Drobne,
misterne śnieżynki powoli opadały na opustoszały dziedziniec,
tańcząc przy akompaniamencie podmuchów zimnego wiatru, coraz
mocniejszych z każdą kolejną chwilą. Bieliste obłoki
pyszniły się na zszarzałym niebie, przysłaniając słońce, które
z utęsknieniem oczekiwało końca swojej niewoli. Wiotkie
gałęzie drzew uginały się pod ciężarem bezlitosnego szronu,
zatrzaskując się w tym jakże niezwykle pięknym więzieniu.
Drobna
sylwetka, odziana w brudnoszary płaszcz i bordową,
wełnianą czapkę, przemierzała spokojnym krokiem błonia, okalane
górami białego puchu. Ciężkie, sznurowane buty pozostawiały po
sobie głębokie ślady. Cichy trzask uginającego się śniegu
tworzył dziwną harmonię razem ze świszczącym wiatrem
i spokojnym, ledwie słyszalnym oddechem dziewczyny. Miodowe
oczy były zasnute delikatną mgłą wspomnień i rozszalałych
myśli. Hermiona nieświadomie zbliżyła się do skraju Zakazanego
Lasu.
Zmarszczyła
delikatnie brwi, uświadamiając sobie, gdzie dotarła. Rozejrzała
się. Chłodny powiew wiatru, lecący spomiędzy niezliczonych pni
drzew, owiał jej zarumienioną twarz, niosąc za sobą niezrozumiały
przez ludzi szept natury. Hermiona wciągnęła gwałtownie
powietrze, czując nagłe poruszenie w swoim poranionym sercu.
Czysty zapach lasu wtargnął do jej niewielkiego ciała, nie
pozostawiając ani jednego niezbadanego zakamarka. Dziewczyna
przymknęła mimowolnie powieki i wypuściła powoli powietrze
spomiędzy jej spękanych warg, tworząc delikatny, biały obłoczek.
Nieświadomie podniosła drżącą dłoń i przycisnęła ją
mocno do swojej piersi, wyczuwając pod grubym płaszczem szalejące,
nierówne bicie serca.
– Spokojnie,
Hermiono – wyszeptała, zaciskając powieki. Grymas bólu pojawił
się przez krótki moment na prawie nieskazitelnej twarzy dziewczyny,
poznaczonej jedynie przez pojedyncze piegi na delikatnie zadartym
nosie. – On nie jest ciebie wart. Nie jest... – Niechciany szloch
skutecznie zagłuszył jej słowa. Perłowe łzy wydobyły się spod
czarnych rzęs i spłynęły po różanych policzkach, kreśląc
na nich liczne, pokręcone ścieżki.
Hermiona
zachwiała się i upadła, brocząc w lodowatym śniegu.
Oparła dłonie, okalane wełnianymi rękawiczkami, o zmarzniętą
ziemię. Zasłona kręconych, ciemnoczekoladowych włosów rozsunęła
się, przysłaniając twarz Gryfonki. Jej ramiona zatrzęsły się,
a ona sama, porzucając jakiekolwiek marne próby utrzymania
swojej maski, krzyknęła krótko, ale wkładając w to cały
swój ból.
Po
chwili, która zdawała się być pełną cierpienia wiecznością,
wstała, chwiejąc się delikatnie. Nieprzytomnie spojrzała na swoje
oblepione śniegiem, bordowe rękawiczki. Dotkliwe ukłucia zimna,
wcześniej przytłumione, teraz dotarły do niej z całą swoją
mocą. Hermiona wzdrygnęła się. Otrzepała dłonie ze śniegu, nie
przejmując się już kolanami. Zadarła głowę do góry,
spoglądając spod posklejanych rzęs na zachmurzone niebo. Czy
kiedyś poczuję prawdziwy smak szczęścia? Czy
w ciepłych, bezpiecznych ramionach zaznam spokoju, wreszcie nie
martwiąc się o następny dzień...? Może nie jest mi pisane
spędzić życia w tych szczególnych ramionach? A może
któregoś razu ten nieznośny rudzielec spojrzy w końcu na
mnie z tym błyskiem w orzechowych oczach? I powie, że
jest największym idiotą na całym świecie? Że nie jest nawet
godzien mojego jednego spojrzenia...?
Hermiona
pokręciła głową z delikatnie uniesionymi kącikami ust.
Schowała dłonie do kieszeni ciemnego płaszcza i ruszyła
w stronę ogromnej, bogato zdobionej bramy. A z jej
malinowych warg nie schodził uśmiech pełen smutku i goryczy.
*****
Delikatna
firanka lodu, utkana na jednym z wielu okienek wysokiej wieży
Gryffindoru, iskrzyła się niesamowitym blaskiem pod wpływem
zachodzącego, styczniowego słońca. Hermiona przesunęła smukłym
palcem po szybie, patrząc z dziwną fascynacją na pojawiające
się krople wody, wędrujące ku okazałym, dolnym zwieńczeniom
okna. Nagle do Pokoju Wspólnego wpadła dwójka młodych ludzi,
splecionych ze sobą niczym dwie nierozerwalne nicie w niezwykle
złożonym gobelinie. Książka spadła z głuchym trzaskiem,
kiedy Hermiona wstała gwałtownie z zasłużonego fotela. Para
Gryfonów zesztywniała lekko, uświadamiając sobie, że ktoś tutaj
jeszcze był i oderwała się od siebie z cichym
mlaśnięciem. Orzechowe oczy spojrzały z szokiem na Hermionę.
Szatynka przełknęła ciężko ślinę i zabierając wcześniej
nieszczęsną książkę z podłogi, wyszła z pomieszczenia
z wysoko podniesionym podbródkiem, nie zaszczycając Rona ani
jednym spojrzeniem.
Dopiero
będąc na drugim piętrze, usta Hermiony zadrżały, a pojedyncza
łza spłynęła po jej pobladłym policzku. Zacisnęła mocno palce
na twardej okładce książki i pobiegła w stronę
łazienki Jęczącej Marty. Otworzyła szeroko drzwi i trzasnęła
nimi, nie przejmując się, że narobiła hałasu. Upadła na chłodne
kafelki i zaniosła się głośnym szlochem, wypuszczając
wolumin z rąk.
– Granger...?
Hermiona
podniosła załzawione oczy i spojrzała z przerażeniem na
siedzącego pod ścianą Ślizgona.
– Granger?
– powtórzył głośniej Draco, patrząc dziwnie na dziewczynę. Co
tu dużo mówić... Nie spodziewał się, że nagle ktoś tutaj
wpadnie, a już na pewno nie spodziewał się tej szlamowatej
Gryfonki.
– Malfoy...
