Rozdział pierwszy

Panno Granger! Proszę chwilę zaczekać! – Donośny, szorstki głos profesor McGonagall rozniósł się po sali, pełnej wychodzących uczniów.
Wszyscy automatycznie spojrzeli na drobną sylwetkę przy jednej z ławek. Dziewczyna z burzą brązowych, kędzierzawych włosów podniosła głowę, zaskoczona. Mimowolnie zwróciła swoje miodowe tęczówki na dwójkę chłopców, stojących przy drzwiach.
Pierwszy z nich, wyższy i lepiej zbudowany, podniósł kciuk do góry i odwrócił się, pociągając za sobą bruneta, opierającego się o ścianę obok niego. Ten uśmiechnął się pocieszająco i poruszył ustami, jakby mówiąc: "Będziemy czekać". Hermiona skinęła krótko głową w odpowiedzi i, podnosząc torbę z książkami z kamiennej podłogi, podeszła do pedantycznie uporządkowanego biurka.
Wysoka kobieta w zielonej szacie spojrzała na swoją podopieczną znad kwadratowych okularów. Po chwili, kiedy zamknęły się drzwi za ostatnim uczniem, westchnęła, jakby ze zmęczenia, i oparła się dłonią o wypolerowany, ciemny blat biurka.
Panno Granger, profesor Dumbledore poprosił mnie, bym pani coś przekazała. Chociaż nie mam zielonego pojęcia, dlaczego wybrał panią i akurat to, ale... – Kobieta znowu westchnęła, tym razem ze zrezygnowaniem. – Kazał pani przekazać, że prawdziwą sztuką jest zostawić przeszłość za sobą i, nie patrząc na przyszłość, cieszyć się chwilą obecną...
Pani profesor.. – próbowała wtrącić Hermiona, ale z dość marnym skutkiem.
Dodał jeszcze, że w odpowiedniej chwili zrozumie pani te słowa. 
Pani profesor... – spróbowała jeszcze raz. – Nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam; profesor Dumbledore kazał mi żyć teraźniejszością? – W głosie szatynki aż nadto było słyszalne niedowierzanie. 
Ja też nic z tego nie rozumiem – stwierdziła sfrustrowana nauczycielka. – Widocznie będzie pani grała jakąś większą rolę w jego dalekosiężnym planie.
Przepraszam?
Och, dziecko, idź już. – McGonagall machnęła dłonią w nieokreślonym kierunku. 
Dobrze, dziękuję, pani profesor – z tymi słowami dziewczyna zamknęła za sobą drzwi do pracowni, po czym z ciężkim westchnieniem usiadła na chłodnej podłodze. 
Hermiona...?
Tak, tak – mruknęła w kierunku wyciągniętej, piegowatej dłoni. – Nic mi nie jest. Tylko... 
Tylko co? – teraz wyraźnie usłyszała zmartwienie w głosie Rona.
Później, ściany mają uszy. – Gryfonka wstała, korzystając z pomocy rudzielca. – Co teraz mamy?
Przerwę na obiad, a po nim zielarstwo.
To chodźmy – powiedziała z nagłym ożywieniem.
Rudzielec spojrzał ze zdziwieniem na oddalające się plecy dziewczyny, by odwrócić się do Harry'ego. On jedynie wzruszył bezradnie ramionami, spoglądając na niego szmaragdowymi oczami spod niesfornej grzywki.
Idziecie czy nie? – krzyknęła nagle Granger, odwracając się do nich w połowie opustoszałego korytarza.
No właśnie, Ron, idziesz? – zapytał rozbawiony brunet, idąc w kierunku przyjaciółki.
Idę, idę. – Weasley spojrzał na drzwi od sali, jakby oczekiwał tam odpowiedzi na jego wszystkie pytania.

*****

Mmm... – mruknęła, przeżuwając duży kawałek owocowego ciasta z bezą. – Pyszne!
Hermiono... – zaczął Harry, uważnie patrząc na jedzącą dziewczynę. – Dobrze się czujesz?
Tak, dlaczego pytasz? – zapytała szczerze zdziwiona szatynka.
Potter wymienił spojrzenie z Ronem, zanim odpowiedział:
Po prostu dziwnie się zachowujesz. To wszystko.
Ach, racja. – westchnęła. – Ale nie macie się czym martwić. Naprawdę – dodała z uśmiechem, wycierając usta serwetką. – Postanowiłam tylko skorzystać z pewnej rady. To wszystko.
Rady? – zdziwił się chłopak, ale Gryfonka już wstała, zabierając jeszcze wcześniej jabłko na drogę.
Idziecie? Nie chciałabym się spóźnić.
Tak, jasne, już idziemy – powiedział brunet nieobecnym głosem, podnosząc się. Wziął ze stołu książkę i ruszył za dwójką przyjaciół. W blasku popołudniowego słońca lśnił napisany złotą czcionką tytuł: „Eliksiry dla zaawansowanych”.

