Rozdział ósmy

 – Ktoś tu chyba wstał rano lewą nogą.
Hermiona zmarszczyła brwi, słysząc pozornie rozbawiony głos Harry'ego. Mimowolnie w jej oczach pojawił się błysk zdezorientowania.
 – Słucham?
Ten tylko uśmiechnął się i zaczął wyliczać, nie przejmując się coraz bardziej zachmurzonym spojrzeniem przyjaciółki:
 – Spóźniłaś się na transmutację, potem wydawałaś się być daleko myślami, ignorując wykład McGonnagall. A! I jeszcze wcześniej wydarłaś się na mnie, że ci przeszkadzam, a ja tylko się zapytałem, czy zaspałaś. Nie wspominając, że teraz wyżywasz się na Merlinie winnym piórze. – Kiwnął głową w stronę mocno zaciśniętych palców na gładkiej powierzchni drewna.
Na jej policzkach zajaśniał pokaźny rumieniec, który nieporadnie starała się ukryć burzą dotąd nieokiełznanych loków.
 – Och – westchnęła, rozluźniając palce. – Jestem tylko lekko podenerwowana – powiedziała zza swej mahoniowej kurtyny.
Chłopak wyszczerzył się szeroko, przeczesując dłonią swoje krucze kosmyki. Po chwili wstał i usiadł przed kominkiem, przyciągając kolana do siebie.
 – Od zawsze uwielbiałem tu siedzieć – mruknął, obserwując niczym zahipnotyzowany tańczące płomienie.
Usłyszał za sobą szmer i bardziej poczuł, niż zobaczył, że usiadła koło niego.
 – Wiem – odpowiedziała. Na malinowych ustach pojawił się subtelny uśmiech, który wygładził jej łagodne rysy twarzy, upiększając tym samym twarz. – A ja od zawsze uwielbiałam tu siedzieć z tobą.
 – Wiem – spapugował, patrząc na nią spod czarnych rzęs. – To niesamowite, że czas tak szybko pędzi. Zdawałoby się, że jeszcze wczoraj dopiero co przybyliśmy do Hogwartu.
 – I uwierzyć, że za niecałe dwa lata już na zawsze opuścimy ten zamek – szepnęła, nieświadomie pocierając ramiona dłońmi. – No, chyba że wrócimy z powodu naszych dzieci, które, obawiam się, że przejmą po nas najgorsze cechy – dodała z rozbawieniem.
 – Nie wiedziałem, że chcesz mieć ze mną dzieci – odparł, zastanawiając się, jakim cudem zdołał utrzymać powagę.
 – Ja... Co? – Szatynka zamrugała szybko powiekami i po chwili, kiedy przeanalizowała to, co powiedziała, krzyknęła: – Harry Jamesie Potterze, to moje zadanie, by łapać innych za słówka!
Musiał się uchylić przed małą, ale silną, pięścią celującą w jego ramię. Mimo to nie powstrzymywał się od głośnego śmiechu.
 – Jesteś szurnięty – stwierdziła, kiwając przy tym głową na potwierdzenie swych słów.
 – Nie przesadzaj – mruknął, przewracając mimowolnie oczami.
Skierował znowu swój wzrok na proste zdobienia na kominku, kiedy z boku zamigotał mu jakiś błysk czerwieni. Odwrócił się w odpowiednim momencie, by zobaczyć, jak Ginny usiadła na jednym z parapetów i otworzyła jakąś książkę. A on nie mógł odciągnąć od niej oczu. Ogniste włosy spięte w wysoki kucyk, który podskakiwał z każdym jej ruchem, mieniły się dziesiątkami odcieni niczym echo niepowstrzymanego żywiołu chwilowo spętanego przez zwykłą klamrę. Mimowolne, ciche westchnięcie uciekło spomiędzy jego wąskich, popękanych warg.
 – Nie to, że coś, ale patrzysz się na pewnego rudzielca od dłuższego czasu –przypomniała mu Hermiona ze słyszalnym śmiechem w głosie.
 – Nie martw się, nie podoba mi się Ron – odpowiedział szybko, próbując ukryć swoje rozanielone spojrzenie. – Co wcześniej pisałaś? To był esej na transmutację, prawda? – starał się nieporadnie zmienić temat. – Powinnaś przystopować i dać sobie chwilę odpoczynku tak jak teraz. Przypomnisz sobie moje słowa, gdy zaczniesz padać z wyczerpania 
 – Zdecydowanie za dużo gadasz, kiedy jesteś zdenerwowany – parsknęła, kręcąc głową z rozbawieniem. – Chodziło mi o Weasleya, któremu dobrze w sukience. Nie myśl, że się wymigasz.
 – Ja wiem, że bardziej niż trochę lubisz Rona, ale nie możesz się oszukiwać, że dobrze wygląda w sukience. – Uśmiechnął się nerwowo. – Do dziś śnią mi się koszmary, jak go zobaczyłem na balu na czwartym roku – mówiąc to, wzdrygnął się ostentacyjnie.
Dziewczyna zagapiła się na niego.
 – Jesteś szurnięty – powtórzyła, a w jej głosie zabrzmiało niedowierzanie.
 – Przynajmniej nie jestem nudziarzem, który odrabia prace domowe chwilę po ich zadaniu – mruknął.
Ta otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak nic spomiędzy nich się nie wydobyło. Zamiast tego mocno uderzyła go w ramię, starając się powstrzymać szeroki uśmiech, który zażarcie z nią walczył, powodując drżenie warg.
 – Zamilknij, póki ci życie miłe – ostrzegła.
 – Ała, kobieto, to już drugi raz tego wieczoru. Powinnaś naprawdę wyluzować – poradził, pocierając jednocześnie obolałe miejsce.
Panna Granger pokręciła głową, jakby nie do końca wierzyła w poprzednią sytuację, i wstała. Otrzepała spodnie z niewidzialnych pyłków i usiadła tym razem na kanapie, zabierając z fotela notes. Jej miodowe oczy o sekundę za długo zatrzymały się na scenie rozgrywającej się w rogu pokoju.
 – To nie była praca domowa – poinformowała go po chwili, ale jakaś nutka wkradła się pomiędzy kolejne wyrazy jej wypowiedzi.
Brunet rozejrzał się, a w jego umyśle zaczęły się pojawiać przeróżne teorie. Może to on coś powiedział? Miał ochotę mocno uderzyć głową w ścianę. Nigdy nie był dobry w mówieniu odpowiednich rzeczy w odpowiednim momencie, a...
Nagle jego wzrok przyciągnął niezbyt ciekawy obrazek obłapiającej się nawzajem pary. Och.
 – Chcesz pogadać? – zapytał z wahaniem.
Gryfonka spojrzała na niego znad swoich zapisek, obserwując, jak powoli opadł obok niej na kanapę.
 – O czym?
Gdyby nie znał tak długo swojej prawie-siostry, na pewno nabrałby się na jej, z pozoru, obojętny ton. Poprawił okulary, które zsunęły się z jego długiego nosa i spojrzał na nią przeszywająco.
 – Nie udawaj głupiej. Podobno jesteś Panną-Wiem-To-Wszystko.
 – A ty podobno jesteś chorym na umyśle Wybrańcem – odparowała, nie podnosząc głowy zza notatek.
 – Touché – przyznał niechętnie, po czym dodał: – Jednak nie powinnaś się zamykać w swojej skorupie. Jestem twoim przyjacielem i moim zadaniem jest poprawienie ci humoru, kiedy jakiś palant go psuje.
 – Och, mój bohaterze, co ja bym bez ciebie zrobiła? – w jej pytaniu słyszalna była ironia, której nie zamierzała w jakimkolwiek stopniu ukryć.
 – Hermiona – odezwał się, chociaż bardziej zabrzmiało to jak ostrzeżenie.
Dziewczyna westchnęła cierpiętniczo pod ostrzałem szmaragdowych oczu. Na jej twarzy pojawił się gorzki uśmiech, który powiększał się z każdym kolejnym słowem.
