Rozdział jedenasty

Cichy skrzyp jednej z wielu kanap rozbrzmiał w zagrodzonym pomieszczeniu. Draco zacisnął palce na płowych włosach, czując, że jeszcze chwila i zacznie wrzeszczeć. Przepełniała go bezsilność wymieszana z jarzącą się na czerwono wściekłością. Nie wiedział, co sobie myślał, idąc na współpracę z Granger. Przecież w głębi serca...
Jakiego serca? Blondyn miał ochotę roześmiać się histerycznie.
– Co ja robię? – przepełnione słabością słowa opuściły jego usta.
Nagle ramiona opadły, sylwetka się jakby skurczyła, a na zwykle nieprzeniknionej twarzy pojawił się wzburzony ocean emocji. Rozdział poświęcony w książce, którą znalazł w obserwatorium, nie dał mu nic, nawet najmniejszej podpowiedzi, co do działania szafki i jej ewentualnej naprawy. Jedyne, co zrobiła, to nagromadziła wszelkie wątpliwości, dotyczące tajemniczych konsekwencji w przyszłości, a i na nich autor szczędził informacji.
Srebrzyste oczy rozejrzały się po pomieszczeniu, zatrzymując się dłużej na misternie zdobionej szafie. Wykonana była z ciemnego drewna, tak ciemnego, że nie można było nawet odróżnić pojedynczych słoi. Przewyższała go o dobre parę centymetrów, a on mógł się poszczycić pokaźnym wzrostem. Wokół niej utworzono idealne koło, mierzące około metra. Za pierwszym razem zaskoczył go ten niespotykany widok, ale kiedy zbliżył się, usłyszał coś dziwnego. Jakiś szept, który nasilał się za każdym razem, kiedy podchodził do czarnych drzwi. Nawet teraz, mimo że siedział na kanapie, która była oddalona o dość dużą odległość, mógł wychwycić wątły syk, przez który dostawał dreszczy.
– Musisz się nieźle bawić, co nie? – zapytał zgryźliwie w eter, chociaż nawet nie wiedział, po co się wysilał, jeśli i tak nikt go nie słyszał.
Dziedzic Malfoyów wstał nagle, czując rozpacz, rozszarpującą jego duszę. Od kilku miesięcy zaczynał doświadczać tylu sprzecznych emocji, ilu nie poznał przez całe swoje wcześniejsze życie. Mieniły się jak w kalejdoskopie, nie potrafił nad nimi zapanować i jedynie lekcje ukrywania uczuć za nieskazitelną maską od jego ojca pozwalały mu na jako-takie funkcjonowanie.
W dalszym ciągu nie potrafił zrozumieć, jak jedno wydarzenie mogło zmienić jego życie bezpowrotnie. Zaczął sobie zdawać sobie sprawę z istnienia rzeczy, które dawniej skutecznie ignorował. No bo jak wytłumaczyć fakt, że zaczął inaczej spostrzegać swoich niegdysiejszych wrogów? Nawet nie potrafił się wysilić, by ich nienawidzić tak, jak wcześniej. Czuł jedynie zazdrość, że mieli wolność. Chociaż nie był do końca pewien, czy taki Potter miał prawo doświadczyć tego luksusu. Był powiązany z tą wojną już od najmłodszych lat. Musiał przyznać, że presja zbawienia świata niejednego doprowadziłaby do szału. Oczywiście, nie oznaczało to, że w jakimkolwiek stopniu zaczął tolerować Bliznowatego. Był tak samo naiwny czy emocjonalny i zdawało się, że nie zamierzał nic z tym robić.
Ciszę przerwały dźwięczne uderzenia zegara, zwiastujące godzinę osiemnastą. W pierwszym odruchu miał ochotę wyjść i udać się na trzecie piętro, ale zaraz się opanował. Przecież pakt z Granger już go nie zobowiązuje. Ale zamiast odetchnąć z ulgą, Ślizgon czuł rozczarowanie. Co tu dużo mówić, przyzwyczaił się do myśli, że spędzał wieczory z Gryfonką. I nie mógł się za to nienawidzić, choćby nie wiadomo jak próbował. W pewien sposób zaczął ją tolerować, chociaż nadal niezmiernie go wkurzała. Zwłaszcza kiedy nie potrafiła powstrzymać swojej ciekawości na wodzy.