*****

Cała trójka z ulgą powitała świeże, chłodne powietrze, wychodząc z zaparowanej szklarni. Harry wziął głęboki oddech, wachlując się pierwszą lepszą wyjętą książką z torby. Hermiona zmarszczyła delikatnie brwi, zaciskając nieświadomie usta w cienką linię. 
Powinieneś ją oddać. To nieuczciwe – stwierdziła szatynka, patrząc nieufnie na pożółkłe strony ukryte za błyszczącą, nową okładką.
Daj już spokój. Przecież to nic złego, że korzystam z czyichś zapisek, które okazały się być lepsze. Naprawdę – odpowiedział Potter. Jednak, nie chcąc zaogniać nadchodzącej kłótni, schował książkę przed wzrokiem przyjaciółki.
Przez tyle lat powinieneś się nauczyć, by od tak nie ufać czemuś, czego pochodzenie nie jest znane! – wykrzyknęła nagle, wymachując rękoma. Była już wystarczająco sfrustrowana ciągłymi teoriami chłopaka, jak to Malfoy spiskuje coś prawdziwie mrocznego ze swoimi nowymi koleżkami-śmierciożercami, więc nic dziwnego, że w końcu wybuchła niczym bomba zegarowa z delikatnym opóźnieniem. No, ale naprawdę; zaufać czyimś zapiskom, których, co gorsza, pochodzenia nie można wyjaśnić? A jeśli powstaną jakieś nieprzyjemne lub niewykrywalne na pierwszy rzut oka skutki uboczne? Albo będzie gorzej i wybuchnie kociołek? Już nie mówiąc, że może powstać jakaś żrąca ciecz i czyjeś, nie daj Merlinie, Harry'ego czy Rona, życie zostanie zagrożone?
Hermiona z trudem powstrzymała się przed wyobrażeniem sobie tych jakże niezwykle malowniczych obrazów. Zmusiła się do nikłego uśmiechu, kiedy zorientowała się, że jej krótka tyrada została całkowicie zignorowana przez chłopców i teraz obaj prowadzą zażartą dyskusję o jakichś manewrach znanych zawodników w Quidditchu. 
– Pokażę ci zaraz na treningu i przekonasz się, że...
Harry, Ron – wtrąciła się niepewnie szatynka. Brunet zamilkł w połowie zdania, patrząc na nią wyczekująco. – Pójdę poczytać. – Wyjęła pokaźną książkę. – Pojutrze mam oddać referat z numerologii, a ten temat jest dość trudny.
A, dobra – powiedział rudzielec, przeczesując dłonią swe miedziane włosy. – Spotkamy się później w Pokoju Wspólnym, nie? – Trącił bokiem Harry'ego, który potaknął głową, zgadzając się. – Tylko się nie zasiedź. Nie jest już tak ciepło, a jeśli zachorujesz, to jak sobie poradzimy bez najlepszych pod słońcem notatek naszej najdroższej przyjaciółki? – zapytał, uśmiechając się rozbrajająco.
Dziewczyna roześmiała się, uderzając go lekko w ramię. 
Jesteś niemożliwy – stwierdziła, kręcąc głową. Zaczęła iść w stronę samotnego, rozłożystego drzewa na błoniach, niedaleko chatki Hagrida. 
– Jestem Ron! – odkrzyknął za nią, wywołując jeszcze szerszy uśmiech na malinowych ustach.
Szatynka przycisnęła do piersi twardą okładkę i przymknęła oczy. Rześki wiatr owiał jej okrągłą twarz, prowadząc mahoniowe kosmyki włosów do tańca. Zagubiony, zżółknięty liść wplątał się w lśniące sprężyny nieświadomej dziewczyny. Wyciągnęła różdżkę, kiedy zatrzymała się przed wcześniej wybranym drzewem i, skupiając się przez chwilę na suchej, ułamanej gałęzi, leżącej na ziemi, przetransmutowała ją w nie za duży koc w czerwono-złotą kratę. W końcu Gryfon Gryfonem pozostanie, bez względu na okoliczność. Szatynka usiadła, poprawiając czarną spódniczkę, by się nie pogniotła, i otworzyła książkę na uprzednio zaznaczonej stronie.
Nagle przeszły ją dreszcze. Ostrza zimnego powietrza przeniknęły przez bawełnianą koszulę, przyprawiając pannę Granger o gęsią skórkę. Przymknęła książkę i potarła lodowatymi dłońmi ramiona, chcąc chociaż odrobinę się ogrzać. Spojrzała mimowolnie na prosty zegarek na jej lewym nadgarstku. Siedziała tutaj niecałą godzinę, a czuła się, jakby spędziła pod tym drzewem cały dzień. 
Hermiona podniosła głowę, chcąc odgarnąć niesforne kosmyki z twarzy. W zamian zobaczyła wysokiego młodzieńca z potarganymi przez wiatr, wypłowiałymi włosami, z dłońmi wetkniętymi w kieszenie czarnych spodni od mundurku. Blondyn zbliżał się, widocznie nieświadomie, do jej drzewa. Był już na tyle blisko, że mogła zobaczyć delikatne, zapewne od zimna rumieńce na przystojnej twarzy Malfoya. Bo musiała przyznać, że urody to mu nie brakuje. Co prawda, według niej to nie miało większego znaczenia, patrząc na jego charakter, ale fakt pozostaje faktem. 
Nagle chłodne, stalowe tęczówki spojrzały na Hermionę, w końcu zdając sobie sprawę z jej obecności. Na twarzy chłopaka pojawił się pogardliwy grymas, oszpecając go.
Proszę, proszę... – mruknął Draco, patrząc spod przymrużonych powiek na szatynkę. – Czyżby Potter i Weasley w końcu zrozumieli, że nawet jak na nich, spotykanie się z Królową Szlam, którą niewątpliwie jesteś, jest poniżej ich godności?
O, jak miło, Malfoy – powiedziała słodko dziewczyna, wstając ze zmarzniętej ziemi. – Nie wiedziałam, że w głębi duszy uważasz mnie za osobę błękitnej krwi.
Błękitnej...? – Wyraz zdziwienia przez niezwykle krótki moment pojawił się na twarzy Ślizgona, zanim go zgrabnie ukrył.
Tak, błękitnej. – Brązowowłosa przewróciła oczami. – Może twoje obelgi miałyby jakąkolwiek wartość, gdyby coś za nimi stało, wiesz? – Spojrzała na niego z podniesioną brwią.
Chyba nie sądzisz, że zbliżyłbym się dobrowolnie do jakiegokolwiek brudnego mugola. – Blondyn wzdrygnął się ostentacyjnie na samą myśl. 
Ze mną, jak widać, nie masz takich problemów – stwierdziła z rozbawieniem. Chłopak, jakby dopiero teraz zauważył nikłą przestrzeń pomiędzy nimi, odsunął się, wzbudzając nagły chichot u Gryfonki. Zmrużył jeszcze bardziej oczy.
Nie pozwalaj sobie. Wiem, że twoim najskrytszym marzeniem jest dotknięcie mnie, już nie mówiąc o niczym innym, ale z łaski swojej trzymaj swój szlam z dala ode mnie! – syknął Draco, patrząc z obrzydzeniem na stojącą przed nim dziewczynę. Ta prychnęła w odpowiedzi.
Wiesz, co ci powiem, Malfoy? Jesteś tchórzliwym głupcem. Wiem, że pod tymi tlenionymi kłakami jest odrobina rozumu, więc zrób tę przyjemność czarodziejskiej społeczności, bo o mugolskiej nawet nie wspomnę, i pomyśl! Ludzie, którzy nie są obdarzeni mocą, różnią się jedynie tym, że ich rdzeń... Nawet nie waż mi się teraz przerywać – warknęła Hermiona, widząc otwierające się usta blondyna. – Najnowsze badania znanych i poważanych naukowców mówią o czymś takim jak magiczny rdzeń, który bezpośrednio odpowiada za moc w naszym organizmie. I jedynie czysty przypadek odpowiada za to, czy twoja magia w tym rdzeniu obudzi się i urodzisz się czarodziejem, czy nie. Zatem zasada czystości krwi to zwykłe bujdy! Proszę więc, zacznij myśleć samodzielnie i zdobądź się chociaż na tyle odwagi, by przeciąć pępowinę od jakże cudownych zwolenników wojny i anarchii! – Ostatnie słowa, wykrzyczane przez Gryfonkę, potoczyły się echem po błoniach. Lekko dysząc, patrzyła roziskrzonymi oczami na Ślizgona, który z podniesioną brwią słuchał całego wywodu. Dziewczyna mimowolnie zacisnęła usta w cienką linię, nie widząc żadnej głębszej reakcji ze strony chłopaka. 
Skończyłaś? Jeśli tak, to dziękuję bardzo za tą... Ach, niezwykle pomocną i wzruszającą przemowę i oczywiście jeśli pozwolisz, o najbrudniejsza, usiądę pod moim drzewem. – Draco z kpiącym uśmieszkiem, schylił delikatnie głowę w parodii ukłonu i spojrzał na koc. – Wybacz, ale kolory trochę zmienię – na te słowa wyjął różdżkę, sprawiając, że barwy zmieniły się na iście ślizgońskie.
Hermiona z zaczerwienionymi od gniewu policzkami patrzyła na wyczyny Malfoya. W jej głowie tłukła się jedna, dość dosadna myśl: „Co za impertynencki dupek!”. Szatynka zacisnęła mocno pięści, aż pobielały jej knykcie, i odwróciła się, by wrócić do zamku. Dopiero stając przed obrazem Grubej Damy, zdała sobie sprawę, że zostawiła na kocu książkę, która była jej potrzebna. I to bardzo. 

