Rozdział trzeci

Mahoniowe kosmyki włosów rozwiały się wokół rumianej twarzy, kiedy Hermiona okręciła się wokół własnej osi. Spojrzała z błyskiem w miodowych oczach na liczne, drewniane regały uginające się pod naporem potężnych, starych ksiąg. Niczym maleńkie dziecko, które biegnie do zabawek zapakowanych w lśniący, kolorowy papier w świąteczny poranek, Hermiona podbiegła do pierwszego z wielu regałów.
Przymknęła powieki, chłonąc niezwykły czar pomieszczenia. Drobny nos z kilkoma niedoskonałościami zmarszczył się delikatnie, kiedy dotarł do niego upajający zapach starego pergaminu. Szatynka otworzyła powoli oczy i dotknęła opuszkami palców twarde, lekko podniszczone okładki. Miodowe tęczówki patrzyły na zgromadzone dzieła, jakby były bóstwami, które zechciały ukazać swe oblicze zwykłym śmiertelnikom. 
Granger, to są tylko książki. 
Hermiona spojrzała nieprzytomnie na stojącego w rogu obserwatorium blondyna. Draco opierał się o ścianę, patrząc na nią z politowaniem, wymalowanym na twarzy. Po chwili dotarł do niej sens słów Malfoya. Hermiona wciągnęła gwałtownie powietrze, otwierając nieświadomie usta. 
Granger?
Tylko książki...? – zapytała Hermiona szeptem, nie wierząc własnym uszom. – Możliwe, że odkryliśmy niepowtarzalną skarbnicę wiedzy! Te książki mają przynajmniej po kilka stuleci, a niektóre mogą być nawet z czasów założycieli! Potrafisz sobie wyobrazić, co by się stało, gdybyśmy znaleźli zaginione dzieła samej Roweny Ravenclaw?! Nikt nigdy ich nie odnalazł, a jedynie wzmianki o nich doty...
Granger! – krzyknął Draco, przerywając dziewczynie w pół słowa. Nagle dotarło do niego, co zrobił. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie był ciekawy treści tych ksiąg. Może niektóre z nich świadczyły o czymś, co jest naprawdę przydatne, ale... Nie z Granger. Była zbyt idiotycznie zakochana w książkach, by podejść do tego racjonalnie. Chociaż był pewien, że potrafiłaby przekopać się pod stosami tysiąca pergaminów i wydobyć z nich najpotrzebniejsze informacje, to... to była Granger. Szlamowata Królowa Kujonów. Zwyciężczyni nagrody „Najbardziej Wkurzającej Dziewczyny, Która Kiedykolwiek Przestąpiła Próg Hogwartu”. Gryfonka i przyjaciółka Pottera, który był znany z tego, że przeżył. To nie mogło się dobrze skończyć.
Dobra – powiedziała Hermiona, wzdychając ciężko. Potarła dłonią kark, czując się trochę niezręcznie. – Wiem, że... mam maleńkiego bzika na punkcie książek... – zignorowała ciche prychnięcie blondyna. – Ale zrozum, że to nie są zwykłe książki. Komuś musiało naprawdę zależeć, żeby je schować przed innymi.
Ale my się tu dostaliśmy.
Ale my wiedzieliśmy czego szukać. – Hermiona uśmiechnęła się delikatnie. – Wiem, że to trochę dziwne. Jesteśmy z dwóch różnych światów. Ale... czy możemy za drzwiami zostawić naszą tożsamość, poglądy, przynależność i jako dwójka anonimowych ludzi, których łączy jedynie wspólny cel odkrycia prawdy, razem pracować?
Granger... To się nie uda. Pamiętasz, że my się nienawidzimy?
Nie mówię, że mamy się spotykać, możemy ustalić... – Hermiona zastanowiła się przez moment. – Z braku lepszego słowa powiem „dyżury” i wtedy dowiemy się, dlaczego ktoś tak skrzętnie ukrył obserwatorium i dlaczego nie używamy go zamiast Wieży Astronomicznej, a jednocześnie nie będziemy się widywać więcej niż to konieczne.
Cholerna Panna Doskonała – mruknął Draco, nie widząc żadnych wad ani nieścisłości w propozycji dziewczyny.
Słucham? – zapytała Hermiono, czując poszerzający się uśmiech na jej twarzy. Wiedziała! Po prostu wiedziała, że nawet on nie będzie potrafił się oprzeć wzywaniu Matki Mądrości!
Będę tego żałował, ale tak, zgadzam się. 
Nie będziesz żałował. Nic nie może pójść źle, o ile zachowamy ostrożność. W innym przypadku będziemy skończeni – stwierdziła Hermiona, nie wiedząc, ile prawdy było w jej słowach.
Draco przełknął ślinę z trudnością. ‘Tak’, pomyślał, ‘Będziemy skończeni’. 

