Rozdział czwarty

Mrok otulił do snu osamotniony zamek. Wiatr świszczał w melodię kołysanek świata, kołysząc w rytm czubkami drzew. Ciemny całun nocy zdawał się pochłaniać Hogwart, przez co ten stawał się jeszcze bardziej wyobcowany i majestatyczny. Ironią wydaje się być, że pod bezpiecznym przykryciem zaklęć maskujących pewne pomieszczenie rozświetlało tysiąc ogników tańczących na czarnych knotach.
W obserwatorium na solidnym krześle siedział blondwłosy młodzieniec. Jego rozwichrzone, płowe włosy były co raz przeczesywane przez smukłe palce. Delikatne cienie pod srebrnymi oczami uwydatniły się jeszcze bardziej, dodając mu przerażającego widoku, ale tym razem na jego wąskich ustach widniał szczery, niewymuszony uśmiech. Pierwsze guziki jedwabnej koszuli zostały rozpięte, ukazując mleczną skórę napiętą na wystających obojczykach, a prawy mankiet był wysoko podwinięty, dzięki czemu można było zauważyć cienkie, błękitne niciepulsującą krwią.
Słońce już dawno zaszło, a na niebie rozświetlił się srebrzysty księżyc. Mimo tego Draco nawet nie pomyślał, żeby wrócić do swojego dormitorium. To tutaj mógł porzucić maskę i zejść ze sceny. Chociaż jego rola jeszcze trwała, to tutaj były jego kulisy, gdzie nikt nie mógł zobaczyć nawet ułamka jego prawdziwości.
Od dawna wielbił swojego ojca. Widział w nim swój wzór, drogę, którą miał podążać w niedalekiej przyszłości... Pamiętał ten delikatny uśmiech przepełniony dumą, której tak bardzo starał się nie ukazywać jego ojciec, kiedy on, syn, zdobywał coraz więcej wiedzy czy nie popełniał żadnego faux pas podczas rodzinnej uroczystości. Ale coś się zmieniło. Wakacje przed piątym rokiem nauki w Hogwarcie znacznie się różniły od wszystkich pozostałych. To dziwne oczekiwanie, nerwowość i... strach. Możliwe że chłopak nie chciał żadnych zmian, chciał trwać w tym statusie quo, przymykając oczy na tajemnicze znikanie ojca, nagłe ochłodzenie relacji rodziców i ich ciągłe kłótnie. Wolał już myśleć, że Lucjusz Malfoy znalazł sobie jakąś kochankę, niż wierzyć Potterowi krzyczącemu, że Czarny Pan powrócił. I tak przeminął rok SUM – ów. I jeżeli Dracon uważał, że poprzednie wakacje były złe, to następne mogły śmiało się ubiegać o jakże szlachetny tytuł: „piekła na ziemi”. Szkaradny tatuaż na lewym przedramieniu był najlepszym dowodem na to.
Na początku czuł dumę. Był w końcu wyróżniony, wyniesiony pośród swoich rówieśników. Dopiero później, kiedy euforia zniknęła, a jego ojciec unikał spojrzenia mu w oczy, dotarło do niego, że nie dostąpił żadnego zaszczytu. blondyn poczuł, że spada. Z każdym kolejnym mijającym dniem coraz szybciej opadał w dół, nie mając żadnych szans na ratunek. Światło powoli blakło, a on miotał się rozpaczliwie, próbując utrzymać wszystkich w przekonaniu, że nic się nie zmieniło. Mrok zaczynał go pochłaniać.
Przez czysty przypadek Ślizgon znalazł nieczynną łazienkę na drugim piętrze. Był wieczór, a on wracał z Pokoju Życzeń po kolejnym niepowodzeniu. Nie wiedział, jakim cudem idzie wyprostowany z wysoko podniesioną głową. Nie wiedział też, dlaczego zwrócił uwagę akurat na te drzwi ani dlaczego je otworzył. Może ktoś z góry w końcu się nad nim zlitował i stwierdził, że jednak chłopak miał za wiele ciężarów na swoich barkach?
Miał świadomość, że nie może, ale kiedy drzwi zamknęły się z lekkim skrzypnięciem za jego plecami, jego myśli rozsypały się niczym potłuczone lustro. Coś w nim pękło. Kryształowe łzy wydostały się spod niewidzialnych kajdan, tocząc kręte ścieżki na policzkach. Kolana ugięły się i uderzyły boleśnie o chłodną posadzkę. Żylaste dłonie zacisnęły się na płowych włosach, a z dolnej wargi spłynął pojedynczy krwisty strumień. Draco miał wrażenie, jakby coś go rozsadzało od środka, a jedna chwila nieuwagi sprawiłaby, że nie pozostałby po nim nawet najmniejszy ślad.
