Rozdział piąty

I jak, Granger? Masz już coś? – zapytał Draco, patrząc uważnie na skuloną sylwetkę dziewczyny.
Hermiona siedziała przed stolikiem, który był zasłany mnóstwem pojedynczych pergaminów zapisanych drobnym pismem.
Chwila... – odpowiedziała zamyślonym głosem.
Nieświadomie zagryzła wargę, skrobiąc się końcówką pióra po policzku. Przekręciła kartkę, marszcząc delikatnie brwi. – Chyba już mam – mruknęła, dopisując coś na do połowy zapisanym pergaminie. Po chwili pokiwała głową, czując napływający uśmiech satysfakcji, kiedy postawiła ostatnią kropkę. – Voila, panie arystokrato, zrobiłam.
Zaraz zobaczymy, czy zrobiłaś – poprawił ją ze złośliwym uśmiechem, sięgając po plik pergaminów.
Szatynka przewróciła oczami w odpowiedzi, ale się nie odezwała. Popatrzyła na chłopaka z wyczekiwaniem. Już wiedziała, o czym była tamta książka i niezbyt się jej to podobało, ale pytanie czy Malfoyowi była potrzebna właśnie taka wiedza.
Oczy Dracona mimowolnie zalśniły, kiedy przeczytał pierwszy akapit notatek Granger. Nie pozwolił jednak, by na jego usta wpłynął uśmiech pełen ulgi. Nie zwracając uwagi na uważny wzrok koleżanki przypominający chciwe spojrzenie sępa krążącego nad ledwie dychającą zwierzyną, sięgnął po lnianą torbę. Schował tam plik zapisanych pergaminów i zaczął kierować się do wyjścia. Nie odszedł nawet kilka metrów dalej od stolika, kiedy poczuł ucisk drobnej dłoni na swoim przedramieniu. Odwrócił szybko głowę, otwierając już usta, by powiedzieć coś niezbyt odpowiedniego dla wrażliwych uszu, kiedy Hermiona z niezwykłym ogniem czającym się za miodowymi tęczówkami zaczęła:
Nawet sobie nie myśl, że pozwolę ci teraz odejść – syknęła, wbijając nieświadomie paznokcie w nagą skórę chłopaka. Blondyn przełknął mimowolnie ślinę, mrużąc powieki. – Z tej książki czarna magia aż wypływa strumieniami. Nie będę patrzeć bezczynnie, jak ty dobrowolnie się w niej zanurzasz, nie chcąc wypływać na powierzchnię.
Niezwykła metafora, Granger. – Ślizgon uśmiechnął się kpiąco. – Masz jakiś słownik czy sama je wymyślasz?
Słownik kupiłam w księgarni „Moja cierpliwość się kończy, zapchlony arystokrato” – warknęła dziewczyna. Czuła, że jej oddech staje się coraz cięższy, a na policzki wpływa gorący rumieniec.
Urocza nazwa – mruknął, nie siląc się na powagę.
Wiesz, że w każdej chwili mogę pójść do Dumbledore'a?
Nie pójdziesz – odpowiedział ten z nagłym przekonaniem w głosie.
Ona zaś zmrużyła oczy, podnosząc brwi w niemym pytaniu.
Nie pójdziesz – powtórzył blondyn, patrząc ze złośliwym błyskiem w oku na jej poczerwieniałą ze złości twarz. – Wiesz dlaczego? Gdybyś miała taki zamiar, od razu byś do niego zwróciła, kiedy przeczytałaś pierwszy akapit. Byłaś w równym stopniu zainteresowana książką, co ja teraz, więc oszczędź mi i sobie moralnych wywodów.
Cisza, która zapadła po tych słowach, uderzyła boleśnie wychowankę domu Gryffindora. Chociaż walczyła, jak tylko mogła, nie potrafiła powstrzymać myśli.
Czarna magia zawsze obiecywała potęgę, władzę, niezwyciężoność... Wydawała się być niezwykle kuszącym owocem, który zdawał się zostać zakazany przez słabych ludzi, zbyt ograniczonych, by dostrzec jej moc. Nie można było zauważyć jej niewidzialnych, uzależniających macek, które powoli docierały do serc, panosząc się po ich zakamarkach. Obezwładniały, dając złudne poczucie wolności, by po przekroczeniu granicy, zorientować się, że nie ma powrotu. Mrok rozpowszechni się po całym ciele, gnieżdżąc się w sercu i umyśle, więżąc je w stalowych celach, zabierając tym samym jakiekolwiek źródło zbawiennego światła.
Hermiona przełknęła ciężko ślinę. Przecież ta książka opisywała jedynie średniowieczny artefakt. Nie była zła, prawda?
 Co chcesz, Malfoy? – Pytanie zawisło w gęstym powietrzu. Miodowe oczy nieprzerwanie patrzyły w czarne źrenice wroga, chcąc wychwycić jakikolwiek przebłysk, który zdradziłby prawdziwe myśli chłopaka. – Do czego jest ci potrzebne?
Nie twoja sprawa, Granger – odpowiedział, wyrywając ramię z jej uścisku. Posłał kpiący uśmiech w stronę Gryfonki, zanim odwrócił się z zamiarem odejścia.
I jak planujesz to wykorzystać? – Teraz zatrzymał się, ale nie spojrzał na stojącą dziewczynę. Ta natomiast przygryzła wargę i z wahaniem w oczach stanęła przed arystokratą. – Przetłumaczyłam jedynie wstęp, a to tak naprawdę nie daje nic.
Widzę, że mój nieodparty urok działa także na ciebie – powiedział, przybierając złośliwą maskę na twarz. – Nie wyobrażasz sobie, by dobrowolnie odejść ode mnie.
Nie pochlebiaj sobie, jasne? - warknęła w odpowiedzi na jego kpiny. Założyła niesforny, mahoniowy kosmyk za ucho, machinalnie zaciskając pięści. – To nie jest zwykła książka.
Och... Czyżby zainteresowana? – Draco zacmokał, patrząc z fałszywą naganą. – Nie podejrzewałem, że będziesz łaknąć takiej wiedzy.
To nie może być złe...
Że co?
Brązowooka uświadomiła sobie, że wypowiedziała te słowa na głos. Poczuła zdradzieckie ciepło na policzkach, ale stwierdziła, że się nie wycofa. Nie bez powodu Tiara Przydziału przydzieliła ją do domu Gryffindora.
Ta książka nie może być sama w sobie zła, prawda? Wiedza nigdy nie jest ani dobra, ani zła. To jej wykorzystanie o tym decyduje.
Ślizgon uśmiechnął się w duchu. Granger próbowała się usprawiedliwić, chociaż jednocześnie nie chciała przyznać, że mogła w jakimkolwiek stopniu być zaciekawiona czarną magią. To wielce ułatwiało sprawę.
To może układ? – zapytał niewinnie, zmywając złośliwy uśmiech z twarzy.
Układ? – powtórzyła, patrząc na niego nieufnie.
Będziesz pracować ze mną nad tłumaczeniem książki – powiedział blondyn poważnie, Uważnie obserwując dziewczynę, która nie potrafiła ukryć błysku zainteresowania w oczach. – Jednocześnie zaspokoisz swój głód wiedzy i będziesz czuwać nad moją moralnością.
Haczyk?
Przysięga, że nie polecisz z tym do nauczycieli.
Boisz się, Malfoy? – zapytała przekornie, chcąc uzyskać trochę czasu do namysłu.
Spokojnie, Granger – zaczął, jakby czytając w myślach Gryfonki. – Masz czas do jutra; jeżeli się zdecydujesz, to przyjdź tutaj jutro po obiedzie. Twoja nieobecność będzie się równać z twoją odmową.
Hermiona spuściła wzrok, zagryzając wargę. Chłopak patrzył na nią przez chwilę, by zaraz opuścić obserwatorium, zostawiając ją pogrążoną w swoich myślach.