 – A co chcesz usłyszeć? Przecież wiesz, że cierpię – wyszepnęła, spoglądając na niego szeroko otwartymi oczami, w których odbijał się gromadzony przez miesiące smutek i ból.
Harry nic nie odpowiedział. Po chwili przysunął się do niej bliżej i objął ją ramieniem. Nie obchodziły go spojrzenia innych Gryfonów przebywających w Pokoju Wspólnym. W tamtym momencie wszystkie plotki nie miały najmniejszego znaczenia. A trzeba przyznać, że pod tym względem nikt nie próżnował – każdy śledził rozwój dalszych wydarzeń związanych z rozbiciem niegdyś nierozerwalnej Złotej Trójcy. Główni zainteresowani nie byli pewni, czy śmiać się, czy załamać nad niektórymi teoriami.
 – Zamierzasz coś zrobić? Z Ginny? – dodała szatynka, nie dając przyjacielowi szans na ponowne próby ominięcia tematu.
 – A co, twoim zdaniem, powinienem zrobić? Ona ma chłopaka.
 – Ale i tak nie możesz oderwać od niej wzroku. Dodatkowo jestem pewna, że nie będą ze sobą za długo – odparła spokojnie.
 – Skąd to wiesz? – spytał, chociaż nigdy by się nie przyznał, że jego głos zabrzmiał odrobinę za wysoko.
 – Umiem patrzeć i widzę, że Ginny zaczyna się męczyć w tym związku –wytłumaczyła. – Ale nie możesz nikomu tego powtórzyć, bo by mnie zabiła. I obawiam się, że nie byłaby to tylko figura stylistyczna – zakończyła, krzywiąc się.
 – Czyli... Mam jakieś szanse?
Panna Granger westchnęła cicho. Czy oni byli naprawdę tacy ślepi?
 – Wszystko jest możliwe – rzuciła enigmatycznie po chwili. Wyprostowała się jednak, zmuszając Harry'ego, by ją puścił, i przekręciła się w jego stronę tak, że dotykała jednym ramieniem oparcie sofy. – Ale możesz coś zrobić już teraz.
 – Co?
 – Jutro są Walentynki i jakiś tajemniczy wielbiciel może wysłać jej drobny prezent z tej okazji – wyjaśniła z uśmiechem.
 – Walentynki? Przecież to takie...
 – Dziewczyny to lubią – przerwała mu. – Nawet jeśli sprawiają wrażenie, że nie są w żadnym stopniu romantyczkami, to i tak lubią, gdy się o nich pamięta. Najtrudniejszym zadaniem jest natomiast podarunek. Romantyczki zadowolą się różami, ale reszta...
 – Czyli kluczem jest przemyślany prezent? I ty mi to mówisz teraz?
 – Za moim tytułem „Panny Wiem-To-Wszystko” coś jednak stoi, nie sądzisz? Więc zamknij buzię i pomyśl, co lubi Ginny?
 – Quidditch – rzucił, nawet się nie zastanawiając.
 – Dobrze, ale teraz pytanie, co dokładnie chcesz jej podarować. Pamiętaj, że nie może to być nic banalnego.
Chłopak zamilkł na moment, a jego wzrok mimowolnie zwrócił się w stronę owej dziewczyny. W jego szmaragdowych oczach Hermiona coś ujrzała. Coś, co przyczyniło się do delikatnego opadnięcia kącików jej ust.
Szatynka przełknęła ciężko ślinę, ganiąc się w duchu za egoistyczne myślenie. Powinna się cieszyć, że dwójka jej przyjaciół naprawdę się kochała. Jednak nie mogła powstrzymać drobnych ukłuć żalu gromadzących się w jej szarej duszy.
 – Chyba już wiem... – mruknął po kilku minutach, odwracając się ponownie w stronę przyjaciółki. Zauważając jej mgliste spojrzenie, spytał: – Co?
 – Nic – odpowiedziała, wysilając się na drobny uśmiech. – Wszystko jest w jak najlepszym porządku. A teraz, o ile nie potrzebujesz już mojej pomocy, pójdę do dormitorium. Powtórzę sobie trochę wiadomości na jutrzejsze eliksiry, a później położę się do łóżka.
 – Ale nie ma jeszcze nawet ciszy nocnej! – zaprotestował, wstając razem z nią z kanapy.
 – Nie przejmuj się mną, jestem zmęczona. Idź już lepiej, bo nie zdążysz. –Popchnęła go lekko w stronę wyjścia.
 – Skąd wiesz, że muszę gdzieś iść?
 – Znam cię – powiedziała, przygryzając delikatnie wargę. – Ale może weź ze sobą pelerynę, nie wiadomo, czy uda ci się ot tak wyjść.
Potter zamrugał wielokrotnie, nie będąc pewnym, czy dobrze usłyszał.
 – Myślałem, że nie będziesz chciała mnie puścić, bo cytuję: „Jest zbyt niebezpiecznie, Harry!”.
 – Źle ci? Idź, zanim się rozmyślę.
 – Dzięki! – zdążył krzyknąć, zanim popędził do dormitorium.
 – Proszę – odszepnęła, przyciskając do piersi notatnik.
Nie zwróciła uwagi na chciwe spojrzenie reszty Gryfonów i ruszyła w stronę schodów. Bo przecież nadzieja umiera ostatnia.
Chłopak odetchnął dopiero wtedy, kiedy portret Grubej Damy zatrzasnął się za nim z głuchym dźwiękiem. Skręcił w jakiś korytarz. Rozejrzał się, ale jedyne co zobaczył, to przysypiające postaci wśród lśniących złotem ram. Sięgnął pod swój powyciągany sweter i wyjął miękką w dotyku pelerynę-niewidkę. Narzucił ją na siebie i ruszył w stronę schodów. Ledwie słyszalny stukot obcasów uspokajał coraz szybciej bijące serce. Nie był pewien, czy jego pomysł był dobry. A co jeśli Ginny uzna, że się wygłupił? Na szczęście jego rozum przegrywał batalię, a to właśnie tajemniczy głos w duszy mówił mu, że dziewczyna będzie zachwycona.
Gryfon zacisnął skostniałe palce na różdżce, mrucząc cicho: „Lumos”. Upiorne korytarze natychmiast rozświetliły się, a Harry w tamtym momencie dziękował swojemu ojca za pelerynę.
W końcu dotarł do Izby Pamięci, ale nie wszedł do sali. Skręcił za to za następny róg i zatrzymał się przed niewielkimi drzwiami. Brunet odetchnął głęboko i, mimowolnie przymrużając oczy, jakby obawiał się tego, co kryje się za ścianą, nacisnął na klamkę, a drzwi ustąpiły przed nim z cichym skrzypnięciem. Nie zastanawiając się, wkroczył do pomieszczenia. Już bez żadnych oporów ściągnął z siebie magiczny płaszcz i rozejrzał się. Znalazł się w całkiem sporym pomieszczeniu. Rozległe, dębowe regały sięgały sufitu, na którym migały pojedyncze gwiazdy. Nie była to jednak ta sama magia, co stworzyła niesamowite sklepienie w Wielkiej Sali, ale malarz, który namalował i darował życie tym obrazom, musiał być niezwykle utalentowany. Białe obłoki gdzieniegdzie przemierzały całą rozpiętość komnaty, zahaczając o srebrzystą łunę księżyca. Ale mimo prawdziwego kunsztu tych arcydzieł, to nie one grały tutaj najważniejszą rolę. Można by wręcz powiedzieć, że były jedynie marnym dodatkiem, który towarzyszył blaskowi tysiącom złotych zniczy.
Na jego wąskie usta wbrew woli wpłynął uśmiech. Harry odkrył to miejsce dawno temu, zupełnie przypadkiem, lecz, ilekroć wkraczał do tego pomieszczenia, odczuwał mieszankę zachwytu, spokoju i szczęścia. Nawet ktoś, kto nie był zbyt wielkim fanem Quidditcha, nie mógłby się w żadnym stopniu oprzeć urokowi sali.
W tamtym momencie dziękował wszystkim znanym mu bóstwom, że odkrył to niezwykłe miejsce.

