Cichy
skrzyp jednej z wielu kanap rozbrzmiał w zagrodzonym pomieszczeniu.
Draco zacisnął palce na płowych włosach, czując, że jeszcze
chwila i zacznie wrzeszczeć. Przepełniała go bezsilność
wymieszana z jarzącą się na czerwono wściekłością. Nie
wiedział, co sobie myślał, idąc na współpracę z Granger.
Przecież w głębi serca...
– Co
ja robię? – przepełnione słabością słowa opuściły jego
usta.
Nagle
ramiona opadły, sylwetka się jakby skurczyła, a na zwykle
nieprzeniknionej twarzy pojawił się wzburzony ocean emocji.
Rozdział poświęcony w książce, którą znalazł w obserwatorium,
nie dał mu nic, nawet najmniejszej podpowiedzi, co do działania
szafki i jej ewentualnej naprawy. Jedyne, co zrobiła, to
nagromadziła wszelkie wątpliwości, dotyczące tajemniczych
konsekwencji w przyszłości, a i na nich autor szczędził
informacji.
Srebrzyste
oczy rozejrzały się po pomieszczeniu, zatrzymując się dłużej na
misternie zdobionej szafie. Wykonana była z ciemnego drewna, tak
ciemnego, że nie można było nawet odróżnić pojedynczych słoi.
Przewyższała go o dobre parę centymetrów, a on mógł się
poszczycić pokaźnym wzrostem. Wokół niej utworzono idealne koło,
mierzące około metra. Za pierwszym razem zaskoczył go ten
niespotykany widok, ale kiedy zbliżył się, usłyszał coś
dziwnego. Jakiś szept, który nasilał się za każdym razem, kiedy
podchodził do czarnych drzwi. Nawet teraz, mimo że siedział na
kanapie, która była oddalona o dość dużą odległość, mógł
wychwycić wątły syk, przez który dostawał dreszczy.
– Musisz
się nieźle bawić, co nie? – zapytał zgryźliwie w eter, chociaż
nawet nie wiedział, po co się wysilał, jeśli i tak nikt go nie
słyszał.
Dziedzic
Malfoyów wstał nagle, czując rozpacz, rozszarpującą jego duszę.
Od kilku miesięcy zaczynał doświadczać tylu sprzecznych emocji,
ilu nie poznał przez całe swoje wcześniejsze życie. Mieniły się
jak w kalejdoskopie, nie potrafił nad nimi zapanować i jedynie
lekcje ukrywania uczuć za nieskazitelną maską od jego ojca
pozwalały mu na jako-takie funkcjonowanie.
W
dalszym ciągu nie potrafił zrozumieć, jak jedno wydarzenie mogło
zmienić jego życie bezpowrotnie. Zaczął sobie zdawać sobie
sprawę z istnienia rzeczy, które dawniej skutecznie ignorował. No
bo jak wytłumaczyć fakt, że zaczął inaczej spostrzegać swoich
niegdysiejszych wrogów? Nawet nie potrafił się wysilić, by ich
nienawidzić tak, jak wcześniej. Czuł jedynie zazdrość, że mieli
wolność. Chociaż nie był do końca pewien, czy taki Potter miał
prawo doświadczyć tego luksusu. Był powiązany z tą wojną już
od najmłodszych lat. Musiał przyznać, że presja zbawienia świata
niejednego doprowadziłaby do szału. Oczywiście, nie oznaczało to,
że w jakimkolwiek stopniu zaczął tolerować Bliznowatego. Był tak
samo naiwny czy emocjonalny i zdawało się, że nie zamierzał nic z
tym robić.
Ciszę
przerwały dźwięczne uderzenia zegara, zwiastujące godzinę
osiemnastą. W pierwszym odruchu miał ochotę wyjść i udać się
na trzecie piętro, ale zaraz się opanował. Przecież pakt z
Granger już go nie zobowiązuje. Ale zamiast odetchnąć z ulgą,
Ślizgon czuł rozczarowanie. Co tu dużo mówić, przyzwyczaił się
do myśli, że spędzał wieczory z Gryfonką. I nie mógł się za
to nienawidzić, choćby nie wiadomo jak próbował. W pewien sposób
zaczął ją tolerować, chociaż nadal niezmiernie go
wkurzała. Zwłaszcza kiedy nie potrafiła powstrzymać swojej
ciekawości na wodzy.
Co
mu strzeliło do głowy, by zwierzyć się jej ze swoich myśli?
Ach... Co za głupie pytanie, przecież doskonale wiedział, jaki był
tego powód. Bał się jednak, że jeżeli wypowiedziałby choć
część swoich nowych poglądów, utworzyłby się ogromny mur
pomiędzy nim a jego przeszłością. Wszystko runęłoby niczym
zamek z kart, a dla Draco nie zostałoby już nic. Dlatego trzymał
się kurczowo tego, co znał, nie patrząc na ostre kolce, które
boleśnie go raniły. Chciał trwać w tym czymś, co było może
dość marną, ale jednak namiastką jego wcześniejszego życia.