*****

Złociste płomienie tańczyły wesoło na zwęglonych kawałkach drewna w kominku. Jasna łuna ognia rzucała rozigrane cienie na brązowe ściany Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Na bordowej kanapie, kolorem przypominającej czereśnie, pławiące się w świetle letniego słońca, siedział niezbyt wysoki chłopiec. Jego kruczoczarne włosy były potargane niczym po zejściu z miotły w wietrzny dzień, a cienkie usta rozciągały się w subtelny uśmiech, tworząc charakterystyczne dołeczki w kościstych policzkach bruneta. Szmaragdowe oczy były skierowane w stronę książki, ale zdawały się nie rozpoznawać liter, migoczących na pożółkłych stronicach. 
Cześć, stary! – Ron klepnął Harry'ego w plecy, siadając ciężko koło niego na kanapie. Brunet spojrzał na niego z widocznym rozkojarzeniem w tych przepięknych tęczówkach. Nuta strachu pojawiła się w nich na moment, ale szybko zniknęła, ustępując miejsca iskierkom radości.
Dawno się nie widzieliśmy, co? – zapytał sucho Harry, starając się powstrzymać przed mocnym uściskaniem rudzielca.
Przepraszam, ale... ostatnio nie miałem za dużo czasu – powiedział Ron, uśmiechając się z zażenowaniem, unikając przewiercających na wylot zielonych tęczówek.
Czy ty ją kochasz? – Nagłe pytanie Harry'ego wstrząsnęło rudzielcem. Spojrzał na niego szeroko otwartymi oczyma. 
C – co?
Czy kochasz Lavender? Tak naprawdę – dodał brunet, widząc, jak Ron zaczyna kiwać głową, ale jakoś bez przekonania. – Odpowiedz: czy ty ją kochasz?
Harry... – zaczął bezsilnie Ron. – To nie jest łatwe, rozmawiać o swoich uczuciach i...
Dziękuję... – przerwał mu Harry, uśmiechając się z ulgą. – Nic nie mówiąc, dałeś mi jedyną prawidłową odpowiedź. – Brunet powrócił do książki, tym razem uważnie śledząc tekst oczami.
Ron spojrzał na niego. Co to, u licha, było? Przecież kochał Lavender. Co prawda nie czuł niczego szczególnego, całując ją, ale...
Może ktoś wyolbrzymił mit o pocałunkach z fajerwerkami, a inni, żeby nie posądzono ich, że nie spotkali „prawdziwej” miłości, przyznali temu komuś rację?
Ron pokręcił delikatnie głową, odpędzając się od mało prawdopodobnych scenariuszy. Westchnął ciężko i przeczesał palcami ogniste włosy. Musiał przyznać, że Lavender nie brakowało urody. Była wysoką, szczupłą dziewczyną z jasnymi włosami, układającymi się w lśniące fale, opadającymi swobodnie na ramiona. Miała niezwykłe oczy o niespotykanej barwie niczym ciche, spokojne morze o wschodzie słońca. Pulchne policzki dodawały jej jedynie uroku, zwłaszcza w szerokim uśmiechu na cienkich, pudrowych wargach, ukazując białe, proste zęby. Delikatnie zadarty nos sprawiał, że wyglądała bardziej dziewczęco i urzekająco niż chłodna Dafne Greengrass ze swoją arystokratyczną urodą. Jej śmiech brzmiał jak tysiące dzwoneczków, a melodyjny głos przyciągał go tak samo, jak najsłodszy nektar najpiękniejszego z kwiatów przyciągał maleńkie pszczoły, ale... Ron czuł, że czegoś brakuje. Jeżeli chciał być szczery, to nie potrafił z nią rozmawiać. Za każdym razem zapadała ta nieprzyjemna cisza po wymienieniu zaledwie paru zdań. Jeszcze na początku starał się ją poznać, ale później...
Lavender zdawała się nie interesować niczym poza plotkami, chociaż Ron był naprawdę gotów poszerzyć swój krąg zainteresowań. Do cholery jasnej! Był nawet gotów ograniczyć Quidditch do minimum...!
Nagle Ron zrozumiał, czując dziwną wolność rozprzestrzeniającą się w jego sercu.
Nie kochał Lavender Brown.