*****

Jak trening? – spytała Hermiona, widząc Harry'ego i Rona wchodzących do Pokoju Wspólnego.
Stwierdziła, że nie ma się czym przejmować. Przecież w Hogwarcie jest mnóstwo książek, które jutro przestudiuje podczas wolnej godzinie i odda wypracowanie w terminie. Ewentualnie zapyta pani Pince o drugi egzemplarz. Normalnie już byłaby w bibliotece, ale czy nie sam profesor Dumbledore kazał jej zwolnić? Może nie tymi słowami, ale sens pozostawał. Chociaż to trochę nieprawdopodobne, by martwił się o to, że za bardzo się przemęcza, ale... To w końcu Dumbledore. Panna Granger, jakby nie patrzeć, była bardzo mądrą i inteligentną osobą, więc nie ma się co dziwić, że zauważyła dość dziwne i nieprzewidywalne zachowanie u dyrektora Hogwartu. Ale zauważyła też, że zazwyczaj ma on ukryty motyw, który automatycznie sprawiał, że wszystko wyglądało na genialną i zaplanowaną od początku do końca grę. Może właśnie dlatego nie mogła pozbyć się tego cienia niepokoju?
Hermiona, żyjesz? – Szatynka ocknęła się z rozmyślań, widząc machającą dłoń przed jej twarzą.
Przepraszam. – Potrząsnęła głową, sprawiając, że jej włosy zabawnie podskoczyły. – Tylko zastanawiałam się nad słowami profesora Dumbledore'a.
Jakimi słowami? – zapytał Harry, marszcząc brwi.
Ach. – Dziewczyna roześmiała się lekko. – Zapomniałam, że nie jesteście zorientowani w temacie. Otóż, kiedy McGonagall zatrzymała mnie dzisiaj po lekcjach, przekazała mi słowa, które podobno miały być skierowane do mnie, a w skrócie mówiły, żebym żyła chwilą. Nie martwcie się, ja też nic z tego nie rozumiem – dodała, widząc podniesione brwi Rona w niemym zdziwieniu i zamyślenie na twarzy bruneta.
Widocznie nawet on zauważył, że za dużo czasu spędzasz na analizowaniu wszystkiego. O nauce nawet nie wspomnę! – parsknął rudzielec, zdobywając nieprzychylne spojrzenie miodowych oczu.
Mógłbyś być chociaż na chwilę poważny? – zapytała z wyraźną groźbą w głosie, której tamten nie powinien ignorować. 
Och, no proszę. Świat bez krztyny humoru byłby światem pozbawionym barw.
Skąd wziąłeś te słowa? – parsknęła szatynka. – Jeżeli są wyłącznie twoje, to gratuluję talentu do poezji. – Zaklaskała w dłonie, kiwając głową z powagą, by po chwili wybuchnąć głośnym śmiechem.
Harry, jakby budząc się z letargu, spojrzał nieprzytomnie na chichoczącą przyjaciółkę. Zwrócił swoje niezwykłe, zielone oczy na Rona, ale ten z dziwnym wyrazem twarzy patrzył na Hermionę. Brunet pokręcił głową, odpędzając się od absurdalnych myśli. Bo przecież ten Ronald Weasley nie mógł patrzeć z czułością na tę Hermionę Granger. Nie... To pewnie wynik ostatniej nieprzespanej nocy, przez co jego mózg zaczyna lekko szwankować.
Napisałaś już ten referat z numerologii?
Panna Wiem-To-Wszystko podparła dłonią podbródek, by ukryć delikatne rumieńce zażenowania. Przecież nie powie, że zostawiła książkę na błoniach. Nigdy nie uwierzą w jej nagłe roztrzepanie, a o Malfoyu nie zamierzała wspominać. Jej przyjaciele reagowali dość... żywiołowo, kiedy tamten ją obrażał. Nie chciała, by brali udział w jakichś podejrzanych wydarzeniach. A zniknięcie Ślizgona na pewno do takich się zaliczało.
Nie, ale mam już wszystko rozplanowane tutaj. – Popukała palcem w swoją głowę. – Jutro pójdę do biblioteki w czasie wolnej godziny między lekcjami i napiszę je.
A znalazłabyś może chwilę, by pomóc mi w Obronie Przed Czarną Magią? Co prawda nie mam z nią problemów, ale... No wiesz, Snape i takie tam. – Harry uśmiechnął się nieśmiało, patrząc szmaragdowymi oczami spod ciemnych brwi na przyjaciółkę.
Nie masz jeszcze napisanego eseju? – zapytała Hermiona. – Przecież widziałam, jak wczoraj pisałeś zakończenie do niego.
No mam, ale pytanie czy mogłabyś je przejrzeć. – I znowu to zniewalające spojrzenie, jakby potrafił prześwietlić twój każdy kawałek duszy.
Dziewczyna westchnęła cicho. 
Oczywiście, że ci pomogę. Jakżebym mogła nie?
Dziękuję. – Harry przesłał jej szeroki uśmiech. – Za to dostaniesz coś ekstra na święta.
Wiesz, że to jest bardziej niż prawdopodobne, że zapomnisz o tym wraz z przyjściem grudnia? – zapytała, wyciągając się wygodniej w fotelu. Popatrzyła w stronę wesoło skaczących płomieni w kominku. Przyjemne ciepło biło od niego, wywołując błogi wyraz na twarzy szatynki.
Szczegóły, Hermiono, szczegóły. Prawda, Harry? – Ron postanowił wtrącić swoje trzy knuty. Nie chciał tego przyznać, ale poczuł dziwne ukłucie w sercu, kiedy przypatrywał się przekomarzaniu dwójki przyjaciół.
Zobaczymy w święta – mruknął brunet, powstrzymując śmiech, pragnący jak najszybciej wydostać się z jego chudego ciała.
Sięgnął do torby i wyciągnął książkę od eliksirów. Ciągle nie miał czasu jej porządnie przejrzeć. Co prawda, wolał to zrobić z dala od swojej najlepszej przyjaciółki, ale teraz nie była raczej skora do robienia mu niepotrzebnych wyrzutów. Przecież to nie tak, że...
Harry zmarszczył brwi w zamyśleniu, patrząc na dziwne słowo, napisane na marginesie, a które nie miało za dużo wspólnego z eliksirami. „Muffliato” powtórzył w myślach. Hmm... A gdyby tak...? Rozejrzał się powoli, starając się nie wyglądać podejrzanie. Chłopak warknął w myślach, widząc, że Pokój Wspólny aż pękał w szwach od zgromadzonych tam uczniów. Wypuścił powoli powietrze, przeczesując dłonią potargane włosy. Poczeka, kiedy pokój opustoszeje i wtedy... Nie, poprawił się w myślach, spoglądając na Hermionę, zrobi to w dormitorium. Będzie bezpiecznej.

