– Panno
Granger! Proszę chwilę zaczekać! – Donośny, szorstki głos
profesor McGonagall rozniósł się po sali, pełnej wychodzących
uczniów.
Wszyscy
automatycznie spojrzeli na drobną sylwetkę przy jednej z ławek.
Dziewczyna z burzą brązowych, kędzierzawych włosów
podniosła głowę, zaskoczona. Mimowolnie zwróciła swoje miodowe
tęczówki na dwójkę chłopców, stojących przy drzwiach.
Pierwszy
z nich, wyższy i lepiej zbudowany, podniósł kciuk do
góry i odwrócił się, pociągając za sobą bruneta, opierającego się o ścianę obok niego. Ten uśmiechnął się
pocieszająco i poruszył ustami, jakby mówiąc: "Będziemy
czekać". Hermiona skinęła krótko głową w odpowiedzi
i, podnosząc torbę z książkami z kamiennej
podłogi, podeszła do pedantycznie uporządkowanego biurka.
Wysoka
kobieta w zielonej szacie spojrzała na swoją podopieczną znad
kwadratowych okularów. Po chwili, kiedy zamknęły się drzwi za
ostatnim uczniem, westchnęła, jakby ze zmęczenia, i oparła
się dłonią o wypolerowany, ciemny blat biurka.
– Panno
Granger, profesor Dumbledore poprosił mnie, bym pani coś
przekazała. Chociaż nie mam zielonego pojęcia, dlaczego wybrał
panią i akurat to, ale... – Kobieta znowu westchnęła, tym
razem ze zrezygnowaniem. – Kazał pani przekazać, że prawdziwą
sztuką jest zostawić przeszłość za sobą i, nie patrząc na
przyszłość, cieszyć się chwilą obecną...
– Pani
profesor.. – próbowała wtrącić Hermiona, ale z dość
marnym skutkiem.
– Dodał
jeszcze, że w odpowiedniej chwili zrozumie pani te słowa.
– Pani
profesor... – spróbowała jeszcze raz. – Nie jestem pewna, czy
dobrze zrozumiałam; profesor Dumbledore kazał mi żyć
teraźniejszością? – W głosie szatynki aż nadto było
słyszalne niedowierzanie.
– Ja
też nic z tego nie rozumiem – stwierdziła sfrustrowana
nauczycielka. – Widocznie będzie pani grała jakąś większą
rolę w jego dalekosiężnym planie.
– Przepraszam?
– Och, dziecko, idź już. – McGonagall machnęła dłonią
w nieokreślonym kierunku.
– Dobrze,
dziękuję, pani profesor – z tymi słowami dziewczyna zamknęła
za sobą drzwi do pracowni, po czym z ciężkim westchnieniem
usiadła na chłodnej podłodze.
– Hermiona...?
– Tak,
tak – mruknęła w kierunku wyciągniętej, piegowatej dłoni.
– Nic mi nie jest. Tylko...
– Tylko
co? – teraz wyraźnie usłyszała zmartwienie w głosie Rona.
– Później,
ściany mają uszy. – Gryfonka wstała, korzystając z pomocy
rudzielca. – Co teraz mamy?
– Przerwę
na obiad, a po nim zielarstwo.
– To
chodźmy – powiedziała z nagłym ożywieniem.
Rudzielec spojrzał ze zdziwieniem na oddalające się plecy dziewczyny, by
odwrócić się do Harry'ego. On jedynie wzruszył bezradnie
ramionami, spoglądając na niego szmaragdowymi oczami spod
niesfornej grzywki.
– Idziecie
czy nie? – krzyknęła nagle Granger, odwracając się do nich
w połowie opustoszałego korytarza.
– No
właśnie, Ron, idziesz? – zapytał rozbawiony brunet, idąc
w kierunku przyjaciółki.
– Idę,
idę. – Weasley spojrzał na drzwi od sali, jakby oczekiwał tam
odpowiedzi na jego wszystkie pytania.
*****
– Mmm...
– mruknęła, przeżuwając duży kawałek owocowego
ciasta z bezą. – Pyszne!
– Hermiono...
– zaczął Harry, uważnie patrząc na jedzącą dziewczynę. – Dobrze się
czujesz?
– Tak,
dlaczego pytasz? – zapytała szczerze zdziwiona szatynka.
Potter wymienił spojrzenie z Ronem, zanim odpowiedział:
– Po
prostu dziwnie się zachowujesz. To wszystko.
– Ach,
racja. – westchnęła. – Ale nie macie się czym
martwić. Naprawdę – dodała z uśmiechem, wycierając usta
serwetką. – Postanowiłam tylko skorzystać z pewnej rady. To
wszystko.
– Rady?
– zdziwił się chłopak, ale Gryfonka już wstała, zabierając
jeszcze wcześniej jabłko na drogę.
– Idziecie?
Nie chciałabym się spóźnić.
– Tak,
jasne, już idziemy – powiedział brunet nieobecnym głosem,
podnosząc się. Wziął ze stołu książkę i ruszył za
dwójką przyjaciół. W blasku popołudniowego słońca lśnił
napisany złotą czcionką tytuł: „Eliksiry dla zaawansowanych”.
*****
Cała
trójka z ulgą powitała świeże, chłodne powietrze,
wychodząc z zaparowanej szklarni. Harry wziął głęboki
oddech, wachlując się pierwszą lepszą wyjętą książką
z torby. Hermiona zmarszczyła delikatnie brwi, zaciskając
nieświadomie usta w cienką linię.
– Powinieneś
ją oddać. To nieuczciwe – stwierdziła szatynka, patrząc
nieufnie na pożółkłe strony ukryte za błyszczącą, nową
okładką.
– Daj
już spokój. Przecież to nic złego, że korzystam
z czyichś zapisek, które okazały się być lepsze. Naprawdę
– odpowiedział Potter. Jednak, nie chcąc zaogniać nadchodzącej
kłótni, schował książkę przed wzrokiem przyjaciółki.
– Przez
tyle lat powinieneś się nauczyć, by od tak nie ufać czemuś,
czego pochodzenie nie jest znane! – wykrzyknęła nagle,
wymachując rękoma. Była już wystarczająco sfrustrowana ciągłymi
teoriami chłopaka, jak to Malfoy spiskuje coś prawdziwie mrocznego
ze swoimi nowymi koleżkami-śmierciożercami, więc nic
dziwnego, że w końcu wybuchła niczym bomba zegarowa
z delikatnym opóźnieniem. No, ale naprawdę; zaufać czyimś
zapiskom, których, co gorsza, pochodzenia nie można wyjaśnić?
A jeśli powstaną jakieś nieprzyjemne lub niewykrywalne na
pierwszy rzut oka skutki uboczne? Albo będzie gorzej i wybuchnie
kociołek? Już nie mówiąc, że może powstać jakaś żrąca ciecz
i czyjeś, nie daj Merlinie, Harry'ego czy Rona, życie zostanie
zagrożone?
Hermiona
z trudem powstrzymała się przed wyobrażeniem sobie tych jakże
niezwykle malowniczych obrazów. Zmusiła się do nikłego uśmiechu,
kiedy zorientowała się, że jej krótka tyrada została całkowicie
zignorowana przez chłopców i teraz obaj prowadzą
zażartą dyskusję o jakichś manewrach znanych zawodników
w Quidditchu.
– Pokażę ci zaraz
na treningu i przekonasz się, że...
– Harry,
Ron – wtrąciła się niepewnie szatynka. Brunet zamilkł w połowie
zdania, patrząc na nią wyczekująco. – Pójdę poczytać. –
Wyjęła pokaźną książkę. – Pojutrze mam oddać referat
z numerologii, a ten temat jest dość trudny.
