Mahoniowe
kosmyki włosów rozwiały się wokół rumianej twarzy, kiedy
Hermiona okręciła się wokół własnej osi. Spojrzała z błyskiem
w miodowych oczach na liczne, drewniane regały uginające się
pod naporem potężnych, starych ksiąg. Niczym maleńkie dziecko,
które biegnie do zabawek zapakowanych w lśniący, kolorowy
papier w świąteczny poranek, Hermiona podbiegła do pierwszego
z wielu regałów.
Przymknęła
powieki, chłonąc niezwykły czar pomieszczenia. Drobny nos
z kilkoma niedoskonałościami zmarszczył się delikatnie,
kiedy dotarł do niego upajający zapach starego pergaminu. Szatynka
otworzyła powoli oczy i dotknęła opuszkami palców twarde,
lekko podniszczone okładki. Miodowe tęczówki patrzyły na
zgromadzone dzieła, jakby były bóstwami, które zechciały ukazać
swe oblicze zwykłym śmiertelnikom.
– Granger,
to są tylko książki.
Hermiona
spojrzała nieprzytomnie na stojącego w rogu obserwatorium
blondyna. Draco opierał się o ścianę, patrząc na nią
z politowaniem, wymalowanym na twarzy. Po chwili dotarł do niej
sens słów Malfoya. Hermiona wciągnęła gwałtownie powietrze,
otwierając nieświadomie usta.
– Granger?
– Tylko książki...?
– zapytała Hermiona szeptem, nie wierząc własnym uszom. –
Możliwe, że odkryliśmy niepowtarzalną skarbnicę wiedzy! Te
książki mają przynajmniej po kilka stuleci, a niektóre mogą
być nawet z czasów założycieli! Potrafisz sobie wyobrazić,
co by się stało, gdybyśmy znaleźli zaginione dzieła samej Roweny
Ravenclaw?! Nikt nigdy ich nie odnalazł, a jedynie wzmianki
o nich doty...
– Granger!
– krzyknął Draco, przerywając dziewczynie w pół słowa.
Nagle dotarło do niego, co zrobił. Skłamałby, gdyby powiedział,
że nie był ciekawy treści tych ksiąg. Może niektóre z nich
świadczyły o czymś, co jest naprawdę przydatne, ale... Nie
z Granger. Była zbyt idiotycznie zakochana w książkach,
by podejść do tego racjonalnie. Chociaż był pewien, że
potrafiłaby przekopać się pod stosami tysiąca pergaminów
i wydobyć z nich najpotrzebniejsze informacje, to... to
była Granger. Szlamowata Królowa Kujonów. Zwyciężczyni nagrody
„Najbardziej Wkurzającej Dziewczyny, Która Kiedykolwiek
Przestąpiła Próg Hogwartu”. Gryfonka i przyjaciółka
Pottera, który był znany z tego, że przeżył. To nie mogło
się dobrze skończyć.
– Dobra
– powiedziała Hermiona, wzdychając ciężko. Potarła dłonią
kark, czując się trochę niezręcznie. – Wiem, że... mam
maleńkiego bzika na punkcie książek... – zignorowała ciche
prychnięcie blondyna. – Ale zrozum, że to nie są zwykłe
książki. Komuś musiało naprawdę zależeć, żeby je schować
przed innymi.
– Ale
my się tu dostaliśmy.
– Ale
my wiedzieliśmy czego szukać. – Hermiona uśmiechnęła się
delikatnie. – Wiem, że to trochę dziwne. Jesteśmy z dwóch
różnych światów. Ale... czy możemy za drzwiami zostawić naszą
tożsamość, poglądy, przynależność i jako dwójka
anonimowych ludzi, których łączy jedynie wspólny cel odkrycia
prawdy, razem pracować?
– Granger...
To się nie uda. Pamiętasz, że my się nienawidzimy?
– Nie
mówię, że mamy się spotykać, możemy ustalić... – Hermiona
zastanowiła się przez moment. – Z braku lepszego słowa
powiem „dyżury” i wtedy dowiemy się, dlaczego ktoś tak
skrzętnie ukrył obserwatorium i dlaczego nie używamy go
zamiast Wieży Astronomicznej, a jednocześnie nie będziemy się
widywać więcej niż to konieczne.
– Cholerna
Panna Doskonała – mruknął Draco, nie widząc żadnych wad ani
nieścisłości w propozycji dziewczyny.
– Słucham?
– zapytała Hermiono, czując poszerzający się uśmiech na jej
twarzy. Wiedziała! Po prostu wiedziała, że nawet on nie będzie
potrafił się oprzeć wzywaniu Matki Mądrości!
– Będę
tego żałował, ale tak, zgadzam się.
– Nie
będziesz żałował. Nic nie może pójść źle, o ile
zachowamy ostrożność. W innym przypadku będziemy skończeni
– stwierdziła Hermiona, nie wiedząc, ile prawdy było w jej
słowach.
Draco
przełknął ślinę z trudnością. ‘Tak’,
pomyślał, ‘Będziemy
skończeni’.
*****
Złociste
płomienie tańczyły wesoło na zwęglonych kawałkach drewna
w kominku. Jasna łuna ognia rzucała rozigrane cienie na
brązowe ściany Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Na bordowej kanapie,
kolorem przypominającej czereśnie, pławiące się w świetle
letniego słońca, siedział niezbyt wysoki chłopiec. Jego
kruczoczarne włosy były potargane niczym po zejściu z miotły
w wietrzny dzień, a cienkie usta rozciągały się
w subtelny uśmiech, tworząc charakterystyczne dołeczki
w kościstych policzkach bruneta. Szmaragdowe oczy były
skierowane w stronę książki, ale zdawały się nie
rozpoznawać liter, migoczących na pożółkłych stronicach.
– Cześć,
stary! – Ron klepnął Harry'ego w plecy, siadając ciężko
koło niego na kanapie. Brunet spojrzał na niego z widocznym
rozkojarzeniem w tych przepięknych tęczówkach. Nuta strachu
pojawiła się w nich na moment, ale szybko zniknęła,
ustępując miejsca iskierkom radości.
– Dawno
się nie widzieliśmy, co? – zapytał sucho Harry, starając się
powstrzymać przed mocnym uściskaniem rudzielca.
– Przepraszam,
ale... ostatnio nie miałem za dużo czasu – powiedział Ron,
uśmiechając się z zażenowaniem, unikając przewiercających
na wylot zielonych tęczówek.
– Czy
ty ją kochasz? – Nagłe pytanie Harry'ego wstrząsnęło
rudzielcem. Spojrzał na niego szeroko otwartymi oczyma.
– C
– co?