*****

Promienie wschodzącego słońca przeniknęły przez bordową kotarę, padając na twarz Hermiony. Szatynka otworzyła powoli oczy, próbując skupić się na ulotnym śnie. Westchnęła cicho, kiedy zdała sobie sprawę, że nie przypomni sobie ani jednego jego fragmentu, i podniosła się z łóżka, rozsuwając kotary. 
Wstałaś już. – Lavender była w trakcie rozczesywania blond włosów. – Zamierzałam cię za chwilę obudzić.
Która godzina? – mruknęła. Ziewając, podeszła do szerokiej szafy i wyjęła stamtąd mundurek.
Za piętnaście minut będzie śniadanie. – Lavender przekręciła głowę, uważnie obserwując swoje odbicie. Ogniste rumieńce pojawiły się na jej policzkach, kiedy zorientowała się, że zastanawia się nad tym, czy to jemu się spodoba. Sięgnęła szybko po książkę od wróżbiarstwa i wyszła z dormitorium, nie chcąc, by Hermiona coś zauważyła. 
Dzięki – powiedziała szatynka do zamkniętych drzwi. Pokręciła głową. Nie będzie się teraz zastanawiać nad dziwnym zachowaniem współlokatorki.
Przebrała się i zaczęła rozczesywać nieubłagany harmider na swojej głowie. Nagle zobaczyła coś dziwnego we włosach. Jakiś przebłysk żółtego koloru. Zmarszczyła czoło w zastanowieniu, wyplątując liść z loków. Spojrzała na niego z miną, jakby ono było winne wszystkim tragediom tego świata.
Cudowne rozpoczęcie dnia. – Młoda kobieta wypuściła głośno powietrze. – Przypomnienie o zadufanym idiocie, który nie widzi niczego poza czubkiem własnego nosa. Wspaniale – dodała pod nosem, zaplatając gruby warkocz. Skrzywiła się delikatnie, widząc nieposłuszne kosmyki, okalające jej twarz. Jęknęła cicho. Czymże ona zawiniła, by mieć takie włosy?
Sięgnęła po lekko zużytą, przetartą torbę i założyła ją sobie na ramię. Spojrzała jeszcze raz w lustro, zaciskając delikatnie usta. Od kiedy ona tak się przejmuje wyglądem? Z tą myślą podniosła wyżej podbródek i wyszła z dormitorium. Przecież jest Hermioną Granger. Najmądrzejszą i najinteligentniejszą dziewczyną możliwe, że od czasów nawet samej Roweny Ravenclaw. Nie miała żadnego powodu, by czuć się gorsza.
Cześć, Hermiono! – Rudowłosa, niska dziewczyna z wielkim uśmiechem na piegowatej, rumianej twarzy podeszła do szatynki. – Idziesz na śniadanie?
Cześć, Ginny – przywitała się niezbyt entuzjastycznie, rozglądając się po Pokoju Wspólnym. – Raczej, chociaż zastanawiam się, dlaczego Harry i Ron nie zaczekali.
Och, proszę cię. Próbowałaś kiedyś zmusić Rona do czekania dłużej niż pięć minut na jedzenie, które jest już na stole? – Panna Weasley spojrzała na nią z rozbawieniem. 
Wyszły na korytarz, wtapiając się w tłum innych uczniów zmierzających do Wielkiej Sali. 
Co u Deana? – spytała Hermiona, chcąc zacząć jakiś temat. Uśmiech rudowłosej trochę przygasł.
Jest dobrze. Nie jest idealnie, ale dobrze, tak.
Nie martw się, kiedyś trafisz na tego jedynego – mruknęła pocieszająco starsza Gryfonka.
Już trafiłam – odszepnęła Ginny, patrząc na nią okrągłymi, orzechowymi oczami. 
Szatynka przełknęła ciężko ślinę, widząc te wszystkie uczucia wystawione jak bezbronne pisklęta na pożarcie dzikim zwierzynom. Przytuliła mocno do siebie zaledwie o rok młodszą dziewczynę. Nie mogła zrozumieć, jak można aż tak cierpieć z miłości. 
Będzie dobrze, zobaczysz.
Mam nadzieję – mruknęła rozpaczliwie rudowłosa w ramię przyjaciółki, wdychając jej zapach, który zawsze działał na nią uspokajająco. Po chwili odsunęła się i uśmiechnęła się delikatnie. Jednak zdradziły ją jej oczy, które nadal były przepełnione niemal wylewającym się strumieniami bólem. – Zauważyłam, jak patrzysz na Rona – powiedziała cicho. 
Słucham? – wyjąkała skonsternowana Hermiona. Zapomniała o wszystkim, skupiając się na jednej myśli: „Ona i Ron?”.
Ginny jedynie pokręciła głową, mając tajemniczy uśmiech na pełnych ustach. Ona była taka ślepa. 
Dziewczyna długo nie mogła pozbyć się tej rozmowy z głowy. Patrząc na Rona na śniadaniu, musiała jednak przyznać, że był całkiem przystojny. Miał też cudowny uśmiech, który sprawiał, że robiło jej się cieplej na sercu. Już nie wspominając o tym, że od wakacji potrafił jednym żartem rozśmieszyć ją do łez. Ale... To jej przyjaciel. Najlepszy. Nie może być chyba zauroczona w tym Ronie Weasleyu, prawda? 
Harry popatrzył na dwójkę swoich najlepszych przyjaciół. Dzisiaj zachowywali się jeszcze dziwniej niż zazwyczaj. A to już był wyczyn. Ron zdawał się nie zauważać ukradkowych spojrzeń Hermiony, która natomiast nie zwracała uwagi na wbity w nią cielęcy wzrok rudzielca. Brunet pokręcił delikatnie głową z rozbawieniem. Ta dwójka była niemożliwa! 
Zakład, że zostaną parą do końca roku szkolnego? – Harry usłyszał czyjś szept koło swojego ucha. Spojrzał tam kącikiem oka i uśmiechnął się mimowolnie, widząc ogniste włosy Ginny.
Obstawiam, że się zejdą, ale w ciągu dwóch. Są zbyt uparci.
Może i racja – mruknęła dziewczyna, zastanawiając się. – Ale ktoś musi w nich wierzyć. – Uśmiechnęła się przekornie. – O co?
Hmm... Nie wiem. – Harry wzruszył ramionami, rozglądając się po Wielkiej Sali, jakby w poszukiwaniu inspiracji.
Dziesiątki uczniów z różnym entuzjazmem na bladych twarzach spożywało swoje śniadania. Niektórzy z nich prowadzili ożywione rozmowy, okraszone okazyjnym śmiechem. Inni niemrawie mieszali łyżeczką w kubku, pełnego parującego płynu, podpierając głowę dłonią. Od czasu do czasu ziewali, nie zwracając uwagi na swoich równie niewyspanych sąsiadów.
Harry spojrzał w górę. Słońce, żegnając się z linią horyzontu, powoli przemierzało mozolną wędrówkę po błękitnym niebie. Perłowe chmury kłębiły się wokół jasnych, oślepiających promieni, bezlitośnie zabierając każdy cenny kawałek przestrzeni na nieboskłonie. 
Może o Błyskawicę? – zapytała po chwili Ginny, spoglądając niewinnie na chłopaka orzechowymi oczami.
Ostro grasz. – Roześmiał się brunet. – Dobra, ale co będzie, gdy ja wygram?
Wtedy stracę wiarę w ludzkość – powiedziała, patrząc z wyrzutem na Merlina winnego tosta z wiśniowym dżemem.
A poważnie?
Pomyślimy, jak wygrasz. – Ginny uśmiechnęła się przebiegle.
O, co to, to nie – powiedział Harry, odwracając się od rudowłosej. – Ja się tak nie bawię – dodał niczym obrażone dziecko.
Oj, czy maluśki Haluś chcie cukielka na pociesienie? – wysepleniła Ginny, układając usta w podniesioną podkówkę.
Cukierka może i nie – powiedział tajemniczo, spoglądając spod ciemnych rzęs na rubinowe wargi dziewczyny. Nagle, zdając sobie sprawę z tego, co powiedział, zarumienił się aż po czubki uszu i podniósł szybko z ławki. – Muszę już iść. Mam za chwilę zajęcia – powiedział nerwowo i pożegnawszy się, wyszedł z Wielkiej Sali.
Ginny spojrzała z dziwnym spokojem na oddalającą się sylwetkę. Już dawno przestała mieć nadzieję. A sytuacja przed chwilą musiała być tylko chorym wymysłem jej bolącego serca. Niczym więcej.