*****

Zapach świeżo zaparzonej kawy dotarł do wrażliwych nozdrzy dziewczyny. Przymknęła mimowolnie powieki, wciągając upajającą woń czarnej jak noc, parującej cieczy.
Mój bohater – mruknęła, otwierając oczy. Wzięła ostrożnie łyk napoju, obejmując zmarzniętymi dłońmi gorący kubek.
A czy twój bohater może prosić o pomoc w napisaniu eseju?
Hermiona spojrzała kątem oka na Harry'ego. Niepewny uśmiech na przystojnej twarzy przyjaciela potrafił zmiękczyć każde serce, nie wyłączając siedzącej obok szatynki. Gryfonka westchnęła cicho.
Mógłbyś któregoś pięknego dnia sam odrobić pracę domową i przynieść mi ją jedynie, by się nią pochwalić?
Ale co byś wtedy zrobiła? Nie mógłbym ci odebrać tytułu Panny Wszechwiedzącej. – Wybraniec rozłożył bezradnie ręce, wywołując chichot koleżanki.
Myślę, że jakoś bym to przeżyła – powiedziała z czającym się uśmiechem na ustach.
Uwielbiam wasze kłótnie.
Przeszywające spojrzenie szmaragdowych oczu w połączeniu z uważnym wzrokiem miodowych było zabójczą mieszanką. Nie wspominając, że dla Neville'a to było za wiele. Zaokrąglona twarz chłopaka poczerwieniała aż po czubki uszu, a czekoladowe oczy komicznie się rozszerzyły.
Prze-przepraszam...
Nie masz za co przepraszać, Neville. – Harry posłał szeroki uśmiech w stronę chłopaka. Ten nie wydawał się być za bardzo przekonany, więc dodał: – Nikt ci głowy nie urwie, jeżeli się odezwiesz.
Jesteś naszym przyjacielem – dodała dziewczyna.
Neville nic nie odpowiedział, uśmiechając się niepewnie.
Chcesz do nas dołączyć? Mam do napisania esej z zielarstwa, a Hermiona nie podchodzi do tego zbytnio entuzjastycznie – mruknął brunet, patrząc na wyżej wymienioną osóbkę.
Zamilknij, póki ci życie miłe – ostrzegła, uderzając go delikatnie w ramię.
Pokój?
Wiesz, że jesteś na przegranej pozycji? – zapytała z pobłażliwym uśmiechem.
To mały szczegół. – Wybraniec podrapał się po karku. – To jak?
Przemyślę to, a teraz chodźmy do biblioteki! – wykrzyknęła, podnosząc się gwałtownie z ławki. Upiła jeszcze ostatni łyk letniej już kawy i spojrzała wyczekująco na chłopaków.
Neville? – zapytał Harry chłopaka, który patrzył niepewnie na Hermionę.
Tak?
Mamy jeszcze szansę na ucieczkę – szepnął konspiracyjnie, zakrywając usta.
Nie macie – powiedziała bezlitośnie Gryfonka.
Czy tylko według mnie zabrzmiało to złowieszczo? – Chłopiec, który przeżył, przełknął ciężko ślinę. Wymienił przerażone spojrzenie z kumplem, który nie wiedział, jak zareagować.
Chodź i przestań błaznować. – Dziewczyna przewróciła oczami i pociągnęła za ramię przyjaciela. – Ty, Neville, też idziesz – krzyknęła, kierując się w stronę wyjścia.
Szatyn spojrzał na plecy odchodzącej dwójki i nie mógł powstrzymać uśmiechu. Cieszył się, że ma takich przyjaciół.