– Czy
kochasz Lavender? Tak naprawdę – dodał brunet, widząc, jak Ron
zaczyna kiwać głową, ale jakoś bez przekonania. – Odpowiedz:
czy ty ją kochasz?
– Harry...
– zaczął bezsilnie Ron. – To nie jest łatwe, rozmawiać
o swoich uczuciach i...
– Dziękuję...
– przerwał mu Harry, uśmiechając się z ulgą. – Nic nie
mówiąc, dałeś mi jedyną prawidłową odpowiedź. – Brunet
powrócił do książki, tym razem uważnie śledząc tekst oczami.
Ron
spojrzał na niego. Co to, u licha, było? Przecież kochał
Lavender. Co prawda nie czuł niczego szczególnego, całując ją,
ale...
Może
ktoś wyolbrzymił mit o pocałunkach z fajerwerkami,
a inni, żeby nie posądzono ich, że nie spotkali „prawdziwej”
miłości, przyznali temu komuś rację?
Ron
pokręcił delikatnie głową, odpędzając się od mało
prawdopodobnych scenariuszy. Westchnął ciężko i przeczesał
palcami ogniste włosy. Musiał przyznać, że Lavender nie brakowało
urody. Była wysoką, szczupłą dziewczyną z jasnymi włosami,
układającymi się w lśniące fale, opadającymi swobodnie na
ramiona. Miała niezwykłe oczy o niespotykanej barwie niczym
ciche, spokojne morze o wschodzie słońca. Pulchne policzki
dodawały jej jedynie uroku, zwłaszcza w szerokim uśmiechu na
cienkich, pudrowych wargach, ukazując białe, proste zęby.
Delikatnie zadarty nos sprawiał, że wyglądała bardziej dziewczęco
i urzekająco niż chłodna Dafne Greengrass ze swoją
arystokratyczną urodą. Jej śmiech brzmiał jak tysiące
dzwoneczków, a melodyjny głos przyciągał go tak samo, jak
najsłodszy nektar najpiękniejszego z kwiatów przyciągał
maleńkie pszczoły, ale... Ron czuł, że czegoś brakuje. Jeżeli
chciał być szczery, to nie potrafił z nią rozmawiać. Za
każdym razem zapadała ta nieprzyjemna cisza po wymienieniu zaledwie
paru zdań. Jeszcze na początku starał się ją poznać, ale
później...
Lavender
zdawała się nie interesować niczym poza plotkami, chociaż Ron był
naprawdę gotów poszerzyć swój krąg zainteresowań. Do cholery
jasnej! Był nawet gotów ograniczyć Quidditch do minimum...!
Nagle
Ron zrozumiał, czując dziwną wolność rozprzestrzeniającą się
w jego sercu.
Nie
kochał Lavender Brown.
*****
– Gratuluję,
panno Granger, Wybitny. – Usta profesor Sinistry rozciągnęły się
w szerokim uśmiechu, kiedy położyła sprawdzony pergamin na
ławce dziewczyny. – Nie spodziewałam się, że ktokolwiek
znajdzie aż tak szczegółowe informacje na ten temat. A kiedy
przeczytałam twoje przemyślenia o teorii samego Alberta, tego
średniowiecznego filozofa... – Profesor westchnęła cicho
z podziwem. – Zastanów się poważnie nad swoją przyszłą
karierą. Mogłabyś zrobić prawdziwą furorę, a jestem pewna,
że uczelnie wyższe walczyłyby o ciebie do ostatniej kropli
krwi.
– Dziękuję,
pani profesor, ale nie jestem aż tak uzdolniona...
– Bzdura!
Masz prawdziwy talent! Nie zmarnuj go. – Profesor Sinistra mrugnęła
do Hermiony, po czym podeszła do kolejnego ucznia.
Gryfonka
spojrzała na swoją pracę, skupiając wzrok na wielkiej literze „W”
u góry pergaminu. Poczuła rozlewające się ciepło na swoich
policzkach. Gdyby miała być szczera, to większość tych
przemyśleń należała do mało znanej autorki książek, Anny
Sergiejownej. Ta rosyjska uczona miała bardzo ciekawe argumenty
przeczące teoriom Alberta, z którymi Hermiona po prostu
musiała się zgodzić. ‘I
dzięki temu pani profesor uznała, że jestem jakoś niezwykle
utalentowana w astronomii’
pomyślała zawstydzona, chowając pergamin do torby.
Kiedy
zadzwoniły dzwony, Hermiona zerwała się i jako jedna
z pierwszych wyszła z pracowni, nie chcąc zostać
zatrzymaną przez nauczycielkę. Następnym razem musiała bardziej
uważać, korzystając z tamtych książek. W innym
przypadku nie dałaby rady przekonać profesor Sinistry, że nie
nadawała się, by dalej studiować astronomię.
Szatynka
szybko zbiegła po schodach i weszła do Wielkiej Sali. Nie było
tam za wiele uczniów. Zapewne nauczyciele dopiero wypuszczali
większość z sal lekcyjnych. Hermiona usiadła na jednym
z wielu wolnych miejsc przy stole Gryffindoru. Sięgnęła po
dzbanek z dyniowym sokiem, jednocześnie rozglądając się
w poszukiwaniu jakichś znajomych twarzy. Kilka metrów dalej
siedział samotnie wysoki, grubszy chłopak. Jego tusza dodawała mu
jedynie uroku i sprawiała, że wyglądał o wiele bardziej
przyjacielsko niż ktokolwiek inny. Miał jasnobrązowe włosy, które
opadały na jego wysokie czoło, przysłaniając ciemne oczy koloru
roztopionej czekolady. Delikatny uśmiech widniał na jego cienkich
ustach, kiedy czytał jakąś książkę, nie zwracając uwagi na
coraz głośniejszy gwar w Wielkiej Sali. Hermiona chwyciła
kubek i podeszła do niego, siadając naprzeciwko. Chłopak
podniósł głowę z zaskoczeniem w oczach, by zaraz
pojawił się tam błysk radości.
– Cześć,
Hermiono.
– Cześć,
Neville. Dawno się nie widzieliśmy. – Hermiona uśmiechnęła
się, upijając łyk napoju. – Co u ciebie słychać?
– Nie
jest tak źle. Na całe szczęście nie chodzę już na eliksiry. –
Neville roześmiał cicho. – A u ciebie?
– Byłam
przed chwilą na teoretycznej astronomii. A wieczorem czeka mnie
praktyka. – Hermiona skrzywiła się delikatnie.
– W taki
mróz? Profesor Sinistra nie ma już w ogóle serca?
– Pewnie
by je miała, ale dzisiaj ma ukazać się rzadka kometa, która jest
widoczna jedynie raz na trzy lata.
– Współczuję.
A co u Harry'ego i... – Neville zawahał się, widząc
przebłysk bólu na twarzy Hermiony.
