Rozdział dwudziesty czwarty

Draco przesunął opuszkami po tomach dumnie stojących na wiekowych regałach. Wszędobylski kurz drażnił go w nos, a koszula od mundurka nieprzyjemnie drapała go w szyję. Ale to nie było ważne. Przyszedł tu w konkretnym celu i nic nie mogło go powstrzymać.
Zamierzał znaleźć jakiekolwiek książki o zaklęciach naprawiających, katalizujących czy przekierowujących. Co prawda, już przeszukiwał horgwacką bibliotekę pod tym względem, ale ograniczał się do nowszych pozycji napisanych zrozumiałym angielskim, nie sprzed kilku czy kilkunastu wieków. Można by było powiedzieć, że to Granger zainspirowała go, by udał się do Pince i zapytał o dział z bardzo starymi woluminami o zaklęciach. Oczywiście, nigdy się do tego nie przyzna: nie dość, że nosiłaby ten zadarty nos jeszcze wyżej, to dowiedziałaby się o jego nie do końca legalnych zajęciach pozalekcyjnych.
Chłopak widocznie spochmurniał, kiedy uświadomił sobie — może nie jakoś nagle, ostatecznie nie był niedomyślnym idiotą, ale zazwyczaj odganiał od siebie najmniejsze myśli z tym związane — że szukał sposobu, by wpuścić śmierciożerców do szkoły pełnej uczniów. A przynajmniej starał sobie wmówić, że chodziło o ogół, a nie o jedną szczególną osóbkę urodzoną wśród mugoli i zdecydowanie niezasługującą na szacunek czy już w ogóle magię według Czarnego Pana.
„No dalej, Draco, wybieraj między rodziną a cholernym światem” — warknął w myślach, odkładając troszeczkę za mocno jakąś nieprzydatną dla niego książkę na półkę.
Niemal jęknął, gdy jego wzrok natrafił na rozpadającą się okładkę, ale z lśniącym wyraźnie tytułem „Szyfry czarodziejskie”.
„Czy ona musi się ciągle napataczać?” — poużalał się w myślach; jedynym miejscu, gdzie mógł to robić bez obaw, chociaż ostatnimi czasy i jego myśli nie mogły być prywatne, jedynie jego.
Nie, wśród tylu legilimentów, którzy tylko czekali na okazję. I mógłby przysiąc na wszystkie znane mu świętości, że Dumbledore był jednym z nich. Chociaż… Czy gdyby do niego poszedł i powiedział o wszystkim… Czy mu by uwierzył? Że Czarny Pan dał samobójczą misję, a w Draco pozostały marne resztki sumienia, które nie pozwalały mu jej wypełnić? Mimo wszystko legilimencja nie mogła pokazać, czy na pewno można by mu było ufać. Sam Draco wiedział o pewnych zaklęciach, które manipulowały emocjami i wspomnieniami, co dopiero dyrektor. A dodając do tego wszystkiego Snape’a, który potrafiłby bez żadnych trudności przekonać Dumbledore’a, że najlepszym rozwiązaniem byłoby jego wydalenie? Stąd krótka droga do bolesnej śmierci — Czarny Pan z pewnością nie byłby zadowolony z niewypełnienia misji i powiedzenia o wszystkim Dumbledore’owi. A nie mógłby też obwinić Snape’a, w końcu on tylko odkrył zdrajcę.
Severus Snape. Bardziej zwodniczego czarodzieja świat nie widział. Służył i płaszczył się przed szaleńcem, by w następnej chwili pobiec do dobrodusznie wyglądającego staruszka i ostatecznie twierdzić, że był szpiegiem ich obydwu.
A jakby tego było mało, to prawdopodobnie miał u siebie sposób na naprawę tej cholernej szafki zniknięć!
Draco zacisnął pięści, myśląc usilnie. Może warto by było spróbować? To znaczy porozmawiać z nim bez tej namacalnej wrogości; ta szafka z runami z pewnością pomogłaby mu w znalezieniu odpowiedzi, której tak pragnął.
Ślizgon wbijał wzrok w księgi przed sobą, zastanawiając się, czy to miałoby szansę się udać. W końcu teraz stawiał wszystko na jedną kartę i jeśli polegnie… Ale gdyby jednak mu się powiodło, czekałoby na niego uznanie Czarnego Pana i może nawet świata nauki?
— To jest niedorzeczne — zasmakował słowo na języku.
Poczuł dziwną gulę w gardle, która nie chciała łatwo zniknąć. Zamrugał szybko i z roztargnieniem sięgnął po wolumin o szyfrach. Kąciki ust wygięły się bezwolnie, a on warknął na to ze złością. Ale obraz podekscytowanej Granger z burzą swawolnych loków na głowie nie zniknął.