Chłopak rzadko płakał. A odkąd zaczął naukę w Hogwarcie ani jedna łza nie wypłynęła z jego szarych oczu. Aż do tamtego dnia. Ojciec zawsze mu powtarzał, że nie wolno mu pokazywać swoich prawdziwych emocji. W innym przypadku nie wygra kolejnego rozdania. I młodzieniec był dumny, że jego maska była nieskazitelna, doskonała, idealna, bez żadnej rysy. Żałował jedynie, że nie potrafił jej utrzymać też przed sobą. Potrafił okłamać wszystkich, ale nie siebie.
Cholera... – mruknął cicho blondyn, przeczesując dłonią włosy. Wypuścił ciężko powietrze, zamykając z głuchym trzaskiem jedną z wielu książek leżących na stoliku. – Cholerna Granger...
Po chwili poczuł zdradziecki uśmiech kwitnący na jego ustach. Potrząsnął stanowczo głową, zaciskając szczękę. Nie mógł tak myśleć, ale z każdym mijającym dniem, jego niechęć do szatynki zacierała się. I to Draco przerażało coraz bardziej. Wcześniej wydawało mu się wręcz niemożliwe nie czuć obrzydzenia i pogardy do Granger, ale teraz... Nawet nie spędzali ze sobą czasu, a jego zdradzieckie myśli stawały się coraz śmielsze i niedorzeczne!
Cholerna Granger – powtórzył blondyn, odchylając głowę do tyłu. Przymknął powoli powieki, nagle sobie uświadamiając, że był zmęczony. Już wcześniej miał zaledwie garstkę cennego piasku w klepsydrze, a kiedy do jego marnej namiastki życia dołączyła Hermiona Granger z dziwnym obserwatorium, poczuł na karku lodowaty oddech bezlitosnej śmierci z rozbawieniem obserwującej znikający piasek. Wiedział jednak, że z własnej woli nie zrezygnuje z pracy nad księgami. Czuł, że był żałosny, ale to pomieszczenie stało się jego azylem, miejscem, gdzie wbrew pozorom może odpocząć. Lekcje dawno przestały go interesować, zwłaszcza, że tak naprawdę nie potrzebował głupich ocen. Nie, kiedy za murami rozgrywała się śmiertelna rozgrywka między Ciemnością i Światłością. A Czarny Pan powoli odkrywał swoje karty, które okazywały się samymi asami.
Dom Salazara Slytherina stał się przez to krwawą sceną, gdzie jeden fałszywy ruch mógł zadecydować o twoim dalszym losie. Początkowo nie chciał wierzyć, że dawni przyjaciele byli w stanie wbić nóż w plecy, by mieć względy u jakiejś jaszczurki. Wydawało mu się to śmieszne. Jednak każdy Ślizgon był gotowy zabić, chociaż tak naprawdę nigdy nie podniósł różdżki na drugiego czarodzieja czy nawet mugola.
Draco wiedział, że Czarny Pan nie uważał go za wiernego zwolennika. Ba! Voldemort nawet nie wierzył, że to on zabije Dumbledore'a. Co prawda sam w to nie wierzył, ale kiedy stawał przed tą szafą, czuł... Nienawidził się za to, ale chciał wszystkim pokazać, że potrafi i da radę. Draco dostrzegał paradoks i chociaż dziękował wszystkim bóstwom, że nie był zmuszony do aktywnego uczestnictwa w „przyjęciach” urządzanych w jego domu, to chciał udowodnić, że nie był nic niewarty. Pytanie tylko komu?
Co...? – Ciche pytanie wyrwało się z jego ust, kiedy ten dostrzegł dziwny błysk na jednym z regałów. Z jego umysłu zniknęły nagle wszystkie rozterki, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Liczyło się tylko to dziwne światło migoczące pośród półek.
Blondyn powoli wstał z krzesła, odsuwając się wcześniej od stolika z lekkim skrzypnięciem dźwięczącym w uszach. Podszedł i ostrożnie wyciągnął dość pokaźną księgę. Srebrne, misterne wykończenia sprawiały, że wyglądała bardziej jak małe dzieło sztuki niż jak kilka zapisanych kartek otulonych skórą. Wolumin emanował dziwną, tajemniczą aurą, która przyciągała wzrok, hipnotyzowała, nie pozwalając przejść obojętnie.
Granger... Jesteś genialna – szepnął Draco, patrząc na bogato zdobioną szafę widniejącą na okładce.