*****

Gratuluję, panno Granger, Wybitny. – Usta profesor Sinistry rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, kiedy położyła sprawdzony pergamin na ławce dziewczyny. – Nie spodziewałam się, że ktokolwiek znajdzie aż tak szczegółowe informacje na ten temat. A kiedy przeczytałam twoje przemyślenia o teorii samego Alberta, tego średniowiecznego filozofa... – Profesor westchnęła cicho z podziwem. – Zastanów się poważnie nad swoją przyszłą karierą. Mogłabyś zrobić prawdziwą furorę, a jestem pewna, że uczelnie wyższe walczyłyby o ciebie do ostatniej kropli krwi.
Dziękuję, pani profesor, ale nie jestem aż tak uzdolniona...
Bzdura! Masz prawdziwy talent! Nie zmarnuj go. – Profesor Sinistra mrugnęła do Hermiony, po czym podeszła do kolejnego ucznia.
Gryfonka spojrzała na swoją pracę, skupiając wzrok na wielkiej literze „W” u góry pergaminu. Poczuła rozlewające się ciepło na swoich policzkach. Gdyby miała być szczera, to większość tych przemyśleń należała do mało znanej autorki książek, Anny Sergiejownej. Ta rosyjska uczona miała bardzo ciekawe argumenty przeczące teoriom Alberta, z którymi Hermiona po prostu musiała się zgodzić. ‘I dzięki temu pani profesor uznała, że jestem jakoś niezwykle utalentowana w astronomii’ pomyślała zawstydzona, chowając pergamin do torby.
Kiedy zadzwoniły dzwony, Hermiona zerwała się i jako jedna z pierwszych wyszła z pracowni, nie chcąc zostać zatrzymaną przez nauczycielkę. Następnym razem musiała bardziej uważać, korzystając z tamtych książek. W innym przypadku nie dałaby rady przekonać profesor Sinistry, że nie nadawała się, by dalej studiować astronomię. 
Szatynka szybko zbiegła po schodach i weszła do Wielkiej Sali. Nie było tam za wiele uczniów. Zapewne nauczyciele dopiero wypuszczali większość z sal lekcyjnych. Hermiona usiadła na jednym z wielu wolnych miejsc przy stole Gryffindoru. Sięgnęła po dzbanek z dyniowym sokiem, jednocześnie rozglądając się w poszukiwaniu jakichś znajomych twarzy. Kilka metrów dalej siedział samotnie wysoki, grubszy chłopak. Jego tusza dodawała mu jedynie uroku i sprawiała, że wyglądał o wiele bardziej przyjacielsko niż ktokolwiek inny. Miał jasnobrązowe włosy, które opadały na jego wysokie czoło, przysłaniając ciemne oczy koloru roztopionej czekolady. Delikatny uśmiech widniał na jego cienkich ustach, kiedy czytał jakąś książkę, nie zwracając uwagi na coraz głośniejszy gwar w Wielkiej Sali. Hermiona chwyciła kubek i podeszła do niego, siadając naprzeciwko. Chłopak podniósł głowę z zaskoczeniem w oczach, by zaraz pojawił się tam błysk radości. 
Cześć, Hermiono.
Cześć, Neville. Dawno się nie widzieliśmy. – Hermiona uśmiechnęła się, upijając łyk napoju. – Co u ciebie słychać?
Nie jest tak źle. Na całe szczęście nie chodzę już na eliksiry. – Neville roześmiał cicho. – A u ciebie?
Byłam przed chwilą na teoretycznej astronomii. A wieczorem czeka mnie praktyka. – Hermiona skrzywiła się delikatnie.
W taki mróz? Profesor Sinistra nie ma już w ogóle serca?
Pewnie by je miała, ale dzisiaj ma ukazać się rzadka kometa, która jest widoczna jedynie raz na trzy lata.
Współczuję. A co u Harry'ego i... – Neville zawahał się, widząc przebłysk bólu na twarzy Hermiony. 
Wszystko po staremu – mruknęła bez przekonania dziewczyna, wpatrując się w delikatne, złociste fale rozbijające się o bieliste brzegi kubka. 
Hermiona... – zaczął Neville, przymykając książkę od zielarstwa. Spojrzał na swoją przyjaciółkę i poczuł maleńkie ukłucie smutku. Nie tak powinno być. Nawet on zauważył ukradkowe spojrzenia pomiędzy tą dwójką niezwykle upartych i dumnych Gryfonów. Sądził, że prędzej czy później zejdą się, ale teraz... Neville przełknął z trudem ślinę, czując, że nagle zaschło mu w gardle. Spuścił wzrok, by po chwili zacisnąć zęby i podnieść swoje czekoladowe tęczówki na markotną dziewczynę. Był przecież Gryfonem, a oni są odważni. Z reguły. – Przestań o nim myśleć. To jego strata, a ty powinnaś się cieszyć. Jeżeli nie zauważył jak cudowną dziewczyną jesteś, to może i lepiej, bo widocznie nie zasługuje na ciebie. Jesteś bardzo ładną dziewczyną, już nie mówiąc, że najmądrzejszą jaką znam i nie ma zaklęcia, którego byś nie umiała rzucić – skończył, a jego policzki pokrył delikatny rumieniec. 
Hermiona uśmiechnęła się mimowolnie. Nawet sobie nie uświadamiała, ilu ludzi było gotowych ją wesprzeć. Spojrzała na Neville, który zarumienił się jeszcze bardziej, widząc ogrom wdzięczności i ciepła w tych miodowych oczach. 
Dziękuję, Neville. Jesteś cudownym przyjacielem.
A – ale, j – ja... – wyjąkał, spuszczając głowę i patrząc się uważnie na swoje zgrubiałe palce splecione w dziwny wzór. 
Mówię poważnie, Neville. Jesteś chłopakiem, o którym marzy każda dziewczyna i uwierz w to w końcu, na miłość Merlina! – krzyknęła Hermiona, wymachując gwałtownie rękoma niczym rozhisteryzowana kobieta kłócąca się o swoje racje. Na ten widok z ust Neville'a wyrwał się cichy chichot, który po chwili przerodził się w głośny śmiech. – Czy już nikt mnie rozumie?
Hermiona odwróciła się z bardzo poważnym wyrazem twarzy. Jedynie lewy kącik ust drgał jej prawie niezauważalnie. Ginny omiotła spojrzeniem trzęsącą się sylwetkę szatyna i dziwną mimikę przyjaciółki. Nieświadomie zamrugała szybko powiekami, jakby miała nadzieję, że to był tylko wytwór nieokiełznanej wyobraźni, której granice nie istniały. 
Mój problem chyba może poczekać – powiedziała powoli Ginny, próbując zrozumieć sytuację. Dawno nie słyszała tak szczerego śmiechu, a już w ogóle nie pamiętała, by jego sprawczynią była Hermiona. Chociaż wyglądało to dla niej niezwykle nierealnie, to chciała zatrzymać mocno ten obraz w swoich drobnych pięściach pamięci, ściskając go z całych sił, nie przejmując się mozolnie spływającymi po wzgórzach palców kroplami krwi rozrzedzonych słonym potem.
Coś się stało? – spytała Hermiona z troską, a jej komiczna powaga ustąpiła miejsca zmartwieniu.
Ginny przyjrzała się twarzy szatynki i z niepokojem zaobserwowała niewielkie, ale jednak zmiany. Mimo subtelnie zaróżowionych policzków Hermiona wyglądała bardzo blado, nie wspominając o delikatnych cieniach pod miodowymi oczami. Jej malinowe usta szpeciły metaliczne krople koloru dojrzałej wiśni. Ginny nienawidziła momentów, kiedy jej przyjaciółka przygryzała wargę, dopóki miedź nie rozpłynęła się na jej języku. Zawsze tak robiła, chcąc uspokoić i co najważniejsze, ukryć swoje szalejące emocje przed wścibskim wzrokiem innych. Rudowłosa miała ogromną nadzieję, że ten dziwny blask w oczach Hermiony nie miał ani grama cierpienia, które tak często widziała, kiedy spoglądała na swoje odbicie w lustrze. Ginny znała ten tępy ból w sercu, ale nauczyła się już z nim żyć. Nie chciała, by Hermiona przeżywała to samo co ona każdej samotnej nocy pełnej mroku i strachu. Nie chciała, by słoneczne, ciepłe poranki szatynki nie różniły się niczym od tych przepełnionych łzami nieba.