Nagle
poczuł coś mokrego na policzkach. Podniósł drżące dłonie na
wysokość twarzy, nienawidząc się za swoją słabość. Poczuł,
jakby coś w nim pękło. Ze wściekłością, lśniącą w oczach,
zaczął pocierać twarz bawełnianymi mankietami. Nie zważał na
to, że skóra zaczęła go piec z każdym kolejnym mocniejszym
pociągnięciem. Miał nadzieję, że chociaż odrobina fizycznego
bólu pomoże mu przegonić niewygodne myśli.
Coraz
bardziej odczuwał presję czasu, który ciągle zerkał na niego
kpiąco, jakby mówiąc: „Zdążysz?”.
Sam
nie wiedział, w którym momencie z jego ciała wydobył się szloch.
Wiedział tylko, że umrze. A z nim cała jego rodzina.
Nie miało już znaczenia, że pogardzał swoim ojcem. Ktoś
kiedyś powiedział, że kocha się kogoś raz, ale na całą
wieczność. A on kochał Lucjusza, mimo że ten
przyczynił się do ich zguby. Nie wspominał już o matce, za
którą był gotów oddać życie.
Musiało
minąć kilkanaście minut, by jego oddech się unormował. Podniósł
głowę, zdając sobie sprawę, że siedzi na podłodze koło kanapy.
Wypuścił ciężko powietrze, przymykając delikatnie powieki, by
zaraz je otworzyć, ukazując na powrót nieprzeniknione, stalowe
oczy. Jeden ruch różdżką i twarz pokryła cienka warstewka magii,
która skrzętnie ukryła zaczerwienione policzki. Młodzieniec
powoli wstał, otrzepując się zaraz z niewidzialnych pyłków.
Uniósł wyżej podbródek, po czym wyszedł z pomieszczenia.
Po
chwili dołączyli do niego dwaj uczniowie, którzy prędzej
przypominali miniaturowe wieloryby niż nastolatków. Draco zdawał
sobie jednak sprawę, że tylko oni byli w stanie mu pomóc, nie
zadając przy tym żadnych pytań, na które nie był skory
odpowiadać. Akurat w tamtym czasie dziękował bóstwom, że
zlitowały się nad chociaż na tyle, by podarować mu takich
półgłówków, którzy wykonywali jego rozkazy bez zająknięcia.
W
ciszy przemierzyli korytarze, co chwilę mijając jakichś uczniów,
spieszących do dormitoriów. Wreszcie stanęli przed gładką ścianą
i w sekundzie wypowiadania hasła do Pokoju Wspólnego Slytherina
młody chłopak poczuł za sobą czyjąś obecność. Leniwie
odwrócił się, mając na ustach kpiący uśmiech, który lekko
przygasł, gdy jego stalowe oczy spotkały się z innymi, onyksowymi.
– Czy
mógłbym pana prosić do mojego gabinetu? – zapytał Mistrz
Eliksirów, chociaż w jego głosie zabrzmiała rozkazująca nutka.
Młodzieniec
jęknął w duchu, ale na zewnątrz jego twarz pozostała
nieskazitelna. Kiwnął delikatnie głową, mówiąc do Crabbe'a i
Goyle'a:
– Nie
czekajcie na mnie.
Chwilę
potem ruszył za starszym mężczyzną, wsłuchując się w monotonny
stukot obcasów swoich butów. Dał się poprowadzić przez kolejne
kondygnacje schodów, by zaraz zatrzymać się przed dębowymi
drzwiami, znajdującymi się dość niedaleko od sali Obrony Przed
Czarną Magią.
– Proszę
wejść, panie Malfoy – zaprosił go profesor.
Przeszedł
pewnym krokiem przez próg pomieszczenia, chociaż czuł coraz
bardziej niespokojne bicie serca. Nie rozglądając się, usiadł na
ciemnym fotelu, stojącym na wprost biurka.
– Może
chcesz coś do picia? – zza jego pleców rozległ się głos,
któremu towarzyszył szczęk szkła.
– Wodę
– mruknął szczątkowo, przyglądając się rozległym słojom,
widocznym na drewnianym meblu.
Severus
po chwili usiadł naprzeciwko niego, podając mu szklankę, a samemu
upijając łyk czarnej kawy z ceramicznego kubka.
– Zauważyłem,
że ostatnio zacząłeś mnie unikać – przerwał ciszę mężczyzna,
obserwując przenikliwie swojego podopiecznego. – Nie rozumiem
tylko dlaczego. Na początku pomyślałem, że czujesz się
zagrożony, ale jest to tak absurdalna myśl, że szybko ją
odepchnąłem.
– Nie
unikam pana – odpowiedział, zaciskając palce na chłodnej
powierzchni szkła, co chyba zauważył profesor, bo zmrużył
delikatnie oczy.