– Wszystko
po staremu – mruknęła bez przekonania dziewczyna, wpatrując się
w delikatne, złociste fale rozbijające się o bieliste
brzegi kubka.
– Hermiona...
– zaczął Neville, przymykając książkę od zielarstwa. Spojrzał
na swoją przyjaciółkę i poczuł maleńkie ukłucie smutku.
Nie tak powinno być. Nawet on zauważył ukradkowe spojrzenia
pomiędzy tą dwójką niezwykle upartych i dumnych Gryfonów.
Sądził, że prędzej czy później zejdą się, ale teraz...
Neville przełknął z trudem ślinę, czując, że nagle
zaschło mu w gardle. Spuścił wzrok, by po chwili zacisnąć
zęby i podnieść swoje czekoladowe tęczówki na markotną
dziewczynę. Był przecież Gryfonem, a oni są odważni.
Z reguły. – Przestań o nim myśleć. To jego strata,
a ty powinnaś się cieszyć. Jeżeli nie zauważył jak cudowną
dziewczyną jesteś, to może i lepiej, bo widocznie nie
zasługuje na ciebie. Jesteś bardzo ładną dziewczyną, już nie
mówiąc, że najmądrzejszą jaką znam i nie ma zaklęcia,
którego byś nie umiała rzucić – skończył, a jego
policzki pokrył delikatny rumieniec.
Hermiona
uśmiechnęła się mimowolnie. Nawet sobie nie uświadamiała, ilu
ludzi było gotowych ją wesprzeć. Spojrzała na Neville, który
zarumienił się jeszcze bardziej, widząc ogrom wdzięczności
i ciepła w tych miodowych oczach.
– Dziękuję,
Neville. Jesteś cudownym przyjacielem.
– A
– ale, j – ja... – wyjąkał, spuszczając głowę i patrząc
się uważnie na swoje zgrubiałe palce splecione w dziwny
wzór.
– Mówię
poważnie, Neville. Jesteś chłopakiem, o którym marzy każda
dziewczyna i uwierz w to w końcu, na miłość
Merlina! – krzyknęła Hermiona, wymachując gwałtownie rękoma
niczym rozhisteryzowana kobieta kłócąca się o swoje racje.
Na ten widok z ust Neville'a wyrwał się cichy chichot, który
po chwili przerodził się w głośny śmiech. – Czy już nikt
mnie rozumie?
Hermiona
odwróciła się z bardzo poważnym wyrazem twarzy. Jedynie lewy
kącik ust drgał jej prawie niezauważalnie. Ginny omiotła
spojrzeniem trzęsącą się sylwetkę szatyna i dziwną mimikę
przyjaciółki. Nieświadomie zamrugała szybko powiekami, jakby
miała nadzieję, że to był tylko wytwór nieokiełznanej
wyobraźni, której granice nie istniały.
– Mój
problem chyba może poczekać – powiedziała powoli Ginny, próbując
zrozumieć sytuację. Dawno nie słyszała tak szczerego śmiechu,
a już w ogóle nie pamiętała, by jego sprawczynią była
Hermiona. Chociaż wyglądało to dla niej niezwykle nierealnie, to
chciała zatrzymać mocno ten obraz w swoich drobnych pięściach
pamięci, ściskając go z całych sił, nie przejmując się
mozolnie spływającymi po wzgórzach palców kroplami krwi
rozrzedzonych słonym potem.
– Coś
się stało? – spytała Hermiona z troską, a jej
komiczna powaga ustąpiła miejsca zmartwieniu.
Ginny
przyjrzała się twarzy szatynki i z niepokojem
zaobserwowała niewielkie, ale jednak zmiany. Mimo subtelnie
zaróżowionych policzków Hermiona wyglądała bardzo blado, nie
wspominając o delikatnych cieniach pod miodowymi oczami. Jej
malinowe usta szpeciły metaliczne krople koloru dojrzałej wiśni.
Ginny nienawidziła momentów, kiedy jej przyjaciółka przygryzała
wargę, dopóki miedź nie rozpłynęła się na jej języku. Zawsze
tak robiła, chcąc uspokoić i co najważniejsze, ukryć swoje
szalejące emocje przed wścibskim wzrokiem innych. Rudowłosa miała
ogromną nadzieję, że ten dziwny blask w oczach Hermiony nie
miał ani grama cierpienia, które tak często widziała, kiedy
spoglądała na swoje odbicie w lustrze. Ginny znała ten tępy
ból w sercu, ale nauczyła się już z nim żyć. Nie
chciała, by Hermiona przeżywała to samo co ona każdej samotnej
nocy pełnej mroku i strachu. Nie chciała, by słoneczne,
ciepłe poranki szatynki nie różniły się niczym od tych
przepełnionych łzami nieba.
– Nie,
nic... Po prostu Dean przestaje być idealnym chłopakiem.
Hermiona
popatrzyła na nią pytająco. Ginny uśmiechnęła z trudem
w odpowiedzi i z westchnieniem opadła na dębową
ławkę. Sięgnęła po niewielkie jabłko z półmiska
i spojrzała na idealnie wypolerowany owoc. Czerwone plamy
starały się zawładnąć nad całą powierzchnią skórki. Chociaż
jego wygrana była przesądzona, zieleń nie ulegała ani na jeden
moment. Złociste promienie odbijały się, kreśląc granicę
pomiędzy nimi, którą rubin powoli zwycięsko przekraczał. Ginny
odgryzła kawałek jabłka, przerywając batalię barw. To jej
perłowe zęby wygrały.
– Cześć,
Ginny – wtrącił się Neville, uśmiechając się nieśmiało.
– Taa,
dzień dobry – mruknęła obojętnie rudowłosa, patrząc na
resztkę owocu.
– To
może ja już pójdę – powiedział po chwili ciszy chłopak,
wstając gwałtownie i wychodząc z Wielkiej Sali.
– Byłaś
nieuprzejma.
– Hermiona,
życie mnie przytłoczyło, a ty mi zawracasz głowę
uprzejmością? – zapytała żałośnie Ginny, odrzucając ogryzek.
Ukryła głowę w ramionach, sprawiając, że kurtyna włosów
wyglądających niczym długie języki ognia rozsunęła się.
– Powiesz
w końcu, co się stało? – Pytanie Hermiony okraszone było
dużą ilością rozbawienia.
– Dean
zrobił mi straszną kłótnię o to, że zobaczył mnie
siedzącą na kanapie w Pokoju Wspólnym razem z Harrym –
wymamrotała Ginny, nie podnosząc głowy.
– A miał
powody do zazdrości? – zapytała Hermiona, uśmiechając się,
jakby doskonale o wszystkim wiedziała. Mimo zasłony ognistych
włosów szatynka zauważyła, że uszy przyjaciółki nagle się
zaczerwieniły. Hermiona trąciła ją delikatnie łokciem,
powstrzymując się od śmiechu. – Ginny?
