[M] Miłość do muzyki

— Do widzenia, panie Bitters!
Hermiona posłała jeszcze szeroki uśmiech, zanim pchnęła drzwi od swojej ulubionej kawiarni.
Był przepiękny dzień, a ona właśnie wracała z uczelni, gdzie postanowiła studiować zaklęcia, klątwy i ich łamanie. Cóż tu dużo mówić — została oczarowana opowieściami Billa Weasleya na temat swojej pracy, a że mogła też zwiedzić kawałek świata… Nie mogła sobie odmówić. Został jej tylko ostatni miesiąc, by dostać dyplom i… Witaj wielki świecie!

Kobieta uśmiechnęła się lekko i już-już miała ruszyć w dół ulicy, kiedy coś przykuło jej wzrok. Ten kolor włosów… Hermiona zawahała się, ale jej przeklęta ciekawość oczywiście wzięła górę. Dosłownie chwilę później była Gryfonka znalazła siebie obok wysokiego mężczyzny próbującego przypiąć jakieś ogłoszenie na tablicy przed widocznie starym, ale dość zadbanym budynkiem.
W Hermionę uderzył nagle fakt, że nie wiedziała co powiedzieć. Miała się przywitać? Tak po prostu? Tego co prawda wymagałaby ludzka uprzejmość, ale jakoś… nie potrafiła się zmusić.
— Granger?
Podskoczyła, ale przynajmniej jeden problem miała z głowy.
— Malfoy. — Kiwnęła głową, decydując się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego.
Zamiast tego próbowała przeczytać świeżo powieszone ogłoszenie i…
— “Skrzypek na dachu”? — wydukała i spojrzała ze zdziwiniem na mężczyznę.
Musiała przyznać, że niewiele się zmienił, może jedynie rysy twarzy mu się wyostrzyły, ale poza tym wyglądał dokładnie jak ze szkoły. Nawet ten cholerny uśmieszek nie zniknął.
Hermiona przyłapała się na tym, że zaciskała pięści, ale zawsze chciała zetrzeć mu ten uśmieszek. Myślałby kto, że trzecia klasa cokolwiek zmieniła w jego zachowaniu.
— Tak, Granger — wywarczał Draco. Jemu wystarczyła sama jej obecność, by zacząć przeklinać cały świat, że śmiał go na nią skazać. — A teraz idź sobie gdzieś, gdzie jesteś mile widziana.
Obruszyła się mimowolnie.
— Mógłbyś być trochę milszy, to nie boli.
On popatrzył na nią jak na idiotkę, wywołując — oczywiście — wściekłe rumieńce na jej wydymanych policzkach. Cholerny Malfoy!
— Oboje nie czerpiemy nawet najmniejszej przyjemności z tej parodii rozmowy, więc dlaczego mieliśmy niepotrzebnie przedłużać tę bolączkę?
Hermiona już otworzyła usta, by wyrazić swoje — zapewne niesamowicie interesujące — zdanie, ale ktoś jej w tym przeszkodził.
— Panie Malfoy! — wykrzyknął ktoś tubalnym głosem.
Oboje spojrzeli w kierunku budynku, by przed ich oczami pojawił się niezbyt wysoki staruszek w dość ekstrawaganckim niebieskim garniturze. Uśmiechał się szeroko, rozkładając ramiona, jakby chciał ich objąć. Wcale nie przejął się rozpaczą wymalowaną na twarzy Draco i zarzucił ramię na jego bark, trzymając go w zaskakująco żelaznym uścisku.
— Widzę, że piękna pani — tu Malfoy wydał zduszony dźwięk niemający związku z brakiem powietrza — zainteresowała się niedzielnym spektaklem, na który nie udało nam się wyprzedać wszystkich miejsc, więc…
Draco wymknął się spod ręki staruszka jak oparzony.
— Ta pani tylko przechodziła, panie Berkeley, nawet nie jest zainteresowana naszym repertuare-em — zająkał się mimowolnie, kiedy Hermiona spojrzała na niego z dziwną przenikliwością.
Waszym? — zapytała, a w jej głosie pojawiło się coś niebezpiecznego, groźnego.
Zaraz odwróciła się do staruszka i z wielkim wysiłkiem wygięła kąciki ust. Kiedy się odezwała, brzmiała niemal kokieteryjnie:
 — Z przyjemnością pojawię się w niedzielę, w końcu nie przebaczyłabym sobie, gdybym mnie to ominęło.
Twarz Draco stężała. Ta… ta… kobieta nie miała prawa wpieprzać się w jego życie. A ten niewielki, mający za sobą lata świetności teatr był dla niego wszystkim.
Kiedy nikt nie chciał do siebie przyjąć byłego śmierciożercy, pana Berkeley obchodziło tylko to, czy potrafił całkiem znośnie grać na pianinie. A potrafił i to nawet nie całkiem znośnie, a bardzo dobrze. I tak oto zasilił szeregi teatru, który lata świetności miał daleko za sobą, ale lubił go. Tutaj mógł być sobą i bez kajdan nałożonych przez nazwisko.
A teraz ta cholerna Granger zamierzała sprofanować jego sanktuarium.
— Och, a przecież mówiła pani, że ten teatr to ruina i że “Skrzypek na dachu” to najgorszy musical świata! — wykrzyknął z dezorientacją, chociaż jego wzrok przykuty był do wściekłej twarzyczki Granger.
Prawie się uśmiechnął. Prawie.
Ale pan Berkeley nie dał się tak łatwo — za bardzo mu zależało na widzach, by teatr odżył, żeby odpuścić.
— To będziemy musieli udowodnić panience, że my to nie byle co!
Tym razem to Draco musiał się powstrzymywać, by nie zetrzeć tego uśmieszku z jej twarzy, powtarzając w myślach: “Nie biję kobiet”.

