Rozdział drugi

Drobne, misterne śnieżynki powoli opadały na opustoszały dziedziniec, tańcząc przy akompaniamencie podmuchów zimnego wiatru, coraz mocniejszych z każdą kolejną chwilą. Bieliste obłoki pyszniły się na zszarzałym niebie, przysłaniając słońce, które z utęsknieniem oczekiwało końca swojej niewoli. Wiotkie gałęzie drzew uginały się pod ciężarem bezlitosnego szronu, zatrzaskując się w tym jakże niezwykle pięknym więzieniu.
Drobna sylwetka, odziana w brudnoszary płaszcz i bordową, wełnianą czapkę, przemierzała spokojnym krokiem błonia, okalane górami białego puchu. Ciężkie, sznurowane buty pozostawiały po sobie głębokie ślady. Cichy trzask uginającego się śniegu tworzył dziwną harmonię razem ze świszczącym wiatrem i spokojnym, ledwie słyszalnym oddechem dziewczyny. Miodowe oczy były zasnute delikatną mgłą wspomnień i rozszalałych myśli. Hermiona nieświadomie zbliżyła się do skraju Zakazanego Lasu.
Zmarszczyła delikatnie brwi, uświadamiając sobie, gdzie dotarła. Rozejrzała się. Chłodny powiew wiatru, lecący spomiędzy niezliczonych pni drzew, owiał jej zarumienioną twarz, niosąc za sobą niezrozumiały przez ludzi szept natury. Hermiona wciągnęła gwałtownie powietrze, czując nagłe poruszenie w swoim poranionym sercu. Czysty zapach lasu wtargnął do jej niewielkiego ciała, nie pozostawiając ani jednego niezbadanego zakamarka. Dziewczyna przymknęła mimowolnie powieki i wypuściła powoli powietrze spomiędzy jej spękanych warg, tworząc delikatny, biały obłoczek. Nieświadomie podniosła drżącą dłoń i przycisnęła ją mocno do swojej piersi, wyczuwając pod grubym płaszczem szalejące, nierówne bicie serca. 
Spokojnie, Hermiono – wyszeptała, zaciskając powieki. Grymas bólu pojawił się przez krótki moment na prawie nieskazitelnej twarzy dziewczyny, poznaczonej jedynie przez pojedyncze piegi na delikatnie zadartym nosie. – On nie jest ciebie wart. Nie jest... – Niechciany szloch skutecznie zagłuszył jej słowa. Perłowe łzy wydobyły się spod czarnych rzęs i spłynęły po różanych policzkach, kreśląc na nich liczne, pokręcone ścieżki.
Hermiona zachwiała się i upadła, brocząc w lodowatym śniegu. Oparła dłonie, okalane wełnianymi rękawiczkami, o zmarzniętą ziemię. Zasłona kręconych, ciemnoczekoladowych włosów rozsunęła się, przysłaniając twarz Gryfonki. Jej ramiona zatrzęsły się, a ona sama, porzucając jakiekolwiek marne próby utrzymania swojej maski, krzyknęła krótko, ale wkładając w to cały swój ból.
Po chwili, która zdawała się być pełną cierpienia wiecznością, wstała, chwiejąc się delikatnie. Nieprzytomnie spojrzała na swoje oblepione śniegiem, bordowe rękawiczki. Dotkliwe ukłucia zimna, wcześniej przytłumione, teraz dotarły do niej z całą swoją mocą. Hermiona wzdrygnęła się. Otrzepała dłonie ze śniegu, nie przejmując się już kolanami. Zadarła głowę do góry, spoglądając spod posklejanych rzęs na zachmurzone niebo. Czy kiedyś poczuję prawdziwy smak szczęścia? Czy w ciepłych, bezpiecznych ramionach zaznam spokoju, wreszcie nie martwiąc się o następny dzień...? Może nie jest mi pisane spędzić życia w tych szczególnych ramionach? A może któregoś razu ten nieznośny rudzielec spojrzy w końcu na mnie z tym błyskiem w orzechowych oczach? I powie, że jest największym idiotą na całym świecie? Że nie jest nawet godzien mojego jednego spojrzenia...?
Hermiona pokręciła głową z delikatnie uniesionymi kącikami ust. Schowała dłonie do kieszeni ciemnego płaszcza i ruszyła w stronę ogromnej, bogato zdobionej bramy. A z jej malinowych warg nie schodził uśmiech pełen smutku i goryczy. 