Co mu strzeliło do głowy, by zwierzyć się jej ze swoich myśli? Ach... Co za głupie pytanie, przecież doskonale wiedział, jaki był tego powód. Bał się jednak, że jeżeli wypowiedziałby choć część swoich nowych poglądów, utworzyłby się ogromny mur pomiędzy nim a jego przeszłością. Wszystko runęłoby niczym zamek z kart, a dla Draco nie zostałoby już nic. Dlatego trzymał się kurczowo tego, co znał, nie patrząc na ostre kolce, które boleśnie go raniły. Chciał trwać w tym czymś, co było może dość marną, ale jednak namiastką jego wcześniejszego życia.
Nagle poczuł coś mokrego na policzkach. Podniósł drżące dłonie na wysokość twarzy, nienawidząc się za swoją słabość. Poczuł, jakby coś w nim pękło. Ze wściekłością, lśniącą w oczach, zaczął pocierać twarz bawełnianymi mankietami. Nie zważał na to, że skóra zaczęła go piec z każdym kolejnym mocniejszym pociągnięciem. Miał nadzieję, że chociaż odrobina fizycznego bólu pomoże mu przegonić niewygodne myśli.
Coraz bardziej odczuwał presję czasu, który ciągle zerkał na niego kpiąco, jakby mówiąc: „Zdążysz?”.
Sam nie wiedział, w którym momencie z jego ciała wydobył się szloch. Wiedział tylko, że umrze. A z nim cała jego rodzina. Nie miało już znaczenia, że pogardzał swoim ojcem. Ktoś kiedyś powiedział, że kocha się kogoś raz, ale na całą wieczność. A on kochał Lucjusza, mimo że ten przyczynił się do ich zguby. Nie wspominał już o matce, za którą był gotów oddać życie.
Musiało minąć kilkanaście minut, by jego oddech się unormował. Podniósł głowę, zdając sobie sprawę, że siedzi na podłodze koło kanapy. Wypuścił ciężko powietrze, przymykając delikatnie powieki, by zaraz je otworzyć, ukazując na powrót nieprzeniknione, stalowe oczy. Jeden ruch różdżką i twarz pokryła cienka warstewka magii, która skrzętnie ukryła zaczerwienione policzki. Młodzieniec powoli wstał, otrzepując się zaraz z niewidzialnych pyłków. Uniósł wyżej podbródek, po czym wyszedł z pomieszczenia.
Po chwili dołączyli do niego dwaj uczniowie, którzy prędzej przypominali miniaturowe wieloryby niż nastolatków. Draco zdawał sobie jednak sprawę, że tylko oni byli w stanie mu pomóc, nie zadając przy tym żadnych pytań, na które nie był skory odpowiadać. Akurat w tamtym czasie dziękował bóstwom, że zlitowały się nad chociaż na tyle, by podarować mu takich półgłówków, którzy wykonywali jego rozkazy bez zająknięcia.
W ciszy przemierzyli korytarze, co chwilę mijając jakichś uczniów, spieszących do dormitoriów. Wreszcie stanęli przed gładką ścianą i w sekundzie wypowiadania hasła do Pokoju Wspólnego Slytherina młody chłopak poczuł za sobą czyjąś obecność. Leniwie odwrócił się, mając na ustach kpiący uśmiech, który lekko przygasł, gdy jego stalowe oczy spotkały się z innymi, onyksowymi.
– Czy mógłbym pana prosić do mojego gabinetu? – zapytał Mistrz Eliksirów, chociaż w jego głosie zabrzmiała rozkazująca nutka.
Młodzieniec jęknął w duchu, ale na zewnątrz jego twarz pozostała nieskazitelna. Kiwnął delikatnie głową, mówiąc do Crabbe'a i Goyle'a:
– Nie czekajcie na mnie.
Chwilę potem ruszył za starszym mężczyzną, wsłuchując się w monotonny stukot obcasów swoich butów. Dał się poprowadzić przez kolejne kondygnacje schodów, by zaraz zatrzymać się przed dębowymi drzwiami, znajdującymi się dość niedaleko od sali Obrony Przed Czarną Magią.
– Proszę wejść, panie Malfoy – zaprosił go profesor.
Przeszedł pewnym krokiem przez próg pomieszczenia, chociaż czuł coraz bardziej niespokojne bicie serca. Nie rozglądając się, usiadł na ciemnym fotelu, stojącym na wprost biurka.
– Może chcesz coś do picia? – zza jego pleców rozległ się głos, któremu towarzyszył szczęk szkła.
– Wodę – mruknął szczątkowo, przyglądając się rozległym słojom, widocznym na drewnianym meblu.
Severus po chwili usiadł naprzeciwko niego, podając mu szklankę, a samemu upijając łyk czarnej kawy z ceramicznego kubka.