*****

Kilka grubych ksiąg uderzyło głucho o drewniany blat biurka. Neville popatrzył na woluminy, by powoli podnieść wzrok na Hermionę.
Jesteś pewna, że będzie potrzebne aż tyle książek? – zapytał niepewnie, wskazując na pokaźną wieżę.
Książek? Chyba cegieł – mruknął Potter, ale na szczęście został zignorowany przez pozostałą dwójkę.
Naprawdę tak myślisz? – Dziewczyna przekręciła głowę, zagryzając dolną wargę.
To oczywiste, że tak myśli – westchnął zielonooki, opierając dłonią podbródek.
Neville z wahaniem przytaknął. Ona spojrzała na nich, by opaść po chwili ciężko na najbliższe krzesło. Potarła palcami skronie, marszcząc delikatnie brwi.
Może i macie rację.
Szmaragdowe oczy zwróciły się szybko w kierunku bladej twarzy Gryfonki.
Ty – powiedział Harry z naciskiem – przyznajesz komuś rację bez wcześniejszej dyskusji?
Możesz przestać? – warknęła, nie odrywając dłoni od twarzy.
Przepraszam Pannę Wrażliwą – mruknął, przewracając oczami. – Co się dzieje?
Skąd masz pewność, że coś się dzieje? Może jestem jedynie zmęczona?
Teraz już naprawdę zaczynam się zastanawiać, co się stało.
Spokojnie. – Hermiona uśmiechnęła się słabo. – Gdyby to było coś poważnego, pierwszy byś o tym wiedział.
Nigdy nie umiałaś kłamać.
Czy ty się zawsze musisz doszukiwać jakichś teorii spiskowych?!
O, teraz ci to przeszkadza?!
Nie kłóćcie się.
Szatynka spojrzała na Neville'a. Mimo gorącego rumieńca na pucołowatych policzkach patrzył na pozostałą dwójkę z powagą. Gryfonka przygryzła wargę i uśmiechnęła się przepraszająco do Harry'ego.
To naprawdę nic poważnego. Nie masz się czym martwić.
Boję się o ciebie. – Było widać, ile kosztowały go te słowa. – Jesteś taką moją młodszą siostrą.
Jestem starsza od ciebie – zauważyła.
Mały szczegół. – Harry wzruszył ramionami, nie mogąc nie odpowiedzieć przyjaciółce szerokim uśmiechem.
Możemy już wrócić do pracy? – wtrącił się Neville.
Przepraszamy – mruknął brunet i sięgnął po najbliższą księgę.
Młoda kobieta z uśmiechem obserwowała pracę przyjaciół. Z czystym sercem mogła stwierdzić, że nie oddałaby tego za nawet największe skarby świata. To oni sprawiali, że miała ochotę wstać z łóżka i stawić czoła szaremu dniu. To oni sprawiali, że mogła z uśmiechem jeść śniadanie, kiedy w gazecie pojawiały się kolejne informacje o tajemniczych zgonach. To oni sprawiali, że potrafiła zobaczyć jakiekolwiek światełko w wojnie rozgrywającej się tuż za murami bezpiecznego zamku.
Niektórzy mogliby stwierdzić, że Hermiona Granger była słabą osobą, jedynie zawadzającą, która nie byłaby w stanie się przydać. Ale czy ktokolwiek jest w stanie pozostać sobą i przetrwać wojnę? Złudna nadzieja.
Niesamowite, że nie jesteś potrzebny w wojnie, kiedy nie trzeba porzucić człowieczeństwa i zamienić się w istoty gorsze od najokrutniejszych zwierząt. Aczkolwiek to nie jest najsmutniejsze... Jak odzyskać tę cząstkę siebie, kiedy wojna się zakończy? Jak ją odszukać wokół ciemności?
Hermiona zacisnęła powieki, ciesząc się, że jej twarz jest zasłonięta przez szorstkie od zimna dłonie. Jak ona ma przetrwać? Nie była w stanie sobie wyobrazić, że mogłaby utracić swoją słodką niewinność. Patrzeć bez żadnych emocji na człowieka, w którym życie wygasa niczym wątły płomień ukryty za grubą ścianką słoika. Patrzeć, jak strumienie czerwonej krwi tworzą groteskowo malowniczy obrazek, rozjaśniając ciemne korytarze pełne gruzów; jak rumieńce powoli znikają z brudnych od kurzu twarzy, ustępując miejsca bieli, która tym razem nie będzie kojarzona z radością, a z oczu znika ten charakterystyczny błysk, stają się puste. Martwe.
Miedź rozpłynęła się na języku, kiedy cienka warga Gryfonki została zbyt mocno przygryziona. To był jej sposób, by utrzymać emocje na wodzy, nie zdradzić się i nie wybuchnąć, pozostając pozornie spokojna jak te morze, zanim rozpęta się sztorm. Dotychczas działało, ale zbyt wiele historii ludzkich było opieranych na podobnym motywie, że przy zbyt mocnym przyciśnięciu wszystkie myśli wymykały się spod nagle przeciętych więzów, pozostawiając po sobie jedynie pustą skorupę. Hermiona naiwnie wierzyła, że jej to nie dotyczyło. Nie dopuszczała nawet zagubionej myśli, że jej mur mógłby chociaż odrobinę się ukruszyć.
Szelest przekręcanych stron przywrócił ją do rzeczywistości. Podniosła głowę, ukazując nienaturalnie zarumienione policzki, i rozejrzała się wokół. Harry skrupulatnie przepisywał któryś fragment z książki, a Neville z delikatnym uśmiechem zaczytywał się w kolejnym rozdziale poświęconym roślinom. Nagle szatyn zmarszczył brwi i, przystawiając zgrubiały palec na odpowiednią część tekstu, przekręcił księgę i pokazał ją Harry'emu. Hermiona nie mogła nie pozwolić, by na jej popękane usta wpłynął czuły uśmiech.
Wtem rozbrzmiały dzwony, przyzywając uczniów do odpowiednich sal. 
 – Chyba pierwszy raz się wyrobiłem z zadaniem – powiedział z rozbawieniem wybraniec, wiążąc pergamin kawałkiem szorstkiego sznurka. – Dzięki, stary, bez ciebie bym zginął.
 – Ale ja nic nie zrobiłem... – Cichy protest wydobył się spomiędzy ust szatyna, dla którego abstrakcyjne linie na kamiennej podłodze wydawały się w tamtym momencie, jakby były jakimiś niezwykłymi dziełami sztuki.
Nagle czyjeś delikatne ramiona otoczyły chłopaka. Zaskoczony podniósł wzrok, by ujrzeć masę niepoukładanych, mahoniowych kosmyków, które zdawały się mieć za cel, by zawładnąć jak największą częścią przestrzeni.
 – Jesteś słodki, kiedy tak się zachowujesz – mruknęła Gryfonka, odsuwając się od niego po chwili. Na jej malinowe usta wpłynął piękny uśmiech, który mógłby być zapowiedzią rozkwitnięcia wszystkich krwistych róż pławiących się w blasku radosnego słońca, które byłoby w stanie przegonić nawet najmniejsze, bieliste obłoki z nieboskłonu.
 – Ja–ja...
 – Do zobaczenia! – krzyknęła i, nie przejmując się nagannym spojrzeniem pani Pince, wybiegła z biblioteki, ciągnąc za sobą Harry'ego.
 – Do zobaczenia – szepnął Neville.
Po chwili szatyn pokręcił głową, jakby próbując wyrzucić myśli ze swojej głowy, ale nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu pojawiającego się na jego wąskich wargach. Podszedł do stolika, chcąc zabrać swoją torbę smętnie wiszącą na poręczy fotela, kiedy jego wzrok przykuł pojedynczy pergamin zwinięty w rulon. Chłopak rozejrzał się w nadziei, że przyjaciele jednak zostali lub przypomnieli sobie o zgubie, jednak nie zauważył nikogo. Czując wzrastające poczucie winy, sięgnął po pergamin i rozwinął go. 
 – „Sekrety średniowiecznych artefaktów”... – W jego głosie mimowolnie pojawiła się nuta zaciekawienia.