– szepnęła Hermiona z bezsilnością w głosie. – Co
tu robisz?
– Siedzę
– powiedział, czując, że jego usta rozciągają się w złośliwym
uśmiechu.
Hermiona
pokręciła gwałtownie głową, podkurczając nogi i zacisnęła
palce na swoich kolanach.
– Na
co czekasz?
– Hmm...?
– mruknął zdziwiony.
– Jestem
w totalnej rozsypce. Masz idealną okazję do pognębienia
głupiej szlamy – stwierdziła gorzko Hermiona, przymykając
powieki.
– Leżącego
się nie kopie – szepnął ledwie słyszalnie.
– Słucham?
Draco
zacisnął usta w cienką linię, ignorując pytanie. Odwrócił
wzrok od Gryfonki, zatrzymując srebrne tęczówki na małym
pęknięciu na ścianie.
Hermiona
ostrożnie obserwowała niecodzienne zachowanie Ślizgona. Po chwili,
kiedy blondyn widocznie wyruszył w podróż w niezbadane
ścieżki swojego umysłu, szatynka wstała i podeszła do
małego lustra. Jęknęła w duchu, widząc siebie w odbiciu.
Odkręciła kurek i nabrała dłońmi chłodnej wody. Przemyła
lekko opuchniętą twarz i wypuszczając ciężko powietrze,
oparła się o krawędź umywalki. Spuściła głowę,
pozwalając kroplom wody spływać po jej szyi, które powoli
docierały do wolnych, brązowych strąków. Dziewczyna zmarszczyła
brwi, czując przylepiające się włosy do jej twarzy. Przeszukała
kieszenie swoich odrobinę za dużych jeansach i spięła włosy
znalezioną gumką. Nagle zorientowała się, że jej każdy ruch był
uważnie śledziony przez pewną parę szarych oczu.
– Co
chcesz, Malfoy?
– Kto
cię tak urządził? – Pytanie mimowolnie wydobyło się z ust
Draco. Skrzywił się delikatnie na swój brak kontroli.
– Naprawdę
chcesz wiedzieć? – Niedowierzanie w głosie Hermiony było aż
nadto słyszalne.
– Jeżeli
już tu jesteśmy, a z czego zauważyłem, nie palisz się do
wyjścia, to możemy porozmawiać.
– Ty
się dobrze czujesz? – Gryfonka się roześmiała. To było zbyt
surrealistyczne. Nawet jak na czarodziejski świat.
– Uznaj
to za przypływ dziwnie pozytywnych uczuć do zwierząt. – Draco
wzruszył ramionami. Hermiona spojrzała na niego. Dopiero wtedy
zauważyła delikatne cienie pod oczami blondyna. Płowe włosy nie
były przylizane toną żelu. Były potargane. Kości policzkowe
wystawały jeszcze bardziej niż zwykle, a twarz chłopaka była
niesamowicie blada. Pierwsze guziki białej, jedwabnej koszuli
zostały rozpięte, a srebrno – zielony krawat zwisał smętnie
z szyi Malfoya. Już nie wspominając, że siedział na
kafelkowej podłodze. – Co?
– Dobrze
się czujesz? – spytała Hermiona, ale w jej głosie nie było
kpiny. Draco wyczuł coś na kształt troski. Nagle sobie uświadomił,
że... jego maska zniknęła. Blondyn zesztywniał ledwie
zauważalnie. Chciał, by na jego twarzy znów powitał niezruszony
wyraz, bez żadnych uczuć. Nie udało mu się. Czuł zbyt dużo
sprzecznych emocji, by na zewnątrz niczym się nie zdradził. –
Malfoy?
– To
tylko... dość trudny tydzień... – I miesiąc,
i rok, i życie, pomyślał
z goryczą, patrząc prosto w całkowicie odsłonięte oczy
dziewczyny. Jakiś głos w jego głowie wrzeszczał na całe
gardło: „Po co się tłumaczysz jakiejś szlamie?!”. Zignorował
go. Było mu już wszystko jedno czy pozwoli dziewczynie z brudną
krwią zobaczyć odrobinę jego prawdziwego oblicza, czy nie. W końcu
i tak jej nikt później nie uwierzy. – A ty?
– Ja?
– szepnęła bezmyślnie Hermiona, nadal nie mogąc się pogodzić
z faktem, że ona
i ten
Ślizgon rozmawiali.
Tak normalnie, bez żadnego wyzywania.
– Tak,
ty.
– Ja...
– Nagle, niczym rwąca rzeka, która wygrała nareszcie odwieczną
walkę z tamą, uderzył w nią obraz całującej się
pary. Łzy napłynęły do już przekrwionych oczu. Hermiona
zacisnęła powieki, nie pozwalając im się uwolnić. Wzięła
drżący oddech i spojrzała na Malfoya. – Wszystko pozostanie
pomiędzy nami, jasne?
– Przysięga
Czarodziejów?
– Tak.
– Hermiona nie dała po sobie poznać, jak zaskoczyła ją jego
propozycja.
Draco
wstał, wyjął różdżkę i kierując jej koniec na swoje
serce, powiedział:
– Ja,
Draco Lucjusz Malfoy, przysięgam, że w żaden sposób nie
zdradzę, co tutaj się stało ani co się stanie, jeżeli żadna
osoba, której tego będzie dotyczyć, nie wyrazi na to
nieprzymuszonej zgody.
– Ja,
Hermiona Jean Granger, przysięgam, że w żaden sposób nie
zdradzę, co tutaj się stało ani co się stanie, jeżeli żadna
osoba, której tego będzie dotyczyć, nie wyrazi na to
nieprzymuszonej zgody – powtórzyła szeptem Hermiona, patrząc
uważnie na blondyna. Poczuła coś niesamowitego w powietrzu,
zawiązującego się wokół jej ciała. Przymknęła nieświadomie
powieki, upajając się przez chwilę niesamowitym uczuciem,
spowodowanym przez tańczącą między nią a Malfoyem magią.
– To
Weasley, prawda? – Cichy głos blondyna, przywrócił ją do
rzeczywistości.
– Słucham...?
– Nie
udawaj głupiej, Granger. Nie mam pojęcia, co się stało przed
chwilą, dlaczego tu nadal jestem ani dlaczego zawarłem z tobą
umowę. Może to być wynik mojego maleńkiego rozchwiania, przez co
nie myślę jasno, a już w ogóle rozsądnie. Powinien na
początku cię wyśmiać i wyjść stąd jak najszybciej, aby
nie ugrząźć w szlamie, ale...
– Rozumiem
– przerwała mu dziewczyna, wzdychając cicho. – To jest tak
nierealne, że prawdopodobnie zaraz się obudzę i pójdę na
śniadanie. Przecież jesteś dupkiem! Nie masz uczuć!