– Zauważyłem, że ostatnio zacząłeś mnie unikać – przerwał ciszę mężczyzna, obserwując przenikliwie swojego podopiecznego. – Nie rozumiem tylko dlaczego. Na początku pomyślałem, że czujesz się zagrożony, ale jest to tak absurdalna myśl, że szybko ją odepchnąłem.
– Nie unikam pana – odpowiedział, zaciskając palce na chłodnej powierzchni szkła, co chyba zauważył profesor, bo zmrużył delikatnie oczy.
– Nawet teraz ograniczyłeś się do zdawkowych zdań, które są skierowane do pana profesora a nie wuja, który wychował cię od kołyski – ciągnął dalej, nie zważając za migające emocje w oczach podopiecznego. – Chciałbym wiedzieć, co się stało?
– Wiesz doskonale, co się stało, nie musimy prowadzić tego głupiego przesłuchania pełnego kurtuazji, wuju – słowa wymsknęły mu się spomiędzy ust, zanim zdołał je dokładnie przemyśleć.
– Zdawałeś sobie sprawę, że kiedyś nadejdzie moment, w którym poprzesz poglądy swojego ojca – odparował Snape, patrząc na niego badawczo. – Chyba że jesteś naprawdę tak głupi i sądziłeś, że to wszystko jakoś cię ominie.
– Ja... – przełknął ciężko ślinę, czując, jak jego gardło zaciskała stalowa obręcz. Nie było sensu udawać niewzruszonego, jeżeli onyksowe oczy były w stanie przejrzeć każdą jego maskę. – Miałem nadzieję, że przyjdzie to o wiele później – wyszeptał w końcu.
– Powinieneś być dumny, możesz się wykazać przed Czarnym Panem, zdobyć jego szacunek już w tak młodym wieku. Masz też szansę odbudować reputację swojego nazwiska – dodał z wahaniem, jakby nie był pewien reakcji swojego ucznia.
Przez twarz chłopaka przebiegł jakiś cień, jednak gdy się odezwał, jego głos brzmiał nadzwyczaj stanowczo:
– Proszę się nie martwić o moją rodzinę, to tylko drobna niedogodność i jeśli pan pozwoli, wrócę do dormitorium.
Severus wstał, może zbyt gwałtownie, ale nie chciał, by ta rozmowa tak się zakończyła.
– Poczekaj, Draco, nie przystoi odchodzić, kiedy druga osoba ma jeszcze coś do powiedzenia.
– A jeżeli niewiele mnie obchodzi, co ta druga osoba ma do powiedzenia? – wyrzucił z siebie z wyczuwalną wściekłością.
– Nie rozumiesz, że chcę ci pomóc? – wycedził Snape, z trudem hamując się przed nawrzeszczeniem na podopiecznego. – Sam nie dasz sobie rady, a Czarny Pan nie musi o tym wiedzieć.
– Poradzę sobie, dziękuję za troskę, ale jest ona zbyteczna.
– Widzę, że wolisz wierzyć w swoje słodkie i jakże naiwne kłamstwa – zauważył szyderczo mężczyzna, przeciągając głoski.
– Och, niech się pan nie trudzi, nie przybiegnę do pana po radę, bo wiem, że nie robi pan tego bezinteresownie. Pewnie tylko czeka pan na odpowiednią okazję, by mnie pogrążyć, dzięki czemu mógłby pan wspiąć się wyżej w hierarchii – odrzekł, a chłód w jego głosie zaatakował stojącego profesora, który na jego słowa pochylił się mocniej w jego stronę.
– Nie muszę nic robić, bo sam się pogrążasz, spotykając się z mugolaczką.
Błysk strachu zawitał na krótką chwilę w srebrzystych oczach, co nie zostało niezauważone przez Severusa. Jego cienkie wargi wykrzywiły się w uśmiechu.
– Sądziłeś, że nikt nie zauważy twoich potajemnych schadzek z Granger? Nie wnikam, co podczas nich robicie, ale powinieneś być o wiele ostrożniejszy. W końcu nie wiesz, kto czyha za rogiem – zakończył i wskazał dłonią na drzwi. – Możesz iść i pamiętaj, że nie jestem twoim wrogiem.
– Do widzenia – odrzekł mechanicznie Dracon, kierując się w stronę drzwi. Zatrzymał się jednak na progu i odwrócił się, a na jego twarzy lśniło coś dziwnego. – Czy każdy ma prawo na przebaczenie?
– Pytasz nieodpowiednią osobę – odpowiedział na to Mistrz Eliksirów, ale dodał po chwili zastanowienia: – Jeżeli tego potrzebuje, to tak.
Młodzieniec kiwnął głową, nie wiedząc dokładnie, co chciał tym przekazać, i wyszedł. Kąciki ust podniosły mu się delikatnie.