– Nawet
teraz ograniczyłeś się do zdawkowych zdań, które są skierowane
do pana profesora a nie wuja, który wychował cię od
kołyski – ciągnął dalej, nie zważając za migające emocje w
oczach podopiecznego. – Chciałbym wiedzieć, co się stało?
– Wiesz
doskonale, co się stało, nie musimy prowadzić tego głupiego
przesłuchania pełnego kurtuazji, wuju –
słowa wymsknęły mu się spomiędzy ust, zanim zdołał je
dokładnie przemyśleć.
– Zdawałeś
sobie sprawę, że kiedyś nadejdzie moment, w którym poprzesz
poglądy swojego ojca – odparował Snape, patrząc na niego
badawczo. – Chyba że jesteś naprawdę tak głupi i sądziłeś,
że to wszystko jakoś cię ominie.
– Ja...
– przełknął ciężko ślinę, czując, jak jego gardło
zaciskała stalowa obręcz. Nie było sensu udawać niewzruszonego,
jeżeli onyksowe oczy były w stanie przejrzeć każdą jego maskę.
– Miałem nadzieję, że przyjdzie to o wiele później –
wyszeptał w końcu.
– Powinieneś
być dumny, możesz się wykazać przed Czarnym Panem, zdobyć jego
szacunek już w tak młodym wieku. Masz też szansę odbudować
reputację swojego nazwiska – dodał z wahaniem, jakby nie był
pewien reakcji swojego ucznia.
Przez
twarz chłopaka przebiegł jakiś cień, jednak gdy się odezwał,
jego głos brzmiał nadzwyczaj stanowczo:
– Proszę
się nie martwić o moją rodzinę, to tylko drobna niedogodność i
jeśli pan pozwoli, wrócę do dormitorium.
Severus
wstał, może zbyt gwałtownie, ale nie chciał, by ta rozmowa tak
się zakończyła.
– Poczekaj,
Draco, nie przystoi odchodzić, kiedy druga osoba ma jeszcze coś do
powiedzenia.
– A
jeżeli niewiele mnie obchodzi, co ta druga osoba ma do powiedzenia?
– wyrzucił z siebie z wyczuwalną wściekłością.
– Nie
rozumiesz, że chcę ci pomóc? – wycedził Snape, z trudem hamując
się przed nawrzeszczeniem na podopiecznego. – Sam nie dasz sobie
rady, a Czarny Pan nie musi o tym wiedzieć.
– Poradzę
sobie, dziękuję za troskę, ale jest ona zbyteczna.
– Widzę,
że wolisz wierzyć w swoje słodkie i jakże naiwne kłamstwa –
zauważył szyderczo mężczyzna, przeciągając głoski.
– Och,
niech się pan nie trudzi, nie przybiegnę do pana po radę, bo wiem,
że nie robi pan tego bezinteresownie. Pewnie tylko czeka pan na
odpowiednią okazję, by mnie pogrążyć, dzięki czemu mógłby pan
wspiąć się wyżej w hierarchii – odrzekł, a chłód w jego
głosie zaatakował stojącego profesora, który na jego słowa
pochylił się mocniej w jego stronę.
– Nie
muszę nic robić, bo sam się pogrążasz, spotykając się
z mugolaczką.
Błysk
strachu zawitał na krótką chwilę w srebrzystych oczach, co nie
zostało niezauważone przez Severusa. Jego cienkie wargi wykrzywiły
się w uśmiechu.
– Sądziłeś,
że nikt nie zauważy twoich potajemnych schadzek z Granger? Nie
wnikam, co podczas nich robicie, ale powinieneś być o wiele
ostrożniejszy. W końcu nie wiesz, kto czyha za rogiem – zakończył
i wskazał dłonią na drzwi. – Możesz iść i pamiętaj, że nie
jestem twoim wrogiem.
– Do
widzenia – odrzekł mechanicznie Dracon, kierując się w stronę
drzwi. Zatrzymał się jednak na progu i odwrócił się, a na jego
twarzy lśniło coś dziwnego. – Czy każdy ma prawo na
przebaczenie?
– Pytasz
nieodpowiednią osobę – odpowiedział na to Mistrz Eliksirów, ale
dodał po chwili zastanowienia: – Jeżeli tego potrzebuje, to tak.
Młodzieniec
kiwnął głową, nie wiedząc dokładnie, co chciał tym przekazać,
i wyszedł. Kąciki ust podniosły mu się delikatnie.
*****
– Jakim
cudem grasz lepiej ode mnie w szachy? – zapytała Hermiona,
marszcząc brwi nad szachownicą. – Według wszelkich praw logiki
powinno być odwrotnie.
– Grałem
z Ronem od jedenastego roku życia, kiedy ty pracowałaś nad ocenami
– odmruknął Harry, pocierając dłonią podbródek. – Ale z
każdą następną partią wychodzi ci to coraz łatwiej i myślę,
że to tylko kwestia czasu, aż zapiszesz sobie kolejną rzecz na
listę „W czym jestem najlepsza?”.
Szatynka
roześmiała się lekko na jego słowa.