*****


Hermiona przewróciła kolejną stronę, czując dziwne otępienie. Czy ona naprawdę to czytała? I czy naprawdę rodzice uznali, że jej się to spodoba? Westchnęła ciężko, pozwalając sobie na krótką przerwę. Mimo wszystko nie mogła przestać analizować głównej bohaterki, która miała wyjść za mąż, ale traktowała to przy tym jak największy zaszczyt. Jakby bycie czyjąś żoną to wszystko, co mogła osiągnąć kobieta.
Ale Gryfonka potrzebowała takiej ogłupiającej literatury — chociaż dość groteskowo to brzmi. Skutecznie oderwało jej myśli od Harry'ego, który właśnie pod wpływem Felix Felicis zdobywał wspomnienie od profesora Slughorna. A przynajmniej miała taką nadzieję. I od...
— Cholera — fuknęła, masując skronie.
„Przestań myśleć, nie myśl, nie waż się” — powtarzała w myślach niczym zaklęcie.
Niczym zaklęcie, bo nijak się to miało do rzeczywistości.
— Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek usłyszę ciebie przeklinającą nad jakąś książką.
„Tak, teraz możesz przestać myśleć, gdy twoje tabu pojawia się przed tobą” — sarknęła.
Zacisnęła pięści na kolanach pod stolikiem, starając się wyglądać na tak spokojną i opanowaną, jak to tylko możliwe. Prawdopodobnie wyglądała w tamtej chwili jak człowiek w nędzy i rozpaczy, ale to był Ron. Nie zauważyłby nic, dopóki nie zaczęłaby szlochać nad swoim życiem. A tego nie zrobi. Jakkolwiek kusząco to brzmiało. Zatem uniosła głowę i zadała pierwsze pytanie, jakie przyszło jej na język:
— Nie powinieneś być teraz z Lavender?
Hermiona mogła tylko pomyśleć, że pod względem taktu dobrali się idealnie. Ale cóż poradzić, nie zamierzała być miła. Zwłaszcza że naprawdę ją to interesowało.
Ron potarł kark i opadł na krzesło. Jego twarz poczerwieniała tak, że można by było się obawiać, czy jakaś krew pozostała jeszcze w żyłach.
— Zerwaliśmy.
Dziewczyna uniosła jedynie brwi, ale czuła się, jakby dostała obuchem. Raczej w tym pozytywnym sensie, jednak trudno było jej myśleć.
— Powiesz coś? — zapytał Ron, gdy coś w nim umierało z niepokoju.
— Nie wiem, co miałabym — stwierdziła szczerze.
Nie wiedziała, kiedy zabrała dłonie z kolan ani kiedy zaczęła bawić się jedną z kartek tego nieszczęsnego romansu.
Ron zebrał w sobie całą odwagę — był Gryfonem, do diaska! — i zadał to pytanie, które zajmowało teraz dziewięćdziesiąt dziewięć procent jego myśli.
— Czy to... — zawahał się, ale widząc, no, nie wiedział co, ale to hipnotyzujące coś w oczach Hermiony, kontynuował: — Czy to coś zmienia?
— Nie wiem — powtórzyła, czując się nagle głupio.
Gdzie ta cała elokwencja i inteligencja, gdy ich potrzebowała?
Ron chyba też nie poczuł się dobrze po takiej odpowiedzi. Powiercił się na krześle, nie wiedząc, co mógłby dodać. Spuścił wzrok na swoje dłonie i skupił się na liczeniu znienawidzonych, ale prawie niewidocznych blizn, które zdobył po niezbyt chwalebnej ucieczce przez nadzwyczaj kolczaste krzaki dawno temu. Ale przynajmniej stary Lovegood nie zauważył go, kiedy rzucał kamieniami w rośliny w jego ogrodzie.