*****

– Jakim cudem grasz lepiej ode mnie w szachy? – zapytała Hermiona, marszcząc brwi nad szachownicą. – Według wszelkich praw logiki powinno być odwrotnie.
– Grałem z Ronem od jedenastego roku życia, kiedy ty pracowałaś nad ocenami – odmruknął Harry, pocierając dłonią podbródek. – Ale z każdą następną partią wychodzi ci to coraz łatwiej i myślę, że to tylko kwestia czasu, aż zapiszesz sobie kolejną rzecz na listę „W czym jestem najlepsza?”.
Szatynka roześmiała się lekko na jego słowa.
– Dziękuję, że aż tak we mnie wierzysz, ale to raczej szczęście początkującego niż prawdziwy talent.
– To teraz na „głupiego” mówi się „początkującego”? – droczył się chłopak, zabierając przy tym kolejną figurę. – Szach mat, Molu Książkowy.
– Nie ciesz się tak tym zwycięstwem, zaraz przekonasz się, na co stać Mola Książkowego – ostrzegła i uśmiechnęła się niebezpiecznie.
– Powinienem się bać? – parsknął, rozkładając na nowo pionki.
– Na twoim miejscu uciekałbym stąd, gdzie pieprz rośnie – jakiś głos rozbrzmiał obok nich, wyręczając ją od odpowiedzi.
– Ron? – zdziwił się Potter, mimowolnie zerkając na nagle pobladłą przyjaciółkę. – Co tu robisz?
– Podejście numer dwa? – zawahał się, a niepewność zajaśniała w orzechowych oczach. – Możemy porozmawiać? – zwrócił się do dziewczyny, która zauważalnie zamarła. – Oczywiście, jeżeli nie chcesz... – urwał, kiedy zobaczył, jak pokręciła głową.
– Nie, znaczy tak, możemy porozmawiać – powiedziała, chociaż rozum krzyczał, by była rozsądna i nie raniła siebie jeszcze bardziej.
– Może pójdziemy do dormitorium? – zaproponował, walcząc z rumieńcem, który zawładnął nad piegowatymi policzkami.
– Jasne.
Z duszą na ramieniu ruszyła za rudzielcem, nie zważając na chciwe spojrzenia Gryfonów. Westchnęła bezwiednie, kiedy drzwi zamknęły się za jej plecami, odgradzając ją od gwaru Pokoju Wspólnego. Rozejrzała po pomieszczeniu, chociaż czuła na sobie uważny wzrok Weasleya. Podeszła do długiej ławy, na której znajdował się stos mniejszych i większych pergaminów, zakrywających potężne księgi. Przystanęła przy nich i zaczęła je przeglądać z niezwykłą dokładnością. Cisza, która zaczynała na nich napierać, prawie ich przygniatając, została przerwana przez delikatnie zachrypnięty, ale ewidentnie męski głos:
– Przepraszam.
Drobne dłonie zwisły nad kolejnymi zapiskami, oczekując dalszego ciągu.
– Za to, co zrobiłem, powiedziałem i Merlin wie, co jeszcze, przepraszam.
Szatynka powoli odkręciła się w stronę Rona, napotykając iskrzące się tęczówki, za którymi niesamowicie tęskniła.
– Nadal uważasz, że to moja wina? – wysunęła niepewnie.
– Uwierz, chciałbym, żeby to była twoja wina... – Panna Granger zacisnęła zęby i już miała zamiar wyjść z pokoju, kiedy ciepła dłoń zacisnęła się na jej ramieniu. – Nie, zaczekaj, daj mi dokończyć – poprosił, a kiedy Gryfonka z wahaniem kiwnęła głową, kontynuował: – Chciałbym, żeby tak było, bo wtedy miałbym jakiekolwiek nadzieje, że mi wybaczysz, i na powrót staniemy się przyjaciółmi. Wiem już, że jestem największym idiotą, jaki widział świat, przez co nie oczekuję, że będzie jak dawniej. Chcę tylko, byś powiedziała, że nie masz do mnie żalu, chociaż zrozumiem, jeżeli powiesz, że...
– Ile ćwiczyłeś tę przemowę? – przerwała mu, a rudzielec spojrzał na nią z niezrozumieniem, ale kiedy zauważył wesołe iskierki w miodowych oczach, zaczerwienił się jeszcze bardziej i odpowiedział:
– Od następnego dnia, kiedy ze mną rozmawiałaś. Rankiem dotarło do mnie, co ci powiedziałem – mruknął cicho, spoglądając na nią spod jasnych rzęs.
– Trochę ci to zajęło, trzeba przyznać, ale wybaczam – roześmiała się, kręcąc głową. – No, chodź tutaj! – zawołała, rozpościerając szeroko ręce.
Przewrócił oczami, ale podszedł do niej i mocno przytulił. Zaraz jednak odskoczyli od siebie, zaskoczeni, kiedy usłyszeli oklaski.
– Już myślałem, że się nie doczekam – parsknął Harry, szczerząc zęby, by po chwili objąć ich oboje. – Nawet nie wiecie, jak mi was brakowało – westchnął.
– Dobra, puszczajcie mnie, bo jakby ktoś tu wszedł, mógłby to wszystko opacznie zrozumieć – zauważyła, uciekając od ramion chłopców. – A teraz przyznajcie się.
– Przyznajcie się? – zawahali się.
– Lekcje! Nie możecie robić sobie zaległości! – wykrzyknęła, żywo gestykulując. – Zostało tylko parę miesięcy do egzaminów, a później zostanie nam jedynie rok do owutemów!
– Zlituj się, dzisiaj sobota – odburknął brunet.
– Czy coś mi się stało, kiedy odrobiłam zadanie z transmutacji? Nie, wręcz przeciwnie, mogę się cieszyć wolną niedzielą, a wy? Zamierzacie ślęczeć jutro nad książkami?
– Co to za różnica, czy odrobię to dzisiaj, czy w inny dzień? – Harry wzruszył ramionami. – Grunt, że odrobiłem, co nie Ron?
Ten mechanicznie pokiwał głową, ale nie śledził uważnie potyczek słownych stojącej tam dwójki. Jego głowę zaprzątała myśl, że w końcu wszystko było dobrze. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo tęsknił za swoimi przyjaciółmi. W tamtym momencie uświadomił sobie, jaką głupotę robił, niepotrzebnie zwlekając. Miał tylko nadzieję, że największa burza już przeminęła i teraz rozświetli się nad nimi letnie słońce. Nie wiedział, jak bardzo się mylił.