*****

Delikatna firanka lodu, utkana na jednym z wielu okienek wysokiej wieży Gryffindoru, iskrzyła się niesamowitym blaskiem pod wpływem zachodzącego, styczniowego słońca. Hermiona przesunęła smukłym palcem po szybie, patrząc z dziwną fascynacją na pojawiające się krople wody, wędrujące ku okazałym, dolnym zwieńczeniom okna. Nagle do Pokoju Wspólnego wpadła dwójka młodych ludzi, splecionych ze sobą niczym dwie nierozerwalne nicie w niezwykle złożonym gobelinie. Książka spadła z głuchym trzaskiem, kiedy Hermiona wstała gwałtownie z zasłużonego fotela. Para Gryfonów zesztywniała lekko, uświadamiając sobie, że ktoś tutaj jeszcze był i oderwała się od siebie z cichym mlaśnięciem. Orzechowe oczy spojrzały z szokiem na Hermionę. Szatynka przełknęła ciężko ślinę i zabierając wcześniej nieszczęsną książkę z podłogi, wyszła z pomieszczenia z wysoko podniesionym podbródkiem, nie zaszczycając Rona ani jednym spojrzeniem.
Dopiero będąc na drugim piętrze, usta Hermiony zadrżały, a pojedyncza łza spłynęła po jej pobladłym policzku. Zacisnęła mocno palce na twardej okładce książki i pobiegła w stronę łazienki Jęczącej Marty. Otworzyła szeroko drzwi i trzasnęła nimi, nie przejmując się, że narobiła hałasu. Upadła na chłodne kafelki i zaniosła się głośnym szlochem, wypuszczając wolumin z rąk. 
Granger...?
Hermiona podniosła załzawione oczy i spojrzała z przerażeniem na siedzącego pod ścianą Ślizgona. 
Granger? – powtórzył głośniej Draco, patrząc dziwnie na dziewczynę. Co tu dużo mówić... Nie spodziewał się, że nagle ktoś tutaj wpadnie, a już na pewno nie spodziewał się tej szlamowatej Gryfonki.
Malfoy... – szepnęła Hermiona z bezsilnością w głosie. – Co tu robisz?
Siedzę – powiedział, czując, że jego usta rozciągają się w złośliwym uśmiechu.
Hermiona pokręciła gwałtownie głową, podkurczając nogi i zacisnęła palce na swoich kolanach.
Na co czekasz?
Hmm...? – mruknął zdziwiony.
Jestem w totalnej rozsypce. Masz idealną okazję do pognębienia głupiej szlamy – stwierdziła gorzko Hermiona, przymykając powieki.
Leżącego się nie kopie – szepnął ledwie słyszalnie.
Słucham?
Draco zacisnął usta w cienką linię, ignorując pytanie. Odwrócił wzrok od Gryfonki, zatrzymując srebrne tęczówki na małym pęknięciu na ścianie.
Hermiona ostrożnie obserwowała niecodzienne zachowanie Ślizgona. Po chwili, kiedy blondyn widocznie wyruszył w podróż w niezbadane ścieżki swojego umysłu, szatynka wstała i podeszła do małego lustra. Jęknęła w duchu, widząc siebie w odbiciu. Odkręciła kurek i nabrała dłońmi chłodnej wody. Przemyła lekko opuchniętą twarz i wypuszczając ciężko powietrze, oparła się o krawędź umywalki. Spuściła głowę, pozwalając kroplom wody spływać po jej szyi, które powoli docierały do wolnych, brązowych strąków. Dziewczyna zmarszczyła brwi, czując przylepiające się włosy do jej twarzy. Przeszukała kieszenie swoich odrobinę za dużych jeansach i spięła włosy znalezioną gumką. Nagle zorientowała się, że jej każdy ruch był uważnie śledziony przez pewną parę szarych oczu. 
Co chcesz, Malfoy?
Kto cię tak urządził? – Pytanie mimowolnie wydobyło się z ust Draco. Skrzywił się delikatnie na swój brak kontroli.
Naprawdę chcesz wiedzieć? – Niedowierzanie w głosie Hermiony było aż nadto słyszalne.
Jeżeli już tu jesteśmy, a z czego zauważyłem, nie palisz się do wyjścia, to możemy porozmawiać.
Ty się dobrze czujesz? – Gryfonka się roześmiała. To było zbyt surrealistyczne. Nawet jak na czarodziejski świat.
Uznaj to za przypływ dziwnie pozytywnych uczuć do zwierząt. – Draco wzruszył ramionami. Hermiona spojrzała na niego. Dopiero wtedy zauważyła delikatne cienie pod oczami blondyna. Płowe włosy nie były przylizane toną żelu. Były potargane. Kości policzkowe wystawały jeszcze bardziej niż zwykle, a twarz chłopaka była niesamowicie blada. Pierwsze guziki białej, jedwabnej koszuli zostały rozpięte, a srebrno – zielony krawat zwisał smętnie z szyi Malfoya. Już nie wspominając, że siedział na kafelkowej podłodze. – Co?
Dobrze się czujesz? – spytała Hermiona, ale w jej głosie nie było kpiny. Draco wyczuł coś na kształt troski. Nagle sobie uświadomił, że... jego maska zniknęła. Blondyn zesztywniał ledwie zauważalnie. Chciał, by na jego twarzy znów powitał niezruszony wyraz, bez żadnych uczuć. Nie udało mu się. Czuł zbyt dużo sprzecznych emocji, by na zewnątrz niczym się nie zdradził. – Malfoy?
To tylko... dość trudny tydzień... – I miesiąc, i rok, i życie, pomyślał z goryczą, patrząc prosto w całkowicie odsłonięte oczy dziewczyny. Jakiś głos w jego głowie wrzeszczał na całe gardło: „Po co się tłumaczysz jakiejś szlamie?!”. Zignorował go. Było mu już wszystko jedno czy pozwoli dziewczynie z brudną krwią zobaczyć odrobinę jego prawdziwego oblicza, czy nie. W końcu i tak jej nikt później nie uwierzy. – A ty?
Ja? – szepnęła bezmyślnie Hermiona, nadal nie mogąc się pogodzić z faktem, że onaten Ślizgon rozmawiali. Tak normalnie, bez żadnego wyzywania.
Tak, ty.
Ja... – Nagle, niczym rwąca rzeka, która wygrała nareszcie odwieczną walkę z tamą, uderzył w nią obraz całującej się pary. Łzy napłynęły do już przekrwionych oczu. Hermiona zacisnęła powieki, nie pozwalając im się uwolnić. Wzięła drżący oddech i spojrzała na Malfoya. – Wszystko pozostanie pomiędzy nami, jasne?
Przysięga Czarodziejów?