— Naprawdę sądzisz, że nam by się udało? — zapytała cicho Hermiona, wyrywając go z mało przyjemnego wspomnienia.
— Jasne — odparł, nawet się nie zastanawiając, ale dziewczyna chyba oczekiwała jakiejś dłuższej odpowiedzi. Odchrząknął i dodał: — W końcu to nie różniłoby się zbytnio od tego, co... Mamy teraz?
Hermiona uniosła lewy kącik ust w marnej imitacji uśmiechu.
— Jestem pewna, że... To byłaby co najmniej katastrofa — parsknęła, ale widząc pojawiające się zranienie w jego oczach, szybko rozwinęła: — Chodzi mi o to, że przyjaźń nie idzie nam łatwo, co dopiero jakaś... Bliższa relacja? Nie wiem, czy dalibyśmy radę. Zwłaszcza że obecny czas nie jest zbyt dobry na takie... coś.
Hermiona już od dawna nie czuła się bardziej niezręcznie niż w tej chwili. Jednak dziwna lekkość pojawiła się na sercu. Jakby nieznośny ciężar przygniatał ją od środka od dawna, a ta rozmowa — czy jej namiastka, patrząc na ilość niepewności i usilnych prób wysłowienia się — zmiotła go jednym machnięciem.
Ron natomiast starał się zorientować, w jakim kierunku to wszystko poszło. Czy to możliwe, żeby schrzanił jeszcze to? Merlinie, zlituj się!
— Więc mówisz „nie”? — wysunął chłopak, nie ważąc się podnieść wzroku znad swoich dłoni.
Jego uszy jarzyły się jak rozpalone do czerwoności węgielki.
— Nie mówię „nie” i nie mówię „tak” — odezwała się zaraz Hermiona. — Po prostu... — Westchnęła z frustracją. — Naprawdę sądzisz, że powinniśmy to teraz robić Harry'emu?
— A co ma do tego Harry? — burknął, czując nagłą złość.
— Jest Wybrańcem, tak mówi przepowiednia i tak sądzą wszyscy wokół z Voldemortem na czele — powiedziała drżącym głosem, jakby te słowa były czymś ponad jej siły. I może właśnie nimi były. — Musimy być przy nim, stanąć za nim murem i... Za bardzo się boję, że mogłoby nam nie wyjść, a Harry zostałby w tym sam z dwójką śmiertelnie obrażonych na siebie przyjaciół.
Ron w końcu uniósł głowę, a jego policzki były już tylko trochę zarumienione. Chyba nawet on zdawał sobie sprawę, jak ważne było to wszystko.
— Ale po wojnie, kiedy wygramy... — zaczął, ale nie skończył, nagle dławiąc się kolejnymi słowami.
Hermiona tym razem nie miała problemu, by szeroko się uśmiechnąć.
— Wtedy możesz próbować mnie gdzieś zaprosić. A ja może się zgodzę.
Ron pokiwał głową, marszcząc czoło, jakby nad czymś usilnie myślał, ale zaraz pokręcił głową. Mimo że to nie było do końca to, na co liczył, czuł się nadzwyczaj dobrze. Rozplótł więc dłonie i założył je za głowę. Zahuśtał się na krzesełku.
— Jak myślisz, uda się Harry'emu zdobyć to wspomnienie?
— Jeżeli Felix Felicis to nie bajka dla łatwowiernych, a tak nie jest — wtrąciła z naciskiem — będziemy o krok bliżej do zwycięstwa.
Hermiona starała się wierzyć w to z całych sił. Lecz wątpliwości nachodziły. Nie zamierzała jednak się im poddawać. Nie, kiedy miała coś jeszcze do powiedzenia.
Wygrają. I przeżyją.