– Dziękuję,
że aż tak we mnie wierzysz, ale to raczej szczęście
początkującego niż prawdziwy talent.
– To
teraz na „głupiego” mówi się „początkującego”? –
droczył się chłopak, zabierając przy tym kolejną figurę. –
Szach mat, Molu Książkowy.
– Nie
ciesz się tak tym zwycięstwem, zaraz przekonasz się, na co stać
Mola Książkowego – ostrzegła i uśmiechnęła się
niebezpiecznie.
– Powinienem
się bać? – parsknął, rozkładając na nowo pionki.
– Na
twoim miejscu uciekałbym stąd, gdzie pieprz rośnie – jakiś głos
rozbrzmiał obok nich, wyręczając ją od odpowiedzi.
– Ron?
– zdziwił się Potter, mimowolnie zerkając na nagle pobladłą
przyjaciółkę. – Co tu robisz?
– Podejście
numer dwa? – zawahał się, a niepewność zajaśniała w
orzechowych oczach. – Możemy porozmawiać? – zwrócił się do
dziewczyny, która zauważalnie zamarła. – Oczywiście, jeżeli
nie chcesz... – urwał, kiedy zobaczył, jak pokręciła głową.
– Nie,
znaczy tak, możemy porozmawiać – powiedziała, chociaż rozum
krzyczał, by była rozsądna i nie raniła siebie jeszcze bardziej.
– Może
pójdziemy do dormitorium? – zaproponował, walcząc z rumieńcem,
który zawładnął nad piegowatymi policzkami.
– Jasne.
Z
duszą na ramieniu ruszyła za rudzielcem, nie zważając na chciwe
spojrzenia Gryfonów. Westchnęła bezwiednie, kiedy drzwi zamknęły
się za jej plecami, odgradzając ją od gwaru Pokoju Wspólnego.
Rozejrzała po pomieszczeniu, chociaż czuła na sobie uważny wzrok
Weasleya. Podeszła do długiej ławy, na której znajdował się
stos mniejszych i większych pergaminów, zakrywających potężne
księgi. Przystanęła przy nich i zaczęła je przeglądać z
niezwykłą dokładnością. Cisza, która zaczynała na nich
napierać, prawie ich przygniatając, została przerwana przez
delikatnie zachrypnięty, ale ewidentnie męski głos:
– Przepraszam.
Drobne
dłonie zwisły nad kolejnymi zapiskami, oczekując dalszego ciągu.
– Za
to, co zrobiłem, powiedziałem i Merlin wie, co jeszcze,
przepraszam.
Szatynka
powoli odkręciła się w stronę Rona, napotykając iskrzące się
tęczówki, za którymi niesamowicie tęskniła.
– Nadal
uważasz, że to moja wina? – wysunęła niepewnie.
– Uwierz,
chciałbym, żeby to była twoja wina... – Panna Granger zacisnęła
zęby i już miała zamiar wyjść z pokoju, kiedy ciepła dłoń
zacisnęła się na jej ramieniu. – Nie, zaczekaj, daj mi dokończyć
– poprosił, a kiedy Gryfonka z wahaniem kiwnęła głową,
kontynuował: – Chciałbym, żeby tak było, bo wtedy miałbym
jakiekolwiek nadzieje, że mi wybaczysz, i na powrót staniemy się
przyjaciółmi. Wiem już, że jestem największym idiotą, jaki
widział świat, przez co nie oczekuję, że będzie jak dawniej.
Chcę tylko, byś powiedziała, że nie masz do mnie żalu, chociaż
zrozumiem, jeżeli powiesz, że...
– Ile
ćwiczyłeś tę przemowę? – przerwała mu, a rudzielec spojrzał
na nią z niezrozumieniem, ale kiedy zauważył wesołe iskierki w
miodowych oczach, zaczerwienił się jeszcze bardziej i odpowiedział:
– Od
następnego dnia, kiedy ze mną rozmawiałaś. Rankiem dotarło do
mnie, co ci powiedziałem – mruknął cicho, spoglądając na nią
spod jasnych rzęs.
– Trochę
ci to zajęło, trzeba przyznać, ale wybaczam – roześmiała się,
kręcąc głową. – No, chodź tutaj! – zawołała,
rozpościerając szeroko ręce.
Przewrócił
oczami, ale podszedł do niej i mocno przytulił. Zaraz jednak
odskoczyli od siebie, zaskoczeni, kiedy usłyszeli oklaski.
– Już
myślałem, że się nie doczekam – parsknął Harry, szczerząc
zęby, by po chwili objąć ich oboje. – Nawet nie wiecie, jak mi
was brakowało – westchnął.
– Dobra,
puszczajcie mnie, bo jakby ktoś tu wszedł, mógłby to wszystko
opacznie zrozumieć – zauważyła, uciekając od ramion chłopców.
– A teraz przyznajcie się.
– Przyznajcie
się? – zawahali się.
– Lekcje!
Nie możecie robić sobie zaległości! – wykrzyknęła, żywo
gestykulując. – Zostało tylko parę miesięcy do egzaminów, a
później zostanie nam jedynie rok do owutemów!