Tak. – Hermiona nie dała po sobie poznać, jak zaskoczyła ją jego propozycja.
Draco wstał, wyjął różdżkę i kierując jej koniec na swoje serce, powiedział:
Ja, Draco Lucjusz Malfoy, przysięgam, że w żaden sposób nie zdradzę, co tutaj się stało ani co się stanie, jeżeli żadna osoba, której tego będzie dotyczyć, nie wyrazi na to nieprzymuszonej zgody.
Ja, Hermiona Jean Granger, przysięgam, że w żaden sposób nie zdradzę, co tutaj się stało ani co się stanie, jeżeli żadna osoba, której tego będzie dotyczyć, nie wyrazi na to nieprzymuszonej zgody – powtórzyła szeptem Hermiona, patrząc uważnie na blondyna. Poczuła coś niesamowitego w powietrzu, zawiązującego się wokół jej ciała. Przymknęła nieświadomie powieki, upajając się przez chwilę niesamowitym uczuciem, spowodowanym przez tańczącą między nią a Malfoyem magią.
To Weasley, prawda? – Cichy głos blondyna, przywrócił ją do rzeczywistości.
Słucham...?
Nie udawaj głupiej, Granger. Nie mam pojęcia, co się stało przed chwilą, dlaczego tu nadal jestem ani dlaczego zawarłem z tobą umowę. Może to być wynik mojego maleńkiego rozchwiania, przez co nie myślę jasno, a już w ogóle rozsądnie. Powinien na początku cię wyśmiać i wyjść stąd jak najszybciej, aby nie ugrząźć w szlamie, ale...
Rozumiem – przerwała mu dziewczyna, wzdychając cicho. – To jest tak nierealne, że prawdopodobnie zaraz się obudzę i pójdę na śniadanie. Przecież jesteś dupkiem! Nie masz uczuć!
Dziękuję, długo nad tym pracowałem. Cieszę się, że ktoś dostrzega mój trud.
Oczywiście to nie wpłynie na nasze wcześniejsze relacje – zastrzegła nagle, ignorując sarkastyczny komentarz chłopaka. 
Nie zamierzam z tobą więcej rozmawiać, jeśli o to chodzi. – Draco przewrócił oczami na niedorzeczność jakichkolwiek cieplejszych uczuć.
Hermiona przełknęła ciężko ślinę i zaczęła:
Zrozumiałam to w wakacje. Później myślałam, że on też... Ale jest teraz z Lavender, która uważa za każdą chwilę, bez wpychania mu języka do gardła, za straconą.
Dziwię się, że w ogóle zainteresowałaś się Weasleyem. Jest idiotą. Przeliterować czy zrozumiałaś to za pierwszym razem? – zapytał, podnosząc brwi do góry, jakby naprawdę nie był pewny. 
Słodkim idiotą – poprawiła Hermiona z czułym uśmiechem, znowu nie zwracając uwagi na jego ironię.
Szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to.
A ty? Co sprawiło, że przyszedłeś tutaj? – zapytała po chwili ciszy Hermiona.
Czasami zazdroszczę wam, że nie jesteście w Slytherinie. – To było jedyne co powiedział, po czym podszedł do drzwi i je otworzył. – Idź pierwsza.
Do nie zobaczenia, Malfoy – mruknęła Hermiona, przechodząc koło niego. Usłyszała ciche trzaśnięcie drzwiami za sobą i kroki, rozchodzące się echem po korytarzu.
...bezczelni... – Hermiona stanęła jak wryta, słysząc głos Filcha, woźnego Hogwartu, tuż za rogiem. Odwróciła się szybko do Malfoya.
Nie może nas przyłapać! – syknęła, patrząc ze strachem na chłopaka.
Życzę powodzenia, Granger – powiedział rozbawiony Draco, skręcając w mały korytarz. Hermiona złapała go za lewe przedramię, chcąc go zatrzymać, ale ten wyrwał się jej jak oparzony. – Nie dotykaj mnie – warknął, a w jego oczach pojawiły się iskierki gniewu.
Przepraszam, przepraszam. – W głosie Hermiony nie było ani grama skruchy. – Nie możesz mnie tutaj zostawić!
Nie znasz żadnych skrótów? Przecież przyjaźnisz się z Potterem już od sześciu lat – zdziwił się Draco, ale nie zwolnił kroku i nadal podążał dziwnym korytarzem. Na twarzy Hermiony pojawił się cierpiętniczy grymas. Spojrzała w stronę, skąd dobiegało coraz wyraźniejsze mamrotanie i ze zdecydowaniem w oczach pobiegła za Malfoyem. 
Przyjaźń z nim nie opiera się na włóczeniu po zamku w czasie ciszy nocnej!
No tak, bo głównie opiera się na odrabianiu mu pracy domowej. – Draco przewrócił oczami. – Bądź cicho. Jeżeli dobrze pójdzie, to wyjdziemy na rozdrożu dróg na trzecim piętrze, gdzie łączą się główne schody, prowadzące i na siódme piętro, i do lochów.
Hermiona zacisnęła usta. Po chwili, czując częstsze powiewy przenikliwego wiatru, potarła ramiona lodowatymi dłońmi. Coraz rzadziej mijała też pochodnie, z których biła przyjemna, ciepła łuna, ogrzewając chłód kamiennego korytarza. Nie było nawet okien, przez co zamek wydawał się jeszcze bardziej mroczny. Pogrążony w ciemnościach wręcz hipnotyzował, zachęcając, by jak najszybciej otulić się nieprzewidywalnym całunem mroku. Poczuła nieprzyjemny dreszcz. Rozejrzała się i... nagle zorientowała się, że nie rozpoznaje obrazów na ścianach. Niepokój w jej sercu powiększył się. 
Jesteś pewny, gdzie się właśnie znajdujemy? – zapytała, zerkając niepewnie na milczące postacie, znajdujące się na płótnach. Dziesiątki par oczu patrzyły na nią z naganą z pozłacanych ram.
Nie.
Słucham? – Hermiona zamrugała szybko powiekami. On chyba nie...
Powiedziałem: nie. Ten korytarz jest jeszcze dziwniejszy niż wszystkie sto pięćdziesiąt schodów w Hogwarcie.
Jest ich sto...
Granger... – przerwał Draco dla lepszego efektu i spojrzał głęboko w miodowe oczy. – Nie musisz teraz się wymądrzać i grać Panny Doskonałej.
Co oznacza, że jest dziwniejszy? – zapytała po chwili Hermiona, stwierdzając, że będzie ignorować wszystkie złośliwości Malfoya. 
Przemieszcza się. Nigdy nie wiadomo, gdzie trafisz – powiedział Draco z lekkim zakłopotaniem w głosie.
Mogłeś mnie uprzedzić – powiedziała oburzona.