– Dziękuję,
długo nad tym pracowałem. Cieszę się, że ktoś dostrzega mój
trud.
– Oczywiście
to nie wpłynie na nasze wcześniejsze relacje – zastrzegła nagle,
ignorując sarkastyczny komentarz chłopaka.
– Nie
zamierzam z tobą więcej rozmawiać, jeśli o to chodzi. –
Draco przewrócił oczami na niedorzeczność jakichkolwiek
cieplejszych uczuć.
Hermiona
przełknęła ciężko ślinę i zaczęła:
– Zrozumiałam
to w wakacje. Później myślałam, że on też... Ale jest
teraz z Lavender, która uważa za każdą chwilę, bez
wpychania mu języka do gardła, za straconą.
– Dziwię
się, że w ogóle zainteresowałaś się Weasleyem.
Jest idiotą.
Przeliterować czy zrozumiałaś to za pierwszym razem? – zapytał,
podnosząc brwi do góry, jakby naprawdę nie był pewny.
– Słodkim
idiotą – poprawiła Hermiona z czułym uśmiechem, znowu nie
zwracając uwagi na jego ironię.
– Szczerze
mówiąc, nie obchodzi mnie to.
– A ty?
Co sprawiło, że przyszedłeś tutaj? – zapytała po chwili ciszy
Hermiona.
– Czasami
zazdroszczę wam, że nie jesteście w Slytherinie. – To było
jedyne co powiedział, po czym podszedł do drzwi i je otworzył.
– Idź pierwsza.
– Do
nie zobaczenia, Malfoy – mruknęła Hermiona, przechodząc koło
niego. Usłyszała ciche trzaśnięcie drzwiami za sobą i kroki,
rozchodzące się echem po korytarzu.
– ...bezczelni...
– Hermiona stanęła jak wryta, słysząc głos Filcha, woźnego
Hogwartu, tuż za rogiem. Odwróciła się szybko do Malfoya.
– Nie
może nas przyłapać! – syknęła, patrząc ze strachem na
chłopaka.
– Życzę
powodzenia, Granger – powiedział rozbawiony Draco, skręcając
w mały korytarz. Hermiona złapała go za lewe przedramię,
chcąc go zatrzymać, ale ten wyrwał się jej jak oparzony. – Nie
dotykaj mnie – warknął, a w jego oczach pojawiły się
iskierki gniewu.
– Przepraszam,
przepraszam. – W głosie Hermiony nie było ani grama skruchy.
– Nie możesz mnie tutaj zostawić!
– Nie
znasz żadnych skrótów? Przecież przyjaźnisz się z Potterem
już od sześciu lat – zdziwił się Draco, ale nie zwolnił kroku
i nadal podążał dziwnym korytarzem. Na twarzy Hermiony
pojawił się cierpiętniczy grymas. Spojrzała w stronę, skąd
dobiegało coraz wyraźniejsze mamrotanie i ze zdecydowaniem
w oczach pobiegła za Malfoyem.
– Przyjaźń
z nim nie opiera się na włóczeniu po zamku w czasie
ciszy nocnej!
– No
tak, bo głównie opiera się na odrabianiu mu pracy domowej. –
Draco przewrócił oczami. – Bądź cicho. Jeżeli dobrze pójdzie,
to wyjdziemy na rozdrożu dróg na trzecim piętrze, gdzie łączą
się główne schody, prowadzące i na siódme piętro, i do
lochów.
Hermiona
zacisnęła usta. Po chwili, czując częstsze powiewy przenikliwego
wiatru, potarła ramiona lodowatymi dłońmi. Coraz rzadziej mijała
też pochodnie, z których biła przyjemna, ciepła łuna,
ogrzewając chłód kamiennego korytarza. Nie było nawet okien,
przez co zamek wydawał się jeszcze bardziej mroczny. Pogrążony
w ciemnościach wręcz hipnotyzował, zachęcając, by jak
najszybciej otulić się nieprzewidywalnym całunem mroku. Poczuła
nieprzyjemny dreszcz. Rozejrzała się i... nagle zorientowała się,
że nie rozpoznaje obrazów na ścianach. Niepokój w jej sercu
powiększył się.
– Jesteś
pewny, gdzie się właśnie znajdujemy? – zapytała, zerkając
niepewnie na milczące postacie, znajdujące się na płótnach.
Dziesiątki par oczu patrzyły na nią z naganą z pozłacanych
ram.
– Nie.
– Słucham?
– Hermiona zamrugała szybko powiekami. On chyba nie...
– Powiedziałem:
nie. Ten korytarz jest jeszcze dziwniejszy niż wszystkie sto
pięćdziesiąt schodów w Hogwarcie.
– Jest
ich sto...
– Granger...
– przerwał Draco dla lepszego efektu i spojrzał głęboko
w miodowe oczy. – Nie musisz teraz się wymądrzać i grać
Panny Doskonałej.
– Co
oznacza, że jest dziwniejszy? – zapytała po chwili Hermiona,
stwierdzając, że będzie ignorować wszystkie złośliwości
Malfoya.
– Przemieszcza
się. Nigdy nie wiadomo, gdzie trafisz – powiedział Draco z lekkim
zakłopotaniem w głosie.
– Mogłeś
mnie uprzedzić – powiedziała oburzona.
– I nie
zaryzykowałabyś? Zostałabyś tam, czekając na Filcha?
Hermiona
zmrużyła oczy i podniosła wyżej podbródek. Nagle zatrzymała
się i jęknęła cicho. Malfoy odwrócił się i spojrzał
na nią pytająco.
– Zostawiłam
książkę w łazience.
– Przeżyjesz
– mruknął, przewracając oczami i przyspieszył kroku. –
Chodź szybciej.
– Idę,
idę.
Cisza
pomiędzy tą dwójką utrzymywała się przez dość długi czas.
I kiedy wydawało się, że wszystko będzie dobrze, natknęli
się na panią Norris.
– Nienawidzę
tego kota – syknął Draco i złapał Hermionę za rękę,
pociągając w stronę jednego z odnóg korytarza. – No
chodź! – dodał, kiedy dziewczyna nie ruszyła się z miejsca.
– Nienawidzę
cię, Malfoy.
– Z wzajemno...
– urwał, widząc ślepy zaułek. Zamrugał kilka razy, nie
dowierzając.
– Niemiło
było cię poznać, Malfoy – szepnęła Hermiona, podchodząc do
ściany i opierając się o nią ciężko.