Nie, nic... Po prostu Dean przestaje być idealnym chłopakiem.
Hermiona popatrzyła na nią pytająco. Ginny uśmiechnęła z trudem w odpowiedzi i z westchnieniem opadła na dębową ławkę. Sięgnęła po niewielkie jabłko z półmiska i spojrzała na idealnie wypolerowany owoc. Czerwone plamy starały się zawładnąć nad całą powierzchnią skórki. Chociaż jego wygrana była przesądzona, zieleń nie ulegała ani na jeden moment. Złociste promienie odbijały się, kreśląc granicę pomiędzy nimi, którą rubin powoli zwycięsko przekraczał. Ginny odgryzła kawałek jabłka, przerywając batalię barw. To jej perłowe zęby wygrały. 
Cześć, Ginny – wtrącił się Neville, uśmiechając się nieśmiało.
Taa, dzień dobry – mruknęła obojętnie rudowłosa, patrząc na resztkę owocu.
To może ja już pójdę – powiedział po chwili ciszy chłopak, wstając gwałtownie i wychodząc z Wielkiej Sali.
Byłaś nieuprzejma.
Hermiona, życie mnie przytłoczyło, a ty mi zawracasz głowę uprzejmością? – zapytała żałośnie Ginny, odrzucając ogryzek. Ukryła głowę w ramionach, sprawiając, że kurtyna włosów wyglądających niczym długie języki ognia rozsunęła się.
Powiesz w końcu, co się stało? – Pytanie Hermiony okraszone było dużą ilością rozbawienia.
Dean zrobił mi straszną kłótnię o to, że zobaczył mnie siedzącą na kanapie w Pokoju Wspólnym razem z Harrym – wymamrotała Ginny, nie podnosząc głowy. 
A miał powody do zazdrości? – zapytała Hermiona, uśmiechając się, jakby doskonale o wszystkim wiedziała. Mimo zasłony ognistych włosów szatynka zauważyła, że uszy przyjaciółki nagle się zaczerwieniły. Hermiona trąciła ją delikatnie łokciem, powstrzymując się od śmiechu. – Ginny?
Nie słyszałaś o czymś takim, jak „ciekawość to pierwszy stopień do piekła”?
Nie wywiniesz się tym razem – powiedziała bezlitośnie Hermiona.
Dobra – warknęła Ginny, podnosząc gwałtownie głowę, ukazując wściekle czerwoną twarz. W orzechowych oczach krył się niewielki błysk smutku i rozczarowania, który pozostał niezauważony przez szatynkę. – Myślałam, że mnie zrozumiesz, ale oczywiście Hermiona Granger musi wiedzieć wszystko! A więc tak, położyłam tą durną dłoń na jego kolanie. I co z tego, że zrobiłam to tylko dlatego, by się podeprzeć, a że siedział po mojej prawej, a ja niestety jestem praworęczna, to go dotknęłam! Co z tego, że nie mogłam złapać oddechu! Byłoby o wiele lepiej, gdybym upadła na podłogę!
Lepiej? – zapytała po chwili Hermiona. Zdawała się w ogóle nie przejmować wybuchem Ginny.
Jesteś okropna, ale tak, lepiej – burknęła młodsza Gryfonka. Spojrzała na przyjaciółkę, która ze spokojem widocznym na pociągłej twarzy obserwowała ją. Ginny nieświadomie zagryzła wargę, nagle czując zażenowanie. Zagarnęła płomienne włosy za uszy i zaczęła: – Przepraszam. Jestem ostatnio...
Tylko ostatnio? – wtrąciła niewinnie Hermiona.
Dasz mi skończyć? Dziękuję. Prawda, mam wybuchowy charakter, ale ostatnio jestem trochę rozstrojona psychicznie i... po prostu...
Nad ich głowami rozległ się znajomy głos, który sprawił, że Ginny natychmiast zamilkła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. 
Pokłóciłaś się z Deanem?
Od dawna tu stoisz? – zapytała Hermiona, ale została całkowicie zignorowana. Przewróciła oczami, ale na jej ustach rozkwitł mimowolnie szeroki uśmiech, kiedy obserwowała, jak Ginny próbuje się nie rumienić przy każdym kolejnym wypowiedzianym słowie, a Harry stara się unikać jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. – To może ja już pójdę – powiedziała Hermiona z rozbawieniem w głosie, zawieszając torbę z książkami na swoje ramię. Westchnęła cicho i wyszła z Wielkiej Sali, wiedząc, że nie doczeka się odpowiedzi.
...ale nic ci nie jest?
Przecież to nie nasza pierwsza kłótnia, nie musisz się aż tak o mnie martwić. – Ginny nie mogła powstrzymać uśmiechu. Mimo że nie miała nadziei na jakieś większe relacje pomiędzy nią a Harrym, to uważała się za niezłą szczęściarę. Czuła, że właśnie tego jej brakowało. Co prawda Hermiona była jej przyjaciółką, ale miała tyle obowiązków, nauki i Merlin wiedział czego jeszcze, że po prostu nie miały czasu, aby się spotykać po kilka razy dziennie. I tak fakt, że widziały się każdego dnia chociaż na te parę minut, zakrawał o cud.
To dobrze. – Harry westchnął z ulgą. – Nie chciałbym, żebyś przeze mnie źle się czuła. Jesteś moją przyjaciółką – dodał, przełykając ciężko ślinę, gratulując sobie w duchu, że nie zabrzmiało to w żadnym stopniu nienaturalnie. Nie wiedział, że tym jednym słowem wyżłobił jeszcze większą dziurę w zakrwawionym sercu dziewczyny. Ta jednak uśmiechnęła się delikatnie, zręcznie ukrywając się pod doskonałą maską.
Ginny nigdy nie podejrzewała się o aż takie umiejętności aktorskie. Chociaż często żałowała, że potrafi oszukać wszystkich oprócz siebie. Czasem chciała, żeby emocje nią zawładnęły i każdy mógł zobaczyć „prawdziwą Ginny”, a nie tą marionetkę, która bała się zerwać słabe, naderwane już więzy, udając, że wszystko było w jak najlepszym porządku.
Czekaj... – wymamrotała Ginny, nagle sobie coś uświadamiając. Rozejrzała się, ale nigdzie nie widziała burzy nieokiełznanych, brązowych włosów. – Gdzie Hermiona?
Hermiona tu była? Nie widziałem jej. – Harry wzruszył ramionami, sięgając po kubek z dyniowym sokiem i upijając z niego łyk napoju.
Przecież siedziała koło mnie.
Widocznie twoje żywe włosy skutecznie odwróciły moją uwagę od ciemnych loków Hermiony, Marchewko. – Harry wyszczerzył się, widząc zmrużone oczy Ginny,
Uważaj, Potter. To że jesteś Wybrańcem, nie znaczy, że nie możesz umrzeć, a uwierz mi, mogę ci zafundować darmową sesję tortur przed twoim końcem.
Auć – syknął Harry, nagle blednąc, kiedy zobaczył ten przerażający błysk w orzechowych oczach.
Muszę już iść, Złoty Chłopcze. Do zobaczenia później – dodała Ginny, uśmiechając się z widoczną nutką sadyzmu.
Harry spojrzał na nią z lekkim wahaniem.
A to „później” mam nadzieję, że nie zawiera żadnych bolesnych przeżyć?
Złapię cię w Pokoju Wspólnym – było jedynym, co powiedziała.