– A,
dobra – powiedział rudzielec, przeczesując dłonią swe miedziane włosy. –
Spotkamy się później w Pokoju Wspólnym, nie? – Trącił
bokiem Harry'ego, który potaknął głową, zgadzając się. –
Tylko się nie zasiedź. Nie jest już tak ciepło, a jeśli
zachorujesz, to jak sobie poradzimy bez najlepszych pod słońcem
notatek naszej najdroższej przyjaciółki? – zapytał, uśmiechając
się rozbrajająco.
Dziewczyna roześmiała się, uderzając go lekko w ramię.
– Jesteś
niemożliwy – stwierdziła, kręcąc głową. Zaczęła iść
w stronę samotnego, rozłożystego drzewa na błoniach,
niedaleko chatki Hagrida.
– Jestem Ron! – odkrzyknął za nią, wywołując jeszcze
szerszy uśmiech na malinowych ustach.
Szatynka
przycisnęła do piersi twardą okładkę i przymknęła oczy.
Rześki wiatr owiał jej okrągłą twarz, prowadząc mahoniowe
kosmyki włosów do tańca. Zagubiony, zżółknięty liść wplątał
się w lśniące sprężyny nieświadomej dziewczyny. Wyciągnęła różdżkę, kiedy zatrzymała się przed wcześniej
wybranym drzewem i, skupiając się przez chwilę na suchej,
ułamanej gałęzi, leżącej na ziemi, przetransmutowała ją w nie
za duży koc w czerwono-złotą kratę. W końcu Gryfon
Gryfonem pozostanie, bez względu na okoliczność. Szatynka usiadła,
poprawiając czarną spódniczkę, by się nie pogniotła, i otworzyła
książkę na uprzednio zaznaczonej stronie.
Nagle
przeszły ją dreszcze. Ostrza zimnego powietrza przeniknęły przez
bawełnianą koszulę, przyprawiając pannę Granger o gęsią
skórkę. Przymknęła książkę i potarła lodowatymi dłońmi
ramiona, chcąc chociaż odrobinę się ogrzać. Spojrzała
mimowolnie na prosty zegarek na jej lewym nadgarstku. Siedziała
tutaj niecałą godzinę, a czuła się, jakby spędziła pod
tym drzewem cały dzień.
Hermiona podniosła głowę, chcąc odgarnąć niesforne kosmyki z twarzy. W zamian zobaczyła wysokiego młodzieńca z potarganymi przez wiatr, wypłowiałymi włosami, z dłońmi wetkniętymi w kieszenie czarnych spodni od mundurku. Blondyn zbliżał się, widocznie nieświadomie, do jej drzewa. Był już na tyle blisko, że mogła zobaczyć delikatne, zapewne od zimna rumieńce na przystojnej twarzy Malfoya. Bo musiała przyznać, że urody to mu nie brakuje. Co prawda, według niej to nie miało większego znaczenia, patrząc na jego charakter, ale fakt pozostaje faktem.
Hermiona podniosła głowę, chcąc odgarnąć niesforne kosmyki z twarzy. W zamian zobaczyła wysokiego młodzieńca z potarganymi przez wiatr, wypłowiałymi włosami, z dłońmi wetkniętymi w kieszenie czarnych spodni od mundurku. Blondyn zbliżał się, widocznie nieświadomie, do jej drzewa. Był już na tyle blisko, że mogła zobaczyć delikatne, zapewne od zimna rumieńce na przystojnej twarzy Malfoya. Bo musiała przyznać, że urody to mu nie brakuje. Co prawda, według niej to nie miało większego znaczenia, patrząc na jego charakter, ale fakt pozostaje faktem.
Nagle
chłodne, stalowe tęczówki spojrzały na Hermionę, w końcu
zdając sobie sprawę z jej obecności. Na twarzy chłopaka pojawił się pogardliwy grymas, oszpecając go.
– Proszę,
proszę... – mruknął Draco, patrząc spod przymrużonych powiek
na szatynkę. – Czyżby Potter i Weasley w końcu
zrozumieli, że nawet jak na nich, spotykanie się z Królową
Szlam, którą niewątpliwie jesteś, jest poniżej ich godności?
– O,
jak miło, Malfoy – powiedziała słodko dziewczyna, wstając ze
zmarzniętej ziemi. – Nie wiedziałam, że w głębi duszy
uważasz mnie za osobę błękitnej krwi.
– Błękitnej...?
– Wyraz zdziwienia przez niezwykle krótki moment pojawił się na
twarzy Ślizgona, zanim go zgrabnie ukrył.
– Tak,
błękitnej. – Brązowowłosa przewróciła oczami. – Może twoje
obelgi miałyby jakąkolwiek wartość, gdyby coś za nimi stało,
wiesz? – Spojrzała na niego z podniesioną brwią.
– Chyba
nie sądzisz, że zbliżyłbym się dobrowolnie do jakiegokolwiek
brudnego mugola. – Blondyn wzdrygnął się ostentacyjnie na samą
myśl.
– Ze
mną, jak widać, nie masz takich problemów – stwierdziła
z rozbawieniem. Chłopak, jakby dopiero teraz zauważył nikłą
przestrzeń pomiędzy nimi, odsunął się, wzbudzając nagły
chichot u Gryfonki. Zmrużył jeszcze bardziej oczy.
– Nie
pozwalaj sobie. Wiem, że twoim najskrytszym marzeniem jest
dotknięcie mnie, już nie mówiąc o niczym innym, ale z łaski
swojej trzymaj swój szlam z dala ode mnie! – syknął
Draco, patrząc z obrzydzeniem na stojącą przed nim
dziewczynę. Ta prychnęła w odpowiedzi.
– Wiesz,
co ci powiem, Malfoy? Jesteś tchórzliwym głupcem. Wiem, że pod
tymi tlenionymi kłakami jest odrobina rozumu, więc zrób tę przyjemność czarodziejskiej społeczności, bo o mugolskiej
nawet nie wspomnę, i pomyśl! Ludzie, którzy nie są obdarzeni
mocą, różnią się jedynie tym, że ich rdzeń... Nawet nie waż
mi się teraz przerywać – warknęła Hermiona, widząc otwierające
się usta blondyna. – Najnowsze badania znanych i poważanych
naukowców mówią o czymś takim jak magiczny rdzeń, który
bezpośrednio odpowiada za moc w naszym organizmie. I jedynie
czysty przypadek odpowiada za to, czy twoja magia w tym rdzeniu
obudzi się i urodzisz się czarodziejem, czy nie. Zatem zasada
czystości krwi to zwykłe bujdy! Proszę więc, zacznij myśleć
samodzielnie i zdobądź się chociaż na tyle odwagi, by
przeciąć pępowinę od jakże cudownych zwolenników wojny
i anarchii! – Ostatnie słowa, wykrzyczane przez Gryfonkę, potoczyły się echem po błoniach. Lekko dysząc, patrzyła
roziskrzonymi oczami na Ślizgona, który z podniesioną brwią
słuchał całego wywodu. Dziewczyna mimowolnie zacisnęła usta
w cienką linię, nie widząc żadnej głębszej reakcji ze
strony chłopaka.
– Skończyłaś?
Jeśli tak, to dziękuję bardzo za tą... Ach, niezwykle pomocną
i wzruszającą przemowę i oczywiście jeśli pozwolisz,
o najbrudniejsza, usiądę pod moim drzewem.
– Draco z kpiącym uśmieszkiem, schylił delikatnie głowę
w parodii ukłonu i spojrzał na koc. – Wybacz, ale
kolory trochę zmienię – na te słowa wyjął różdżkę,
sprawiając, że barwy zmieniły się na iście ślizgońskie.
Hermiona
z zaczerwienionymi od gniewu policzkami patrzyła na wyczyny
Malfoya. W jej głowie tłukła się jedna, dość dosadna myśl:
„Co za impertynencki dupek!”. Szatynka zacisnęła mocno pięści,
aż pobielały jej knykcie, i odwróciła się, by wrócić do
zamku. Dopiero stając przed obrazem Grubej Damy, zdała sobie
sprawę, że zostawiła na kocu książkę, która była jej
potrzebna. I to bardzo.
