Mrok
otulił do snu osamotniony zamek. Wiatr świszczał w melodię
kołysanek świata, kołysząc w rytm czubkami drzew. Ciemny
całun nocy zdawał się pochłaniać Hogwart, przez co ten stawał
się jeszcze bardziej wyobcowany i majestatyczny. Ironią wydaje
się być, że pod bezpiecznym przykryciem zaklęć maskujących
pewne pomieszczenie rozświetlało tysiąc ogników tańczących na
czarnych knotach.
W obserwatorium
na solidnym krześle siedział blondwłosy młodzieniec. Jego
rozwichrzone, płowe włosy były co raz przeczesywane przez smukłe
palce. Delikatne
cienie pod srebrnymi oczami uwydatniły się jeszcze bardziej,
dodając mu przerażającego widoku, ale tym razem na jego wąskich
ustach widniał szczery, niewymuszony uśmiech. Pierwsze
guziki jedwabnej koszuli zostały rozpięte, ukazując mleczną skórę
napiętą na wystających obojczykach, a prawy mankiet był
wysoko podwinięty, dzięki czemu można było zauważyć cienkie,
błękitne nicie
z pulsującą
krwią.
Słońce
już dawno zaszło, a na niebie rozświetlił się srebrzysty
księżyc. Mimo tego Draco nawet nie pomyślał, żeby wrócić do
swojego dormitorium. To tutaj mógł porzucić maskę i zejść
ze sceny. Chociaż jego rola jeszcze trwała, to tutaj były jego
kulisy, gdzie nikt nie mógł zobaczyć nawet ułamka jego
prawdziwości.
Od
dawna wielbił swojego ojca. Widział w nim swój wzór, drogę,
którą miał podążać w niedalekiej przyszłości... Pamiętał
ten delikatny uśmiech przepełniony dumą, której tak bardzo starał
się nie ukazywać jego ojciec, kiedy on, syn, zdobywał coraz więcej
wiedzy czy nie popełniał żadnego faux pas podczas rodzinnej
uroczystości. Ale coś się zmieniło. Wakacje przed piątym rokiem
nauki w Hogwarcie znacznie się różniły od wszystkich
pozostałych. To dziwne oczekiwanie, nerwowość i... strach. Możliwe
że chłopak nie chciał żadnych zmian, chciał trwać w tym
statusie quo, przymykając oczy na tajemnicze znikanie ojca, nagłe
ochłodzenie relacji rodziców i ich ciągłe kłótnie. Wolał
już myśleć, że Lucjusz Malfoy znalazł sobie jakąś kochankę,
niż wierzyć Potterowi krzyczącemu, że Czarny Pan powrócił.
I tak przeminął rok SUM – ów. I jeżeli Dracon uważał,
że poprzednie wakacje były złe, to następne mogły śmiało się
ubiegać o jakże szlachetny tytuł: „piekła na ziemi”.
Szkaradny tatuaż na lewym przedramieniu był najlepszym dowodem na
to.
Na
początku czuł dumę. Był w końcu wyróżniony, wyniesiony
pośród swoich rówieśników. Dopiero później, kiedy euforia
zniknęła, a jego ojciec unikał spojrzenia mu w oczy,
dotarło do niego, że nie dostąpił żadnego zaszczytu. blondyn
poczuł, że spada. Z każdym kolejnym mijającym dniem coraz
szybciej opadał w dół, nie mając żadnych szans na ratunek.
Światło powoli blakło, a on miotał się rozpaczliwie,
próbując utrzymać wszystkich w przekonaniu, że nic się nie
zmieniło. Mrok zaczynał go pochłaniać.
Przez
czysty przypadek Ślizgon znalazł nieczynną łazienkę na drugim
piętrze. Był wieczór, a on wracał z Pokoju Życzeń po
kolejnym niepowodzeniu. Nie wiedział, jakim cudem idzie wyprostowany
z wysoko podniesioną głową. Nie wiedział też, dlaczego
zwrócił uwagę akurat na te drzwi ani dlaczego je otworzył. Może
ktoś z góry w końcu się nad nim zlitował i stwierdził,
że jednak chłopak miał za wiele ciężarów na swoich barkach?
Miał
świadomość, że nie może, ale kiedy drzwi zamknęły się
z lekkim skrzypnięciem za jego plecami, jego myśli rozsypały
się niczym potłuczone lustro. Coś w nim pękło. Kryształowe
łzy wydostały się spod niewidzialnych kajdan, tocząc kręte
ścieżki na policzkach. Kolana ugięły się i uderzyły
boleśnie o chłodną posadzkę. Żylaste dłonie zacisnęły
się na płowych włosach, a z dolnej wargi spłynął
pojedynczy krwisty strumień. Draco miał wrażenie, jakby coś go
rozsadzało od środka, a jedna chwila nieuwagi sprawiłaby, że
nie pozostałby po nim nawet najmniejszy ślad.
Chłopak
rzadko płakał. A odkąd zaczął naukę w Hogwarcie ani
jedna łza nie wypłynęła z jego szarych oczu. Aż do tamtego
dnia. Ojciec zawsze mu powtarzał, że nie wolno mu pokazywać swoich
prawdziwych emocji. W innym przypadku nie wygra kolejnego rozdania.