*****

Złociste promienie słońca wychyliły się spod ciężkich chmur, przez co świat zdawał się powstać z martwych. Błonia rozświetliła zielona trawa, która w końcu wygrała odwieczną wojnę z bielistymi zwałami śniegu, chociaż gdzieniegdzie ostały się ostatnie jego drobiny. Na pojedynczych gałęziach drzew zawitały również maleńkie pączki, zwiastunki pięknych kwiatów i nasion. Wszystkie znaki na ziemi i na niebie zapowiadały rychłe nadejście wiosny, mimo że luty ostatnimi tchnieniami trzymał w ryzach Anglię, przysyłając mroźne powietrze.
Nic więc dziwnego, że uczniowie Hogwartu skorzystali z przyjaznej pogody i opuścili zatęchły zamek.
– Nie wolałbyś spędzić tego dnia z Lavender? – zapytała lekkim tonem Hermiona, spacerując z Ronem przy jeziorze.
– Miała się spotkać z koleżankami – wytłumaczył, po czym kopnął niewielki kamyk, który ostał się na brzegu. – Zastanawia mnie tylko, dlaczego nie chciałaś pomóc Harry'emu w transmutacji.
Malinowe wargi rozciągnęły się w psotnym uśmiechu.
– Przecież mówiłam, że zamierzam się cieszyć niedzielą, nieprawdaż? Nie zamierzam marnować tak pięknego dnia na siedzenie w bibliotece – zakończyła, a jej wzrok utknął gdzieś pomiędzy odległymi drzewami Zakazanego Lasu.
– Dobrze się czujesz? Nie sądziłem, że dożyję dnia, w którym stwierdzisz, że wolisz się przejść niż poczytać jakąś książkę – zażartował i trącił ją łokciem.
– Ludzie się zmieniają – szepnęła, kierując miodowe oczy na rudzielca. – Albo nie poznałeś mnie wystarczająco dobrze.
Ron zapatrzył się w czarne źrenice i uderzyła w niego myśl, że chciałby, by dziewczyna spoglądała tak tylko na niego.
– Ej! – zawołała, kiedy wzrok przyjaciela zmętniał. – Nie odpływaj.
Chłopak ocknął się, widząc przed sobą drobną dłoń, która żywiołowo machała przed jego twarzą.
– Przepraszam – mruknął, a na jego policzki zawitała czerwień.
– Wybaczam – odpowiedziała, choć w jej głosie zabrzmiała nutka podejrzliwości. – Zatrzymajmy się pod tamtym drzewem – zaproponowała, wskazując na samotne drzewo, rosnące niedaleko nich.
W ciszy przemierzyli drogę dzielącą ich od tego miejsca. Hermiona oparła się plecami o ciemną korę, biorąc potężny haust powietrza.
– Uwielbiam te powietrze – wyznała, przymykając powieki. – Jest zupełnie inne niż to w Londynie.
– Czystsze – podpowiedział, po czym przechylił delikatnie głowę w bok.
– Tak, ale jest też w nim coś takiego... Hmm... Jest nasycone tą magią – wyszeptała. – Czuję, jak wibruje. Nawet teraz naciska i tańczy wokół mnie, a ja mam ochotę się głośno roześmiać i zatracić się w jej rytmie.
– Nigdy nie zwracałem na to uwagi – powiedział, marszcząc brwi w zastanowieniu. – Może to dlatego, że większość życia spędziłem w magicznym domu?
– Możliwe – odparła lakonicznie.
Po chwili Gryfonka poczuła, że ktoś oparł się koło niej, dotykając jej ramienia swoim. Otworzyła delikatnie powieki i jej miodowe tęczówki spotkały się z jego orzechowymi. Miała wrażenie, jakby czas się nagle zatrzymał, ale ich dwoje nadal trwało. Jej oddech mimowolnie przyspieszył, kiedy zorientowała się, że jego twarz przybliżała się coraz bardziej. W głowie zawitała pustka, nie była w stanie uformować ani jednej myśli, nawet jej strzępka.
Nagle, jakby za dotknięciem różdżki, zapaliła się czerwona lampka, ale nie zdążyła nijak zareagować, kiedy poczuła chłodne usta na swoich. W jednej chwili miała ochotę roztopić się pod wpływem ciepła, które momentalnie owładnęło całym jej ciałem. Jednak w drugiej uświadomiła sobie, jak bardzo było to niewłaściwe. Chociaż serce krzyczało, by tego nie robiła, odepchnęła Rona od siebie.
– Nie możemy – wychrypiała, czując gromadzące się łzy w kącikach oczu. – Masz dziewczynę.
– Ja... – zaczął, ale urwał, nie będąc pewien, co chciał powiedzieć.
Szatynka uśmiechnęła się smutno.
– Zapomnijmy o tym i – zawahała się – może ograniczmy spotkania.
– Mamy powrócić do tego, co było wcześniej?
– A widzisz inne wyjście? Nie chcę być tą drugą, nie chcę też, byś wybierał pomiędzy mną a Lavender – wyjaśniła, nie kryjąc bólu i smutku w głosie. – Nie możemy też ignorować tego, że się pocałowaliśmy, a po twoich oczach widzę, że nie żałujesz.
– Nie żałuję – potwierdził sucho.
– Pokłóciliśmy się o jakąś błahostkę, ale nie chcemy o tym rozmawiać – odezwała się w końcu, z trudem łapiąc kolejny oddech.
– Dobrze.
– Harry pewnie będzie chciał nas udusić – parsknęła, ale nie patrzyła już na rudzielca. Bała się na niego spojrzeć. – Do widzenia, Ron – mruknęła, po czym włożyła dłonie do kieszeni wiosennego płaszcza i ruszyła w stronę zamku.
– Do widzenia – odszepnął Gryfon, żałując, że kiedykolwiek zgodził się na ten spacer. Mimowolnie zahaczył palcami o usta, które go nadal paliły. – Do widzenia.