I nie zaryzykowałabyś? Zostałabyś tam, czekając na Filcha?
Hermiona zmrużyła oczy i podniosła wyżej podbródek. Nagle zatrzymała się i jęknęła cicho. Malfoy odwrócił się i spojrzał na nią pytająco. 
Zostawiłam książkę w łazience.
Przeżyjesz – mruknął, przewracając oczami i przyspieszył kroku. – Chodź szybciej.
Idę, idę. 
Cisza pomiędzy tą dwójką utrzymywała się przez dość długi czas. I kiedy wydawało się, że wszystko będzie dobrze, natknęli się na panią Norris. 
Nienawidzę tego kota – syknął Draco i złapał Hermionę za rękę, pociągając w stronę jednego z odnóg korytarza. – No chodź! – dodał, kiedy dziewczyna nie ruszyła się z miejsca.
Nienawidzę cię, Malfoy.
Z wzajemno... – urwał, widząc ślepy zaułek. Zamrugał kilka razy, nie dowierzając.
Niemiło było cię poznać, Malfoy – szepnęła Hermiona, podchodząc do ściany i opierając się o nią ciężko.
Wiedziałem, że kiedyś nadejdzie ten moment, no, ale nie przesadzajmy! – jęknął Ślizgon, uderzając pięścią w ścianę. Niewyraźne słowa i stukot butów o kamienną posadzkę zbliżały się nieubłaganie. Hermiona przesunęła dłonią o ścianę i natrafiwszy na poluźnioną cegiełkę, zmarszczyła brwi w zastanowieniu. Odwróciła się twarzą do ściany, kompletnie ignorując użalanie się blondyna i zaczęła poruszać ruchomym elementem. Draco spojrzał na wysiłki Gryfonki i podniósł do góry brwi w niemym zdziwieniu.
Co ty robisz?
Nie gadaj, tylko mi pomóż! – wymamrotała Hermiona, siłując się z cegiełką.
I co z tym zrobisz? Rzucisz w Filcha? – zapytał Draco. Po chwili zastanowienia dodał: – Ej, to nie jest taki głupi pomysł. Widzisz? Jak chcesz, to potrafisz, Granger.
Nie. Gadaj – warknęła Hermiona.
Merlinie... – Blondyn wzniósł oczy w stronę sufitu. – Daj mi to. – Draco odepchnął delikatnie dziewczynę i pociągnął za cegiełkę.
Ta natychmiast wysunęła się do połowy i samoistnie zakręciła. Zabrzmiało ciche kliknięcie i oto pokazał się im ogromny gobelin, przedstawiający polanę. Na środku łąki, gdzie wznosiły się wysokie, butelkowozielone źdźbła trawy i rosnące miejscami, krwistoczerwone kwiaty, stał potężny centaur, spoglądający w usiane maleńkimi, migoczącymi punkcikami granatowe niebo. W smukłej dłoni ściskał zapisany dziwnymi znakami pergamin, widocznie poznaczony przez czas. Kasztanowe, kręcone włosy centaura poruszały się coraz w rytm wiejącego wiatru, który unosił pożółkłe liście z otaczających polanę, wiotkich drzew. 
Co...? – mruknęła załamana Hermiona. Zaraz uderzyła w gobelin z całej siły, chcąc wyładować swoje zasoby dość szybko zgromadzonego gniewu. Ale zamiast ściany, jej pięść natrafiła na wolną przestrzeń. Szatynka otworzyła szeroko oczy, patrząc na swoją dłoń.
Draco wyciągnął powoli rękę, ale nie poczuł tkaniny. Stwierdzając, że nie miał nic do stracenia, przeszedł przez gobelin, zaciskając mocno powieki. Po chwili dotarło do niego, że żył. Otworzył ostrożnie oczy i rozejrzał się. Było to dość duże pomieszczenie. Miało przeszklony sufit, a na środku komnaty stał ogromny teleskop. Czyli trafili do obserwatorium. Ściany były zasłonięte przez wysokie regały, wypełnionymi po brzegi książkami. W rogu stało duże biurko i wygodnie wyglądający fotel z czerwonym niczym wino obiciem.
Pięknie tu. – Cichy szept dotarł do czułych na jakikolwiek dźwięk uszu blondyna. Odkręcił się, by zobaczyć Granger, skąpaną w świetle księżyca. Miodowe oczy dziewczyny zalśniły dziwnym, jakby mistycznym blaskiem, patrząc prosto w rozsiane niczym ziarnka piasku na całym atramentowym niebie gwiazdy, które zdawały się być stworzone, by zachwycać te szczególne tęczówki. Blada twarz, okalana paroma nieposłusznymi kosmykami, wydawała się wręcz nieziemska. Malinowe usta były delikatnie rozchylone, przez co jej twarz wyglądała tak bardzo spokojnie. Drobna sylwetka szatynki przypominała teraz piękną, porcelanową lalkę, podatną na każde, nawet najlżejsze dotknięcie.
Draco pokręcił głową, odpędzając się od tego obrazu i rozejrzał się ponownie po pomieszczeniu. Nie było to łatwe. Jego wzrok wbrew jego woli kierował się na tą niską dziewczynę. Draco zacisnął zęby i podszedł stanowczym krokiem do najbliższego regału. Przebiegł pobieżnie oczami po tytułach. Zmarszczył brwi w zastanowieniu, widząc bardzo zniszczoną okładkę „Tysiąca gwiazd i jednej legendy”. Ostrożnie sięgnął po księgę. Nie wyciągnął jej. Uruchomił kolejny mechanizm, który otworzył kolejne tajemne przejście.
Granger? Chyba coś znalazłem.
Brawo, Malfoy – powiedziała Hermiona, podchodząc do niego i widząc niezbyt duże, dębowe drzwi.
Panie przodem. – Draco zrobił coś w parodii ukłonu, wskazując jednocześnie dłonią na drzwi.
Nigdy nie byłeś gentlemanem.
Od czegoś trzeba zacząć. No idź już. Skończmy już tą dziwną przygodę. – Na jego twarzy znowu pojawiła się nieskazitelna i nieczytelna maska, upodabniając go do zimnego posągu.
Hermiona spojrzała na drzwi, nieświadomie wstrzymując oddech i nacisnęła na klamkę. Wyszła na korytarz na trzecim piętrze.
Jesteś geniuszem, Malfoy. – Roześmiała się z ulgą Hermiona, okręcając się.
Uspokój się – syknął Draco, przechodząc koło niej. – Zaraz ktoś tu przyjdzie, jak się nie zamkniesz – dodał, stając u podnóża schodów. 
Kolorowych koszmarów – powiedziała szeptem Hermiona, podążając wzrokiem za wysoką sylwetką chłopaka. Zdecydowanie to był najdziwniejszy wieczór jaki dane było jej przeżyć.