*****

Starsza, niższa kobieta z czułością pogładziła grzbiet delikatnie podniszczonej książki z pożółkłymi stronicami. Z uśmiechem na cienkich ustach usiadła na wyściełanym brązowym kocem fotelu. Sięgnęła pooraną kilkoma zmarszczkami dłonią po kubek z lekko obitą krawędzią. Wciągnęła nosem cudowny aromat zielonej herbaty i wzięła mały łyk napoju, rozkoszując się jego ziołowym smakiem. Odłożyła kubek na drewniany blat biurka i otworzyła z niezwykłą ostrożnością książkę na pierwszej stronie.
Pani Pince nie dotarła nawet do końca rozdziału, kiedy usłyszała niepewne chrząknięcie. Kobieta poczuła rosnącą irytację, kiedy zaznaczała stronę. Wyprostowała się w trochę już zużytym fotelu i spojrzała na drobną sylwetkę stojącą przy biurku. Część gniewu odpłynęła samoistnie, gdy pani Pince rozpoznała w sylwetce Hermionę Granger. 
Słucham, panno Granger?
Przepraszam, że przeszkodziłam pani w czytaniu... – Bibliotekarka poczuła przypływ pozytywnych uczuć do dziewczyny. Chyba tylko ona i Krukoni naprawdę rozumieli wagę uczuć, kiedy przerywało się komuś czytanie, zwłaszcza tych starych ksiąg z duszą. – Ale zostawiłam gdzieś pozycję „Numerologia dla ambitnych” Mirandy Tollien, którą zakupiłam w ostatnie wakacje i nie mogę jej teraz znaleźć. – Pani Pince spojrzała z pewnym zrozumieniem, ale i dezaprobatą na uczennicę. Co prawda kilka razy zdarzyło jej się samej zagubić książkę, ale znajdowała ją w ciągu paru minut! – Czy byłaby pani na tyle uprzejma i sprawdziła, czy przypadkiem ta sama książka nie znalazłaby się w księgozbiorze hogwarckiej biblioteki?
Oczywiście, panno Granger, ale obawiam się, że została wypożyczona przez pannę Hannę Abbott zaledwie dwa dni temu. Jednak proszę poczekać tutaj chwilę. Możliwe, że już ją zwróciła. – Pani Pince otworzyła szufladę, widocznie zaczarowaną by była większa niż mogła być w rzeczywistości, gdzie znajdował się schludny, duży stosik papieru. Stuknęła delikatnie różdżką w brzeg szuflady, mrucząc pod nosem: „Miranda Tollien”. Od razu wyskoczył fragment pergaminu, na którym wypisane były czarnym atramentem wszystkie pozycje autorki. Obok tytułów były napisane nazwiska uczniów, którzy aktualnie ją przechowują, gdzie kolor atramentu odpowiadał barwom poszczególnych domów.
Hermiona z bólem serca spojrzała na brązowe litery, głoszące: „Hanna Abbott”.
Przykro mi, panno Granger. Musi pani poczekać aż panna Abbott ją zwróci albo dokładniej przeszukać dormitorium.
Dziękuję, pani Pince – powiedziała młoda Gryfonka, zmuszając się do uśmiechu. Bibliotekarka w odpowiedzi skinęła głową i powróciła do przerwanej lektury.
Dziewczyna westchnęła lekko i poszła w głąb biblioteki, siadając przy stoliku, ukrytym bardzo dobrze przed obcymi spojrzeniami. Znalazła go na swoim drugim roku nauki w Hogwarcie. Praktycznie nie można było go znaleźć, jeśli nie szukało się książek historycznych o pradawnych czasach, kiedy mugole, magiczne zwierzęta czy mieszańcy brali większy udział w historii świata czarodziejskiego.
Wyciągnęła rolkę pergaminu z torby razem z piórem i granatowym atramentem. Zamoczyła metalową końcówkę w butelce, wypełnioną po brzegi i... Zatrzymała dłoń nad pergaminem, słysząc ciche mamrotanie. Był to chyba męski głos, ale Hermiona nie była tego stuprocentowo pewna. Odłożyła powoli pióro, starając się nie zrobić przy tym zbyt dużego hałasu. Nieświadomie zniżyła prawą rękę w okolicach kieszeni, gdzie znajdowała się jej różdżka. 
– …cholerni Crabbe i Goyle... – Szatynka jęknęła cicho, rozpoznając głos pewnego Ślizgona. Nie przejmując się, czy ją usłyszy, uderzyła lekko głową w twardy blat stołu. Zapomniała o odkręconej butelce atramentu, która przewróciła się, przez co powstał malowniczy strumyk, kreślący podłużną dróżkę na jasnym drewnie. Krople cieczy zaczęły miarowo spadać na kamienną podłogę, tworząc niezbyt dużą kałużę.
I ty, Brutusie, przeciwko mnie? – mruknęła Hermiona, patrząc z wyrzutem na rozlany atrament. Ten chyba za bardzo się nie przejął jej słowami, bo kontynuował wędrówkę, chcąc naznaczyć jak największy obszar biblioteki.
Ja od zawsze wiedziałem, że z tobą coś nie tak, Granger, ale żeby gadać do atramentu? – zapytał Draco, zatrzymując się przed stolikiem. Dziewczyna zobaczyła lśniące buty arystokraty, zanim podniosła głowę. Ze wstydem podkuliła nogi, chowając matowe, delikatnie przetarte czółenka od mundurku.
Co tutaj robisz, Malfoy? – wyrzuciła z siebie pytanie. 
Nagle zauważyła, że jest zmęczona. Nie miała siły na kolejne kłótnie z nim. Nie widziała w nich żadnego pożytku, zwłaszcza, że wszystkie jej słowa przelatywały koło ucha arystokraty niczym mały, nic nieznaczący owad, o którym zapomina się po paru minutach. 
Granger... – zaczął, unosząc jasne brwi do góry. – To raczej ja powinienem zapytać, dlaczego usadziłaś swoje szlamowate, brudne ciało na krześle przy moim stoliku.
Twoim? – Hermiona roześmiała się. Jednak w jej śmiechu nie było ani nutki rozbawienia. Coś jakby gorycz i... rozczarowanie? – Czy ty naprawdę sądzisz, że jesteś panem i władcą, tutaj, w Hogwarcie?
Wątpisz? – zapytał chłopak ze słyszalnym wyzwaniem w głosie.
Dziewczyna nie podjęła gry. Zamiast tego westchnęła ciężko i spytała:
Czego chcesz, Malfoy?
Chcę wielu rzeczy... – Zanim szatynka zdążyła mu przerwać, powiedział: – A najbardziej chcę, żebyś poszukała sobie innego stolika.
Usiądziesz gdzieś, gdzie siedziała wcześniej szlama?
Jak zauważyłaś, nie można mieć wszystkiego – mruknął, wzruszając ramionami. – Zjeżdżaj.
W głowie Hermiony zapaliła się czerwona lampka, słysząc ostatnie słowo. Wcześniej naprawdę była skłonna wstać i pójść, by być jak najdalej od arystokraty. Ale teraz? Malfoy będzie mógł usiąść tutaj dopiero wtedy, gdy odda ostatni oddech. 
Przykro mi, ale byłam tutaj pierwsza.
Rodzice nie nauczyli cię, że trzeba się słuchać lepszych? Och, nie, czekaj – powiedział nagle Draco z dziwnym błyskiem w oku. – Twoi rodzice nie mogli ciebie nauczyć niczego pożytecznego ani ważnego. To mugole.
Wiesz, co jest zabawne? – zapytała brązowowłosa z pobłażliwym uśmiechem na ustach. – Nigdy się jeszcze zbytnio nie wysiliłeś, by mnie zranić. Powtarzasz ciągle te same obelgi, które z czasem straciły swoją wartość, stając się nic nieznaczące. Spowszedniały i teraz nie są w stanie nawet odrobinę zaboleć.
I sądzisz, że ot tak ci odpuszczę, szlamo?
Jesteś żałosny. Aż jest mi ciebie żal – stwierdziła z porażającą powagą. – Naprawdę miałam nadzieję, że cokolwiek do ciebie dotrze, ale jak dotąd nie widać skutków.
A ty myślisz, że kim jesteś? – zapytał nagle Ślizgon, kiedy cisza się przedłużała. – Nie wiem, dlaczego uważasz, że masz jakiekolwiek prawo do oceniania ludzi, kiedy sama nie jesteś lepsza. Myślisz, że nie widać, jak patrzysz na Weasleya, marząc, by spojrzał na ciebie inaczej niż jak na szlamowatą kujonkę? – Uśmiechnął się w duchu, widząc pobladłą twarz Granger. W miodowych oczach krył się błysk bólu, który dla niego był wyraźnie widoczny niczym wielki transparent, lśniący tysiącem kolorów. – Starasz się z całych sił, by pewnego dnia nie porzucił ciebie jak starą, nieważną gazetę z zeszłego roku. Uczysz się, zarywając zapewne całe noce, by udowodnić sobie, że należysz do tego świata. Jesteś zbyt dumna, by przyznać, że nie masz nikogo. Rodzice cię nie rozumieją. Weasley i Potter widzą w tobie jedynie darmową, żywą encyklopedię, która odrobi za nich prace domowe. Młoda Weasleyówna, którą uważasz za kogoś na kształt przyjaciółki czy powierniczki, spotyka się z tobą jedynie z litości, by porozmawiać o jej problemach.
A ty? – Hermiona nie mogła się powstrzymać. Chociaż wiedziała, że niewiele brakuje, by jej fasada zburzyła się jak za dotknięciem różdżki. By z jej oczu spłynęło miliony kryształowych łez, znacząc policzki, a z ciała wyrwał się szloch niczym zamknięty orzeł po latach wypuszczony na wolność. Wiedziała, że wystarczy jedno słowo, jeden ruch i upadnie, nie mając sił, by wstać.
Ja?
Chcesz nazwać Ślizgonów swoimi przyjaciółmi? – wyszeptała. Zacisnęła pięści, nagle zdając sobie sprawę, że stała. Wyprostowała się, zadzierając wysoko głowę. – Wiesz, że gdy tylko znajdą odpowiednią okazję, wbiją ci nóż w plecy, śmiejąc się z tego, jaki byłeś naiwny? Zrobią z ciebie trofeum, które pomogło im jedynie wspiąć się wyżej w hierarchii.
Ślizgoni są lojalni – wtrącił Draco, patrząc z dziwnym wyrazem twarzy na dziewczynę stojącą przed nim.
Zazwyczaj staram się nie być przeciwna domu Slytherina, ale musisz sam przyznać, że w waszym domu lojalność jest jedynie wtedy, kiedy jest opłacalna – powiedziała Hermiona, obserwując niepokojące zmiany w postawie Malfoya. Stał w lekkim rozkroku, a jego sylwetka zgarbiła się prawie niezauważalnie. Głowę przekręcił delikatnie w bok i wyjął dłonie z kieszeni, co raz poruszając palcami, jakby chciał w każdej chwili chwycić za różdżkę. Chłopak zdawał się czuć zagrożony.
Nic nie wiesz o Slytherinie – syknął bardziej z obowiązku niż z przekonania.
O pierwotnym? Może i nie, ale o dzisiejszym dość dużo. Chyba, że jesteście wszyscy aż tak dobrymi aktorami – dodała, stając odważnie naprzeciw stalowego spojrzenia, gotowego zamrozić ją i zdmuchnąć, by rozpadła się na tysiące kawałków, które wiatr rozsiałby aż po krańce świata.
Draco popatrzył na nią przez moment, po czym sięgnął do torby, wiszącej na jego ramieniu. Wyjął z niej dużą, ciężką książkę, obitą w jasną skórę. Czarny napis zalśnił za sprawą zbłąkanego promienia słońca z maleńkiego okienka pod sufitem.
To chyba twoje – mruknął. Położył książkę na stoliku i zniknął za wysokimi regałami w głąb biblioteki.
Hermiona spojrzała na „Numerologię dla ambitnych”. Delikatnie wzięła książkę w dłonie, patrząc nieprzeniknionym wzrokiem na okładkę. Czuła się tak nierealnie, jak we śnie. Przesuwając nieprzytomnie opuszkami palców po wypukłych literach, zdała sobie sprawę, że to żaden pokręcony sen. Przycisnęła wolumin do piersi, wdychając jednocześnie charakterystyczny zapach biblioteki. Usiadła ciężko na krześle, ściskając zgubę z całych sił. Powiodła spojrzeniem po regałach, by powrócić oczyma do stolika, napotykając pusty pergamin i ciemną plamę zaschniętego atramentu.
Spokojnie, Hermiono, nic się nie stało – szepnęła Gryfonka, nie zdając sobie sprawy, że to dopiero początek historii. 