*****

Z nonszalancją, której nie pogardziłby żaden arystokrata, Draco kroczył korytarzami Hogwartu. Co prawda, wrócił już jakiś czas temu, ale zanim poszedłby do Pokoju Wspólnego Slytherinu, musiał przemyśleć parę spraw, które nawet do tej pory nie chciały opuścić jego głowy. Przynajmniej teraz był w stanie w jakimś stopniu nad nimi zapanować, bo jednak jego samokontrola w tym wielkim wyścigu szczurów była nadzwyczaj pożądana.
Stając przed gładką ścianą, jego nieskazitelna twarz wygładziła się z niewielkiej zmarszczki na czole. Pojawiała się ona jedynie wtedy, kiedy coś go dręczyło. Arogancki uśmiech zawitał na jego wargi, a srebrzyste oczy przemieniły się w płynną stal iskrzącą chłodem i obojętnością. Przekroczył próg wspólnego salonu, wyglądając przy tym niczym władca, który powrócił po długiej wyprawie. Mimowolnie wszystkie rozmowy ucichły. Jedynym słyszalnym dźwiękiem był stukot butów blondyna, który nie przejął się tym w ogóle. Zaraz zatrzasnął za sobą głośno drzwi, pozwalając Ślizgonom siedzącym w Pokoju Wspólnym na spokojne wypuszczenie powietrza.
Spojrzeniem omiótł prawie puste dormitorium. Na jednym z łóżek siedział wysoki chłopak. Jego czekoladowa skóra lśniła w mdłym świetle mizernego płomienia świecy. Podniszczona książka leżała na jego kolanach, a krótkie, lecz smukłe palce gładziły nierówną fakturę stron.
 – Witamy ponownie pośród żywych – zakpił Blaise, uśmiechając się przy tym nieznacznie.
Chłopak nie odpowiedział jednak, pozostawiając twarz niewzruszoną. Zdecydowanym krokiem podszedł do swojego łóżka. Położył się na miękkim materacu i gdy chciał zasunąć szmaragdowe kotary, czyjaś dłoń mu w tym przeszkodziła.
 – Jak się czuje twoja matka?
 – Nie twój interes – wysyczał, mrużąc delikatnie oczy.
 – Co się z tobą stało? – zapytał nagle jego współlokator, porzucając swoją maskę. Teraz jego sylwetka aż krzyczała od sprzecznych emocji, które ewoluowały pod nieobecność Malfoya.
 – Nic – zaznaczył – się ze mną nie stało.
 – Ja i ty znamy prawdę, więc nie ma sensu, żebyś okłamywał mnie, a tym bardziej siebie – odpowiedział, zaciskając mimowolnie zęby.
 – Słuchaj, nie wiem, co ci się uroiło w głowie, ale niektórzy mają lepsze rzeczy do roboty, niż słuchanie jakiejś pseudo-psychoanalizy.
Blaise popatrzył na niego chwilę, by po chwili na jego usta wpłynął uśmiech pełen rozbawienia.
 – Naprawdę sądzisz, że będziesz w stanie sprawić, bym sobie ot tak poszedł? Jeśli tak, to nie zdążyłeś mnie w ogóle poznać przez ostatnie kilka lat.
Zapadła cisza. Starał się, starał się ze wszystkich sił, utrzymać swoje stalowe spojrzenie, ale z każdą mijaną sekundą czuł, że jeszcze chwila, a wszystko runie.
 – Nic nie powiesz? Nie wiedziałem, że aż tak nisko ceniłeś naszą przyjaźń – mruknął Zabini, a jego oczy stały się nieprzeniknione.
Czarnoskóry stał przez chwilę, obserwując gładką twarz swojego niegdysiejszego przyjaciela. Nie wiedział nawet, kiedy dokładnie ten zaczął się od niego odsuwać. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ktoś, kogo, odważy się to pomyśleć?, kochał jak brata, którego nigdy nie miał, nagle zniknął z jego życia.
 – Miłego, paniczu Malfoy – sarknął, parodiując coś na kształt ukłonu.
Blaise jednak nie zdążył zrobić kroku w tył, kiedy coś przygniotło go do wolnej ściany przy łóżku, a na szyi poczuł silny ucisk różdżki.
 – Chciałeś pogadać, tak? – zapytał Draco, przedłużając wyrazy, jakby się delektował każdą pojedynczą głoską dźwięczącą mu na języku. – Dobrze. Pewnie nie masz żadnego pojęcia, co się teraz dzieje, prawda? Zatem oświecę cię. Początkowo wolałem ci tego oszczędzić, ale skoro nalegasz... – urwał, czerpiąc dziwną przyjemność z wypowiadanych słów. – Twoja matka obraca się w podejrzanych kręgach, więc na pewno obiło ci się o uszy, że w wakacje jakiś dzieciak – skrzywił się mimowolnie – zajął miejsce swojego kochanego tatuśka – tutaj już nie mógł się powstrzymać od pogardliwego tonu – i ma jakieś tajemnicze zadanie do wykonania. Wiem, że nie jesteś głupi, więc będziesz trzymać język za zębami, dlatego nie będę się powstrzymywał. Tym dzieciakiem jestem ja, a moje zadanie nie jest ani proste, ani miłe. Przed chwilą chwaliłeś się, jak to długo mnie znasz. Nie powinno być zatem dla ciebie nowością, że nienawidzę wypełniać czyichś rozkazów, a tym bardziej płaszczyć się przed kimś.
 – Nie mogłeś odmówić? – z chwilą, w której brunet wypowiedział te słowa, wiedział, jak żałośnie i słabo brzmiały.
 – Po twoim wyrazie twarzy wnioskuję, że wiesz, czym by się to skończyło.
Malfoy popatrzył przez chwilę w otwarte oczy przyjaciela. Ciemne, koloru gorzkiej kawy, ale jeszcze na tyle jasne, by było w stanie odróżnić tęczówkę od źrenicy. A w nich błyszczał dziwny blask. Chłopak zamrugał szybko powiekami i puścił Blaise'a, jednocześnie próbując przełknąć dziwną gulę czającą się w jego gardle. Schował różdżkę i przeczesał palcami swoje roztrzepane kosmyki. Kiedy miał nacisnąć klamkę, by wyjść na korytarz prowadzący do Pokoju Wspólnego, usłyszał delikatnie zachrypnięty głos:
 – Przepraszam, gdybym wiedział... – niedokończone zdanie zawisło pomiędzy nimi, osiadając na niezwykle gęstym powietrzu. – Jeżeli chciałbyś kiedyś...
Dalsze słowa zostały zagłuszone przez głośny dźwięk zatrzaskiwanych drzwi.