*****
– Jak
trening? – spytała Hermiona, widząc Harry'ego i Rona wchodzących do Pokoju Wspólnego.
Stwierdziła,
że nie ma się czym przejmować. Przecież w Hogwarcie jest
mnóstwo książek, które jutro przestudiuje podczas wolnej godzinie
i odda wypracowanie w terminie. Ewentualnie zapyta pani
Pince o drugi egzemplarz. Normalnie już byłaby w bibliotece,
ale czy nie sam profesor Dumbledore kazał jej zwolnić? Może nie
tymi słowami, ale sens pozostawał. Chociaż to trochę
nieprawdopodobne, by martwił się o to, że za bardzo się
przemęcza, ale... To w końcu Dumbledore.
Panna Granger, jakby nie patrzeć, była bardzo mądrą i inteligentną
osobą, więc nie ma się co dziwić, że zauważyła dość dziwne
i nieprzewidywalne zachowanie u dyrektora Hogwartu. Ale
zauważyła też, że zazwyczaj ma on ukryty motyw, który
automatycznie sprawiał, że wszystko wyglądało na genialną
i zaplanowaną od początku do końca grę. Może właśnie
dlatego nie mogła pozbyć się tego cienia niepokoju?
– Hermiona,
żyjesz? – Szatynka ocknęła się z rozmyślań, widząc
machającą dłoń przed jej twarzą.
– Przepraszam.
– Potrząsnęła głową, sprawiając, że jej włosy zabawnie
podskoczyły. – Tylko zastanawiałam się nad słowami profesora
Dumbledore'a.
– Jakimi
słowami? – zapytał Harry, marszcząc brwi.
– Ach.
– Dziewczyna roześmiała się lekko. – Zapomniałam, że nie
jesteście zorientowani w temacie. Otóż, kiedy McGonagall
zatrzymała mnie dzisiaj po lekcjach, przekazała mi słowa, które
podobno miały być skierowane do mnie, a w skrócie
mówiły, żebym żyła chwilą. Nie martwcie się, ja też nic
z tego nie rozumiem – dodała, widząc podniesione brwi Rona
w niemym zdziwieniu i zamyślenie na twarzy bruneta.
– Widocznie
nawet on zauważył, że za dużo czasu spędzasz na analizowaniu
wszystkiego. O nauce nawet nie wspomnę! – parsknął rudzielec,
zdobywając nieprzychylne spojrzenie miodowych oczu.
– Mógłbyś
być chociaż na chwilę poważny? – zapytała z wyraźną
groźbą w głosie, której tamten nie powinien ignorować.
– Och,
no proszę. Świat bez krztyny humoru byłby światem pozbawionym
barw.
– Skąd
wziąłeś te słowa? – parsknęła szatynka. – Jeżeli są
wyłącznie twoje, to gratuluję talentu do poezji. – Zaklaskała w dłonie, kiwając głową z powagą, by po
chwili wybuchnąć głośnym śmiechem.
Harry,
jakby budząc się z letargu, spojrzał nieprzytomnie na
chichoczącą przyjaciółkę. Zwrócił swoje niezwykłe, zielone
oczy na Rona, ale ten z dziwnym wyrazem twarzy patrzył na
Hermionę. Brunet pokręcił głową, odpędzając się od
absurdalnych myśli. Bo przecież ten Ronald
Weasley nie mógł patrzeć z czułością na tę Hermionę
Granger. Nie... To pewnie wynik ostatniej nieprzespanej nocy, przez
co jego mózg zaczyna lekko szwankować.
– Napisałaś
już ten referat z numerologii?
Panna Wiem-To-Wszystko podparła dłonią podbródek, by ukryć delikatne
rumieńce zażenowania. Przecież nie powie, że zostawiła książkę
na błoniach. Nigdy nie uwierzą w jej nagłe roztrzepanie,
a o Malfoyu nie zamierzała wspominać. Jej przyjaciele
reagowali dość... żywiołowo, kiedy tamten ją obrażał. Nie
chciała, by brali udział w jakichś podejrzanych wydarzeniach.
A zniknięcie Ślizgona na pewno do takich się zaliczało.
– Nie,
ale mam już wszystko rozplanowane tutaj. – Popukała palcem
w swoją głowę. – Jutro pójdę do biblioteki w czasie
wolnej godziny między lekcjami i napiszę je.
– A znalazłabyś
może chwilę, by pomóc mi w Obronie Przed Czarną Magią? Co
prawda nie mam z nią problemów, ale... No wiesz, Snape i takie
tam. – Harry uśmiechnął się nieśmiało, patrząc szmaragdowymi
oczami spod ciemnych brwi na przyjaciółkę.
– Nie
masz jeszcze napisanego eseju? – zapytała Hermiona. – Przecież
widziałam, jak wczoraj pisałeś zakończenie do niego.
– No
mam, ale pytanie czy mogłabyś je przejrzeć. – I znowu to
zniewalające spojrzenie, jakby potrafił prześwietlić twój każdy
kawałek duszy.
Dziewczyna westchnęła cicho.
– Oczywiście,
że ci pomogę. Jakżebym mogła nie?
– Dziękuję.
– Harry przesłał jej szeroki uśmiech. – Za to dostaniesz coś
ekstra na święta.
– Wiesz,
że to jest bardziej niż prawdopodobne, że zapomnisz o tym
wraz z przyjściem grudnia? – zapytała, wyciągając
się wygodniej w fotelu. Popatrzyła w stronę wesoło
skaczących płomieni w kominku. Przyjemne ciepło biło od
niego, wywołując błogi wyraz na twarzy szatynki.
– Szczegóły,
Hermiono, szczegóły. Prawda, Harry? – Ron postanowił wtrącić
swoje trzy knuty. Nie chciał tego przyznać, ale poczuł dziwne
ukłucie w sercu, kiedy przypatrywał się przekomarzaniu dwójki
przyjaciół.
– Zobaczymy
w święta – mruknął brunet, powstrzymując śmiech,
pragnący jak najszybciej wydostać się z jego chudego ciała.
Sięgnął
do torby i wyciągnął książkę od eliksirów. Ciągle nie
miał czasu jej porządnie przejrzeć. Co prawda, wolał to zrobić
z dala od swojej najlepszej przyjaciółki, ale teraz nie była raczej skora do robienia
mu niepotrzebnych wyrzutów. Przecież to nie tak, że...
Harry
zmarszczył brwi w zamyśleniu, patrząc na dziwne słowo,
napisane na marginesie, a które nie miało za dużo wspólnego
z eliksirami. „Muffliato” powtórzył w myślach.
Hmm... A gdyby tak...? Rozejrzał się powoli, starając się
nie wyglądać podejrzanie. Chłopak warknął w myślach, widząc,
że Pokój Wspólny aż pękał w szwach od zgromadzonych tam
uczniów. Wypuścił powoli powietrze, przeczesując dłonią
potargane włosy. Poczeka, kiedy pokój opustoszeje i wtedy...
Nie, poprawił się w myślach, spoglądając na Hermionę,
zrobi to w dormitorium. Będzie bezpiecznej.
*****
Promienie
wschodzącego słońca przeniknęły przez bordową kotarę, padając
na twarz Hermiony. Szatynka otworzyła powoli oczy, próbując skupić
się na ulotnym śnie. Westchnęła cicho, kiedy zdała sobie sprawę,
że nie przypomni sobie ani jednego jego fragmentu, i podniosła
się z łóżka, rozsuwając kotary.
– Wstałaś
już. – Lavender była w trakcie rozczesywania blond włosów.
– Zamierzałam cię za chwilę obudzić.