*****

Smacznego – przywitał Hermionę Harry z szerokim uśmiechem, siadając obok niej przy stole Gryffindoru. W Wielkiej Sali nie było za dużo osób. Większość wolała wykorzystać ten zimny, niedzielny poranek w o wiele przyjemniejszy sposób, pogrążając się w słonecznym śnie. 
Cześć, Harry. Herbaty? – zapytała, sięgając po imbryczek, ozdobiony w błękitne róże.
Dzięki. Nie mam pojęcia, jakim cudem zerwałem się tak wcześnie z łóżka – mruknął brunet, kiedy Hermiona nalewała mu gorącego napoju. – Co powiesz na spacer do Hagrida?
Ja chyba podziękuję. Muszę dokończyć referat na Astronomię, ale może jutro? Mamy wolną godzinę przed eliksirami.
To jesteśmy umówieni. – Harry uśmiechnął się szeroko, upijając łyk herbaty.
Hermiona kiwnęła głową, zamyślając się. Rozejrzała się i nieświadomie zatrzymała wzrok na pewnym, jasnowłosym Ślizgonie. Malfoy niemrawo mieszał łyżeczką w kubku, słuchając monologu Parkinson, niewysokiej dziewczyny z zadartym nosem. Nagle spojrzał prosto w oczy Hermiony. Szatynka mimowolnie zarumieniła się pod pływem stalowego spojrzenia, ale nie spuściła głowy. Po chwili Draco uśmiechnął się kpiąco i leniwie podniósł brew w niemym wyzwaniu.
Hermiona...? – Ciche pytanie Harry'ego zmusiło Hermionę do odwrócenia wzroku. Nie zobaczyła już, że przez twarz blondyna przemknął cień rozczarowania.
Tak?
Pójdę już.
Ach, czekaj, pójdę z tobą – mówiąc to, Hermiona sięgnęła po kubek i wypiła ostatni łyk herbaty. Wstała, otrzepała spódniczkę z nieistniejącego pyłu i odwróciła się do Harry'ego. – Chodźmy.
Czyli idziesz teraz do biblioteki? – zapytał, kiedy byli już na korytarzu.
Tak, ale muszę wcześniej wstąpić do dormitorium po podręcznik.
Zapadła cisza. Co chwilę mijali uczniów, spieszących się śniadanie. Jedni przemierzali drogę do Wielkiej Sali spokojnym krokiem, a inni, ze źle zawiązanymi krawatami, biegli, próbując dogonić swoich znajomych. Hermiona wychodząc za róg, zderzyła się z kimś. Podniosła głowę gotowa przepraszać, kiedy jej oczy napotkały morskie tęczówki, które natychmiastowo wypełniły się szyderstwem. 
Przepraszam, Hermiono – powiedziała Lavender, uśmiechając się sztucznie. Złapała za ramię chłopaka, stojącego koło niej i przyciągnęła go do siebie zaborczo.
Ron spojrzał z zakłopotaniem na dwójkę swoich przyjaciół. Chociaż nie był już pewny, czy może nazwać Hermionę „swoją przyjaciółką”. Wiedział, że przegrał, kiedy patrzył prosto w zaszklone, miodowe oczy.
Nic się nie stało – odpowiedziała cicho Hermiona, spuszczając głowę. – Chodźmy, Harry.
Tak, chodźmy – syknął brunet, patrząc z wyrzutem na Rona. Wziął Hermionę za rękę i nie puścił jej ani na moment, dopóki nie znaleźli się przed obrazem Grubej Damy.
Dziękuję. – Hermiona próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej jedynie dziwny grymas.
Od tego są przyjaciele. – Harry wzruszył ramionami. – Zobaczysz. W końcu przejrzy na oczy i zobaczy, że jesteś o wiele lepsza od tej blond...
Harry! – krzyknęła z naganą Hermiona. – Wiem, że jej nie lubisz...
Ty też nie.
– … ale to nie znaczy, że masz ją zwyzywać – dokończyła, nie zwracając uwagi na wtrącenie bruneta, który jedynie spojrzał na nią, uśmiechając się tajemniczo. – Co?
Urocza jesteś, jak się złościsz – mruknął Harry, cmokając ją w policzek. Zaraz potem przeszedł przez przejście do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, zostawiając skołowaną dziewczynę na środku korytarza.
Hermiona mimowolnie podniosła dłoń do twarzy, muskając gładką skórę policzka opuszkami palców. Kąciki jej ust podniosły się delikatnie. Pokręciła delikatnie głową i ruszyła w głąb korytarza, zapominając, że przyszła tutaj po książkę. W jej głowie była wtedy tylko jedna myśl: ‘Bez względu na wszystko, Harry nigdy mnie nie opuści’.

