ścianą. Jedynie pochodnia paląca się u sufitu dodawała
trochę ciepła korytarzowi na trzecim piętrze. Jej wątły płomień
zdawał się nie marzyć o niczym innym, jak tylko zgasnąć
i dać się pochłonąć rozpościerającej się ciemności,
jednak dzielnie walczyła o każdą sekundę. Nagle zawiał
mocniejszy wiatr, niosąc dziwny szept, ostatnie tchnienie, które
zdmuchnęło płomień. Wraz ze zniknięciem złocistej łuny chłodny
kamień stał się zimniejszy, upodobniając się do iskrzącego
śniegu panującego za oknem, a cisza sprawiła, że korytarz
wypełnił się mrokiem niepokojącym ludzkie dusze. Nawet głuche
trzaśnięcie drzwiami nie podołało, by przywrócić dawne
światło.
*****
– Jesteś.
Męski
głos dochodził zza pleców Hermiony. Ta podskoczyła lekko
i obejrzała się, by ujrzeć wysokiego blondyna. Patrzył na
nią z dziwnym blaskiem w oczach przypominający nadzieję,
ale zbyt małym i niesfornym by dokładnie to stwierdzić.
Szatynka odłożyła powoli książkę na półkę i podeszła
parę kroków bliżej chłopaka.
– Jestem
– przytaknęła.
Kąciki
ust Draco
uniosły się prawie niezauważalnie.
*****
I
jestem! Nie
wiem czy mam być z niego zadowolona. Niektórymi momentami pisałam
na siłę, a pozostałymi
przez wenę. Wcześniej chciałam, żeby rozdział zakończył się w
inaczej, ale stwierdziłam,
że tak będzie lepiej. I, żeby nie trzymać Was w napięciu,
zdradzę, że teraz ruszymy z akcją,
a nasi główni bohaterowie zaczną się powoli lepiej traktować. Jak
zwykle proszę o komentarze! Dla Was to jest chwila, a dla
mnie godziny szczerego uśmiechu, który napędza mnie do pisania. :)
Ron jest totalnym durniem. To co powiedział było tragiczne i nawet nie wiem, jak on może sobie nie zdawać z tego sprawy. Na miejscu Hermiony natychmiastowo chlasnęłabym go w twarz i zostawiła samego, nawet nie tłumaczyłabym mu dlaczego.
OdpowiedzUsuńMówisz, że niedługo zobaczymy, jak Draco i Hermiona traktują siebie nieco lepiej i w sumie to dobrze dla ich relacji, ale ja tak lubię, jak oni ze sobą walczą, to jest takie urocze. W każdym razie czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam.
/a-window-to-the-past/
Ron jest głupcem, jestem ciekawa co wyniknie z współpracy Hermiony i Draco :D Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i życzę dużo weny ;* ola
OdpowiedzUsuńObiecałam, że jestem i... jestem.
OdpowiedzUsuńPo perypetiach, ale udało mi się :)
Mam nadzieję, że Ron znormalnieje. Jakkolwiek to jest bardzo w jego stylu, to w kanonie najbardziej ujął mnie, gdy uratował Harry'emu życie i wrócił do ich tria.
Podziwiam Hermionę, że zna łacinę, wiem, jak to boli...
Ściskam Cię mocno i mam nadzieję, że nowy rozdział niedługo!
M.
milosc-dopadnie-cie-i-tak.blogspot.com
Super! ;*
OdpowiedzUsuńCzekam na wiecej!! :D
UsuńJestem, wróciłam i mam nadzieję, że będę już ze wszystkim na bieżąco <3
OdpowiedzUsuńW większości fanfictions panuje reguła, że aby być oryginalnym, należy jak najbardziej uciec od kanonu. Ty jednak łamiesz tę zasadę, udowadniając, iż kanon wcale nie jest taki zły, tylko trzeba nim umiejętnie poprowadzić.
Uwielbiam Twoją twórczość przede wszystkim dlatego, że jest ona dopracowana we wszystkich szczegółach. Mam wrażenie, że cała historia jest dokładnie zaplanowana, a postacie są tak barwne i realistyczne, jakby wzięte żywcem z oryginału Rowling. Może dlatego, że całość jest tak szczegółowa, w oczy rzucają mi się drobne niuanse. Od razu powiem (może Cię nie pocieszając): zwykle nie skupiam się na ortografii, interpunkcji i tym podobnych. Jednak to, co pospiesznie zauważyłam, muszę poprawić:
W poprzednim poście na samym, samiutkim końcu napisałaś ,,okres czasu". Jest to błąd logiczny, regularnie popełniany przez wszystkich Polaków, polegający na tym, że okres to już jest synonim czasu, więc to tak, jakbyś napisała ,,czas czasu". Tak samo jest z ,,miesiącem czasu", ,,godziną czasu" itp. [mówiłam, że to niuanse!].