– Wiedziałem,
że kiedyś nadejdzie ten moment, no, ale nie przesadzajmy! –
jęknął Ślizgon, uderzając pięścią w ścianę. Niewyraźne
słowa i stukot butów o kamienną posadzkę zbliżały się
nieubłaganie. Hermiona przesunęła dłonią o ścianę
i natrafiwszy na poluźnioną cegiełkę, zmarszczyła brwi
w zastanowieniu. Odwróciła się twarzą do ściany, kompletnie
ignorując użalanie się blondyna i zaczęła poruszać
ruchomym elementem. Draco spojrzał na wysiłki Gryfonki i podniósł
do góry brwi w niemym zdziwieniu.
– Co
ty robisz?
– Nie
gadaj, tylko mi pomóż! – wymamrotała Hermiona, siłując się
z cegiełką.
– I co
z tym zrobisz? Rzucisz w Filcha? – zapytał Draco. Po
chwili zastanowienia dodał: – Ej, to nie jest taki głupi pomysł.
Widzisz? Jak chcesz, to potrafisz, Granger.
– Nie.
Gadaj –
warknęła Hermiona.
– Merlinie...
– Blondyn wzniósł oczy w stronę sufitu. – Daj mi to. –
Draco odepchnął delikatnie dziewczynę i pociągnął za
cegiełkę.
Ta
natychmiast wysunęła się do połowy i samoistnie zakręciła.
Zabrzmiało ciche kliknięcie i oto pokazał się im ogromny
gobelin, przedstawiający polanę. Na środku łąki, gdzie wznosiły
się wysokie, butelkowozielone źdźbła trawy i rosnące
miejscami, krwistoczerwone kwiaty, stał potężny centaur,
spoglądający w usiane maleńkimi, migoczącymi punkcikami
granatowe niebo. W smukłej dłoni ściskał zapisany dziwnymi
znakami pergamin, widocznie poznaczony przez czas. Kasztanowe,
kręcone włosy centaura poruszały się coraz w rytm wiejącego
wiatru, który unosił pożółkłe liście z otaczających
polanę, wiotkich drzew.
– Co...?
– mruknęła załamana Hermiona. Zaraz uderzyła w gobelin
z całej siły, chcąc wyładować swoje zasoby dość szybko
zgromadzonego gniewu. Ale zamiast ściany, jej pięść natrafiła na
wolną przestrzeń. Szatynka otworzyła szeroko oczy, patrząc na
swoją dłoń.
Draco
wyciągnął powoli rękę, ale nie poczuł tkaniny. Stwierdzając,
że nie miał nic do stracenia, przeszedł przez gobelin, zaciskając
mocno powieki. Po chwili dotarło do niego, że żył. Otworzył
ostrożnie oczy i rozejrzał się. Było to dość duże
pomieszczenie. Miało przeszklony sufit, a na środku komnaty
stał ogromny teleskop. Czyli trafili do obserwatorium. Ściany były
zasłonięte przez wysokie regały, wypełnionymi po brzegi
książkami. W rogu stało duże biurko i wygodnie
wyglądający fotel z czerwonym niczym wino obiciem.
– Pięknie
tu. – Cichy szept dotarł do czułych na jakikolwiek dźwięk uszu
blondyna. Odkręcił się, by zobaczyć Granger, skąpaną w świetle
księżyca. Miodowe oczy dziewczyny zalśniły dziwnym, jakby
mistycznym blaskiem, patrząc prosto w rozsiane niczym ziarnka
piasku na całym atramentowym niebie gwiazdy, które zdawały się
być stworzone, by zachwycać te szczególne tęczówki. Blada twarz,
okalana paroma nieposłusznymi kosmykami, wydawała się wręcz
nieziemska. Malinowe usta były delikatnie rozchylone, przez co jej
twarz wyglądała tak bardzo spokojnie. Drobna sylwetka szatynki
przypominała teraz piękną, porcelanową lalkę, podatną na każde,
nawet najlżejsze dotknięcie.
Draco
pokręcił głową, odpędzając się od tego obrazu i rozejrzał
się ponownie po pomieszczeniu. Nie było to łatwe. Jego wzrok wbrew
jego woli kierował się na tą niską dziewczynę. Draco zacisnął
zęby i podszedł stanowczym krokiem do najbliższego regału.
Przebiegł pobieżnie oczami po tytułach. Zmarszczył brwi
w zastanowieniu, widząc bardzo zniszczoną okładkę „Tysiąca
gwiazd i jednej legendy”. Ostrożnie sięgnął po księgę.
Nie wyciągnął jej. Uruchomił kolejny mechanizm, który otworzył
kolejne tajemne przejście.
– Granger?
Chyba coś znalazłem.
– Brawo,
Malfoy – powiedziała Hermiona, podchodząc do niego i widząc
niezbyt duże, dębowe drzwi.
– Panie
przodem. – Draco zrobił coś w parodii ukłonu, wskazując
jednocześnie dłonią na drzwi.
– Nigdy
nie byłeś gentlemanem.
– Od
czegoś trzeba zacząć. No idź już. Skończmy już tą dziwną
przygodę. – Na jego twarzy znowu pojawiła się nieskazitelna
i nieczytelna maska, upodabniając go do zimnego posągu.
Hermiona
spojrzała na drzwi, nieświadomie wstrzymując oddech i nacisnęła
na klamkę. Wyszła na korytarz na trzecim piętrze.
– Jesteś
geniuszem, Malfoy. – Roześmiała się z ulgą Hermiona,
okręcając się.
– Uspokój
się – syknął Draco, przechodząc koło niej. – Zaraz ktoś tu
przyjdzie, jak się nie zamkniesz – dodał, stając u podnóża
schodów.
– Kolorowych
koszmarów – powiedziała szeptem Hermiona, podążając wzrokiem
za wysoką sylwetką chłopaka. Zdecydowanie to był najdziwniejszy
wieczór jaki dane było jej przeżyć.
*****
– Smacznego
– przywitał Hermionę Harry z szerokim uśmiechem, siadając
obok niej przy stole Gryffindoru. W Wielkiej Sali nie było za
dużo osób. Większość wolała wykorzystać ten zimny, niedzielny
poranek w o wiele przyjemniejszy sposób, pogrążając się
w słonecznym śnie.
– Cześć,
Harry. Herbaty? – zapytała, sięgając po imbryczek, ozdobiony
w błękitne róże.
– Dzięki.
Nie mam pojęcia, jakim cudem zerwałem się tak wcześnie z łóżka
– mruknął brunet, kiedy Hermiona nalewała mu gorącego napoju. –
Co powiesz na spacer do Hagrida?
– Ja
chyba podziękuję. Muszę dokończyć referat na Astronomię, ale
może jutro? Mamy wolną godzinę przed eliksirami.
– To
jesteśmy umówieni. – Harry uśmiechnął się szeroko, upijając
łyk herbaty.