– Zlituj
się, dzisiaj sobota – odburknął brunet.
– Czy
coś mi się stało, kiedy odrobiłam zadanie z transmutacji? Nie,
wręcz przeciwnie, mogę się cieszyć wolną niedzielą, a wy?
Zamierzacie ślęczeć jutro nad książkami?
– Co
to za różnica, czy odrobię to dzisiaj, czy w inny dzień? –
Harry wzruszył ramionami. – Grunt, że odrobiłem, co nie Ron?
Ten
mechanicznie pokiwał głową, ale nie śledził uważnie potyczek
słownych stojącej tam dwójki. Jego głowę zaprzątała myśl, że
w końcu wszystko było dobrze. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo
tęsknił za swoimi przyjaciółmi. W tamtym momencie uświadomił
sobie, jaką głupotę robił, niepotrzebnie zwlekając. Miał tylko
nadzieję, że największa burza już przeminęła i teraz rozświetli
się nad nimi letnie słońce. Nie wiedział, jak bardzo się mylił.
*****
Złociste
promienie słońca wychyliły się spod ciężkich chmur, przez co
świat zdawał się powstać z martwych. Błonia rozświetliła
zielona trawa, która w końcu wygrała odwieczną wojnę z
bielistymi zwałami śniegu, chociaż gdzieniegdzie ostały się
ostatnie jego drobiny. Na pojedynczych gałęziach drzew zawitały
również maleńkie pączki, zwiastunki pięknych kwiatów i nasion.
Wszystkie znaki na ziemi i na niebie zapowiadały rychłe nadejście
wiosny, mimo że luty ostatnimi tchnieniami trzymał w ryzach
Anglię, przysyłając mroźne powietrze.
Nic
więc dziwnego, że uczniowie Hogwartu skorzystali z przyjaznej
pogody i opuścili zatęchły zamek.
– Nie
wolałbyś spędzić tego dnia z Lavender? – zapytała lekkim tonem
Hermiona, spacerując z Ronem przy jeziorze.
– Miała
się spotkać z koleżankami – wytłumaczył, po czym kopnął
niewielki kamyk, który ostał się na brzegu. – Zastanawia mnie
tylko, dlaczego nie chciałaś pomóc Harry'emu w transmutacji.
Malinowe
wargi rozciągnęły się w psotnym uśmiechu.
– Przecież
mówiłam, że zamierzam się cieszyć niedzielą, nieprawdaż? Nie
zamierzam marnować tak pięknego dnia na siedzenie w bibliotece –
zakończyła, a jej wzrok utknął gdzieś pomiędzy odległymi
drzewami Zakazanego Lasu.
– Dobrze
się czujesz? Nie sądziłem, że dożyję dnia, w którym
stwierdzisz, że wolisz się przejść niż poczytać jakąś książkę
– zażartował i trącił ją łokciem.
– Ludzie
się zmieniają – szepnęła, kierując miodowe oczy na rudzielca.
– Albo nie poznałeś mnie wystarczająco dobrze.
Ron
zapatrzył się w czarne źrenice i uderzyła w niego myśl, że
chciałby, by dziewczyna spoglądała tak tylko na niego.
– Ej!
– zawołała, kiedy wzrok przyjaciela zmętniał. – Nie odpływaj.
Chłopak
ocknął się, widząc przed sobą drobną dłoń, która żywiołowo
machała przed jego twarzą.
– Przepraszam
– mruknął, a na jego policzki zawitała czerwień.
– Wybaczam
– odpowiedziała, choć w jej głosie zabrzmiała nutka
podejrzliwości. – Zatrzymajmy się pod tamtym drzewem –
zaproponowała, wskazując na samotne drzewo, rosnące niedaleko
nich.
W
ciszy przemierzyli drogę dzielącą ich od tego miejsca. Hermiona
oparła się plecami o ciemną korę, biorąc potężny haust
powietrza.
– Uwielbiam
te powietrze – wyznała, przymykając powieki. – Jest zupełnie
inne niż to w Londynie.
– Czystsze
– podpowiedział, po czym przechylił delikatnie głowę w bok.
– Tak,
ale jest też w nim coś takiego... Hmm... Jest nasycone tą magią –
wyszeptała. – Czuję, jak wibruje. Nawet teraz naciska i tańczy
wokół mnie, a ja mam ochotę się głośno roześmiać i zatracić
się w jej rytmie.
– Nigdy
nie zwracałem na to uwagi – powiedział, marszcząc brwi w
zastanowieniu. – Może to dlatego, że większość życia
spędziłem w magicznym domu?
– Możliwe
– odparła lakonicznie.
Po
chwili Gryfonka poczuła, że ktoś oparł się koło niej, dotykając
jej ramienia swoim. Otworzyła delikatnie powieki i jej miodowe
tęczówki spotkały się z jego orzechowymi. Miała wrażenie, jakby
czas się nagle zatrzymał, ale ich dwoje nadal trwało. Jej oddech
mimowolnie przyspieszył, kiedy zorientowała się, że jego twarz
przybliżała się coraz bardziej. W głowie zawitała pustka, nie
była w stanie uformować ani jednej myśli, nawet jej strzępka.