Z błędami na razie tyle, raczej nie będę często ich wyłapywać (chyba że chcesz...). Skupię się głównie na fabule.
Zauważyłam, że akcja trochę zwolniła, to dobrze. Powinnaś tak dalej trzymać i na razie jej nie przyspieszać.
Ładnie rozwiązałaś sprawę z Ronem. Ja go uwielbiam i boli mnie, jak we wszystkich fanfictions robiony jest na potwora bez serca. Już bałam się, że brutalnie porzuci Hermionę (najlepiej ją gwałcąc po pijaku...), ale na szczęście tak nim pokierowałaś, że wyszedł po prostu na głupka (i mam nadzieję, że później zrozumie swój błąd! :D).
Neville i Harry nie zostali porzuceni na rzecz Dramione, brakuje mi tylko Ginny, Luny i nauczycieli ;)
Ale ja Ci słodzę :* Mam nadzieję, że to zmotywuje Cię trochę do szybszego pisania. W zasadzie jedyną wadą tego bloga jest to, że rozdziały nie pojawiają się codziennie <3
Pisz, pisz, życzę Ci dużo weny!
Ale mi Ciebie brakowało! ❤
UsuńJeżeli widzisz jakieś błędy, to się nie krępuj i pisz! I dzięki, że zauważyłaś, już lecę to poprawić. ;)
Akcja teraz będzie się ciągnąć - chcę jak najlepiej opisać powolne rozwijanie się ich relacji. Nie chcę też się za szybko z tym opowiadaniem rozstawać, więc musisz się przygotować na ślamazarną akcję. :D
Ginny będzie w następnym rozdziale, a Luna... Powiedzmy, że mam już do niej pewne plany. ;)
Chciałabym, naprawdę chciałabym, by rozdziały pojawiały się częściej, ale po prostu nauczyciele chyba myślą, że my nie powinniśmy mieć zbyt wolnego czasu. :/
Dziękuję, naprawdę dziękuję za komentarz. Biorę się już do pisania! ❤
Cassie! Pisz szybciej, no bo naprawdę... :)
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno :)
Brawo Ron, rozegrałeś to po mistrzowsku. Na miejscu Hermiony również bym się wkurzyła. Za to Harry jak zwykle powalający. Lubię go takiego beztroskiego i radosnego. Rozdział całościowo również bardzo mi się podoba. Hermiona i czarna magia? Będzie się działo.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
„skrobiąc się końcówką pióra po policzku” — yyy, w sensie tą ubrudzoną w atramencie, służącą do pisania? O.o
OdpowiedzUsuńUważaj też na konstrukcje zdań. Ciągłe używanie imiesłowu przysłówkowego jest męczące do czytania: „Przekręciła kartkę, marszcząc delikatnie brwi. – Chyba już mam – mruknęła, dopisując coś na do połowy zapisanym pergaminie. Po chwili pokiwała głową, czując napływający uśmiech satysfakcji, kiedy postawiła ostatnią kropkę”.
„Obezwładniały, dając złudne poczucie wolności, by po przekroczeniu granicy, zorientować się, że nie ma powrotu” — gdzieś Ci się gramatyka zapodziała w tym zdaniu.
„Mrok rozpowszechni się po całym ciele, gnieżdżąc się w sercu i umyśle, więżąc je w stalowych celach, zabierając tym samym jakiekolwiek źródło zbawiennego światła” — a tu nagle mieszasz czasy.
„Założyła niesforny, mahoniowy kosmyk za ucho, machinalnie zaciskając pięści” — niesforny kosmyk, czekałam na niego! <3 :D
Fajnie, że złapałaś Hermionę na „haczyk” wiedzy. To w zasadzie jedyne wytłumaczenie, które jest do przyjęcia w tym temacie, choć i tak dość chybotliwe… No ale usprawiedliwiam tu pewną nieścisłość tym, że jednak Mionka już wgłębiła się w treść książki i czarna magia mogła ją trochę omotać.