*****

— Zapomnij, nie pójdę tam z tobą — powiedział stanowczo Harry, zagryzając słowa czekoladowym ciasteczkiem, które nabył od pani Weasley. — Ciasteczko? — zapytał z nadzieją, że Hermiona przestanie na niego patrzeć, jakby właśnie zabił jej Krzywołapa.
Nie podziałało, a mężczyzna tak jakby skulił się za kubkiem z herbatą.
— A jeśli skorzysta z okazji, że będę sama i mnie zamorduje? Albo porwie dla okupu? Albo sprzeda moje organy na Nokturnie? — spróbowała go podejść z innej strony.
Harry popatrzył na nią znad okularów, wzdychając ciężko.
— Czy ty naprawdę musisz tam iść? Już go wkurzyłaś, nie musisz tam jeszcze wparadować, bo stwierdziłaś, że… — zaciął się i spojrzał na nią z zastanowieniem. — Właściwie to po co ty tam chcesz iść?
Hermiona odkryła w sobie nagły pociąg do wróżbiarstwa, poświęcając całą swoją uwagę fusom na dnie kubka. Tak, to mogło wyglądać na ponuraka. Jeżeli by się przymknęło jedno oko. A najlepiej oba.
— Hermiona? — ponaglił ją.
— Czy to takie ważne? — jęknęła, unosząc głowę.
— Jeżeli chcesz mnie narażać na jakiś marny musi…
— Marny? Marny?! To jest perełka wśród… — Hermiona odchrząknęła. — Znaczy się…
— Może załatw sobie kogoś innego do towarzystwa, jak już nie chcesz sama — poradził jej, stwierdzając, że zignoruje wybuch Hermiony.
W końcu to nie tak, że się go nie spodziewał.
— Ale kto niby ze mną pój…
— Dzień doberek!
Wysoki mężczyzna z włosami rażącymi swą rudością po oczach pojawił się w drzwiach kuchni. Zawahał się, kiedy zobaczył drapieżny wzrok swojej najlepszej przyjaciółki.
— Och, Ron, siadaj, chcesz ciasteczko? — wyrzuciła z siebie owa przyjaciółka, wpychając mu talerzyk do dłoni. — W każdym razie pamiętasz jak ostatnio poszłam z tobą na ten mecz, kiedy nikt inny nie mógł?
Weasley opadł na krzesło, niepewnie częstując się ciasteczkiem. Harry w tym czasie ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
— Pamiętam — odpowiedział niepewnie, kiedy stało się jasne, że kobieta czekała na jakąś reakcję.
— Więc nie będziesz miał nic przeciwko, by w niedzielę wybrać się ze mną do takiego urokliwego teatru?
Ron popatrzył na ich dwoje i stwierdził, że ta sytuacja kompletnie mu się nie podobała.
— Jaki jest haczyk?
Hermiona machnęła ręką, jakby to nie było ważne.
— Zatem pójdziesz?
Mężczyzna sięgnął po następne ciasteczko, stwierdzając, że to jedyne, co mu pozostało, kiedy jeden przyjaciel dusił się ze śmiechu, a drugi zmuszał go, by iść do teatru. To prawie tak samo złe jak muzeum. Chociaż patrząc na Harry’ego, to mogło być gorsze niż muzeum.
— A mam inne wyjście? — skapitulował, mając nadzieję, że to nie będzie najgorszy wieczór, jaki dane mu było przeżyć.