*****

Szybkim krokiem przemierzał kolejne kondygnacje schodów. W tamtym momencie dziękował, że zimą w zamku panował niezwykły ziąb, przez co uczniowie nie byli skorzy do wieczornych przechadzek po korytarzach. Stuknął różdżką w pochodnię, wcześniej rozglądając się, czy przypadkiem ktoś nie wpadł na pomysł wejścia na trzecie piętro. Przeszedł przez próg obserwatorium, przywołując na usta kpiarski półuśmiech, który zaraz zniknął, kiedy zorientował się, że nie było nikogo w pomieszczeniu.
 – Widzę, że się obijamy, Granger – mruknął w dźwięczącą w uszach ciszę.
Westchnął. Z wahaniem podszedł do wygodnie wyglądającego fotela z obiciem koloru dojrzałego, czerwonego wina. Usiadł i pozwolił, by jego maska opadła, ukazując ogromne zmęczenie na jego twarzy. Zaczynał mieć tego wszystkiego dosyć. A czas, jak na złość, jedynie przyspieszał, jakby chciał mu pokazać, że może jeszcze szybciej biegnąć.
 – To nie są jakieś pieprzone zawody! – krzyknął blondyn z frustracją, ale jego głos i tak zabrzmiał bardzo rozpaczliwie.
Zacisnął mocno palce na płowych włosach, by zaraz schować twarz w dłoniach. Co on takiego zrobił, że Merlin uznał śmierciożerstwo za całkiem ciekawą pracę dorywczą dla nastolatka?
Nie twierdził, że był niewinny. Wręcz przeciwnie, uważał, że jego sumienie nigdy nie będzie do końca czyste. Gdyby tylko mógł się cofnąć do pierwszego roku nauki i poprosić Tiarę Przydziału, by się chociaż trochę zastanowiła!... Nie. Zaraz pokręcił głową. Dla niego inny dom niż Slytherin byłby hańbą. Nie był też pewien, czy cokolwiek by to zmieniło. W końcu to nie przynależność w Hogwarcie decydowała o przyszłości, a tym bardziej nie wybierała rodziny. Nie mógłby uciec przed swoim dziedzictwem w żadnym wypadku, jeżeli nie urodziłby się z innym nazwiskiem. Najlepiej nienależącym do rodu czarodziejów czystej krwi.
Ślizgon skrzywił się. To było zbyt abstrakcyjne myślenie. Nie wyobrażał sobie, że mógłby być taką Granger. Pokręcił głową, próbując odpędzić nawiedzające go dziwne pomysły. Był arystokratą, inna opcja nie wchodziła w grę. Może to śmieszne, wręcz absurdalne, ale nie wiedział, co by wybrał, gdyby miał do wyboru czystą krew i bycie Śmierciożercą, a urodzenie się głupią, ale wolną szlamą. Mimowolnie gorzki uśmiech pojawił się na jego wargach. Lucjusz byłby z niego taki dumny...
Nagle poczuł jakieś ukłucie koło biodra. Sięgnął dłonią do kieszeni swoich spodni i wyciągnął nieszczęsną broszkę podarowaną mu przez matkę.
 – No pięknie – mruknął, wypuszczając powoli powietrze.
Płomień pochodni samotnie wiszącej na ścianie zamigotał wesoło, nie biorąc pod uwagę kompletnie odmiennego humoru chłopaka.
 – Gdyby to było takie proste. Powstać z popiołów – powiedział z przekąsem.
Obrócił w palcach biżuterię. Miał wrażenie, jakby rubinowe oczy wyzywały go, mówiły, że nigdy nie będzie w stanie zasłużyć na miłość matki. Matki, która potrafiła oddać mu bezcenną pamiątkę po siostrze, mając nadzieję, że uratuje go mierny kawałek metalu. Draco nie mógł się jednak pozbyć dziwnego uczucia, że ten jednocześnie niezwykły i zwykły przedmiot coś zmieni. A może był aż tak zdesperowany, że chciał mieć coś, w co może uwierzyć, by nie zatonąć w głębokich otchłaniach ciemności?
Młodzieniec rozejrzał się roztargniony, próbując skupić myśli na czymś innym. Jego wzrok padł na stolik stojący niedaleko niego i parę krzeseł. Granger nadal pracowała nad tłumaczeniem rozdziału, który interesował go najbardziej, ale, jak na ironię przystało, to ten fragment przysporzył jej najwięcej problemów. Jak gdyby ktoś specjalnie używał zawiłych słów, by utrudnić ich odszyfrowanie. Już nie wspominając o tajemniczych konsekwencjach, które mogły dosięgnąć go w przyszłości. Mimowolnie prychnął z rozbawieniem. Nigdy nie wierzył w tego typu rzeczy. Nie wierzył, że istnieje coś takiego, jak przeznaczenie, karma czy przepowiednie. Wierzył, że człowiek jest panem swojego życia.
 – Oczywiście, o ile ma się ku temu możliwości – szepnął, czując wewnątrz dziwne rozbawienie. – Nie mogę nic zrobić, nawet jeślibym uciekł, to prawdopodobnie zostałbym znaleziony po miesiącu, jeśli nie wcześniej.