Hermiona
kiwnęła głową, zamyślając się. Rozejrzała się i nieświadomie
zatrzymała wzrok na pewnym, jasnowłosym Ślizgonie. Malfoy niemrawo
mieszał łyżeczką w kubku, słuchając monologu Parkinson,
niewysokiej dziewczyny z zadartym nosem. Nagle spojrzał prosto
w oczy Hermiony. Szatynka mimowolnie zarumieniła się pod
pływem stalowego spojrzenia, ale nie spuściła głowy. Po chwili
Draco uśmiechnął się kpiąco i leniwie podniósł brew
w niemym wyzwaniu.
– Hermiona...?
– Ciche pytanie Harry'ego zmusiło Hermionę do odwrócenia wzroku.
Nie zobaczyła już, że przez twarz blondyna przemknął cień
rozczarowania.
– Tak?
– Pójdę
już.
– Ach,
czekaj, pójdę z tobą – mówiąc to, Hermiona sięgnęła po
kubek i wypiła ostatni łyk herbaty. Wstała, otrzepała
spódniczkę z nieistniejącego pyłu i odwróciła się do
Harry'ego. – Chodźmy.
– Czyli
idziesz teraz do biblioteki? – zapytał, kiedy byli już na
korytarzu.
– Tak,
ale muszę wcześniej wstąpić do dormitorium po podręcznik.
Zapadła
cisza. Co chwilę mijali uczniów, spieszących się śniadanie.
Jedni przemierzali drogę do Wielkiej Sali spokojnym krokiem, a inni,
ze źle zawiązanymi krawatami, biegli, próbując dogonić swoich
znajomych. Hermiona wychodząc za róg, zderzyła się z kimś.
Podniosła głowę gotowa przepraszać, kiedy jej oczy napotkały
morskie tęczówki, które natychmiastowo wypełniły się
szyderstwem.
– Przepraszam, Hermiono
– powiedziała Lavender, uśmiechając się sztucznie. Złapała za
ramię chłopaka, stojącego koło niej i przyciągnęła go do
siebie zaborczo.
Ron
spojrzał z zakłopotaniem na dwójkę swoich przyjaciół.
Chociaż nie był już pewny, czy może nazwać Hermionę „swoją
przyjaciółką”. Wiedział, że przegrał, kiedy patrzył prosto
w zaszklone, miodowe oczy.
– Nic
się nie stało – odpowiedziała cicho Hermiona, spuszczając
głowę. – Chodźmy, Harry.
– Tak,
chodźmy – syknął brunet, patrząc z wyrzutem na Rona. Wziął
Hermionę za rękę i nie puścił jej ani na moment, dopóki
nie znaleźli się przed obrazem Grubej Damy.
– Dziękuję.
– Hermiona próbowała się uśmiechnąć, ale wyszedł jej jedynie
dziwny grymas.
– Od
tego są przyjaciele. – Harry wzruszył ramionami. – Zobaczysz.
W końcu przejrzy na oczy i zobaczy, że jesteś o wiele
lepsza od tej blond...
– Harry!
– krzyknęła z naganą Hermiona. – Wiem, że jej nie
lubisz...
– Ty
też nie.
– … ale
to nie znaczy, że masz ją zwyzywać – dokończyła, nie zwracając
uwagi na wtrącenie bruneta, który jedynie spojrzał na nią,
uśmiechając się tajemniczo. – Co?
– Urocza
jesteś, jak się złościsz – mruknął Harry, cmokając ją
w policzek. Zaraz potem przeszedł przez przejście do Pokoju
Wspólnego Gryffindoru, zostawiając skołowaną dziewczynę na
środku korytarza.
Hermiona
mimowolnie podniosła dłoń do twarzy, muskając gładką skórę
policzka opuszkami palców. Kąciki jej ust podniosły się
delikatnie. Pokręciła delikatnie głową i ruszyła w głąb
korytarza, zapominając, że przyszła tutaj po książkę. W jej
głowie była wtedy tylko jedna myśl: ‘Bez
względu na wszystko, Harry nigdy mnie nie opuści’.
*****
Hermiona
westchnęła ciężko, przeglądając kolejną książkę. Jej
referat był dobry. Nic więcej, tylko dobry. Przez ostatnie
piętnaście minut szukała bardziej szczegółowych informacji,
dotyczących powstawania gwiazd. Niestety, w hogwarckiej
bibliotece pierwszy raz nie znalazła tego, czego potrzebowała.
Hermiona
zamknęła książkę z głuchym trzaskiem i odchyliła
głowę, przymykając powieki. Miała dość. Wczoraj późno
wróciła, a gdyby nie było tego dość, to nie mogła zasnąć,
przeklinając się przez całą noc w duchu. Przecież nigdy nie
zawiera się umów ze Ślizgonami! Oni nie mają czystych intencji,
nawet jeśli akurat nie są w nastroju, by gnębić innych. Co
jej przyszło najlepszego do głowy, by wyżalić się akurat
Malfoyowi? Przecież...
Hermiona
otworzyła szeroko oczy, prostując się na krześle. Obserwatorium.
Tam na pewno znalazłaby potrzebne informacje. Z nowym
postanowieniem odniosła książki na odpowiednie półki i wyszła
z biblioteki. Zatrzymała się na trzecim piętrze i omiotła
korytarz błyszczącymi z podekscytowania oczyma, w których
po paru chwilach pojawiły się ogniki gniewu. Hermiona przechodziła
kilkakrotnie przed ścianą, gdzie powinny znajdować się ukryte
drzwi, ale nic nie znalazła. W ogóle.
Z
frustracją usiadła na podłodze, ciesząc się, że było już po
lunchu i nikt nie przechodził tym korytarzem. Spojrzała
nieprzytomnie na przeciwległą ścianę, kiedy usłyszała czyjeś
kroki. Nie zdążyła nic zrobić, kiedy zza rogu wyszedł Malfoy.
– Czy
ty mnie prześladujesz? – zapytała Hermiona, jęcząc w duchu.
Hogwart był ogromny! Dlaczego więc znowu na niego wpada? Jak widać,
los uwielbiał szydzić z ludzi, nic sobie nie robiąc z ich
marzeń i pragnień.
– Granger,
pamiętasz, że my nie rozmawiamy?
– To
musi być już jakiś chory żart. – Hermiona zignorowała pytanie
blondyna.
– Wiesz
co? Ta pozycja całkiem mi się podoba. – Draco uśmiechnął się
z wyższością, patrząc z góry na dziewczynę. –
W końcu zrozumiałaś, gdzie jest twoje miejsce.
– Dorośnij,
Malfoy – powiedziała Hermiona, ale wstała z podłogi.