*****

Hermiona westchnęła ciężko, przeglądając kolejną książkę. Jej referat był dobry. Nic więcej, tylko dobry. Przez ostatnie piętnaście minut szukała bardziej szczegółowych informacji, dotyczących powstawania gwiazd. Niestety, w hogwarckiej bibliotece pierwszy raz nie znalazła tego, czego potrzebowała.
Hermiona zamknęła książkę z głuchym trzaskiem i odchyliła głowę, przymykając powieki. Miała dość. Wczoraj późno wróciła, a gdyby nie było tego dość, to nie mogła zasnąć, przeklinając się przez całą noc w duchu. Przecież nigdy nie zawiera się umów ze Ślizgonami! Oni nie mają czystych intencji, nawet jeśli akurat nie są w nastroju, by gnębić innych. Co jej przyszło najlepszego do głowy, by wyżalić się akurat Malfoyowi? Przecież... 
Hermiona otworzyła szeroko oczy, prostując się na krześle. Obserwatorium. Tam na pewno znalazłaby potrzebne informacje. Z nowym postanowieniem odniosła książki na odpowiednie półki i wyszła z biblioteki. Zatrzymała się na trzecim piętrze i omiotła korytarz błyszczącymi z podekscytowania oczyma, w których po paru chwilach pojawiły się ogniki gniewu. Hermiona przechodziła kilkakrotnie przed ścianą, gdzie powinny znajdować się ukryte drzwi, ale nic nie znalazła. W ogóle.
Z frustracją usiadła na podłodze, ciesząc się, że było już po lunchu i nikt nie przechodził tym korytarzem. Spojrzała nieprzytomnie na przeciwległą ścianę, kiedy usłyszała czyjeś kroki. Nie zdążyła nic zrobić, kiedy zza rogu wyszedł Malfoy. 
Czy ty mnie prześladujesz? – zapytała Hermiona, jęcząc w duchu. Hogwart był ogromny! Dlaczego więc znowu na niego wpada? Jak widać, los uwielbiał szydzić z ludzi, nic sobie nie robiąc z ich marzeń i pragnień.
Granger, pamiętasz, że my nie rozmawiamy?
To musi być już jakiś chory żart. – Hermiona zignorowała pytanie blondyna. 
Wiesz co? Ta pozycja całkiem mi się podoba. – Draco uśmiechnął się z wyższością, patrząc z góry na dziewczynę. – W końcu zrozumiałaś, gdzie jest twoje miejsce.
Dorośnij, Malfoy – powiedziała Hermiona, ale wstała z podłogi. Popatrzyła na gładką ścianę, a potem na stojącego Malfoya. Nagle przypomniała sobie słowa Dumbledore'a sprzed kilku miesięcy: „Żyj chwilą”. A gdyby tak... – Nie wiesz może przypadkiem, jak się dostać do tamtego obserwatorium?
Ty tak naprawdę, Granger? – spytał Draco prawdziwie rozbawiony.
Bycie gentlemanem zobowiązuje – powiedziała Hermiona, patrząc na niego z miną: „Nie wygrasz tym razem”.
Blondyn spojrzał na nią uważnie, bijąc się z myślami. Już i tak za dużo spędził czasu z tą Gryfonką. Jeszcze, nie daj Merlinie, Granger ubzdura sobie, że polubił jej towarzystwo. Popatrzył prosto w miodowe tęczówki dziewczyny, które spoglądały na niego z nadzieją spod kruczych rzęs. Niezwykły odcień oczu. Nawet całkiem ładny. Po chwili dotarło do niego z całą mocą sens jego myśli. Już wiedział, że odmówi. Nie mógł pozwolić, by jakiekolwiek cieplejsze uczucia rozkwitły do tej szlamy. Byłby skończony, nie miałby żadnych szans na uratowanie rodziny przed nim.
Nie pomogę ci, Granger – powiedział chłodno i ruszył szybko korytarzem. Usłyszał cichy odgłos kroków i zobaczył niską szatynkę przed sobą. Hermiona stanęła przed chłopakiem, podpierając ręce pod boki.
Nie jesteś ani trochę ciekawy, co może znajdować się w tych książkach?
Nie wszyscy są takimi molami jak ty. – Draco zdusił w sobie nagle pobudzone zainteresowanie.
Och, proszę cię – prychnęła Hermiona. – Wiesz dobrze, że jest to mało prawdopodobne, by te wszystkie książki były tylko o astronomii. Z tego, co pamiętam, to stało tam kilkanaście regałów wypchanych woluminami.
Ale później odczepisz się ode mnie, jasne? Nigdy więcej się nie odezwiesz, nie poprosisz o nic ani nie zapytasz – zastrzegł Draco, wzdychając w duchu nad swoim uległym charakterem.
Nie bój się. Mi też nie sprawia to radości.
Draco podszedł do ściany i uważnie się jej przyjrzał. Zastanowił się przez moment. Gdybym był astronomem i chciał ukryć drzwi do prywatnego obserwatorium, to co bym zrobił? Blondyn wyciągnął po chwili różdżkę i mruknął: „Revelio”. 
Naprawdę sądziłeś, że to zadziała? – zapytała Hermiona, kiedy nic się nie stało.
Warto było spróbować. Masz inny pomysł?
Sprawdziłabym pochodnię, ale to trochę zbyt przewidywalne.
Hogwart ma jakieś tysiąc lat. I jeżeli uwierzyć, że obserwatorium powstało w tym samym czasie, to wtedy mogło to nie być tak oczywiste – stwierdził blondyn, podchodząc do zgaszonej pochodni. Postukał w nią różdżką, ale tym razem też się nic nie stało.
Może powiedz jakieś hasło? Coś w stylu „obserwatorium” lub „astronomia”?
A umiesz łacinę?
– „Astronomiae”...? – bardziej spytała niż odpowiedziała Hermiona. Draco zmarszczył delikatnie brwi, po czym stuknął różdżkę i powtórzył za dziewczyną. Przez chwilę nic się nie stało, ale potem zaczęły pokazywać się niezbyt duże, dębowe drzwi z żelaznymi zawiasami, takie same, jakie ukazały im się poprzedniego dnia. 
To było za proste – powiedział Draco, patrząc na nie podejrzliwie.
Nie marudź. Chodź, jeszcze ktoś nas razem zobaczy, a tego bym nie przeżyła. – Hermiona pociągnęła za rękaw blondyna, wchodząc do pomieszczenia. Zamykając drzwi, nie zauważyła pary iskrzących, błękitnych oczu, obserwujących zza rogu całe spotkanie tak podobnej do siebie dwójki młodych ludzi, a jednocześnie tak się różniących.

*****

Witam! Stwierdziłam, że już za długo czekacie na moje wypociny, więc spięłam się i skończyłam rozdział. Nie ukrywam, że pisało mi się go trochę topornie (miałam kilkakrotnie chwilowe załamania nerwowe), ale raczej nie jest aż tak źle, prawda? Oczywiście mogą się znaleźć gdzieniegdzie błędy (jeszcze jutro go sprawdzę). Wiem, że tych moich charakterystycznych opisów nie jest za dużo, ale starałam się jak tylko mogłam najbardziej, by je upchnąć, gdzie się da. I bardzo proszę o komentarze! To jest tak ogromna motywacja, że gdybym miała skrzydła, to unosiłabym się pod błękitnym niebem, przemierzając przestworza niczym pisklę, które po raz pierwszy zasmakowało słodyczy wolności (i tu nie przesadzam). Pozdrawiam i mam nadzieję, że nie zawiodłam. :)

15 komentarzy:

  1. Wyszło idealnie! Piszesz na takim poziomie, że w niektórych momentach mam dreszczyk!(oczywiście taki pozytywny ;)). Uwielbiam to Dramione! Pod koniec przypomniała mi się teoria, że Dumbledore jest podróżującym w czasie Ronem... :D chyba jestem trochę zmęczona :D Pisz następny rozdział, bo inaczej padnę! Słowo daję, ja tę opowieść będę czytać moim przyszłym wnukom! :') :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, wspaniały rozdział <3 Szkoda, że Draco cały czas nosi na sobie maskę zimnego drania, no ale przecież oni na piczątku muszą się nienawidzieć! :) Inaczej to nie ma sensu! Co do Rona i Lavender, to powiem jedno - zachował się jak skończony dupek. Dobrze, że przynajmniej Harry i Ginny z nią są :)
    dramione-dont-hurt-her.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam i się wypowiem: dziewczyno, masz talent! :D Świetnie piszesz, a czytelnik może na własnej skórze doświadczyć tych emocji... *_* No i te cudowne opisy - jesteś po prostu w nich mistrzynią :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo, żałuję że nie potrafię pisać opisów.....

    OdpowiedzUsuń
  5. Żałuję, że nie miałam czasu wcześniej przeczytać, bo rozdział naprawdę świetny! *-* twój styl pisania jest zabójczy, a ta opinia naprawdę dużo znaczy, ponieważ Coco zawsze jest wymagająca XD jestem na telefonie, więc nie będę się rozpisywać, aczkolwiek mam pewne zastrzeżenie. Czy akcja nie dzieje się zbyt szybko? Bo to dopiero drugi rozdział, a oni są 3 kroki za daleko... Ale to tylko moje zdanie, a tymi dotyczącymi treści nie ma się co przejmować, bo każdy ma swoją inwencję twórczą, której powinien się mocno trzymać :D oczywiście czekam na kolejny rozdział i życzę weny!
    Pozdrawiam,
    Coco Deer!