*****

Dotrzymuję obietnicy. – Dziewczęcy głos rozległ się za plecami Harry'ego. Było już po ciszy nocnej, więc w Pokoju Wspólnym nie było żadnych osób oprócz tej dwójki Gryfonów. Ginny usiadła na przetartym dywanie w kolorze wina, rozkładając nogi w kierunku wesoło trzaskającego ognia. Harry opierał się o brzeg kanapy, podkulając stopy pod siebie. W dłoniach trzymał czarny podręcznik od eliksirów.
Gdzie ty byłaś o takiej porze? 
Tu i tam – odpowiedziała Ginny z lekkim uśmiechem na rubinowych ustach.
Zapadła cisza, ale była ona przyjemna, bez żadnego napięcia. Po chwili Ginny spojrzała na Harry'ego. Poczuła, jak jej serce pęcznieje od tych wszystkich uczuć, które od razu się obudziły, widząc szczupłą sylwetkę chłopaka. Dla niej był idealny. Proste, niezbyt długie włosy wyglądały niczym delikatne, nastroszone pióra kruka, kiedy zawiał mroźniejszy wiatr. W jego oczach odbijał się blask ognia płonącego w kominku, sprawiając, że kolor tęczówek zajaśniał, dorównując barwą źdźbłom soczystej trawy wznoszącej się w stronę wiosennego słońca. Skaczące płomienie rzucały cienie na jego nieskazitelną twarz, a na kąciki ust unosiły się delikatnie ku górze. Ginny nie widziała już zbyt kościstych obojczyków czy krzaczastych brwi. Wszelkie niedoskonałości blakły w ogromie miłości dziewczyny. Dla niej mógłby nie mieć zębów, włosów lub ważyć więcej niż powinien, a ona i tak by widziała tego przystojnego bruneta, który w końcu zaczął ją inaczej postrzegać. 
Harry starał się skupić na drobnych zapiskach Księcia Półkrwi, ale jego wzrok mimowolnie kierował się na drobne ciało Ginny, grzejące się przy murowanym kominku. Złocistopomarańczowe języki przebijały się przez ogniste kosmyki włosów dziewczyny. Jej blada cera poznaczona była przez maleńkie piegi, które zdawały się być jej największym atutem. Białe, proste zęby błyszczały przy każdym uśmiechu, nawet tym najmniejszym, na który kolana Harry'ego uginały się bez jego woli. Brunet przełknął ciężko ślinę, zaciskając mocno powieki. Nie mógł myśleć o Ginny. To siostra Rona, która w dodatku miała chłopaka. Był słaby i nie wierzył, by był zdolny żyć bez niej. A miał pewność, że Ginny odsunie się od niego, kiedy dowie się o jego „niesiostrzanych” uczuciach. Nie wspominając, że Ron by się na nim zawiódł. Miał w końcu chronić rudowłosą jak starszy brat. Harry był gotów zakopać swoje serce pod grubą warstwą ziemi, byle nikt nigdy się nie dowiedział o jego uczuciach. 
Harry?
Hmm...? – mruknął brunet, nie odrywając wzroku od książki. Był dumny ze swojej maski uczuć.
Dobrze, że jesteś.
Te, zdawałoby się, zwykłe słowa sprawiły, że coś się wyrwało w sercu Harry'ego, jakby jakiś potwór, który po latach więzienia w końcu zerwał stalowe kajdany. Harry wciągnął gwałtownie powietrze i spojrzał na Ginny. Ta ze spokojem oglądała zwęglone kawałki drewna otulone żarem płomieni, przyciągając do piersi kolana i opierając o nie podbródek. Orzechowe oczy wydawały się być całkowicie zahipnotyzowane, nie zwracając uwagi na oszołomionego chłopaka.
Harry poczuł, jak na jego usta wpłynął szeroki uśmiech, a w szmaragdowych oczach zakwitło szczęście. Harry nie przejmował się, że był żałosny. Jeżeli to oznaczało, że mógł słyszeć ten delikatnie zachrypnięty głos, to był gotów zabić. ‘Nawet Voldemorta’, pomyślał, nagle poważniejąc. Po beztroskim uśmiechu nie został nawet najmniejszy ślad, przekształcając się w determinację. ‘Wypełnię przepowiednię i wygram, choćbym miał zawrzeć pakt z diabłem’, dodał, zaciskając palce na twardej okładce książki. ‘Muszę wygrać. Dla niej’. 

*****

Luty przyniósł ze sobą potężne chmury, które nie oszczędzały na dryfującym w podmuchach powietrza, lodowatym puchu. Świat, nie tylko czarodziejski, został zasypany przez ogromne góry śniegu. Mimo że krajobrazy były nieziemskie, wręcz nierealistyczne, jakby wyszły spod ręki samego Boga, który pociągnięciami pędzla nakładał kolejne jasne barwy na drzewa, doliny i miasteczka, to bezlitośnie spadająca temperatura uniemożliwiała podziwianie tych jakże niezwykłych dzieł. Kiedy słońce z ogromnym wysiłkiem uwalniało się spod kajdan chmur, wszystko zaczynało iskrzyć tysiącem kolorów, upiększając już i tak niesamowite widoki. Hermiona stała na korytarzu w jednym z wielu filarów, podziwiając naturę za oknem. Szorstkie od chłodu dłonie pocierały ramiona, chcąc dla siebie chociaż odrobinę ciepła. Bieliste obłoczki raz po raz wydobywały się spomiędzy warg dziewczyny, lecz ona była zbyt zauroczona widokiem, by to zauważyć. Jej myśli pędziły niczym dopiero co uwolnione orły zmierzające ku krańcom świata. Słaby ogień płonący na jednej z pochodni wyglądał, jakby za sprawą większego podmuchu wiatru miał zgasnąć, zabierając ze sobą te i tak już niewielkie pokłady ciepła w zamku. 
Hermiona drgnęła zaskoczona, kiedy usłyszała echo zbliżających się kroków. Odwróciła się, by stanąć twarzą w twarz z profesorem Dumbledore'em. Jego błękitne oczy zalśniły dziwnym blaskiem. 
Dzień dobry, panie profesorze.
Dzień dobry, panno Granger – odpowiedział dyrektor z uśmiechem kryjącym się za białą brodą. – Widzę, że nie tylko ja doceniam niezwykłość tej pory roku. – Hermiona zarumieniła się delikatnie pod ostrzałem przeszywającego spojrzenia profesora. – Niestety większość ludzi twierdzi, że zima jest okropna, nie warta nawet najmniejszej uwagi. Wszyscy widzą tylko błoto, mróz i przemakające buty. – W błękitnych oczach zaiskrzyło rozbawienie. – Ale gdyby się tak zastanowić, to błoto powstaje przez zanieczyszczenia powstałe przez człowieka, a przemakające buty są sprawką złych szewców. Tak naprawdę jedynie mróz jest naturalną wadą zimy.
Przepraszam, że przerywam, panie profesorze, ale do czego pan dąży? – zapytała skonsternowana Hermiona, próbując zrozumieć tok myślenia dyrektora Hogwartu. 
Mróz jest jednym z uroków zimy, który wbrew pozorom jest najważniejszy. To on podtrzymuje całe to piękno, bez niego nie byłoby zimy. Chłód trzyma w ryzach śnieg, szron, gołoledź i wszystkie inne niezwykłe dzieła natury. Bez chłodu ta pora roku nie różniłaby się niczym od pozostałych.
Nie rozumiem, panie profesorze – wymamrotała Hermiona, kręcąc delikatnie głową. – Czy pana wypowiedź to jakaś metafora?
Wierzę, że pani sama do tego dojdzie, panno Granger – powiedział tajemniczo profesor Dumbledore i, zanim Hermiona zdążyła to zarejestrować, zniknął za rogiem korytarza.
Gryfonka rozejrzała się wokoło, naiwnie wierząc, że odpowiedź na dziwne zachowanie dyrektora pokaże się na jednej ze ścian zamku.
Jeżeli na koniec tego roku szkolnego będę w pełni zdrowia psychicznego, to zacznę się ubiegać o Order Merlina – parsknęła Hermiona. – To jest nienormalne! – krzyknęła, łapiąc się za głowę. A jej śmiech rozbrzmiewał echem po opustoszałych korytarzach Hogwartu. 