Popatrzyła na gładką ścianę, a potem na stojącego Malfoya.
Nagle przypomniała sobie słowa Dumbledore'a sprzed kilku miesięcy:
„Żyj chwilą”. A gdyby
tak... –
Nie wiesz może przypadkiem, jak się dostać do tamtego
obserwatorium?
– Ty
tak naprawdę, Granger? – spytał Draco prawdziwie rozbawiony.
– Bycie
gentlemanem zobowiązuje – powiedziała Hermiona, patrząc na niego
z miną: „Nie wygrasz tym razem”.
Blondyn
spojrzał na nią uważnie, bijąc się z myślami. Już i tak
za dużo spędził czasu z tą Gryfonką. Jeszcze, nie daj
Merlinie, Granger ubzdura sobie, że polubił jej towarzystwo.
Popatrzył prosto w miodowe tęczówki dziewczyny, które
spoglądały na niego z nadzieją spod kruczych rzęs. Niezwykły
odcień oczu. Nawet całkiem ładny.
Po chwili dotarło do niego z całą mocą sens jego myśli. Już
wiedział, że odmówi. Nie mógł pozwolić, by jakiekolwiek
cieplejsze uczucia rozkwitły do tej szlamy. Byłby skończony, nie
miałby żadnych szans na uratowanie rodziny przed nim.
– Nie
pomogę ci, Granger – powiedział chłodno i ruszył szybko
korytarzem. Usłyszał cichy odgłos kroków i zobaczył niską
szatynkę przed sobą. Hermiona stanęła przed chłopakiem,
podpierając ręce pod boki.
– Nie
jesteś ani trochę ciekawy, co może znajdować się w tych
książkach?
– Nie
wszyscy są takimi molami jak ty. – Draco zdusił w sobie
nagle pobudzone zainteresowanie.
– Och,
proszę cię – prychnęła Hermiona. – Wiesz dobrze, że jest to
mało prawdopodobne, by te wszystkie książki były tylko
o astronomii. Z tego, co pamiętam, to stało tam
kilkanaście regałów wypchanych woluminami.
– Ale
później odczepisz się ode mnie, jasne? Nigdy więcej się nie
odezwiesz, nie poprosisz o nic ani nie zapytasz – zastrzegł
Draco, wzdychając w duchu nad swoim uległym charakterem.
– Nie
bój się. Mi też nie sprawia to radości.
Draco
podszedł do ściany i uważnie się jej przyjrzał. Zastanowił
się przez moment. Gdybym
był astronomem i chciał ukryć drzwi do prywatnego
obserwatorium, to co bym zrobił? Blondyn
wyciągnął po chwili różdżkę i mruknął: „Revelio”.
– Naprawdę
sądziłeś, że to zadziała? – zapytała Hermiona, kiedy nic się
nie stało.
– Warto
było spróbować. Masz inny pomysł?
– Sprawdziłabym
pochodnię, ale to trochę zbyt przewidywalne.
– Hogwart
ma jakieś tysiąc lat. I jeżeli uwierzyć, że obserwatorium
powstało w tym samym czasie, to wtedy mogło to nie być tak
oczywiste – stwierdził blondyn, podchodząc do zgaszonej pochodni.
Postukał w nią różdżką, ale tym razem też się nic nie
stało.
– Może
powiedz jakieś hasło? Coś w stylu „obserwatorium” lub
„astronomia”?
– A umiesz
łacinę?
– „Astronomiae”...?
– bardziej spytała niż odpowiedziała Hermiona. Draco zmarszczył
delikatnie brwi, po czym stuknął różdżkę i powtórzył za
dziewczyną. Przez chwilę nic się nie stało, ale potem zaczęły
pokazywać się niezbyt duże, dębowe drzwi z żelaznymi
zawiasami, takie same, jakie ukazały im się poprzedniego dnia.
– To
było za proste – powiedział Draco, patrząc na nie podejrzliwie.
– Nie
marudź. Chodź, jeszcze ktoś nas razem zobaczy, a tego bym nie
przeżyła. – Hermiona pociągnęła za rękaw blondyna, wchodząc
do pomieszczenia. Zamykając drzwi, nie zauważyła pary iskrzących,
błękitnych oczu, obserwujących zza rogu całe spotkanie tak
podobnej do siebie dwójki młodych ludzi, a jednocześnie tak
się różniących.
*****
Witam!
Stwierdziłam, że już za długo czekacie na moje wypociny, więc
spięłam się i skończyłam rozdział. Nie ukrywam, że pisało
mi się go trochę topornie (miałam kilkakrotnie chwilowe załamania
nerwowe), ale raczej nie jest aż tak źle, prawda? Oczywiście mogą
się znaleźć gdzieniegdzie błędy (jeszcze jutro go sprawdzę).
Wiem, że tych moich charakterystycznych opisów nie jest za dużo,
ale starałam się jak tylko mogłam najbardziej, by je upchnąć,
gdzie się da. I bardzo proszę o komentarze! To jest tak
ogromna motywacja, że gdybym miała skrzydła, to unosiłabym się
pod błękitnym niebem, przemierzając przestworza niczym pisklę,
które po raz pierwszy zasmakowało słodyczy wolności (i tu nie
przesadzam). Pozdrawiam i mam nadzieję, że nie zawiodłam. :)
Wyszło idealnie! Piszesz na takim poziomie, że w niektórych momentach mam dreszczyk!(oczywiście taki pozytywny ;)). Uwielbiam to Dramione! Pod koniec przypomniała mi się teoria, że Dumbledore jest podróżującym w czasie Ronem... :D chyba jestem trochę zmęczona :D Pisz następny rozdział, bo inaczej padnę! Słowo daję, ja tę opowieść będę czytać moim przyszłym wnukom! :') :*
OdpowiedzUsuńJejku, wspaniały rozdział <3 Szkoda, że Draco cały czas nosi na sobie maskę zimnego drania, no ale przecież oni na piczątku muszą się nienawidzieć! :) Inaczej to nie ma sensu! Co do Rona i Lavender, to powiem jedno - zachował się jak skończony dupek. Dobrze, że przynajmniej Harry i Ginny z nią są :)
OdpowiedzUsuńdramione-dont-hurt-her.blogspot.com
Przeczytałam i się wypowiem: dziewczyno, masz talent! :D Świetnie piszesz, a czytelnik może na własnej skórze doświadczyć tych emocji... *_* No i te cudowne opisy - jesteś po prostu w nich mistrzynią :-)
OdpowiedzUsuńCudo, żałuję że nie potrafię pisać opisów.....