– Która
godzina? – mruknęła. Ziewając, podeszła do szerokiej
szafy i wyjęła stamtąd mundurek.
– Za
piętnaście minut będzie śniadanie. – Lavender przekręciła
głowę, uważnie obserwując swoje odbicie. Ogniste rumieńce
pojawiły się na jej policzkach, kiedy zorientowała się, że
zastanawia się nad tym, czy to jemu się
spodoba. Sięgnęła szybko po książkę od wróżbiarstwa i wyszła
z dormitorium, nie chcąc, by Hermiona coś zauważyła.
– Dzięki
– powiedziała szatynka do zamkniętych drzwi. Pokręciła głową.
Nie będzie się teraz zastanawiać nad dziwnym zachowaniem
współlokatorki.
Przebrała
się i zaczęła rozczesywać nieubłagany harmider na swojej
głowie. Nagle zobaczyła coś dziwnego we włosach. Jakiś przebłysk
żółtego koloru. Zmarszczyła czoło w zastanowieniu,
wyplątując liść z loków. Spojrzała na niego z miną,
jakby ono było winne wszystkim tragediom tego świata.
– Cudowne
rozpoczęcie dnia. – Młoda kobieta wypuściła głośno powietrze. –
Przypomnienie o zadufanym idiocie, który nie widzi niczego poza
czubkiem własnego nosa. Wspaniale – dodała pod nosem, zaplatając
gruby warkocz. Skrzywiła się delikatnie, widząc nieposłuszne
kosmyki, okalające jej twarz. Jęknęła cicho. Czymże ona
zawiniła, by mieć takie włosy?
Sięgnęła
po lekko zużytą, przetartą torbę i założyła ją sobie na
ramię. Spojrzała jeszcze raz w lustro, zaciskając delikatnie
usta. Od kiedy ona tak się przejmuje wyglądem? Z tą myślą
podniosła wyżej podbródek i wyszła z dormitorium.
Przecież jest Hermioną Granger. Najmądrzejszą
i najinteligentniejszą dziewczyną możliwe, że od czasów
nawet samej Roweny Ravenclaw. Nie miała żadnego powodu, by czuć się
gorsza.
– Cześć,
Hermiono! – Rudowłosa, niska dziewczyna z wielkim uśmiechem
na piegowatej, rumianej twarzy podeszła do szatynki. – Idziesz na
śniadanie?
– Cześć,
Ginny – przywitała się niezbyt entuzjastycznie, rozglądając się
po Pokoju Wspólnym. – Raczej, chociaż zastanawiam się, dlaczego
Harry i Ron nie zaczekali.
– Och,
proszę cię. Próbowałaś kiedyś zmusić Rona do czekania dłużej
niż pięć minut na jedzenie, które jest już na stole? – Panna Weasley spojrzała na nią z rozbawieniem.
Wyszły na korytarz, wtapiając się w tłum innych uczniów zmierzających do Wielkiej Sali.
Wyszły na korytarz, wtapiając się w tłum innych uczniów zmierzających do Wielkiej Sali.
– Co
u Deana? – spytała Hermiona, chcąc zacząć jakiś temat.
Uśmiech rudowłosej trochę przygasł.
– Jest
dobrze. Nie jest idealnie, ale dobrze, tak.
– Nie
martw się, kiedyś trafisz na tego jedynego – mruknęła pocieszająco starsza Gryfonka.
– Już
trafiłam – odszepnęła Ginny, patrząc na nią okrągłymi, orzechowymi
oczami.
Szatynka przełknęła ciężko ślinę, widząc te wszystkie uczucia wystawione jak bezbronne pisklęta na pożarcie dzikim zwierzynom. Przytuliła mocno do siebie zaledwie o rok młodszą dziewczynę. Nie mogła zrozumieć, jak można aż tak cierpieć z miłości.
Szatynka przełknęła ciężko ślinę, widząc te wszystkie uczucia wystawione jak bezbronne pisklęta na pożarcie dzikim zwierzynom. Przytuliła mocno do siebie zaledwie o rok młodszą dziewczynę. Nie mogła zrozumieć, jak można aż tak cierpieć z miłości.
– Będzie
dobrze, zobaczysz.
– Mam
nadzieję – mruknęła rozpaczliwie rudowłosa w ramię
przyjaciółki, wdychając jej zapach, który zawsze działał na nią
uspokajająco. Po chwili odsunęła się i uśmiechnęła się
delikatnie. Jednak zdradziły ją jej oczy, które nadal były
przepełnione niemal wylewającym się strumieniami bólem. –
Zauważyłam, jak patrzysz na Rona – powiedziała cicho.
– Słucham?
– wyjąkała skonsternowana Hermiona. Zapomniała o wszystkim,
skupiając się na jednej myśli: „Ona i Ron?”.
Ginny
jedynie pokręciła głową, mając tajemniczy uśmiech na pełnych
ustach. Ona była taka ślepa.
Dziewczyna długo nie mogła pozbyć się tej rozmowy z głowy. Patrząc na
Rona na śniadaniu, musiała jednak przyznać, że był całkiem
przystojny. Miał też cudowny uśmiech, który sprawiał, że robiło
jej się cieplej na sercu. Już nie wspominając o tym, że od
wakacji potrafił jednym żartem rozśmieszyć ją do łez. Ale... To
jej przyjaciel. Najlepszy. Nie może być chyba zauroczona
w tym Ronie
Weasleyu, prawda?
Harry
popatrzył na dwójkę swoich najlepszych przyjaciół. Dzisiaj
zachowywali się jeszcze dziwniej niż zazwyczaj. A to już był
wyczyn. Ron zdawał się nie zauważać ukradkowych spojrzeń
Hermiony, która natomiast nie zwracała uwagi na wbity w nią
cielęcy wzrok rudzielca. Brunet pokręcił delikatnie głową
z rozbawieniem. Ta dwójka była niemożliwa!
– Zakład,
że zostaną parą do końca roku szkolnego? – Harry usłyszał
czyjś szept koło swojego ucha. Spojrzał tam kącikiem oka
i uśmiechnął się mimowolnie, widząc ogniste włosy Ginny.
– Obstawiam,
że się zejdą, ale w ciągu dwóch. Są zbyt uparci.
– Może
i racja – mruknęła dziewczyna, zastanawiając się. – Ale
ktoś musi w nich wierzyć. – Uśmiechnęła się przekornie.
– O co?
– Hmm...
Nie wiem. – Harry wzruszył ramionami, rozglądając się po
Wielkiej Sali, jakby w poszukiwaniu inspiracji.
Dziesiątki
uczniów z różnym entuzjazmem na bladych twarzach spożywało
swoje śniadania. Niektórzy z nich prowadzili ożywione
rozmowy, okraszone okazyjnym śmiechem. Inni niemrawie mieszali
łyżeczką w kubku, pełnego parującego płynu, podpierając
głowę dłonią. Od czasu do czasu ziewali, nie zwracając uwagi na
swoich równie niewyspanych sąsiadów.
Harry
spojrzał w górę. Słońce, żegnając się z linią
horyzontu, powoli przemierzało mozolną wędrówkę po błękitnym
niebie. Perłowe chmury kłębiły się wokół jasnych,
oślepiających promieni, bezlitośnie zabierając każdy cenny
kawałek przestrzeni na nieboskłonie.
– Może
o Błyskawicę? – zapytała po chwili Ginny, spoglądając
niewinnie na chłopaka orzechowymi oczami.
– Ostro
grasz. – Roześmiał się brunet. – Dobra, ale co będzie, gdy ja
wygram?
– Wtedy
stracę wiarę w ludzkość – powiedziała, patrząc
z wyrzutem na Merlina winnego tosta z wiśniowym dżemem.
– A poważnie?
– Pomyślimy,
jak wygrasz. – Ginny uśmiechnęła się przebiegle.