Nagle,
jakby za dotknięciem różdżki, zapaliła się czerwona lampka, ale
nie zdążyła nijak zareagować, kiedy poczuła chłodne usta na
swoich. W jednej chwili miała ochotę roztopić się pod wpływem
ciepła, które momentalnie owładnęło całym jej ciałem. Jednak w
drugiej uświadomiła sobie, jak bardzo było to niewłaściwe.
Chociaż serce krzyczało, by tego nie robiła, odepchnęła Rona od
siebie.
– Nie
możemy – wychrypiała, czując gromadzące się łzy w kącikach
oczu. – Masz dziewczynę.
– Ja...
– zaczął, ale urwał, nie będąc pewien, co chciał powiedzieć.
Szatynka
uśmiechnęła się smutno.
– Zapomnijmy
o tym i – zawahała się – może ograniczmy spotkania.
– Mamy
powrócić do tego, co było wcześniej?
– A
widzisz inne wyjście? Nie chcę być tą drugą, nie chcę też, byś
wybierał pomiędzy mną a Lavender – wyjaśniła, nie kryjąc bólu
i smutku w głosie. – Nie możemy też ignorować tego, że się
pocałowaliśmy, a po twoich oczach widzę, że nie żałujesz.
– Nie
żałuję – potwierdził sucho.
– Pokłóciliśmy
się o jakąś błahostkę, ale nie chcemy o tym rozmawiać –
odezwała się w końcu, z trudem łapiąc kolejny oddech.
– Dobrze.
– Harry
pewnie będzie chciał nas udusić – parsknęła, ale nie patrzyła
już na rudzielca. Bała się na niego spojrzeć. – Do widzenia,
Ron – mruknęła, po czym włożyła dłonie do kieszeni wiosennego
płaszcza i ruszyła w stronę zamku.
– Do
widzenia – odszepnął Gryfon, żałując, że kiedykolwiek zgodził
się na ten spacer. Mimowolnie zahaczył palcami o usta, które go
nadal paliły. – Do widzenia.
*****
Witam!
I jak wrażenia? Coś mi się wydaje, że mogą być mieszane,
niemniej, jestem ciekawa, co sądzicie o decyzji Hermiony (według
mnie jest bardzo kanoniczna, ale może ktoś uważa inaczej). Co do
długości rozdziału, to chyba musicie się przyzwyczaić, że
właśnie będą mniej-więcej tyle zajmować. Tak jakoś ciągle mi
na tyle wychodzi. Co do kolejnego rozdziału, to raczej ukaże się
on najwcześniej za dwa tygodnie (tj. 12 marca 2016), ale coś czuję,
że może się to przeciągnąć do 19 marca 2016. W każdym razie
trzymajcie kciuki i komentujcie – to moja jedyna nagroda za pisanie
(chyba że nie zasługuję, ale to inna sprawa).
Witaj :)
OdpowiedzUsuńNajpierw myślałam, że nic nie zdoła pokonać pierwszej części, z Draco. Idealnie uchwyciłaś jego emocje, bardzo dobrze opisałaś też jego relację z Severusem. Było tak... filmowo :D Po prostu widziałam to wszystko jak na ekranie! Ale drugi i trzeci fragment... Ach, to one podbiły dzisiaj moje serce. Romione!!! Tak się cieszę, że nie porzuciłaś tego wątku! Wszystko wyszło tak naturalnie, jakbym nie czytała fanfiction, tylko obserwowała ich prawdziwe rozterki. Bardzo szkoda mi Hermiony, ale w pełni rozumiem jej decyzję. Ciekawa jestem wątku z Lavender, czy będzie jakieś starcie... :D
Hmm... Nie wiem jeszcze, co napisać. Mogłabym Cię tak wychwalać przez cały czas, bo nie da się inaczej ;) Według mnie Hermiona jest bardzo kanoniczna, więc o to się nie martw. A długość rozdziału... No wiesz, ja bym czytała bez końca, ale lepiej tyle, niż... (nie dokończę, bo to brzmi źle, a nie mam tego... tego złego na myśli :D). Chyba zakończę już tę tyranię. Jestem zmęczona, zresztą trudno się nie dziwić o takiej godzinie (02:20...). Życzę więc powodzenia, czasu, weny... I do następnego ;*
Juz się nie mogłam doczekać i w końcu jest nowy rozdział :D Twoje opowiadanie jest boskie , świetne i wg jest w nim tyle emocji ,że aż szkoda tego nie czytać :*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Szkoda tylko, że Draco i Hermiona ze sobą nie rozmawiali. Jak zwykle będę niecierpliwie czekać na następny.Życzę Ci dużo weny,
OdpowiedzUsuńArya V.