*****

Witam ponownie! Mam mieszane uczucia w związku z tym rozdziałem. Mimo że pisało mi się go w miarę dobrze, to jakby... czegoś brakowało (albo po prostu cierpię na nieuleczalny perfekcjonizm i nigdy mi nic nie będzie do końca pasować). Pod wcześniejszym rozdziałem niektórzy zaniepokoili się, że akcja za szybko podąża w przód. W sumie trochę się zdziwiłam, ale inaczej tego po prostu nie widzę. A! I te „błękitne oczy” to oczy Dumbledore'a, chociaż po przeczytaniu komentarzy miałam nawet pomysł na zmienienie trochę koncepcji opowiadania, ale stwierdziłam, że nie będę bardziej mieszać. Mam nadzieję, że powyższy rozdział spodobał się Wam i macie ochotę na każdy kolejny. I dziękuję wszystkim za komentarze! Bóg mi świadkiem, że cieszę się z nich jak małe dziecko na widok cukierka. Dlatego ponawiam prośbę o komentarze. I nie krępujcie się, i krytykujcie, jeżeli coś Wam nie pasuje, bo jednak jestem początkującym pisarzem – amatorem i bez tego będę popełniać jakieś błędy (może i drobne, ale jednak). Życzę wszystkim miłego weekendu! :)

20 komentarzy:

  1. Nigdy nie powiedziałabym, że nie jesteś zawodową pisarką z noblem na koncie! Dziewczyno, to było po prostu coś fantastycznego :) Przyjechałam dzisiaj styrana do domu i nie miałam na nic ochoty, kiedy patrzę, że napisałaś nowy rozdział. Jak to się mówi? "Zadzieram kiecę i lecę do czytania!" W ciągu pięciu minut na moich ustach pojawił się taki uśmiech, że prawie zabrakło mi nań twarzy ;)
    To zdanie kieruję wprost do Harry'ego i Ginny: Co wy, przepraszam was bardzo, odwalacie?! Ani żadne się nie przyzna, ani nic, ale po co... Nie Normalna będzie miała podniesione ciśnienie, ale co tam...
    Albusa Dumbledore'a najbardziej właśnie lubię w wersji takiego lekko kopniętego staruszka :D Szpiegującego przypadkowych uczniów na korytarzach i sypiącego mądrościami w poszczególne osoby.
    Jedynym moim zastrzeżeniem jest to, że niezbyt dużo było w tym rozdziale dramione, ale cóż, musi być też czas na jakąś inną akcję :)

    Bardzo przepraszam, że tak się rozpisałam, ale musiałam jakoś oddać te emocje. Na następny raz się poprawię, słowo harcerza!( którym tak by the way nie jestem XD)

    NN

    http://maby-i-will-see-you-again.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani mi się waż! Takie długie komentarze są najlepsze! <3

      Usuń
  2. Szczerze mówiąc to nawet gdybym chciała to nie mam się do czego przyczepić ;)
    Może znajdą się inni, którzy wychwycą najmniejszy błąd, ale ja do takich osób nie należę.
    Masz prześliczne słownictwo, w którym się po prostu zakochałam! Twoje opisy są cudowne, po prostu nieziemskie. Wspaniale opisujesz te wszystkie najmniejsze ruchy, kolory i masz perfekcyjne porównania. Brak mi po prostu słów!
    Zakochałam się w tym opowiadaniu. . Nigdy nie natknęłam się na tak wspaniałego bloga jak Twój. Nie tylko pod względem oryginalnej fabuły ale też Twojego cudnego sposobu pisania.
    Czekam na następny, na pewno także wspaniały rozdział ♥

    http://kwiatypokrytepopiolem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham, po prostu Cię kocham! Wspaniale opisujesz postaci. Hermiona WRESZCIE nie zachowuje się jak chamska, pyskliwa Ślizgonka, a Draco nie zmienia się w przylizanego Puchona. Zwracasz uwagę na ważne detale, których nikt teraz nie wykorzystuje i uwydatniasz ważne cechy charakteru bohaterów (jak obsesja Granger na punkcie książek albo ,,dziwność" Dumbledore'a). Tak mocno trzymasz się kanonu, jakbyś była następczynią Rowling! Tutaj czuję prawie taką atmosferę, jak przy czytaniu oryginalnego Pottera. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to do za dużej ilości przerwywników w rozdziale (te gwiazdki * - za Chiny nie wiem, jak to nazwać) i rzeczywiście... Może do trochę zbyt szybkiej akcji. Ale to nic, przecież ja Cię ubóstwiam! <3 Pisz ten kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mogę się tylko podpisać pod komentarzami wyżej :). Naprawdę, jesteś GE-NIAL-NA! Przy Tobie z moim opowiadaniem mam ochotę się gdzieś schować ;P W tym rozdziale po raz kolejny pokazałaś, jak pięknie potrafisz pisać. Brak mi słów po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiero teraz znalazłam Twój świetny blog i muszę powiedzieć że jestem bardzo mile zaskoczona. Genialnie piszesz, naprawdę. Czytałam wiele dramione i to jedno z niewielu pisanych na tak wysokim poziomie. Bardzo spodobała mi się fabuła, trafiłaś w mój gust! :D Uwielbiam dramione w czasach szkolnych.
    Jedyne czym jestem rozczarowana to zbyt szybka akcja, szkoda, ale mam nadzieję że jeszcze coś pozmieniasz.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś początkująca pisarką - amatorką? W takim razie, masz tak ogromny talent, ze nie potrafię to nawet ująć słowami.
    Czytałam, czytałam i czytałam.. I nie mogłam uwierzyć, ze moje oczy podążają za tak cudownie plastycznhmi opisami wyglądu bohaterów w najróżniejszych chwilach i opisami przepięknych krajobrazów (mam tu na myśli przedstawienie zimy). ZAKOCHALAM SIE!
    Bardzo ciekawa jestem jak zakończy się sprawa z Ginny i Harrym. Już myślałam, że po słowach Marchewki "Dobrze, że jesteś", w chłopaku coś pęknie i się na nią kulturalnie rzuci! Ale jednak tak się nie stało. Cóż, szkoda :c
    Cóż miał na myśli Dumbledore, racząc gryfonke jedna ze swych (irytujacych) metafor? Takze sory Hermiona ale musisz dowiedzieć się o co mu chodziło, bo też z miłą chęcią bym się dowiedziała : /