*****

I jestem! Nawet wcześniej niż sądziłam (dzisiaj napisałam w Informacjach, że rozdział pojawi się pod koniec tygodnia), ale stwierdziłam, że na co mam czekać? Skończyłam rozdział i oto przybywam. Czuję się zobowiązana, żeby ostrzec wszystkich, którzy nie mogą ścierpieć ani jednej myśli o Hermionie i Ronie razem. Będę się starała trzymać kanonu wszystkimi siłami (chociaż los może zechcieć inaczej i moja wizja runie niczym popękane lustro, które czeka tylko na odpowiedni moment, by rozpaść się, kalecząc ludzi). Proszę o pozostawienie po sobie jakiejkolwiek wiadomości, że byliście tutaj, przeczytaliście. Trochę się boję, że nie sprostam Waszym oczekiwaniom, ale chyba wszyscy autorzy tak mają (znaczy, mam nadzieję, że to normalne). Każdy kolejny komentarz jest dla mnie jak kropla chłodnego deszczu na rozgrzaną ziemię. Niech zatem popłynie rwący strumień, by wszystko mogło na powrót odżyć!

25 komentarzy:

  1. Jestem i komentuję :D Rozdział mi się podobał, nawet bardzo. Rozmowa Draco i Hermiony muszę przyznać, że wzbudziła we mnie pewien smutek, lecz czego mogę się spodziewać po pierwszych rozdziałach. Oni po prostu początkowo muszą się nienawidzić, ponieważ inaczej tego typu ff nie mają sensu. te momenty wzbudzją największe napięcie ^^ :D Dumbledore i jego filozoficzne zdania <3 Podoba mi się, że Ron nie jest psychopatą tak jak w niektórych opowiadaniach, bo mimo wszystko lubię tę postać, uroczy jest ze swoim zachowaniem :)
    Pozdrawiam i oczywiście czekam na kolejny rozdział,
    Coco Deer!