– Nie
słyszałaś o czymś takim, jak „ciekawość to pierwszy
stopień do piekła”?
– Nie
wywiniesz się tym razem – powiedziała bezlitośnie Hermiona.
– Dobra
– warknęła Ginny, podnosząc gwałtownie głowę, ukazując
wściekle czerwoną twarz. W orzechowych oczach krył się
niewielki błysk smutku i rozczarowania, który pozostał
niezauważony przez szatynkę. – Myślałam, że mnie zrozumiesz,
ale oczywiście Hermiona Granger musi wiedzieć wszystko!
A więc tak,
położyłam tą durną dłoń na jego kolanie. I co z tego,
że zrobiłam to tylko dlatego, by się podeprzeć, a że
siedział po mojej prawej, a ja niestety
jestem
praworęczna, to go dotknęłam! Co z tego, że nie mogłam
złapać oddechu! Byłoby o wiele lepiej, gdybym upadła na
podłogę!
– Lepiej?
– zapytała po chwili Hermiona. Zdawała się w ogóle nie
przejmować wybuchem Ginny.
– Jesteś
okropna, ale tak, lepiej – burknęła młodsza Gryfonka. Spojrzała
na przyjaciółkę, która ze spokojem widocznym na pociągłej
twarzy obserwowała ją. Ginny nieświadomie zagryzła wargę, nagle
czując zażenowanie. Zagarnęła płomienne włosy za uszy
i zaczęła: – Przepraszam. Jestem ostatnio...
– Tylko
ostatnio? – wtrąciła niewinnie Hermiona.
– Dasz
mi skończyć? Dziękuję. Prawda, mam wybuchowy charakter, ale
ostatnio jestem trochę rozstrojona psychicznie i... po prostu...
Nad
ich głowami rozległ się znajomy głos, który sprawił, że Ginny
natychmiast zamilkła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
– Pokłóciłaś
się z Deanem?
– Od
dawna tu stoisz? – zapytała Hermiona, ale została całkowicie
zignorowana. Przewróciła oczami, ale na jej ustach rozkwitł
mimowolnie szeroki uśmiech, kiedy obserwowała, jak Ginny próbuje
się nie rumienić przy każdym kolejnym wypowiedzianym słowie,
a Harry stara się unikać jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. –
To może ja już pójdę – powiedziała Hermiona z rozbawieniem
w głosie, zawieszając torbę z książkami na swoje
ramię. Westchnęła cicho i wyszła z Wielkiej Sali,
wiedząc, że nie doczeka się odpowiedzi.
– ...ale
nic ci nie jest?
– Przecież
to nie nasza pierwsza kłótnia, nie musisz się aż tak o mnie
martwić. – Ginny nie mogła powstrzymać uśmiechu. Mimo że nie
miała nadziei na jakieś większe relacje pomiędzy nią a Harrym,
to uważała się za niezłą szczęściarę. Czuła, że właśnie
tego jej brakowało. Co prawda Hermiona była jej przyjaciółką,
ale miała tyle obowiązków, nauki i Merlin wiedział czego
jeszcze, że po prostu nie miały czasu, aby się spotykać po kilka
razy dziennie. I tak fakt, że widziały się każdego dnia
chociaż na te parę minut, zakrawał o cud.
– To
dobrze. – Harry westchnął z ulgą. – Nie chciałbym, żebyś
przeze mnie źle się czuła. Jesteś moją przyjaciółką –
dodał, przełykając ciężko ślinę, gratulując sobie w duchu,
że nie zabrzmiało to w żadnym stopniu nienaturalnie. Nie
wiedział, że tym jednym słowem wyżłobił jeszcze większą
dziurę w zakrwawionym sercu dziewczyny. Ta jednak uśmiechnęła
się delikatnie, zręcznie ukrywając się pod doskonałą maską.
Ginny
nigdy nie podejrzewała się o aż takie umiejętności
aktorskie. Chociaż często żałowała, że potrafi oszukać
wszystkich oprócz siebie. Czasem chciała, żeby emocje nią
zawładnęły i każdy mógł zobaczyć „prawdziwą Ginny”,
a nie tą marionetkę, która bała się zerwać słabe,
naderwane już więzy, udając, że wszystko było w jak
najlepszym porządku.
– Czekaj...
– wymamrotała Ginny, nagle sobie coś uświadamiając. Rozejrzała
się, ale nigdzie nie widziała burzy nieokiełznanych, brązowych
włosów. – Gdzie Hermiona?
– Hermiona
tu była? Nie widziałem jej. – Harry wzruszył ramionami, sięgając
po kubek z dyniowym sokiem i upijając z niego łyk
napoju.
– Przecież
siedziała koło mnie.
– Widocznie
twoje żywe włosy skutecznie odwróciły moją uwagę od ciemnych
loków Hermiony, Marchewko. – Harry wyszczerzył się, widząc
zmrużone oczy Ginny,
– Uważaj,
Potter. To że jesteś Wybrańcem, nie znaczy, że nie możesz
umrzeć, a uwierz mi, mogę ci zafundować darmową sesję
tortur przed twoim końcem.
– Auć
– syknął Harry, nagle blednąc, kiedy zobaczył ten przerażający
błysk w orzechowych oczach.
– Muszę
już iść, Złoty Chłopcze. Do zobaczenia później – dodała
Ginny, uśmiechając się z widoczną nutką sadyzmu.
Harry
spojrzał na nią z lekkim wahaniem.
– A to
„później” mam nadzieję, że nie zawiera żadnych bolesnych
przeżyć?
– Złapię
cię w Pokoju Wspólnym – było jedynym, co powiedziała.
*****
– Dotrzymuję
obietnicy. – Dziewczęcy głos rozległ się za plecami Harry'ego.
Było już po ciszy nocnej, więc w Pokoju Wspólnym nie było
żadnych osób oprócz tej dwójki Gryfonów. Ginny usiadła na
przetartym dywanie w kolorze wina, rozkładając nogi w kierunku
wesoło trzaskającego ognia. Harry opierał się o brzeg
kanapy, podkulając stopy pod siebie. W dłoniach trzymał
czarny podręcznik od eliksirów.
– Gdzie
ty byłaś o takiej porze?
– Tu
i tam – odpowiedziała Ginny z lekkim uśmiechem na
rubinowych ustach.