*****

...gdzie to było... – Ciche mruczenie dobiegało spod grubej kurtyny włosów. Gryfonka od paru chwil próbowała znaleźć swoje notatki z poprzednich zajęć transmutacji, ale widocznie one miały zgoła odmienne plany. Nie ułatwiało też to, że za parę minut zaczynała lekcje z zielarstwa. – No proszę, nie róbcie mi tego! – jęknęła, przerzucając kolejną stertę pergaminu.
Hermiona? Co ty robisz?
Zaskoczona szatynka odwróciła się szybko, słysząc czyjś głos za plecami. Przed nią stała ładna, wysoka dziewczyna o ciemnej karnacji. Brązowe, duże oczy okolone czarnymi jak noc rzęsami patrzyły na koleżankę z zaskoczeniem, czego dopełniało lekko rozchylone, pełne usta koloru dojrzałej wiśni. Grube brwi były podniesione w niemym zdziwieniu, przez co na wysokim czole utworzyły się delikatne zmarszczki. Krucze, proste włosy splecione w warkocz spływały gładko na jedno ramię. Biała koszula, w którą była ubrana, jedynie podkreślała jej egzotyczną urodę.
Cześć, Parvati – przywitała się brązowowłosa, czując, jak na jej blade policzki wpływa zdradziecki rumieniec zażenowania. Przygryzła delikatnie wargę, patrząc na współlokatorkę.
Pomóc ci? – zapytała, z rozbawieniem obserwując szatynkę próbującą ciałem zasłonić bałagan.
A nie spóźnisz się na lekcje?
Dopiero po południu mam wróżbiarstwo i starożytne runy. – Uśmiechnęła się brunetka.
Ratujesz mi życie. – Westchnęła z ulgą Hermiona, na co Parvati parsknęła śmiechem. – Szukam notatek z transmutacji z poprzedniego tygodnia, ale nigdzie nie mogę ich znaleźć – mruknęła z wyrzutem.
Ty nie możesz znaleźć? Co się stało, że Panna Wiem – To – Wszystko ma taki bałagan? – brązowooka roześmiała się cicho, kiedy szatynka zaczęła się nieporadnie tłumaczyć. – Tylko żartuję, wyluzuj – powiedziała, patrząc na nią z iskierkami w ciemnych oczach.
Łatwo ci mówić. To nie ty nie możesz niczego znaleźć!
Nie dramatyzuj. Znajdą się, prawda? Przecież nie wyparowały. – dziewczyna przewróciła oczami na samą niedorzeczność tego pomysłu.
Zaległa cisza. Brunetka uklęknęła i zaczęła zbierać porozrzucane strony na drewnianej podłodze, by później układać je w schludne, nie za duże kupki.
Hermiona wzięła głęboki wdech, patrząc na koleżankę i próbując się uspokoić. Notatki musiały się znaleźć i nie było innej opcji. A ona nie powinna aż tak się przejmować. Podeszła do biurka i zaczęła przeglądać znajdujące się tam pergaminy.
Mam! – krzyknęła nagle kruczowłosa, wymachując plikiem kartek. Spojrzała na Hermionę z szerokim uśmiechem. – Eee... Wszystko w porządku? – zapytała z wahaniem w głosie, kiedy szatynka patrzyła niewidzącym wzrokiem na jakiś zapisany pergamin. Parvati ostrożnie wyciągnęła dłoń, chcąc dotknąć ramienia współlokatorki, kiedy ta w żaden sposób nie zareagowała.
Nie wierzę – szepnęła, podnosząc gwałtownie głowę i patrząc błyszczącymi z podekscytowania oczami na mimowolnie przestraszoną koleżankę z Domu, która zatrzymała rękę w połowie ruchu.
Chichot wyrwał się spomiędzy cienkich warg szatynki, by za moment zamienić się w szczery, głośny śmiech. Hermiona przytuliła mocno oniemiałą brunetkę, by równie szybko ją puścić. Zaraz okręciła się w miejscu i wybiegła tanecznym krokiem z dormitorium.
Co tu się stało? – zapytała po chwili Parvati, ale nikt jej nie odpowiedział.