*****


— Znalazłaś coś ciekawego? — zapytał Draco następnego popołudnia.
Opadł ciężko na krzesło i rozluźnił krawat. Dopiero po chwili zauważył, że Hermiona nijak zareagowała, poświęcając całą uwagę jakiejś książce. Chłopak westchnął cierpiętniczo nad swym losem i zwinnym ruchem zabrał jej księgę. Zaraz się skrzywił. Nie sądził, że człowiek może wyprodukować taką ilość decybeli.
— Malfoy, do cholery!
— Język — skarcił ją odruchowo, ale to tylko sprawiło, że Hermiona wyglądała na skraju popełnienia morderstwa. — Dobra, już oddaję — skapitulował, zwracając uwagę na drgającą jej prawą dłoń, zapewne by rzucić na niego jakąś zdecydowanie niemiłą klątwę.
Albo do wymierzenia mu sierpowego, czego zdecydowanie wolał uniknąć.
Dziękuję — warknęła, zawierając w tym słowie taką ilość jadu, że sam Ślizgon był pod wrażeniem.
— Coś się stało? Czy to tylko parszywy humorek, bo zorientowałaś się, że nie możesz urodzić się jako ktoś lepszy?
Hermiona przymknęła oczy i policzyła do dziesięciu. I chyba pomogło, bo uznała, że może rzeczywiście trochę przesadziła. Ale ten dzień nie był najlepszy. Ta rozmowa z Ronem wyczerpała ją psychicznie, mimo że żadne z nich nie miało do siebie większego żalu. I jeszcze te horkruksy... Hermiona wzdrygnęła się w duchu. Jak ktoś mógł kiedykolwiek chcieć rozrywać swoją duszę? Odpowiedź była prosta, Voldemort, ale to tylko sprawiało, że obawiała się o Harry'ego jeszcze bardziej. On miał z nim walczyć? Z kimś tak złym?
Draco obserwował zmieniające się emocje, które wyraźnie odznaczały się na twarzy dziewczyny. Coś musiało się stać. Nikt nie przechodzi ot tak od wściekłości przez spokój i delikatne zażenowanie aż po strach.
— Granger? — zapytał miękko.
Hermiona spojrzała na niego i pokręciła głową, co zapewne oznaczało, by nie pytał.
— A ty coś odkryłeś?
— Znalazłem książkę z zaklęciami szyfrującymi, ale to nam nie pomoże — mruknął, podsuwając jej cienki egzemplarz z poszarpaną okładką.
Dziewczyna szybko przekartkowała książkę, a jej nachmurzona mina mówiła sama za siebie.
— Czyli pudło, patrząc, że te wszystkie zaklęcia zamieniają tekst w niewinne wiadomości, nie w bełkot bez zna... — Nagle coś ją olśniło. — A co jeśli to jest zakodowane mugolskim sposobem?
— Skąd niby wzięłyby się tutaj woluminy z czymś takim?
— To jedyne logiczne rozwiązanie. W końcu zaklęcie może zmienić treść w artykuł o ogrodnictwie, natomiast u mugoli dość często zmienia się w to bezsensowny zlepek słów.
Draco milczał przez moment, by ostatecznie westchnąć.
— Próbuj, Granger, nic ci nie zaszkodzi.
Miał coś jeszcze powiedzieć, ale nagle Mroczny Znak dał o sobie znać. Tylko cudem nie udało mu się zasyczeć z bólu — ostatnio Czarny Pan uwielbiał mu przypominać w ten sposób o upływającym niemiłosiernie czasie.
— Coś się stało? — zapytała, patrząc na niego tymi cholernymi niewinnymi oczami.
— Mam coś do załatwienia — mruknął i poczuł nagłą gorycz. — Do zobaczenia, Granger.
Hermiona przekręciła głowę, kiedy obserwowała, jak wychodził. Ostatecznie wzruszyła ramionami i wróciła do zaklęć kamuflujących.
„Salvio Hexia” — powtórzyła w myślach i zapisała je sobie na oddzielnym pergaminie.
Nikt w końcu nie wie, czy za rok nie będzie chowała się po lasach przed śmierciożercami. Chociaż musiała powstrzymać rozbawienie na tę wizję; już widziała, jak Dumbledore zgadza się puścić ich, by radzili sobie na własną rękę. Póki on był, oni pozostawali bezpieczni.
„Chociaż trochę przezorności nie zaszkodzi” — dodała, ćwicząc ruch różdżką.