To skierowało jego myśli ku głównemu zadaniu. Musiał zabić Dumbledore'a. Ale jak to zrobić? Próbował już z naszyjnikiem, który nie zdołał nawet przejść przez bramy Hogwartu. A miód pitny nawet nie dotarł do rąk dyrektora! Nie wiedział, co się z nim stało, ale wątpił, by znajdował się nadal gdzieś na półkach w zamku.
W głębi duszy wiedział, że jego plany miały bardzo dużo luk, jednak coś nie pozwalało mu się nad nimi dobrze zastanowić czy przemyśleć. Może to ostatnie cząstki jego zszarganego sumienia? Nastolatek pokręcił głową z rozbawieniem, nieświadomie gładząc palcami żłobienia wyryte w klejnocie. Był po prostu za słaby.

*****



Witam! Na swoje usprawiedliwienie mam to, że dawno nie miałam aż tak zawalonego tygodnia, a następny raczej będzie podobny. Niemniej, pierwszego lutego zaczynam (cudowny) okres ferii zimowych, co oznacza, że będę mieć multum czasu na pisanie! Chociaż nie jestem pewna, jak to wyjdzie, bo mam już kilka rzeczy do zrobienia (projekty, prace i oczywiście nauka). Rozdział krótszy, ale stwierdziłam, że muszę skończyć w tym momencie, żeby zbytnio nie przedłużać (w innym wypadku musiałabym zacząć jakąś nową scenę, która z pewnością zajęłaby mi te parę stron. Zgaduję, że Wy pewnie byście się ucieszyli z tego obrotu spraw, ale chciałam jak najszybciej opublikować nowy rozdział, więc mam nadzieję, że mi to wybaczycie). I pięknie proszę o komentarze! Nawet jeśli nie odpowiem na komentarz, to wiedzcie, że cieszę się z każdego niczym młody pęd rośliny z pierwszych promieni słońca (tak, powróciły moje dziwne porównania! A może to tylko wynik mojego dobrego humoru?). Wiem, wiem, moja gadanina zaczyna przybierać niebezpiecznie duże rozmiary, ale jeszcze tylko jedna sprawa. Moja beta ma równie zarobione dnie, ale kiedy uda się jej ogarnąć wszystkie powtórzenia (moja zmora), trafi do Was coś specjalnego. Pozdrawiam!

17 komentarzy:

  1. Wreszcie jest rozdział!
    Nawet nie pamiętam, kiedy pisałaś ostatni i chociaż wiem, że nie było to dawno temu, to jednak ta przerwa ciągnęła mi się niemiłosiernie! Pewnie nabiłam Ci kolejny tysiąc wyświetleń... :D
    Od razu uprzedzam, że czeka Cię dłuuugi komentarz, więc usiądź wygodnie albo zostaw to sobie na później.
    A więc... Jest Harry! Boże, jak ja go uwielbiam! Od zawsze dziwię się, dlaczego większość fanów książki nie lubi głównego bohatera, nigdy tego nie zrozumiem. Dla mnie on jest najcudowniejszą poatacią, jaką stworzyła Rowling i uwielbiam to, że w Twoim opowiadaniu pojawia się tak często.
    Nie wiem, czy rozdział był krótki, czy taki dynamiczny, ale mam wielki niedosyt - na szczęście pozytywny.
    Może specjalnie, a może podświadomie zrobiłaś fajny kontrast pomiędzy pierwszą wesołą, dynamiczną, gryfońską częścią, a drugą ślizgońską, złowrogą, skupiającą się na opisach i przeżyciach Draco. Zastanawiam się, co Ty tam kombinujesz...
    Na tym powinien się skończyć komentarz, ale odezwała się we mnie natura perfekcjonistki i muszę ją jakoś poskromić, dlatego wytknę Ci parę błędów, które rzuciły mi się w oczy (przepraszam, wiem, że to egoistyczne :D)
    W pierwszym już zdaniu nie powinnaś oddzielać przecinkami słowa ,,chyba"
    ,,Nie wspominając, że teraz wyżywasz się na Merlinie winnym piórze."
    Rozumiem sens zdania, ale ktoś śpiący może się nad tym dłużej zastanawiać ;)
    ,,No chyba że z powodu naszych dzieci, które, obawiam się, że przejmą po nas najgorsze cechy".
    Powinno być:
    ,,No, chyba, że..", ponieważ ,,no" jest wtrąceniem, a przed ,,że" zawsze stawiamy przecinek. (jestem tego tak na 70 % pewna)
    ,,Chłopak wyszczerzył się szeroko, przeczesując swoje krucze kosmyki dłonią"
    Zdanie jest w porządku, ale nie daje mi spokoju to ,,dłonią". Zostało umieszczone na końcu zdania i przez to akcent pada na na to słowo, a nie, ważniejsze w tej sytuacji, włosy. Także dłoń wędruje przed kruczymi kosmykami ;)
    ,,Mimowolnie ciche westchnięcie uciekło spomiędzy jego wąskich, popękanych warg."
    Westchnięcie... mimowolne, nie mimowolnIe. Wierzę, że to literówka.
    ,,Nie mógł zrozumieć, dlaczego ktoś, kogo, odważy się to pomyśleć?, kochał jak brata, którego nigdy nie miał, nagle zniknął z jego życia."
    Coś tu chyba trzeba poprawić. Zamiast ,,ć" wkradł się znak zapytania, a poza tym całe zdanie jest jakieś takie za długie...