I młodzieniec był dumny, że jego maska była nieskazitelna,
doskonała, idealna, bez żadnej rysy. Żałował jedynie, że nie
potrafił jej utrzymać też przed sobą. Potrafił okłamać
wszystkich, ale nie siebie.
– Cholera...
– mruknął cicho blondyn, przeczesując dłonią włosy. Wypuścił
ciężko powietrze, zamykając z głuchym trzaskiem jedną
z wielu książek leżących na stoliku. – Cholerna Granger...
Po
chwili poczuł zdradziecki uśmiech kwitnący na jego ustach.
Potrząsnął stanowczo głową, zaciskając szczękę. Nie mógł
tak myśleć, ale z każdym mijającym dniem, jego niechęć do
szatynki zacierała się. I to Draco przerażało coraz
bardziej. Wcześniej wydawało mu się wręcz niemożliwe nie czuć
obrzydzenia i pogardy do Granger, ale teraz... Nawet nie
spędzali ze sobą czasu, a jego zdradzieckie myśli stawały
się coraz śmielsze i niedorzeczne!
– Cholerna
Granger – powtórzył blondyn, odchylając głowę do tyłu.
Przymknął powoli powieki, nagle sobie uświadamiając, że był
zmęczony. Już wcześniej miał zaledwie garstkę cennego piasku
w klepsydrze, a kiedy do jego marnej namiastki życia
dołączyła Hermiona Granger z dziwnym obserwatorium, poczuł
na karku lodowaty oddech bezlitosnej śmierci z rozbawieniem
obserwującej znikający piasek. Wiedział jednak, że z własnej
woli nie zrezygnuje z pracy nad księgami. Czuł, że był
żałosny, ale to pomieszczenie stało się jego azylem, miejscem,
gdzie wbrew pozorom może odpocząć. Lekcje
dawno przestały go interesować, zwłaszcza, że tak naprawdę nie
potrzebował głupich ocen. Nie, kiedy za murami rozgrywała się
śmiertelna rozgrywka między Ciemnością i Światłością.
A Czarny Pan powoli odkrywał swoje karty, które okazywały się
samymi asami.
Dom
Salazara Slytherina stał się przez to krwawą sceną, gdzie jeden
fałszywy ruch mógł zadecydować o twoim dalszym losie.
Początkowo nie chciał wierzyć, że dawni przyjaciele byli w stanie
wbić nóż w plecy, by mieć względy u jakiejś
jaszczurki. Wydawało mu się to śmieszne. Jednak każdy Ślizgon
był gotowy zabić, chociaż tak naprawdę nigdy nie podniósł
różdżki na drugiego czarodzieja czy nawet mugola.
Draco
wiedział, że Czarny Pan nie uważał go za wiernego zwolennika. Ba!
Voldemort nawet nie wierzył, że to on zabije Dumbledore'a. Co
prawda sam w to nie wierzył, ale kiedy stawał przed tą szafą,
czuł... Nienawidził się za to, ale chciał wszystkim pokazać, że
potrafi i da radę. Draco dostrzegał paradoks i chociaż
dziękował wszystkim bóstwom, że nie był zmuszony do aktywnego
uczestnictwa w „przyjęciach” urządzanych w jego domu,
to chciał udowodnić, że nie był nic niewarty. Pytanie tylko komu?
– Co...?
– Ciche pytanie wyrwało się z jego ust, kiedy ten dostrzegł
dziwny błysk na jednym z regałów. Z jego umysłu
zniknęły nagle wszystkie rozterki, nie pozostawiając po sobie
żadnego śladu. Liczyło się tylko to dziwne światło migoczące
pośród półek.
Blondyn
powoli wstał z krzesła, odsuwając się wcześniej od stolika
z lekkim skrzypnięciem dźwięczącym w uszach. Podszedł
i ostrożnie wyciągnął dość pokaźną księgę. Srebrne,
misterne wykończenia sprawiały, że wyglądała bardziej jak małe
dzieło sztuki niż jak kilka zapisanych kartek otulonych skórą.
Wolumin emanował dziwną, tajemniczą aurą, która przyciągała
wzrok, hipnotyzowała, nie pozwalając przejść obojętnie.
– Granger...
Jesteś genialna – szepnął Draco, patrząc na bogato zdobioną
szafę widniejącą na okładce.
*****
– ...gdzie
to było... – Ciche mruczenie dobiegało spod grubej kurtyny
włosów. Gryfonka od paru chwil próbowała znaleźć swoje notatki
z poprzednich zajęć transmutacji, ale widocznie one miały
zgoła odmienne plany. Nie ułatwiało też to, że za parę minut
zaczynała lekcje z zielarstwa. – No proszę, nie róbcie mi
tego! – jęknęła, przerzucając kolejną stertę pergaminu.
– Hermiona?
Co ty robisz?
Zaskoczona
szatynka odwróciła się szybko, słysząc czyjś głos za plecami.
Przed nią stała ładna, wysoka dziewczyna o ciemnej karnacji.
Brązowe, duże oczy okolone czarnymi jak noc rzęsami patrzyły na
koleżankę z zaskoczeniem, czego dopełniało lekko rozchylone,
pełne usta koloru dojrzałej wiśni. Grube brwi były podniesione
w niemym zdziwieniu, przez co na wysokim czole utworzyły się
delikatne zmarszczki. Krucze, proste włosy splecione w warkocz
spływały gładko na jedno ramię. Biała koszula, w którą
była ubrana, jedynie podkreślała jej egzotyczną urodę.