    Jak tylko dostanę w swe łapki komputer, dodam twego bloga do ulubionych (Sowia Poczta). Po przeczytaniu rozdzialu na tak wysokim poziomie, nie wyobrażam sobie tego nie zrobić! : D

    http://slughorn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Trafiłam tu przypadkiem i powtórzę to, co inni pisali już w komentarzach powyżej: nie jestem w stanie pojąć, że jesteś amatorem. Z ciekawości zapytam więc, czy pisałaś już coś wcześniej czy może to Twoje pierwsze opowiadanie? Bo urzekło mnie ono w całości, mimo że w tematyce Pottera nie siedzę już od jakichś dziesięciu lat. Mam tyle myśli, którymi chciałabym się podzielić, jednak nie wiem, od czego zacząć. Jako że lubisz długie komentarze, nie będę się krępować.
    Pierwszym, co rzuca się w oczy jest styl. Styl przyjemny, który ma w sobie pewne ciepło. Mam wrażenie, że czytam coś naprawdę lekkiego i przemyślanego, coś o dobrym doborze słownictwa, z bardzo wysmakowanymi metaforami. Lubisz opisy, co? Nie sposób tego nie zauważyć, piszesz ich dużo i w większości zaskakujesz mnie porównaniami. Są niezwykle trafne oraz oczywiste do tego stopnia, że w pewnym momencie łapię się na pełnym politowania uśmiechu. Bo to, co normalne ujmujesz w tak ładny literacki wymiar, o którym ja nawet bym nie pomyślała. Mam tylko jedną radę na przyszłość: uważaj na imiesłowy, zauważyłam, że lekko się na nich potykasz, tworząc dość dziwnie brzmiące konstrukcje (np. "Była wysoką, szczupłą dziewczyną z jasnymi włosami, układającymi się w lśniące fale, opadającymi swobodnie na ramiona."): układającymi - opadającymi, to nie brzmi naturalnie. Następnym razem wstaw pomiędzy choćby spójnik, zdanie będzie bardziej przejrzyste :) I druga kwestia natury technicznej: "‘Muszę wygrać. Dla niej’." W przypadku myśli bohatera zaznaczonej kursywą, cudzysłów nie jest potrzebny. Nic więcej nie zauważyłam, więc prócz tych naprawdę drobnych błędów, jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem.
    Teraz co do treści. Podoba mi się chyba wszystko. Począwszy od Dumbledore'a, który jest taki jak zawsze ma swoje dziwactwa i zaskakuje niespodziewaną mądrością w najbardziej błahych kwestiach, po Hermionę, niezwykle kanoniczną, aż po Neville'a i Ginny. Do tej ostatniej nigdy nie mogłam się przekonać, dla mnie była postacią niezwykle papierową, niemniej u Ciebie moje zdanie ulega lekkiej zmianie. Lubię ją w takim wydaniu, chociaż możliwe, że zwyczajnie dawno nie odświeżałam sobie książek i widzę ją tylko w starym, mało korzystnym świetle. No i niezmiernie cieszę się na obecność Dracze - nie wiem, od zawsze miałam do niego jakąś słabość. :D
    Reasumując cały mój wywód (mam nadzieję, że przez niego przebrnęłaś, jeśli tak, gratulacje), z ochotą poczekam na więcej. Nie mam zamiaru Cię ponaglać, bo wiem, na czym polega pisanie i jak wiele czynników się na nie składa. Pozostaje mi więc życzyć Ci weny, dodaję do zakładek oraz obiecuję zaglądać w oczekiwaniu na nowy rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za komentarz. <3
    I tak - to moje pierwsze dzieło. Co prawda wcześniej coś skrobałam, ale to nigdy nie osiągnęło większych rozmiarów niż kilka stron. ;)
    Dziękuję też za konstruktywną krytykę i obiecuję, że postaram się poprawić. :)
    Również pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w żadnym razie nie krytyka! Na co dzień zajmuję się korektą tekstów i takie rzeczy niestety łatwo wpadają mi w oko, więc to nic innego jak zwykła rada :D
      I gratuluję w takim razie. Moje pierwsze teksty... szkoda nawet je wspominać. Pisz więc, dużo, trenuj i czerp z tego frajdę, a jeśli masz aspiracje na więcej, jesteś na całkiem dobrej drodze, by je spełnić. :)

      Usuń
  9. Odpowiedzi
    1. W ten weekend? :)
      Złośliwość rzeczy martwych nie pozwoliła wcześniej, nad czym też ubolewam. :(
      Na pocieszenie dodam, że mam dla Was wszystkich niespodziankę. ;)

      Usuń
  10. Albus jak zwykle mistrz metafory. Ja nie wiem, skąd on tyle tego bierze, a już na pewno współczuję ludziom, którzy potem muszą się doszukiwać ich ukrytego sensu.
    Podoba mi się relacja Harry'ego i Ginny. Ten ich brak wiary w siebie jest na swój sposób uroczy.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Pochłonęłam te cztery rozdziały w zadziwiającym tempie i najbardziej podoba mi się w tym opowiadaniu to, że Draco wcale się nie zmienił. Bardzo nie lubię, jak autorki historii Dramione na siłę starają się zrobić z niego innego człowieka, a przecież gdyby był inny, to nie byłby już tak fascynujący. Możemy się doszukiwać w jego zachowaniu motywów, tłumaczyć jego reakcje i w ogóle, ale to chyba wszystko, sztucznie wygląda robienie z niego nagle dobrego, uczynnego chłopca. Dlatego masz u mnie ogromnego plusa właśnie za tą postać. Niełatwo jest opisać tworzącą się więź, kiedy bohaterowie są źle do siebie nastawieni, a Tobie się to udaje.
    Jestem pod wrażeniem pomysłu, masz bujną wyobraźnię i świetnie Ci idzie przelewanie tego w słowa. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam i zapraszam - a-window-to-the-past :)