„Szatyn spojrzał na plecy odchodzącej dwójki i nie mógł powstrzymać uśmiechu. Cieszył się, że ma takich przyjaciół” — wg wywiadu z JKR, Neville jest blondynem (http://www.accio-quote.org/articles/2000/1000-npr-adler.htm)
Korzystając z tego, że do tego rozdziału mam trochę mniej uwag, muszę podzielić się jedną refleksją odnośnie Twojego stylu pisania. Mogę sobie – oczywiście przyjacielsko – trochę brechtać nad opkowatością pierwszych rozdziałów, mogę chichotać nad patetycznymi opisami, ale muszę Ci oddać to, że jak na pierwsze opko w życiu (w sumie nie wiem ile masz lat, więc do wieku się nie odniosę), Twój opek jest napisany ładnym językiem. Powtórzenia zdarzają się sporadycznie, słownictwo masz bogate, zdania konstruujesz ładne. Serio, serio.
„– Tak jest. – przyjaciółka wyprostowała się gwałtownie i zasalutowała” — „przyjaciółka” wielką literą.
– Ile wy macie lat? – Opryskliwy głos rozbrzmiał niedaleko nich.
„Zielono – srebrny krawat mocno zawiązany pod szyją aż nadto rzucał się w oczy” — tutaj dywiz, nie półpauza.
„Dziewczyna stwierdziła z dziwnym smutkiem, że mogłaby unieść się w stronę nieba, podziwiając te wszystkie cuda natury rozcierające się pod jej stopami, kierując się w stronę niezmierzonych jeszcze krańców ziemi i krzyczeć aż do utraty głosu” — yyyy, czy ona się naćpała?
Hahaha, Ron mistrz taktu. <3 Uwielbiam go! Świetna scena, tak btw.
Zakończenie rozdziału jest ładne. To chyba pierwsza scena Hermiona/Draco, która sugeruje coś więcej, a jest tak wiesz, od początku do końca ładnie, z taktem opisana. Brawo!
yyy, w sensie tą ubrudzoną w atramencie, służącą do pisania? O.o
UsuńW sensie tym końcem, co się trzyma. xD Jak masz lepsze określenie, śmiało wal.
niesforny kosmyk, czekałam na niego! <3 :D
Oj, kosmyk się pojawia do dziś, więc jeszcze go znienawidzisz. xD
I łooo, Neville jest blondynem? To co mu się stało w filmie? xD Chociaż dobra, nie czepiam się, w końcu Harry stracił kolor tęczówek, a Ginny charakter.
yyyy, czy ona się naćpała?
To będzie głupie, ale nie mam pojęcia, o kim mowa. xD
I btw mam skończone szesnaście latek. :D Ale dziękuję, w końcu się starałam, żeby to było całkiem zdatne do czytania.
Nie no, bardziej się zastanawiam, kto się tym drapie. To jakby się drapacze rysującą częścią długopisu.
UsuńJak to nie masz pojęcia o kim mowa?
*drapać, słownik mnie zdradził :c
UsuńJa się tym drapię! Dobra, może nie tyle co "drapię", a... Nie no, "drapię" jest najlepszym słowem na to.
UsuńZnaczy chodziło mi, że nie byłam w stanie ogarnąć, o kogo chodzi po samym opisie. Bo, cholera, nikt tam nie latał. I takie zdziwko, że to było takie caaałkowicie metaforyczne.
Ale przecież to brudzi! Długopis można zamknąć, ale jednak przy piórze zawsze jest ryzyko, że zaschnięty tusz zasyfi twarz.
UsuńA, no i tak - Nev jest blondynem. Dlatego też mój Nev jest blondynem i wszyscy bioro go za Malfoya na moim szabloniku. No i potem ciężko jest pisać sceny Nev/Malfoy, bo cholera jasna - oba Ślizgony, ona blondyny, oba chłopaki. Nic tylko się pociąć mydłem w płynie.
Zaschnięty tusz może się jedynie zdrapać, raczej nie zabrudzi tak, by trzeba się było szorować. Chyba. Nie, raczej nie ma szans.
UsuńPierwszy raz, jak zobaczyłam szablon, to myślę se: aha, szykuje się opko o Harrym, Hermionie jako Krukonce, Ginny? w Hufflepuffie i Malfoyu - to będzie ciekawe. I nie! Nie tnij się! Bo kto będzie pisał rozdziały? I dalej komciał? Jeszcze se przetniesz, co nie trzeba, i tyle z tego wyjdzie. Ale fakt, możesz się posłużyć jedynie imieniem bądź nazwiskiem. Może jeszcze jakaś ksywka, ale z tym bym była ostrożna (chyba że zrobisz z Neville'a nowe wcielenie Diabła).
No, ja mam tłusty ryjek, mi by się tusz rozmazał na pół twarzy, ale takie uroki natury. XD
UsuńNo, no, Draco będzie Smoczkiem, a Neville Śliniaczkiem.