– O, co
to, to nie – powiedział Harry, odwracając się od rudowłosej. –
Ja się tak nie bawię – dodał niczym obrażone dziecko.
– Oj,
czy maluśki Haluś chcie cukielka na pociesienie? – wysepleniła
Ginny, układając usta w podniesioną podkówkę.
– Cukierka
może i nie – powiedział tajemniczo, spoglądając spod
ciemnych rzęs na rubinowe wargi dziewczyny. Nagle, zdając sobie
sprawę z tego, co powiedział, zarumienił się aż po czubki
uszu i podniósł szybko z ławki. – Muszę już iść.
Mam za chwilę zajęcia – powiedział nerwowo i pożegnawszy
się, wyszedł z Wielkiej Sali.
Ginny
spojrzała z dziwnym spokojem na oddalającą się sylwetkę.
Już dawno przestała mieć nadzieję. A sytuacja przed chwilą
musiała być tylko chorym wymysłem jej bolącego serca. Niczym
więcej.
*****
Starsza,
niższa kobieta z czułością pogładziła grzbiet delikatnie
podniszczonej książki z pożółkłymi stronicami. Z uśmiechem
na cienkich ustach usiadła na wyściełanym brązowym kocem fotelu.
Sięgnęła pooraną kilkoma zmarszczkami dłonią po kubek z lekko
obitą krawędzią. Wciągnęła nosem cudowny aromat zielonej
herbaty i wzięła mały łyk napoju, rozkoszując się jego
ziołowym smakiem. Odłożyła kubek na drewniany blat biurka
i otworzyła z niezwykłą ostrożnością książkę na
pierwszej stronie.
Pani
Pince nie dotarła nawet do końca rozdziału, kiedy usłyszała
niepewne chrząknięcie. Kobieta poczuła rosnącą irytację, kiedy
zaznaczała stronę. Wyprostowała się w trochę już zużytym
fotelu i spojrzała na drobną sylwetkę stojącą przy biurku.
Część gniewu odpłynęła samoistnie, gdy pani Pince rozpoznała
w sylwetce Hermionę Granger.
– Słucham,
panno Granger?
– Przepraszam,
że przeszkodziłam pani w czytaniu... – Bibliotekarka poczuła
przypływ pozytywnych uczuć do dziewczyny. Chyba tylko ona i Krukoni
naprawdę rozumieli wagę uczuć, kiedy przerywało się komuś
czytanie, zwłaszcza tych starych ksiąg z duszą. – Ale
zostawiłam gdzieś pozycję „Numerologia dla ambitnych” Mirandy
Tollien, którą zakupiłam w ostatnie wakacje i nie mogę
jej teraz znaleźć. – Pani Pince spojrzała z pewnym
zrozumieniem, ale i dezaprobatą na uczennicę. Co prawda kilka
razy zdarzyło jej się samej zagubić książkę, ale znajdowała ją
w ciągu paru minut! – Czy byłaby pani na tyle uprzejma
i sprawdziła, czy przypadkiem ta sama książka nie znalazłaby
się w księgozbiorze hogwarckiej biblioteki?
– Oczywiście,
panno Granger, ale obawiam się, że została wypożyczona przez
pannę Hannę Abbott zaledwie dwa dni temu. Jednak proszę poczekać
tutaj chwilę. Możliwe, że już ją zwróciła. – Pani Pince
otworzyła szufladę, widocznie zaczarowaną by była większa niż
mogła być w rzeczywistości, gdzie znajdował się schludny,
duży stosik papieru. Stuknęła delikatnie różdżką w brzeg
szuflady, mrucząc pod nosem: „Miranda Tollien”. Od razu
wyskoczył fragment pergaminu, na którym wypisane były czarnym
atramentem wszystkie pozycje autorki. Obok tytułów były napisane
nazwiska uczniów, którzy aktualnie ją przechowują, gdzie kolor
atramentu odpowiadał barwom poszczególnych domów.
Hermiona
z bólem serca spojrzała na brązowe litery, głoszące: „Hanna
Abbott”.
– Przykro
mi, panno Granger. Musi pani poczekać aż panna Abbott ją zwróci
albo dokładniej przeszukać dormitorium.
– Dziękuję,
pani Pince – powiedziała młoda Gryfonka, zmuszając się do uśmiechu.
Bibliotekarka w odpowiedzi skinęła głową i powróciła
do przerwanej lektury.
Dziewczyna westchnęła lekko i poszła w głąb biblioteki, siadając
przy stoliku, ukrytym bardzo dobrze przed obcymi spojrzeniami.
Znalazła go na swoim drugim roku nauki w Hogwarcie. Praktycznie
nie można było go znaleźć, jeśli nie szukało się książek
historycznych o pradawnych czasach, kiedy mugole, magiczne
zwierzęta czy mieszańcy brali większy udział w historii
świata czarodziejskiego.
Wyciągnęła rolkę pergaminu z torby razem z piórem
i granatowym atramentem. Zamoczyła metalową końcówkę
w butelce, wypełnioną po brzegi i... Zatrzymała dłoń nad
pergaminem, słysząc ciche mamrotanie. Był to chyba męski głos,
ale Hermiona nie była tego stuprocentowo pewna. Odłożyła powoli
pióro, starając się nie zrobić przy tym zbyt dużego hałasu.
Nieświadomie zniżyła prawą rękę w okolicach kieszeni,
gdzie znajdowała się jej różdżka.
– …cholerni
Crabbe i Goyle... – Szatynka jęknęła cicho, rozpoznając
głos pewnego Ślizgona. Nie przejmując się, czy ją usłyszy, uderzyła
lekko głową w twardy blat stołu. Zapomniała o odkręconej
butelce atramentu, która przewróciła się, przez co powstał
malowniczy strumyk, kreślący podłużną dróżkę na jasnym
drewnie. Krople cieczy zaczęły miarowo spadać na kamienną
podłogę, tworząc niezbyt dużą kałużę.
– I ty,
Brutusie, przeciwko mnie? – mruknęła Hermiona, patrząc
z wyrzutem na rozlany atrament. Ten chyba za bardzo się nie
przejął jej słowami, bo kontynuował wędrówkę, chcąc
naznaczyć jak największy obszar biblioteki.
– Ja
od zawsze wiedziałem, że z tobą coś nie tak, Granger, ale
żeby gadać do atramentu? – zapytał Draco, zatrzymując się
przed stolikiem. Dziewczyna zobaczyła lśniące buty arystokraty,
zanim podniosła głowę. Ze wstydem podkuliła nogi, chowając
matowe, delikatnie przetarte czółenka od mundurku.
– Co
tutaj robisz, Malfoy? – wyrzuciła z siebie pytanie.
Nagle zauważyła, że jest zmęczona. Nie miała siły na kolejne kłótnie z nim. Nie widziała w nich żadnego pożytku, zwłaszcza, że wszystkie jej słowa przelatywały koło ucha arystokraty niczym mały, nic nieznaczący owad, o którym zapomina się po paru minutach.
Nagle zauważyła, że jest zmęczona. Nie miała siły na kolejne kłótnie z nim. Nie widziała w nich żadnego pożytku, zwłaszcza, że wszystkie jej słowa przelatywały koło ucha arystokraty niczym mały, nic nieznaczący owad, o którym zapomina się po paru minutach.
– Granger...
– zaczął, unosząc jasne brwi do góry. – To raczej ja
powinienem zapytać, dlaczego usadziłaś swoje szlamowate, brudne
ciało na krześle przy moim stoliku.
– Twoim?
–
Hermiona roześmiała się. Jednak w jej śmiechu nie było ani
nutki rozbawienia. Coś jakby gorycz i... rozczarowanie? – Czy ty
naprawdę sądzisz, że jesteś panem i władcą, tutaj,
w Hogwarcie?
– Wątpisz?