*****

— Już nigdy nie narobię sobie u ciebie długów — jęknął Ron, siadając całkiem blisko sceny.
Musiał przyznać, że fotele były całkiem wygodnie, ale i tak w całym teatrze śmierdziało kurzem i… cytryną? Już nie mówiąc, że na sali była jedynie para rozgadanych staruszek w wielkich kapeluszach i zgraja małych dzieci pod opieką surowo wyglądającej kobieciny w poplamionym fartuchu. Ron odwrócił się prędko, kiedy ta zauważyła jego spojrzenie i caluteńka się zarumieniła.
— Czy ja tu naprawdę muszę być? — wyszeptał do swej najdroższej przyjaciółki, która wyglądała na dziwnie zrelaksowaną, niemal uśmiechniętą i zdawała się go kompletnie nie słyszeć.
Ron zapłakał w duchu nad swym losem.
Hermiona rozglądała się urzeczona, chociaż nigdy by się do tego nie przyznała. Jasne, może i teatr nie był w najlepszym stanie, ale miała wrażenie, jakby budynek oddychał. Jakby miał swoją własną duszę i to było… Niesamowite. Po prostu piękne.
Już rozumiała, dlaczego pan Berkeley tak walczył o to miejsce — było magiczne i to nie w ten czarodziejski sposób.
Hermiona tak zasnuła się w myślach, że nie zauważyła, że Ron od jakiegoś czasu mamrocze coś pod nosem, co przypominało: “Oszalałem, całkowicie oszalałem”.
— Coś się stało? — zapytała, unosząc brwi, bo jej przyjaciel wyglądał naprawdę źle.
— Czy tam jest Malfoy? — wydukał w końcu, patrząc się na pianino wystające zza ciężkiej kurtyny.
Hermiona odchrząknęła, nagle gubiąc słowa. Ron popatrzył na nią w końcu ze zdradą w oczach.
— To był ten haczyk, tak? Już pomijając tę ruinę, będę musiał oglądać tę fretkę przez następne godziny i zapewne słuchać, jak brzęczy na tym czymś?
Kobieta odchrząknęła ponownie, jakby chciała sobie dać dłuższy czas do namysłu. Jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, spektakl się rozpoczął.

*****

— Nigdy więcej — wyjęczał Ron, kiedy to się w końcu skończyło. — Możemy już iść? — zapytał z nadzieją, wyrywając Hermionę z zamyślenia.
— Tak, tak — zreflektowała się, podnosząc się gwałtownie. — Chodźmy.
Uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi. A Hermiona próbowała skupić się na marnym głosie głównego aktora, a nie na najpiękniejszej grze na pianinie, jakie dane jej było usłyszeć.
Ale nie zdołała już się powstrzymać od zabrania programu przed wyjściem na zewnątrz.