OdpowiedzUsuńŻałuję, że nie miałam czasu wcześniej przeczytać, bo rozdział naprawdę świetny! *-* twój styl pisania jest zabójczy, a ta opinia naprawdę dużo znaczy, ponieważ Coco zawsze jest wymagająca XD jestem na telefonie, więc nie będę się rozpisywać, aczkolwiek mam pewne zastrzeżenie. Czy akcja nie dzieje się zbyt szybko? Bo to dopiero drugi rozdział, a oni są 3 kroki za daleko... Ale to tylko moje zdanie, a tymi dotyczącymi treści nie ma się co przejmować, bo każdy ma swoją inwencję twórczą, której powinien się mocno trzymać :D oczywiście czekam na kolejny rozdział i życzę weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Coco Deer!
Na sam początek bardzo przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale mam strasznie dużo na głowie i zaczynam nie wyrabiać :( Rozdział, jak zawsze, bardzo, ale to bardzo fajny. Szybko wprowadzasz akcję, co jest ogromnym plusem. Najbardziej jednak podoba mi się to, że przedstawiasz Draco jako normalnego człowieka, któremu też zdarzy się zgubić maskę obojętności. Bardzo fajnie przedstawiona postać Lavender, oraz reakcja Hermiony.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawi mnie kto zerkał na Draco i Hermionę. Chyba nie była to Lavender, bo napisałaś, że to były błękitne, a nie morskie oczy...
Jednak jak na razie najbardziej lubię postać Harry'ego. Mam nadzieję, że będzie pojawiał się często, a jeszcze częściej w roli kochającego przyjaciela, który cię nigdy nie opuści :)
Nie mam zbytnio weny, więc nie mam pomysłu co więcej ci napisać, żeby twoje skrzydła poniosły cię jeszcze wyżej. Do następnego rozdziału i WENY!!!
Nie Normalna
http://maby-i-will-see-you-again.blogspot.com/
Czytanie tego rozdzialu było dla mnie istna przyjemnością! Masz tak duży talent w tworzeniu plastycznych opisów i oddawaniu wszelkich emocji.. :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, ze akcją rozwija się szybko. Teoretycznie zawsze wolę, gdy wszystko jest takie mozolne, stopniowe.. Jednak tam to wszystko ze sobą płynnie polaczylas, ze szybkość akcji wcale, a wcale mi nie przeszkadza :)
Czekam na kolejny!
http://slughorn.blog.pl
Przeczytałam już rano na telefonie, ale nie miałam możliwości skomentować. Teraz to robię. Zacznę jak zawsze od opisów... wspaniałe, nieziemskie i przepiękne. Rozdział jak najbardziej udany! Pięknie opisywałaś każdą sytuację, a ja rozpływałam się w każdych z tych momentów. Oczywiście nie będzie odkryciem jeśli powiem, że początek to zwalił mnie z nóg. Idealny! Jak dla mnie rozdział najlepszy jak dotychczas. Podobają mi się relację między naszymi głównymi bohaterami. Zaczynają się jakieś początki normalnej znajomości, jednak nadal jest to usłane płaszczem niewiadomej i oczywiście tajemniczy. Nie podoba mi się jednak, że ich znajomość może szybko wyjść na jaw. Czy to widziała ich Lavender? Nie zdziwiłabym się, gdyby chciała to wykorzystać przeciwko Hermionie.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny i zapraszam do mnie,
http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/
Ten chwilowy sojusz głównych bohaterów jest przekomiczny. Super mi się czyta o ich przekomarzaniu się. Coś się między nimi ruszyło. Jeszcze kilka rozdziałów i może zaczną się traktować jak ludzie.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
„Hermiona zachwiała się i upadła, brocząc w lodowatym śniegu” — bardzo ładne opisy wyglądu otoczenia i ogólnie uczuć, ale… jakoś nie widzę tego, żeby Hermiona aż tak przeżywała słowa Dracona, żeby z wrażenia się wypierdzielić na śniegu. Trochę tu popłynęłaś. xD
OdpowiedzUsuń„Zasłona kręconych, ciemnoczekoladowych włosów rozsunęła się, przysłaniając twarz Gryfonki” — jak to, rozsunęła się, przysłaniając? Przecież to nielogiczne.
„Po chwili, która zdawała się być pełną cierpienia wiecznością, wstała, chwiejąc się delikatnie” — O matko… Serio, wiesz, generalnie lubię to, jak piszesz, nawet te pierwsze rozdziały z miodowymi tęczówkami aż tak mnie nie przerażają, ale kurde, w tym rozdziale z opisem dramatycznych odczuć Hermiony trochę poleciałaś. xD Serio, wszystko jest tak rozdmuchane, jakby ona nie wiem, umierała na tym śniegu i to tylko dlatego, że Draco powiedział jej parę przykrych słów, a potem zobaczyła Lav z Ronem. Hermiona nigdy nie była typem, który od razu po tym leci i rzuca się z Wieży Astronomicznej. A jak bywało jej smutno i ryczała gdzieś w kącie, przecież nie robiła dramy na pół błoni…
No i te jej późniejsze przemyślenia… Ładnie brzmią, ale kto do siebie w myślach gada w tak poetycki sposób?
„Dopiero będąc na drugim piętrze, usta Hermiony zadrżały, a pojedyncza łza spłynęła po jej pobladłym policzku” — o, właśnie o tym mówię. Taka Hermiona-drama queen, no weź.
„Odwrócił wzrok od Gryfonki, zatrzymując srebrne tęczówki na małym pęknięciu na ścianie” — tak gwoli ścisłości, teraz już oczywiście wiesz, że patrzymy ewentualnie źrenicami (choć to i tak patetycznie brzmi), a nie tęczówkami? Nie doszłam jeszcze do najświeższych rozdziałów, więc nie wiem, czy Ci się to potem zmienia, ale generalnie pisanie o samych tęczówkach jest takie wiesz, omg, omg, jestę wzniosłym pisarzę, moi bohaterowie patrzą tęczówkami.
„– Przysięga Czarodziejów?” — cooo?! Przysięga czarodziejów jako durne zapewnienie, że ich ploty pozostaną tajemnicą?! Trochę poważne rozwiązanie.
„– No tak, bo głównie opiera się na odrabianiu mu pracy domowej” — niby to tylko malfoyowski docinek, ale jakby pomyśleć… Niezwykle trafny. xD
„[…]Ten korytarz jest jeszcze dziwniejszy niż wszystkie sto pięćdziesiąt schodów w Hogwarcie.