Zapadła
cisza, ale była ona przyjemna, bez żadnego napięcia. Po chwili
Ginny spojrzała na Harry'ego. Poczuła, jak jej serce pęcznieje od
tych wszystkich uczuć, które od razu się obudziły, widząc
szczupłą sylwetkę chłopaka. Dla niej był idealny. Proste,
niezbyt długie włosy wyglądały niczym delikatne, nastroszone
pióra kruka, kiedy zawiał mroźniejszy wiatr. W jego oczach
odbijał się blask ognia płonącego w kominku, sprawiając, że
kolor tęczówek zajaśniał, dorównując barwą źdźbłom
soczystej trawy wznoszącej się w stronę wiosennego słońca.
Skaczące płomienie rzucały cienie na jego nieskazitelną twarz,
a na kąciki ust unosiły się delikatnie ku górze. Ginny nie
widziała już zbyt kościstych obojczyków czy krzaczastych brwi.
Wszelkie niedoskonałości blakły w ogromie miłości
dziewczyny. Dla niej mógłby nie mieć zębów, włosów lub ważyć
więcej niż powinien, a ona i tak by widziała tego
przystojnego bruneta, który w końcu zaczął ją inaczej
postrzegać.
Harry
starał się skupić na drobnych zapiskach Księcia Półkrwi, ale
jego wzrok mimowolnie kierował się na drobne ciało Ginny, grzejące
się przy murowanym kominku. Złocistopomarańczowe języki
przebijały się przez ogniste kosmyki włosów dziewczyny. Jej blada
cera poznaczona była przez maleńkie piegi, które zdawały się być
jej największym atutem. Białe, proste zęby błyszczały przy
każdym uśmiechu, nawet tym najmniejszym, na który kolana Harry'ego
uginały się bez jego woli. Brunet przełknął ciężko ślinę,
zaciskając mocno powieki. Nie mógł myśleć o Ginny. To
siostra Rona, która w dodatku miała chłopaka. Był słaby
i nie wierzył, by był zdolny żyć bez niej. A miał
pewność, że Ginny odsunie się od niego, kiedy dowie się o jego
„niesiostrzanych” uczuciach. Nie wspominając, że Ron by się na
nim zawiódł. Miał w końcu chronić rudowłosą jak starszy
brat. Harry był gotów zakopać swoje serce pod grubą warstwą
ziemi, byle nikt nigdy się nie dowiedział o jego uczuciach.
– Harry?
– Hmm...?
– mruknął brunet, nie odrywając wzroku od książki. Był dumny
ze swojej maski uczuć.
– Dobrze,
że jesteś.
Te,
zdawałoby się, zwykłe słowa sprawiły, że coś się wyrwało
w sercu Harry'ego, jakby jakiś potwór, który po latach
więzienia w końcu zerwał stalowe kajdany. Harry wciągnął
gwałtownie powietrze i spojrzał na Ginny. Ta ze spokojem
oglądała zwęglone kawałki drewna otulone żarem płomieni,
przyciągając do piersi kolana i opierając o nie
podbródek. Orzechowe oczy wydawały się być całkowicie
zahipnotyzowane, nie zwracając uwagi na oszołomionego chłopaka.
Harry
poczuł, jak na jego usta wpłynął szeroki uśmiech, a
w szmaragdowych oczach zakwitło szczęście. Harry nie
przejmował się, że był żałosny. Jeżeli to oznaczało, że mógł
słyszeć ten delikatnie zachrypnięty głos, to był gotów zabić.
‘Nawet Voldemorta’, pomyślał, nagle poważniejąc. Po
beztroskim uśmiechu nie został nawet najmniejszy ślad,
przekształcając się w determinację. ‘Wypełnię
przepowiednię i wygram, choćbym miał zawrzeć pakt
z diabłem’,
dodał, zaciskając palce na twardej okładce książki. ‘Muszę
wygrać. Dla niej’.
*****
Luty
przyniósł ze sobą potężne chmury, które nie oszczędzały na
dryfującym w podmuchach powietrza, lodowatym puchu. Świat, nie
tylko czarodziejski, został zasypany przez ogromne góry śniegu.
Mimo że krajobrazy były nieziemskie, wręcz nierealistyczne, jakby
wyszły spod ręki samego Boga, który pociągnięciami pędzla
nakładał kolejne jasne barwy na drzewa, doliny i miasteczka,
to bezlitośnie spadająca temperatura uniemożliwiała podziwianie
tych jakże niezwykłych dzieł. Kiedy słońce z ogromnym
wysiłkiem uwalniało się spod kajdan chmur, wszystko zaczynało
iskrzyć tysiącem kolorów, upiększając już i tak
niesamowite widoki. Hermiona stała na korytarzu w jednym
z wielu filarów, podziwiając naturę za oknem. Szorstkie od
chłodu dłonie pocierały ramiona, chcąc dla siebie chociaż
odrobinę ciepła. Bieliste obłoczki raz po raz wydobywały się
spomiędzy warg dziewczyny, lecz ona była zbyt zauroczona widokiem,
by to zauważyć. Jej myśli pędziły niczym dopiero co uwolnione
orły zmierzające ku krańcom świata. Słaby ogień płonący na
jednej z pochodni wyglądał, jakby za sprawą większego
podmuchu wiatru miał zgasnąć, zabierając ze sobą te i tak
już niewielkie pokłady ciepła w zamku.
Hermiona
drgnęła zaskoczona, kiedy usłyszała echo zbliżających się
kroków. Odwróciła się, by stanąć twarzą w twarz
z profesorem Dumbledore'em. Jego błękitne oczy zalśniły
dziwnym blaskiem.
– Dzień
dobry, panie profesorze.
– Dzień
dobry, panno Granger – odpowiedział dyrektor z uśmiechem
kryjącym się za białą brodą. – Widzę, że nie tylko ja
doceniam niezwykłość tej pory roku. – Hermiona zarumieniła się
delikatnie pod ostrzałem przeszywającego spojrzenia profesora. –
Niestety większość ludzi twierdzi, że zima jest okropna, nie
warta nawet najmniejszej uwagi. Wszyscy widzą tylko błoto, mróz
i przemakające buty. – W błękitnych oczach zaiskrzyło
rozbawienie. – Ale gdyby się tak zastanowić, to błoto powstaje
przez zanieczyszczenia powstałe przez człowieka, a przemakające
buty są sprawką złych szewców. Tak naprawdę jedynie mróz jest
naturalną wadą zimy.
– Przepraszam,
że przerywam, panie profesorze, ale do czego pan dąży? –
zapytała skonsternowana Hermiona, próbując zrozumieć tok myślenia
dyrektora Hogwartu.
– Mróz
jest jednym z uroków zimy, który wbrew pozorom jest
najważniejszy. To on podtrzymuje całe to piękno, bez niego nie
byłoby zimy. Chłód trzyma w ryzach śnieg, szron, gołoledź
i wszystkie inne niezwykłe dzieła natury. Bez chłodu ta pora
roku nie różniłaby się niczym od pozostałych.