    Moja natura została poskromiona już w pierwszym akcie, także więcej błędów nie będzie. Mam nadzieję, że się do nich nie zraziłaś. Wiem, co to pisanie ,,na szybko" i naprawdę dałaś radę. A wspomniane przez Ciebie powtórzenia jakoś się przede mną ukryły ;) Jestem Twoją wielką fanką i żadne bzdety nie zniechęcą mnie do czytania tak cudownej opowieści.
    Mam nadzieję, że jakoś przez to przebrnęłaś. Powinnam raczej pisać rozdział, a nie komentarz, który zapewne będzie od niego dłuższy, ale... :D
    Pozdrawiam, życzę weny, czasu, spokoju i w niedzielę zapraszam na rozdział u mnie :*
    http://profesor-granger-i-huncwoci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że będą błędy. Zawsze przed wstawieniem czytam rozdział po kilka razy, a tutaj jedynie raz przejrzałam tak pobieżnie, bo już naprawdę mi się nie chciało. Mam tylko "ale" to dwóch błędów przedstawionych powyżej. Prawda, po "no" powinien być przecinek, ale przed "że" już nie, ponieważ członów "mimo że", "chyba że" nie rozdziela się przecinkiem. Taka mała dygresja. ;)
      I to ostatnie zdanie, "odważy się to pomyśleć?" - znak zapytania zastosowałam tutaj specjalnie, aczkolwiek może to trochę dziwnie wyglądać. :")
      Dziękuję za tak długi komentarz! I na pewno zajrzę, ale może się zdarzyć, że dopiero w poniedziałek. Wybaczysz? :)

      Usuń
    2. Wybaczę i dzięki za wyjaśnienie, bo właśnie nie byłam tego pewna ;) :*

      Usuń
  2. Świetnie piszesz (wiem, powtarzam się xD) Uwielbiam te twoje opisy.
    Relacje Hermiony i Harry'ego są po prostu cudowne *.* <3
    Czekam na twoje kolejne cudo ;)
    Pozdrawiam i weny ;)
    Lili
    PS: Trochę wstyd wstawiać taki krótki komentarz, zwłaszcza, ze dla porównania mam ten wcześniejszy, który jest wręcz długości rozdziału :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótkie komentarze też są niezwykle motywujące, a nierzadko brakuje nam czasu czy pomysłu na dłuższy komentarz, więc nie ma co się martwić. Dla mnie nie ma większego znaczenia, czy ktoś pisze poematy, czy ktoś pisze tylko kilka słów. Motywuje mnie każdy komentarz i każdy znak, że ktoś czyta moje wypociny. :")

      Usuń
  3. Nie zawiodłam się ,jak zwykle cudowny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział cudowny! Życzę ci dużo weny i niecierpliwie czekam na następny.
    Arya V.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cassie, gratuluję rozdziału. Naprawdę kawał dobrej roboty. Harry i Hermiona... tak właśnie powinna wyglądać ich relacja. Dokładnie tak. Braterska, idealna na swój sposób. Ron w sukience... Nie, nie, nie. Wracam do nauki.
    Ale zanim - cudowny Draco. Kochany. Właśnie takie powinien mieć wątpliwości. Choć by się o to wkurzył, żal mi go. Serio.
    Byle do następnego :)
    eMKa
    milosc-dopadnie-cie-i-tak.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej :)
    Ty zdajesz sobie w ogóle sprawę jaki ten rozdział jest fantastyczny?
    Nie, to ci uświadomię...
    Scena z Harrym i Hermioną... Nie ma to jak szczerzyć się do ekranu. Naprawdę mnie rozbawiłaś :) Po prostu świetnie wykreowałaś Pottera.
    Sprawa druga... Poruszyłaś wątek Harry & Ginny. Lubię tą parę, dlatego całym sercem kibicuję <3
    No i na koniec... Wykreowany przez ciebie Draco, jest tak bardzo książkowy. W końcu widzę tego samotnego, zagubionego chłopaka, który potrzebuje po prostu pomocy.
    ZA to wszystko uwielbiam ciebie i tego bloga <3
    Pozdrawiam i życzę bardzo dużo weny
    Anna-medium

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział. Śmiałam się strasznie jak czytałam rozmowę Hermiony z Harry'm.
    Weny życzę i czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  8. Cassie kobieto! Czuję się tak okropnie, pisząc ten komentarz tak późno, ale błagam Cię. Następnym razem poinformuj mnie o nowym rozdziale, żebym mogła go jak najszybciej przeczytać, rozumiemy się?
    Jak już pisałam pod szóstym rozdziałem, uwielbiam twój styl pisania oraz to, jak kreujesz swoich bohaterów. Sceny między Hermioną a Harrym są takie prawdziwe, że mam wrażenie, jakby naprawdę siedziała razem z nimi. Mimo iż w sumie nie lubię Ginny to mam nadzieję, że jako tako sprawisz, że Wybraniec osiągnie swój cel i zdobędzie Rudą. No i kompletny brak Ron'a w rozdziale wcale mi nie przeszkadzał.
    A co do sceny z Draco i Zabinim. Całkowicie potrafię zrozumieć postawę Malfoya. Trudno jest mu się pogodzić z daną sytuacją o rozmowa o uczuciach oraz o odpowiedzialności, która na nim ciąży nie jest łatwa. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale również znajdzie się jakaś scena między tą dwójką.
    Poza tym, bardzo dobrze oddajesz uczucia Malfoya, a to naprawdę nie udaje się wszystkim. To chyba na razie wszystko :)
    Chciałabym Cię jeszcze zaprosić na nowy rozdział u mnie na blogu, który mam nadzieję, przypadnie ci do gustu :)