*****

Witam! Niestety, ale mam dla Was okropnie złą wiadomość. Laptop mi se wziął i se umarł, i nie okazuje żadnych oznak, że ma zamiar zmartwychwstać. Dlaczego jest taka tragiczna? No bo ja nienawidzę pisać na telefonie, a teraz będę do tego zmuszona (i może iść dość mozolnie, już nie mówiąc, że z publikacją może być problem, no bo ja nie mogę mieć za łatwo [zapeszyłam, cholera, pisałam to, zanim przebyłam ciężką walkę z bloggerem; najpierw rozdział nie chciał się wkleić, a później okazało się, że muszę formatować od nowa, bo wszystko znikło]), dopóki rodzice nie zdecydują się na coś, a nie wiem, kiedy to nastąpi. Także…  Bądźmy optymistami! I piszcie, co Wasza dusza zapragnie w komentarzach, może będę miała problem z odpowiedzią, bo na telefonie się zdecydowanie nie da (chyba że ja ułomna), a ja zapraszam (mam nadzieję, że wtedy już będę miała działający sprzęt) za dwa tygodnie! Chociaż nie powinniście mieć dużych nadziei. Ja naprawdę nie wiem, kiedy będę miała sprawny komputer, a i teraz ostatnie podrygi do końca roku szkolnego. Po prostu… Trzymajcie kciuki.

10 komentarzy:

  1. Cassie, kochanie...
    Jakbyś wiedziała, czego potrzebuję! Rozdział był poważny, a jednak... Ja się uśmiecham. Szczerze i szeroko.
    A teraz co do treści: język - ach! poezja! uwielbiam go. Piszesz niesamowicie. Ja chcę być pierwsza, która kupi Twoją książkę. Tylko pamiętaj, że dla mnie z autografem. Albo od razu dwie. Tylko druga bez dedykacji, to sprzedam, jak już będziesz sławna :)
    Także ten tego. Weno trwaj.
    Pozdrowienia ze słonecznej Hiszpanii :)
    eMKa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i takich komentarzy mi trzeba! ❤

      Kocham czytać, że mój styl pisania nie jest zły, wręcz przeciwnie - motywuje niesamowicie! Zwłaszcza po jakimś miesięcznym odwyku od pisania. A książkę to daj mi ją najpierw napisać. xD

      Usuń
  2. Hejka :D Dzisiaj był ciekawy, fajny rozdział . Bardzo przyjemnie mi się go czytało , scena Rona i Hermiony była super ! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuję niezmierną ulgę, że ta scena się udała - bardzo mi na niej zależało, zwłaszcza że jest jedna z ważniejszych tutaj (chodzi mi o taki zwrot w relacjach pomiędzy tą dwójką). :D

      Usuń
  3. Zastanawiam się, czy Draco w końcu sięgnie po rozum do głowy i pójdzie do Severusa albo Dumbledore'a. Rozumiem, że musi to być dla niego cholernie trudna sytuacja, ale mam wrażenie, że chłopczyna zaczyna wymiękać, więc who knows?
    I te myśli o Hermionie, ojojoj.
    Ciekawie rozwijasz aspekt ksiąg w tym opku. Do czego piję to granica pomiędzy światem magicznym a rzeczywistym. Zawsze mnie fascynował ten wspólny punkt, gdzie to wszystko się łączy, zaciera.
    Ładnie, ładnie.
    Oby tak dalej.
    Oby dalej bez Romione! c:

    Pozdróweczki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Draco to uparta bestia, ale z wysoce wykształconym instynktem przetrwania, więc... Zostawię to na najbliższe rozdziały. :D

      Oj, racja, ta granica też mnie fascynuje - i trochę tutaj boleję nad kanonem, bo czasami jest to tak rozmyte i dziwnie, że łociepanie.