    P.S. Przepraszam, że komentarz taki bez ładu i składu, ale jestem śpiąca xD Gdy zauważyłam, że jest rozdział, uznałam, że sen może poczekać

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdziwą sztuką jest właśnie ich sparować, kiedy dzień wcześniej obrażali się ile wlezie i żeby to wyglądało jak najbardziej realnie. :)
    Uwielbiam Rona <3 I po prostu coś mnie w sercu ściska, kiedy czytam o tym rudzielcu, że jest psychopatą, który krzywdzi wszystko i wszystkich wokół. :(
    Również pozdrawiam! I dziękuję za komentarz! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekałam na ten rozdział z wielką niecierpliwością i się nie zawiodłam :) Piszesz po prostu cudnie, że aż dech zapiera. Kłótnie Draco i Hermiony są bardzo realne, co jest już na starcie wielkim plusem. Jedynym moim zastrzeżeniem jest to, że mogłabyś dodać więcej dialogów, mniej opisów. Ron dość słodki. Mam nadzieję, że nie będzie jak w niektórych opowiadaniach robił wszystkiego, żeby przeszkadzać ;) Bardzo podoba mi się postać Harry'ego. Może bardzo urozmaicić to dramione, zwłaszcza, że wydaje mi się, że nie jest płytką postacią.
    Jest jeszcze wiele rzeczy, o których mogłabym napisać, ale z własnego doświadczenia wiem, że długie komentarze potrafią być nudne, dlatego do następnego rozdziału i weny!

    Nie Normalna

    Zapraszam na moje dramione: http://maby-i-will-see-you-again.blogspot.com/ ; wszystkie komentarze mile widziane :) !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz pisać długie komentarze, mnie akurat nie nudzą. :)
      Więc jeżeli masz czas i chęci pisz o wszystkim i o niczym. :)
      A do Ciebie już dotarłam, tylko mam maleńkie problemy z organizacją i nie starczyło mi jeszcze czasu, by doczytać do końca, ale słowo harcerza (którym nie jestem, ale to tylko drobny szczegół), że w najbliższym czasie skomentuję. ;)

      Usuń
  4. Świetny :)

    Zapraszam również do mnie
    http://fredweasley-fanfiction-pl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja obawiałam się, aby mój pierwszy rozdział nie wyszedł za długi... Widząc Twój moje obawy odeszły jak ręką odjął ;) Najbardziej zapadły mi w pamięci słowa Ronalda oraz "żyj chwila" "carpie diem Hermiono" ;) Odwaliłaś kawał naprawdę świetnej roboty, oby tak dalej. Życzę weny :)

    Zapraszam do siebie http://slytherin-pure-blood.blogspot.com/ też dopiero zaczynam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Zajrzę, ale już nie dziś - słyszę, że burza (!) się zbliża :)

      Usuń
    2. Hej. Nie wiem czy sobie tego życzysz (w razie czego skasujesz i uprzedzisz, abym na przyszłość tego nie robiła:) ) ale zapraszam na drugi rozdział ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Oj kochana... muszę przyznać, że czytając tego bloga czuję się jakbym miała przed sobą zupełnie inną autorkę. Opisy są wręcz idealne! Wszystko ze sobą współgra, a fabuła jest wciągająca. Byłam od początku i nie żałuje, ponieważ dzięki temu mogę oglądać jak zmienia się Twój styl i Twoje prace. Rozpiera mnie duma! :)
    Rozdział był bardzo dobry. Podoba mi się relacja, którą wprowadziłaś między bohaterami. Kłótnie, przekomarzania, lecz... coś jednak się zmieniło między nimi. Pokazałaś to właśnie w scenie w bibliotece, gdy Malfoy oddał jej książkę. Oczywiście jestem jedną z tych czytelniczek, które parę Hermiony i Rona omijają łukiem, lecz przecież nie można ich pozostawić, jakby nic między nimi nigdy się nie wydarzyło.

    Życzę Ci weny i zapraszam do mnie,
    http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, przygotuj się, bo Ron nie zostawi za szybko Hermiony i na odwrót. Ale specjalnie dla Ciebie nie będę się zbytnio zagłębiać w ich relacje. :D
      Dziękuję, chociaż przez Ciebie zaczynam czuć ból w mięśniach twarzy od szerokiego uśmiechu! :D

      Usuń
  7. Podoba mi się! :D

    www.drastoria-droga-do-szczescia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Brak słów... Dziewczyno, Ty to masz talent! Zostaję tu na stałe i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Już Cię kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Należę do tych osób, które własnie skręca na myśl o Ronie i Hermionie, ale chyba jakoś dam sobie z tym radę. O ile się nie mylę jest to Dramione, więc ta myśl powinna mi bardzo pomóc.
    Rozdział bardzo mi się podoba, szczególnie wymiana zdań Dracona i Hermiony. Było w niej coś naprawdę fascynującego i dojrzałego.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyszłam, przeczytałam, zakochałam się. Świetny rozdział dopiero tu dotarłam i bardzo mi się podoba 😊

    OdpowiedzUsuń
  11. „Przecież to nic złego, że korzystam z czyichś zapisek” — zapisków
    W pierwszych rozdziałach na pewno raziła mnie przytłaczająca ilość tęczówek, określania ich koloru i nacisku na barwę włosów głównych bohaterów… Tak opkowo było, bleh. Zbyt.
    W pierwszym rozdziale trochę nie chce mi się wierzyć w to, że Minerwa tak ot biega z każdym durnym tekstem Dumba za uczennicą po Hogwarcie, zalatuje to imperatywem opkowym.
    Podobają mi się bezpośrednie nawiązania do książki — ale nie ZBYT przytłaczające, dlatego nie sprawiają wrażenia, jakbyś przepisywała książkę.
    „Nagle chłodne, stalowe tęczówki spojrzały na Hermionę, w końcu zdając sobie sprawę z jej obecności” — tęczówki zdały sobie sprawę z obecności Hermiony…? O.o
    Hahaha, ten monolog Granger z pierwszego rozdziału mnie zabił. Jaka furia! xD
    „Ewentualnie zapyta pani Pince o drugi egzemplarz” — panią
    W pierwszych rozdziałach razi mnie trochę masa dialogów bez większego znaczenia. Część, rzeczywiście, pokazuje relacje między bohaterami, ale po pewnym czasie ich zażyłość jest nam już znana, wiemy, co kto do kogo, wiemy, jak prezentują się ich kontakty i w zasadzie dochodzi do tego, że mamy masę pustych rozmów.
    Podoba mi się to, jak Harry zaczyna dostrzegać uczucie Rona do Hermiony i wmawia sobie „nie no, przecież to nie może być prawda”. xD
    Mega propsy za relację Hermiona-Gonny. Podoba mi się to, jak kreujesz młodzieńcze zakochanie Ginny, taką typowo nastoletnią miłostkę, a także ładnie pokazujesz, jak na to zapatruje się Hermiona.
    Trochę nie trafia do mnie scena, w której Ginny wskazuje Hermionie, jak ta niby patrzy na Rona, no i nagle w następnej chwili Granger siedzi przy stole i rozkminia, jaki to jej przyjaciel jest przystojny. W sensie, wiesz, Hermiona nigdy nie wydawała mi się tak podatna na wpływy. I jakoś nie wierzę, żeby nagle była w stanie bez wewnętrznych sporów patrzeć na Rona jak na faceta, a nie na przyjaciela.
    Bardzo spodobała mi się perspektywa pani Pince, ta ostrożność w podejściu do książek i irytacja, że ktoś jej przerwał. :P
    „To raczej ja powinienem zapytać, dlaczego usadziłaś swoje szlamowate, brudne ciało na krześle przy moim stoliku” — ta… sorry, ale tu już no nie wierzę. xD Hermiona siada pod JEGO drzewem, przy JEGO stoliku… No tak, ale przypadek.
    „Chyba, że jesteście wszyscy aż tak dobrymi aktorami” — zbędny przecinek
    Mam powiadomienia do komci, więc nawet na stare możesz odpowiadać, jak najdzie Cię ochota. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, początki są opkowe jak cholera. Później jest chyba tylko gorzej, aż jest taki przełom i zaczyna się w miarę normalnie. A przynajmniej tak myślę. I wiem, jest masa tych tęczówek i innych złych duchów, ale tak mi się nie chce siąść i tego wszystkiego poprawiać - już raz próbowałam i zdałam sobie sprawę, że za dużo bym ingerowała w pierwotny tekst.