– Cześć,
Parvati – przywitała się brązowowłosa, czując, jak na jej
blade policzki wpływa zdradziecki rumieniec zażenowania. Przygryzła
delikatnie wargę, patrząc na współlokatorkę.
– Pomóc
ci? – zapytała, z rozbawieniem obserwując szatynkę
próbującą ciałem zasłonić bałagan.
– A nie
spóźnisz się na lekcje?
– Dopiero
po południu mam wróżbiarstwo i starożytne runy. –
Uśmiechnęła się brunetka.
– Ratujesz
mi życie. – Westchnęła z ulgą Hermiona, na co Parvati
parsknęła śmiechem. – Szukam notatek z transmutacji
z poprzedniego tygodnia, ale nigdzie nie mogę ich znaleźć –
mruknęła z wyrzutem.
– Ty
nie możesz znaleźć? Co się stało, że Panna Wiem – To –
Wszystko ma taki bałagan? – brązowooka roześmiała się cicho,
kiedy szatynka zaczęła się nieporadnie tłumaczyć. – Tylko
żartuję, wyluzuj – powiedziała, patrząc na nią z iskierkami
w ciemnych oczach.
– Łatwo
ci mówić. To nie ty nie możesz niczego znaleźć!
– Nie
dramatyzuj. Znajdą się, prawda? Przecież nie wyparowały. –
dziewczyna przewróciła oczami na samą niedorzeczność tego
pomysłu.
Zaległa
cisza. Brunetka uklęknęła i zaczęła zbierać porozrzucane
strony na drewnianej podłodze, by później układać je w schludne,
nie za duże kupki.
Hermiona
wzięła głęboki wdech, patrząc na koleżankę i próbując
się uspokoić. Notatki musiały się
znaleźć i nie było innej opcji. A ona nie powinna aż
tak się przejmować. Podeszła do biurka i zaczęła przeglądać
znajdujące się tam pergaminy.
– Mam!
– krzyknęła nagle kruczowłosa, wymachując plikiem kartek.
Spojrzała na Hermionę z szerokim uśmiechem. – Eee...
Wszystko w porządku? – zapytała z wahaniem w głosie,
kiedy szatynka patrzyła niewidzącym wzrokiem na jakiś zapisany
pergamin. Parvati ostrożnie wyciągnęła dłoń, chcąc dotknąć
ramienia współlokatorki, kiedy ta w żaden sposób nie
zareagowała.
– Nie
wierzę – szepnęła, podnosząc gwałtownie głowę i patrząc
błyszczącymi z podekscytowania oczami na mimowolnie
przestraszoną koleżankę z Domu, która zatrzymała rękę
w połowie ruchu.
Chichot
wyrwał się spomiędzy cienkich warg szatynki, by za moment zamienić
się w szczery, głośny śmiech. Hermiona przytuliła mocno
oniemiałą brunetkę, by równie szybko ją puścić. Zaraz okręciła
się w miejscu i wybiegła tanecznym krokiem z dormitorium.
– Co
tu się stało? – zapytała po chwili Parvati, ale nikt jej nie
odpowiedział.
*****
Niska
dziewczyna szybkim krokiem przemierzała korytarze, wsłuchując się
w echo swoich kroków. Przeszła przez próg biblioteki
i uśmiechnęła się szeroko, widząc potężne regały
pyszniące się tysiącem opasłych ksiąg. Po chwili zaczęła
kluczyć pomiędzy półkami, szukając odpowiedniego działu.
Wyglądała w tamtym momencie niczym królowa, która przemierza
zakamarki swojego zamku. Jej zwykły, bordowy sweter i czarna
spódnica wydawały się być przepiękną, kosztowną suknią,
a delikatnie przetarte czółenka – złotymi pantoflami. Włosy
miała spięte jedynie metalową klamrą, jednak wyglądała o wiele
dostojniej niż ktokolwiek inny. Dodatkowo ten uśmiech, który
sprawiał, że wyglądała niczym nieziemska istota i ta
pewność, z którą się poruszała, nie pozostawiała wiele do
życzenia. To było jej królestwo.
Nagle
zatrzymała się i popatrzyła z tajemniczym błyskiem
w oku na opustoszałą część biblioteki. To tutaj znajdowały
się wszelkie księgi napisane w innym języku niż angielski.
I to tutaj znajdowała się księga, która mogła być w stanie
pomóc zrewolucjonizować spojrzenie na magię.
Klęknęła
i ostrożnie przesunęła palcem po grzbietach wiekowych
woluminów. W tym momencie dziękowała swojej żądzy wiedzy, dzięki
której zaczęła pobierać nauki łaciny. Bez znajomości tego
języka nie byłaby w stanie czytać oryginałów dzieł
wielkich czarodziei, już nie wspominając, że dzięki niej zaczęła
lepiej pojmować istotę zaklęć, które pozwalały okiełznać
magię.