*****

Natarczywe pukanie wyrwało Harry’ego z popołudniowej drzemki. Mimowolnie zerknął na zegar i jęknął, kiedy zorientował się, że przespał może dziesięć minut. Pukanie jednak nie ustawało, więc wstał i czując się kompletnie nieprzytomnie, otworzył drzwi.
Zaraz miał ochotę je zamknąć, kiedy zauważył swoją najdroższą przyjaciółkę z wielkim pudełkiem ciasteczek od pani Weasley.
— Nie pójdę, wybij to sobie z głowy — mruknął, chociaż nie odrywał wzroku od pudełka.
Hermiona przykleiła na twarz szeroki uśmiech i wcisnęła się do jego mieszkania.
— Ciebie też miło widzieć, Harry — przywitała się, brzmiąc nadzwyczaj radośnie. Odłożyła ciasteczka na stolik i zaczęła szykować herbatę. — Dowiedziałam się od Ginny, że nie masz żadnych planów na jutro.
“Zdrajczyni” — pomyślał i opadł zrezygnowany na krzesło w kuchni.
— Hermiono, wiesz, że cię kocham, ale czy nie możesz zacząć chodzić tam sama? — zapytał.
— Ale nie chcę tam iść sama — burknęła.
— Dlaczego? Wiesz, że tylko ty się tam dobrze bawisz.
Hermiona rzuciła mu pochmurne spojrzenie, ale ten się nie ugiął. Wybrała więc metodę na nieodzywanie się. Postawiła głośno kubek z herbatą i równie głośno odsunęła krzesło, by na nie usiąść. Harry tylko westchnął.
— Co się z tobą dzieje? — zapytał w końcu, kiedy minęła boleśnie długa chwila. — Nie pamiętam już kiedy ostatnio zachowywałaś się tak… — zawahał się, ale stwierdził, że Gryfoni byli przecież odważni, prawda? — dziecinnie.
Minęła kolejna boleśnie długa chwila. Hermiona wypuściła ciężko powietrze.
— Przepraszam — mruknęła, obejmując ciaśniej kubek dłońmi. — Po prostu… Ten skurczybyk gra tak pięknie, że nawet spalony głos tej samozwańczej diwy mi nie przeszkadza!
Harry co prawda nie spodziewał się tak otwartej deklaracji, ale był bardziej niż zadowolony, że nie musi już tam więcej chodzić. Przytaknął zatem energicznie i zjadł kolejne ciasteczko.
— W sumie jestem zaskoczona, że jeszcze się nigdzie nie wkręcił — mamrotała. — Przecież ma ten cholerny talent, to czemu siedzi wśród takich beztalenci? Chociaż ten teatr naprawdę ma swój urok, taki z duszą i tak dalej… Coś nie tak? — zapytała niepewnie, kiedy zauważyła jego uważny wzrok.
— Zapomnij, że to Malfoy gra — poradził jej i uśmiechnął się lekko. — Kto by pomyślał, że zdołał cię tak zauro…
— Nawet się nie waż tego kończyć! — przerwała mu, zrywając się z miejsca. — Nie zauroczył mnie! Ja tylko czerpię przyjemność ze słuchania, jak w końcu ktoś ma jakieś pojęcie o graniu na instrumencie.
— Oczywiście — wyświergotał.

*****

Draco usiadł przy pianinie i z niemal czułością przesunął opuszkami po klawiszach.
— Gotowy, panie Malfoy? — zapytał pan Berkeley, pojawiając się za jego plecami.
Mężczyzna pokiwał głową w odpowiedzi, nie poświęcając zbytniej uwagi staruszkowi, i rozejrzał się po widowni. Wmawiał sobie, że robił to bez wyraźnego powodu, ale bezwiednie uniósł delikatnie kąciki ust, kiedy zauważył pewną kobietę siedzącą w drugim rzędzie. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy nie zobaczył obok niej nikogo z tej jej lwiej zgrai.
W końcu przeniósł wzrok na pana Berkeley, który właśnie ocierał sobie twarz haftowaną chusteczką w chabry.
— Daj z siebie wszystko, mój drogi chłopcze — powiedział jowialnie, zanim zniknął za kulisami.
Draco miał ochotę odetchnąć z ulgą. Tym razem obeszło się bez naruszania jego przestrzeni osobistej.
Zanim jego palce natrafiły na klawisze pianina, jego oczy natrafiły na tę samą kobietę, która uparcie starała się na niego nie patrzeć.
Z różnym skutkiem, co prawda, ale liczyły się chęci.