      Co do Minerwy... Dobra, masz rację, ale to w sumie było po lekcji, jako tako nie ganiała, musiała tylko zawołać - może to zrobiła tylko dla świętego spokoju? Nigdy nie wiadomo, a u mnie Dumbledore jest lekkim świrem, który nie zdradza żadnych motywów (w sumie jak w książce, jeżeli mamy być dokładni), więc może wolała powiedzieć.

      I co do Hermiony rozpatrującej przystojność swojego przyjaciela - czy ja wiem? Co prawda Hermiona jest dość specyficzna, ale nadal pozostaje nastolatką, więc jest możliwe, że pewnego dnia tak se zerknęła i pomyślała: "Ron nie jest jakiś tragiczny, może nawet przystojny". Znaczy ja mam momentami takie odchyły, że potrafię spojrzeć na kogoś, kogo widzę od lat, i zacząć się zastanawiać, czy jest ten ktoś uważany za ładną/przystojnego. Ale przyznaję rację - mogłam to potraktować trochę po macoszemu.

      A przypadki są wszędzie! I wiesz, +10 do zajefajności w opku. :D

      Mam nadzieję, że wytrwasz do tych lepszych rozdziałów (tzn. teraźniejszych, bo lepszych to sobie ocenisz sama). Ale przyznaję, takie uwagi są bardzo pomocne, więc się nie krępuj.

      Usuń
    2. No właśnie ja wiem, że później jest lepiej, czytałam Twoją niejedną "współczesną" miniaturkę, więc wiem, do czego dążę. :D Ale jednak wolę szczerze skomciać wszystko po kolei, bo jednak to wiele daje - przynajmniej ja zawsze tak mam - w dalszym procesie twórczym. :)

      Wiesz, gdybyś właśnie załatwiła to tak naturalnie, Minerwa profesjonalnie po zajęciach woła do siebie Hermionę - no właśnie, do siebie, to uczennica powinna ganiać za nauczycielką, nie odwrotnie - zwyczajnie przekazała wiadomość, bez tych wszystkich "omg, omg, nie wiem czemu ja to robię, boże to takie głupie, omg, omg, ale ja szalona, słowa Dumbledore'a takie bez sensu, wow, wow", to by to też inaczej wyglądało. Taka rada na przyszłość. :)
      I to samo z rozkminą wyglądu przyjaciela - zależy jak podasz temat. No bo tu to wygląda jak w tych wszystkich opkach, w których Hermiona dopiero w wieku 16 lat odkrywa działanie lustra i w wakacje - koniecznie to muszą być wakacje - zauważa swoje krągłości. Już nawet wciśnięcie jej do rozważań dosłownie tego, co tu napisałaś, "Ron nie jest jakiś tragiczny, może nawet przystojny", brzmiałoby bardziej tru. :D Ale to chyba też kwestia tego, że w pierwszych rozdziałach (zwłaszcza w następnym, jestem właśnie w trakcie czytania i komciania ;____;) masz tendencję do pisania tak eee, no, BARDZO WZNIOŚLE, tak to delikatnie nazwijmy. xD

      Usuń
    3. Daje, daje - zwracasz uwagę na tak bardzo opkowe zagrania, które mogę sama przypadkiem ominąć, kiedy się w końcu zdecyduję to wszystko przeczytać i popoprawiać.

      No bo tu to wygląda jak w tych wszystkich opkach, w których Hermiona dopiero w wieku 16 lat odkrywa działanie lustra
      Naprawdę to tak wygląda? Cholera, a to mnie wkurzało już wtedy, jak to pisałam ponad rok temu.

      A patos się będzie wylewał gdzieś chyba do szóstego, o ile dobrze pamiętam, więc się trzymaj.

      Usuń
  12. Mimo że ostatnio nic nie czytam - tak, znów chcę Ci się wyżalić na mój brak czasu :( - to powiem jedno; coś, co urzekło mnie już na samym początku tego rozdziału - jak ja DAWNO nie czytałam w opowiadaniach o kędzierzawych włosach. Za to po prostu już jestem zachwycona tym rozdziałem ;)
    Idąc dalej powiem ci, że zdecydowanie jest zadowolona z tego, że są tutaj wzmianki o Hermionie i Ronie... Nie jestem oczywiście nawet w minimalnym stopniu zwolenniczką Ronmione... Broń mnie Boże! przed takim zachowaniem...! Ale uwielbiam kanon i naprawdę te wzmianki bardzo mi się spodobały ;)
    Trochę zdziwiło mnie końcowe zachowanie Draco - biedaczek wyraźnie stracił swoją pewność siebie, a to wszystko dzięki dobrze dobranym przez Hermionę słowom. Byłam też zaskoczona tym, że tak po prostu - bez żadnych ukrytych korzyści, intryg i innych ślzgońskich zagrań - oddał Hermionie książkę.
    Mam jednak malutkie "ale" - spokojnie to nic strasznego - zjadłaś po prostu jedno słowo w tym zdaniu;
    Ja od zawsze wiedziałem, że z tobą coś nie tak, Granger, ale żeby gadać do atramentu?
    Może taki był zamysł, ale nie sądzisz, że ładniej brzmiałoby z tym jest :D
    Okej, za chwilę lecę czytać dalej, ale coś czuję, że dzisiaj przeczytam jeszcze maksymalnie dwa rozdziały :(... W końcu jutro szkoła :'(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na brak czasu ostatnio chyba wszyscy cierpią - niech ten lipiec przyjdzie! Albo chociaż czerwiec!

      Hermiona i Ron będą się przewijać - w końcu kanon zobowiązuje. Chociaż ja tam Rona lubię - nie wyobrażam sobie, by go tam gdzieś nie było obok Harry'ego i Hermiony. :')

      Tak, Draco takie biedny, że serducho ściska, ale i tak go nie zostawię tak szybko - a niech się męczy! Hermiona tak łatwo się nie da!

      I masz rację, z tym jest brzmi lepiej - uwzględnię w moich poprawkach, za które już-zaraz mam się brać. :D

      Usuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)