*****

 – Wybitny mam w garści.
Hermiona nie mogła się powstrzymać i przewróciła oczami. 
 – Och, dziękujemy ci, o wielmożny, że zechciałeś być tutaj i rozmawiać jedynie ze zwykłą sługą, która nigdy nie dorówna ci w wielkości twej wiedzy. – Szatynka wykonała parodię ukłonu. – I nie staraj się mnie przekonywać, że jest inaczej, o wszechwiedzący. Twoja szczodrość i miłosierdzie czasem przeważają nad twoją sprawiedliwością i uczciwością, a nikt nie chciałby, żebym zapomniała, gdzie miejsce uniżonej sługi.
 – Cieszę się, że w końcu to zrozumiałaś – powiedział Harry, przybierając na twarz zdeformowaną maskę wyższości. – A jeżeli nie masz nic przeciwko, z chęcią bym teraz coś przekąsił.
 – Tak jest. – przyjaciółka wyprostowała się gwałtownie i zasalutowała.
 – Ile wy macie lat? – Opryskliwy głos rozbrzmiał niedaleko nich.
Niska, szczupła dziewczyna stanęła przed nimi, zaciskając usta w cienką linię. Jej ciemne, duże oczy wydawały się nie mieć dna, upodabniając się do czarnych, głębokich tuneli. Delikatne zmarszczki wokół ust, uwydatniły się jeszcze bardziej, kiedy na delikatnie zaróżowioną, okrągłą twarz wpłynął grymas obrzydzenia. Krucze, proste włosy zostały upięte w wysoki kucyk, z którego uwolniło się parę nieposłusznych kosmyków. Zielono – srebrny krawat mocno zawiązany pod szyją aż nadto rzucał się w oczy, sprawiając, że wyglądała jeszcze bardziej dostojnie i władczo. Gryfon nie mógł powstrzymać myśli, że bez tego grymasu Parkinson byłaby całkiem ładna. 
 – Och, przepraszamy, Pansy, nie zauważyliśmy cię – powiedziała uczennica domu Godryka Gryffindora, starając się ze wszystkich sił, by w jej głosie nie pojawiła się nawet najlżejsza nutka sztuczności.
Brunetka spojrzała tylko na nich z politowaniem i, podnosząc wysoko podbródek, przeszła obok, skręcając do Wielkiej Sali. 
 – Nie lubię jej – mruknęła dziewczyna.
 – A to ci nowość. – Harry nie mógł powstrzymać chichotu, który bezlitośnie wyrwał się z jego gardła.
 – Czy twój humor nigdy się nie psuje?
 – Jestem synem jednego z czterech Huncwotów. – Potter wzruszył ramionami. – Śmiech mam zakodowany w genach.
 – Hermiona...? – Nieśmiałe pytanie zdziwiło szatynkę, że nawet nie zdążyła rozpoznać znajomego głosu, kiedy ognistorude włosy zawładnęły nad ciemnością korytarza.
 – To może ja was zostawię – powiedział brunet, znikając w tłumie uczniów spieszących się na obiad.
 – Możemy porozmawiać? Na osobności? – dodał Ron, nie ukrywając zdenerwowania w swoim głosie.
 – Tak – odpowiedziała ostrożnie Hermiona, uważnie obserwując byłego przyjaciela.
Rudzielec próbował się uśmiechnąć, ale gdy z jego ust uformował się jakiś dziwny grymas, zrezygnował i zamiast tego ruszył korytarzem, nie pozostawiając stojącej dziewczynie wiele do wyboru. Skręcili za rogiem w jeden z odłamów korytarza i zatrzymali się przed solidnymi, dębowymi drzwiami. Żeliwne nawiasy skrzypnęły lekko za nimi, zamykając się z głuchym dźwiękiem. Ona usiadła na najbliższej ławce i skierowała swoje miodowe oczy na jego poczerwieniałą twarz. 
 – Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? – Gryfonka stwierdziła, że nie będzie mu niczego ułatwiać.
 – Bo... Hermiono, widzisz, ja... – jąkał się chłopak, próbując uporządkować myśli. Nagle wszystkie przemowy, które wcześniej tak skrupulatnie ćwiczył wyparowały z jego głowy, pozostawiając jedynie niezmierzoną pustkę.
Szatynka popatrzyła na niego przez chwilę i uśmiechnęła się z rozczuleniem, czego rudzielec nie zauważył. Zanim przeszła przez próg tamtej sali, obiecała sobie, że się nie złamie, ale... tęskniła za nim. I nie mogła powstrzymać rozkosznego ciepła rozpływającego się po jej ciele, które dodawało jej skrzydeł. Dziewczyna stwierdziła z dziwnym smutkiem, że mogłaby unieść się w stronę nieba, podziwiając te wszystkie cuda natury rozcierające się pod jej stopami, kierując się w stronę niezmierzonych jeszcze krańców ziemi i krzyczeć aż do utraty głosu.  Niesamowite, że potrafiła mu wszystko przebaczyć, te miesiące tępego bólu w sercu, te noce pełne kryształowych łez czy dnie ze sztucznym uśmiechem na ustach. Wszystko, byle był znowu „ich”. 