Słońce
powoli kończyło swoją wędrówkę na nieboskłonie, pozostawiając
za sobą szare chmury. Pochodnie zapaliły się, tocząc złocistą
łunę. Uczniowie zaczęli gromadzić się w swoich Pokojach
Wspólnych lub dormitoriach, przypominając sobie o jutrzejszych
zajęciach. Jedynie Hermiona nie zwracała uwagi na coraz późniejszą
porę. Niezmordowanie poszukiwała księgi, którą już gdzieś
widziała. Za każdym razem, kiedy przymykała powieki, widziała tą
jasnożółtą okładkę z wyżłobionym tytułem „Solis”.
– Panno
Granger? – zdziwiła się pani Pince, widząc Gryfonkę. – Co
pani tu jeszcze robi? Nawet Krukoni dawno już się udali do swoich
dormitoriów. Nie może się pani aż tak przemęczać – dodała,
patrząc na uczennicę z naganą.
Uczennica
spojrzała nieprzytomnie na bibliotekarkę, by po chwili spuścić
wzrok na zegarek na swoim nadgarstku. Mimowolnie otworzyła szerzej
oczy, widząc, która była godzina.
– Godryku...
To już dwudziesta!
– Panno
Granger... – zaczęła bibliotekarka. – Proszę już iść do
dormitorium i na przyszłość pamiętać, że życie nie kończy
się na książkach, dobrze?
– Niczego
nie obiecuję, madame Pince – mruknęła cichutko, przygryzając
wargę. Nagle wpadła jej do głowy pewna myśl. Spojrzała na surowe
oblicze bibliotekarki. – Czy nie wie może pani przypadkiem, czy
znajdę tutaj „Solis”?
– „Solis”?
Nie... – Pani Pince pokręciła głową, zastanawiając się. –
Jeżeli mam być szczera, to widziałam ją tylko raz w Bibliotece
Ministerstwa.
– Jest
pani tego absolutnie pewna? – Zawód w głosie Hermiony był
aż nadto słyszalny.
– Przecież
mówię – odpowiedziała opryskliwie kobieta. – No, idź już. –
Wskazała poznaczoną przez zmarszczki dłonią w kierunku
wyjścia.
– Dobrze...
Dobranoc, madame Pince. – Dziewczyna dygnęła i podążyła
w stronę drzwi.
– Dobranoc
– szepnęła za nią Irma. Melancholijny uśmiech wpłynął na jej
usta, kiedy cisza zadźwięczała w uszach starszej kobiety.
Hermiona
zamknęła za sobą drzwi od biblioteki i zaczęła podążać
korytarzem, zmierzając do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Nikogo już
nie było na chłodnych korytarzach. Widocznie wszyscy woleli
wygrzewać się przed ciepłym kominkiem. Jej usta rozciągnęły się
w rozmarzony uśmiech. Ile by ona teraz dała za parujący kubek
herbaty! Nie wspominając o jakiejś dobrej książce...
Szatynka
pokręciła nagle głową, przystając. Oddałaby całą swoją
wiedzę, że gdzieś już widziała tę okładkę. Pytanie tylko
gdzie... Nagle cichy jęk wydobył się spomiędzy jej ust.
– Obserwatorium...
– szepnęła z bólem. – Czemu teraz...? – zapytała
w przestrzeń, nie oczekując odpowiedzi.
Po
chwili szatynka zacisnęła zęby. Co prawda Malfoy miał dyżur, ale
to nie znaczyło, że ona nie może skorzystać z tamtego
księgozbioru. Podniosła podbródek i ruszyła w stronę
schodów. Nie miała się czego obawiać... Prawda?
*****
Tusz
malowniczo rozlał się po kamiennej ścianie, kiedy szklana butelka
spotkała się z jej twardą powierzchnią.
– Co
za idiotyzm... – mruknął blondyn, patrząc z satysfakcją na
ostre odłamki leżące na podłodze. Nie poprawiło to jego
sytuacji, ale przynajmniej miał dzięki temu lepszy humor. Wzruszył
ramionami i z westchnieniem usiadł na krześle. Bladą
dłonią przeczesał włosy, czochrając je jeszcze bardziej. – Czy
łacina jest jedynym językiem świata?
– W
większości starych ksiąg – jak najbardziej.
Draco
odwrócił się szybko, celując różdżką w serce intruza.
Gryfonka spojrzała z przerażeniem na jej czubek, by powoli
podnieść wzrok na twarz blondyna.
– Co
ty tutaj robisz, Granger? – Ślizgon bardziej syknął niż zapytał
dziewczynę.
– Opuść
różdżkę – powiedziała z pozornym spokojem dziewczyna,
próbując unormować oddech. Już wiedziała, że nie powinna tu
przychodzić.
Ten
spojrzał na nią przenikliwie. Kąciki jego ust podniosły się
delikatnie, formując się w złośliwy uśmiech, ale nie
opuścił różdżki.
– A jeżeli
tego nie zrobię? – Kpina aż się wylewała z jego słów.
– Expelliarmus!
– krzyknęła nagle, wyjmując różdżkę. Zaskoczony blondyn
uchylił się instynktownie. – Będziesz na tyle rozsądny
i opuścisz różdżkę czy chcesz się pojedynkować jak małe
dziecko?
– Spokojnie,
Granger – mruknął, chowając różdżkę. – Radzę czasem wyjąć
kij z...
– Nie
kończ – przerwała mu Hermiona, podnosząc dłoń. – Przyszłam
tutaj tylko po jedną książkę i wolałabym wyjść stąd jak
najszybciej bez zbędnych kłótni.