    OdpowiedzUsuń
  6. Na sam początek bardzo przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale mam strasznie dużo na głowie i zaczynam nie wyrabiać :( Rozdział, jak zawsze, bardzo, ale to bardzo fajny. Szybko wprowadzasz akcję, co jest ogromnym plusem. Najbardziej jednak podoba mi się to, że przedstawiasz Draco jako normalnego człowieka, któremu też zdarzy się zgubić maskę obojętności. Bardzo fajnie przedstawiona postać Lavender, oraz reakcja Hermiony.
    Bardzo ciekawi mnie kto zerkał na Draco i Hermionę. Chyba nie była to Lavender, bo napisałaś, że to były błękitne, a nie morskie oczy...
    Jednak jak na razie najbardziej lubię postać Harry'ego. Mam nadzieję, że będzie pojawiał się często, a jeszcze częściej w roli kochającego przyjaciela, który cię nigdy nie opuści :)
    Nie mam zbytnio weny, więc nie mam pomysłu co więcej ci napisać, żeby twoje skrzydła poniosły cię jeszcze wyżej. Do następnego rozdziału i WENY!!!

    Nie Normalna

    http://maby-i-will-see-you-again.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytanie tego rozdzialu było dla mnie istna przyjemnością! Masz tak duży talent w tworzeniu plastycznych opisów i oddawaniu wszelkich emocji.. :)
    Podoba mi się, ze akcją rozwija się szybko. Teoretycznie zawsze wolę, gdy wszystko jest takie mozolne, stopniowe.. Jednak tam to wszystko ze sobą płynnie polaczylas, ze szybkość akcji wcale, a wcale mi nie przeszkadza :)
    Czekam na kolejny!

    http://slughorn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam już rano na telefonie, ale nie miałam możliwości skomentować. Teraz to robię. Zacznę jak zawsze od opisów... wspaniałe, nieziemskie i przepiękne. Rozdział jak najbardziej udany! Pięknie opisywałaś każdą sytuację, a ja rozpływałam się w każdych z tych momentów. Oczywiście nie będzie odkryciem jeśli powiem, że początek to zwalił mnie z nóg. Idealny! Jak dla mnie rozdział najlepszy jak dotychczas. Podobają mi się relację między naszymi głównymi bohaterami. Zaczynają się jakieś początki normalnej znajomości, jednak nadal jest to usłane płaszczem niewiadomej i oczywiście tajemniczy. Nie podoba mi się jednak, że ich znajomość może szybko wyjść na jaw. Czy to widziała ich Lavender? Nie zdziwiłabym się, gdyby chciała to wykorzystać przeciwko Hermionie.

    Życzę Ci dużo weny i zapraszam do mnie,
    http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten chwilowy sojusz głównych bohaterów jest przekomiczny. Super mi się czyta o ich przekomarzaniu się. Coś się między nimi ruszyło. Jeszcze kilka rozdziałów i może zaczną się traktować jak ludzie.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. „Hermiona zachwiała się i upadła, brocząc w lodowatym śniegu” — bardzo ładne opisy wyglądu otoczenia i ogólnie uczuć, ale… jakoś nie widzę tego, żeby Hermiona aż tak przeżywała słowa Dracona, żeby z wrażenia się wypierdzielić na śniegu. Trochę tu popłynęłaś. xD
    „Zasłona kręconych, ciemnoczekoladowych włosów rozsunęła się, przysłaniając twarz Gryfonki” — jak to, rozsunęła się, przysłaniając? Przecież to nielogiczne.
    „Po chwili, która zdawała się być pełną cierpienia wiecznością, wstała, chwiejąc się delikatnie” — O matko… Serio, wiesz, generalnie lubię to, jak piszesz, nawet te pierwsze rozdziały z miodowymi tęczówkami aż tak mnie nie przerażają, ale kurde, w tym rozdziale z opisem dramatycznych odczuć Hermiony trochę poleciałaś. xD Serio, wszystko jest tak rozdmuchane, jakby ona nie wiem, umierała na tym śniegu i to tylko dlatego, że Draco powiedział jej parę przykrych słów, a potem zobaczyła Lav z Ronem. Hermiona nigdy nie była typem, który od razu po tym leci i rzuca się z Wieży Astronomicznej. A jak bywało jej smutno i ryczała gdzieś w kącie, przecież nie robiła dramy na pół błoni…
    No i te jej późniejsze przemyślenia… Ładnie brzmią, ale kto do siebie w myślach gada w tak poetycki sposób?
    „Dopiero będąc na drugim piętrze, usta Hermiony zadrżały, a pojedyncza łza spłynęła po jej pobladłym policzku” — o, właśnie o tym mówię. Taka Hermiona-drama queen, no weź.
    „Odwrócił wzrok od Gryfonki, zatrzymując srebrne tęczówki na małym pęknięciu na ścianie” — tak gwoli ścisłości, teraz już oczywiście wiesz, że patrzymy ewentualnie źrenicami (choć to i tak patetycznie brzmi), a nie tęczówkami? Nie doszłam jeszcze do najświeższych rozdziałów, więc nie wiem, czy Ci się to potem zmienia, ale generalnie pisanie o samych tęczówkach jest takie wiesz, omg, omg, jestę wzniosłym pisarzę, moi bohaterowie patrzą tęczówkami.
    „– Przysięga Czarodziejów?” — cooo?! Przysięga czarodziejów jako durne zapewnienie, że ich ploty pozostaną tajemnicą?! Trochę poważne rozwiązanie.
    „– No tak, bo głównie opiera się na odrabianiu mu pracy domowej” — niby to tylko malfoyowski docinek, ale jakby pomyśleć… Niezwykle trafny. xD
    „[…]Ten korytarz jest jeszcze dziwniejszy niż wszystkie sto pięćdziesiąt schodów w Hogwarcie.
    – Jest ich sto...” — matkobosko, ale Ci się to udało. Dawno nie czytałam lepszego tekstu. xD
    „Przemieszcza się. Nigdy nie wiadomo, gdzie trafisz” — bardzo fajny pomysł, ładnie mieszczący się w ramach „zasad” działających w Hogwarcie! :)
    Ale ta Hermiona u Ciebie roztrzepana… Gdy tylko jest przy Malfoyu, ciągle gubi książki. Aż nieprawdopodobne. :)
    Co prawda początek ich rozmowy w łazience w ogóle mi się nie podobał, wydał mi się bardzo sztuczny. W końcu to dopiero drugi rozdział, a metamorfoza w ich podejściu do siebie była zbyt rażąca. O wiele bardziej trafiały do mnie ich przekomarzania z magicznego korytarza. Widać w nich ładne ocieplenie stosunków (takie, no, o jeden stopień Celsjusza :D), ale w ramach logiki ich wcześniejszej relacji.
    Wiesz co jest jeszcze charakterystyczne w Twoich opisach, a co zajeżdża mega kiczem? Kolorystyka obrazu, który kreujesz. Te wszystkie magiczne kolorki, malinowe, rubinowe usta, stalowe tęczówki, krucze rzęsy… :D
    Odnośnie też naszej rozmowy spod pierwszego rozdziału, dziwi mnie to, że bardziej Hermiona zaczęła się „nastawiać” na Rona po jakimśtam komentarzu Ginny, a na Harry’ego w ogóle, zero jakiejkolwiek myśli w tym kierunku, choć ten cmoknął ją w policzek. To chyba powinno bardziej rozbudzić wyobraźnię Granger, no nie?
    No i ten przypadek, że znów „wpada” na Malfoya w Obserwatorium… <3 skisłam. <3
    Ale w sumie dalej jest lepiej, gdy do Malfuya dociera, że podoba mu się kolor oczu Hermiony, hahaha!
    O matko, w tym rozdziale jest serio „lepiej” niż w poprzednim. A najbardziej rozwala mnie jednak to, że właśnie – nie piszesz źle, językowo jest dość dobrze. Bardziej brak jakiegoś takiego wyczucia w kreowanych sytuacjach, bo kroi się to mega kiczowato. :D
    Lecę czytać dalej. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patos ewryłere po prostu. I popłynęłam, ale coś mi świta, że chciałam sobie opisać jakąś super rozpacz, a Hermiona się jakoś tak napatoczyła. xD Loff dramy kłin! <3