 – Ron? – Uśmiechnęła się szerzej. – Weź głęboki wdech i zacznij od początku.
Piegowate policzki komicznie się nadymały, a orzechowe oczy schowały się za bladymi powiekami. Wydawało się, jakby Gryfon z całych sił starał się zignorować tworzące się napięcie i spokojnie powiedzieć to, co dawno powinno zostać powiedziane. 
 – Bo widzisz... – Ron przerwał na moment, by zaraz z jego ust wydostał się niekontrolowany potok słów. – Lavender jest piękną dziewczyną, ale jest nudna, a ty, chociaż nie dorównujesz jej urodą, bo bądźmy szczerzy, twoje włosy są tragiczne, masz jakieś inne zainteresowania. Czasem jesteś jednak przemądrzała, uważasz, że umiesz wszystko najlepiej...
Hermiona czuła, jak z każdym kolejnym słowem słoneczna mgiełka znikała z jej umysłu, przez co krwista czerwień gniewu zaczęła się panoszyć. Nie mogła uwierzyć, że zamiast ją przeprosić, on wymienia jej wady, w dodatku porównując do Lavender! 
 – … gdybyś tylko umiała czasem słuchać, może potoczyłoby się to inaczej...
 – Czekaj – przerwała mu, nie wierząc własnym uszom. – Obwiniasz mnie za tą sytuację?
 – Eee... – Była to jedyna reakcja zdezorientowanego chłopaka.
 – Po co mnie tutaj przyprowadziłeś? Jeżeli tylko po to, by wytknąć moje błędy, które, nie wspominając, są o wiele mniejsze od twoich, to wybacz, ale pójdę zjeść obiad – ostrzegła, zeskakując z ławki. Otrzepała się z niewidzialnego pyłku i skrzyżowała ręce na piersi.
 – Nie! – krzyknął Ron, machając gwałtownie dłońmi, jakby próbując ją odwieść od tego pomysłu. Ona jedynie uniosła brwi. – To wszystko poszło nie tak... Chciałem powiedzieć, że gdybyś spojrzała czasem w dół i nie unosiła się, wtedy zauważyłabyś może, że ja...
 – Przepraszam Ron, ale to dla mnie za wiele. – Dziewczyna zadarła wyżej głowę, patrząc prosto w orzechowe oczy, których pierwszy raz nie potrafiła odczytać. Pokręciła delikatnie głową, jakby z rozczarowaniem, i ruszyła w stronę drzwi. – Mam nadzieję, że kiedyś coś zrozumiesz i wrócisz.
 – Hermiono... – Cichy szept chłopaka został jednak zagłuszony przez głośny trzask drzwi.
Gryfonka oparła się ciężko o drzwi, badając przez chwilę opuszkami palców szorstką fakturę dębowego drewna i chłód żeliwnych zawiasów. Wypuściła powoli powietrze, zdając sobie nagle sprawę, jak długo je wstrzymywała. Jednocześnie poczuła, jak rozczarowanie uderzyło w nią, dodając kolejną bliznę na jej sercu. Z wysiłkiem wygięła usta w dziwnej imitacji uśmiechu i zaczęła iść w głąb korytarza, zapominając o brzuchu, który coraz głośniej domagał się posiłku, a został zagłuszony przez szum rozlewającej się ciemności. Dziewczynie wydawało się jakby to ona pochłaniała całe szczęście, stając się przez to jeszcze silniejsza i mocniejsza. Jakby wszystko straciło nagle barwy, a czerń zdała się wygrać zaciekły pojedynek, przez co mogła zasiedlić umysł Hermiony wszelkimi jej odcieniami.
 Szatynka nawet nie zorientowała się, kiedy zatrzymała się przed nagą, kamienną ścianą. Jedynie pochodnia paląca się u sufitu dodawała trochę ciepła korytarzowi na trzecim piętrze. Jej wątły płomień zdawał się nie marzyć o niczym innym, jak tylko zgasnąć i dać się pochłonąć rozpościerającej się ciemności, jednak dzielnie walczyła o każdą sekundę. Nagle zawiał mocniejszy wiatr, niosąc dziwny szept, ostatnie tchnienie, które zdmuchnęło płomień. Wraz ze zniknięciem złocistej łuny chłodny kamień stał się zimniejszy, upodobniając się do iskrzącego śniegu panującego za oknem, a cisza sprawiła, że korytarz wypełnił się mrokiem niepokojącym ludzkie dusze. Nawet głuche trzaśnięcie drzwiami nie podołało, by przywrócić dawne światło. 