– Dobrze
wiedzieć, Granger. Tylko, o ile się nie mylę, to ty
zaplanowałaś terminy dyżurów, bo cytuję: „Nie chcę widzieć
twojej osoby więcej, niż jest to konieczne”.
– Nie
bój się, to jest nadal aktualne. – Dziewczyna
przewróciła oczami. – A teraz jeśli pozwolisz...
– Nie
krępuj się – warknął, zaciskając szczękę.
W
tamtym momencie nie mógł kompletnie zrozumieć swoich
ambiwalentnych uczuć. Przecież to chore, żeby ta irytująca
Gryfonka mogła wzbudzać coś poza pogardą. A jednak,
zawdzięczał jej przygodę z obserwatorium. I możliwe, że
właśnie to sprawiło, że zaczął ją inaczej postrzegać.
Nagle
dotarł do niego cichy szept, ale słowa nie przypominały w niczym
angielskiego. Bardziej jak... odwrócił się. Szatynka stała przed
jakimś regałem i sunęła palcem po kolejnych grzbietach
ksiąg. Jej usta ruszały się, czytając kolejne tytuły, nie
zwracając w ogóle uwagi na stojącego niedaleko arystokratę.
Pewna myśl zaświtała w jego głowie.
A gdyby
tak...
– Granger...?
– Czego
chcesz, Malfoy? – zapytała Hermiona ze znudzeniem w głosie.
– No...? – dodała, kiedy cisza się zbytnio przedłużała.
– Czy
ty przypadkiem nie uczyłaś się łaciny? – wyrzucił z siebie
szybko. Tylko on wiedział, ile go to kosztowało.
– Możliwe
– powiedziała lakonicznie, przechylając głowę. – A dlaczego
pytasz? – zapytała po chwili z nagłą ciekawością.
– Ekhem...
– odchrząknął blondyn, czując się niezręcznie i sprawiając
tym samym, że szeroki uśmiech zakwitł na wargach dziewczyny. –
Możliwe, że potrzebny mi tłumacz.
– Czyżby?
– zakwestionowała Gryfonka, podnosząc do góry brwi.
– Musisz
to utrudniać? – warknął Draco.
– Nie
muszę nic, Malfoy – zaznaczyła, nadal się uśmiechając.
– Czy...
– Ślizgon wziął wdech. To było upokarzające, ale tak naprawdę
tylko ona mogła mu pomóc.
– Streszczaj
się, Malfoy.
– Czy
pomożesz mi?
– Nie
było chyba tak źle, prawda? – zapytała z rozbawieniem,
uśmiechając się złośliwie. Po chwili spoważniała. – Co to za
książka?
– W
tym problem, że nie wiem – mruknął sfrustrowany, przeczesując
włosy palcami.
– Nie
rozumiem... – szepnęła Hermiona, patrząc uważnie na blondyna. –
Dlaczego więc poprosiłeś szlamę o pomoc w czymś, co
może nie być ważne?
– W
tym problem – powtórzył z bezsilnością w głosie. –
że to równie dobrze może być piekielnie ważne.
Dziewczyna
przygryzła wargę, kierując wzrok w przeszklony sufit, by
zobaczyć ciemne chmury gromadzące się na niebie. Po chwili
pojedyncze krople zaczęły miarowo spadać, tworząc ten
niepowtarzalny dźwięk. Mimowolnie poczuła ogarniający ją spokój,
kiedy obserwowała tworzące się coraz większe strumienie
kontynuujące swoją wędrówkę po kopule. Ona czasem zazdrościła,
że nie jest tylko jedną z wielu kropel wody, których jedynym
celem było dawanie życia. Chociaż czy to nie było też zadanie
ludzi? Żyć i dawać żyć innym?
– Granger?
– Głos Malfoya przywrócił ją do rzeczywistości.
– Powinnam
być bardziej asertywna – wymamrotała do siebie, otulając się
dłońmi ramiona, jakby chciała się przed czymś ochronić. –
Zgadzam się – powiedziała głośniej, patrząc odważnie w lodowe
tęczówki. A jej głos odbił się echem po kamiennych ścianach
obserwatorium.
*****
Wysoka
postać szybkim krokiem przemierzała korytarze Hogwartu. Jej szata
kolorem przypominająca najciemniejszą z nocy powiewała,
przypominając ogromne skrzydła, które jednym machnięciem mogły
zmieść wszystko. Pobladłe twarze uczniów, kiedy ci zauważali
nadchodzącego profesora Snape'a, mówiły same za siebie. Pragnęli
zniknąć z powierzchni ziemi niż spotkać się z widocznie
wściekłym nauczycielem. Profesor jednak nie zwracał uwagi na
zachowanie swoich uczniów. Stanął przed potężnym posągiem
chimery.
– Cytrynowe
dropsy – warknął, próbując przy tym nieskutecznie opanować
gniew.
Nie
przejmując się pukaniem, wpadł do gabinetu dyrektora. Albus
Dumbledore nie dał po sobie poznać czy ta niespodziewana wizyta
jakkolwiek go zaskoczyła. Uśmiechnął się dobrotliwie i wskazał
dłonią na stojące przed ogromnym, mahoniowym biurkiem krzesło.
– Nawet
nie próbuj, Albusie – ostrzegł Snape.