– zapytał chłopak ze słyszalnym wyzwaniem w głosie.
Dziewczyna nie podjęła gry. Zamiast tego westchnęła ciężko i spytała:
– Czego
chcesz, Malfoy?
– Chcę
wielu rzeczy... – Zanim szatynka zdążyła mu przerwać, powiedział:
– A najbardziej chcę, żebyś poszukała sobie innego
stolika.
– Usiądziesz
gdzieś, gdzie siedziała wcześniej szlama?
– Jak
zauważyłaś, nie można mieć wszystkiego – mruknął, wzruszając
ramionami. – Zjeżdżaj.
W głowie
Hermiony zapaliła się czerwona lampka, słysząc ostatnie słowo.
Wcześniej naprawdę była skłonna wstać i pójść, by być
jak najdalej od arystokraty. Ale teraz? Malfoy będzie mógł usiąść
tutaj dopiero wtedy, gdy odda ostatni oddech.
– Przykro
mi, ale byłam tutaj pierwsza.
– Rodzice
nie nauczyli cię, że trzeba się słuchać lepszych? Och, nie,
czekaj – powiedział nagle Draco z dziwnym błyskiem w oku.
– Twoi rodzice nie mogli ciebie nauczyć niczego pożytecznego ani
ważnego. To mugole.
– Wiesz,
co jest zabawne? – zapytała brązowowłosa z pobłażliwym
uśmiechem na ustach. – Nigdy się jeszcze zbytnio nie wysiliłeś,
by mnie zranić. Powtarzasz ciągle te same obelgi, które z czasem
straciły swoją wartość, stając się nic nieznaczące.
Spowszedniały i teraz nie są w stanie nawet odrobinę
zaboleć.
– I sądzisz,
że ot tak ci odpuszczę, szlamo?
– Jesteś
żałosny. Aż jest mi ciebie żal – stwierdziła z porażającą powagą. – Naprawdę miałam nadzieję, że
cokolwiek do ciebie dotrze, ale jak dotąd nie widać skutków.
– A ty
myślisz, że kim jesteś? – zapytał nagle Ślizgon, kiedy cisza się
przedłużała. – Nie wiem, dlaczego uważasz, że masz
jakiekolwiek prawo do oceniania ludzi, kiedy sama nie jesteś lepsza.
Myślisz, że nie widać, jak patrzysz na Weasleya, marząc, by
spojrzał na ciebie inaczej niż jak na szlamowatą kujonkę? –
Uśmiechnął się w duchu, widząc pobladłą twarz Granger.
W miodowych oczach krył się błysk bólu, który dla niego był
wyraźnie widoczny niczym wielki transparent, lśniący tysiącem
kolorów. – Starasz się z całych sił, by pewnego dnia nie
porzucił ciebie jak starą, nieważną gazetę z zeszłego
roku. Uczysz się, zarywając zapewne całe noce, by udowodnić
sobie, że należysz do tego świata. Jesteś zbyt dumna, by
przyznać, że nie masz nikogo. Rodzice cię nie rozumieją. Weasley
i Potter widzą w tobie jedynie darmową, żywą
encyklopedię, która odrobi za nich prace domowe. Młoda
Weasleyówna, którą uważasz za kogoś na kształt przyjaciółki
czy powierniczki, spotyka się z tobą jedynie z litości,
by porozmawiać o jej problemach.
– A ty?
– Hermiona nie mogła się powstrzymać. Chociaż wiedziała, że
niewiele brakuje, by jej fasada zburzyła się jak za dotknięciem
różdżki. By z jej oczu spłynęło miliony kryształowych łez,
znacząc policzki, a z ciała wyrwał się szloch niczym
zamknięty orzeł po latach wypuszczony na wolność. Wiedziała, że
wystarczy jedno słowo, jeden ruch i upadnie, nie mając sił,
by wstać.
– Ja?
– Chcesz
nazwać Ślizgonów swoimi przyjaciółmi? – wyszeptała.
Zacisnęła pięści, nagle zdając sobie sprawę, że stała.
Wyprostowała się, zadzierając wysoko głowę. – Wiesz, że gdy
tylko znajdą odpowiednią okazję, wbiją ci nóż w plecy,
śmiejąc się z tego, jaki byłeś naiwny? Zrobią z ciebie
trofeum, które pomogło im jedynie wspiąć się wyżej
w hierarchii.
– Ślizgoni
są lojalni – wtrącił Draco, patrząc z dziwnym wyrazem
twarzy na dziewczynę stojącą przed nim.
– Zazwyczaj
staram się nie być przeciwna domu Slytherina, ale musisz sam
przyznać, że w waszym domu lojalność jest jedynie wtedy,
kiedy jest opłacalna – powiedziała Hermiona, obserwując
niepokojące zmiany w postawie Malfoya. Stał w lekkim
rozkroku, a jego sylwetka zgarbiła się prawie niezauważalnie.
Głowę przekręcił delikatnie w bok i wyjął dłonie
z kieszeni, co raz poruszając palcami, jakby chciał w każdej
chwili chwycić za różdżkę. Chłopak zdawał się czuć zagrożony.
– Nic
nie wiesz o Slytherinie – syknął bardziej z obowiązku
niż z przekonania.
– O pierwotnym?
Może i nie, ale o dzisiejszym dość dużo. Chyba, że
jesteście wszyscy aż tak dobrymi aktorami – dodała, stając
odważnie naprzeciw stalowego spojrzenia, gotowego zamrozić ją
i zdmuchnąć, by rozpadła się na tysiące kawałków, które
wiatr rozsiałby aż po krańce świata.
Draco
popatrzył na nią przez moment, po czym sięgnął do torby,
wiszącej na jego ramieniu. Wyjął z niej dużą, ciężką
książkę, obitą w jasną skórę. Czarny napis zalśnił za
sprawą zbłąkanego promienia słońca z maleńkiego okienka
pod sufitem.
– To
chyba twoje – mruknął. Położył książkę na stoliku i zniknął
za wysokimi regałami w głąb biblioteki.
Hermiona
spojrzała na „Numerologię dla ambitnych”. Delikatnie wzięła
książkę w dłonie, patrząc nieprzeniknionym wzrokiem na
okładkę. Czuła się tak nierealnie, jak we śnie. Przesuwając
nieprzytomnie opuszkami palców po wypukłych literach, zdała sobie
sprawę, że to żaden pokręcony sen. Przycisnęła wolumin do
piersi, wdychając jednocześnie charakterystyczny zapach biblioteki.
Usiadła ciężko na krześle, ściskając zgubę z całych sił.
Powiodła spojrzeniem po regałach, by powrócić oczyma do stolika,
napotykając pusty pergamin i ciemną plamę zaschniętego
atramentu.
– Spokojnie,
Hermiono, nic się nie stało – szepnęła Gryfonka, nie zdając
sobie sprawy, że to dopiero początek historii.
*****
I
jestem! Nawet wcześniej niż sądziłam (dzisiaj napisałam
w „Informacjach”,
że rozdział pojawi się pod koniec tygodnia), ale stwierdziłam, że
na co mam czekać? Skończyłam rozdział i oto przybywam. Czuję
się zobowiązana, żeby ostrzec wszystkich, którzy nie mogą
ścierpieć ani jednej myśli o Hermionie i Ronie razem.
Będę się starała trzymać kanonu wszystkimi siłami (chociaż los
może zechcieć inaczej i moja wizja runie niczym popękane
lustro, które czeka tylko na odpowiedni moment, by rozpaść się,
kalecząc ludzi). Proszę o pozostawienie po sobie jakiejkolwiek
wiadomości, że byliście tutaj, przeczytaliście. Trochę się
boję, że nie sprostam Waszym oczekiwaniom, ale chyba wszyscy
autorzy tak mają (znaczy, mam nadzieję, że to normalne). Każdy
kolejny komentarz jest dla mnie jak kropla chłodnego deszczu na
rozgrzaną ziemię. Niech zatem popłynie rwący strumień, by
wszystko mogło na powrót odżyć!