*****

 – Jesteś. 
Męski głos dochodził zza pleców Hermiony. Ta podskoczyła lekko i obejrzała się, by ujrzeć wysokiego blondyna. Patrzył na nią z dziwnym blaskiem w oczach przypominający nadzieję, ale zbyt małym i niesfornym by dokładnie to stwierdzić. Szatynka odłożyła powoli książkę na półkę i podeszła parę kroków bliżej chłopaka. 
 – Jestem – przytaknęła.
Kąciki ust Draco uniosły się prawie niezauważalnie.

*****

I jestem! Nie wiem czy mam być z niego zadowolona. Niektórymi momentami pisałam na siłę, a pozostałymi przez wenę. Wcześniej chciałam, żeby rozdział zakończył się w inaczej, ale stwierdziłam, że tak będzie lepiej. I, żeby nie trzymać Was w napięciu, zdradzę, że teraz ruszymy z akcją, a nasi główni bohaterowie zaczną się powoli lepiej traktować. Jak zwykle proszę o komentarze! Dla Was to jest chwila, a dla mnie godziny szczerego uśmiechu, który napędza mnie do pisania. :)

17 komentarzy:

  1. Ron jest totalnym durniem. To co powiedział było tragiczne i nawet nie wiem, jak on może sobie nie zdawać z tego sprawy. Na miejscu Hermiony natychmiastowo chlasnęłabym go w twarz i zostawiła samego, nawet nie tłumaczyłabym mu dlaczego.
    Mówisz, że niedługo zobaczymy, jak Draco i Hermiona traktują siebie nieco lepiej i w sumie to dobrze dla ich relacji, ale ja tak lubię, jak oni ze sobą walczą, to jest takie urocze. W każdym razie czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam.