– Nie
rozumiem, panie profesorze – wymamrotała Hermiona, kręcąc
delikatnie głową. – Czy pana wypowiedź to jakaś metafora?
– Wierzę,
że pani sama do tego dojdzie, panno Granger – powiedział
tajemniczo profesor Dumbledore i, zanim Hermiona zdążyła to
zarejestrować, zniknął za rogiem korytarza.
Gryfonka
rozejrzała się wokoło, naiwnie wierząc, że odpowiedź na dziwne
zachowanie dyrektora pokaże się na jednej ze ścian zamku.
– Jeżeli
na koniec tego roku szkolnego będę w pełni zdrowia
psychicznego, to zacznę się ubiegać o Order Merlina –
parsknęła Hermiona. – To jest nienormalne! – krzyknęła,
łapiąc się za głowę. A jej śmiech rozbrzmiewał echem po
opustoszałych korytarzach Hogwartu.
*****
Witam
ponownie! Mam mieszane uczucia w związku z tym rozdziałem.
Mimo że pisało mi się go w miarę dobrze, to jakby... czegoś
brakowało (albo po prostu cierpię na nieuleczalny perfekcjonizm
i nigdy mi nic nie będzie do końca pasować). Pod
wcześniejszym rozdziałem niektórzy zaniepokoili się, że akcja za
szybko podąża w przód. W sumie trochę się zdziwiłam,
ale inaczej tego po prostu nie widzę. A! I te „błękitne
oczy” to oczy Dumbledore'a, chociaż po przeczytaniu komentarzy
miałam nawet pomysł na zmienienie trochę koncepcji opowiadania,
ale stwierdziłam, że nie będę bardziej mieszać. Mam
nadzieję, że powyższy rozdział spodobał się Wam i macie
ochotę na każdy kolejny. I dziękuję wszystkim za komentarze!
Bóg mi świadkiem, że cieszę się z nich jak małe dziecko na
widok cukierka. Dlatego ponawiam prośbę o komentarze. I nie
krępujcie się, i krytykujcie, jeżeli coś Wam nie pasuje, bo
jednak jestem początkującym pisarzem – amatorem i bez tego
będę popełniać jakieś błędy (może i drobne, ale jednak).
Życzę wszystkim miłego weekendu! :)
Nigdy nie powiedziałabym, że nie jesteś zawodową pisarką z noblem na koncie! Dziewczyno, to było po prostu coś fantastycznego :) Przyjechałam dzisiaj styrana do domu i nie miałam na nic ochoty, kiedy patrzę, że napisałaś nowy rozdział. Jak to się mówi? "Zadzieram kiecę i lecę do czytania!" W ciągu pięciu minut na moich ustach pojawił się taki uśmiech, że prawie zabrakło mi nań twarzy ;)
OdpowiedzUsuńTo zdanie kieruję wprost do Harry'ego i Ginny: Co wy, przepraszam was bardzo, odwalacie?! Ani żadne się nie przyzna, ani nic, ale po co... Nie Normalna będzie miała podniesione ciśnienie, ale co tam...
Albusa Dumbledore'a najbardziej właśnie lubię w wersji takiego lekko kopniętego staruszka :D Szpiegującego przypadkowych uczniów na korytarzach i sypiącego mądrościami w poszczególne osoby.
Jedynym moim zastrzeżeniem jest to, że niezbyt dużo było w tym rozdziale dramione, ale cóż, musi być też czas na jakąś inną akcję :)
Bardzo przepraszam, że tak się rozpisałam, ale musiałam jakoś oddać te emocje. Na następny raz się poprawię, słowo harcerza!( którym tak by the way nie jestem XD)
NN
http://maby-i-will-see-you-again.blogspot.com/
Ani mi się waż! Takie długie komentarze są najlepsze! <3
UsuńSzczerze mówiąc to nawet gdybym chciała to nie mam się do czego przyczepić ;)
OdpowiedzUsuńMoże znajdą się inni, którzy wychwycą najmniejszy błąd, ale ja do takich osób nie należę.
Masz prześliczne słownictwo, w którym się po prostu zakochałam! Twoje opisy są cudowne, po prostu nieziemskie. Wspaniale opisujesz te wszystkie najmniejsze ruchy, kolory i masz perfekcyjne porównania. Brak mi po prostu słów!
Zakochałam się w tym opowiadaniu. . Nigdy nie natknęłam się na tak wspaniałego bloga jak Twój. Nie tylko pod względem oryginalnej fabuły ale też Twojego cudnego sposobu pisania.
Czekam na następny, na pewno także wspaniały rozdział ♥
http://kwiatypokrytepopiolem.blogspot.com/
Kocham, po prostu Cię kocham! Wspaniale opisujesz postaci. Hermiona WRESZCIE nie zachowuje się jak chamska, pyskliwa Ślizgonka, a Draco nie zmienia się w przylizanego Puchona. Zwracasz uwagę na ważne detale, których nikt teraz nie wykorzystuje i uwydatniasz ważne cechy charakteru bohaterów (jak obsesja Granger na punkcie książek albo ,,dziwność" Dumbledore'a). Tak mocno trzymasz się kanonu, jakbyś była następczynią Rowling! Tutaj czuję prawie taką atmosferę, jak przy czytaniu oryginalnego Pottera. Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to do za dużej ilości przerwywników w rozdziale (te gwiazdki * - za Chiny nie wiem, jak to nazwać) i rzeczywiście... Może do trochę zbyt szybkiej akcji. Ale to nic, przecież ja Cię ubóstwiam! <3 Pisz ten kolejny rozdział :*
OdpowiedzUsuńJa mogę się tylko podpisać pod komentarzami wyżej :). Naprawdę, jesteś GE-NIAL-NA! Przy Tobie z moim opowiadaniem mam ochotę się gdzieś schować ;P W tym rozdziale po raz kolejny pokazałaś, jak pięknie potrafisz pisać. Brak mi słów po prostu.
OdpowiedzUsuńDopiero teraz znalazłam Twój świetny blog i muszę powiedzieć że jestem bardzo mile zaskoczona. Genialnie piszesz, naprawdę. Czytałam wiele dramione i to jedno z niewielu pisanych na tak wysokim poziomie. Bardzo spodobała mi się fabuła, trafiłaś w mój gust! :D Uwielbiam dramione w czasach szkolnych.
OdpowiedzUsuńJedyne czym jestem rozczarowana to zbyt szybka akcja, szkoda, ale mam nadzieję że jeszcze coś pozmieniasz.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Jesteś początkująca pisarką - amatorką? W takim razie, masz tak ogromny talent, ze nie potrafię to nawet ująć słowami.