Jestem i komentuję :D Rozdział mi się podobał, nawet bardzo. Rozmowa Draco i Hermiony muszę przyznać, że wzbudziła we mnie pewien smutek, lecz czego mogę się spodziewać po pierwszych rozdziałach. Oni po prostu początkowo muszą się nienawidzić, ponieważ inaczej tego typu ff nie mają sensu. te momenty wzbudzją największe napięcie ^^ :D Dumbledore i jego filozoficzne zdania <3 Podoba mi się, że Ron nie jest psychopatą tak jak w niektórych opowiadaniach, bo mimo wszystko lubię tę postać, uroczy jest ze swoim zachowaniem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i oczywiście czekam na kolejny rozdział,
Coco Deer!
P.S. Przepraszam, że komentarz taki bez ładu i składu, ale jestem śpiąca xD Gdy zauważyłam, że jest rozdział, uznałam, że sen może poczekać
Prawdziwą sztuką jest właśnie ich sparować, kiedy dzień wcześniej obrażali się ile wlezie i żeby to wyglądało jak najbardziej realnie. :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Rona <3 I po prostu coś mnie w sercu ściska, kiedy czytam o tym rudzielcu, że jest psychopatą, który krzywdzi wszystko i wszystkich wokół. :(
Również pozdrawiam! I dziękuję za komentarz! :D
Czekałam na ten rozdział z wielką niecierpliwością i się nie zawiodłam :) Piszesz po prostu cudnie, że aż dech zapiera. Kłótnie Draco i Hermiony są bardzo realne, co jest już na starcie wielkim plusem. Jedynym moim zastrzeżeniem jest to, że mogłabyś dodać więcej dialogów, mniej opisów. Ron dość słodki. Mam nadzieję, że nie będzie jak w niektórych opowiadaniach robił wszystkiego, żeby przeszkadzać ;) Bardzo podoba mi się postać Harry'ego. Może bardzo urozmaicić to dramione, zwłaszcza, że wydaje mi się, że nie jest płytką postacią.
OdpowiedzUsuńJest jeszcze wiele rzeczy, o których mogłabym napisać, ale z własnego doświadczenia wiem, że długie komentarze potrafią być nudne, dlatego do następnego rozdziału i weny!
Nie Normalna
Zapraszam na moje dramione: http://maby-i-will-see-you-again.blogspot.com/ ; wszystkie komentarze mile widziane :) !
Możesz pisać długie komentarze, mnie akurat nie nudzą. :)
UsuńWięc jeżeli masz czas i chęci pisz o wszystkim i o niczym. :)
A do Ciebie już dotarłam, tylko mam maleńkie problemy z organizacją i nie starczyło mi jeszcze czasu, by doczytać do końca, ale słowo harcerza (którym nie jestem, ale to tylko drobny szczegół), że w najbliższym czasie skomentuję. ;)
Świetny :)
OdpowiedzUsuńZapraszam również do mnie
http://fredweasley-fanfiction-pl.blogspot.com/
Dziękuję :)
UsuńNa pewno zajrzę :)
A ja obawiałam się, aby mój pierwszy rozdział nie wyszedł za długi... Widząc Twój moje obawy odeszły jak ręką odjął ;) Najbardziej zapadły mi w pamięci słowa Ronalda oraz "żyj chwila" "carpie diem Hermiono" ;) Odwaliłaś kawał naprawdę świetnej roboty, oby tak dalej. Życzę weny :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://slytherin-pure-blood.blogspot.com/ też dopiero zaczynam ;)
Dziękuję :)
UsuńZajrzę, ale już nie dziś - słyszę, że burza (!) się zbliża :)
Hej. Nie wiem czy sobie tego życzysz (w razie czego skasujesz i uprzedzisz, abym na przyszłość tego nie robiła:) ) ale zapraszam na drugi rozdział ;)
UsuńPozdrawiam
Oj kochana... muszę przyznać, że czytając tego bloga czuję się jakbym miała przed sobą zupełnie inną autorkę. Opisy są wręcz idealne! Wszystko ze sobą współgra, a fabuła jest wciągająca. Byłam od początku i nie żałuje, ponieważ dzięki temu mogę oglądać jak zmienia się Twój styl i Twoje prace. Rozpiera mnie duma! :)
OdpowiedzUsuńRozdział był bardzo dobry. Podoba mi się relacja, którą wprowadziłaś między bohaterami. Kłótnie, przekomarzania, lecz... coś jednak się zmieniło między nimi. Pokazałaś to właśnie w scenie w bibliotece, gdy Malfoy oddał jej książkę. Oczywiście jestem jedną z tych czytelniczek, które parę Hermiony i Rona omijają łukiem, lecz przecież nie można ich pozostawić, jakby nic między nimi nigdy się nie wydarzyło.
Życzę Ci weny i zapraszam do mnie,
http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/
Oj, przygotuj się, bo Ron nie zostawi za szybko Hermiony i na odwrót. Ale specjalnie dla Ciebie nie będę się zbytnio zagłębiać w ich relacje. :D
UsuńDziękuję, chociaż przez Ciebie zaczynam czuć ból w mięśniach twarzy od szerokiego uśmiechu! :D
Podoba mi się! :D
OdpowiedzUsuńwww.drastoria-droga-do-szczescia.blogspot.com
Cieszę się! :D
UsuńFajny rozdział:D
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńBrak słów... Dziewczyno, Ty to masz talent! Zostaję tu na stałe i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Już Cię kocham <3
OdpowiedzUsuńDziękuję! <3
OdpowiedzUsuńNależę do tych osób, które własnie skręca na myśl o Ronie i Hermionie, ale chyba jakoś dam sobie z tym radę. O ile się nie mylę jest to Dramione, więc ta myśl powinna mi bardzo pomóc.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podoba, szczególnie wymiana zdań Dracona i Hermiony. Było w niej coś naprawdę fascynującego i dojrzałego.
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Przyszłam, przeczytałam, zakochałam się. Świetny rozdział dopiero tu dotarłam i bardzo mi się podoba 😊
OdpowiedzUsuń„Przecież to nic złego, że korzystam z czyichś zapisek” — zapisków
OdpowiedzUsuńW pierwszych rozdziałach na pewno raziła mnie przytłaczająca ilość tęczówek, określania ich koloru i nacisku na barwę włosów głównych bohaterów… Tak opkowo było, bleh. Zbyt.
W pierwszym rozdziale trochę nie chce mi się wierzyć w to, że Minerwa tak ot biega z każdym durnym tekstem Dumba za uczennicą po Hogwarcie, zalatuje to imperatywem opkowym.
Podobają mi się bezpośrednie nawiązania do książki — ale nie ZBYT przytłaczające, dlatego nie sprawiają wrażenia, jakbyś przepisywała książkę.
„Nagle chłodne, stalowe tęczówki spojrzały na Hermionę, w końcu zdając sobie sprawę z jej obecności” — tęczówki zdały sobie sprawę z obecności Hermiony…? O.o
Hahaha, ten monolog Granger z pierwszego rozdziału mnie zabił. Jaka furia! xD
„Ewentualnie zapyta pani Pince o drugi egzemplarz” — panią
W pierwszych rozdziałach razi mnie trochę masa dialogów bez większego znaczenia. Część, rzeczywiście, pokazuje relacje między bohaterami, ale po pewnym czasie ich zażyłość jest nam już znana, wiemy, co kto do kogo, wiemy, jak prezentują się ich kontakty i w zasadzie dochodzi do tego, że mamy masę pustych rozmów.