*****

“Teraz albo nigdy” — stwierdził Draco w myślach, dając się porwać impulsowi.
Wyminął parę całkiem młodych ludzi, którzy wyglądali, jakby uciekli z niskobudżetowego cyrku, i siląc się na nonszalancję, przytrzymał drzwi pewnej uro… Ekhem, pewnej kobiecie.
— Dzięku-uję — zająknęła się, kiedy zobaczyła, kim był jej wybawiciel.
Draco uśmiechnął się półgębkiem, a Hermiona poczuła się nagle jak w surrealistycznym śnie. Albo koszmarze, bo jego zachowanie nie było normalne.
— Wszystkim tak przytrzymujesz drzwi? — zadała pierwsze pytanie, jakie jej przyszło na myśl.
“Och, cudownie, stara dobra irytacja wróciła na swoje miejsce” — sarknął Draco w duchu.
— Malfoy? — zaniepokoiła się.
Oczywiście o siebie, może jednak nie była irracjonalna w swoich gdybaniach co do morderczych zamiarów Malfoya.
— A idź mi w cholerę, Granger! — warknął w końcu i już-już miał wracać do teatru, ale Hermiona nie zamierzała zostawiać tego tak bez słowa.
— Ja mam iść w cholerę? To ty mi przytrzymujesz drzwi! — wykrzyknęła i podparła się rękoma pod boki, dodając sobie animuszu.
Draco spojrzał na nią z niedowierzaniem.
— Tylko ty mogłaś się wściec, kiedy ktoś chce być mi… — Mężczyzna odchrząknął, chcąc zamaskować to ostatnie słowo, ale Hermiona nie dała się tak łatwo.
Miły? — niemal je wypluła. — Ty nie jesteś miły, a zwłaszcza w stosunku do mnie — upierała się, czujnie go obserwując.
— Tak, Granger, uważaj, bo cię porwę w ciemnym zaułku. — Przewrócił oczyma. — Wybacz, ale nie mam już ochoty oglądać twojej twarzyczki.
— I z wzajemnością — wysyczała cała czerwona ze złości.
Draco popatrzył na nią przenikliwie, a Hermiona jakby straciła pewność siebie. Mógłby przestać tak na nią patrzeć!
— Czyli przez ostatni miesiąc to nie ty przychodziłaś do teatru? — zapytał niewinnie.
Toczyli walkę na spojrzenia, ale to kobieta ostatecznie się ugięła. Ostatecznie miał cholerną rację, na Merlina!
“Spokojnie, odetchnij i zachowaj się jak dorosła” — rozkazała sobie w myślach, no bo naprawdę, miała już od dawna dwudziestkę na karku!
— Może i grasz cudownie, ale to nie sprawia, że jesteś mniejszym dupkiem — stwierdziła dziwnie spokojnie.
Chyba była już zmęczona tym wszystkim, co zauważył Draco. Westchnął lekko i powiedział niezobowiązująco:
— W końcu sztuka to sztuka, nie ma co przekładać na nią nienawiść do autora.
— Nie nienawidzę cię — wymamrotała, zanim zdążyła się powstrzymać. — Nie lubię, ale nie nienawidzę.
Draco miał nieczytelny wyraz twarzy, przez co niezręczność tej sytuacji stała się jeszcze bardziej nieznośna.
— To już jakiś progres, Granger — powiedział, a Hermiona mogła przysiąść, że uśmiechnął się przy tym, ale tak prawdziwie. — Więc skąd u ciebie taka miłość do muzyki?
“Może ostatecznie nie przeszkadza mi Granger wpieprzająca się w moje życie” — pomyślał, kiedy usiedli w tej małej kawiarence naprzeciwko teatru.
A idiotyczny uśmiech na twarzy nie zniknął zbyt szybko.