*****


Witam! I jak wrażenia? Coś mi się wydaje, że mogą być mieszane, niemniej, jestem ciekawa, co sądzicie o decyzji Hermiony (według mnie jest bardzo kanoniczna, ale może ktoś uważa inaczej). Co do długości rozdziału, to chyba musicie się przyzwyczaić, że właśnie będą mniej-więcej tyle zajmować. Tak jakoś ciągle mi na tyle wychodzi. Co do kolejnego rozdziału, to raczej ukaże się on najwcześniej za dwa tygodnie (tj. 12 marca 2016), ale coś czuję, że może się to przeciągnąć do 19 marca 2016. W każdym razie trzymajcie kciuki i komentujcie – to moja jedyna nagroda za pisanie (chyba że nie zasługuję, ale to inna sprawa).

11 komentarzy:

  1. Witaj :)
    Najpierw myślałam, że nic nie zdoła pokonać pierwszej części, z Draco. Idealnie uchwyciłaś jego emocje, bardzo dobrze opisałaś też jego relację z Severusem. Było tak... filmowo :D Po prostu widziałam to wszystko jak na ekranie! Ale drugi i trzeci fragment... Ach, to one podbiły dzisiaj moje serce. Romione!!! Tak się cieszę, że nie porzuciłaś tego wątku! Wszystko wyszło tak naturalnie, jakbym nie czytała fanfiction, tylko obserwowała ich prawdziwe rozterki. Bardzo szkoda mi Hermiony, ale w pełni rozumiem jej decyzję. Ciekawa jestem wątku z Lavender, czy będzie jakieś starcie... :D
    Hmm... Nie wiem jeszcze, co napisać. Mogłabym Cię tak wychwalać przez cały czas, bo nie da się inaczej ;) Według mnie Hermiona jest bardzo kanoniczna, więc o to się nie martw. A długość rozdziału... No wiesz, ja bym czytała bez końca, ale lepiej tyle, niż... (nie dokończę, bo to brzmi źle, a nie mam tego... tego złego na myśli :D). Chyba zakończę już tę tyranię. Jestem zmęczona, zresztą trudno się nie dziwić o takiej godzinie (02:20...). Życzę więc powodzenia, czasu, weny... I do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Juz się nie mogłam doczekać i w końcu jest nowy rozdział :D Twoje opowiadanie jest boskie , świetne i wg jest w nim tyle emocji ,że aż szkoda tego nie czytać :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny! Szkoda tylko, że Draco i Hermiona ze sobą nie rozmawiali. Jak zwykle będę niecierpliwie czekać na następny.Życzę Ci dużo weny,
    Arya V.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow :)
    Decyzja Hermiony i Rona... oj, będą kłopoty.
    Do następnego :)
    eMKa
    milosc-dopadnie-cie-i-tak.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, nie zdążyłam jeszcze przeczytać tego rozdziału, ale zamierzam się niedługo za niego zabrać (jeszcze dzisiaj). Tymczasem zapraszam do siebie na nowy rozdział: http://dramione-badzkolomnie.blogspot.com/2016/01/rozdzia-2-nowe-zycie.html
    Niedługo pod tym rozdziałem pojawi się moja opinia :).
    Pozdrawiam, Zuza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział ciekawy, Malfoy z uczuciami to coś nowego, z reguły pokazuje się go jako sadystycznego dupka od samego początku, dopiero potem się zmienię, a tu widać jego inne oblicze i to mi się bardzo podoba. Nienawidzę Hermiony za to że podkochuje się w Ronie, to dla mnie takie.... złe. Nie lubię Rona sama do końca nie wiem czemu, a jeszcze bardziej go nie lubię za to, że zdradza Lavender. Kolejna postać która mnie ciekawi to Severus. Nie potrafię go rozgryźć w twoim opowiadaniu. Rozdział intrygujący i ciekawie zapowiadający dalsze zdarzenia.
      Pozdrawiam i zapraszam do siebie:
      dramione-badzkolomnie.blogspot.com
      Zuza :)