      Brak logiki w zdaniach to najmniejszy problem, szczerze mówiąc, to nie wiem, jakim cudem to ominęłam. A patrzenie tęczówkami znika w którymś momencie, tylko nie wiem, w którym. Coś się boję, że dopiero jakieś cztery rozdziały wstecz, licząc od najnowszego.

      A z tą przysięgą czarodziejów, to można by spojrzeć, że oni czują się tak jakby dorośli i stąd takie poważne rozwiązania. Może o tym wspomnę, jak się zdobędę na poprawianie.

      Gdy tylko jest przy Malfoyu, ciągle gubi książki.
      Urok Malfoyów. ^.^

      Wiesz co jest jeszcze charakterystyczne w Twoich opisach, a co zajeżdża mega kiczem?
      Niestety wiem, ale to też znika. Coś koło szóstego bodajże, bo traciłam nerwy przy tych opisach - na początku fajnie się to pisało, ale później wydawało mi się, że piszę to samo. xD

      Hermiona zaczęła się „nastawiać” na Rona po jakimśtam komentarzu Ginny, a na Harry’ego w ogóle, zero jakiejkolwiek myśli w tym kierunku, choć ten cmoknął ją w policzek
      W sumie masz rację, ale naciągnijmy to jakoś do tego, że Hermiona i Harry traktują się jak rodzeństwo, a do Rona Hermiona nigdy nie mogła wzbudzić sobie takich uczuć (teraz przypomnijmy sobie ich wszystkie kłótnie i oskarżenia przez te lata).

      Wyczucie się zdobywa z czasem. A to naprawdę jest moje pierwsze opko, wcześniej nic nie pisałam tak bardziej "na poważnie". A patrząc, że mimowolnie się wzorowałam na wszystkich opkach świata z Dramione... No cóż, schematy gonią schematy.

      Usuń
    2. No tak, tylko w kwestii przysięgi uściślijmy - chodzi Ci tutaj o Przysięgę Wieczystą? Bo tak to zrozumiałam. No a wiesz, Wieczysta Przysięga jednak ciągnie za sobą srogie konsekwencje. :D Nie wiem, czy w tak błahym przypadku ktoś typu Malfoy czy Granger decydowałby się na nią, nawet mimo czucia się "jak dorośli".
      Ja wiem, że wyczucie zdobywa się z czasem. Ja tak komciuję na bieżąco, żeby Ci to pokazać, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nowsze rozdziały są lepsze, soł nie musisz mi się nawet tłumaczyć. :P

      Usuń
    3. Nie, nie o Przysięgę Wieczystą. Ta, o której mowa, to jej lżejszy odpowiednik - nie wiem, czy coś takiego w ogóle zaistniało w kanonie, ale często wykorzystywany motyw w opkach. U mnie Przysięga Czarodziejów obraca się wokół honoru - ten, kto ją złamał, nie dozna żadnego uszczerbku na zdrowiu czy życiu, ale magia nie będzie pozwalała mu zapomnieć, że sam siebie zhańbił. Wiadomo, niektórych to w ogóle nie obejdzie, ale większość osób ceni sobie honor. Zwłaszcza kiedy magia będzie tłuc ci to ciągle po głowie.

      Usuń
  11. Czy mi się przywidziało, czy Hermiona jakoś ostatnio zbyt rozkojarzona jest... No to chyba nie przez te hormony i ckliwe uczucie do Rona, mam nadzieję :D.
    Mega, mega, mega podoba mi się końcowa scena! <3 Po prostu kocham cię za nią :D!
    Nie mogę zapomnieć jednak o zachowaniu Rona i Lavender, to było takie w jego stylu. W czasie piątego i szóstego roku Ron zachowywał się jak kretyn... Chociaż nie, on cały czas zachowywał się - i był - kretynem...
    Oczywiście rozdział bardzo mi się podoba i szkoda, że muszę na dziś skończyć czytanie, niestety zagapiłam się w telewizor, odpłynęłam i dopiero kilkanaście minut się ogarnęłam i wzięłam za ten rozdział ^^. Jednak obiecuję, że do końca tygodnia skończę czytać całość ;)
    Buziaki,
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie jest rozkojarzona i to bardzo - a powinna być zorganizowana. Hmm... Przyjmijmy, że ma za mało na głowie i się gubi dziewczyna, bo nie ma co ze sobą zrobić. :D

      I prawda, Ron zachowuje się czasami jak kretyn, ale taki jego urok. :D I nie obiecuj tak, bo ja sama wiem, jak czasami takie obietnice się nie spełniają (tak, do końca tygodnia coś będzie! xD).

      Buźki!

      Usuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)