    OdpowiedzUsuń
  12. „Drobny nos z kilkoma niedoskonałościami zmarszczył się delikatnie, kiedy dotarł do niego upajający zapach starego pergaminu. Szatynka otworzyła powoli oczy i dotknęła opuszkami palców twarde, lekko podniszczone okładki. Miodowe tęczówki patrzyły na zgromadzone dzieła, jakby były bóstwami, które zechciały ukazać swe oblicze zwykłym śmiertelnikom” — o, właśnie to są te Twoje przesadzone opisy. No wiadomo, że Hermiona mega kocha książki, ale jest typem raczej przyziemnej osoby, a nie biegnącej przez pomieszczenie w rozbłyskach błyszczących drobinek, przerzucającej włosy jak nimfa. Jak to czytam, widzę taką scenę, gdzie ona biegnie w slow motion, w ręku trzyma wiklinowy koszyczek, wokół niej latają motylki, letni wiaterek leciutko podwiewa jej cienką sukienkę, zza drzew wyłaniają się młode jelonki… Takie wiesz, bambie. :D
    „patrząc na nią z politowaniem, wymalowanym na twarzy” — zbędny przecinek
    „ ‘Tak’, pomyślał, ‘Będziemy skończeni’. ” — a co to za cudzysłowy? :(
    „Na bordowej kanapie, kolorem przypominającej czereśnie, pławiące się w świetle letniego słońca, siedział niezbyt wysoki chłopiec” — no i tu mamy kolejny przejaw tego niepotrzebnego kiczu w obrazach, jakie nam przedstawiasz.
    „a cienkie usta rozciągały się w subtelny uśmiech, tworząc charakterystyczne dołeczki w kościstych policzkach bruneta” — da się mieć dołeczki w policzkach kościstej twarzy przy subtelnym uśmiechu? Jak się odpowiednio człowiek uśmiechnie, no to wiadomo, wyszczerz jest ostry, dołeczki tworzą się niemal każdemu, ale przy delikatnym uśmiechu to chyba tylko tym, co mają pućki, no nie?
    „– C – co?” — tu powinnaś zastosować dywiz, nie półpauzę.
    „Miała niezwykłe oczy o niespotykanej barwie niczym ciche, spokojne morze o wschodzie słońca” — ta, już to widzę, że Ron myśli tak o oczach Lavender. xD
    „Gdyby miała być szczera, to większość tych przemyśleń należała do mało znanej autorki książek, Anny Sergiejownej. Ta rosyjska uczona miała bardzo ciekawe argumenty przeczące teoriom Alberta, z którymi Hermiona po prostu musiała się zgodzić. ‘I dzięki temu pani profesor uznała, że jestem jakoś niezwykle utalentowana w astronomii’ pomyślała zawstydzona, chowając pergamin do torby” — ale nasza mała Hermionka to hipokrytka, tak gadała na Harry’ego, a tu co! :D
    „mruknęła bez przekonania dziewczyna, wpatrując się w delikatne, złociste fale rozbijające się o bieliste brzegi kubka” — WTF?!?!?!
    „Dawno nie słyszała tak szczerego śmiechu, a już w ogóle nie pamiętała, by jego sprawczynią była Hermiona” — Hermiona sprawczyni śmiechu ;___;
    „to chciała zatrzymać mocno ten obraz w swoich drobnych pięściach pamięci, ściskając go z całych sił, nie przejmując się mozolnie spływającymi po wzgórzach palców kroplami krwi rozrzedzonych słonym potem” — o matko, ale miałaś momenty w tym opku, no nie wierzę. xD
    Fajny jest ten obraz kanonicznego Harry’ego, tego jest potwora w żołądku. No i to, że oczywiście bohatersko jest w stanie poświęcić siebie i swoje uczucia dla „większej sprawy”. :D
    No i te metafory Dumba, omg, nikt się nie domyśla, o jaki mróz mu chodzi. :D To opko jest takie urocze w tych pierwszych rozdziałach. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ona biegnie w slow motion, w ręku trzyma wiklinowy koszyczek, wokół niej latają motylki, letni wiaterek leciutko podwiewa jej cienką sukienkę, zza drzew wyłaniają się młode jelonki
      Zniszczyłaś mój obraz Hermiony. da się mieć dołeczki w policzkach kościstej twarzy przy subtelnym uśmiechu?
      W opkowym świecie? Jak najbardziej!

      ta, już to widzę, że Ron myśli tak o oczach Lavender
      Widzę tu dyskryminację Rona, ot co. A wiadomo? Może Ron jest ukrytym poetą i tworzy podziemną siatkę kryptopoetów, którzy wysyłają kartki okazyjne za 5,99.

      Hermiona sprawczyni śmiechu ;___;
      Kolejna dyskryminacja!

      To opko jest takie urocze w tych pierwszych rozdziałach
      Grunt, że urocze - mam się czym pocieszyć. xD

      Usuń
    2. Publikowałam ten cholerny komentarz dwa razy, a i tak mi ucięło! Blogger mnie nie kocha. :(

      Usuń
    3. Tak, Ron młody Werter :D
      No ba, niszczenie obrazu Hermiony to moja specjalność <3 :D

      Usuń
  13. Okej, czytałam już trochę w czasie przerw między zajęciami, a teraz mam chwilę wolnego, więc jestem, by dalej komentować :D!
    Ah, Dumbledore, Dumbledore, on to oczywiście jak zwykle tajemniczy... ;) Bardzo fajnie, że go wplotłaś, co swoją drogą wyszło Ci naprawdę ładnie i zgrabnie.
    Co to ja tam właściwie chciałam powiedzieć na temat tego rozdziału... Ah, już wiem :D - Ron. Jak zwykle Ron.
    Choć w tym przypadku to zwykle jest raczej w tym miłym znaczeniu. Cieszy mnie, ze postanowił w końcu posłuchać trochę bardziej swojego serca i dopuścić do siebie myśl, ze - uwaga, uwaga - nie kocha Lavender.
    I oczywiście muszę jeszcze pozachwycać się nad opisami - uwielbiam <3! Przede wszystkim są ładnie rozbudowane no i jest bogate słownictwo, ale najbardziej kocham w nich porównania ;) Już teraz jestem zachwycona, a są to posty z 2015, a jak mówiłaś to był Twój debiut, wiec już nie mogę doczekać się tych z 2016 i z tego roku, biorąc pod uwagę fakt, że dzięki nieustannemu pisaniu jeszcze bardziej się rozwinęłaś i popracowałaś nad stylem ^^
    Lecę dalej :D
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  14. 50 year-old Statistician IV Tessa Burnett, hailing from Nova Scotia enjoys watching movies like Prom Night in Mississippi and Jewelry making. Took a trip to City of Potosí and drives a Optima. link

    OdpowiedzUsuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)