      Usuń
  6. Na początek, jedno, wielkie PRZEPRASZAM, że aż tak długo nie komentowałam żadnego z twoich rozdziałów. Sama jestem na siebie zła, że nie umiałam zorganizować sobie czasu tak, żeby znaleźć chociażby chwilkę i zostawić jakikolwiek znak życia. Moja ładowarka do mojego MacBooka padła i siedziałam cały czas na starym leniwym laptopie, który liczy sobie już dobre 8 lat i wyłącza się co 3 minuty. Uwierz mi, pisanie nowego rozdziału na tamtym gracie to jedna, wielka makabra.
    No ale już wystarczy tych bzdetów. Co do rozdziałów : Jako że tak długo nie komentowałam, postaram się wypowiedzieć do wszystkiego po kolei. Ginny i Harry. Bardzo bardzo fajny pomysł z tym zniczem. Już Ci kiedyś mówiłam, że nie przepadam za Ginny, ale u Ciebie jakoś ona mi w ogóle nie przeszkadza, tak samo jak Ron. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale czytając Rozdział jedenasty, aż tak bardzo nie przeszkadzał mi fakt, że Rudzielec pogodził się z Granger. Wręcz przeciwnie, dodaje to urozmaicenia. Oczywiście wyobrażam sobie, że jeszcze tam nie źle nakomplikujesz ( tak jak pod koniec rozdziału z tym pocałunkiem -fuuu) Bardzo podoba mi się relacja jaka gości między Hermioną, a Harrym. Fajnie, że Gryfonka może liczyć na Bliznowatego.
    No a co do Dracona. Nie wiem, czy Ci już mówiłam, ale uważam, iż super oddajesz jego emocje. Nie jest to łatwe, a zwłaszcza na szóstym roku, w którym przechodzi on tak diametralną zmianę charakteru i zaczyna dostrzegać świat z innej perspektywy. Chyba moją ulubioną częścią tego rozdziału był fragment "Coraz bardziej odczuwał presję czasu, który ciągle zerkał na niego kpiąco, jakby mówiąc: „Zdążysz?”.Sam nie wiedział, w którym momencie z jego ciała wydobył się szloch. Wiedział tylko, że umrze" Nie wiem, czemu ale serio zapadł mi w pamięć.
    Wątek Dramione powolutku się rozwija, jestem ciekawa jednak, jak to wszystko się teraz potoczy, skoro Hermiona "zerwała" ich umowę.
    No cóż, mam nadzieję, że szybko dodasz nowy rozdział, na który bardzo niecierpliwie czekam.
    A tak btw u mnie też powinno się coś pojawić na dniach :)
    Ściskam bardzo mocno <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i btw, rozdział 5 na moim blogu ( http://slodki-listopad-dramione.blogspot.com) już jest :)