OdpowiedzUsuńCzytałam, czytałam i czytałam.. I nie mogłam uwierzyć, ze moje oczy podążają za tak cudownie plastycznhmi opisami wyglądu bohaterów w najróżniejszych chwilach i opisami przepięknych krajobrazów (mam tu na myśli przedstawienie zimy). ZAKOCHALAM SIE!
Bardzo ciekawa jestem jak zakończy się sprawa z Ginny i Harrym. Już myślałam, że po słowach Marchewki "Dobrze, że jesteś", w chłopaku coś pęknie i się na nią kulturalnie rzuci! Ale jednak tak się nie stało. Cóż, szkoda :c
Cóż miał na myśli Dumbledore, racząc gryfonke jedna ze swych (irytujacych) metafor? Takze sory Hermiona ale musisz dowiedzieć się o co mu chodziło, bo też z miłą chęcią bym się dowiedziała : /
Jak tylko dostanę w swe łapki komputer, dodam twego bloga do ulubionych (Sowia Poczta). Po przeczytaniu rozdzialu na tak wysokim poziomie, nie wyobrażam sobie tego nie zrobić! : D
http://slughorn.blog.pl
Trafiłam tu przypadkiem i powtórzę to, co inni pisali już w komentarzach powyżej: nie jestem w stanie pojąć, że jesteś amatorem. Z ciekawości zapytam więc, czy pisałaś już coś wcześniej czy może to Twoje pierwsze opowiadanie? Bo urzekło mnie ono w całości, mimo że w tematyce Pottera nie siedzę już od jakichś dziesięciu lat. Mam tyle myśli, którymi chciałabym się podzielić, jednak nie wiem, od czego zacząć. Jako że lubisz długie komentarze, nie będę się krępować.
OdpowiedzUsuńPierwszym, co rzuca się w oczy jest styl. Styl przyjemny, który ma w sobie pewne ciepło. Mam wrażenie, że czytam coś naprawdę lekkiego i przemyślanego, coś o dobrym doborze słownictwa, z bardzo wysmakowanymi metaforami. Lubisz opisy, co? Nie sposób tego nie zauważyć, piszesz ich dużo i w większości zaskakujesz mnie porównaniami. Są niezwykle trafne oraz oczywiste do tego stopnia, że w pewnym momencie łapię się na pełnym politowania uśmiechu. Bo to, co normalne ujmujesz w tak ładny literacki wymiar, o którym ja nawet bym nie pomyślała. Mam tylko jedną radę na przyszłość: uważaj na imiesłowy, zauważyłam, że lekko się na nich potykasz, tworząc dość dziwnie brzmiące konstrukcje (np. "Była wysoką, szczupłą dziewczyną z jasnymi włosami, układającymi się w lśniące fale, opadającymi swobodnie na ramiona."): układającymi - opadającymi, to nie brzmi naturalnie. Następnym razem wstaw pomiędzy choćby spójnik, zdanie będzie bardziej przejrzyste :) I druga kwestia natury technicznej: "‘Muszę wygrać. Dla niej’." W przypadku myśli bohatera zaznaczonej kursywą, cudzysłów nie jest potrzebny. Nic więcej nie zauważyłam, więc prócz tych naprawdę drobnych błędów, jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem.
Teraz co do treści. Podoba mi się chyba wszystko. Począwszy od Dumbledore'a, który jest taki jak zawsze ma swoje dziwactwa i zaskakuje niespodziewaną mądrością w najbardziej błahych kwestiach, po Hermionę, niezwykle kanoniczną, aż po Neville'a i Ginny. Do tej ostatniej nigdy nie mogłam się przekonać, dla mnie była postacią niezwykle papierową, niemniej u Ciebie moje zdanie ulega lekkiej zmianie. Lubię ją w takim wydaniu, chociaż możliwe, że zwyczajnie dawno nie odświeżałam sobie książek i widzę ją tylko w starym, mało korzystnym świetle. No i niezmiernie cieszę się na obecność Dracze - nie wiem, od zawsze miałam do niego jakąś słabość. :D
Reasumując cały mój wywód (mam nadzieję, że przez niego przebrnęłaś, jeśli tak, gratulacje), z ochotą poczekam na więcej. Nie mam zamiaru Cię ponaglać, bo wiem, na czym polega pisanie i jak wiele czynników się na nie składa. Pozostaje mi więc życzyć Ci weny, dodaję do zakładek oraz obiecuję zaglądać w oczekiwaniu na nowy rozdział.
Pozdrawiam!
Dziękuję za komentarz. <3
OdpowiedzUsuńI tak - to moje pierwsze dzieło. Co prawda wcześniej coś skrobałam, ale to nigdy nie osiągnęło większych rozmiarów niż kilka stron. ;)
Dziękuję też za konstruktywną krytykę i obiecuję, że postaram się poprawić. :)
Również pozdrawiam! :)
To w żadnym razie nie krytyka! Na co dzień zajmuję się korektą tekstów i takie rzeczy niestety łatwo wpadają mi w oko, więc to nic innego jak zwykła rada :D
UsuńI gratuluję w takim razie. Moje pierwsze teksty... szkoda nawet je wspominać. Pisz więc, dużo, trenuj i czerp z tego frajdę, a jeśli masz aspiracje na więcej, jesteś na całkiem dobrej drodze, by je spełnić. :)
Kiedy następny rozdział? :c
OdpowiedzUsuńW ten weekend? :)
UsuńZłośliwość rzeczy martwych nie pozwoliła wcześniej, nad czym też ubolewam. :(
Na pocieszenie dodam, że mam dla Was wszystkich niespodziankę. ;)
Albus jak zwykle mistrz metafory. Ja nie wiem, skąd on tyle tego bierze, a już na pewno współczuję ludziom, którzy potem muszą się doszukiwać ich ukrytego sensu.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się relacja Harry'ego i Ginny. Ten ich brak wiary w siebie jest na swój sposób uroczy.