    /a-window-to-the-past/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ron jest głupcem, jestem ciekawa co wyniknie z współpracy Hermiony i Draco :D Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i życzę dużo weny ;* ola

    OdpowiedzUsuń
  3. Obiecałam, że jestem i... jestem.
    Po perypetiach, ale udało mi się :)
    Mam nadzieję, że Ron znormalnieje. Jakkolwiek to jest bardzo w jego stylu, to w kanonie najbardziej ujął mnie, gdy uratował Harry'emu życie i wrócił do ich tria.
    Podziwiam Hermionę, że zna łacinę, wiem, jak to boli...
    Ściskam Cię mocno i mam nadzieję, że nowy rozdział niedługo!
    M.
    milosc-dopadnie-cie-i-tak.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem, wróciłam i mam nadzieję, że będę już ze wszystkim na bieżąco <3
    W większości fanfictions panuje reguła, że aby być oryginalnym, należy jak najbardziej uciec od kanonu. Ty jednak łamiesz tę zasadę, udowadniając, iż kanon wcale nie jest taki zły, tylko trzeba nim umiejętnie poprowadzić.
    Uwielbiam Twoją twórczość przede wszystkim dlatego, że jest ona dopracowana we wszystkich szczegółach. Mam wrażenie, że cała historia jest dokładnie zaplanowana, a postacie są tak barwne i realistyczne, jakby wzięte żywcem z oryginału Rowling. Może dlatego, że całość jest tak szczegółowa, w oczy rzucają mi się drobne niuanse. Od razu powiem (może Cię nie pocieszając): zwykle nie skupiam się na ortografii, interpunkcji i tym podobnych. Jednak to, co pospiesznie zauważyłam, muszę poprawić:
    W poprzednim poście na samym, samiutkim końcu napisałaś ,,okres czasu". Jest to błąd logiczny, regularnie popełniany przez wszystkich Polaków, polegający na tym, że okres to już jest synonim czasu, więc to tak, jakbyś napisała ,,czas czasu". Tak samo jest z ,,miesiącem czasu", ,,godziną czasu" itp. [mówiłam, że to niuanse!].
    Z błędami na razie tyle, raczej nie będę często ich wyłapywać (chyba że chcesz...). Skupię się głównie na fabule.
    Zauważyłam, że akcja trochę zwolniła, to dobrze. Powinnaś tak dalej trzymać i na razie jej nie przyspieszać.
    Ładnie rozwiązałaś sprawę z Ronem. Ja go uwielbiam i boli mnie, jak we wszystkich fanfictions robiony jest na potwora bez serca. Już bałam się, że brutalnie porzuci Hermionę (najlepiej ją gwałcąc po pijaku...), ale na szczęście tak nim pokierowałaś, że wyszedł po prostu na głupka (i mam nadzieję, że później zrozumie swój błąd! :D).
    Neville i Harry nie zostali porzuceni na rzecz Dramione, brakuje mi tylko Ginny, Luny i nauczycieli ;)
    Ale ja Ci słodzę :* Mam nadzieję, że to zmotywuje Cię trochę do szybszego pisania. W zasadzie jedyną wadą tego bloga jest to, że rozdziały nie pojawiają się codziennie <3
    Pisz, pisz, życzę Ci dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mi Ciebie brakowało! ❤
      Jeżeli widzisz jakieś błędy, to się nie krępuj i pisz! I dzięki, że zauważyłaś, już lecę to poprawić. ;)
      Akcja teraz będzie się ciągnąć - chcę jak najlepiej opisać powolne rozwijanie się ich relacji. Nie chcę też się za szybko z tym opowiadaniem rozstawać, więc musisz się przygotować na ślamazarną akcję. :D
      Ginny będzie w następnym rozdziale, a Luna... Powiedzmy, że mam już do niej pewne plany. ;)
      Chciałabym, naprawdę chciałabym, by rozdziały pojawiały się częściej, ale po prostu nauczyciele chyba myślą, że my nie powinniśmy mieć zbyt wolnego czasu. :/
      Dziękuję, naprawdę dziękuję za komentarz. Biorę się już do pisania! ❤