Wow :)
OdpowiedzUsuńDecyzja Hermiony i Rona... oj, będą kłopoty.
Do następnego :)
eMKa
milosc-dopadnie-cie-i-tak.blogspot.com
Hej, nie zdążyłam jeszcze przeczytać tego rozdziału, ale zamierzam się niedługo za niego zabrać (jeszcze dzisiaj). Tymczasem zapraszam do siebie na nowy rozdział: http://dramione-badzkolomnie.blogspot.com/2016/01/rozdzia-2-nowe-zycie.html
OdpowiedzUsuńNiedługo pod tym rozdziałem pojawi się moja opinia :).
Pozdrawiam, Zuza :)
Rozdział ciekawy, Malfoy z uczuciami to coś nowego, z reguły pokazuje się go jako sadystycznego dupka od samego początku, dopiero potem się zmienię, a tu widać jego inne oblicze i to mi się bardzo podoba. Nienawidzę Hermiony za to że podkochuje się w Ronie, to dla mnie takie.... złe. Nie lubię Rona sama do końca nie wiem czemu, a jeszcze bardziej go nie lubię za to, że zdradza Lavender. Kolejna postać która mnie ciekawi to Severus. Nie potrafię go rozgryźć w twoim opowiadaniu. Rozdział intrygujący i ciekawie zapowiadający dalsze zdarzenia.
UsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie:
dramione-badzkolomnie.blogspot.com
Zuza :)
Na początek, jedno, wielkie PRZEPRASZAM, że aż tak długo nie komentowałam żadnego z twoich rozdziałów. Sama jestem na siebie zła, że nie umiałam zorganizować sobie czasu tak, żeby znaleźć chociażby chwilkę i zostawić jakikolwiek znak życia. Moja ładowarka do mojego MacBooka padła i siedziałam cały czas na starym leniwym laptopie, który liczy sobie już dobre 8 lat i wyłącza się co 3 minuty. Uwierz mi, pisanie nowego rozdziału na tamtym gracie to jedna, wielka makabra.
OdpowiedzUsuńNo ale już wystarczy tych bzdetów. Co do rozdziałów : Jako że tak długo nie komentowałam, postaram się wypowiedzieć do wszystkiego po kolei. Ginny i Harry. Bardzo bardzo fajny pomysł z tym zniczem. Już Ci kiedyś mówiłam, że nie przepadam za Ginny, ale u Ciebie jakoś ona mi w ogóle nie przeszkadza, tak samo jak Ron. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale czytając Rozdział jedenasty, aż tak bardzo nie przeszkadzał mi fakt, że Rudzielec pogodził się z Granger. Wręcz przeciwnie, dodaje to urozmaicenia. Oczywiście wyobrażam sobie, że jeszcze tam nie źle nakomplikujesz ( tak jak pod koniec rozdziału z tym pocałunkiem -fuuu) Bardzo podoba mi się relacja jaka gości między Hermioną, a Harrym. Fajnie, że Gryfonka może liczyć na Bliznowatego.
No a co do Dracona. Nie wiem, czy Ci już mówiłam, ale uważam, iż super oddajesz jego emocje. Nie jest to łatwe, a zwłaszcza na szóstym roku, w którym przechodzi on tak diametralną zmianę charakteru i zaczyna dostrzegać świat z innej perspektywy. Chyba moją ulubioną częścią tego rozdziału był fragment "Coraz bardziej odczuwał presję czasu, który ciągle zerkał na niego kpiąco, jakby mówiąc: „Zdążysz?”.Sam nie wiedział, w którym momencie z jego ciała wydobył się szloch. Wiedział tylko, że umrze" Nie wiem, czemu ale serio zapadł mi w pamięć.
Wątek Dramione powolutku się rozwija, jestem ciekawa jednak, jak to wszystko się teraz potoczy, skoro Hermiona "zerwała" ich umowę.
No cóż, mam nadzieję, że szybko dodasz nowy rozdział, na który bardzo niecierpliwie czekam.
A tak btw u mnie też powinno się coś pojawić na dniach :)
Ściskam bardzo mocno <3
A i btw, rozdział 5 na moim blogu ( http://slodki-listopad-dramione.blogspot.com) już jest :)
UsuńNo i tu znów Draco w odniesieniu do Hermiony wydaje mi się niespójny... Z jednej strony zdaje sobie sprawę z ocieplenia swoich uczuć do niej, a z drugiej strony frustruje się i wścieka na siebie, że poszedł na współpracę z Granger. Kumam, że mógł być na siebie zły, że zaczął ją tolerować i się do niej przyzwyczaił, ale no właśnie – na to powinien się wściekać, a nie na to, że ją wykorzystał w celach wypełnienia zadania od Voldemorta.