*****

Niska dziewczyna szybkim krokiem przemierzała korytarze, wsłuchując się w echo swoich kroków. Przeszła przez próg biblioteki i uśmiechnęła się szeroko, widząc potężne regały pyszniące się tysiącem opasłych ksiąg. Po chwili zaczęła kluczyć pomiędzy półkami, szukając odpowiedniego działu. Wyglądała w tamtym momencie niczym królowa, która przemierza zakamarki swojego zamku. Jej zwykły, bordowy sweter i czarna spódnica wydawały się być przepiękną, kosztowną suknią, a delikatnie przetarte czółenka – złotymi pantoflami. Włosy miała spięte jedynie metalową klamrą, jednak wyglądała o wiele dostojniej niż ktokolwiek inny. Dodatkowo ten uśmiech, który sprawiał, że wyglądała niczym nieziemska istota i ta pewność, z którą się poruszała, nie pozostawiała wiele do życzenia. To było jej królestwo.
Nagle zatrzymała się i popatrzyła z tajemniczym błyskiem w oku na opustoszałą część biblioteki. To tutaj znajdowały się wszelkie księgi napisane w innym języku niż angielski. I to tutaj znajdowała się księga, która mogła być w stanie pomóc zrewolucjonizować spojrzenie na magię.
Klęknęła i ostrożnie przesunęła palcem po grzbietach wiekowych woluminów. W tym momencie dziękowała swojej żądzy wiedzy, dzięki której zaczęła pobierać nauki łaciny. Bez znajomości tego języka nie byłaby w stanie czytać oryginałów dzieł wielkich czarodziei, już nie wspominając, że dzięki niej zaczęła lepiej pojmować istotę zaklęć, które pozwalały okiełznać magię.
Słońce powoli kończyło swoją wędrówkę na nieboskłonie, pozostawiając za sobą szare chmury. Pochodnie zapaliły się, tocząc złocistą łunę. Uczniowie zaczęli gromadzić się w swoich Pokojach Wspólnych lub dormitoriach, przypominając sobie o jutrzejszych zajęciach. Jedynie Hermiona nie zwracała uwagi na coraz późniejszą porę. Niezmordowanie poszukiwała księgi, którą już gdzieś widziała. Za każdym razem, kiedy przymykała powieki, widziała tą jasnożółtą okładkę z wyżłobionym tytułem „Solis”.
Panno Granger? – zdziwiła się pani Pince, widząc Gryfonkę. – Co pani tu jeszcze robi? Nawet Krukoni dawno już się udali do swoich dormitoriów. Nie może się pani aż tak przemęczać – dodała, patrząc na uczennicę z naganą.
Uczennica spojrzała nieprzytomnie na bibliotekarkę, by po chwili spuścić wzrok na zegarek na swoim nadgarstku. Mimowolnie otworzyła szerzej oczy, widząc, która była godzina.
Godryku... To już dwudziesta!
Panno Granger... – zaczęła bibliotekarka. – Proszę już iść do dormitorium i na przyszłość pamiętać, że życie nie kończy się na książkach, dobrze?
Niczego nie obiecuję, madame Pince – mruknęła cichutko, przygryzając wargę. Nagle wpadła jej do głowy pewna myśl. Spojrzała na surowe oblicze bibliotekarki. – Czy nie wie może pani przypadkiem, czy znajdę tutaj „Solis”?
– „Solis”? Nie... – Pani Pince pokręciła głową, zastanawiając się. – Jeżeli mam być szczera, to widziałam ją tylko raz w Bibliotece Ministerstwa.
Jest pani tego absolutnie pewna? – Zawód w głosie Hermiony był aż nadto słyszalny.
Przecież mówię – odpowiedziała opryskliwie kobieta. – No, idź już. – Wskazała poznaczoną przez zmarszczki dłonią w kierunku wyjścia.
Dobrze... Dobranoc, madame Pince. – Dziewczyna dygnęła i podążyła w stronę drzwi.
Dobranoc – szepnęła za nią Irma. Melancholijny uśmiech wpłynął na jej usta, kiedy cisza zadźwięczała w uszach starszej kobiety.
Hermiona zamknęła za sobą drzwi od biblioteki i zaczęła podążać korytarzem, zmierzając do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Nikogo już nie było na chłodnych korytarzach. Widocznie wszyscy woleli wygrzewać się przed ciepłym kominkiem. Jej usta rozciągnęły się w rozmarzony uśmiech. Ile by ona teraz dała za parujący kubek herbaty! Nie wspominając o jakiejś dobrej książce...
Szatynka pokręciła nagle głową, przystając. Oddałaby całą swoją wiedzę, że gdzieś już widziała tę okładkę. Pytanie tylko gdzie... Nagle cichy jęk wydobył się spomiędzy jej ust.
Obserwatorium... – szepnęła z bólem. – Czemu teraz...? – zapytała w przestrzeń, nie oczekując odpowiedzi.
Po chwili szatynka zacisnęła zęby. Co prawda Malfoy miał dyżur, ale to nie znaczyło, że ona nie może skorzystać z tamtego księgozbioru. Podniosła podbródek i ruszyła w stronę schodów. Nie miała się czego obawiać... Prawda?