    Serdecznie pozdrawiam i całuję ^^

    lodki-listopad-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo podoba mi się tu początek z Harr'ym i Hermioną. Z tekstu niemal emanuje moc ich przyjaźni i to jak silna więź ich łączy. Bardzo lubię czytać o czymś takim.
    Draconowi szczerze współczuję, tym bardziej, że płaci on za błędy ojca. W tym wieku jego zmartwieniem nie powinno być to, jak zabić dyrektora szkoły. Choć chyba w żaden wiek nie jest odpowiedni na coś takiego.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. „Nie wiedziałem, że chcesz mieć ze mną dzieci” — hahaha, idealne. :D
    „Ogniste włosy spięte w wysoki kucyk, który podskakiwał z każdym jej ruchem, mieniły się dziesiątkami odcieni niczym echo niepowstrzymanego żywiołu chwilowo spętanego przez zwykłą klamrę” — Ty, stara, to się miało jakoś wyhamować na szóstym rozdziale. xD
    „dłuższego czasu –przypomniała” — spacja Ci uciekła.
    A, w ogóle wcześniej zapomniałam Ci o tym wspomnieć, bo cośtam cośtam, ale w niektórych rozdziałach używasz pauzy, a w niektórych półpauzy. Warto by to ujednolicić.
    „gdy zaczniesz padać z wyczerpania” — brakuje kropki za końcu zdania.
    „– Touché – przyznał niechętnie” — Harry i takie słownictwo? O.o
    „– Ale i tak nie możesz oderwać od niej wzroku” — serio? Hermiona i takie porady? „Dziewczyna nie ściana, można ją przesunąć”? Jakoś mi to do niej nie pasuje.
    „w tym związku –wytłumaczyła” — brak spacji po myślniku.
    „ Czy oni byli naprawdę tacy ślepi?” — tak! <3
    „bo nie zdążysz. –Popchnęła” — brak spacji.
    „Rozejrzał się, ale jedyne co zobaczył, to przysypiające postaci wśród lśniących złotem ram” — przecinek przed „co”.
    „pelerynę-niewidkę” — w kanonie Polkowski decydował się na zapis peleryna–niewidka (z półpauzą, nie łącznikiem pomiędzy).
    „Nawet ktoś, kto nie był zbyt wielkim fanem Quidditcha” — „quidditch” małą literą
    „Co prawda, wrócił już jakiś czas temu, ale zanim poszedłby do Pokoju Wspólnego Slytherinu, musiał przemyśleć parę spraw, które nawet do tej pory nie chciały opuścić jego głowy” — poszedłby?
    „Przynajmniej teraz był w stanie w jakimś stopniu nad nimi zapanować, bo jednak jego samokontrola w tym wielkim wyścigu szczurów była nadzwyczaj pożądana” — powtórzenie „być”.
    „płynną stal iskrzącą chłodem i obojętnością” — jak się iskrzy chłodem i obojętnością?
    „– Słuchaj, nie wiem, co ci się uroiło w głowie, ale niektórzy mają lepsze rzeczy do roboty, niż słuchanie jakiejś pseudo-psychoanalizy” — „pseudopsychoanalizy” piszemy łącznie. :) http://portalwiedzy.onet.pl/141179,,,,pseudo_pisownia,haslo.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Czarnoskóry stał przez chwilę, obserwując gładką twarz swojego niegdysiejszego przyjaciela” — sposób, w jaki przedstawiłaś tę scenę, wygląda, jakby on sobie wiesz, z sekundy na sekundę nagle stwierdził, że skoro Malfoy nie chce z nim gadać, to oni już nie są przyjaciółmi. Bardzo pochopne zachowanie. No i wiesz, nawet jeśli Blaise od jakiegoś czasu widział, że Malfoy się od niego oddala, to to było tyle? To była ta cała jego walka o przyjaciela? Parę sarkastycznych uwag po jego powrocie?
      „ – Przepraszam, gdybym wiedział... – niedokończone zdanie zawisło pomiędzy nimi” — czy tu opis dialogowy nie powinien być rozpoczęty wielką literą?
      Bardzo podoba mi się ten moment, w którym Malfoyowi pojawia się w głowie myśl, że może lepiej byłoby być Granger. Co prawda w formie pytania bez odpowiedzi, ale ziarnko zostało już zasiane. :D
      Jakoś nie widzę tego, żeby Malfoy tyle gadał do siebie na głos. Kumam, mogłoby mu się cośtam wyrwać, ale wydaje mi się, że to nie jest typ, który pozwoliłby sobie na długą paplaninę do samego siebie.
      Mam wrażenie, że opisy z tego rozdziału dotyczące feniksowej broszki będą miały duże znaczenie dla całego opowiadania i w jakiś sposób zdradzasz nam teraz coś, co będzie ważne później. I że nawet fragment „mając nadzieję, że uratuje go mierny kawałek metalu” jest swego rodzaju żartem, bo to właśnie ten mierny kawałek metalu w jakiś sposób uratuje go przed śmiercią.
      „Próbował już z naszyjnikiem, który nie zdołał nawet przejść przez bramy Hogwartu” — a cóż to za uosobienie naszyjnika?
      „A miód pitny nawet nie dotarł do rąk dyrektora! Nie wiedział, co się z nim stało, ale wątpił, by znajdował się nadal gdzieś na półkach w zamku” — skąd wiedział, że miód nie dostał się Dumbledore’owi, skoro nie wiedział, co się z nim stało? W końcu Albus mógł miód dostać na święta i go nie wypić od razu.
      Bardzo podobają mi się refleksje Dracona z tego rozdziału. Wychodzą Ci bardzo dobrze. O wiele lepiej się czyta Twoje opko, gdy zamiast masy oczek, włosów, lazurowych nieboskłonów i perłowych zębów serwujesz nam blok tekstu nt. refleksji Malfoya. Podoba mi się jego analiza sytuacji, to, jak w pewnym momencie — mimo wszystkich uprzedzeń — zazdrości poniekąd takiej Granger, która nie jest obciążona przymusem bycia śmierciożercą. I te Twoje opisy ciężaru, jaki na nim spoczywa. Najlepsza jest chyba końcówka. :D
      Ciężko mi też nie zwrócić uwagi na to, jak ładnie ciągniesz wątek Hermiona-Ron, jak dobrze rozwijasz przyjaźń między Hermioną i Harrym. Brawo. :)