OdpowiedzUsuńNatomiast wrócę jeszcze do samego bycia złym na siebie, że zaczął cieplej patrzyć na Hermionę — to też nie jest do końca spójne. Bo w jednej chwili się na siebie wścieka, a w drugiej mówi do siebie w myślach (jakby dawał sobie na to zgodę), że „Co tu dużo mówić, przyzwyczaił się do myśli, że spędzał wieczory z Gryfonką” albo że ją toleruje. I to jest dziwne na tle poprzedniego rozdziału, gdzie tak po niej cisnął w myślach. Nie wiem, to się jakoś wszystko chyba za szybko dzieje. Raz ocieplenie, raz znów hej, raz ocieplenie, czekam tylko, aż w następnym rozdziale znów zacznie w myślach hejtować szlamy i ciskać po Hermionie... No ale dobra, zostawię już ten temat i idę dalej.
Coraz bardziej odczuwał presję czasu, który ciągle zerkał na niego kpiąco, jakby mówiąc: „Zdążysz?”. — bardzo fajne zdanie.
Podoba mi się to, że przełamujesz tu opkowy obraz Dracona, który jest silnym skurwielem i łamaczem serc, który przeleciał cały Hogwart. Bo on, owszem, tworzył sobie taką maskę (no może nie tego maczo, ale chama i wredoty), ale przecież nawet Harry przyłapał go na chwili słabości. Bardzo więc takie, no, tru jest dla mnie ta scena, w której Draco płacze. W pierwszej chwili — przyznam się — trochę się skrzywiłam (jednak opki ryją obraz postaci), ale potem przypomniałam sobie tego ryczącego nad umywalką Malfoya z HPiKP, no i od razu mi wszystko przeszło. Tym bardziej, że potem zobaczyłam bardzo fajne nawiązanie do tego, że choć Draco ma taki żal do Lucjusza, to dalej go kocha (od razu pojawił mi się przed oczami obraz Dracona, który w scenie z Voldemortem w 7 części drepcze do wołających go rodziców, tam na tym dziedzińcu).
No i scena Draco/Snape <3 Czekałam na nią, cieszę się, że się pojawiła i to w wydaniu tak dobry. To chyba — po tym wątku z perspektywą Lavender — moja ulubiona scena z ostatnich rozdziałów.
„Czy każdy ma prawo na przebaczenie?” — nie rozumiem tylko tego zakończenia, skąd takie pytanie, skoro Draco był nastawiony bojowo i nie wierzył w dobre intencje Severusa?
„wychodzi ci to coraz łatwiej” — lepiej, a nie łatwiej. Nie ma takiego zwrotu jak „wychodzi łatwiej”
Jeny. Nie wiem co mam myśleć o tym, że Ron i Hermiona się pocałowali i znów postanowili wrócić do opcji „jesteśmy pokłóceni”. W sensie, już miał być spokój, już miało wrócić do normy, a tu znów. Zastanawiam się: czemu? Czy tak sobie zaplanowałaś, czy tak jest Ci wygodniej?
No i tu znów Draco w odniesieniu do Hermiony wydaje mi się niespójny...
UsuńMoże dlatego, że ilekroć zaczynam o nim coś więcej pisać, wyobrażam go sobie jako jedną wielką niestabilną mieszanką uczuć i przemyśleń - ogółem sprzeczności - nad którą nie jest w stanie zapanować? Malfoy jest świadomy, że Voldemort postawił już na nim krzyżyk - wisząca śmierć (nieunikniona, zdawałoby się) może zszargać umysł każdego człowieka, zwłaszcza młodego chłopaka, który wcześniej musiał się martwić tylko tym, że jakiś Potter jest lepszy od niego. Może to rzeczywiście niespójne, ale staram się, jak mogę, by jakoś to wyszło.
Podoba mi się to, że przełamujesz tu opkowy obraz Dracona, który jest silnym skurwielem i łamaczem serc, który przeleciał cały Hogwart
To akurat irytowało mnie w każdym opku. Jestem tylko ciekawa, skąd pojawiło się to przeświadczenie. No bo ani Malfoy nie był zbyt lubiany w innych domach, w Slytherinie co prawda mogliby być bardziej przychylni, ale też nie przesadzajmy i nie róbmy hogwarckich dziewcząt (bez względu na dom) na hormonalną armię, która pragnie, by Malfoy uczynił z nich prawdziwe kobiety.
„Czy każdy ma prawo na przebaczenie?” — nie rozumiem tylko tego zakończenia, skąd takie pytanie, skoro Draco był nastawiony bojowo i nie wierzył w dobre intencje Severusa?
Jak pisałam wyżej, Malfoy jest niestabilny emocjonalnie i nie potrafi przywołać się do porządku. A, jakby nie patrzeć, musiał mieć dobre relacje z Severusem we wcześniejszych latach.
Czy tak sobie zaplanowałaś, czy tak jest Ci wygodniej?
Nie, to akurat kanon - tam byli skłóceni aż chyba do otrucia Rona. A że ja wierzę w tego rudzielca, więc zaaranżowałam wcześniejsze przeprosiny i coś, co nadal pozostawiało ich w oddaleniu.
A, zapomniałam o kanonie. XD W sumie o tym nie pomyślałam, hahaha.
Usuń