– Ależ
ja nic nie robię, Severusie – odpowiedział, a jego błękitne
oczy zaiskrzyły.
– Czy
wiedziałeś, że Draco Malfoy tajemniczo znika zawsze o tych
samych porach?
– Nie
sądzisz chyba, że śledzę swoich uczniów?
– Nawet
się nie ważę – parsknął Snape. – I zadziwiające jest
to, że Hermiona Granger również
znika.
– Co
chcesz przez to powiedzieć, Severusie? – zapytał Dumbledore,
biorąc łyk herbaty z filiżanki, która pojawiła się nagle
znikąd. – Ach, gdzie moje maniery – Jego przełożony machnął
dłonią, a na blacie biurka pojawiła się jeszcze jedna
filiżanka z herbatą i talerzyk z czekoladowymi
ciasteczkami. – Proszę, Severusie, poczęstuj się.
– Albusie...
– Severusie
– spapugował dyrektor, kiwając głową. Wyglądał, jakby cała
sytuacja niezmiernie go bawiła.
– Nie
wystawiaj mojej cierpliwości na próbę – powiedział Mistrz
Eliksirów, mocno zaciskając zęby. – Nie mamy wpływu na to,
jakich decyzji dokonają nasi uczniowie. Możemy ich tylko
nakierować, ale to oni stają przed wyborem.
– Ty
chyba nie... – zaczął Severus, patrząc na starca z osłupieniem.
– Wierzę,
że wszystko jest możliwe. Trzeba tylko odpowiedniej motywacji –
zakończył Dumbledore z tajemniczym uśmiechem na ustach.
*****
Witam
ponownie! Ostatni okres był dla mnie trochę zakręcony, ale myślę,
że już wszystko w miarę się uformowało i nie będziecie musieli
tyle czekać na kolejny rozdział. Muszę się przyznać, że jest on
dość krótki (powinna być jeszcze przynajmniej strona tekstu), ale
chciałam, jak najszybciej, skończyć i opublikować, że chyba mi
to wybaczycie, co? Na pocieszenie dodam, że mam dla Was
niespodziankę. Napisałam miniaturkę (zainspirowałam się
konkursem na katalogu Granger). Na blogu natomiast ukaże się ona
dopiero po ogłoszeniu wyników. Jeżeli mam być szczera, to jestem
z niej dumna, ale jestem już ciekawa Waszych opinii. Dziękuję Wam
wszystkim za każdy komentarz, który jest dla mnie takim kolejnym
niezwyciężonym promyczkiem w ten deszczowy dzień. To właśnie
dzięki nim zdobywam chęci do napisania następnych części.
Pozdrawiam Was wszystkich cieplutko i do następnego (mam nadzieję,
że szybko to nastąpi)! :)
Witaj droga Cassie.
OdpowiedzUsuńWidzę początek całkiem ciekawej historii.
Brakuje mi dodatku w postaci jakiegoś ładnego szablonu, ale ostatecznie nie on jest najważniejszy tylko treść a tu jest wręcz bardzo dobrze;)
Znalazłamcię poprzesz katalog, gdzie wyszukuje ciekawych perełek.
Draco proszący o pomoc Hermiony to naprawdę coś niecodziennego! Ten fragment wyszedł ci wręcz naprawdę świetnie. I w ogóle pokazałaś trochę ciekawych rzeczy. I fakt, że Hermiona się zgodziła mu pomóc. Jestem ciekawa co z tego wyniknie. Co do Twojego stylu jest bardzo fany. Nie mam żadnych zastrzeżeń.
www.storyline-dramione.blogspot.com
Jesteś niesamowita!
OdpowiedzUsuńTwoja historia już na samym początku ma jakiś niezwykły urok, a Ty umiesz przedstawić sprzeczności w człowieku, które rzadko kiedy ukazane są w opowiadaniach. W większości ff wszystko jest albo czarne albo białe. Ty doskonale pokazujesz różne odcienie szarości nie skupiając się tylko i wyłącznie na jednej sytuacji.
Talent, talent i jeszcze raz ogromny talent!
Piszesz przepięknie, a rozdział znakomity!
Weny, ogromu czasu, kocyka, książki i ciepłej herbatki z cytrynką ♥
Severus. Tak właśnie, kocham Severusa. Zawsze i wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. Tak samo jak Draco, choć przy nim to... no, nie oszukujmy się, szczeniak. Ciekawe, co też wyjdzie z tej międzydomowej, niechętnej współpracy... Ha, Draco musiał poprosić o coś Hermionę! Mam z tego powodu satysfakcję :D
OdpowiedzUsuńPisz szybko, szybko, bo ja czekam :*
Ściskam Cię mocno :)
Dzień dobry, albo raczej dobry wieczór patrząc na godzinę :)
OdpowiedzUsuńUpatrzyłam sobie twojego bloga już jakiś czas temu, lecz do tej pory cierpiałam na chroniczny brak czasu i nie miałam okazji przeczytać tworzonej przez ciebie historii. Dziś nadszedł jednak ten wspaniały moment, gdzie z kubkiem kakao i laptopem mogłam się zeszyt pod kołdrą i wszystko nadrobić.
Nie żałuję żadnej chwili spędzonej nad tymi kilkoma rozdziałami. Przeczytałam wszystkie z zapartym tchem I uśmiechem na ustach za jednym podejściem. Przyznam, że już od dawien dawna nie miałam okazji czytać tak rozkosznego opowiadania z dużą ilością wątków romantycznych.