      Usuń
  5. Cassie! Pisz szybciej, no bo naprawdę... :)
    Ściskam mocno :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Brawo Ron, rozegrałeś to po mistrzowsku. Na miejscu Hermiony również bym się wkurzyła. Za to Harry jak zwykle powalający. Lubię go takiego beztroskiego i radosnego. Rozdział całościowo również bardzo mi się podoba. Hermiona i czarna magia? Będzie się działo.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. „skrobiąc się końcówką pióra po policzku” — yyy, w sensie tą ubrudzoną w atramencie, służącą do pisania? O.o
    Uważaj też na konstrukcje zdań. Ciągłe używanie imiesłowu przysłówkowego jest męczące do czytania: „Przekręciła kartkę, marszcząc delikatnie brwi. – Chyba już mam – mruknęła, dopisując coś na do połowy zapisanym pergaminie. Po chwili pokiwała głową, czując napływający uśmiech satysfakcji, kiedy postawiła ostatnią kropkę”.
    „Obezwładniały, dając złudne poczucie wolności, by po przekroczeniu granicy, zorientować się, że nie ma powrotu” — gdzieś Ci się gramatyka zapodziała w tym zdaniu.
    „Mrok rozpowszechni się po całym ciele, gnieżdżąc się w sercu i umyśle, więżąc je w stalowych celach, zabierając tym samym jakiekolwiek źródło zbawiennego światła” — a tu nagle mieszasz czasy.
    „Założyła niesforny, mahoniowy kosmyk za ucho, machinalnie zaciskając pięści” — niesforny kosmyk, czekałam na niego! <3 :D
    Fajnie, że złapałaś Hermionę na „haczyk” wiedzy. To w zasadzie jedyne wytłumaczenie, które jest do przyjęcia w tym temacie, choć i tak dość chybotliwe… No ale usprawiedliwiam tu pewną nieścisłość tym, że jednak Mionka już wgłębiła się w treść książki i czarna magia mogła ją trochę omotać.
    „Szatyn spojrzał na plecy odchodzącej dwójki i nie mógł powstrzymać uśmiechu. Cieszył się, że ma takich przyjaciół” — wg wywiadu z JKR, Neville jest blondynem (http://www.accio-quote.org/articles/2000/1000-npr-adler.htm)
    Korzystając z tego, że do tego rozdziału mam trochę mniej uwag, muszę podzielić się jedną refleksją odnośnie Twojego stylu pisania. Mogę sobie – oczywiście przyjacielsko – trochę brechtać nad opkowatością pierwszych rozdziałów, mogę chichotać nad patetycznymi opisami, ale muszę Ci oddać to, że jak na pierwsze opko w życiu (w sumie nie wiem ile masz lat, więc do wieku się nie odniosę), Twój opek jest napisany ładnym językiem. Powtórzenia zdarzają się sporadycznie, słownictwo masz bogate, zdania konstruujesz ładne. Serio, serio.
    „– Tak jest. – przyjaciółka wyprostowała się gwałtownie i zasalutowała” — „przyjaciółka” wielką literą.
    – Ile wy macie lat? – Opryskliwy głos rozbrzmiał niedaleko nich.
    „Zielono – srebrny krawat mocno zawiązany pod szyją aż nadto rzucał się w oczy” — tutaj dywiz, nie półpauza.
    „Dziewczyna stwierdziła z dziwnym smutkiem, że mogłaby unieść się w stronę nieba, podziwiając te wszystkie cuda natury rozcierające się pod jej stopami, kierując się w stronę niezmierzonych jeszcze krańców ziemi i krzyczeć aż do utraty głosu” — yyyy, czy ona się naćpała?
    Hahaha, Ron mistrz taktu. <3 Uwielbiam go! Świetna scena, tak btw.
    Zakończenie rozdziału jest ładne. To chyba pierwsza scena Hermiona/Draco, która sugeruje coś więcej, a jest tak wiesz, od początku do końca ładnie, z taktem opisana. Brawo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. yyy, w sensie tą ubrudzoną w atramencie, służącą do pisania? O.o
      W sensie tym końcem, co się trzyma. xD Jak masz lepsze określenie, śmiało wal.

      niesforny kosmyk, czekałam na niego! <3 :D
      Oj, kosmyk się pojawia do dziś, więc jeszcze go znienawidzisz. xD

      I łooo, Neville jest blondynem? To co mu się stało w filmie? xD Chociaż dobra, nie czepiam się, w końcu Harry stracił kolor tęczówek, a Ginny charakter.

      yyyy, czy ona się naćpała?
      To będzie głupie, ale nie mam pojęcia, o kim mowa. xD

      I btw mam skończone szesnaście latek. :D Ale dziękuję, w końcu się starałam, żeby to było całkiem zdatne do czytania.

      Usuń
    2. Nie no, bardziej się zastanawiam, kto się tym drapie. To jakby się drapacze rysującą częścią długopisu.

      Jak to nie masz pojęcia o kim mowa?

      Usuń
    3. *drapać, słownik mnie zdradził :c

      Usuń
    4. Ja się tym drapię! Dobra, może nie tyle co "drapię", a... Nie no, "drapię" jest najlepszym słowem na to.

      Znaczy chodziło mi, że nie byłam w stanie ogarnąć, o kogo chodzi po samym opisie. Bo, cholera, nikt tam nie latał. I takie zdziwko, że to było takie caaałkowicie metaforyczne.

      Usuń
    5. Ale przecież to brudzi! Długopis można zamknąć, ale jednak przy piórze zawsze jest ryzyko, że zaschnięty tusz zasyfi twarz.
      A, no i tak - Nev jest blondynem. Dlatego też mój Nev jest blondynem i wszyscy bioro go za Malfoya na moim szabloniku. No i potem ciężko jest pisać sceny Nev/Malfoy, bo cholera jasna - oba Ślizgony, ona blondyny, oba chłopaki. Nic tylko się pociąć mydłem w płynie.

      Usuń
    6. Zaschnięty tusz może się jedynie zdrapać, raczej nie zabrudzi tak, by trzeba się było szorować. Chyba. Nie, raczej nie ma szans.

      Pierwszy raz, jak zobaczyłam szablon, to myślę se: aha, szykuje się opko o Harrym, Hermionie jako Krukonce, Ginny? w Hufflepuffie i Malfoyu - to będzie ciekawe. I nie! Nie tnij się! Bo kto będzie pisał rozdziały? I dalej komciał? Jeszcze se przetniesz, co nie trzeba, i tyle z tego wyjdzie. Ale fakt, możesz się posłużyć jedynie imieniem bądź nazwiskiem. Może jeszcze jakaś ksywka, ale z tym bym była ostrożna (chyba że zrobisz z Neville'a nowe wcielenie Diabła).

      Usuń
    7. No, ja mam tłusty ryjek, mi by się tusz rozmazał na pół twarzy, ale takie uroki natury. XD

      No, no, Draco będzie Smoczkiem, a Neville Śliniaczkiem.

      Usuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)