*****

Tusz malowniczo rozlał się po kamiennej ścianie, kiedy szklana butelka spotkała się z jej twardą powierzchnią.
Co za idiotyzm... – mruknął blondyn, patrząc z satysfakcją na ostre odłamki leżące na podłodze. Nie poprawiło to jego sytuacji, ale przynajmniej miał dzięki temu lepszy humor. Wzruszył ramionami i z westchnieniem usiadł na krześle. Bladą dłonią przeczesał włosy, czochrając je jeszcze bardziej. – Czy łacina jest jedynym językiem świata?
W większości starych ksiąg – jak najbardziej.
Draco odwrócił się szybko, celując różdżką w serce intruza. Gryfonka spojrzała z przerażeniem na jej czubek, by powoli podnieść wzrok na twarz blondyna.
Co ty tutaj robisz, Granger? – Ślizgon bardziej syknął niż zapytał dziewczynę.
Opuść różdżkę – powiedziała z pozornym spokojem dziewczyna, próbując unormować oddech. Już wiedziała, że nie powinna tu przychodzić.
Ten spojrzał na nią przenikliwie. Kąciki jego ust podniosły się delikatnie, formując się w złośliwy uśmiech, ale nie opuścił różdżki.
A jeżeli tego nie zrobię? – Kpina aż się wylewała z jego słów.
Expelliarmus! – krzyknęła nagle, wyjmując różdżkę. Zaskoczony blondyn uchylił się instynktownie. – Będziesz na tyle rozsądny i opuścisz różdżkę czy chcesz się pojedynkować jak małe dziecko?
Spokojnie, Granger – mruknął, chowając różdżkę. – Radzę czasem wyjąć kij z...
Nie kończ – przerwała mu Hermiona, podnosząc dłoń. – Przyszłam tutaj tylko po jedną książkę i wolałabym wyjść stąd jak najszybciej bez zbędnych kłótni.
Dobrze wiedzieć, Granger. Tylko, o ile się nie mylę, to ty zaplanowałaś terminy dyżurów, bo cytuję: „Nie chcę widzieć twojej osoby więcej, niż jest to konieczne”.
Nie bój się, to jest nadal aktualne. – Dziewczyna przewróciła oczami. – A teraz jeśli pozwolisz...
Nie krępuj się – warknął, zaciskając szczękę.
W tamtym momencie nie mógł kompletnie zrozumieć swoich ambiwalentnych uczuć. Przecież to chore, żeby ta irytująca Gryfonka mogła wzbudzać coś poza pogardą. A jednak, zawdzięczał jej przygodę z obserwatorium. I możliwe, że właśnie to sprawiło, że zaczął ją inaczej postrzegać.
Nagle dotarł do niego cichy szept, ale słowa nie przypominały w niczym angielskiego. Bardziej jak... odwrócił się. Szatynka stała przed jakimś regałem i sunęła palcem po kolejnych grzbietach ksiąg. Jej usta ruszały się, czytając kolejne tytuły, nie zwracając w ogóle uwagi na stojącego niedaleko arystokratę. Pewna myśl zaświtała w jego głowie. gdyby tak...
Granger...?
Czego chcesz, Malfoy? – zapytała Hermiona ze znudzeniem w głosie. – No...? – dodała, kiedy cisza się zbytnio przedłużała.
Czy ty przypadkiem nie uczyłaś się łaciny? – wyrzucił z siebie szybko. Tylko on wiedział, ile go to kosztowało.
Możliwe – powiedziała lakonicznie, przechylając głowę. – A dlaczego pytasz? – zapytała po chwili z nagłą ciekawością.
Ekhem... – odchrząknął blondyn, czując się niezręcznie i sprawiając tym samym, że szeroki uśmiech zakwitł na wargach dziewczyny. – Możliwe, że potrzebny mi tłumacz.
Czyżby? – zakwestionowała Gryfonka, podnosząc do góry brwi.
Musisz to utrudniać? – warknął Draco.
Nie muszę nic, Malfoy – zaznaczyła, nadal się uśmiechając.
Czy... – Ślizgon wziął wdech. To było upokarzające, ale tak naprawdę tylko ona mogła mu pomóc.
Streszczaj się, Malfoy.
Czy pomożesz mi?
Nie było chyba tak źle, prawda? – zapytała z rozbawieniem, uśmiechając się złośliwie. Po chwili spoważniała. – Co to za książka?
W tym problem, że nie wiem – mruknął sfrustrowany, przeczesując włosy palcami.
Nie rozumiem... – szepnęła Hermiona, patrząc uważnie na blondyna. – Dlaczego więc poprosiłeś szlamę o pomoc w czymś, co może nie być ważne?
W tym problem – powtórzył z bezsilnością w głosie. – że to równie dobrze może być piekielnie ważne.
Dziewczyna przygryzła wargę, kierując wzrok w przeszklony sufit, by zobaczyć ciemne chmury gromadzące się na niebie. Po chwili pojedyncze krople zaczęły miarowo spadać, tworząc ten niepowtarzalny dźwięk. Mimowolnie poczuła ogarniający ją spokój, kiedy obserwowała tworzące się coraz większe strumienie kontynuujące swoją wędrówkę po kopule. Ona czasem zazdrościła, że nie jest tylko jedną z wielu kropel wody, których jedynym celem było dawanie życia. Chociaż czy to nie było też zadanie ludzi? Żyć i dawać żyć innym?
Granger? – Głos Malfoya przywrócił ją do rzeczywistości.
Powinnam być bardziej asertywna – wymamrotała do siebie, otulając się dłońmi ramiona, jakby chciała się przed czymś ochronić. – Zgadzam się – powiedziała głośniej, patrząc odważnie w lodowe tęczówki. A jej głos odbił się echem po kamiennych ścianach obserwatorium.

*****

Wysoka postać szybkim krokiem przemierzała korytarze Hogwartu. Jej szata kolorem przypominająca najciemniejszą z nocy powiewała, przypominając ogromne skrzydła, które jednym machnięciem mogły zmieść wszystko. Pobladłe twarze uczniów, kiedy ci zauważali nadchodzącego profesora Snape'a, mówiły same za siebie. Pragnęli zniknąć z powierzchni ziemi niż spotkać się z widocznie wściekłym nauczycielem. Profesor jednak nie zwracał uwagi na zachowanie swoich uczniów. Stanął przed potężnym posągiem chimery.
Cytrynowe dropsy – warknął, próbując przy tym nieskutecznie opanować gniew.
Nie przejmując się pukaniem, wpadł do gabinetu dyrektora. Albus Dumbledore nie dał po sobie poznać czy ta niespodziewana wizyta jakkolwiek go zaskoczyła. Uśmiechnął się dobrotliwie i wskazał dłonią na stojące przed ogromnym, mahoniowym biurkiem krzesło.
Nawet nie próbuj, Albusie – ostrzegł Snape.
Ależ ja nic nie robię, Severusie – odpowiedział, a jego błękitne oczy zaiskrzyły.
Czy wiedziałeś, że Draco Malfoy tajemniczo znika zawsze o tych samych porach?
Nie sądzisz chyba, że śledzę swoich uczniów?
Nawet się nie ważę – parsknął Snape. – I zadziwiające jest to, że Hermiona Granger również znika.
Co chcesz przez to powiedzieć, Severusie? – zapytał Dumbledore, biorąc łyk herbaty z filiżanki, która pojawiła się nagle znikąd. – Ach, gdzie moje maniery – Jego przełożony machnął dłonią, a na blacie biurka pojawiła się jeszcze jedna filiżanka z herbatą i talerzyk z czekoladowymi ciasteczkami. – Proszę, Severusie, poczęstuj się.
Albusie...
Severusie – spapugował dyrektor, kiwając głową. Wyglądał, jakby cała sytuacja niezmiernie go bawiła.
Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę – powiedział Mistrz Eliksirów, mocno zaciskając zęby. – Nie mamy wpływu na to, jakich decyzji dokonają nasi uczniowie. Możemy ich tylko nakierować, ale to oni stają przed wyborem.
Ty chyba nie... – zaczął Severus, patrząc na starca z osłupieniem.
Wierzę, że wszystko jest możliwe. Trzeba tylko odpowiedniej motywacji – zakończył Dumbledore z tajemniczym uśmiechem na ustach.