Bardzo mi się podoba twoja kreacja postaci. Trzymasz się kanonu i powoli dodajesz kolejne rzeczy od siebie dzięki czemu relacje między bohaterami wyglądają niezwykle naturalnie. Wszechwiedząca Hermiona, złośliwy Malfoy, zdolna Ginny... jeśli zaś chodzi o Rona to zyskał on trochę w moich oczach z twoją pomocą.
Cieszę się, że dodajesz coś od siebie w kreacji świata czarodziejów. Kolejne korytarze, pomieszczenia, księgi i tematy nie przerabiane przez Rowling w jej książkach.
A propozycje książek, wygląda na to, że Draco odnalazł instrukcję do szafki zniknięcie, co jest intrygującym pomysłem. W końcu czy Hermiona będzie dalej mu pomagać, gdy już dowie się czego dotyczy ta pozycja?
Ach... jeszcze kwestia czasu. Z jednej strony mija niezwykle szybko, ale... czytając opowiadanie wcale tego nie odczuwam.
Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i czekam na ciąg dalszy!
Http://Scoliari.blogspot.com
Zaczęłam czytać to wszystko naraz ,i bardzo polubiłam twoje opowiadanie :D życzę dużoo weny -ola
OdpowiedzUsuńNo ładnie, widzę że nasz dyrektor jak zwykle nie potrafi się nie mieszać. Ciekawa tylko jest, co tym razem wykombinował.
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście bardzo mi się podobał. Nie jestem w stanie określić, co takiego mają w sobie u Ciebie Draco i Hermiona, ale niemal się uśmiecham czytając o nich, nie ważne, co robią. Urzekł mnie również początek rozdziału z historią Malfoya. Lubię, gdy ktoś ją przybliża, czego niestety zabrakło mi nieco w oryginale.
Cóż, skończył mi się zapas rozdziałów, więc teraz pozostaje tylko czekać na kolejne.
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Teraz nasunęła mi się jeszcze jedna uwaga co do opisów. Czytam czwarty rozdział pod rząd i widzę, że zawsze rysujesz scenę w podobny sposób: najpierw wskazujesz miejsce, gdzie dzieje się scena, potem ogólnikowo i „tajemniczo” zaznaczasz, kto to jest, pięćdziesiąty siódmy raz walisz nam wielozdaniowy opis wyglądu danego bohatera (który wszyscy dobrze znamy, bo to fanfiction, a i Ty już opisywałaś wygląd danej postaci niejednokrotnie wcześniej), a dopiero potem przechodzisz do nazywania postaci po imieniu. To sprawia, że mam wrażenie, że czytam znów, znów, znów to samo.
OdpowiedzUsuń„Słońce już dawno zaszło, a na niebie rozświetlił się srebrzysty księżyc. Mimo tego Draco nawet nie pomyślał, żeby wrócić do swojego dormitorium” — ja wiem, że opisy księżyców w nocy są takie fajne, ale musiałabyś ustalić 1) czy w danym momencie rzeczywiście widać księżyc, 2) czy przypadkiem o tej porze roku niebo nie jest zachmurzone? Z tego co kojarzę, chyba jest pogoda okołowrześniowa, dużo opadów w Wielkiej Brytanii, raczej mała szansa, aby ciągle było piękne czyste niego, 3) czy w ogóle w tej części zamku ma prawo być widać księżyc o tej godzinie.
„Widział w nim swój wzór, drogę, którą miał podążać w niedalekiej przyszłości...” — w sensie masz na myśli to, że ojciec był dla niego wzorem? :D
„czy nie popełniał żadnego faux pas podczas rodzinnej uroczystości” — „faux pas” należy ująć w kursywę, tak samo jak późniejsze „statusie quo”.
„I tak przeminął rok SUM – ów” — tutaj dywiz, nie myślnik.
„Szkaradny tatuaż na lewym przedramieniu był najlepszym dowodem na to” — przyznam się, że nie pamiętam, a nie mogę zajrzeć do książek, ale… czy na pewno Draco miał już w 6 części Mroczny Znak?
„blondyn poczuł, że spada” — zdanie wielką literą. :)
„Z każdym kolejnym mijającym dniem coraz szybciej opadał w dół” — masło maślane, zawsze opadamy w dół.
„[…]Mrok zaczynał go pochłaniać” — ten opis akurat jest dobry. W sensie, ten cały akapit. Tak Ci go wskazuję, żebyś przypadkiem się go nie pozbyła podczas poprawek. Nie jest przesadzony w stosunku do powagi sytuacji, porównania nie są takie napompowane, wyszło ładnie.
„Nie wiedział też, dlaczego zwrócił uwagę akurat na te drzwi ani dlaczego je otworzył” — gdy „ani” rozpoczyna dopowiedzenie (tu konkretnie zdanie podrzędne), należy przed nim postawić przecinek.
„Żylaste dłonie zacisnęły się na płowych włosach, a z dolnej wargi spłynął pojedynczy krwisty strumień” — no i tu znów płyniemy, płyniemy…
Usuń„A odkąd zaczął naukę w Hogwarcie ani jedna łza nie wypłynęła z jego szarych oczu” — tu znów przed „ani” musi pojawić się przecinek.