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Pochłonęłam te cztery rozdziały w zadziwiającym tempie i najbardziej podoba mi się w tym opowiadaniu to, że Draco wcale się nie zmienił. Bardzo nie lubię, jak autorki historii Dramione na siłę starają się zrobić z niego innego człowieka, a przecież gdyby był inny, to nie byłby już tak fascynujący. Możemy się doszukiwać w jego zachowaniu motywów, tłumaczyć jego reakcje i w ogóle, ale to chyba wszystko, sztucznie wygląda robienie z niego nagle dobrego, uczynnego chłopca. Dlatego masz u mnie ogromnego plusa właśnie za tą postać. Niełatwo jest opisać tworzącą się więź, kiedy bohaterowie są źle do siebie nastawieni, a Tobie się to udaje.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem pomysłu, masz bujną wyobraźnię i świetnie Ci idzie przelewanie tego w słowa. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam i zapraszam - a-window-to-the-past :)
„Drobny nos z kilkoma niedoskonałościami zmarszczył się delikatnie, kiedy dotarł do niego upajający zapach starego pergaminu. Szatynka otworzyła powoli oczy i dotknęła opuszkami palców twarde, lekko podniszczone okładki. Miodowe tęczówki patrzyły na zgromadzone dzieła, jakby były bóstwami, które zechciały ukazać swe oblicze zwykłym śmiertelnikom” — o, właśnie to są te Twoje przesadzone opisy. No wiadomo, że Hermiona mega kocha książki, ale jest typem raczej przyziemnej osoby, a nie biegnącej przez pomieszczenie w rozbłyskach błyszczących drobinek, przerzucającej włosy jak nimfa. Jak to czytam, widzę taką scenę, gdzie ona biegnie w slow motion, w ręku trzyma wiklinowy koszyczek, wokół niej latają motylki, letni wiaterek leciutko podwiewa jej cienką sukienkę, zza drzew wyłaniają się młode jelonki… Takie wiesz, bambie. :D
OdpowiedzUsuń„patrząc na nią z politowaniem, wymalowanym na twarzy” — zbędny przecinek
„ ‘Tak’, pomyślał, ‘Będziemy skończeni’. ” — a co to za cudzysłowy? :(
„Na bordowej kanapie, kolorem przypominającej czereśnie, pławiące się w świetle letniego słońca, siedział niezbyt wysoki chłopiec” — no i tu mamy kolejny przejaw tego niepotrzebnego kiczu w obrazach, jakie nam przedstawiasz.
„a cienkie usta rozciągały się w subtelny uśmiech, tworząc charakterystyczne dołeczki w kościstych policzkach bruneta” — da się mieć dołeczki w policzkach kościstej twarzy przy subtelnym uśmiechu? Jak się odpowiednio człowiek uśmiechnie, no to wiadomo, wyszczerz jest ostry, dołeczki tworzą się niemal każdemu, ale przy delikatnym uśmiechu to chyba tylko tym, co mają pućki, no nie?
„– C – co?” — tu powinnaś zastosować dywiz, nie półpauzę.
„Miała niezwykłe oczy o niespotykanej barwie niczym ciche, spokojne morze o wschodzie słońca” — ta, już to widzę, że Ron myśli tak o oczach Lavender. xD
„Gdyby miała być szczera, to większość tych przemyśleń należała do mało znanej autorki książek, Anny Sergiejownej. Ta rosyjska uczona miała bardzo ciekawe argumenty przeczące teoriom Alberta, z którymi Hermiona po prostu musiała się zgodzić. ‘I dzięki temu pani profesor uznała, że jestem jakoś niezwykle utalentowana w astronomii’ pomyślała zawstydzona, chowając pergamin do torby” — ale nasza mała Hermionka to hipokrytka, tak gadała na Harry’ego, a tu co! :D
„mruknęła bez przekonania dziewczyna, wpatrując się w delikatne, złociste fale rozbijające się o bieliste brzegi kubka” — WTF?!?!?!
„Dawno nie słyszała tak szczerego śmiechu, a już w ogóle nie pamiętała, by jego sprawczynią była Hermiona” — Hermiona sprawczyni śmiechu ;___;
„to chciała zatrzymać mocno ten obraz w swoich drobnych pięściach pamięci, ściskając go z całych sił, nie przejmując się mozolnie spływającymi po wzgórzach palców kroplami krwi rozrzedzonych słonym potem” — o matko, ale miałaś momenty w tym opku, no nie wierzę. xD
Fajny jest ten obraz kanonicznego Harry’ego, tego jest potwora w żołądku. No i to, że oczywiście bohatersko jest w stanie poświęcić siebie i swoje uczucia dla „większej sprawy”. :D
No i te metafory Dumba, omg, nikt się nie domyśla, o jaki mróz mu chodzi. :D To opko jest takie urocze w tych pierwszych rozdziałach. :D
ona biegnie w slow motion, w ręku trzyma wiklinowy koszyczek, wokół niej latają motylki, letni wiaterek leciutko podwiewa jej cienką sukienkę, zza drzew wyłaniają się młode jelonki
UsuńZniszczyłaś mój obraz Hermiony. da się mieć dołeczki w policzkach kościstej twarzy przy subtelnym uśmiechu?
W opkowym świecie? Jak najbardziej!
ta, już to widzę, że Ron myśli tak o oczach Lavender
Widzę tu dyskryminację Rona, ot co. A wiadomo? Może Ron jest ukrytym poetą i tworzy podziemną siatkę kryptopoetów, którzy wysyłają kartki okazyjne za 5,99.
Hermiona sprawczyni śmiechu ;___;
Kolejna dyskryminacja!
To opko jest takie urocze w tych pierwszych rozdziałach
Grunt, że urocze - mam się czym pocieszyć. xD
Publikowałam ten cholerny komentarz dwa razy, a i tak mi ucięło! Blogger mnie nie kocha. :(
UsuńTak, Ron młody Werter :D
UsuńNo ba, niszczenie obrazu Hermiony to moja specjalność <3 :D
Okej, czytałam już trochę w czasie przerw między zajęciami, a teraz mam chwilę wolnego, więc jestem, by dalej komentować :D!
OdpowiedzUsuńAh, Dumbledore, Dumbledore, on to oczywiście jak zwykle tajemniczy... ;) Bardzo fajnie, że go wplotłaś, co swoją drogą wyszło Ci naprawdę ładnie i zgrabnie.
Co to ja tam właściwie chciałam powiedzieć na temat tego rozdziału... Ah, już wiem :D - Ron. Jak zwykle Ron.
Choć w tym przypadku to zwykle jest raczej w tym miłym znaczeniu. Cieszy mnie, ze postanowił w końcu posłuchać trochę bardziej swojego serca i dopuścić do siebie myśl, ze - uwaga, uwaga - nie kocha Lavender.
I oczywiście muszę jeszcze pozachwycać się nad opisami - uwielbiam <3! Przede wszystkim są ładnie rozbudowane no i jest bogate słownictwo, ale najbardziej kocham w nich porównania ;) Już teraz jestem zachwycona, a są to posty z 2015, a jak mówiłaś to był Twój debiut, wiec już nie mogę doczekać się tych z 2016 i z tego roku, biorąc pod uwagę fakt, że dzięki nieustannemu pisaniu jeszcze bardziej się rozwinęłaś i popracowałaś nad stylem ^^
Lecę dalej :D
Charlotte
50 year-old Statistician IV Tessa Burnett, hailing from Nova Scotia enjoys watching movies like Prom Night in Mississippi and Jewelry making. Took a trip to City of Potosí and drives a Optima. link
OdpowiedzUsuń