*****

Witam ponownie! Ostatni okres był dla mnie trochę zakręcony, ale myślę, że już wszystko w miarę się uformowało i nie będziecie musieli tyle czekać na kolejny rozdział. Muszę się przyznać, że jest on dość krótki (powinna być jeszcze przynajmniej strona tekstu), ale chciałam, jak najszybciej, skończyć i opublikować, że chyba mi to wybaczycie, co? Na pocieszenie dodam, że mam dla Was niespodziankę. Napisałam miniaturkę (zainspirowałam się konkursem na katalogu Granger). Na blogu natomiast ukaże się ona dopiero po ogłoszeniu wyników. Jeżeli mam być szczera, to jestem z niej dumna, ale jestem już ciekawa Waszych opinii. Dziękuję Wam wszystkim za każdy komentarz, który jest dla mnie takim kolejnym niezwyciężonym promyczkiem w ten deszczowy dzień. To właśnie dzięki nim zdobywam chęci do napisania następnych części. Pozdrawiam Was wszystkich cieplutko i do następnego (mam nadzieję, że szybko to nastąpi)! :)

9 komentarzy:

  1. Witaj droga Cassie.
    Widzę początek całkiem ciekawej historii.
    Brakuje mi dodatku w postaci jakiegoś ładnego szablonu, ale ostatecznie nie on jest najważniejszy tylko treść a tu jest wręcz bardzo dobrze;)
    Znalazłamcię poprzesz katalog, gdzie wyszukuje ciekawych perełek.
    Draco proszący o pomoc Hermiony to naprawdę coś niecodziennego! Ten fragment wyszedł ci wręcz naprawdę świetnie. I w ogóle pokazałaś trochę ciekawych rzeczy. I fakt, że Hermiona się zgodziła mu pomóc. Jestem ciekawa co z tego wyniknie. Co do Twojego stylu jest bardzo fany. Nie mam żadnych zastrzeżeń.

    www.storyline-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś niesamowita!
    Twoja historia już na samym początku ma jakiś niezwykły urok, a Ty umiesz przedstawić sprzeczności w człowieku, które rzadko kiedy ukazane są w opowiadaniach. W większości ff wszystko jest albo czarne albo białe. Ty doskonale pokazujesz różne odcienie szarości nie skupiając się tylko i wyłącznie na jednej sytuacji.
    Talent, talent i jeszcze raz ogromny talent!
    Piszesz przepięknie, a rozdział znakomity!
    Weny, ogromu czasu, kocyka, książki i ciepłej herbatki z cytrynką ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Severus. Tak właśnie, kocham Severusa. Zawsze i wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. Tak samo jak Draco, choć przy nim to... no, nie oszukujmy się, szczeniak. Ciekawe, co też wyjdzie z tej międzydomowej, niechętnej współpracy... Ha, Draco musiał poprosić o coś Hermionę! Mam z tego powodu satysfakcję :D
    Pisz szybko, szybko, bo ja czekam :*
    Ściskam Cię mocno :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień dobry, albo raczej dobry wieczór patrząc na godzinę :)
    Upatrzyłam sobie twojego bloga już jakiś czas temu, lecz do tej pory cierpiałam na chroniczny brak czasu i nie miałam okazji przeczytać tworzonej przez ciebie historii. Dziś nadszedł jednak ten wspaniały moment, gdzie z kubkiem kakao i laptopem mogłam się zeszyt pod kołdrą i wszystko nadrobić.
    Nie żałuję żadnej chwili spędzonej nad tymi kilkoma rozdziałami. Przeczytałam wszystkie z zapartym tchem I uśmiechem na ustach za jednym podejściem. Przyznam, że już od dawien dawna nie miałam okazji czytać tak rozkosznego opowiadania z dużą ilością wątków romantycznych.
    Bardzo mi się podoba twoja kreacja postaci. Trzymasz się kanonu i powoli dodajesz kolejne rzeczy od siebie dzięki czemu relacje między bohaterami wyglądają niezwykle naturalnie. Wszechwiedząca Hermiona, złośliwy Malfoy, zdolna Ginny... jeśli zaś chodzi o Rona to zyskał on trochę w moich oczach z twoją pomocą.
    Cieszę się, że dodajesz coś od siebie w kreacji świata czarodziejów. Kolejne korytarze, pomieszczenia, księgi i tematy nie przerabiane przez Rowling w jej książkach.
    A propozycje książek, wygląda na to, że Draco odnalazł instrukcję do szafki zniknięcie, co jest intrygującym pomysłem. W końcu czy Hermiona będzie dalej mu pomagać, gdy już dowie się czego dotyczy ta pozycja?
    Ach... jeszcze kwestia czasu. Z jednej strony mija niezwykle szybko, ale... czytając opowiadanie wcale tego nie odczuwam.

    Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i czekam na ciąg dalszy!

    Http://Scoliari.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczęłam czytać to wszystko naraz ,i bardzo polubiłam twoje opowiadanie :D życzę dużoo weny -ola

    OdpowiedzUsuń
  6. No ładnie, widzę że nasz dyrektor jak zwykle nie potrafi się nie mieszać. Ciekawa tylko jest, co tym razem wykombinował.
    Rozdział oczywiście bardzo mi się podobał. Nie jestem w stanie określić, co takiego mają w sobie u Ciebie Draco i Hermiona, ale niemal się uśmiecham czytając o nich, nie ważne, co robią. Urzekł mnie również początek rozdziału z historią Malfoya. Lubię, gdy ktoś ją przybliża, czego niestety zabrakło mi nieco w oryginale.
    Cóż, skończył mi się zapas rozdziałów, więc teraz pozostaje tylko czekać na kolejne.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Teraz nasunęła mi się jeszcze jedna uwaga co do opisów. Czytam czwarty rozdział pod rząd i widzę, że zawsze rysujesz scenę w podobny sposób: najpierw wskazujesz miejsce, gdzie dzieje się scena, potem ogólnikowo i „tajemniczo” zaznaczasz, kto to jest, pięćdziesiąty siódmy raz walisz nam wielozdaniowy opis wyglądu danego bohatera (który wszyscy dobrze znamy, bo to fanfiction, a i Ty już opisywałaś wygląd danej postaci niejednokrotnie wcześniej), a dopiero potem przechodzisz do nazywania postaci po imieniu. To sprawia, że mam wrażenie, że czytam znów, znów, znów to samo.
    „Słońce już dawno zaszło, a na niebie rozświetlił się srebrzysty księżyc. Mimo tego Draco nawet nie pomyślał, żeby wrócić do swojego dormitorium” — ja wiem, że opisy księżyców w nocy są takie fajne, ale musiałabyś ustalić 1) czy w danym momencie rzeczywiście widać księżyc, 2) czy przypadkiem o tej porze roku niebo nie jest zachmurzone? Z tego co kojarzę, chyba jest pogoda okołowrześniowa, dużo opadów w Wielkiej Brytanii, raczej mała szansa, aby ciągle było piękne czyste niego, 3) czy w ogóle w tej części zamku ma prawo być widać księżyc o tej godzinie.
    „Widział w nim swój wzór, drogę, którą miał podążać w niedalekiej przyszłości...” — w sensie masz na myśli to, że ojciec był dla niego wzorem? :D
    „czy nie popełniał żadnego faux pas podczas rodzinnej uroczystości” — „faux pas” należy ująć w kursywę, tak samo jak późniejsze „statusie quo”.
    „I tak przeminął rok SUM – ów” — tutaj dywiz, nie myślnik.
    „Szkaradny tatuaż na lewym przedramieniu był najlepszym dowodem na to” — przyznam się, że nie pamiętam, a nie mogę zajrzeć do książek, ale… czy na pewno Draco miał już w 6 części Mroczny Znak?
    „blondyn poczuł, że spada” — zdanie wielką literą. :)
    „Z każdym kolejnym mijającym dniem coraz szybciej opadał w dół” — masło maślane, zawsze opadamy w dół.
    „[…]Mrok zaczynał go pochłaniać” — ten opis akurat jest dobry. W sensie, ten cały akapit. Tak Ci go wskazuję, żebyś przypadkiem się go nie pozbyła podczas poprawek. Nie jest przesadzony w stosunku do powagi sytuacji, porównania nie są takie napompowane, wyszło ładnie.
    „Nie wiedział też, dlaczego zwrócił uwagę akurat na te drzwi ani dlaczego je otworzył” — gdy „ani” rozpoczyna dopowiedzenie (tu konkretnie zdanie podrzędne), należy przed nim postawić przecinek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Żylaste dłonie zacisnęły się na płowych włosach, a z dolnej wargi spłynął pojedynczy krwisty strumień” — no i tu znów płyniemy, płyniemy…
      „A odkąd zaczął naukę w Hogwarcie ani jedna łza nie wypłynęła z jego szarych oczu” — tu znów przed „ani” musi pojawić się przecinek.
      Trochę zaskakuje mnie rozłożenie ciężaru w rozpaczy Dracona. W sensie wiesz, rozumiem, że rozpieprza go od wewnątrz też kiełkujące uczucie do Granger, ale eee to wygląda tak, jakby większym problemem było dla niego uczucie do Hermiony, a nie to, że ma zabić Dumbla. Na pewno duży wpływ na to ma fakt, że najpierw w sumie pojawia się myśl pt. „cholerna Granger”, a dopiero potem „omg, muszę zabić Dumbla”. Generalnie wydaje mi się, że jednak waga problemu jest raczej odwrotna: oesu, co ja pocznę, mam zabić jednego z najpotężniejszych czarodziei ever, a jestem tylko małym szesnastolatkiem, w dodatku ja nie jestem mordercą, a mam go zakatować na jego własnym terenie, omg, omg; dopiero później może jakieś: a w dodatku to uczucie do Granger wcale mi nie pomaga!
      „by mieć względy u jakiejś jaszczurki” — yyy, no ja wiem, że my, fani, w komciach możemy sobie tak Voldzia nazywać, ale coś mi się nie chce wierzyć, że Draco by tak go określił. :D
      „Voldemort nawet nie wierzył, że to on zabije Dumbledore'a. Co prawda sam w to nie wierzył, ale kiedy stawał przed tą szafą, czuł...” — popełniłaś tu zbrodnię na podmiocie domyślnym.
      „pełne usta koloru dojrzałej wiśni” — https://static.praktiker.pl/miniaturki/upload/zdj_produktow_nieobrobione/1000x1000/275196.jpg Ale ta Parvati jest skupiona na wyglądzie, zamiast się uczyć, to usta maluje sobie w szkole(!) jakimiś owocowymi szminkami i to jeszcze na takie wyzywające kolory :/ :D
      „na mimowolnie przestraszoną koleżankę z Domu, która zatrzymała rękę w połowie ruchu” — czemu „domu” wielką literą?
      „Nie miała się czego obawiać... Prawda?” — a tego typu fragmenty są trochę kiepskie, no bo nic nie zapowiada tajemnicy czy tego, że powinniśmy zacząć coś rozkmniać, tylko Ty nam na siłę wciskasz jakieś wątpliwości, choć nie ma podstaw, żeby sądzić, że Hermiona ma się czego obawiać.
      „– Ekhem... – odchrząknął blondyn, czując się niezręcznie i sprawiając tym samym, że szeroki uśmiech zakwitł na wargach dziewczyny. – Możliwe, że potrzebny mi tłumacz” — aaaa! *nastolatkowy pisk zachwytu* Malfoy prosi! <33335463
      „– W tym problem – powtórzył z bezsilnością w głosie. – że to równie dobrze może być piekielnie ważne” — w taki przypadku po „głosie” nie stawiamy kropki, jeśli kolejna część wypowiedzi jest bezpośrednią kontynuacją „w tym problem”.
      „Pragnęli zniknąć z powierzchni ziemi niż spotkać się z widocznie wściekłym nauczycielem” — ta konstrukcja powinna brzmieć „woleli… niż…”. :)
      „– Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę – powiedział Mistrz Eliksirów, mocno zaciskając zęby. – Nie mamy wpływu na to, jakich decyzji dokonają nasi uczniowie. Możemy ich tylko nakierować, ale to oni stają przed wyborem” — chyba zabrakło Ci tu „entera” między wypowiedziami.