Trochę zaskakuje mnie rozłożenie ciężaru w rozpaczy Dracona. W sensie wiesz, rozumiem, że rozpieprza go od wewnątrz też kiełkujące uczucie do Granger, ale eee to wygląda tak, jakby większym problemem było dla niego uczucie do Hermiony, a nie to, że ma zabić Dumbla. Na pewno duży wpływ na to ma fakt, że najpierw w sumie pojawia się myśl pt. „cholerna Granger”, a dopiero potem „omg, muszę zabić Dumbla”. Generalnie wydaje mi się, że jednak waga problemu jest raczej odwrotna: oesu, co ja pocznę, mam zabić jednego z najpotężniejszych czarodziei ever, a jestem tylko małym szesnastolatkiem, w dodatku ja nie jestem mordercą, a mam go zakatować na jego własnym terenie, omg, omg; dopiero później może jakieś: a w dodatku to uczucie do Granger wcale mi nie pomaga!
„by mieć względy u jakiejś jaszczurki” — yyy, no ja wiem, że my, fani, w komciach możemy sobie tak Voldzia nazywać, ale coś mi się nie chce wierzyć, że Draco by tak go określił. :D
„Voldemort nawet nie wierzył, że to on zabije Dumbledore'a. Co prawda sam w to nie wierzył, ale kiedy stawał przed tą szafą, czuł...” — popełniłaś tu zbrodnię na podmiocie domyślnym.
„pełne usta koloru dojrzałej wiśni” — https://static.praktiker.pl/miniaturki/upload/zdj_produktow_nieobrobione/1000x1000/275196.jpg Ale ta Parvati jest skupiona na wyglądzie, zamiast się uczyć, to usta maluje sobie w szkole(!) jakimiś owocowymi szminkami i to jeszcze na takie wyzywające kolory :/ :D
„na mimowolnie przestraszoną koleżankę z Domu, która zatrzymała rękę w połowie ruchu” — czemu „domu” wielką literą?
„Nie miała się czego obawiać... Prawda?” — a tego typu fragmenty są trochę kiepskie, no bo nic nie zapowiada tajemnicy czy tego, że powinniśmy zacząć coś rozkmniać, tylko Ty nam na siłę wciskasz jakieś wątpliwości, choć nie ma podstaw, żeby sądzić, że Hermiona ma się czego obawiać.
„– Ekhem... – odchrząknął blondyn, czując się niezręcznie i sprawiając tym samym, że szeroki uśmiech zakwitł na wargach dziewczyny. – Możliwe, że potrzebny mi tłumacz” — aaaa! *nastolatkowy pisk zachwytu* Malfoy prosi! <33335463
„– W tym problem – powtórzył z bezsilnością w głosie. – że to równie dobrze może być piekielnie ważne” — w taki przypadku po „głosie” nie stawiamy kropki, jeśli kolejna część wypowiedzi jest bezpośrednią kontynuacją „w tym problem”.
„Pragnęli zniknąć z powierzchni ziemi niż spotkać się z widocznie wściekłym nauczycielem” — ta konstrukcja powinna brzmieć „woleli… niż…”. :)
„– Nie wystawiaj mojej cierpliwości na próbę – powiedział Mistrz Eliksirów, mocno zaciskając zęby. – Nie mamy wpływu na to, jakich decyzji dokonają nasi uczniowie. Możemy ich tylko nakierować, ale to oni stają przed wyborem” — chyba zabrakło Ci tu „entera” między wypowiedziami.
W sumie to nawet te opisy zbytnio się od siebie nie różnią, inne są jedynie króciutkie wstawki, więc rozumiem, że mogłaś mieć takie wrażenie.
UsuńZ tym księżycem dałaś mi do myślenia. W sumie to miałam bardziej gdzieś, czy to w ogóle możliwe. No popatrz, ile człowiek się może nauczyć z jednego komcia. O faux pas też żem nie wiedziała.
czy na pewno Draco miał już w 6 części Mroczny Znak?
Na pewno, bo w wakacje przed szóstym rokiem, kiedy drużyna marzeń śledziła Malfoya szlajającego się po Nokturnie, ten czymś groził Borginowi, a tylko Mroczny Znak mógł go przerazić. Znaczy chyba, bo konkretnie to nie było napisane.
W sensie wiesz, rozumiem, że rozpieprza go od wewnątrz też kiełkujące uczucie do Granger, ale eee to wygląda tak, jakby większym problemem było dla niego uczucie do Hermiony, a nie to, że ma zabić Dumbla.
Hmm... Na to też nie zwróciłam uwagi. Ale wiesz, nie można kontrolować myśli, a może umysł Draco samoczynnie wybierał mniejszy problem? W sumie nie wiem, ale bym to jakoś naciągnęła. xD
by mieć względy u jakiejś jaszczurki
Możemy przyjąć, że Draco nie chce nazywać go swoim panem? A jednocześnie boi się go nazwać po imieniu (a przynajmniej pseudonimie).
usta maluje sobie w szkole(!) jakimiś owocowymi szminkami i to jeszcze na takie wyzywające kolory
I to jeszcze pod nosem McGonagall! Wstyd i hańba!
czemu „domu” wielką literą?
Tego to ja Ci nie powiem, bo sama nie wiem.