      Usuń
  7. No i tu znów Draco w odniesieniu do Hermiony wydaje mi się niespójny... Z jednej strony zdaje sobie sprawę z ocieplenia swoich uczuć do niej, a z drugiej strony frustruje się i wścieka na siebie, że poszedł na współpracę z Granger. Kumam, że mógł być na siebie zły, że zaczął ją tolerować i się do niej przyzwyczaił, ale no właśnie – na to powinien się wściekać, a nie na to, że ją wykorzystał w celach wypełnienia zadania od Voldemorta.
    Natomiast wrócę jeszcze do samego bycia złym na siebie, że zaczął cieplej patrzyć na Hermionę — to też nie jest do końca spójne. Bo w jednej chwili się na siebie wścieka, a w drugiej mówi do siebie w myślach (jakby dawał sobie na to zgodę), że „Co tu dużo mówić, przyzwyczaił się do myśli, że spędzał wieczory z Gryfonką” albo że ją toleruje. I to jest dziwne na tle poprzedniego rozdziału, gdzie tak po niej cisnął w myślach. Nie wiem, to się jakoś wszystko chyba za szybko dzieje. Raz ocieplenie, raz znów hej, raz ocieplenie, czekam tylko, aż w następnym rozdziale znów zacznie w myślach hejtować szlamy i ciskać po Hermionie... No ale dobra, zostawię już ten temat i idę dalej.
    Coraz bardziej odczuwał presję czasu, który ciągle zerkał na niego kpiąco, jakby mówiąc: „Zdążysz?”. — bardzo fajne zdanie.
    Podoba mi się to, że przełamujesz tu opkowy obraz Dracona, który jest silnym skurwielem i łamaczem serc, który przeleciał cały Hogwart. Bo on, owszem, tworzył sobie taką maskę (no może nie tego maczo, ale chama i wredoty), ale przecież nawet Harry przyłapał go na chwili słabości. Bardzo więc takie, no, tru jest dla mnie ta scena, w której Draco płacze. W pierwszej chwili — przyznam się — trochę się skrzywiłam (jednak opki ryją obraz postaci), ale potem przypomniałam sobie tego ryczącego nad umywalką Malfoya z HPiKP, no i od razu mi wszystko przeszło. Tym bardziej, że potem zobaczyłam bardzo fajne nawiązanie do tego, że choć Draco ma taki żal do Lucjusza, to dalej go kocha (od razu pojawił mi się przed oczami obraz Dracona, który w scenie z Voldemortem w 7 części drepcze do wołających go rodziców, tam na tym dziedzińcu).
    No i scena Draco/Snape <3 Czekałam na nią, cieszę się, że się pojawiła i to w wydaniu tak dobry. To chyba — po tym wątku z perspektywą Lavender — moja ulubiona scena z ostatnich rozdziałów.
    „Czy każdy ma prawo na przebaczenie?” — nie rozumiem tylko tego zakończenia, skąd takie pytanie, skoro Draco był nastawiony bojowo i nie wierzył w dobre intencje Severusa?
    „wychodzi ci to coraz łatwiej” — lepiej, a nie łatwiej. Nie ma takiego zwrotu jak „wychodzi łatwiej”
    Jeny. Nie wiem co mam myśleć o tym, że Ron i Hermiona się pocałowali i znów postanowili wrócić do opcji „jesteśmy pokłóceni”. W sensie, już miał być spokój, już miało wrócić do normy, a tu znów. Zastanawiam się: czemu? Czy tak sobie zaplanowałaś, czy tak jest Ci wygodniej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i tu znów Draco w odniesieniu do Hermiony wydaje mi się niespójny...
      Może dlatego, że ilekroć zaczynam o nim coś więcej pisać, wyobrażam go sobie jako jedną wielką niestabilną mieszanką uczuć i przemyśleń - ogółem sprzeczności - nad którą nie jest w stanie zapanować? Malfoy jest świadomy, że Voldemort postawił już na nim krzyżyk - wisząca śmierć (nieunikniona, zdawałoby się) może zszargać umysł każdego człowieka, zwłaszcza młodego chłopaka, który wcześniej musiał się martwić tylko tym, że jakiś Potter jest lepszy od niego. Może to rzeczywiście niespójne, ale staram się, jak mogę, by jakoś to wyszło.

      Podoba mi się to, że przełamujesz tu opkowy obraz Dracona, który jest silnym skurwielem i łamaczem serc, który przeleciał cały Hogwart
      To akurat irytowało mnie w każdym opku. Jestem tylko ciekawa, skąd pojawiło się to przeświadczenie. No bo ani Malfoy nie był zbyt lubiany w innych domach, w Slytherinie co prawda mogliby być bardziej przychylni, ale też nie przesadzajmy i nie róbmy hogwarckich dziewcząt (bez względu na dom) na hormonalną armię, która pragnie, by Malfoy uczynił z nich prawdziwe kobiety.

      „Czy każdy ma prawo na przebaczenie?” — nie rozumiem tylko tego zakończenia, skąd takie pytanie, skoro Draco był nastawiony bojowo i nie wierzył w dobre intencje Severusa?
      Jak pisałam wyżej, Malfoy jest niestabilny emocjonalnie i nie potrafi przywołać się do porządku. A, jakby nie patrzeć, musiał mieć dobre relacje z Severusem we wcześniejszych latach.

      Czy tak sobie zaplanowałaś, czy tak jest Ci wygodniej?
      Nie, to akurat kanon - tam byli skłóceni aż chyba do otrucia Rona. A że ja wierzę w tego rudzielca, więc zaaranżowałam wcześniejsze przeprosiny i coś, co nadal pozostawiało ich w oddaleniu.

      Usuń
    2. A, zapomniałam o kanonie. XD W sumie o tym nie pomyślałam, hahaha.

      Usuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)