Podoba mi się to, jak Harry zaczyna dostrzegać uczucie Rona do Hermiony i wmawia sobie „nie no, przecież to nie może być prawda”. xD
Mega propsy za relację Hermiona-Gonny. Podoba mi się to, jak kreujesz młodzieńcze zakochanie Ginny, taką typowo nastoletnią miłostkę, a także ładnie pokazujesz, jak na to zapatruje się Hermiona.
Trochę nie trafia do mnie scena, w której Ginny wskazuje Hermionie, jak ta niby patrzy na Rona, no i nagle w następnej chwili Granger siedzi przy stole i rozkminia, jaki to jej przyjaciel jest przystojny. W sensie, wiesz, Hermiona nigdy nie wydawała mi się tak podatna na wpływy. I jakoś nie wierzę, żeby nagle była w stanie bez wewnętrznych sporów patrzeć na Rona jak na faceta, a nie na przyjaciela.
Bardzo spodobała mi się perspektywa pani Pince, ta ostrożność w podejściu do książek i irytacja, że ktoś jej przerwał. :P
„To raczej ja powinienem zapytać, dlaczego usadziłaś swoje szlamowate, brudne ciało na krześle przy moim stoliku” — ta… sorry, ale tu już no nie wierzę. xD Hermiona siada pod JEGO drzewem, przy JEGO stoliku… No tak, ale przypadek.
„Chyba, że jesteście wszyscy aż tak dobrymi aktorami” — zbędny przecinek
Mam powiadomienia do komci, więc nawet na stare możesz odpowiadać, jak najdzie Cię ochota. :P
Wiem, początki są opkowe jak cholera. Później jest chyba tylko gorzej, aż jest taki przełom i zaczyna się w miarę normalnie. A przynajmniej tak myślę. I wiem, jest masa tych tęczówek i innych złych duchów, ale tak mi się nie chce siąść i tego wszystkiego poprawiać - już raz próbowałam i zdałam sobie sprawę, że za dużo bym ingerowała w pierwotny tekst.
UsuńCo do Minerwy... Dobra, masz rację, ale to w sumie było po lekcji, jako tako nie ganiała, musiała tylko zawołać - może to zrobiła tylko dla świętego spokoju? Nigdy nie wiadomo, a u mnie Dumbledore jest lekkim świrem, który nie zdradza żadnych motywów (w sumie jak w książce, jeżeli mamy być dokładni), więc może wolała powiedzieć.
I co do Hermiony rozpatrującej przystojność swojego przyjaciela - czy ja wiem? Co prawda Hermiona jest dość specyficzna, ale nadal pozostaje nastolatką, więc jest możliwe, że pewnego dnia tak se zerknęła i pomyślała: "Ron nie jest jakiś tragiczny, może nawet przystojny". Znaczy ja mam momentami takie odchyły, że potrafię spojrzeć na kogoś, kogo widzę od lat, i zacząć się zastanawiać, czy jest ten ktoś uważany za ładną/przystojnego. Ale przyznaję rację - mogłam to potraktować trochę po macoszemu.
A przypadki są wszędzie! I wiesz, +10 do zajefajności w opku. :D
Mam nadzieję, że wytrwasz do tych lepszych rozdziałów (tzn. teraźniejszych, bo lepszych to sobie ocenisz sama). Ale przyznaję, takie uwagi są bardzo pomocne, więc się nie krępuj.
No właśnie ja wiem, że później jest lepiej, czytałam Twoją niejedną "współczesną" miniaturkę, więc wiem, do czego dążę. :D Ale jednak wolę szczerze skomciać wszystko po kolei, bo jednak to wiele daje - przynajmniej ja zawsze tak mam - w dalszym procesie twórczym. :)
UsuńWiesz, gdybyś właśnie załatwiła to tak naturalnie, Minerwa profesjonalnie po zajęciach woła do siebie Hermionę - no właśnie, do siebie, to uczennica powinna ganiać za nauczycielką, nie odwrotnie - zwyczajnie przekazała wiadomość, bez tych wszystkich "omg, omg, nie wiem czemu ja to robię, boże to takie głupie, omg, omg, ale ja szalona, słowa Dumbledore'a takie bez sensu, wow, wow", to by to też inaczej wyglądało. Taka rada na przyszłość. :)
I to samo z rozkminą wyglądu przyjaciela - zależy jak podasz temat. No bo tu to wygląda jak w tych wszystkich opkach, w których Hermiona dopiero w wieku 16 lat odkrywa działanie lustra i w wakacje - koniecznie to muszą być wakacje - zauważa swoje krągłości. Już nawet wciśnięcie jej do rozważań dosłownie tego, co tu napisałaś, "Ron nie jest jakiś tragiczny, może nawet przystojny", brzmiałoby bardziej tru. :D Ale to chyba też kwestia tego, że w pierwszych rozdziałach (zwłaszcza w następnym, jestem właśnie w trakcie czytania i komciania ;____;) masz tendencję do pisania tak eee, no, BARDZO WZNIOŚLE, tak to delikatnie nazwijmy. xD
Daje, daje - zwracasz uwagę na tak bardzo opkowe zagrania, które mogę sama przypadkiem ominąć, kiedy się w końcu zdecyduję to wszystko przeczytać i popoprawiać.
UsuńNo bo tu to wygląda jak w tych wszystkich opkach, w których Hermiona dopiero w wieku 16 lat odkrywa działanie lustra
Naprawdę to tak wygląda? Cholera, a to mnie wkurzało już wtedy, jak to pisałam ponad rok temu.
A patos się będzie wylewał gdzieś chyba do szóstego, o ile dobrze pamiętam, więc się trzymaj.
Mimo że ostatnio nic nie czytam - tak, znów chcę Ci się wyżalić na mój brak czasu :( - to powiem jedno; coś, co urzekło mnie już na samym początku tego rozdziału - jak ja DAWNO nie czytałam w opowiadaniach o kędzierzawych włosach. Za to po prostu już jestem zachwycona tym rozdziałem ;)
OdpowiedzUsuńIdąc dalej powiem ci, że zdecydowanie jest zadowolona z tego, że są tutaj wzmianki o Hermionie i Ronie... Nie jestem oczywiście nawet w minimalnym stopniu zwolenniczką Ronmione... Broń mnie Boże! przed takim zachowaniem...! Ale uwielbiam kanon i naprawdę te wzmianki bardzo mi się spodobały ;)
Trochę zdziwiło mnie końcowe zachowanie Draco - biedaczek wyraźnie stracił swoją pewność siebie, a to wszystko dzięki dobrze dobranym przez Hermionę słowom. Byłam też zaskoczona tym, że tak po prostu - bez żadnych ukrytych korzyści, intryg i innych ślzgońskich zagrań - oddał Hermionie książkę.
Mam jednak malutkie "ale" - spokojnie to nic strasznego - zjadłaś po prostu jedno słowo w tym zdaniu;
Ja od zawsze wiedziałem, że z tobą coś nie tak, Granger, ale żeby gadać do atramentu?
Może taki był zamysł, ale nie sądzisz, że ładniej brzmiałoby z tym jest :D
Okej, za chwilę lecę czytać dalej, ale coś czuję, że dzisiaj przeczytam jeszcze maksymalnie dwa rozdziały :(... W końcu jutro szkoła :'(
Na brak czasu ostatnio chyba wszyscy cierpią - niech ten lipiec przyjdzie! Albo chociaż czerwiec!
UsuńHermiona i Ron będą się przewijać - w końcu kanon zobowiązuje. Chociaż ja tam Rona lubię - nie wyobrażam sobie, by go tam gdzieś nie było obok Harry'ego i Hermiony. :')
Tak, Draco takie biedny, że serducho ściska, ale i tak go nie zostawię tak szybko - a niech się męczy! Hermiona tak łatwo się nie da!
I masz rację, z tym jest brzmi lepiej - uwzględnię w moich poprawkach, za które już-zaraz mam się brać. :D