      Usuń
    2. Ty, stara, to się miało jakoś wyhamować na szóstym rozdziale
      Błąd w obliczeniach. xD Ale widać, że trochę spasowałam, racja? Będzie już tylko lepiej. :D

      A, w ogóle wcześniej zapomniałam Ci o tym wspomnieć, bo cośtam cośtam, ale w niektórych rozdziałach używasz pauzy, a w niektórych półpauzy. Warto by to ujednolicić.
      Wiem, że tak się dzieje, ale ciągle mam coś ciekawszego do roboty, niż poprawić to we wszystkich wcześniejszych rozdziałach. xD Ale się za to wszystko wezmę. Kiedyś to w końcu nadejść musi.

      „– Touché – przyznał niechętnie” — Harry i takie słownictwo?
      Przyznaję, że wtedy szukałam pretekstu, by tego użyć. xD Wiesz, jeżeli Ron ma zostać poetą, to czemu Harry ma odstawać?

      „Dziewczyna nie ściana, można ją przesunąć”
      Ja coś takiego napisałam? xD A co do rady, to Hermiona jednak jest dziewczyną, mimo że nie zachowuje się za dziewczęco. W sumie to jakoś sobie radziła w piątym tomie, kiedy chodziło o Cho.

      „płynną stal iskrzącą chłodem i obojętnością” — jak się iskrzy chłodem i obojętnością?
      Tę umiejętność może posiąść tylko Draco w opku, przykro mi, dla nas, zwykłych śmiertelników, jest to sztuka nie do opanowania. :(

      sposób, w jaki przedstawiłaś tę scenę, wygląda, jakby on sobie wiesz, z sekundy na sekundę nagle stwierdził, że skoro Malfoy nie chce z nim gadać, to oni już nie są przyjaciółmi. Bardzo pochopne zachowanie. No i wiesz, nawet jeśli Blaise od jakiegoś czasu widział, że Malfoy się od niego oddala, to to było tyle? To była ta cała jego walka o przyjaciela?
      Cholera, schrzaniłam tę scenę. Tak troszeczkę. xD Może Blaise uniósł się trochę dumą? Chociaż, jeżeli są przyjaciółmi, dumę powinien schować do kieszeni. Ale mogli nie być idealnymi przyjaciółmi. Jedyne usprawiedliwienie, jakie tutaj znalazłam.

      Jakoś nie widzę tego, żeby Malfoy tyle gadał do siebie na głos
      Głównie chodziło mi o to, żeby ciągłą narrację przełamać jakimś monologiem. xD

      O broszce nie będę nic mówić. No, może tylko zdradzę, że ona nie zniknie i będzie się coraz pojawiać, ale jaką rolę odegra - to pozostanie tajemnicą do końca.

      skąd wiedział, że miód nie dostał się Dumbledore’owi, skoro nie wiedział, co się z nim stało?
      Tutaj mogło przywędrować ogólne zwątpienie w siebie. Mógł odrzucić całkowicie opcję, że jednak mogło mu się powieść i trzeba tylko chwilę poczekać. W sumie to na jego miejscu do takich rzeczy byłabym szczególnie sceptyczna i z góry skreślała coś, czego nie jestem pewna na 100%. Zbyt duża stawka.

      I cieszę się, że opko w końcu nabiera tych lepszych kolorków. Mam nadzieję, że to się będzie utrzymywało do końca. xD Chociaż tak naprawdę nie da się cofnąć w umiejętnościach i doświadczeniu.

      Usuń
    3. Tak, spasowałaś, od rozdziału siódmego widzę więcej opisów, które są sensowne (zwłaszcza podobają mi się te fragmenty, gdzie zaczęłaś używać opisu do zarysowania relacji między bohaterami). :)

      >>„Dziewczyna nie ściana, można ją przesunąć”
      Ja coś takiego napisałam? xD A co do rady, to Hermiona jednak jest dziewczyną, mimo że nie zachowuje się za dziewczęco. W sumie to jakoś sobie radziła w piątym tomie, kiedy chodziło o Cho.
      - Nie, no nie dosłownie! Ale Hermiona prezentuje taką postawę. Ginny ma chłopaka? Nieważne, przecież można go przez przypadek zrzucić z Wieży Astronomicznej i już Weasley będzie wolna! :D Jakoś nie widzę po prostu tego, aby - mimo tego, że Hermiona wie o tym, że Dean Ginny rani - to Hermiona była tą, która sugeruje Harry'emu rozbić związek Ginny.

      Ale mogli nie być idealnymi przyjaciółmi. Jedyne usprawiedliwienie, jakie tutaj znalazłam.
      - Nie no, wiesz, mnie się nie musisz usprawiedliwiać. Chodzi o to, żeby wskazać, jak daną scenę widzę, a jeśli nie tak chciałaś ją przedstawić, jest to sygnał, że na przyszłość trzeba ją jakoś zmienić/poprawić - jak nie w tym opku, to na pewno kiedyś gdzieś w przyszłości mieć ją na uwadze. :)

      Głównie chodziło mi o to, żeby ciągłą narrację przełamać jakimś monologiem. xD
      - Kumam, ale trochę za dużo. Trochę mogło mu się wymsknąć, ale to nie ten typ bohatera, który całe zdania by do siebie gadał na głos.

      Usuń
    4. Hermiona lubi radykalne działania. Chociaż w sumie to nie było takie: "Harry, idź i rozwal ich związek" tylko bardziej: "Harry, poczekaj, aż zerwą, bo widzę, że są razem nieszczęśliwi".

      Wiem, że nie muszę usprawiedliwiać, ale lubię szukać rozwiązania, że to mogło mieć jakiś sens. Takie ćwiczenie dla mózgu: analiza sytuacji i próba dopasowania charakteru pod to - może się kiedyś wykorzysta.

      Usuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)