      Romione niestety nie zniknie ot tak, ale obiecuję, że obejdzie się bez drastycznych scen. I dziękuję za komcia! ❤

      Usuń
  4. Życzę, aby Twój komputer jak najszybciej odżył :) Bardzo wciągnęło mnie Twoje opowiadanie. Dużo weny, niech wątek Dramione się rozwija! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla niego jest już za późno, ale *tatatatam!* zdobyłam zastępczy! Chociaż czeka mnie długa droga do przyzwyczajenia się do klawiatury (taka mała, bardzo mała w porównaniu z poprzednią). I cieszę się, że dołączyłaś do grupy moich (nadzwyczaj cierpliwych) czytelników! ❤

      A Dramione będzie się rozwijać. Tylko tak trochę powoli. Bo jednak mają o wiele ważniejsze sprawy na głowie. Ale nikt nie powiedział, że fundamentów kłaść już teraz nie mogę? :D

      Usuń
  5. Hmm, na początek takie małe spostrzeżenie, czy tylko mi się zdaje, czy czcionka w tekście znacznie się zmniejszyła...? Patrząc na resztę strony to ona naprawdę zdaje się być maciupka! :O
    Jeśli zaś chodzi o rozdział: krótki, nad czym zdecydowanie ubolewam, ale biorąc pod uwagę fakt, że mam jeszcze wiele do nadrobienia.. cóż, może to jednak nie jest takie złe ;).
    Bardzo ciekawy i bardzo przejrzysty. Naprawdę lubię sposób, w jaki przedstawiasz nam Draco i Hermionę, są realistyczni, a w końcu o to w pisaniu chodzi, prawda? Żeby jak najrealniej oddawać nasze wyobrażenia o jakiejś postaci czy o jakiś wydarzeniach.
    Scena z Ronem i Hermioną również bardzo mi się spodobała. Przede wszystkim przez tę nieścieralność. Przede wszystkim nie przebija się w niej ani żadna wrogość, ani zachwyt nad postacią Rona, bardziej zwykła neutralność, która doskonale trafia i do osób, które Rona lubią i do tych, które - tak jak ja - za nim nie przepadają ;).
    Podsumowując; rozdział jak najbardziej świetny :D
    Lecę dalej,
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmniejszyła, a ja nie wiem dlaczego! Takie same ustawienia co do poprzednich, będę musiała jakoś pomyśleć co zrobić teraz. xD

      Niestety, rozdziały krótkie, bo zawsze mi czas umyka (nawet teraz, kiedy chciałabym wstawiać rozdział, ale nie mogę, bo długość tego, co mam, to już kompletnie może załamać), a i sceny mi się tak ładnie kończą, więc myślę: czemu nie? ku ubolewaniu czytelników. :D

      I całkowicie się zgadzam - co to za zabawa, kiedy bohaterowie zachowują się surrealistycznie bez wyraźnego powodu? To żadne wyzwanie! A co do Rona - nawet nie wiesz jak się cieszę! Bo zdaję sobie sprawę, że żeby natrafić na fana Rona u fanów Dramione to ciężka sprawa (jakby te dwie rzeczy się wykluczały, no ja nie wiem), a jednocześnie nie chcę go pomijać. Zachowanie takiej równowagi to po prostu miód na moje serduszko!

      I dziękuję! ❤

      Usuń

JEŻELI KOMENTUJESZ, TO WIEDZ, ŻE JESTEM Z CIEBIE DUMNA! :)