*****

Nie będę ukrywać, ta miniaturka sprawiała, że miałam ochotę naprawdę to wszystko rzucić. Doszło nawet do takiego momentu, że chciałam zacząć walić głową w ścianę (mam nadzieję, że to żaden znak na następny rok, patrząc na to, że miniaturka jest na rocznicę). Ale jakoś dotrwałam. I nie wiem co sądzić. Miała być lekka, niewymagająca, czasem zwyczajnie absurdalna. I chyba się udało. Chyba. W każdym razie piszcie, co sądzicie. I do zobaczenia niebawem z rozdziałem (niebawem, czyli na przestrzeni poniedziałku-środy, bo mi się tak wszystko w czasie przesunęło, jak się zacięłam przy tej miniaturce)!
Ach, jeszcze jedno — jak ktoś przegapił, a miałby chęć, to zapraszam do przeczytania notki rocznicowej (link). :)

10 komentarzy:

  1. Ah, to miniaturka mi została, w każdym razie naprawdę bardzo fajna :D! Przyjemny tekst na poprawę humoru. Przez cały czas, gdy ją czytałam uśmiech nie schodził mi z twarzy, a grającego Malfoya wciąż mam przed oczami! Totalnie mnie kupiłaś, po prostu jestem zauroczona tym tekstem i nie ukrywam, że przeczytałabym jego kontynuację, co Ty na to? :D
    Czekam na kolejny rozdział, no i oczywiście gratuluję rocznicy! <3
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział będzie za niedługo - jakoś tak mi się wszystko poplątało, ale postaram się może nawet na jutro. Kontynuacja? Nie zastanawiam się, ale obiecuję przemyśleć - kto wie, może akurat się coś skleci. :D
      I bardzo dziękuję za komentarz - kiedy nic się nie pojawiało, bałam się, że kompletnie sknociłam, ale wiara odzyskana! Dziękuję! ❤

      Usuń
  2. Świetna miniaturka. Chwilę się do niej zbierałam (brak czasu) ale koniec końców było warto :)
    Lekka, nietuzinkowa, zabawna. Bardzo przyjemnie się czytało. Przyznam, że z chęcią przeczytałabym kontynuacje ;) czekam na kolejne wpisy :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, bardzo mi miło. ❤ W takim razie nie mogę zrobić nic innego, niż pomyśleć nad dalszymi częściami - może nawet uda mi się coś szybko wyskrobać, ale z terminami wolę się nie rzucać. Dziękuję pięknie i postaram się, by na blogu częściej coś się pojawiało. :D

      Usuń
  3. Cassie kobieto, gdzie ty się podziewasz? Pamiętasz mnie jeszcze? Tutaj Skyler z "Słodkiego Listopada". Wiem, że też zniknęłam na kupę czasu, ale no nie mogę się doczekać nowego rozdziału u ciebie! Jak potrzebujesz inspiracji to może pomoże ci w tym nowy rozdział u mnie na blogu? Serdecznie cię zapraszam i odezwij się! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, kochana! I nie tyle inspiracji mi trzeba, co silnej woli, by wyrwać się z tego błędnego koła, a w które sama się, kurczątko, zapędziłam! A na bloga zajrzę na pewno, nie wiem tylko w którym momencie, bo ostatnio ze mną tutaj naprawdę krucho. :')

      Usuń
  4. Miniaturka była świetne , kiedy dodasz kolejny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój kochany wierny czytelniku! Niestety nie potrafię powiedzieć, kiedy będzie rozdział, bo... Nie mam pojęcia. Mogę tylko przeprosić i mieć nadzieję, że nie będę kazała czekać nie wiadomo ile czasu. :")

      Usuń
  5. Nie masz za co przepraszać , rozumiem :* :D

    OdpowiedzUsuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)