      Usuń
    2. W sumie to nawet te opisy zbytnio się od siebie nie różnią, inne są jedynie króciutkie wstawki, więc rozumiem, że mogłaś mieć takie wrażenie.

      Z tym księżycem dałaś mi do myślenia. W sumie to miałam bardziej gdzieś, czy to w ogóle możliwe. No popatrz, ile człowiek się może nauczyć z jednego komcia. O faux pas też żem nie wiedziała.

      czy na pewno Draco miał już w 6 części Mroczny Znak?
      Na pewno, bo w wakacje przed szóstym rokiem, kiedy drużyna marzeń śledziła Malfoya szlajającego się po Nokturnie, ten czymś groził Borginowi, a tylko Mroczny Znak mógł go przerazić. Znaczy chyba, bo konkretnie to nie było napisane.

      W sensie wiesz, rozumiem, że rozpieprza go od wewnątrz też kiełkujące uczucie do Granger, ale eee to wygląda tak, jakby większym problemem było dla niego uczucie do Hermiony, a nie to, że ma zabić Dumbla.
      Hmm... Na to też nie zwróciłam uwagi. Ale wiesz, nie można kontrolować myśli, a może umysł Draco samoczynnie wybierał mniejszy problem? W sumie nie wiem, ale bym to jakoś naciągnęła. xD

      by mieć względy u jakiejś jaszczurki
      Możemy przyjąć, że Draco nie chce nazywać go swoim panem? A jednocześnie boi się go nazwać po imieniu (a przynajmniej pseudonimie).

      usta maluje sobie w szkole(!) jakimiś owocowymi szminkami i to jeszcze na takie wyzywające kolory
      I to jeszcze pod nosem McGonagall! Wstyd i hańba!

      czemu „domu” wielką literą?
      Tego to ja Ci nie powiem, bo sama nie wiem.

      Usuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)