– Jest ich sto...” — matkobosko, ale Ci się to udało. Dawno nie czytałam lepszego tekstu. xD
„Przemieszcza się. Nigdy nie wiadomo, gdzie trafisz” — bardzo fajny pomysł, ładnie mieszczący się w ramach „zasad” działających w Hogwarcie! :)
Ale ta Hermiona u Ciebie roztrzepana… Gdy tylko jest przy Malfoyu, ciągle gubi książki. Aż nieprawdopodobne. :)
Co prawda początek ich rozmowy w łazience w ogóle mi się nie podobał, wydał mi się bardzo sztuczny. W końcu to dopiero drugi rozdział, a metamorfoza w ich podejściu do siebie była zbyt rażąca. O wiele bardziej trafiały do mnie ich przekomarzania z magicznego korytarza. Widać w nich ładne ocieplenie stosunków (takie, no, o jeden stopień Celsjusza :D), ale w ramach logiki ich wcześniejszej relacji.
Wiesz co jest jeszcze charakterystyczne w Twoich opisach, a co zajeżdża mega kiczem? Kolorystyka obrazu, który kreujesz. Te wszystkie magiczne kolorki, malinowe, rubinowe usta, stalowe tęczówki, krucze rzęsy… :D
Odnośnie też naszej rozmowy spod pierwszego rozdziału, dziwi mnie to, że bardziej Hermiona zaczęła się „nastawiać” na Rona po jakimśtam komentarzu Ginny, a na Harry’ego w ogóle, zero jakiejkolwiek myśli w tym kierunku, choć ten cmoknął ją w policzek. To chyba powinno bardziej rozbudzić wyobraźnię Granger, no nie?
No i ten przypadek, że znów „wpada” na Malfoya w Obserwatorium… <3 skisłam. <3
Ale w sumie dalej jest lepiej, gdy do Malfuya dociera, że podoba mu się kolor oczu Hermiony, hahaha!
O matko, w tym rozdziale jest serio „lepiej” niż w poprzednim. A najbardziej rozwala mnie jednak to, że właśnie – nie piszesz źle, językowo jest dość dobrze. Bardziej brak jakiegoś takiego wyczucia w kreowanych sytuacjach, bo kroi się to mega kiczowato. :D
Lecę czytać dalej. <3
Patos ewryłere po prostu. I popłynęłam, ale coś mi świta, że chciałam sobie opisać jakąś super rozpacz, a Hermiona się jakoś tak napatoczyła. xD Loff dramy kłin! <3
UsuńBrak logiki w zdaniach to najmniejszy problem, szczerze mówiąc, to nie wiem, jakim cudem to ominęłam. A patrzenie tęczówkami znika w którymś momencie, tylko nie wiem, w którym. Coś się boję, że dopiero jakieś cztery rozdziały wstecz, licząc od najnowszego.
A z tą przysięgą czarodziejów, to można by spojrzeć, że oni czują się tak jakby dorośli i stąd takie poważne rozwiązania. Może o tym wspomnę, jak się zdobędę na poprawianie.
Gdy tylko jest przy Malfoyu, ciągle gubi książki.
Urok Malfoyów. ^.^
Wiesz co jest jeszcze charakterystyczne w Twoich opisach, a co zajeżdża mega kiczem?
Niestety wiem, ale to też znika. Coś koło szóstego bodajże, bo traciłam nerwy przy tych opisach - na początku fajnie się to pisało, ale później wydawało mi się, że piszę to samo. xD
Hermiona zaczęła się „nastawiać” na Rona po jakimśtam komentarzu Ginny, a na Harry’ego w ogóle, zero jakiejkolwiek myśli w tym kierunku, choć ten cmoknął ją w policzek
W sumie masz rację, ale naciągnijmy to jakoś do tego, że Hermiona i Harry traktują się jak rodzeństwo, a do Rona Hermiona nigdy nie mogła wzbudzić sobie takich uczuć (teraz przypomnijmy sobie ich wszystkie kłótnie i oskarżenia przez te lata).
Wyczucie się zdobywa z czasem. A to naprawdę jest moje pierwsze opko, wcześniej nic nie pisałam tak bardziej "na poważnie". A patrząc, że mimowolnie się wzorowałam na wszystkich opkach świata z Dramione... No cóż, schematy gonią schematy.
No tak, tylko w kwestii przysięgi uściślijmy - chodzi Ci tutaj o Przysięgę Wieczystą? Bo tak to zrozumiałam. No a wiesz, Wieczysta Przysięga jednak ciągnie za sobą srogie konsekwencje. :D Nie wiem, czy w tak błahym przypadku ktoś typu Malfoy czy Granger decydowałby się na nią, nawet mimo czucia się "jak dorośli".
UsuńJa wiem, że wyczucie zdobywa się z czasem. Ja tak komciuję na bieżąco, żeby Ci to pokazać, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nowsze rozdziały są lepsze, soł nie musisz mi się nawet tłumaczyć. :P
Nie, nie o Przysięgę Wieczystą. Ta, o której mowa, to jej lżejszy odpowiednik - nie wiem, czy coś takiego w ogóle zaistniało w kanonie, ale często wykorzystywany motyw w opkach. U mnie Przysięga Czarodziejów obraca się wokół honoru - ten, kto ją złamał, nie dozna żadnego uszczerbku na zdrowiu czy życiu, ale magia nie będzie pozwalała mu zapomnieć, że sam siebie zhańbił. Wiadomo, niektórych to w ogóle nie obejdzie, ale większość osób ceni sobie honor. Zwłaszcza kiedy magia będzie tłuc ci to ciągle po głowie.
UsuńCzy mi się przywidziało, czy Hermiona jakoś ostatnio zbyt rozkojarzona jest... No to chyba nie przez te hormony i ckliwe uczucie do Rona, mam nadzieję :D.
OdpowiedzUsuńMega, mega, mega podoba mi się końcowa scena! <3 Po prostu kocham cię za nią :D!
Nie mogę zapomnieć jednak o zachowaniu Rona i Lavender, to było takie w jego stylu. W czasie piątego i szóstego roku Ron zachowywał się jak kretyn... Chociaż nie, on cały czas zachowywał się - i był - kretynem...
Oczywiście rozdział bardzo mi się podoba i szkoda, że muszę na dziś skończyć czytanie, niestety zagapiłam się w telewizor, odpłynęłam i dopiero kilkanaście minut się ogarnęłam i wzięłam za ten rozdział ^^. Jednak obiecuję, że do końca tygodnia skończę czytać całość ;)
Buziaki,
Charlotte
W sumie jest rozkojarzona i to bardzo - a powinna być zorganizowana. Hmm... Przyjmijmy, że ma za mało na głowie i się gubi dziewczyna, bo nie ma co ze sobą zrobić. :D
UsuńI prawda, Ron zachowuje się czasami jak kretyn, ale taki jego urok. :D I nie obiecuj tak, bo ja sama wiem, jak czasami takie obietnice się nie spełniają (tak, do końca tygodnia coś będzie! xD).
Buźki!